Tak
to już działa, że im rzadziej pisze się tekst na blog, tym bardziej nie chce
się go pisać. Dlatego – mając między innymi na uwadze to, że póki co nie zanosi
się u mnie na zwiększenie ilości wolnego czasu – postanowiłam wrócić do
zarzuconego jakiś czas temu pomysłu „Przekrojowych” remanentów.
50 lat temu, dokładnie 9 stycznia 1966 roku „Przekrój” alarmował (w ślad
za „Trybuną Ludu”), że „średnio w miesiącu
na każdego pracownika Huty [im. Lenina] wypada 19,5 godziny obciążenia
zebraniami! Z tego na zebraniach służbowych, odbywających się w godzinach
pracy, spędza przeciętny pracownik Huty w miesiącu 8,3 godz. (…). U pracowników
należących do personelu kierowniczego, a równocześnie pełniących funkcje w
organizacjach społecznych, obciążenie zebraniami sięga w miesiącu zależnie od
kategorii 66 a nawet 74 godzin!”
Nie
mogę podeprzeć się danymi statystycznymi, ale mam przeczucie, że w najbliższych
miesiącach w niektórych zakładach pracy (szczególnie tych „państwowych”) kadra
kierownicza może spędzać na zebraniach nawet i więcej niż 74 godziny
miesięcznie.
Z
kolei w rubryce „Co piszą inni” zamieszczono wzmiankę o zamieszczonym w katowickim
dwutygodniku „Poglądy” artykule dotyczącym „czujnych dziadków”. Redakcja
wyjaśniła, że „tak nazywa Tadeusz
Kijowski w tytule swego artykułu strażników, przeważnie inwalidów i emerytów,
których widujemy nocą pilnujących sklepów i magazynów. Strażników
zorganizowanych w spółdzielniach inwalidów ochrony mienia i usług różnych jest
ok. 50.000. Z tego piąta część przypada na Śląsk. (…) Widując tych staruszków i
inwalidów na ich posterunkach można by wątpić, czy celowe jest powierzanie im
tak odpowiedzialnej pracy – ochrony wielomilionowego majątku. Ale ludzie młodzi
mający lepsze możliwości wyboru pracy nie podejmują się tej funkcji. A ci staruszkowie
spełniają dobrze swe obowiązki, często nawet po bohatersku. Wśród opisanych
przykładów są i takie dramatyczne wydarzenia jak z gliwickiego PDT, gdzie
strażnik Bednarski napadnięty i obezwładniony przez włamywaczy, mimo że był skrępowany
stoczył się po schodach na parter, ostrzegł kolegę i spowodował wezwanie
pomocy.”
Po
przeczytaniu tego artykułu już nigdy więcej nie pomyślę źle o współcześnie
działających agencjach ochrony mienia, zatrudniających wyłącznie osoby legitymujące
się orzeczeniem o co najmniej umiarkowanym stopniu niepełnosprawności (dla
wyjaśnienia: zgodnie z obowiązującą ustawą, osoba niepełnosprawna w stopniu
umiarkowanym jest osobą, która ma naruszoną sprawność organizmu i jest niezdolna
do pracy albo zdolna do pracy jedynie w warunkach pracy chronionej lub też jest
osobą wymagającą czasowej albo częściowej pomocy innych osób w celu pełnienia
ról społecznych). Do
tej pory wydawało mi się bowiem, że to swego rodzaju współczesna patologia (nie
jesteś formalnie osobą niepełnosprawną, nie masz szansy znaleźć pracy), a tu
proszę, patent wymyślono już 50 lat temu.
W
rubryce „Czytać czy nie czytać” tym razem mało inspirujących tytułów.
We „wznowieniach”
wzmianka o książce Władysława Tatarkiewicza „O szczęściu” (ciągle przeze mnie
nieprzeczytanej; na usprawiedliwienie mam tylko to, że „Historię filozofii”
tegoż autora przeczytałam kilka razy, od deski do deski), reklamowanej jako
pozycja, z której „można się (…) wiele nauczyć nie tylko jak z dzieła
naukowego, ale także jak z życiowego poradnika”. Czuję, że dojrzałam do
lektury.
Poza
tym zainteresowanie wzbudza wzmianka o „Poradniku językowym” Marii Kniagininowej
i Walerego Pisarka, wydanym „z myślą o
dziennikarzach, ale b. użytecznym dla wszystkich, którzy piszą (np. w urzędach,
instytucjach itd.)”, zawierającym „przykłady
z współczesnego języka gazetowego”. Czytając, a i produkując osobiście
liczne pisma urzędowe, mam niejasne wrażenie, że także i dzisiaj w tym
poradniku bardzo wiele osób mogłoby znaleźć bardzo wiele pożytecznych
wskazówek.
Dla
rozrzewnienia zaś notka o wydanej także 50 lat temu „Historii kultury
francuskiej” Georges’a Duby i Roberta Mandrou. Redakcja „Przekroju”,
zaznaczając, iż książka została wydana w nakładzie 10.000 egzemplarzy,
odnotowała, iż „jak wszystkie tego typu
pozycje monograficzne szybko znika z księgarń.”
„Historia kultury
francuskiej”? W nakładzie 10.000 egzemplarzy?? Szybko znika z księgarń??? Czy ktoś ma wehikuł czasu?!
I na zakończenie kolejny
dowód na to, że 50 lat minęło jak jeden dzień. Lub też, że ci, którzy pamiętają
to, co działo się 50 lat temu, muszą mieć dziś wrażenie nieustannego déjà vu. Tekst
Marii Zientarowej „Dziwne zjawisko”.
Kto chętny, może
przeczytać cały tekst po powiększeniu zamieszczonego obok zdjęcia. Poniżej
najbardziej istotne wyjątki.
„Anula stała w przedpokoju i czyściła sobie kozaczki. (…)
-
Są banany bez kolejki – powiedziałam od progu.
-
Rzeczywiście – odpowiedziała Anula i czyściła dalej te swoje kozaczki. Nie
zrobiłam na niej żadnego wrażenia.
-
Kupiłam kilogram – dodałam. – Weź sobie jednego.
-
Nie jadam tego – mruknęła. – Słodki kartofel.
-
Oszalałaś – zaczęłam się w środku gotować. (…)
-
Ja tego nie będę jadła i w ogóle bardzo się cioci dziwię, że ciocia się z
bananami pokazuje na mieście – rzuciła, ale była tak nisko pochylona nad
kozaczkami, że nie mogłam się zorientować, czy bredzi, czy kpi, czy mówi na
serio.
-
A co ? Nie modne? – odgryzłam się.
Zdjęłam płaszcz, botki, wzięłam ładną drewnianą miskę, ułożyłam w niej banany.
To szalenie efektownie wygląda.
-
Nie modne? – skrzywiła się Anula i nareszcie wyprostowała się. – Nie o to
chodzi. Obelżywe – stwierdziła. – Ciocia nie słyszała nigdy o bananowcach?
Prasy młodzieżowej ciocia nie czytuje?
-
Nie czytuję – zgodziłam się. - I czytać nie będę. A o bananowcach słyszałam. Nawet
widziałam jednego w ogrodzie pomologicznym, w oranżerii. Nic ciekawego.
Anula
spojrzała na mnie z ironią.
-
Ciocia świetnie wie, co mam na myśli. Ja tego jeść nie będę. Jeszcze mnie kto
zobaczy.
-
Masz, spróbuj – podałam jej banana i starannie zasunęłam roletę.
Anula
starannie zaczęła obierać ów dziwny owoc.
-
Zewnątrz zielone – zamyśliła się – a w środku podgniłe. Ciocia rozumie
symbolikę?
-
Zgniłe? – zdenerwowałam się. – Słuchaj, to kosztuje 45 złotych kilo. A w ogóle
mówisz potworne głupstwa.
-
Bo ciocia właśnie za mało czyta, a za dużo przepisuje na maszynie. Ciocia musi
wiedzieć, że młodzież powinna się jak ognia wystrzegać bananów.”
Uwaga! Zasłoniłam rolety
i częstuję jarmużem i marchewką! Była promocja. Dla rowerzystów.
„- Tajemnicza historia – powiedział mąż. – Przy mnie zmieniali cenę.
Mówią, że nie wiedzą, co się stało, ale jest to towar, którego ostatnio nikt
nie kupuje.”
Ha, mam Duby'ego i Mandrou, oczywiście nieczytanego, ale nie szkodzi :P Kupiłem kiedyś ze stypendium :)
OdpowiedzUsuńMyśmy dziś jedli duszoną marchewkę, przy odsłoniętych oknach. Grunt to cywilna odwaga, ot co!
To były złote czasy: człowiek miał stypendium i mógł kupić za nie tyle fajnych książek, których potem nie czytał. Ponawiam pytanie o wehikuł czasu!:P
UsuńU nas pieczone ziemniaki, bataty i cebulka. Rolety odsłonięte, firanek brak z założenia, każdy talerz oklejony zdradzieckim czerwonym serduszkiem. Jak szaleć, to szaleć!
Prawdziwi z was wywrotowcy!
UsuńA inkryminowane dzieło za jedne dwie dychy z przesyłką można nabyć na znanym portalu aukcyjnym. Także wiesz :P Ceny spadły, odkąd wydatkowałem na tę książkę zdobyte w pocie czoła walory gotówkowe.
Ja tam trenuję, bo prawdziwa działalność wywrotowa to u mnie, zdaje się, dopiero zacznie:(
UsuńZa dzieło podziękuję - teraz skupiam się na kupowaniu książek, które zamierzam przeczytać (w każdym razie w ciągu najbliższych 20 lat). Dopiero jak już je przeczytam, zacznę kupować te, których nie przeczytam nigdy:P
No w sumie racja, za dwie dychy można nakupować jarmużu i cykorii :D
UsuńO działalności nic nie mów, co ja mam powiedzieć?
Cykorii nie lubię, ale wezmę brukselkę i buraki:)
UsuńU Ciebie jest z założenia przerąbane (pardon, ale sens istnienia tej instytucji od początku był dla mnie, ekhm, jakby niejasny), u mnie do tej pory był względny spokój. Tak czy siak, chyba lekko nie będzie.
Sens mnie nie interesuje, interesuje mnie stabilność stopy życiowej. Taki cynik ze mnie.
UsuńW sumie cykorii też nie lubię, mogą być podwójne buraki.
Buraki są dobre na wszystko, dostarczają także mocnych wrażeń wizualnych tak przy obieraniu, jak i rozdrabnianiu, że o końcowym etapie przetwarzania nie wspomnę:P
UsuńJa bym jednak chyba odczuwała dyskomfort. Ale przeżywam obecnie silny kryzys wieku średniego, to pewnie dlatego:P
Lubię przetwarzać buraki.
UsuńA dyskomfort miałem za pierwszym razem, kiedy narzucony sens istnienia mijał się ze zdrowym rozsądkiem. Teraz też pewnie będę miał, ale to za parę chwil zapewne i wtedy się będę martwił.
Pewnie niejeden nowoczesny psychiatra wyprowadziłby z takiego wyznania daleko idące wnioski:P Ośmielona wyznam, że ja zawsze do przetwarzania buraków (na pierwszym etapie) ubieram lateks:D
UsuńA co do dyskomfortu, byłam w piątek na znakomitym koncercie, z którego wyszłam przekonana, że gdybym była wyluzowaną artystką z dredami, byłoby mi chyba znacznie prościej. Niestety, mamusia kazała mi nosić kitkę, więc teraz się męczę.
Lateks? No może nie kontynuujmy tematu, doprawdy :)
UsuńNiestety nigdy nie byłem wyluzowany, więc przejmuję się takimi pierdołami jak kredyt i rachunki. Mnie nikt kitki nie kazał nosić. Przeciwnie, jak nosiłem, to mi kazali ścinać :P
Ależ proszę uprzejmie, możemy teraz pogadać o kartoflach, wydają się bezpieczniejsze.
UsuńJa też się przejmuję, ale zaczęłam się wyluzowywać na tyle, by dostrzegać, że można tak żyć, aby rachunki były jak najniższe, a przy tym być znacznie szczęśliwszym niż wówczas, gdy stać Cię na to, by uregulowywać także i te bardzo wysokie.
Z tym ścinaniem męskich kitek to jakiś obłęd był swego czasu, gdzie się nie obejrzałam, tam kazali komuś kitkę ścinać:P Chociaż teraz przyjeżdża do mnie regularnie z obiadami pan, któremu sama bym ją najchętniej uchlastała, brr!
Kartofle bezpieczniejsze, ale o ileż bardziej przyziemne :)
UsuńMnie stać wyłącznie na najniższe rachunki, szczególnie jeśli nie zamierzam wysiadywać po nocach, żeby zapłacić te wyższe. Albo jakoś tak.
Pan od obiadów to widać jeden z tych, którzy swego czasu nie dali się skłonić do obcięcia. Niech zgadnę, łysawy, z cienkim, liniejącym kosmykiem z tyłu?
No, zawsze można im porządnie wtłuc:P
UsuńWczoraj zostałam zmuszona kupić Starszemu buty (śnieg spadł, a buty kupione wcześniej, w ramach oszczędności, okazały się być absolutnie i po całości przemakalne) i okazało się, że muszę mieć zdolność do opłacania również i baaaaardzo wysokich rachunków. Że o rachunku za gaz po minionych mrozach nie wspomnę:( I jak tu żyć w zgodzie ze sobą, jak żyć?!
Z kitką pudło. Pan ma całkiem obfite owłosienie, ale jakoś mię odrzuca. Ta kitka.
O rachunkach za gaz nie mówmy, one mają zwyczaj przychodzić w sylwestra z terminem płatności na 2 stycznia.
UsuńNo to doprawdy, skoro pan nie wyliniały, to masz zwyrodniały gust najwidoczniej :D
Mój przyszedł dzień przed Wigilią, z terminem płatności dzień po świętach; nie wiem co gorsze:(
UsuńRazem ze mną zwyrodniały gust mają także wszystkie pracowe koleżanki. Najwyraźniej kobiet w tak podeszłym wieku jak nasz nie da się już poderwać na kitkę:P
Widać macie od młodości wkodowane, że te kitki się obcina, a nie nosi :D
UsuńNo chyba nie, skoro wszystkie grzecznie je nosiłyśmy, jak mamusia przykazała. Jedna nosi nawet po dziś dzień...
UsuńDamskie kitki - tak, męskie - nie. Takie uwarunkowanie :P
UsuńNo i zrobiłeś z nas zwykłe zakłamane szowinistki:(
UsuńRaczej ofiary stereotypów płciowych, jakże powszechnych w wychowaniu naszego pokolenia :)
UsuńNie pogłębiaj mojego kryzysu, bardzo Cię proszę. Jak zacznę wielbić podstarzałych panów z kitkami, to już nigdy się z niego nie podźwignę.
UsuńAle przecież nie musisz wielbić, możesz przyjąć ich istnienie do wiadomości :)
UsuńPrzyjąć przyjęłam (nie da się zaprzeczyć temu co widzę), ale do akceptacji droga daleka...
UsuńPopracuj nad tym.
UsuńNie jestem pewna, czy aby na pewno akurat to uczyni mnie szczęśliwszą. Niech będzie, że w pewnym zakresie mam poglądy konserwatywne (czy władza to czyta?)
UsuńWładza czyta wszystko...
UsuńSzkoda, że nie wszystko rozumie (odnosi się to do każdej władzy, żeby nie było, że jestem tendencyjna)
UsuńTej wypowiedzi żadna władza nie zrozumie. Szkalujesz i tyle.
UsuńW sumie ja też jakby władza. Wprawdzie gorszego sortu, ale jednak (w każdym razie dopóki nie zmienią Konstytucji i nie wymażą z historii Monteskiusza). I doprawdy, rozumiem coraz mniej...
UsuńTen brak zrozumienia to na pewno przez ten gorszy sort, bo to trzeba mieć jakiś dodatkowy gen chyba, żeby pojmować.
UsuńA widzisz, Twoją wypowiedź zrozumiałam i w pełni aprobuję:D
UsuńJako ludzie tego samego sortu porozumiewamy się w lot :P
UsuńŻe niby każdy ma swoją klikę? Lotów i nielotów? Chyba tak, ale smutno trochę, że tak nam się zaklikało.
UsuńNo co poradzimy.
UsuńCoś tam poradzimy. Ujmiemy ich godnością osobistą:P
UsuńA, godnością możemy.
UsuńTo dzielimy obowiązki: chcesz być godny czy osobisty?:P
UsuńJa już jestem godny, nawet sobie nobliwy brzuszek wyhodowałem :P
UsuńA fuj, weź przestań, już wolę kitkę. Nie o takem godność mi chodziło:P
UsuńNO doprawdy, nie dogodzi.
UsuńAleż to doprawdy nie jest skomplikowane: bez brzuszka i bez kitki, za to godnie:P
UsuńPS. Odsłonię się, ale co tam. Brakowało mi tego, naprawdę:D
Czego, czego, że tak zapytam, naiwnie licząc na miłe słowo?
UsuńNiech Ci będzie, dzisiaj mam dziurę w pancerzu:P Ależ oczywiście, że brakowało mi tej intelektualnej interakcji z inteligentnym interlokutorem:D
UsuńPiękna aliteracja, że tak pochwalę. Ja też lubię intelektualne interacje z inteligentnym interlokutorem. To może pisz częściej albo chociaż zaglądaj do mnie, jak już coś napiszę?
UsuńNie obiecuję, bo ostatnio było to po prostu absolutnie awykonalne (by pozostać przy aliteracjach). Najpóźniej z końcem stycznia powinnam jednak przestać żyć w systemie "wychodzę z domu o 7.30 i wracam o 21". Wzgląd na intelektualne interakcje itd. jest tak samo dobrą motywacją do zmiany tego stanu jak inne, nieprawdaż?
UsuńWiem coś absolutnej awykonalności, ale to nas nie powinno powstrzymywać. Mnie się udało chwilowo wyhamować, ale już widzę, że zaraz się zacznie :(
UsuńGdybym siedziała przez miesiąc w domu, też bym wyhamowała. U mnie najgorsze jest to, że ja to wszystko w trosce o dobro własne i rodziny (i wcale nie chodzi o dobro materialne, bo pieniędzy z tego nie mam żadnych; wręcz przeciwnie, dokładam do interesu). Ale ok, nie będę się powstrzymywać (tylko przed czym, rety, przed czym?)
UsuńCzasem nie warto się zabijać dla tysiąca złotych, taka moja refleksja. Więc zaraz się zleceniodawcy poobrażają z powodu braku dyspozycyjności. Ale chrzanić.
UsuńTyle już wiem. Aktualnie dochodzę do wniosku, że działalność społeczna/społecznikowska dobra jest dla ludzi, którzy nie mają rodzin. To się jednak trudniej chrzani.
UsuńKażda działalność jest łatwiejsza, jak się nie ma zobowiązań, że tak pojadę banałem.
UsuńTaaa, również bycie niezłomnym było jakby prostsze w czasach, w których banki nie udzielały kredytów hipotecznych na 30 lat, a praca czekała na każdym rogu. W napięciu oczekuję na te tłumy nowych bohaterów naszych czasów, jednak mam niejasne przeczucie, że mogę się nie doczekać.
UsuńWyłaniają się jacyś, popatrzymy.
UsuńNie wiem jak Ciebie, ale póki co nikt mnie nie przekonuje. Ale może za słabo się rozglądam. Że nie wspomnę już o tym, że o prawdziwych bohaterach zazwyczaj dowiadujemy się grubo poniewczasie.
UsuńMnie też nie. Pożyjemy, zobaczymy.
UsuńA tak naprawdę to najlepiej byłoby, gdyby żadni bohaterowie nie musieli się pojawiać. Napisałabym, że marzę o zwyczajnym życiu, ale pamiętam czym takie westchnienia skończyły się dla Tereski i Okrętki, więc zmilczę:P
UsuńObyś żył w ciekawych czasach jako najgorsze przekleństwo :P
UsuńStare z nas i nudne ramole, bez cienia fantazji. Było nie ścinać/ściąć* (*niepotrzebne skreślić) tej kitki:P
UsuńPosiwiałaby była i wyliniała, żadna ozdoba :D
UsuńChodzi o to co by zrobiła w głowie, zanim by wyliniała i posiwiała, ech ty ramolu!:P
UsuńNic by nie zrobiła, fantazji od niej nie przybywało :)
UsuńBo może Twoja potrzebowała dłuższego rozbiegu i dopiero uwalniała swój potencjał, o.
UsuńDziś wolę myśleć, że jednak niekoniecznie :P
UsuńJakaś ogólna depresja pokoleniowa czy co?
UsuńZ bananami, to pamiętam jak obraziłem matkę kumpla, która na letnisko zwiozła owoc z enerdówka, a ja pokalałem kosztując i plując na wszystkie strony świata. Wolałem czereśnie kumplowego dziadka, ale tych akurat ten ostatni skąpił :P Co włosów, to aż do klasy maturalnej słuchałem w tym temacie Elektrycznych Gitar, ale niestety wbrew słowom piosenki rodzina wzięła górę. Obyło się bez fryzjera, bo kaźni dokonałem osobiście :P O polityce nie piszę, bo się nie znam i nie lubię :D
ZWL: Boisz się tego, że Ty z kitką byłby kimś lepszym niż Ty bez kitki?
UsuńBazyl: Dla osób urodzonych w okolicy połowy lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku (jak to brzmi, zgroza!) to jakby właściwy moment na depresję, niestety:( Może jakaś grupowa terapia?
A o polityce też nie piszę, rzucam tylko luźne uwagi:P
Może byłbym bardziej łysy, niekoniecznie lepszy.
UsuńLepszy nie lepszy, z pewnością inny (nie tylko zewnętrznie). A na pewno nie musiałbyś dzisiaj czytać tych wszystkich durnych papierów, czyż to nie kuszące?
UsuńUważasz, że mając kitkę, byłbym dziś przewodnikiem po bagnach nadnoteckich albo rentierem?
UsuńZ ust mi to wyjąłeś.
UsuńBardzo wątpię w obie możliwości :P
UsuńTo już prędzej rencistą. Od bagien ciągnie jak diabli i romantyzm gotowy. Romantycznym rencistą byś był :P
UsuńRwany reumatyzmem romantyczny rencista, rrrany!:P
UsuńZatrważająco złośliwe zgangrenowane zgagi :P
UsuńZgaga to niby o mnie???
UsuńUżyłem liczby mnogiej, moja droga.
UsuńJedna ze zgag to niby ja? (Lepiej, mój drogi?)
UsuńNie wiem, czy lepiej, na pewno akuratniej.
UsuńZamilknę więc z godnością (bez brzuszka). Na szczęście rencistów to ja mam na pęczki (także takich rwanych reumatyzmem).
UsuńRychło zatem radośnie rozerwiesz się z rencistą reumatycznym.
UsuńOwszem, rozrywam się już jutro, do tego w wojażach. Obawiam się jednak, że radośnie nie będzie. Chyba od rencistów wolę rentierów...
UsuńKażdy by wolał. Ale niestety, w przeciwieństwie do rencistów, rentier to rara avis.
UsuńPrzy obecnej polityce ZUS-u wkrótce łatwiej będzie o rentiera niż o rencistę.
UsuńTo ma być pocieszające?
UsuńZgagi nie zwykły pocieszać.
UsuńRozumiem. Jednak wizja rencistów poddawanych selekcji naturalnej jakoś mi nie leży. Mimo perspektywy zagęszczenia rentierów.
UsuńA nie, tu nie o selekcję naturalną idzie a o cudowne uzdrowienia. Po latach ludzie odrzucają kule, czyż to nie optymistyczne?
UsuńTaki ze mnie cynik, że możliwość cudownego ozdrowienia nie postała mi w głowie, w przeciwieństwie do niskiej myśli, że ZUS morzy rencistów głodem.
UsuńObecni renciści będą uważani za rentierów. O ile oczywiście porówna się ich do przyszłych emerytów.
UsuńAleśta se pogadali! ;)
UsuńBo czyż nie warto rozmawiać?:P
UsuńNa zebraniach i naradach wszelkiego typu kadra (i to nie tylko kierownicza) spędzała do tej pory wiele godzin (nadgodzin), teraz może to pójść na tyle szybko, że nawet nie zdążą spakować pudełek. Wczoraj nie jadłam ani banana, ani marchewki, tylko kapustę. Czy kapustę jeść jest niebezpiecznie? Pewnie tak, a już śpiewać wrogą narodowi pieśń to działalność wywrotowa. Wehikuł czasu - widziałam ostatnio tam, gdzie niedługo już nie będę zaglądać :)
OdpowiedzUsuńBo przecież nie może być tak, że tylko niektórzy będą mogli zaznać przyjemności naradzania się. Dotychczasowi już się naradzili wystarczająco, teraz czas na nowych!
UsuńKapusta wywołuje gazy i wzdęcia, a do tego śmierdzi. Marchewka ma komunistyczny kolor. Kontynuować?:P
O matko, kompletnie nie wiem gdzie ten wehikuł, ale z Twojej wypowiedzi wnoszę, że i tak by mi go nie pożyczyli:(
No tak, masz rację, że też nie zajumałam, że teraz nowi chcą się ponaradzać :)
OdpowiedzUsuńO rety- to kapusta taka niebezpieczna :( zdecydowanie jestem za mało kumata, należy mnie wymienić na nowszy (bardziej) pojętny model.
Wehikuł tylko dla prawomyślnych :) więc chyba nie masz wątpliwości...
Z całym szacunkiem, ale Ty się chyba łapiesz na "peerelowskie złogi" (takie świeższe:P), a to teraz znów nośne hasło. Mnie też kiedyś chcieli wrzucić do tego worka (a było to przy okazji lustracji), ale okazało się, że miałam wtyki w sejmie i kazałam napisać ustawę tak, że nijak nie dało się mnie do niczego zmusić. Nawet do autodenuncjacji na temat noszenia w zerówce czerwonych spódniczek:(
UsuńZ tym wehikułem to chyba nie ma czego żałować. Jak pokazuje lektura "Przekroju", i bez niego jesteśmy jakby o 50 lat młodsi...
Zaraz, jak to było? Mając takich przyjaciół, nie potrzebujemy już wrogów:) czy jakoś tak. Nie ma co kryć moja młodość to czasy PRL-owskie, może dlatego tak napawa mnie obawą dzisiejsza rzeczywistość, bo wydaje się być znajoma. Ale też jak to mówią nie ważne, czyś ukradł rower, czy tobie ukradli, bo i tak masz coś wspólnego z kradzieżą. Ale ukraść rower- to może dzisiaj patriotycznie ...hmm.
OdpowiedzUsuńKażdy z nas ma coś wspólnego z czymkolwiek. A z czym to się dopiero okaże.
UsuńMi już raz rower ukradli, tylko teraz nie wiem czy zrobili mi źle, czy raczej dobrze:P
Bardzo to wszystko życiowe takie: czujne dziadki, dziwne zjawiska i plagi zebrań. A autobusy są zawsze za małe.Hm.
OdpowiedzUsuńBo są na świecie pewne zjawiska stałe i niezmienne. Czy nie buduje to w Tobie poczucia bezpieczeństwa w tych trudnych czasach? A gdy dodać to tego łączność duchową z przodkami (50 lat temu czuli to samo), to już w ogóle.
Usuń