sobota, 8 września 2012

Fatos Kongoli "Psia skóra", czyli co Ty wiesz o Albanii?


Żeby nie było, że jestem wredna, okropna i wytykam innym ich ignorancję, na wstępie zaznaczam: mówię za siebie.

O Albanii nie wiem nic.
źródło zdjęcia: Wikipedia
No, wiem, gdzie leży (mniej więcej, choć wszystkich sąsiadów to raczej nie wymienię. Sprawdziłam to właśnie. Dwa celne strzały. A sąsiadów czterech…). Wiem, jakie miasto jest jej stolicą. Cóż ja jeszcze wiem? Hm… Niech się skupię. Enver Hodża?
Śmiem w tym miejscu postawić tezę, że poziom mojej wiedzy nie odbiega zbytnio od poziomu wiedzy tzw. przeciętnego Polaka. Ba! Sądzę, że jakby to policzyć w liczbach bezwzględnych, to będę nawet na lekkim plusie (ta niewielka ilość blogerów i innych pasjonatów, którzy historię Albanii i jej literaturę znają z pewnością na wyrywki nie jest w stanie zrównoważyć pozostałych milijonów rodaków). Nie robiłam sondy ulicznej, ale myślę, że wystarczyłoby postawić w niej proste pytanie: na jakim kontynencie leży Albania?, by pozbyć się złudzeń.

Co więcej: pierwsze skojarzenie ze słowem Albania nie jest raczej dobre. Albania to taka jakby Rumunia (tyle, że leży nie wiadomo gdzie, bo Rumunia, to – mniej więcej – wiadomo); znaczy się bida z nędzą, kradną i żebrzą. Czy ktoś słyszał o wczasach w Albanii?
Ktoś tam pisze książki? Niemożliwe, naprawdę?!

Po tym wstępie mogę przejść do sedna.


Czuję się dumna jak paw, że mam w domu książkę albańskiego autora.
Fakt, mam ją przypadkiem. Kupiłam ją dawno temu w ramach promocji w wydawnictwie Czarne (3 w cenie 2, albo coś w tym rodzaju). Żeby nie było wątpliwości: kupując, nie miałam pojęcia co kupuję. Po kupieniu obejrzałam i – jak zwykle – odstawiłam na półkę. Kiedy wylosowano mi ją w nieocenionym Stosikowym losowaniu, oczywiście nie pamiętałam nawet narodowości autora. Fatosie Kongoli, wybacz proszę!

Książka jest wielopłaszczyznowa. Z jednej strony można czytać ją po prostu jako opowieść o życiu głównego bohatera – Krista Tupka, którego poznajemy jako 55-latka, i który stopniowo odsłania przed nami, po kolei, historię swojego życia.

„Nazywam się Krist Tupek. Moje imię kojarzyło się ludziom z Chrystusem, a jak wiadomo, kiedyś, jeszcze nie tak dawno temu, Chrystusa uważano u nas za wroga. Podkreślam: mimo iż Chrystusa ogłoszono wrogiem, nie miałem kłopotów z powodu swojego imienia. To tylko imię, a w moim zachowaniu i czynach nie było nic z Chrystusa, nie sądzę więc, że stanowiłem jakieś zagrożenie. W przeciwieństwie do tego, choć może się to wydawać dziwne, problem sprawiało mi moje nazwisko. Często starałem się doszukać w nim jakiegoś sensu, ale nikt nie potrafił mi go wyjaśnić. Jego sens odkryli moi nieprzyjaciele. Zwykli je przekręcać z Tupek na Dupek. Jeszcze do tej pory są tacy, którzy uprzejmie zwracają się do mnie: „Panie Dupek!”

Tak, Krist Tupek nie jest zbyt wysokiego mniemania o sobie i to naznacza całą powieść, z tytułem na czele.

Książka jest też opowieścią o relacjach damsko-męskich, czy raczej – skoro wszystko obserwujemy z perspektywy mężczyzny – męsko-damskich. Kobiet jest wiele, niemal każda inna – od matki głównego bohatera poczynając, przez jego nauczycielkę ze szkoły podstawowej, do kolejnych kochanek, a wreszcie żony. Każda z nich odgrywa jakąś rolę. Każda jest o wiele mądrzejsza od naszego nieszczęsnego Tupka-Dupka. Niektóre z nich łączy zresztą ze sobą coś więcej niż tylko to, że Krist pojawił się w ich życiu.
Kiedy szukałam informacji na temat autora i jego powieści, natknęłam się tylko na jedną porządną recenzję tej książki, na blogu Jarosława Czechowicza „Krytycznym okiem” (tam zresztą nie ma innych recenzji, jak tylko porządne). Rzuciłam tylko okiem, żeby się nie sugerować i wydaje mi się, że autor bloga ten właśnie wątek kobiecy wysunął na pierwszy plan swojej lektury, co wydaje się jak najbardziej dopuszczalne i usprawiedliwione.

„Psia skóra” zawiera też elementy metafizyczne. Od samego początku powieści pojawia się w niej wątek Hadesa, będącego nie wiadomo kim; tworem ni to realnym, mającym swój dom (willę), ni to wykwitem wyobraźni bohatera, doświadczającego omamów i wizji. Czytelnik momentami miewa problem z oddzieleniem tych dwóch światów, choć w miarę lektury staje się to coraz prostsze.

Dla mnie jednak najważniejsze było to, że jest to książka o Albanii.


Już jakiś czas temu odkryłam, że uwielbiam książki z tłem. Ono często wysuwa się u mnie na pierwszy plan – zamiast śledzić zawiłości fabuły, skupiam się na detalach.
Lubię książki z tłem dlatego, że zmuszają mnie do wysiłku. Dzięki nim stawiam sobie szereg pytań, a że niestety, zazwyczaj nie znajduję sama odpowiedzi, zaczynam myśleć, szperać, szukać.
W tym przypadku nie było trudno. Z coraz większym przerażeniem w miarę lektury odkrywałam, że czytam o czymś, o czym nie miałam dotąd pojęcia. Jak na dłoni zobaczyłam jak bardzo jako naród jesteśmy egocentryczni – Polska mesjaszem narodów, to my tak bardzo cierpieliśmy po wojnie jako naród zniewolony, to my jesteśmy męczennikami i bojownikami za wolność naszą i waszą; waszą, wy niewdzięcznicy! Nie ma tu miejsca na przyjęcie do wiadomości tego, że były – w Europie – kraje, w których było gorzej, niewyobrażenie gorzej.

źródło zdjęcia:Wikipedia
W lutym tego roku otwarto w Tiranie w Muzeum Narodowym pawilon z wystawą poświęconą zbrodniom reżimu komunistycznego w Albanii. Jak podało Polskie Radio, podczas otwarcia wystawy premier Albanii powiedział: „choć Europa miała w swojej historii wielu dyktatorów i dyktatur, zachowała w swej pamięci dwóch największych – Adolfa Hitlera i Envera Hodżę”.
Miał rację, a zarazem się mylił.
Miał rację, że był to jeden z największych europejskich dyktatorów, pewnie także dzięki temu, że rządził przez tak wiele lat - od zakończenia wojny, aż do śmierci w roku 1985. Przez tyle lat jego zbrodnie zdołały osiągnąć olbrzymią skalę.
Mylił się, twierdząc że Europa zachowała ich obu w swojej pamięci.

Warto przeczytać tę książkę, by odświeżyć naszą, tak wybiórczą, pamięć. Nie trzeba się obawiać – nie ma w niej epatowania śmiercią, krwią; wszystko rozgrywa się tak po prostu, ot, tak jak toczy się życie. Zdarza się przecież, że ludzie znikają. Zdarza się, że wypowiesz słowa, których nie powinieneś powiedzieć w takim towarzystwie, więc będziesz musiał ponieść za to surową karę. Zdarza się, że musisz wstawać dzień w dzień o drugiej w nocy po to, by ustawić się w kolejce po mleko dla dziecka. Tak po prostu jest i nie ma się co dziwić. Autor nie oczekuje zresztą od nas użalania się nad nim, on po prostu opowiada swoją historię.
Historię, która zaczyna się w roku 1944 (będącym też rokiem urodzin autora książki), a kończy na przełomie tysiącleci, w latach 1999/2000. W innej już Albanii. Podobnej do Polski sprzed 15-20 lat. Podobnej także w kompleksach jej mieszkańców, czujących się Europejczykami drugiej kategorii.

Łączy nas zresztą coś jeszcze: i w Polsce, i w Albanii po ulicach jeździły żuki. Opisując jedno ze swoich mieszkań, Krist mówi, że na ulicy przy której mieszkał „panował niewielki ruch, rzadko jeździły po niej samochody osobowe i niewielkie dostawcze, zwykle były to żuki – polskiej produkcji.” 
Ciekawe, czy u nich jeżdżą nadal, bo u nas wciąż się przecież jeszcze to zdarza.

Fatos Kongoli "Psia skóra", Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2007.

25 komentarzy:

  1. To prawda - o Albanii wiem nie więcej od Ciebie, a może i mniej, bo nawet nazwiska przywódcy APK nie pamiętałam (wszak żył za moich czasów, więc słyszałam niejednokrotnie). Także szalenie lubię książki z tłem. Nie napiszę tytułu książek, bo zbyt często się na nie powołuję, ale są takie, dzięki którym odkrywam artystów, miejscowości, dzieła, choć wcale nie one są w nich najważniejsze. To taka wartość dodana lektury.
    I też zachęcają mnie one do poszukiwań, prowadzenia dochodzeń, przeprowadzania wizji lokalnych, generalnie wywołują bardzo pozytywne skutki, myślę, że zupełnie przez autora niezamierzone.
    A wakacje w Albanii- może niedługo staną się trendy i zamiast do Toskanii, czy Prowansji, europejczycy zaczną sztormować Albańską Riwierę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam zaczęłam poważnie się zastanawiać nad Albanią jako celem wakacyjnym. Zdjęcia i filmy stamtąd przepiękne, a ceny znacznie odbiegają od tych toskańskich, czy nawet chorwackich. Tylko czemu to tak daleko?

      Usuń
    2. Zdjęcia rzeczywiście przepiękne.
      Zastanawiam się, co miałam na myśli pisząc o sztormowaniu Albanii przez Europejczyków; czy było to sztuczne wywoływanie sztormów, czy też raczej miało to być szturmowanie :) Daleko? Aha, rozumiem z dziećmi daleko :), no ale z nimi wszędzie daleko, aż do czasu, kiedy one będą za daleko.

      Usuń
    3. Ty mi tu nie roztaczaj wizji, że niby moje cium-cium dzieci są daleko ode mnie! Ja już teraz wiem, że będę Straszną Teściową, więc niech mi taka jedna z drugą spróbują tylko... No! (a sami będą się bali gdzieś oddalić)

      Usuń
    4. Po obietnicy niebiańskiego wylegiwania nie mam sumienia napisać, że mogłoby być inaczej.

      Usuń
  2. Mea culpa, przeczytałam tylko jedną książkę albańskiego pisarza. Miałam szczęście, bo była świetna (Ylljet Aliçka, "Kompromis"). Tyle jeszcze przede mną do odkrycia na literackiej mapie świata. Z jednej strony to cieszy, a z drugiej przeraża, bo zaczynam się martwić, czy wystarczy czasu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też przeczytałam jeszcze tylko jedną, ale to tylko dzięki nieocenionej Ani: był to Ismail Kadare "Córka Agamemnona". Zrobił na mnie zdecydowanie mniejsze wrażenie niż Kongoli, choć na pewno nie jest to zła książka.
      Na szczęście na nadmiar polskich tłumaczeń albańskich pozycji nie możemy narzekać, więc przynajmniej tę część świata da się jakoś załatwić. Co do reszty - nie mam złudzeń: jeśli w życiu wiekuistym nie będzie leżaczka z książeczką, jestem ugotowana!

      Usuń
    2. Proponowałabym zaopatrzyć się we własny zestaw wiekuisty,jakieś podwójne wieko skrzyneczki, tylko, obawiam się, że żar może zniszczyć papier (to tak w moim przypadku) :(

      Usuń
    3. :))
      Nie słyszałaś, że kto bloguje, ten w niebie się wyleguje? :P

      Usuń
    4. Uff, nareszcie jakaś dobra wiadomość :)

      Usuń
    5. Ja już zgodzę się nawet na brak leżaczka, byle były książeczki. :)

      Usuń
    6. Myślę, że dobrzy blogerzy będą mogli trochę ponegocjować - jak nie leżaczek, to może choć fotel:))

      Usuń
  3. Albanię całkiem dobrze promuje od jakiegoś czasu Stasiuk. A literatura albańska to dla mnie przede wszystkim Kadare.
    "Psią skórę" nawet mam i zaglądałam do niej - zapowiada się b. dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby nie Stasiuk i promocja w jego wydawnictwie, nigdy bym nie wzięła tej książki do ręki:) Ale też nie przesadzajmy z tą "dobrą promocją" - pozycji albańskich i w "Czarnem" nie za wiele...
      Jak już pisałam Lirael, mi Kadare podobał się mniej; faktem jest jednak , że czytałam tylko "Córkę...", a ona jest jak dla mnie za bardzo jednopłaszczyznowa, w tym sensie, że za mało w niej owego tła, które tak bardzo spodobało mi się w tej książce. Choć i tam niewątpliwie ponura historia Albanii była jedną z głównych bohaterek.

      Usuń
    2. Miałam na myśli, że Stasiuk czasami PISZE o Albanii. Nie tylko w "Dzinniku...", ale i w felietonach. Że nie wspomnę o licznych wypowiedziach przy różnych okazjach.
      Mnie bardziej podobał się "Potwór" Kadare, tło - z tego, co pamiętam - szersze niż w "Córce...".

      Usuń
    3. Tak właśnie myślałam, że trzeba by sięgnąć po coś innego pana Kadare.
      Co do Stasiuka, nie śledzę ostatnio, więc nie wiem. Ale mam do przeczytania zaległą rozmowę z nim w jakiejś gazecie (świątecznej Wyborczej bodajże), więc sprawdzę:)

      Usuń
  4. Kiedyś spędziłam 2 tygodnie niedaleko albańskiej granicy w Ulcinji (Czarnogóra). W zasadzie to też Albania, słowianie są tam mniejszościąPPPP.Do Albanii jednakowoż już się nie kopsnęliśmy, nie pamiętam, czy nie z powodów wizowych...
    A co do quizu "co wiesz o Albanii" na pewno słyszałaś o jednej słynnej Albance, takiej starszej pani w biało niebieskim sari, która nie żyje od jakichś 10 lat, a zajmowała się praca wśród najbiedniejszych Hindusów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czarnogóra też mnie kusi... Znam nawet jedną parę z mojego miasta, która w tym roku pojechała tam autem z 5-letnią córką, co oznacza, że nie jest to niemożliwe!
      Jak już napisałaś o owej słynnej Albance, to owszem słyszałam. Sama na to jednak nie wpadłam (tak, wstydzę się); pocieszam się, że nie ja jedna. Choć - z drugiej strony - jak pisała ostatnio Ania przy okazji notki o książce Alaina Mabanckou (http://czytankianki.blogspot.com/2012/09/alain-mabanckou-jutro-skoncze.html),w Kongu to nawet 9-latki posiadają taką wiedzę, więc nie ma co szukać usprawiedliwień :((

      Usuń
    2. Momarta - byle dojechać, Czarnogóra mała, wszędzie blisko, 5- latka nawet o soczek by nie zdążyla poprosić w trakcie transferu znad morza w góry.
      Rumunia też fajowa, choć nad morzem akurat nie byłam, no i chyba trochę bliżej.
      Acha, nie śmiałam sugerować, że nie słyszałaś o MT, TYLKO RACZEJ, ŻE sama nie wiesz, ze cos jednak wiesz o Albanii:).

      Usuń
    3. Co do ewentualnych sugestii i ich niewłaściwego odczytania - spoko, ego niebalonowe, więc się nie nadęłam i nie obraziłam:)
      Do następnego urlopu daleko, więc można snuć nieziemskie plany. Może tu, może tam, a może tu i tam?:P Ale skoro klęska urodzaju, jeśli chodzi o Europę, to co dopiero będzie, gdy poszerzę horyzonty o świat cały??? Strach się bać.

      Usuń
  5. Albania najbardziej kojarzy mi się z górami i z albańskimi dziewicami - czyli kobietami, które ubierały się jak mężczyzna, nosiły broń, nie wychodziły za mąż i nie miały dzieci. Wiem też, że w Albanii kobiety były niczym - córki jak najszybciej wydawano za mąż i odsyłano do męża, a na posag dawano nabój, by mąż mógł zastrzelić żonę, jeśli nie będzie z niej zadowolony.
    Czy przeczytałam jakąś książkę pisaną przez Albańczyka? Chyba nie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ten to sposób, wspólnymi siłami, znacznie poszerzymy horyzonty:)
      O albańskich dziewicach nie słyszałam, a i Kongoli jakoś nie wspominał... Stosunek do kobiet chyba nieco się poprawił, bo też nie czytałam ani nie słyszałam o odstrzelaniu żon. To makabra jakaś!
      A do lektury albańskich książek zachęcam, jak widać wyżej. Interesująco zapowiada się też zbiór opowiadań, o których wyżej wspomniała Lirael.

      Usuń
    2. O możliwości odstrzelenia żony przeczytałam w książce "Świnia w pałacu" Tessy de Loo, więc chyba to prawdziwa informacja. Albańską dziewicą (inna nazwa to dziewica kanunu) zostawała kobieta, która nie chciała być zależna od mężczyzny.
      Poczułam się bardzo zachęcona do lektury albańskich książek :)

      Usuń
    3. "Świnia w pałacu" - po pobieżnym zerknięciu do notek na temat tej książki, pomimo iż nie jestem fanką Byrone'a, czuję się zachęcona i ja:) Gorzej, że ta książka zajmie u mnie jakieś 598 miejsce w kolejce oczekujących...
      A "albańskich dziewic" w tym rozumieniu o którym piszesz, to chyba coraz więcej na świecie.

      Usuń