piątek, 1 maja 2015

H.Beecher Stowe "Chata wuja Toma", czyli niech się święci 1 Maja!

Kilka dni temu do sprawy powróciło Polskie Radio, emitując zarówno w lokalnych, jak i w ogólnopolskich serwisach chwytającą za serce relację (do odsłuchania tutaj)

Wszystkim „oszukanym” przedsiębiorcom i wysłuchującym ze zrozumieniem ich opowieści dziennikarzom, którym nie chce się wykonać minimalnej pracy umysłowej, by zrozumieć o czym donoszą światu, dedykuję poniższe fragmenty „Chaty wuja Toma” (napisanej w 1850 roku).


W pierwszej połowie zeszłego stulecia, kiedy w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej niewolnictwo było jeszcze w pełnym rozkwicie, żył w stanie Kentucky właściciel obszernych posiadłości, pan Shelby, człowiek miły i dobry. Liczni niewolnicy, z których jedni zajmowali się robotami polnymi, drudzy pełnili służbę domową, uwijali się we dworze i w obejściu. Cieszyli się dobrym i łagodnym traktowaniem ze strony pana, co w stanie Kentucky częściej się wówczas zdarzało, i byli mu duszą i ciałem oddani. Pan Shelby nie umiał, niestety, utrzymać swoich różnorodnych interesów w należytym porządku, tak że jego położenie majątkowe pogarszało się z roku na rok, a on sam coraz częściej musiał zaciągać pożyczki. (…)
W tym samym czasie, kiedy zaczynamy nasze opowiadanie, do majątku pana Shelby’ego przybył handlarz niewolników, niejaki Haley, z żądaniem wykupienia podstępnie nabytego przezeń weksla. Nie chodziło mu tyle o gotówkę, ile o kupno niewolnika Toma, który od wielu lat należał do pana Shelby’ego, cieszył się jego zaufaniem, a dla swej uczciwości i zacnego charakteru nazywany był przez wszystkich wujem Tomem. (…)

Rozumiem, że dla nowoczesnego człowieka XXI wieku język XIX-wiecznej powieści może okazać się zbyt trudny. Dlatego też postanowiłam przygotować jej przystępne opracowanie, tak aby stała się ona zrozumiała. Nawet dla dziennikarzy i polskich pracodawców.

Bardzo niedawno temu, w złym kraju Polska, żyli sobie uczciwi przedsiębiorcy. Zatrudniali wielu niewolników pracowników i byli dla nich bardzo dobrzy. Po pierwsze, zatrudniali ich na umowy o pracę, choć przecież mogli na umowy o dzieło. Po drugie, płacili im pensję zawsze na czas. Zarówno tę oficjalną, najniższą krajową, jak i faktyczną (i cóż, że pod stołem). Naprawdę, ludzcy byli z nich panowie pracodawcy!
Niestety, zły kraj Polska łupił ich ze wszystkich stron, przez co położenie majątkowe przedsiębiorców pogarszało się z roku na rok i musieli szukać sposobów wyjścia z coraz trudniejszej sytuacji. Dlatego z radością przywitali przybycie handlarza niewolników przedstawiciela agencji pracy tymczasowej, który zaproponował im że odkupi od nich niewolników outsourcing pracowniczy.

„Było już późno; państwo Shelby chcieli udać się na spoczynek i poszli do swojej sypialni. (…)
- Arturze, kto to był ten pan, z którym jadłeś dziś wieczerzę? Człowiek ten wygląda na handlarza niewolników, bardzo mi się nie podobał. (…) Wiem o tym od Elizy. (…) Mówiła mi, że obcy człowiek chciał kupić jej małego Harry’ego. Powiedziałam, że nie masz zamiaru sprzedawać swych niewolników, tym bardziej takiemu człowiekowi jak Haley.(…)
- W biedzie każdy interes jest dobry, Emilio. Nie mogę dłużej ukrywać przed tobą, że moje interesy są w takim stanie, że tylko sprzedaż kilku niewolników może nas ocalić.(…)
- Dlaczego miałbyś sprzedać naszych ulubieńców?
- Bo za nich dają najwyższą cenę.(…) [Haley] przybędzie jutro, żeby zabrać swoją własność. Wyjadę konno wczesnym rankiem, bo i mnie boli serce, nie chcę być przy rozstaniu.”

Dobrzy polscy przedsiębiorcy czasem wymieniali się doświadczeniami z innymi przedsiębiorcami (nie tak dobrymi jak oni, rzecz jasna).
- Naprawdę chcecie sprzedać outsourcingować swoich niewolników pracowników?! – pytali ci ostatni z niedowierzaniem.
- Musimy. Jeśli tego nie zrobimy, ten kryzys nas wykończy – odpowiadali dobrzy przedsiębiorcy, przybierając smutny wyraz twarzy.
Następnie udawali się prosto do swoich biur księgowych, gdzie zlecali przygotowanie stosownych dokumentów.
- Pani Kasiu i dopilnuje pani, żeby jutro wszyscy niewolnicy pracownicy je otrzymali! – rzucali w trakcie składania podpisów na stosach jednobrzmiących pisemek. - Ja niestety mam na jutro od rana zaplanowane ważne spotkania biznesowe.

„W tej chwili Haley otworzył drzwi i wszedł do izby.(…)
- Dalej, czarna małpo, czyś już gotów? – zawołał.(…)
Tom wsiadł na wózek, a Haley włożył mu, ku wielkiemu przerażeniu wszystkich, ciężkie kajdany na nogi.”

Tu analogie się kończą.
Firmy outsourcingowe nie wywiozły nigdzie swoich nowych niewolników pracowników. Ci zostali tam gdzie byli, robiąc dokładnie to samo, co robili dotychczas, tyle że formalnie dla innego niż wcześniej pana pracodawcy. Nikt nie pytał ich o zdanie i odczucia. Mieli po prostu robić to, co do nich należy, nie zadając zbędnych pytań.
Dobrzy przedsiębiorcy odetchnęli z ulgą. Wprawdzie przelewali co miesiąc na konto handlarzy niewolników agencji pracy tymczasowych okrągłe sumy, jednak były one znacznie niższe niż te, które musieli płacić wcześniej – w końcu udało im się wynegocjować spory rabat!
Wprawdzie ich dotychczasowi niewolnicy pracownicy, teraz wynajęci wyleasingowani od handlarzy niewolnikami agencji pracy tymczasowych wspominali coś o tym, że na ich konta w ZUSie nie wpływają należne składki, a do Urzędów Skarbowych – podatki, jednak dobrzy przedsiębiorcy nie zaprzątali sobie tym głów. Przecież to już nie ich problem! Upewnili się jednak na wszelki wypadek u prawników, czy wszystko jest w porządku. Ci zapewnili ich, że tak, gdyż chronią ich skonstruowane przez nich umowy, bazujące na najnowszych poglądach orzecznictwa i doktryny.

Ponieważ podjęłam się napisania prawdziwie przystępnego opracowania, w tym miejscu muszę zdradzić i zakończenie naszej lektury.
Biedny Tom skonał.
Cóż, postęp i innowacyjność na gruncie prawa pracy wymagają poświęceń.
Na wszelki wypadek – to może być na sprawdzianie! – przytoczę jednak dosłownie zakończenie.

„- Kochani przyjaciele – przemówił wzruszony Alwin – nie musicie nas opuszczać; potrzebujemy do gospodarstwa tylu ludzi, co dawniej. Teraz jesteście wolni; za pracę będę wam dawał wynagrodzenie, o które dobrowolnie się umówimy. Wielkie dobro, jakim jest wolność, macie do zawdzięczenia naszemu dobremu wujowi Tomowi; na jego grobie powziąłem postanowienie nietrzymania już nigdy niewolników. Pamiętajcie o tym, ilekroć spojrzycie na chatę wuja Toma. Powinna ona być dla nas widomym upomnieniem, abyśmy w ziemskiej pielgrzymce byli równie prawi i wolni od samolubstwa, jak on był przez całe życie.”

A teraz, drodzy dobrzy pracodawcy i dziennikarze, z poczuciem dobrze odrobionego zadania domowego możecie już iść świętować 1 Maja.

Harriet Beecher Stowe „Chata wuja Toma”, przełożył J. Walicki, opracowała D. Sadkowska. Wydawnictwo Siedmioróg, Wrocław 1997.

10 komentarzy:

  1. Oszukany pracodawca? Jakoś te dwa słowa wydają mi się wzajemnie wykluczać. Bo też coraz częściej czujemy się w naszych zakładach pracy, jak niewolnicy, a nie ludzie wolni. Słyszałam, iż ostatnio w jednej z firm zapowiedziano niewolnikom, ups. pracownikom, iż o urlopie mogą zapomnieć już do śmierci- taki żart, który jakoś nie wydał się śmieszny. Mimo wszystko może lepiej nie podsuwać pracodawcy Chaty wuja Toma, on i bez tego wie, jak wykańczać niewolników :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie było moją intencją potępianie wszystkich pracodawców świata. Takich naprawdę oszukanych (przez pracowników lub - co gorsza - przez państwo) też widuję. Ten konkretny proceder (który był uprawiany przez setki, o ile nie tysiące zakładów pracy z terenu całej Polski) wywołuje jednak moje obrzydzenie, a aktualne zachowanie "oszukanych", lamentujących nad tym, że oto muszą zapłacić składki za swoich pracowników (czytaj: nie udało im się oszukać państwa i ludzi) przyprawia mnie o mdłości.
      Stosunki w zakładach pracy i podejście do pracowników to zaś zupełnie inna sprawa. Wcale przy tym nie weselsza, niestety. Urlopy istniejące tylko na papierze są w niektórych miejscach normą. Bardzo tp smutne, że mimo upływu dwustu lat nic się w ludzkiej mentalnośći nie zmieniło.

      Usuń
    2. Rozumiem, tyle, że chyba zafiksowałam się na jeden temat:( Choć ostatnio widziałam na horyzoncie jaskółkę, a może dwie :)

      Usuń
    3. Każdy się czasem fiksuje, na co istotny wpływ ma to, w jakiej sytuacji się znajduje. Tak jak część pracodawców dostrzega tylko własną aureolę ("jestem boski, daję przecież tym biednym ludziom pracę!"), tak i część pracowników widzi tylko swój trud ("to dzięki mnie jego firma w ogóle funkcjonuje"). Ja - stojąc pośrodku - miotam się od ściany do ściany, zależnie od tego, która ze stron stosunku pracy bardziej mnie w danym momencie wkurza (bo nigdy nie ma tak, żeby nikt mnie nie wkurzał, co to to nie!).

      Usuń
  2. Nic dodać, nic ująć. Chociaż nie, wtrącę swoje trzy grosze. Od dawna powtarzam, że głupota powinna boleć - i dobrze, że w tym przypadku boli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wśród kilkunastu przypadków, z którymi miałam do czynienia osobiście, głupota bolała może dwóch pracodawców. Pozostali cierpieli wyłącznie dlatego, że się im nie udało. Nie mam jednak złudzeń: następnym razem, gdy tylko usłużni prawnicy wymyślą nowy "patent", zrobią dokładnie to samo, licząc że może tym razem.

      Usuń
  3. Tak trochę tylko a propos - zrobiło się "smieszno i straszno" kiedy okazało się, że to Niemcy lepiej będą chronili polskich pracowników przed polskimi pracodawcami niż to robi nasz rodzimy ustawodawca. Niemen znowu mógłby zaśpiewać "Dziwny jest ten świat"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz na myśli kierowców? Jeśli tak, to problem z ustawodawcą jest tu niczym w porównaniu z nożem w plecy, który wbił rok temu Sąd Najwyższy, a którym pracownicy (kierowcy) z upodobaniem obracają w ciałach swoich pracodawców, nie dostrzegając, że ostrze dosięga też ich samych (na razie są znieczuleni pozornymi sukcesami).
      Owszem, dziwny, dziwny ten świat.

      Usuń
    2. Chodzi Ci o noclegi? wcześniej było miejsce pracy i kwestia delegacji. Jakoś się kierowcom nie dziwię, bo ich szefowie, jak wszyscy szefowie zresztą, jeśli mają do wyboru czy obniżyć sobie premię albo dywidendę czy zwolnić pracownika, to zwalniają dwóch, a i lawiny likwidacji polskich firm transportowych też nie widać.

      Usuń
    3. W zasadzie cały czas chodzi o to samo. Odkąd pamiętam (a będzie to już kilkanaście lat) kierowcy są tą grupą zawodową, która gwarantuje że sędziowie sądów pracy nie umrą z głodu. I nie wiem na ile znasz tę branżę (a ja znam dobrze, a nawet bardzo dobrze), ale akurat w niej od ładnych już paru lat rynek nie jest rynkiem pracodawcy, zaś spora grupa kierowców nie jest i nigdy nie będzie zainteresowana tym, by zarabiać tak jak każdy pracownik, czyli mieć całość dochodów oskładkowanych i opodatkowanych. Za chwilę jednak problem się rozwiąże, bo jak na moje oko, za chwilę polskie firmy transportowe przestaną istnieć. W każdym razie legalne polskie firmy transportowe.

      Usuń