sobota, 14 lutego 2015

Wyścig z prymitywem, czyli co powiniśmy robić w Walentynki

Kiedy jeszcze oglądałam telewizję, zdarzało się, że trafiałam na śmieszne i inteligentne reklamy.
Odkąd słucham wyłącznie radia, mam wrażenie, że inteligentna reklama to coś w rodzaju mamuta.
Przed świętami cierpiałam (jak się okazało, razem z milionami) z powodu reklamy sieci Media Expert. Wydawało mi się wówczas, że oto odkryłam reklamowe dno.
Okazało się, że można jeszcze zrobić podkop.

Nadawane w okresie okołowalentynkowym spoty reklamowe tej samej firmy (o treści mniej więcej: "- Marian, co robisz? - No, jak to co? Walę tynki!") sprawiły, że każdorazowo zastygałam w osłupieniu. Nie wierzyłam bowiem, że ktokolwiek mógł wpaść na taki pomysł oraz, że komukolwiek może się on spodobać (a tym samym zachęcić do wizyty w sklepie tej sieci).
Do dzisiaj.

Najpierw jednak o czym innym.

Dzisiaj niemal każda reklama, która nie jest odtworzonym schematem wynikającym z ustalonej i zatwierdzonej przez klienta strategii, nie przechodzi przez badania. Ludzie po obejrzeniu scenariusza przepytywani są punkt po punkcie, czy ich zdaniem założenia tego schematu wynikają z reklamy.
- To kto zgłupiał – klienci czy widzowie? Może wy?
Problem polega na tym, że głupiejemy wszyscy. Oglądamy coraz głupsze filmy, słuchamy coraz gorszej muzyki, książek w ogóle nie czytamy. Gdyby reklamy jakimś cudem uwolnione zostały od chomąta głupoty, miałyby ogromne znaczenie edukacyjne. Jesteśmy na nie skazani, a idą na to ogromne pieniądze.


To Iwo Zaniewski, w rozmowie z Wojciechem Pelowskim i Łukaszem Sakiewiczem, opublikowanej w numerze 2/1113 „Dużego Formatu” z 15 stycznia 2015r. 

Dalej jest tylko gorzej.
„- Może teraz doskoczyliśmy bliżej do krajów Zachodu i może jest u nas tak, jak tam było od dawna?
Kilkanaście lat temu była ogromna różnica. Powstawały tam wybitne utwory, jeśli można tak powiedzieć o reklamie. Dzisiaj cały świat intelektualnie i artystycznie leci w dół. Programy telewizyjne są wszędzie równie potworne. Nawet kanały popularnonaukowe są nie do oglądania. I nie jest to bynajmniej pocieszające, że dotyczy to całego świata, to właśnie przeraża. Wieś angielską od polskiej nadal dzieli przepaść, ale media tu i tam pracują pełną parą, żeby przypodobać się odbiorcom o najniższych potrzebach intelektualnych. (…)
   Właściwie nie brzmi to źle. Prawdziwa demokracja. Produkty przemysłowe co prawda rozpadają się w rękach, ale za to są tanie. Powstają miliony ton szkodliwych odpadów i w końcu coś trzeba będzie z tym zrobić. To zadanie dla ekonomistów i technologów. Można sądzić, że za jakiś czas będą zmuszeni do działania. Z kulturą rzecz ma się, niestety, gorzej. Aby to lepiej zrozumieć, wróćmy znów do przemysłu. Powszechny cielęcy zachwyt nad technologiami rozkręca mechanizm popytu i podaży. Coraz więcej inżynierów coraz lepiej zarabia, coraz lepiej się kształci i coraz bardziej stara się te technologie doskonalić. Kulturę produkują intelektualiści, humaniści, artyści. Popyt na wysoką jakość ich pracy spada. Ta wąska grupa społeczna ulega dziś degradacji i na razie nie rodzi się żaden mechanizm, który w przyszłości mógłby ten proces odwrócić. Góry śmieci przeszkadzają wszystkim, to jest wyczuwalne ostrzeżenie. Góry grafomańskich wytworów w księgarniach czy filmu oparte na prymitywnych identycznych schematach przeszkadzają za małej liczbie ludzi, żeby coś zacząć robić w tej sprawie.”

W kontekście tego, co przydarzyło mi się dzisiaj, nic dodać, nic ująć.

Po pierwsze, otworzyłam weekendowe wydanie „Dziennika Gazety Prawnej”. Na żółtych, prawniczych stronach, na samym początku pyszni się takie oto zdanie:


Phi, powiedzą niektórzy. Prawnicy to rzemieślnicy, nie intelektualiści. A ortografia rzecz wtórna.

Po drugie, wracając z pracy zajechałam do popularnego dyskontu spożywczego. W centrum czterystotysięcznego miasta.
W kolejce do kasy podsłuchałam rozmowę pani ekspedientki z panem ochroniarzem (oboje mniej więcej w moim wieku).
„- Co robicie z żoną na Walentynki?
- Na Walentynki? Walę żonie z dyńki!

Od dziś uwierzę we wszystko. Nawet w Media Expert. 

46 komentarzy:

  1. Może pan ochroniarz po seqnsie Greya. To by się ładnie wpisywało w rozważania :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia co jest w Greyu, czy to filmowym, czy książkowym, ale mam wrażenie, że i tak za wysoko zawiesiłeś poprzeczkę.

      Usuń
    2. A pani? Nie mów, że lekko klepnęła go w ramię i zrumieniona z emocji, szepnęła: "Figlarzu". :P

      Usuń
    3. Coś w tym rodzaju. Zachichotała i powiedziała: "Hi, hi, no Ty to jesteś romantyczny, hi, hi!"

      Usuń
    4. Sama widzisz, że jest zapotrzebowanie na dowcip tego typu, a co za tym idzie na taką reklamę. Nie wiem czy potępiać, bo ze swoim poczuciem humoru jestem o krok od :P

      Usuń
    5. Swego czasu było zapotrzebowanie na publiczne egzekucje. Zresztą, sądząc po popularności tego rodzaju filmów wrzucanych na bieżąco do internetu, nadal nie zmalało. Zdaje się jednak, że są sytuacje, w których nie warto podążać za popytem...

      Usuń
    6. Ech, mądre reklamy, subtelny i inteligentny dowcip ... Sajęs fikcje nam się marzą :P

      Usuń
    7. Jak skupimy się na science, a odrzucimy fiction, może nawet uda nam się wymyślić urządzenie, które przeteleportuje nas do takiego cudownego świata:)

      Usuń
  2. Po tej reklamie MEx odżyły wspomnienia. "Walę tynki" to przecież czysta historia recepcji walentynek w naszym pięknym kraju, dowcip świeży ćwierć wieku temu :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Podobno historia kołem się toczy, ale to ma wyjątkowo małą średnicę.

      Usuń
    2. Widać autor reklamy urodził się za późno i nie wiem, że to dowcip z brodą :P

      Usuń
    3. Gdyby sam go właśnie teraz wymyślił i uznał za zabawny, to dopiero byłby dramat!

      Usuń
    4. Oj zaraz tam dramat, uznalibyśmy, że żart kiepski. Stary i kiepski żart to dopiero dramat.

      Usuń
    5. To ten, patrząc obiektywnie (a nie z punktu widzenia jakiegoś żółtodzioba, co ledwie od ziemi odrósł i nie sięga pamięcią dalej niż do roku 2000), właśnie taki jest, czyż nie?

      Usuń
    6. No to ustaliliśmy na samym początku :P

      Usuń
    7. Ta historia jeszcze mniejszym kołem się toczy:P

      Usuń
  3. Przerażająca jest ta dyktatura głupoty. Chociaż mnie zastanawia, czy tu chodzi o zniżanie się do prymitywnych gustów, czy jednak o ogłupianie społeczeństwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oceniając rzecz tylko z merkantylnego punktu widzenia, z pewnością w interesie wielu jest, aby społeczeństwo było jak najgłupsze (ciemny lud wszystko kupi). Wielu więc z pewnością zaciera ręce i z premedytacją rozmyśla, jakby tu ów proces przyspieszyć. Co jest chyba znacznie bardziej przerażające niż gdyby chodziło wyłącznie o zniżanie się do kiepskich gustów.

      Usuń
    2. Przychylam się do tej teorii: ogłupionym, niedokształconym ludem łatwiej się steruje.

      Usuń
    3. Podejmuję więc natychmiastowe działania w celu przeobrażenia się w agenta Foxa Muldera, któremu żadne inwigilacje niestraszne!:P

      Usuń
  4. Naród karmiony żenująco głupimi skeczami kabaretowymi, które na dodatek go bawią, w tv prawie na okrągło łyka już chyba wszystko i nie ma żadnych wymagań. Toteż i Ci od reklamy nie muszą się wysilać.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, ale przecież zawsze jest opcja wyłączenia telewizora lub zmiany kanału (choć chyba niespecjalnie jest jakiś sensowny, poza kulinarnym, rzecz jasna:P). Jak to możliwe, że za tego strasznego PRL-u miliony oglądały Kabaret Starszych Panów i do tego rozumiały o co w nim chodzi, ba! zaśmiewały się z tych inteligenckich dowcipów, a teraz trzeba zamieszczać najbardziej oczywiste przypisy nawet do filmów o drugiej wojnie światowej?

      Usuń
    2. Ja prawie nie oglądam telewizji, bo mąż głównie politykę w niej ogląda...czasem uda mi się jakiś dobry film na Kulturze złapać to się cieszę.
      Kabaretów nie oglądamy a chętnie byśmy oglądali, gdyby trzymały poziom tych z PRL-u. Dobrze, że na you tube można znaleźć te stare.
      W PRL co by nie powiedzieć telewizja poza propagandą realizowała misję jeżeli chodzi o kulturę. Owszem jeżeli chodzi o filmy były tu poważne ograniczenia, ale takiego chłamu jak dzisiaj się puszcza nie było a poza tym wspaniały teatr telewizji. I oczywiście kabarety takie jak : Starsi Panowie, Właśnie leci kabarecik czy też Dudek. pod Egidą. czy nawet Tei
      A dzisiaj telewizja kreuje gusta ku uciesze tych, którzy żadnych wymagań nie mają, bo gdyby było inaczej nie byłoby oglądalności....

      Usuń
    3. Ja nie mam czasu oglądać niczego i gdziekolwiek, więc nie do końca i nie na pewno wiem jak to z tv jest, ale bazując choćby na tym, co oglądają moje dzieci (o ile nie dostaną szlabanu na cały kanał z uwagi na jego głupotę, a wkrótce obejmie on wszystkie kanały tzw. dziecięce), też twierdzę, że nie jest dobrze.
      No właśnie: oglądalność. Statystyka. Słupki. Rządzą wszędzie. Nie jestem taka mądra, żeby wymyślić, co z tym zrobić, ale mogę wyrazić własne zdanie: NIE PODOBA MI SIĘ TO!

      Usuń
    4. I mnie też, ale niestety nie mamy na to wpływu...możemy tylko nie oglądać i tak wiele osób już robi ....

      Usuń
    5. W naszej mikroskali to załatwia problem, w skali makro zdaje się on jednak ciągle narastać.

      Usuń
    6. To prawda.....i jak sądzę już tego trendu się nie powstrzyma...

      Usuń
    7. Swoją drogą, ciekawe do czego to doprowadzi. Do Wielkiego Bum? Czy jednak będzie jakiś happy end?

      Usuń
    8. Nie liczmy na happy end.
      Marto czy słyszałaś o Gabrielle Kuby i jej " Globalnej rewolucji seksualnej".
      Książka niestety jest nie do zdobycia, ale można posłuchać rozmów z nią na You tube - warto posłuchać, ale włos na głowie się jeży.....polecam Ci to jako młodej matce.....

      Usuń
    9. Powiało beznadzieją...
      O Gabrielle Kuby nie słyszałam, ale spróbuję namierzyć, Chociaż nie wiem, czy chcę aby włos zjeżył mi się jeszcze bardziej. Zwłaszcza jako (zdaniem niektórych, mów, mi tak, mów!) młodej matce.

      Usuń
    10. By nie było jednak tak beznadziejnie to pogody ducha sobie życzmy.

      Usuń
    11. Z przyjemnością:) Duuużo pogody ducha!

      Usuń
  5. Parę miesięcy temu widziałam na jednym z kanałów informacyjnych w tv jakąś relację na żywo z placu Piłsudskiego. Podpis głosił: Plac Piłsuckiego. Zamarłam, krzyknęłam do koleżanki, u której akurat byłam, żeby spojrzała, bo może źle widzę, ale nie zdążyła, napis zniknął. I pojawił się "Plac Piłsudzkiego". Ten widniał już z minutę, zanim ktoś przytomny go zdjął. Po następnej minucie pojawiła się wersja poprawna... A mniemam, że tam jednak osoby z wyższym wykształceniem pracują... Humaniści. Dziennikarze...
    Też mnie zastanawia od jakiegoś czasu, do czego takie ogłupianie doprowadzi... Nawet zaczynam wierzyć w bliżej niesprecyzowaną teorię spskową, że ktoś w tym ma jakiś cel i nie dzieje się to samo z siebie. Bo przecież normalni ludzie nie daliby się tak spłycić. Chyba. Przecież jeszcze za czasów Starszych Panów do inteligencji się aspirowało, teraz to byłby obciach. Kto i kiedy zdążył tak ludziom odwrócić myślenie? I po co? Poza tym, że dla kasy... Chociaż może to wystarczająca motywacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój mąż kiedyś podesłał mi printscreena do strony portalu tvn24 (ja tam lubię walić po nazwiskach:P), gdzie pierwszą informacją dnia było: "Szał zakupów czas zacząć. Kolejki i walki między pułkami". Ale ja nie mam dobrego zdania o większości tych, którzy nazywają się dziennikarzami.
      O teorii spiskowej wypowiedziałam się już wyżej, choć być może wcale nie ma się z czego śmiać. A kasa jest jedną z najlepszych motywacji. Dla sporej części społeczeństwa, nie tylko w Polsce, ale wszędzie.
      I kiedyś faktycznie, było spore grono osób, które uważało, że nawet jeśli tego faktycznie nie robią, to powinni udawać, że np. czytają książki, chodzą do teatru. Było to bowiem powszechnie uważane za zachowanie w tzw. dobrym tonie. Teraz nikt nawet nie próbuje udawać, a wręcz przeciwnie, ci którzy czytają i chodzą do teatru uważani są niekiedy za staromodne dziwolągi.

      Usuń
    2. Ja jeszcze widziałam tam "ubieranie sukienki"... ale to już chyba zaraz norma będzie, kiedyś, jak zwróciłam uwagę koleżance polonistce, że to niepoprawne, usłyszałam, że ona zawsze tak mówiła i dalej będzie. Bo zawsze tak mówiła. A potem poszła uczyć w szkole... Parę lat temu wsiadłybyśmy na Mayflowera i założyły własną kolonię czytających i znających się na trudnej sztuce ortografii... Teraz pozostaje czekać na kolonizację Marsa, ale obawiam się, że możemy nie dożyć. Najbardziej jednak martwię się o syna, albo wyrośnie na niedostosowanego dziwoląga, albo na głąba... Trudna decyzja...

      Usuń
    3. Oj, zaraz nam się worek z Pandorą (jak mawiają niektórzy) rozerwie! Wychowawczyni mojego syna na ostatniej wywiadówce skarżyła się, że teraz jest ciężko, bo mają kontrol. Na szczęście zaraz dodała, że jeśli dzieci potrzebują pomocy, to mogą przyjść do niej na świetlicę:P
      O własnego syna (Starszego, bo z Młodszym jeszcze nic nie wiadomo) się nie martwię. Jak na razie ortograficznie wpisuje się w ogólny trend. Pozostaje trzymać kciuki, aby utrzymał ten poziom (ja najwyżej przestanę oglądać jego dyktanda, żeby nie osiwieć do reszty).

      Usuń
  6. Nie wiem doprawdy jak skomentować. Chyba tylko powiem: cieszę się, bo myślałam, że tylko ja tak mam, że widzę,jak stajemy się ogłupionymi parobkami EU. A jeśli nas jest choćby garstka - nie jest źle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aleś rąbnęła z tymi parobkami, rany! I udało Ci się zidentyfikować wrogie siły, brawo! Tylko doprawdy nie wiem, co jako ta garstka mamy zrobić. Kosy na sztorc?:P

      Usuń
    2. Ale po co od razu rąbać parobkami? Pauperyzacja brzmi jakoś alokwintniej, hyhy ;)

      Usuń
    3. Może i alokwitniej, tylko co teraz zrobić z kosą? Umaić? Nałożyć brylantyny, coby bardziej złowrogo błyszczała? I tak źle, i tak niedobrze:(

      Usuń
    4. Nie dać się, bojkotować ile wlezie.Tylko tyle można.
      Ja kiedyś zrezygnował z pracy w miejscu, gdzie WSZYSCY mówili 'wziąść' i 'czymaj' i etc. Nie mogłam tego znieść, bałam się że zgłupieję przez osmozę...

      Usuń
    5. Mój mąż podjął ostatnio decyzję o zmianie pracy także m.in. z tego powodu. Tzn. czynników było więcej, ale wahał się, wahał, aż wreszcie porównał dotychczasowe i potencjalne środowisko pracy i dokonał ostrego cięcia. Teraz oddycha z ulgą, a i faktycznie stał się jakby bardziej wykwintny niż wcześniej;)

      Usuń
  7. Najgorsze, że to postępuje. Kiedyś mówiło się dzieciom, żeby dużo czytały, to będą dobrze i poprawnie pisać. Dziś już się tak nie da powiedzieć, bo i w wielu książkach błąd na błędzie, z ortograficznymi włącznie.
    A reklama ME - tragiczna, i ta świąteczna, i ta walentynkowa. A z mojego doświadczenia i porównania - oglądam telewizję i słucham radia - reklamy radiowe są jednak dużo gorsze. Jak ich nieraz słucham, to mam ochotę pacnąć radio ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, pozostaje się cieszyć, że dzieci nie czytają. Przynajmniej nie nabiorą złych nawyków:P
      W przypadku radia najgorsze jest to, że w tym samym czasie (przed serwisem) wszystkie stacje radiowe nadają wyłącznie reklamy (często nawet te same). W TV zawsze znajdzie się jakiś kanał bez reklam, a tu nie da rady (chyba, bo aż tak bardzo nie skaczę po stacjach. A, i Radia Maryja nigdy nie próbowałam:P)

      Usuń
  8. No proszę, widzę, że nasze wybitne umysły drążone są przez podobnie rozpaczliwe rozterki.
    Dobrze, że zachowujesz taki luz, bo gdyby w mojej branżowej gazecie walnęli z dyńki takiego byka na pierwszej stronie to odwiedziłabym redakcję z wiatrówką i scyzorykiem, aaa. Bo bardzo jestem cięta na to wziąść.
    Zawsze z zainteresowaniem czytam wywiady z Zaniewskim, który mądrze gada, no ale w reklamie robi swoje, czyli to co widać, niestety.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcesz wiedzieć, co jeszcze drąży mój umysł, uwierz mi:P
      A tego rodzaju byki generalnie traktuję z dużą dozą pobłażliwości (teraz mi się ulało, niejako przy okazji), gdyż pamiętam jak swego czasu sama, po upojnym miesiącu w czasie którego byłam oddelegowana głównie do czytania korespondencji wychodzącej osadzonych w przeróżnych zakładach karnych, napisałam "Żym" (dodam, że zamiast "Rzym", bo może być trudno wpaść na to, o jakie słowo chodziło), przy czym nie od razu się zorientowałam, że coś nie gra. To w związku z osmozą, o której wspominałaś w komentarzu wyżej...

      Usuń