Czytając co tydzień
„Przekrój” sprzed 50 lat, coraz częściej łapię się na tym, że uważam go za
znacznie bardziej interesujący od niejednej współczesnej gazety.
Także numer datowany na
23 stycznia 1966 roku obfitował w ciekawe teksty.
W środku znalazł się bowiem
m.in. uroczy traktat o welocypedzie, napisany przez Bolesława Prusa, opatrzony
wstępem profesora Zygmunta Szweykowskiego, a wydrukowany wcześniej tylko w
„Kurierze Codziennym” w 1891 roku.
Jak pisał Szweykowski, Prus „rowerem, naówczas najczęściej zwanym
welocypedem, entuzjazmował się specjalnie (może i dlatego, że sam na nim uczył
się jeździć) i nie tylko opisał go w felietonie (…), ale kilkakrotnie powracał
do tego tematu w Kronikach, czyniąc szereg bardzo ciekawych, nieraz zabawnych o
nim informacji. Pozwolimy sobie przytoczyć jedną z nich: „Rower ma w sobie coś kobiecego, choć jest
najdoskonalszym kontrastem kobiety. Rower powinien być lekki, kobieta nie
powinna być lekką; musi być chudy do ostateczności, gdy kobiecie wolno być
tylko szczupłą. Zaletą wreszcie roweru jest – posiadać „dęte gumy”, co
stanowczo nie jest pożądanym u kobiety.
Pomimo
tylu i tak poważnych kontrastów organicznych rower ma duszę kobiecą: jest w
najwyższym stopniu wyłącznym, jest monopolistą do zazdrości, nieraz do zemsty.”
Dla tych zaś, którzy
nadal czują się do roweru nieprzekonani (panie ministrze Waszczykowski?)
kolejny zamieszczony w „Przekroju” cytat z Prusa, tym razem bardziej
intelektualny:
„(….) na świecie nie istnieje machina, z którą
literaci mogliby goręcej sympatyzować jak z welocypedem. Jest to aparat w całym
znaczeniu literacki, a wynalazł go chyba kaligraf albo drukarz: składa się
bowiem z samych liter.
Oto
są części welocypedu, zwanego rowerem: TUUIIOOaZOo
Już
widzę, jak szeroko otwierają oczy członkowie Klubu Cyklistów. A przecież tak
jest i zaraz tego dowiodę.
Przewróć
pan dobrodziej U do góry nogami,
osadź T, wewnątrz U umieść O ze szprychami, a będziesz miał przednie koło z kierownikiem.
Potem
przewróć drugie U, osadź na nim I, wewnątrz U umieść O, znowu ze
szprychami, wewnątrz niego o z
zębami, będziesz miał tylne koło z jego oprawą i trybem.
Nareszcie
zbliż do niego koło tylne i przednie i połącz ich oprawy w taki sposób, ażeby
dolna część T mogła się obracać w
górnej części I. Nadto weź drugie I, daj mu u góry a, a u dołu o i z. Potem tę sztuczkę przymocuj do
pierwszego I i ostatecznie zbudujesz
sobie welocyped… abstrakcyjny.”
Osobne miejsce 60 lat
redakcja „Przekroju” poświęciła także Szczecinowi. I cóż, że w redagowanej
przez Wandę Falkowską rubryce „Kronika sądowa”? Ważne, że Warszawa pochyliła
się nad trudnym losem mieszkańców województwa szczecińskiego, pozbawionych „potrzebnych towarów, przewidzianych dla nich
w planach i rozdzielnikach. Poszły one „w Polskę”, do sieci sklepów powiązanych
unią personalną z dyrekcją szczecińskiego przedsiębiorstwa.”
„Potrzebnymi towarami”
były atrakcyjne tekstylia, które „zamiast
trafiać do rąk zwykłego klienta, zaczęły docierać do klienta, który umiał być
wdzięczny.”
Jak donosiła
niestrudzona Wanda Falkowska, „ostatecznie
na ławie oskarżonych przed Sądem Wojewódzkim w Szczecinie zasiadło sześciu
pracowników WPT-O (Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Tekstylno-Odzieżowego) z
dyrektorem handlowym Wiesławem Ł. na czele, kilkudziesięciu kierowników sklepów
należących do najróżniejszych przedsiębiorstw handlowych, państwowych i
spółdzielczych, kilku pracowników zbytu z zakładów przemysłowych. Oraz –
właściciele prywatnych zakładów krawieckich, którzy wręczali kierownikom
sklepów korzyści materialne mniej elegancko zwane łapówkami.” W procesie
zapadły oczywiście surowe wyroki, skazujące najbardziej winnych na kary sześciu
i czterech lat bezwzględnego więzienia.
Przybici problemami z
zaopatrzeniem mieszkańcy Szczecina mogli niestety tylko poczytać o warszawskim
występie Jacques’a Brela, z którym dla potrzeb „Przekroju” wywiad przeprowadził
Lucjan Kydryński.
Jako wierna fanka tego artysty w pełni podzielam wnioski, do których 50 lat
temu doszedł Kydryński: „Teksty Brela,
intelektualne, polityczne, lecz przede wszystkim poetyckie, poza sarkazmem,
czarnym humorem i ironią, mają jednak także i wiele ciepła, zrozumienia dla
ludzi. Jego krótkie trzyminutowe komedie ludzkie z muzyką skierowane są przecież
nie przeciw wszystkim, tylko przeciw głupcom. Brel nienawidzi głupców.”
A co na to sam Brel? Kydryńskiemu mówił tak:
„(…)
jak piszę? Nigdy po to, by tylko rymować,
i nie na to zwracam uwagę. Chcę przekazać jakieś myśli, idee, jakieś
obserwacje. Piszę zawsze przeciw komuś, z tym, że nigdy nie piszę przeciw
sobie. I tak chyba trzeba…”
To wyjaśnia dlaczego
tacy jak Brel rodzą się tak rzadko. A szkoda.
Ponieważ rubryka „Czytać
albo nie czytać” w tym akurat numerze jest mało interesująca, w zamian wyimek z
rubryki „Słuchać czy nie słuchać”, zatytułowanej „Cukierki dla uszu!”.
Autor rubryki, podpisany
„Koż.” entuzjazmował się m.in. wydanym przez enerdowską Eternę cyklem sześciu
sonat Bacha na same skrzypce, w olśniewającym wykonaniu Yehudy Menuhina,
zaznaczając, że choć cykl został wydany na trzech oddzielnych płytach, to „radzimy jednak [kupić] komplet, bo zabraknie, a kto
nabędzie jedną i przesłucha w skupieniu, rozchoruje się, gdy następnych nie
dostanie.”
Dalej zapytywał
retorycznie: „Czy są to płyty dla
wszystkich (muzycznie, nie co do ceny)? [cena wynosiła 110 zł za jedną
płytę; jeden numer „Przekroju” kosztował w tym czasie 3 złote] Na pewno trochę trudniejsze niż (b.
przyjemne, ale w zupełnie innym wymiarze) o kochasiu, który coś tam w siną dal.
Jednakże po dwóch, trzech, czterech przesłuchaniach pojmiesz, że masz niebywały
skarb w domu i to na własność.”
I puentował, a puentę tę
uznać trzeba za celną także i dzisiaj: „Muzyka
nie daje pieniędzy; gorzej, za płyty trzeba płacić gotówką. Ale MUZYKA
WZBOGACA. Dlatego Mickiewicz nawoływał: „Słuchaj dzieweczko!”
Wszystko się zgadza.
Poza jednym. Dzisiaj sonat Bacha w wykonaniu Menuhina można posłuchać za darmo.
Wystarczy mieć dostęp do internetu.
Uskrzydlonemu muzyką
łatwiej przełknąć suche dane statystyczne.
W styczniu 1966 roku pisano
tak:
„W ub. roku w wypadkach drogowych zginęło w Polsce 2475 osób, a 20.700
odniosło rany. W liczbach bezwzględnych oznacza to wzrost, wysoki zwłaszcza
jeśli idzie o wypadki śmiertelne (o 568 więcej niż w 1964 roku). Ale
uwzględniając wzrost liczby pojazdów i obliczając wskaźnik wypadkowości na 10
tysięcy pojazdów otrzymujemy pewne zmniejszenie tego wskaźnika w porównaniu z
latami poprzednimi.
Zmniejszyła
się liczba wypadków spowodowanych przez pijanych kierowców, wzrosła liczba
wypadków spowodowanych przez kierowców samochodów ciężarowych i autobusów oraz przez
pieszych. Za pijaństwo zatrzymano prawa jazdy przeszło 32 tysiącom kierowców.”
A teraz niespodzianka.
Nie wiem ile samochodów poruszało się po polskich drogach w roku 1965, ale z
pewnością było ich co najmniej kilkanaściekrotnie (a może i
kilkadziesiątkrotnie?) mniej niż w roku 2015.
Dlatego świeżo ogłoszone przez policję statystyki za rok 2015 są dla mnie zaskakujące i nader optymistyczne:
"Jak wynika z policyjnych danych, w 2015 roku w 32701 wypadkach zginęły 2 904 osoby, a 39 457 zostało rannych. Liczba zarejestrowanych pojazdów silnikowych przekroczyła 26 mln. W porównaniu do 2014 roku odnotowano blisko 7% spadek ilości wypadków drogowych, około 10% spadek ilości zabitych i ponad 7% spadek ilości rannych. W tym samym roku doszło do 34 970 wypadków drogowych, w wyniku których zginęły 3 202 osoby, a 42 545 zostało rannych."
Znacznie mniej optymistycznie zrobiło mi się natomiast, gdy dostrzegłam zamieszczoną małym druczkiem w rubryce „jednym
zdaniem” informację, że „w dorocznym plebiscycie czytelników „Kuriera Polskiego”
jako książkę roku wybrano „Disneyland” Dygata; dwa następne miejsca: „Rzeka
kłamstwa” Szelburg-Zarembiny i „Ostatnia z rodu” Jasienicy."
Hm, nie wiem czy chciałabym
poznać wyniki podobnego plebiscytu zorganizowanego w roku 2015. Wystarczy, że
widuję listy bestsellerów Empiku. Dostarczają wrażeń mocniejszych niż policyjne statystyki .
Oj, tam, oj, tam! Lista bestsellerów Empiku się Pani nie podoba?! Vox populi, vox Dei! :-)
OdpowiedzUsuńMiejsca na liście bestsellerów Empiku są kupowane przez wydawnictwa i aktualizowane w co drugą środę miesiąca :)
UsuńAgnieszka
Marlow: no nie podoba się, cóż poradzę. Ale ja w ogóle ostatnio słabo przyswajam wszelkie listy.
UsuńAgnieszka: bardzo możliwe, ale i tak mną wstrząsa. Ktoś w końcu chce, żeby sprzedawało się to, a nie coś innego. Szkoda tylko, że "to" jest coraz częściej wyrobem książkopodobnym.
A mnie zaintrygował ten pingwin alkoholik...
OdpowiedzUsuń:)
Agnieszka
Zastanawiałam się czy o nim nie napisać, ale musiałam wybrać, bo post miałby kilometr długości:) To taka fotoopowiastka ku przestrodze o pingwinie, który regularnie wkracza do baru (na Florydzie chyba, nie mam teraz Przekroju pod ręką), żądając drinka, wychyla go, po czym oddala się chwiejnym krokiem. Pamiętaj, aby go nie naśladować!:P
UsuńPodzielał brelo-fanatyzm. Bardzo mi się ten cykl podoba, wskazuje jak wiele się zmienia przy niezmienności tego co najistotniejsze. Pozdrawiam z przeciwległego krańca Polski, gdzie wczoraj miałam okazję uczestniczyć w niezwykłym przedstawieniu w piwnicy pod baranami, a pisze o tym dlatego, że będąc nań pomyślała, że tobie i paru innym blogerom na pewno by się spodobało, inteligentnie i śmiesznie, nastrojowością i groteskowo, politycznie i życiowo. Taki kabaret to jest to, czego dawno nie oglądałam. I warto wydać każde pieniądze. Skojarzenie z ostatnim wpisem na temat niezbyt udanej wizyty w filharmonii. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTeż się wciągnęłam w tę cotygodniową lekturę:) 50 lat to tak dużo a zarazem tak mało.
UsuńDobrze, że są jeszcze miejsca, w których można znaleźć coś więcej niż prostą rozrywkę (też potrzebną, owszem, ale nie tylko i nie zamiast wszystkiego). Kiedyś nie opuszczałam żadnej z wizyt piwnicowych artystów w Szczecinie (mieliśmy nawet taki cykl jak Dymnalia), teraz straciłam ich poczynania z oczu, ale miło słyszeć, że wiele się nie zmieniło.
Udanego dalszego ciągu wizyty! (Jak tam smog?)
Smog trzyma niestety ;), że się tu wtrącę z zaskoczenia. Ale mnie ten występ w PpB zaintrygował- myślałam, że już są tak pokłóceni, ze nic się tam nie dzieje. A tu proszę, coś tam drga? ;)
UsuńNo właśnie, ten smog jest czymś co mnie silnie zniechęca do realizacji krakowskich planów:( Straszna sprawa. W Szczecinie niby też różowo nie jest, ale - patrząc porównawczo - jest czym oddychać.
UsuńPiwnica przyjeżdża jakoś niedługo do Szczecina (w lutym? marcu? nie wiem dokładnie bo się nie wybieram), więc chyba jakoś tam wspólnie działają.
Nie pożarł mnie smok, ani nie udusił smog, ale dawał o sobie znać i jakoś tak ciężej się spacerował w weekend. Co do Ppb nie miałam pojęcia o jakiś starciach pomiędzy zespołem, może zjednoczył ich Jarosław.ten człowieka ma dar jednoczenia i tych za i tych przeciw. Ja byłam pod ogromnym wrażeniem przedstawienia.
OdpowiedzUsuńA smoki zimą nie śpią przypadkiem?:)
UsuńRozumiem, że piwniczny spektakl miał silne polityczne podteksty? To bywa niebezpieczne (i nie mam na myśli ewentualnych retorsji ze strony władzy, a wyłącznie wrażenia artystyczne), ale sądząc po Twojej reakcji tym razem się udało.
trochę się PpB rozeszła w szwach po śmierci Skrzyneckiego. Potem jakieś tarcia były, część starego zespoły chyba odeszła. Ale może jakoś się ogarnęli i działają :)
UsuńNo, mam nadzieję, że pod koniec lutego będzie zdrowo wiało- wtedy jest nadzieja, że będzie lepiej. Trzymam kciuki za realizację planów krakowskich ;) Chociaż czasem myślę, że może gdyby tutaj turyści przestali przyjeżdżać trochę by to różne władze ruszyło.
Jeśli chodzi o Piwnicę, to też odniosłam wrażenie, że od czasu śmierci Skrzyneckiego to już nie jest to samo. Ale może niesłusznie.
UsuńZ planów krakowskich nici, bardzo mi przykro. Smog też odegrał tu pewną rolę, choć nie decydującą. Może w weekend się trochę ogarnę, to napiszę na priv, bo chwilowo nie mam czasu podrapać się po głowie:(
oczekuję więc "priva" cierpliwie, chociaż szkoda bardzo :( ale może jeszcze nic nie jest stracone, tylko po prostu w czasie odłożone ;) ściskam!
UsuńNa tyle na ile mogę, obiecuję aby ów "czas odłożony" nie był zbyt odległy!
UsuńMiało być, że obiecuję zrobić wszystko, aby..., ale padłam ofiarą złośliwego pożarcia:(
UsuńSilne i owszem, ale to była tylko część przedstawienia, gdyby były wyłącznie podteksty kabaret przestałby być artystyczny, a stał się polityczny:) Jak dla mnie wszystko było wyważone.
OdpowiedzUsuńTo tym lepiej. Chociaż, z drugiej strony, obejrzałam wczoraj archiwalny skecz Laskowika i pomyślałam sobie, że polityczne też może być znakomite. Zwłaszcza gdy okazuje się, że po 30 latach wszystko jest ponownie aktualne:(
UsuńPaczpani. U BzWL w komentarzach pod wpisem o domenie publicznej znalazłem linka, a pod nim "Z wspomnień cyklisty" Prusa. Teraz, po Twoich wyimkach, wiem już że brak wersji .mobi nie będzie mi przeszkodą w czytaniu :) Ot, jaki zbieg okoliczności. Przypadek? :P
OdpowiedzUsuńOdpowiedź na to pytanie może brzmieć tylko w jeden sposób: Nie sądzę!:P
UsuńAch, kiedyś też będę miała czas, by czytać a) cudze posty, b) komentarze pod nimi. Kiedyś. Tak wierzę.
Może to jest tak, że już czuję oddech wiosny (no, może nie dzisiaj) i marzy mi się rundka po okolicznych drogach, a co za tym idzie wszystko mi się kojarzy :P
UsuńJa posty czytam bladym świtem. Niestety czytam na tablecie i przez to praktycznie nie komentuję, bo nie cierpię wirtualnej klawiatury. Głupota, bo czasem mam wielką ochotę włączyć się w jakąś wymianę zdań, a tu leń bierze górę. Obiecuję sobie zostawiać więcej śladów na znajomych blogach. O!, może będę wstawał o 4tej :P
U nas dzisiaj pogoda taka, że spokojnie można było zrobić rowerową rundkę. Niestety nie zrobiłam:(
UsuńZ porą czytania mam podobnie, choć zazwyczaj czasu starcza mi tylko maksymalnie na jeden post. I nie komentuję dokładnie z tych samych powodów, choć np. ostatnio odwiedziłam ZWL i nawet byłam gotowa przemóc swoją niechęć do wirtualnej klawiatury; cóż, kiedy nijak nie pamiętałam hasła do logowania. Same kłody pod nogi!
Ja już się zacząłem wspomagać narzędziem do haseł, bo łepetyna nie dawała rady, tym bardziej, że kolejne systemy wymagają coraz bardziej fikuśnych i złożonych :( U mnie w zasadzie komentowanie, z niewielkimi wyjątkami, ograniczyło się do blogów: Twojego i ZwL :) Jestem jednak niepocieszony, bo zawsze lubiłem lać wodę i polałbym ją też u innych :P
UsuńCzuję się wzruszona i zaszczycona. Powiedziałabym, że "i vice versa", ale ostatnio to mnie nie ma nigdzie. Nawet przy samojlikowym poście, przy którym bardzo chciałam być... Coś idzie w złym kierunku, ewidentnie.
UsuńChociaż, z drugiej strony, zdaje się, że i u mnie, i u Ciebie realne życie ma się całkiem nieźle (w każdym razie gdy spojrzeć porównawczo). Z dwojga złego wolę tak niż gdyby miało być odwrotnie.
Zawsze zapraszam z komentarzem. Kiedyś zdarzało mi się nie odpisywać na komentarze, szczególnie do wpisów prehistorycznych, ale przekonałem się, jak denerwujące jest pozostawianie czyjegoś wpisu bez choćby cienia odpowiedzi i teraz już nie robię tego błędu :)
UsuńZ tym całkiem nieźle w realu, to też nie do końca tak. Sieć przekłamuje obraz, bo trafiają do niego tylko rzeczy fajne, a tych jest promil w ogólnej szarzyźnie :P Ale też wolę żeby szala ważyła w tę stronę :)
Wiem, że zapraszasz; postaram się, może nawet dzisiaj?
UsuńJeśli chodzi o odpowiadanie na komentarze, to moim zdaniem nieodpowiadanie jest nieeleganckie i niekulturalne. Ok, są komentarze i komentarze, ale choć zdawkowe dwa słowa należy napisać. Tak uczyła mnie mamusia. Dlatego np. nie jestem w stanie przekonać się do blogu "Krytycznym okiem", który - dlatego, że jego autor postanowił nigdy nie odpowiadać na żaden komentarz - robi na mnie wrażenie pisanego z miejsca położonego znacznie wyżej niż miejsca przeznaczone dla jego czytelników.
Sieć przekłamuje, to oczywiste. Podobnie jak oczywiste (w każdym razie dla mnie) jest to, że większość każdego życia to szarzyzna, przerywana przebłyskami. Kolorowymi albo czarnymi. U mnie jest raczej kolorowo, więc wirtualnie wypadam blado. Chyba trzeba powiedzieć trudno, bo na razie nie umiem zrobić tak, aby było dobrze i tu, i tam.
Dzięki za wizytę :) Ja parę blogów czytam, ale komentowania na nich oduczyłem się definitywnie :P A więcej kolorowego obiecuję sobie jak już będzie ciepełko. Na dziś - planszówki. Mam nadzieję na ból przepony po partyjce Taboo :D
UsuńTaboo to takie raczej dla starszych? U nas pomór grypowy, więc ani starszych, ani młodszych gości nie zapraszamy. Za to, owszem, gry dziecięce w ciągłym użyciu. Mam już dosyć rozmnażania królików!:(
UsuńNiech Cię nazwa nie myli. Taboo to imprezówka, w której musisz swojej drużynie wyjaśnić słowo z karty, ale nie możesz używać 5 słów tabu (np. przy jamniku - długi, pies, krótkowłosy itd.), bo zostaniesz otrąbiona przez strażnika przeciwników i stracisz punkt :)
UsuńKróliki? Znaczy się farmer? :) U nas wczoraj było szybkie Dobble. Kilka partyjek ujawniło mój totalny brak orientacji :)
Tak czy siak, skoro w Taboo są takie ograniczenia, to dla starszych, tyle że przyzwoitych:)
UsuńFarmer, owszem. Na szczęście młodzież też ma już przesyt.
Z Dobble mamy problem - zawsze wygrywa Starszy, więc Młodszy nie chce grać. Na szczęście jest jeszcze poczciwy Chińczyk, a tam zawsze wygrywam ja!:)
Ooo! I tu byś się (z tą przyzwoitością) zdziwiła. Ba, w ferworze walki, nawet przy dzieciach, lecą takie porównania i naprowadzenia, że ... :P Długo mógłbym Ci opowiadać jak krętymi drogami biegną czasem myśli człowieka, któremu zabrano najbardziej oczywiste skojarzenia :)
UsuńFarmer jakoś nigdy mnie nie porwał (nawet w wersji UFO), za to u nas króluje ostatnio (i mnie się bardzo podoba), Szósta bierze! Tania, z prostymi regułami. W Dobble mogę grywać, ale nie ciurkiem.
Chyba jestem sobie w stanie wyobrazić ten ferwor walki:) Ale to chyba jedna z tych gier, które się szybko zużywają z powodu znajomości wszystkich haseł?
UsuńMi się Farmer podoba, ale nie piętnaście razy dziennie. 6 bierze nie znam - z karcianych rżniemy tylko w makao:)
W wersji papierowej haseł jest około tysiąca, więc ciężko je wszystkie zapamiętać. My posiłkujemy się wersją na Androida, gdzie haseł jest tyle, że nikt nie wie ile. Czasem o takim poziomie abstrakcji, przynajmniej dla naszej trzódki (np. Tupac Shakur), że próby ich przedstawienia, to naprawdę niezły hardcore. A w Szóstkę możesz zainwestować te ~30 złociszy. W cenie butelki wódki dostaniesz naprawdę fajną giercę, w którą można grać w max. 10 osób. To wychodzi jakieś 3 zyle od łebka :P
UsuńMimo wszystko wydaje mi się, że w grach tego rodzaju lepiej sprawdzają się proste, a nie wydziwione hasła (Tupac Shakur zalicza się do tych ostatnich - i bez ograniczeń byłoby mi ciężko opisać go tak, żeby inni zgadli, chociaż bez sprawdzania w google wiem kto to jest). Ilość zwykłych haseł jest zaś ograniczona. Ale może się wymądrzam i gdybym spróbowała, to inaczej bym gadała.
UsuńSzóstkę rozważę, chociaż ostatnio przeliczam na butelki wina a nie wódki:P
U nas Taboo zawsze jest ukoronowaniem nasiadówek planszowych i zawsze wzbudza spore emocje. A tym ograniem naprawdę bym się nie martwił, bo w jednej, półgodzinnej rozgrywce można zużyć, bo ja wiem, 30 haseł :) No i wersja na Antoniusza jest w podstawie za free :D
UsuńJa nawet na piwo już nie przeliczam, bo czasu na takie przyjemnostki brak. Ani nie biegam, ani nie piję, po co ja w ogóle ... :P
No może, może (prawie mnie przekonałeś).
UsuńWiosna coraz bliżej - wtedy wszyscy ożyjemy. Już jest znacznie lepiej, odkąd dzień się nieco wydłużył.
Ja to może bym odżył po rocznym urlopie dla poratowania zdrowia. Niestety w mojej branży nie przysługuje :(
UsuńA, to też rozważałam (u mnie przysługuje, tyle że pół roku, nie rok). Niestety, pisze się do samego ministra, a ten minister to już chociażby za nazwisko mnie kijem pogoni:(
UsuńCzyli tyramy dalej? :P
UsuńNa to wychodzi. Pozostają krótkotrwałe i dające po kieszeni L4, po których człowiek wraca do roboty i patrząc na ogrom zniszczeń czuje się tak źle, że najchętniej czym prędzej wróciłby z powrotem do łóżka...
UsuńDlatego też dla mnie L4 jest jak yeti. Ponoć istnieje, ponoć ludzie korzystają, ale ja nie widziałem :)
UsuńJa też broniłam się dzielnie, niestety poległam. Wczoraj podjęłam nawet heroiczną próbę powrotu do pracy, zakończoną spektakularnym powrotem na łono lekarz rodzinnej, wykrzykującej "A nie mówiłam?!" Wychodzi na to, że raz na kilka lat pochorować trzeba.
UsuńAno! Jak mus, to mus. Duuuuuużo zdrowia zatem :D
UsuńDzięki, robię co mogę.
Usuń