sobota, 9 stycznia 2016

"Przekrój" nr 1083/1966, czyli 50 lat temu (odc. 5)

Tak to już działa, że im rzadziej pisze się tekst na blog, tym bardziej nie chce się go pisać. Dlatego – mając między innymi na uwadze to, że póki co nie zanosi się u mnie na zwiększenie ilości wolnego czasu – postanowiłam wrócić do zarzuconego jakiś czas temu pomysłu „Przekrojowych” remanentów.




50 lat temu, dokładnie 9 stycznia 1966 roku „Przekrój” alarmował (w ślad za „Trybuną Ludu”), że „średnio w miesiącu na każdego pracownika Huty [im. Lenina] wypada 19,5 godziny obciążenia zebraniami! Z tego na zebraniach służbowych, odbywających się w godzinach pracy, spędza przeciętny pracownik Huty w miesiącu 8,3 godz. (…). U pracowników należących do personelu kierowniczego, a równocześnie pełniących funkcje w organizacjach społecznych, obciążenie zebraniami sięga w miesiącu zależnie od kategorii 66 a nawet 74 godzin!”
Nie mogę podeprzeć się danymi statystycznymi, ale mam przeczucie, że w najbliższych miesiącach w niektórych zakładach pracy (szczególnie tych „państwowych”) kadra kierownicza może spędzać na zebraniach nawet i więcej niż 74 godziny miesięcznie.

Z kolei w rubryce „Co piszą inni” zamieszczono wzmiankę o zamieszczonym w katowickim dwutygodniku „Poglądy” artykule dotyczącym „czujnych dziadków”. Redakcja wyjaśniła, że „tak nazywa Tadeusz Kijowski w tytule swego artykułu strażników, przeważnie inwalidów i emerytów, których widujemy nocą pilnujących sklepów i magazynów. Strażników zorganizowanych w spółdzielniach inwalidów ochrony mienia i usług różnych jest ok. 50.000. Z tego piąta część przypada na Śląsk. (…) Widując tych staruszków i inwalidów na ich posterunkach można by wątpić, czy celowe jest powierzanie im tak odpowiedzialnej pracy – ochrony wielomilionowego majątku. Ale ludzie młodzi mający lepsze możliwości wyboru pracy nie podejmują się tej funkcji. A ci staruszkowie spełniają dobrze swe obowiązki, często nawet po bohatersku. Wśród opisanych przykładów są i takie dramatyczne wydarzenia jak z gliwickiego PDT, gdzie strażnik Bednarski napadnięty i obezwładniony przez włamywaczy, mimo że był skrępowany stoczył się po schodach na parter, ostrzegł kolegę i spowodował wezwanie pomocy.

Po przeczytaniu tego artykułu już nigdy więcej nie pomyślę źle o współcześnie działających agencjach ochrony mienia, zatrudniających wyłącznie osoby legitymujące się orzeczeniem o co najmniej umiarkowanym stopniu niepełnosprawności (dla wyjaśnienia: zgodnie z obowiązującą ustawą, osoba niepełnosprawna w stopniu umiarkowanym jest osobą, która ma naruszoną sprawność organizmu i jest niezdolna do pracy albo zdolna do pracy jedynie w warunkach pracy chronionej lub też jest osobą wymagającą czasowej albo częściowej pomocy innych osób w celu pełnienia ról społecznych). Do tej pory wydawało mi się bowiem, że to swego rodzaju współczesna patologia (nie jesteś formalnie osobą niepełnosprawną, nie masz szansy znaleźć pracy), a tu proszę, patent wymyślono już 50 lat temu.

W rubryce „Czytać czy nie czytać” tym razem mało inspirujących tytułów.
We „wznowieniach” wzmianka o książce Władysława Tatarkiewicza „O szczęściu” (ciągle przeze mnie nieprzeczytanej; na usprawiedliwienie mam tylko to, że „Historię filozofii” tegoż autora przeczytałam kilka razy, od deski do deski), reklamowanej jako pozycja, z której „można się (…) wiele nauczyć nie tylko jak z dzieła naukowego, ale także jak z życiowego poradnika”. Czuję, że dojrzałam do lektury.
Poza tym zainteresowanie wzbudza wzmianka o „Poradniku językowym” Marii Kniagininowej i Walerego Pisarka, wydanym „z myślą o dziennikarzach, ale b. użytecznym dla wszystkich, którzy piszą (np. w urzędach, instytucjach itd.)”, zawierającym „przykłady z współczesnego języka gazetowego”. Czytając, a i produkując osobiście liczne pisma urzędowe, mam niejasne wrażenie, że także i dzisiaj w tym poradniku bardzo wiele osób mogłoby znaleźć bardzo wiele pożytecznych wskazówek.
Dla rozrzewnienia zaś notka o wydanej także 50 lat temu „Historii kultury francuskiej” Georges’a Duby i Roberta Mandrou. Redakcja „Przekroju”, zaznaczając, iż książka została wydana w nakładzie 10.000 egzemplarzy, odnotowała, iż „jak wszystkie tego typu pozycje monograficzne szybko znika z księgarń.
„Historia kultury francuskiej”? W nakładzie 10.000 egzemplarzy?? Szybko znika z księgarń??? Czy ktoś ma wehikuł czasu?!

I na zakończenie kolejny dowód na to, że 50 lat minęło jak jeden dzień. Lub też, że ci, którzy pamiętają to, co działo się 50 lat temu, muszą mieć dziś wrażenie nieustannego déjà vu. Tekst Marii Zientarowej „Dziwne zjawisko”.
Kto chętny, może przeczytać cały tekst po powiększeniu zamieszczonego obok zdjęcia. Poniżej najbardziej istotne wyjątki.

Anula stała w przedpokoju i czyściła sobie kozaczki. (…)
- Są banany bez kolejki – powiedziałam od progu.
- Rzeczywiście – odpowiedziała Anula i czyściła dalej te swoje kozaczki. Nie zrobiłam na niej żadnego wrażenia.
- Kupiłam kilogram – dodałam. – Weź sobie jednego.
- Nie jadam tego – mruknęła. – Słodki kartofel.
- Oszalałaś – zaczęłam się w środku gotować. (…)
- Ja tego nie będę jadła i w ogóle bardzo się cioci dziwię, że ciocia się z bananami pokazuje na mieście – rzuciła, ale była tak nisko pochylona nad kozaczkami, że nie mogłam się zorientować, czy bredzi, czy kpi, czy mówi na serio.
- A co ? Nie modne? – odgryzłam się.
Zdjęłam płaszcz, botki, wzięłam ładną drewnianą miskę, ułożyłam w niej banany. To szalenie efektownie wygląda.
- Nie modne? – skrzywiła się Anula i nareszcie wyprostowała się. – Nie o to chodzi. Obelżywe – stwierdziła. – Ciocia nie słyszała nigdy o bananowcach? Prasy młodzieżowej ciocia nie czytuje?
- Nie czytuję – zgodziłam się. - I czytać nie będę. A o bananowcach słyszałam. Nawet widziałam jednego w ogrodzie pomologicznym, w oranżerii. Nic ciekawego.
Anula spojrzała na mnie z ironią.
- Ciocia świetnie wie, co mam na myśli. Ja tego jeść nie będę. Jeszcze mnie kto zobaczy.
- Masz, spróbuj – podałam jej banana i starannie zasunęłam roletę.
Anula starannie zaczęła obierać ów dziwny owoc.
- Zewnątrz zielone – zamyśliła się – a w środku podgniłe. Ciocia rozumie symbolikę?
- Zgniłe? – zdenerwowałam się. – Słuchaj, to kosztuje 45 złotych kilo. A w ogóle mówisz potworne głupstwa.
- Bo ciocia właśnie za mało czyta, a za dużo przepisuje na maszynie. Ciocia musi wiedzieć, że młodzież powinna się jak ognia wystrzegać bananów.

Uwaga! Zasłoniłam rolety i częstuję jarmużem i marchewką! Była promocja. Dla rowerzystów.
„- Tajemnicza historia – powiedział mąż. – Przy mnie zmieniali cenę. Mówią, że nie wiedzą, co się stało, ale jest to towar, którego ostatnio nikt nie kupuje.

98 komentarzy:

  1. Ha, mam Duby'ego i Mandrou, oczywiście nieczytanego, ale nie szkodzi :P Kupiłem kiedyś ze stypendium :)
    Myśmy dziś jedli duszoną marchewkę, przy odsłoniętych oknach. Grunt to cywilna odwaga, ot co!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To były złote czasy: człowiek miał stypendium i mógł kupić za nie tyle fajnych książek, których potem nie czytał. Ponawiam pytanie o wehikuł czasu!:P
      U nas pieczone ziemniaki, bataty i cebulka. Rolety odsłonięte, firanek brak z założenia, każdy talerz oklejony zdradzieckim czerwonym serduszkiem. Jak szaleć, to szaleć!

      Usuń
    2. Prawdziwi z was wywrotowcy!
      A inkryminowane dzieło za jedne dwie dychy z przesyłką można nabyć na znanym portalu aukcyjnym. Także wiesz :P Ceny spadły, odkąd wydatkowałem na tę książkę zdobyte w pocie czoła walory gotówkowe.

      Usuń
    3. Ja tam trenuję, bo prawdziwa działalność wywrotowa to u mnie, zdaje się, dopiero zacznie:(
      Za dzieło podziękuję - teraz skupiam się na kupowaniu książek, które zamierzam przeczytać (w każdym razie w ciągu najbliższych 20 lat). Dopiero jak już je przeczytam, zacznę kupować te, których nie przeczytam nigdy:P

      Usuń
    4. No w sumie racja, za dwie dychy można nakupować jarmużu i cykorii :D
      O działalności nic nie mów, co ja mam powiedzieć?

      Usuń
    5. Cykorii nie lubię, ale wezmę brukselkę i buraki:)
      U Ciebie jest z założenia przerąbane (pardon, ale sens istnienia tej instytucji od początku był dla mnie, ekhm, jakby niejasny), u mnie do tej pory był względny spokój. Tak czy siak, chyba lekko nie będzie.

      Usuń
    6. Sens mnie nie interesuje, interesuje mnie stabilność stopy życiowej. Taki cynik ze mnie.
      W sumie cykorii też nie lubię, mogą być podwójne buraki.

      Usuń
    7. Buraki są dobre na wszystko, dostarczają także mocnych wrażeń wizualnych tak przy obieraniu, jak i rozdrabnianiu, że o końcowym etapie przetwarzania nie wspomnę:P
      Ja bym jednak chyba odczuwała dyskomfort. Ale przeżywam obecnie silny kryzys wieku średniego, to pewnie dlatego:P

      Usuń
    8. Lubię przetwarzać buraki.
      A dyskomfort miałem za pierwszym razem, kiedy narzucony sens istnienia mijał się ze zdrowym rozsądkiem. Teraz też pewnie będę miał, ale to za parę chwil zapewne i wtedy się będę martwił.

      Usuń
    9. Pewnie niejeden nowoczesny psychiatra wyprowadziłby z takiego wyznania daleko idące wnioski:P Ośmielona wyznam, że ja zawsze do przetwarzania buraków (na pierwszym etapie) ubieram lateks:D
      A co do dyskomfortu, byłam w piątek na znakomitym koncercie, z którego wyszłam przekonana, że gdybym była wyluzowaną artystką z dredami, byłoby mi chyba znacznie prościej. Niestety, mamusia kazała mi nosić kitkę, więc teraz się męczę.

      Usuń
    10. Lateks? No może nie kontynuujmy tematu, doprawdy :)
      Niestety nigdy nie byłem wyluzowany, więc przejmuję się takimi pierdołami jak kredyt i rachunki. Mnie nikt kitki nie kazał nosić. Przeciwnie, jak nosiłem, to mi kazali ścinać :P

      Usuń
    11. Ależ proszę uprzejmie, możemy teraz pogadać o kartoflach, wydają się bezpieczniejsze.
      Ja też się przejmuję, ale zaczęłam się wyluzowywać na tyle, by dostrzegać, że można tak żyć, aby rachunki były jak najniższe, a przy tym być znacznie szczęśliwszym niż wówczas, gdy stać Cię na to, by uregulowywać także i te bardzo wysokie.
      Z tym ścinaniem męskich kitek to jakiś obłęd był swego czasu, gdzie się nie obejrzałam, tam kazali komuś kitkę ścinać:P Chociaż teraz przyjeżdża do mnie regularnie z obiadami pan, któremu sama bym ją najchętniej uchlastała, brr!

      Usuń
    12. Kartofle bezpieczniejsze, ale o ileż bardziej przyziemne :)
      Mnie stać wyłącznie na najniższe rachunki, szczególnie jeśli nie zamierzam wysiadywać po nocach, żeby zapłacić te wyższe. Albo jakoś tak.
      Pan od obiadów to widać jeden z tych, którzy swego czasu nie dali się skłonić do obcięcia. Niech zgadnę, łysawy, z cienkim, liniejącym kosmykiem z tyłu?

      Usuń
    13. No, zawsze można im porządnie wtłuc:P
      Wczoraj zostałam zmuszona kupić Starszemu buty (śnieg spadł, a buty kupione wcześniej, w ramach oszczędności, okazały się być absolutnie i po całości przemakalne) i okazało się, że muszę mieć zdolność do opłacania również i baaaaardzo wysokich rachunków. Że o rachunku za gaz po minionych mrozach nie wspomnę:( I jak tu żyć w zgodzie ze sobą, jak żyć?!
      Z kitką pudło. Pan ma całkiem obfite owłosienie, ale jakoś mię odrzuca. Ta kitka.

      Usuń
    14. O rachunkach za gaz nie mówmy, one mają zwyczaj przychodzić w sylwestra z terminem płatności na 2 stycznia.
      No to doprawdy, skoro pan nie wyliniały, to masz zwyrodniały gust najwidoczniej :D

      Usuń
    15. Mój przyszedł dzień przed Wigilią, z terminem płatności dzień po świętach; nie wiem co gorsze:(
      Razem ze mną zwyrodniały gust mają także wszystkie pracowe koleżanki. Najwyraźniej kobiet w tak podeszłym wieku jak nasz nie da się już poderwać na kitkę:P

      Usuń
    16. Widać macie od młodości wkodowane, że te kitki się obcina, a nie nosi :D

      Usuń
    17. No chyba nie, skoro wszystkie grzecznie je nosiłyśmy, jak mamusia przykazała. Jedna nosi nawet po dziś dzień...

      Usuń
    18. Damskie kitki - tak, męskie - nie. Takie uwarunkowanie :P

      Usuń
    19. No i zrobiłeś z nas zwykłe zakłamane szowinistki:(

      Usuń
    20. Raczej ofiary stereotypów płciowych, jakże powszechnych w wychowaniu naszego pokolenia :)

      Usuń
    21. Nie pogłębiaj mojego kryzysu, bardzo Cię proszę. Jak zacznę wielbić podstarzałych panów z kitkami, to już nigdy się z niego nie podźwignę.

      Usuń
    22. Ale przecież nie musisz wielbić, możesz przyjąć ich istnienie do wiadomości :)

      Usuń
    23. Przyjąć przyjęłam (nie da się zaprzeczyć temu co widzę), ale do akceptacji droga daleka...

      Usuń
    24. Nie jestem pewna, czy aby na pewno akurat to uczyni mnie szczęśliwszą. Niech będzie, że w pewnym zakresie mam poglądy konserwatywne (czy władza to czyta?)

      Usuń
    25. Szkoda, że nie wszystko rozumie (odnosi się to do każdej władzy, żeby nie było, że jestem tendencyjna)

      Usuń
    26. Tej wypowiedzi żadna władza nie zrozumie. Szkalujesz i tyle.

      Usuń
    27. W sumie ja też jakby władza. Wprawdzie gorszego sortu, ale jednak (w każdym razie dopóki nie zmienią Konstytucji i nie wymażą z historii Monteskiusza). I doprawdy, rozumiem coraz mniej...

      Usuń
    28. Ten brak zrozumienia to na pewno przez ten gorszy sort, bo to trzeba mieć jakiś dodatkowy gen chyba, żeby pojmować.

      Usuń
    29. A widzisz, Twoją wypowiedź zrozumiałam i w pełni aprobuję:D

      Usuń
    30. Jako ludzie tego samego sortu porozumiewamy się w lot :P

      Usuń
    31. Że niby każdy ma swoją klikę? Lotów i nielotów? Chyba tak, ale smutno trochę, że tak nam się zaklikało.

      Usuń
    32. Coś tam poradzimy. Ujmiemy ich godnością osobistą:P

      Usuń
    33. To dzielimy obowiązki: chcesz być godny czy osobisty?:P

      Usuń
    34. Ja już jestem godny, nawet sobie nobliwy brzuszek wyhodowałem :P

      Usuń
    35. A fuj, weź przestań, już wolę kitkę. Nie o takem godność mi chodziło:P

      Usuń
    36. Ależ to doprawdy nie jest skomplikowane: bez brzuszka i bez kitki, za to godnie:P
      PS. Odsłonię się, ale co tam. Brakowało mi tego, naprawdę:D

      Usuń
    37. Czego, czego, że tak zapytam, naiwnie licząc na miłe słowo?

      Usuń
    38. Niech Ci będzie, dzisiaj mam dziurę w pancerzu:P Ależ oczywiście, że brakowało mi tej intelektualnej interakcji z inteligentnym interlokutorem:D

      Usuń
    39. Piękna aliteracja, że tak pochwalę. Ja też lubię intelektualne interacje z inteligentnym interlokutorem. To może pisz częściej albo chociaż zaglądaj do mnie, jak już coś napiszę?

      Usuń
    40. Nie obiecuję, bo ostatnio było to po prostu absolutnie awykonalne (by pozostać przy aliteracjach). Najpóźniej z końcem stycznia powinnam jednak przestać żyć w systemie "wychodzę z domu o 7.30 i wracam o 21". Wzgląd na intelektualne interakcje itd. jest tak samo dobrą motywacją do zmiany tego stanu jak inne, nieprawdaż?

      Usuń
    41. Wiem coś absolutnej awykonalności, ale to nas nie powinno powstrzymywać. Mnie się udało chwilowo wyhamować, ale już widzę, że zaraz się zacznie :(

      Usuń
    42. Gdybym siedziała przez miesiąc w domu, też bym wyhamowała. U mnie najgorsze jest to, że ja to wszystko w trosce o dobro własne i rodziny (i wcale nie chodzi o dobro materialne, bo pieniędzy z tego nie mam żadnych; wręcz przeciwnie, dokładam do interesu). Ale ok, nie będę się powstrzymywać (tylko przed czym, rety, przed czym?)

      Usuń
    43. Czasem nie warto się zabijać dla tysiąca złotych, taka moja refleksja. Więc zaraz się zleceniodawcy poobrażają z powodu braku dyspozycyjności. Ale chrzanić.

      Usuń
    44. Tyle już wiem. Aktualnie dochodzę do wniosku, że działalność społeczna/społecznikowska dobra jest dla ludzi, którzy nie mają rodzin. To się jednak trudniej chrzani.

      Usuń
    45. Każda działalność jest łatwiejsza, jak się nie ma zobowiązań, że tak pojadę banałem.

      Usuń
    46. Taaa, również bycie niezłomnym było jakby prostsze w czasach, w których banki nie udzielały kredytów hipotecznych na 30 lat, a praca czekała na każdym rogu. W napięciu oczekuję na te tłumy nowych bohaterów naszych czasów, jednak mam niejasne przeczucie, że mogę się nie doczekać.

      Usuń
    47. Wyłaniają się jacyś, popatrzymy.

      Usuń
    48. Nie wiem jak Ciebie, ale póki co nikt mnie nie przekonuje. Ale może za słabo się rozglądam. Że nie wspomnę już o tym, że o prawdziwych bohaterach zazwyczaj dowiadujemy się grubo poniewczasie.

      Usuń
    49. Mnie też nie. Pożyjemy, zobaczymy.

      Usuń
    50. A tak naprawdę to najlepiej byłoby, gdyby żadni bohaterowie nie musieli się pojawiać. Napisałabym, że marzę o zwyczajnym życiu, ale pamiętam czym takie westchnienia skończyły się dla Tereski i Okrętki, więc zmilczę:P

      Usuń
    51. Obyś żył w ciekawych czasach jako najgorsze przekleństwo :P

      Usuń
    52. Stare z nas i nudne ramole, bez cienia fantazji. Było nie ścinać/ściąć* (*niepotrzebne skreślić) tej kitki:P

      Usuń
    53. Posiwiałaby była i wyliniała, żadna ozdoba :D

      Usuń
    54. Chodzi o to co by zrobiła w głowie, zanim by wyliniała i posiwiała, ech ty ramolu!:P

      Usuń
    55. Nic by nie zrobiła, fantazji od niej nie przybywało :)

      Usuń
    56. Bo może Twoja potrzebowała dłuższego rozbiegu i dopiero uwalniała swój potencjał, o.

      Usuń
    57. Dziś wolę myśleć, że jednak niekoniecznie :P

      Usuń
    58. Jakaś ogólna depresja pokoleniowa czy co?
      Z bananami, to pamiętam jak obraziłem matkę kumpla, która na letnisko zwiozła owoc z enerdówka, a ja pokalałem kosztując i plując na wszystkie strony świata. Wolałem czereśnie kumplowego dziadka, ale tych akurat ten ostatni skąpił :P Co włosów, to aż do klasy maturalnej słuchałem w tym temacie Elektrycznych Gitar, ale niestety wbrew słowom piosenki rodzina wzięła górę. Obyło się bez fryzjera, bo kaźni dokonałem osobiście :P O polityce nie piszę, bo się nie znam i nie lubię :D

      Usuń
    59. ZWL: Boisz się tego, że Ty z kitką byłby kimś lepszym niż Ty bez kitki?

      Bazyl: Dla osób urodzonych w okolicy połowy lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku (jak to brzmi, zgroza!) to jakby właściwy moment na depresję, niestety:( Może jakaś grupowa terapia?
      A o polityce też nie piszę, rzucam tylko luźne uwagi:P

      Usuń
    60. Może byłbym bardziej łysy, niekoniecznie lepszy.

      Usuń
    61. Lepszy nie lepszy, z pewnością inny (nie tylko zewnętrznie). A na pewno nie musiałbyś dzisiaj czytać tych wszystkich durnych papierów, czyż to nie kuszące?

      Usuń
    62. Uważasz, że mając kitkę, byłbym dziś przewodnikiem po bagnach nadnoteckich albo rentierem?

      Usuń
    63. Z ust mi to wyjąłeś.

      Usuń
    64. Bardzo wątpię w obie możliwości :P

      Usuń
    65. To już prędzej rencistą. Od bagien ciągnie jak diabli i romantyzm gotowy. Romantycznym rencistą byś był :P

      Usuń
    66. Rwany reumatyzmem romantyczny rencista, rrrany!:P

      Usuń
    67. Zatrważająco złośliwe zgangrenowane zgagi :P

      Usuń
    68. Zgaga to niby o mnie???

      Usuń
    69. Użyłem liczby mnogiej, moja droga.

      Usuń
    70. Jedna ze zgag to niby ja? (Lepiej, mój drogi?)

      Usuń
    71. Nie wiem, czy lepiej, na pewno akuratniej.

      Usuń
    72. Zamilknę więc z godnością (bez brzuszka). Na szczęście rencistów to ja mam na pęczki (także takich rwanych reumatyzmem).

      Usuń
    73. Rychło zatem radośnie rozerwiesz się z rencistą reumatycznym.

      Usuń
    74. Owszem, rozrywam się już jutro, do tego w wojażach. Obawiam się jednak, że radośnie nie będzie. Chyba od rencistów wolę rentierów...

      Usuń
    75. Każdy by wolał. Ale niestety, w przeciwieństwie do rencistów, rentier to rara avis.

      Usuń
    76. Przy obecnej polityce ZUS-u wkrótce łatwiej będzie o rentiera niż o rencistę.

      Usuń
    77. Zgagi nie zwykły pocieszać.

      Usuń
    78. Rozumiem. Jednak wizja rencistów poddawanych selekcji naturalnej jakoś mi nie leży. Mimo perspektywy zagęszczenia rentierów.

      Usuń
    79. A nie, tu nie o selekcję naturalną idzie a o cudowne uzdrowienia. Po latach ludzie odrzucają kule, czyż to nie optymistyczne?

      Usuń
    80. Taki ze mnie cynik, że możliwość cudownego ozdrowienia nie postała mi w głowie, w przeciwieństwie do niskiej myśli, że ZUS morzy rencistów głodem.

      Usuń
    81. Obecni renciści będą uważani za rentierów. O ile oczywiście porówna się ich do przyszłych emerytów.

      Usuń
    82. Bo czyż nie warto rozmawiać?:P

      Usuń
  2. Na zebraniach i naradach wszelkiego typu kadra (i to nie tylko kierownicza) spędzała do tej pory wiele godzin (nadgodzin), teraz może to pójść na tyle szybko, że nawet nie zdążą spakować pudełek. Wczoraj nie jadłam ani banana, ani marchewki, tylko kapustę. Czy kapustę jeść jest niebezpiecznie? Pewnie tak, a już śpiewać wrogą narodowi pieśń to działalność wywrotowa. Wehikuł czasu - widziałam ostatnio tam, gdzie niedługo już nie będę zaglądać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo przecież nie może być tak, że tylko niektórzy będą mogli zaznać przyjemności naradzania się. Dotychczasowi już się naradzili wystarczająco, teraz czas na nowych!
      Kapusta wywołuje gazy i wzdęcia, a do tego śmierdzi. Marchewka ma komunistyczny kolor. Kontynuować?:P
      O matko, kompletnie nie wiem gdzie ten wehikuł, ale z Twojej wypowiedzi wnoszę, że i tak by mi go nie pożyczyli:(

      Usuń
  3. No tak, masz rację, że też nie zajumałam, że teraz nowi chcą się ponaradzać :)
    O rety- to kapusta taka niebezpieczna :( zdecydowanie jestem za mało kumata, należy mnie wymienić na nowszy (bardziej) pojętny model.
    Wehikuł tylko dla prawomyślnych :) więc chyba nie masz wątpliwości...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z całym szacunkiem, ale Ty się chyba łapiesz na "peerelowskie złogi" (takie świeższe:P), a to teraz znów nośne hasło. Mnie też kiedyś chcieli wrzucić do tego worka (a było to przy okazji lustracji), ale okazało się, że miałam wtyki w sejmie i kazałam napisać ustawę tak, że nijak nie dało się mnie do niczego zmusić. Nawet do autodenuncjacji na temat noszenia w zerówce czerwonych spódniczek:(
      Z tym wehikułem to chyba nie ma czego żałować. Jak pokazuje lektura "Przekroju", i bez niego jesteśmy jakby o 50 lat młodsi...

      Usuń
  4. Zaraz, jak to było? Mając takich przyjaciół, nie potrzebujemy już wrogów:) czy jakoś tak. Nie ma co kryć moja młodość to czasy PRL-owskie, może dlatego tak napawa mnie obawą dzisiejsza rzeczywistość, bo wydaje się być znajoma. Ale też jak to mówią nie ważne, czyś ukradł rower, czy tobie ukradli, bo i tak masz coś wspólnego z kradzieżą. Ale ukraść rower- to może dzisiaj patriotycznie ...hmm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy z nas ma coś wspólnego z czymkolwiek. A z czym to się dopiero okaże.
      Mi już raz rower ukradli, tylko teraz nie wiem czy zrobili mi źle, czy raczej dobrze:P

      Usuń
  5. Bardzo to wszystko życiowe takie: czujne dziadki, dziwne zjawiska i plagi zebrań. A autobusy są zawsze za małe.Hm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo są na świecie pewne zjawiska stałe i niezmienne. Czy nie buduje to w Tobie poczucia bezpieczeństwa w tych trudnych czasach? A gdy dodać to tego łączność duchową z przodkami (50 lat temu czuli to samo), to już w ogóle.

      Usuń