Pomna
traumatycznych doświadczeń ze Starszym, Matka postanowiła lepiej uzbroić się na
zbliżający się wrzesień. Pierwszy miesiąc Młodszego w przedszkolu.
Zaczęło
się nienajlepiej. „Bolek i Lolek w przedszkolu” okazali się być w
rzeczywistości wysłannikami wroga. Podobieństwo do prowokacji gliwickiej było
uderzające, jednak Matka postanowiła nie poddawać się bez walki. W końcu
historia nie może się wiecznie powtarzać!
Do
akcji wysłano najlepsze wojska; zaciąg prowadzono w bibliotece.
Pani
Bibliotekarka ze łzami w oczach, bijąc się w piersi i zaklinając, że nie ma nic
wspólnego z poprzednim atakiem oraz, iż też padła ofiarą podstępu, przysłała
silne wsparcie w postaci dwóch armii: Lulaków i Przedszkoludków.
Pierwsza
z nich nadciągnęła dumnie powiewając sztandarem z napisem: „jestem na Liście
Fundacji ABC Cała Polska czyta dzieciom”! Na odwrocie małym druczkiem dopisano:
„jestem bajką terapeutyczną”.
Robiła
wrażenie niepozornej: wychudzona i bidna (23 strony), ze specyficznym
umundurowaniem, zaprojektowanym przez Anettę Krella-Moch.
Dowodził
nią generał Hubercik, mający silne wsparcie w osobie kotka – Pana Czekoladki.
Hubercik
twierdził, że ma bogate przedszkolne doświadczenie, bowiem codziennie jest
budzony przez stukacze-pukacze, a następnie świdraki-wkrętaki i daje radę!
W
krótkich żołnierskich słowach opowiedział cały swój dzień. Zaczął od „Dzień
dobry”, a potem już poszło: „droga do przedszkola, śniadanie, przedstawienie,
obiad, leżakowanie, ogródek, podwieczorek, powrót z przedszkola, już w domu,
wieczorna kąpiel, dobranoc”.
Na
Szeregowym Młodszym Hubercik i spółka nie zrobili większego wrażenia. Wiercił
się i kręcił, a po zakończonej prezentacji nie zadał ani jednego pytania. W
ciągu następnych dni nie raczył zaszczycić ich choćby jednym spojrzeniem.
Wówczas
wmaszerowały Przedszkoludki.
Radosne,
kolorowe i bezpieczne mundury z atelier Agaty Nowak stanowiły dla Szeregowego
miłą odmianę, toteż na jego twarzy zaczęło malować się zaciekawienie.
Żołnierze
opowiadali o sobie na zmianę to wierszem, to prozą. Jeśli wierszem, to przy
użyciu łatwych, ale sympatycznych i wpadających w ucho rymów. Gdy zaś prozą, to
barwnie opisywały szereg typowych przedszkolnych zajęć, doszukując się w
nich jednak nadzwyczajnych i bajkowych podtekstów.
Szeregowy
zaczął wznosić zagrzewające do boju okrzyki, dopytując się kiedy zostanie
wysłany na front i zapewniając, że o niczym innym bardziej nie marzy.
Dobra
nasza, pomyślała Głównodowodząca Matka. Zwycięstwo mamy w kieszeni!
W
tej sytuacji oczywistym było wysunięcie na pierwszą linię Przedszkoludków.
Lulakom zakomunikowano, iż mają do odegrania rolę mięsa armatniego.
Nadszedł
1 września, w tym roku podstępnie ukryty w kalendarzu pod datą 3 września.
A
lato było piękne tego roku…
Tego
uderzenia Matka się nie spodziewała, o czym najlepiej świadczy fakt, że poszła
do przedszkola nieuzbrojona w okulary słoneczne.
Szeregowy
owszem, wznosił okrzyki, jednak nie były one bynajmniej bojowe, lecz wyłącznie
rozpaczliwe. Krzyczał coś o tym, że nie chce na front, że jest jeszcze za
młody, by ginąć. Widząc armię Przedszkoludków kopał i gryzł (Matka z trudem
uchroniła je przed zagładą – Pani Bibliotekarka mogłaby tego nie przeżyć). Tuż
przed dotarciem na pole bitwy w pośpiechu (acz nie po cichu) zdezerterował,
czemu z zaciekawieniem przyglądała się liczna okoliczna ludność cywilna. Także
już po dotarciu na miejsce walk próbował salwować się ucieczką. Sięgał także po
sabotaż.
Głównodowodząca,
ciągnąc resztką sił uznała, że jedyne co może w takiej sytuacji zrobić to
wsadzić Szeregowego na minę – albo przeżyje, albo nie, trudno.
Silne
ręce Kapitan Przedszkolanki przytrzymały Szeregowego. Matka uciekła. W drodze
powrotnej usiłowała ukryć przed ludnością cywilną fakt, iż kamuflaż jej się
rozmazał, ale nie była zbyt skuteczna.
Telefon
od wizytujących pole bitwy emerytowanych marszałków Babci i Dziadka nie
poprawił sytuacji.
Matka
poległa.
O
14.00 okazało się, że Szeregowy przeżył.
Głównodowodząca
cudownie ożyła.
Natychmiast
obmyśliła strategię na dzień następny. Przeprosiła serdecznie Lulaki, przegnała
na skrzydła Przedszkoludki.
Rano
wydawało się, że wsparcie stukaczy-pukaczy oraz świdraków-wkrętaków będzie
miało kluczowe i decydujące znaczenie oraz, iż tym razem uda się osiągnąć
sukces. Głównodowodząca obmyśliła nadto, iż dla zmylenia przeciwnika tym razem
Szeregowego poprowadzi do ataku Marszałek Ojciec.
Jako,
że mężczyźni nie lubią, gdy opowiada się o ich klęskach, spuśćmy na ten dzień
zasłonę milczenia...
W
ciągu kolejnych dni Szeregowemu szło jednak coraz lepiej.
Być
może wpływ na to miał fakt, iż zwolniono do rezerwy zarówno Przedszkoludki, jak
i Lulaki, a małemu żołnierzowi wsparcia udzielili wyłącznie Zdrowy Rozsądek
oraz Empatyczne Podejście do Emocji Dziecka.
Głównodowodząca
pomału zaczęła myśleć o tym, że chyba się udało.
Błąd.
Wróg
nigdy nie zasypia.
Właśnie
dziś, gdy Szeregowy rano pierwszy raz poszedł na front z radosną pieśnią na
ustach, nieprzyjaciel rzucił do ataku swoją tajną broń.
Katar,
kaszel i temperaturę.
Czy
to przypadek, że dziś jest 11 września???
Jest
do obsadzenia stanowisko Głównodowodzącej, bo właśnie podała się do dymisji. Ktoś
chętny?
Beata Ostrowicka „Lulaki,
Pan Czekoladka i przedszkole, czyli ważne sprawy małych ludzi”, Wydawnictwo Literatura,
Łódź 2009, wydanie III; ilustracje Anetta Krella-Moch.
Agnieszka Frączek "Przedszkoludki 100 radości i 2 smutki", Agencja Wydawnicza Jerzy Mostowski, 2007; ilustracje: Agata Nowak.
Kapitalna relacja z linii frontu!!! Najlepsi korespondenci wojenni puchną właśnie z zazdrości.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby po krótkim pobycie w domowym lazarecie Szeregowy szybko doszedł do siebie!
Bohaterskiej Głównodowodzącej życzę dużo cierpliwości!
Znaczy się, że mam trwać na stanowisku??? Ratunku!
UsuńNoce w szpitalach polowych bywają trudne; ta do takich należała. Obawiam się jednak, że okres rekonwalescencji może mieć negatywny wpływ na morale żołnierza, który sprytnym szeregowym jest i niewątpliwie natychmiast znajdzie związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy chorobą a niepójściem do przedszkola:(
Ale książek o tym czytać NIE BĘDĘ!
No niestety, trwaj niczym Sowiński w okopach Woli.
UsuńMam nadzieję, że dziś będzie lepiej. Na wszelki wypadek odśwież znajomość pieśni partyzanckich, może ukołyszą biednego Szeregowego do snu.
Moja bratanica dwa lata temu przechodziła to, co Twój Szeregowy i zrobiłam wtedy mały przegląd książeczek o przedszkolnej inicjacji. Było ich mnóstwo, a teraz widzę, że jest jeszcze więcej. Zastanawiam się, czy faktycznie mają zbawienny wpływ na psychikę przedszkolaka in spe, czy to jest zręczny chwyt marketingowy wydawców.
Pewnie taki sam wpływ jak wszystkie czytadełka o nocniczkach i jedzeniu bez grymasów, znaczy nikły:P Pierwsza umoralniająca bajeczka to był Franklin, z tego dziecię czerpało liczne nauki moralne:)
UsuńLirael: i tylko tyle? A gdzie legendarna solidarność blogerów? :P
UsuńZ racji beznadziejnego położenia (i będąc w zgodzie z historią) moja sytuacja kojarzy mi się raczej z majorem Sucharskim, ale w zasadzie - co za różnica?
Co do książek: ZWL chyba ma rację. Pewnie, że literatura pomaga, ale pewnych rzeczy się nie przeskoczy i tyle.
Swoją drogą, w naszych czasach najlepsze i najbardziej promowane są zabawki "edukacyjne" i książki "terapeutyczne". A jak biedne dziecko chce się po prostu pobawić lub poczytać, to co?
To sobie robi lalkę z gałganków albo uderza kijaszkiem w rynnę:) A do poczytania jakaś nieekologiczna książka o Indianach polujących na bizony:)
UsuńHowgh!
UsuńMomarto, w ramach legendarnej solidarności blogerów mogę Wam wypolerować menażki lub/i przygotować kociołek wojskowej grochówki i podesłać na linię frontu. :)
UsuńTo już coś! Dziś się lepiej wyspałam, więc siły mi wróciły; może faktycznie grochówka okaże się wystarczającym wsparciem?:)
UsuńBajki oswajacze dobrze się czyta po fakcie, już na etapie sierżanta. Tak to mam wrażenie, że tyklko inspirują młodzież do różnych nieporządanych zachowań, na które sami by może tak szybko nie wpadliPPP. Np występujące niemal wszedzie wkładanie nocnika na głowę.
UsuńNiby tak, ale tu przecież było wszystko poprawnie, prawidłowo i "terapeutycznie", żadnych nocników, nie, nie, nie! Jeśli coś nie tak, to ewentualnie piasek przyniesiony z przedszkolnej piaskownicy do domu (ojej, trzeba poodkurzać!).
UsuńA co do inspiracji lekturą, mam właśnie w domu Starszego zachwyconego pomysłami Pippi. Na razie poszłam na kompromis: może spać z nogami na poduszce. Na tej pozycji zamierzam się okopać, ale on o tym jeszcze nie wie:))
Koniecznie. inaczej pewnego dnia przyprowadzi Ci do domu konia uratowanego z rzeźni.
UsuńTak daleko myślami jeszcze nie wybiegam. Na razie przerażeniem napawają mnie możliwe pomysły na gry i zabawy, bo jakoś w wydaniu moich dzieci zbyt często kończą się wyjazdami na ostry dyżur:(
UsuńMega relacja. MEGA!!! Dawszy wyraz swojej akceptacji dla tego typu tekstów, dodam tylko, że fajnie jest mieć na stanie zahartowanego w bojach sierżanta, który wychodząc pierwszego dnia z bazy Alfa, rzucił w kierunku okien, z których dochodziły rozpaczliwe jęki poddanych fali "kotów", pogardliwe: "Ooo, a ci jeszcze beczą?".
OdpowiedzUsuńU mnie sierżant niby też daje wyraz pogardzie i prezentuje poczucie wyższości, ale dziś zmiękł, widząc że Młodszy zostaje w domu, a on musi do szkoły...
UsuńAle ja tu o Młodszym właśnie :) Starszy jak tylko poszedł do pierwszej, to dostał amnezji wstecznej. "Przedszkole? Jakie przedszkole?". :P
UsuńA, to przepraszam pana dowódcę. Pogratulować wyszkolenia wojsk!
UsuńW pierwszej klasie amnezja chyba jest powszechna; co do zasady szkoła wydaje się też być dużo fajniejsza niż przedszkole. W drugiej klasie entuzjazm nieco słabnie, ale da się go podsycić; perspektywy na szóstą klasę wydają się jednak być marne...
Ostatni dialog z drugoklasistką. [T] Talka, [B] Bazyl
Usuń[T] Wujeeek, a Bartkowi to się chce do szkoły chodzić?
[B] Nie no, spoko.
[T] Pójdzie do drugiej klasy, to już mu się nie będzie chciało.
Wychodzi więc na to, że masz absolutną rację.
U mnie kryzys został spowodowany zwłaszcza powrotem do konieczności odrabiania zadań domowych, których ilość niepokojąco wzrosła:( Bo poza tym, to ok; zwłaszcza na tle Młodszego... Gdybym w tym roku zaliczała i I klasę, i początek przedszkola, z pewnością by mnie tu nie było!
UsuńU nas komisja lekarska odrzuciła poborową ze względu na ewidentną niedojrzałość przedszkolną. Poborowej i rodziców poborowej:) Następny zaciąg w styczniu, a przez jesień intensywne szkolenie połączone z praniem mózgu:D
OdpowiedzUsuńTylko nie czytajcie jej książek; będzie lepiej! Rodzicom też się dojrzałość poprawi. Chyba.
UsuńJa teraz myślę, że nie da się na to przygotować psychicznie. Może ojcowie mają inaczej. Matki nie dają rady. Zdecydowanie.
Ojciec, jako brutalny treser, wrzucił w sierpniu do przedszkola i sobie poszedł. A teraz uchodzi za nieczułego drania, który zwichrował psychikę niewinnej istotce:P
UsuńA nie jest nieczułym draniem?;) Naprawdę, pozostawianie takich spraw w rękach mężczyzn nie jest dobrym pomysłem!
UsuńNie jest, jest czułym ojcem. Czułym, a nie czułostkowym:P
UsuńNo może i tak. W końcu znasz siebie lepiej:)
UsuńJa aktualnie chciałabym być zimną i nieczułą matką. Młodemu pewnie by to nie pomogło, ale mi byłoby lepiej...
Trzymając się konwencji powinnam jednak wziąć pod uwagę fakt, że kampania wrześniowa była wprawdzie bolesna, ale trwała krótko. A potem? Cóż, okupacja to może nie stan idealny, ale da się żyć!
Aż dziw, że Marszałek Ojciec poległ, ponoć tatusiom się to rzadko zdarza, wrzucają, dają buziaka i lecą do roboty:P
UsuńWrzucić wrzucił (Matka w końcu też wrzuciła, chciałabym zauważyć), ale co się działo przed?! Ho,ho! Podobno publiczność była nieco mniej liczna, ale za to efekty specjalne podobno lepsze. Ale fakt: problemu z kamuflażem nie miał...
UsuńJa przezornie uciekłam z domu pod pozorem zawiezienia Starszego do szkoły, więc opowieść znam tylko z relacji.
Przed należało uśpić czujność szeregowego, zmamić obietnicami, ewentualnie zakneblować:D
UsuńUśpienie czujności nie było możliwe, bo pomimo że mały, to zmyślny:)
UsuńKneblowanie nie wchodziło w grę, gdyż podpisaliśmy stosowne konwencje (z wyjątkiem tej o minach).
Mamienie obietnicami zaczęliśmy stosować od dnia trzeciego, toteż był progres.
Do pamiętnego 11 września...
Poleży w domu, to zatęskni do przedszkola:) Może warto mu urządzić mały karny obóz pracy? Kazać sortować klocki, układać książeczki, śmieci wynosić?
UsuńNie zatęskni, nie ten egzemplarz:( Dziś w nocy, budząc się z płaczem ze snu, z glutami do pasa i temperaturą, nie buczał "boli mnie", albo "źle się czuję", tylko: "ja nie chcę do przedszkola!!!"
UsuńA co do karnego obozu pracy, to hm, jakby tu tak delikatnie, co by nie zrazić do siebie czytelników? Takie cieplarniane warunki Młodszy to ma od początku stworzone, a do obozu o zaostrzonym rygorze się jeszcze nie kwalifikuje (ech, te konwencje!)...
Czytelnicy wiele wytrzymają, spokojnie:)
UsuńBrutalni treserzy na pewno, gorzej z resztą:P
UsuńWyrobisz sobie opinię i tłumy będą walić oknami:)
UsuńEee tam, mi na tłumach nie zależy. Świadomość odpowiedzialności za kształtowanie gustów społeczeństwa by mnie zeżarła:) Wystarczy mi gdzieś z jeden laureat eBuki i paru innych światłych blogerów płci obojga... (grunt to wiedzieć, komu się podlizywać, nie?)
UsuńI jeden przedstawiciel pospólstwa, zwanego onegdaj "czernią". Nie zapominaj :)
UsuńOdpowiedzialność? Za kształtowanie? No weź, nie usnę teraz:P
UsuńBazyl: zostałeś zakwalifikowany do kategorii "światłych blogerów", ale jak wolisz do "czerni", nie ma sprawy:)
UsuńZWL: to normalne, próbujesz to wyprzeć, biedactwo!
Właśnie, bezsenności też nie chcę, dlatego tłumom mówię nie! A Ty swoje teraz zabawiaj:))
I tam, towarzystwo samo się bawi, może nawet moim kosztem:)) I nie bój się, jeszcze trochę tak popiszesz i szpilki nie będzie gdzie wetknąć:P
UsuńProszę mnie tu nie brać pod włos, bo się zawstydzę i zacznę pisać tylko porządne recenzje: takie z początkiem, środkiem, rzeczową oceną, ba! nawet z końcem!
UsuńCo do szpilek i ich wtykania, to rozumiem, że miałeś na myśli ostrze krytyki?:PP A tak serio: wątpię. Chyba, że zrecenzuję parę lektur szkolnych, względnie książek o wampirach, to wtedy może?
Onienieniennie, żadnych trójdzielnych recenzji proszę:P Szpilki w sensie nie będzie gdzie komentarza wściubić:)
UsuńZ tymi recenzjami to żartowałam. Na co dzień muszę pisać tak poprawne rzeczy, że jakbym miała to robić jeszcze po godzinach, to bym oszalała:) Więc: w razie pojawienia się trójdzielnej recenzji - proszę o szybki telefon do właściwej placówki ratowniczej!
UsuńDobra, wezwiemy Boba Budowniczego, przykręci ci śrubki:)
UsuńOn na pewno da radę!
Usuń