Słowo się
rzekło, kolejny numer „Przekroju” sprzed półwiecza u blogowego płota.
A w nim połowę pierwszej
strony zajmują doniesienia z rynku książki. Rubryka „Czytać albo nie czytać”
jest stałym, istotnym elementem każdego numeru. Jej autorzy tym razem zwracają uwagę
m.in. na dwie „wojenne” pozycje.
Pierwsza z nich to „Statysta
na dyplomatycznej scenie” Paula Schmidta – opisywana jako „pamiętniki dyplomatycznego tłumacza niemieckiego, często także tłumacza
samego Hitlera” oraz „jedna z
ciekawszych pozycji wydawniczych dla interesujących się historią najnowszą”.
Druga – „Sto jedenaście dni letargu” Adama Grzymały-Siedleckiego – dokumentalny
obraz Pawiaka, „sporządzony jeszcze w
czasie okupacji, a więc pod świeżym wrażeniem tragicznych przeżyć w
hitlerowskiej katowni”. Wstyd się przyznać, ale o żadnej z tych książek nie
słyszałam.
Na
szczęście natomiast znane mi są kolejne anonsowane pozycje, a
mianowicie trzy książki Stanisława Lema. W roku 1965 ukazały się bowiem „Niezwyciężony
i inne opowiadania” (wydane po raz drugi), pięć innych opowiadań zebranych w
tomie „Polowanie” i – wreszcie – „Cyberiada” – tym razem „w bogatej oprawie graficznej Daniela Mroza”.
Niestety,
posiadany przeze mnie egzemplarz „Cyberiady”, choć wyposażony w twardą oprawę i
śnieżnobiałe kartki, jest pozbawiony jakichkolwiek ilustracji. Na szczęście mam
w domu kilka innych zilustrowanych przez Mroza książek - choć kojarzony głównie z fantastyką, tworzył także ilustracje do powieści Juliusza Verne’a czy opowiadań Sławomira Mrożka.
Mróz był również jednym z twórców szaty graficznej „Przekroju”. Jego słynne „rączki”,
odsyłające czytających do następnej strony doczekały się nawet wydania osobnej
książki, a surrealizm jego czarno-białych prac mocno zapada w pamięć. Jako
dziecko wielokrotnie przeglądałam omawiany właśnie rocznik „Przekroju” – być może
dlatego do dziś od pierwszego spojrzenia odróżniam charakterystyczną kreskę
Mroza.
W
datowanym na 29 sierpnia 1965r. numerze „Przekroju” ilustracje Daniela Mroza
(ta na zdjęciu obok została wykonana do tekstu „Kto to był Dr Bexon?”,
stanowiącego fragment „Memuarów” Michała Choromańskiego) sąsiadują m.in. trzema
rysunkami Sławomira Mrożka. Może się mylę, ale wydaje mi się, że nie ma
współcześnie gazety, w której zdecydowano by się na poświęcenie tak dużej
ilości cennego miejsca „zwykłym” ilustracjom. Żal.
Tymczasem w rubryce „Lecą świetliki, lecą” zamieszczono mrożące krew w
żyłach doniesienia z USA. Redakcja alarmowała najpierw, że „według danych ministerstwa zdrowia 20%
dorosłych Amerykanów nie ma ani jednego własnego zęba”, by następnie napomknąć,
iż „prof. Ralph Steiman z Uniwersytetu
Loma Linda wynalazł sztuczną emalię chroniącą zęby przed próchnicą. Niestety,
emalia jak na razie ma własności trujące…”
Ważną
częścią każdego numeru „Przekroju” był także „Demokratyczny savoir-vivre w
odcinkach” pod redakcją słynnego Jana Kamyczka. W tym numerze porady doczekał
się Antoni B., który zwrócił się z prośbą o rozwiązanie nurtującego go problemu:
„Jestem często w podróży służbowej po
kilka dni. Przybory do mycia wożę w kosmetyczce, którą dostałem od żony.
Zapytuję, czy wypada mężczyźnie iść z kosmetyczką do łazienki oraz kłaść ją na
nocnym stoliku. Jest bardzo wygodna.”
Odpowiedź
Jana Kamyczka usatysfakcjonowała, jak sądzę, pana Antoniego. „Czemu nie, może być kosmetyczka” –
stwierdził, wyjaśniając dalej: - „Robiłem
ankietę wśród znajomych mężczyzn: wożą przybory toaletowe w woreczkach
plastikowych, przy tym nie wiadomo dlaczego najchętniej z napisem: Śniadanie.”
Wreszcie,
w mojej ulubionej rubryce „Koci, koci łapci”, zalecenie dla osób miewających
problemy z ortografią. „Używaj częściej „Ć”!”
– zachęcała redakcja, zamieszczając niżej przykłady właściwego jej stosowania:
„Ćastko
Ćągutka
Će choroba!
Ćągota (y) – (fizyczna skłonność do
kogoś powyżej 18 lat!)
Ćamkać (jeść głośno)
Ćamća (człowiek ślamazarny, pozbawiony
energii, niedorajda)
Ćapa (j. wyżej)
Ćąć
Wrzećono (kręć się kręć)
Ćeć
Cumćurymćum
Ćoća”
Mam
nadzieję, że niniejszy post przeczytają wpływowi przedstawiciele Ministerstwa
Edukacji i zdążą – przed zbliżającym się nieuchronnie strasznym dniem 1
września – wprowadzić konieczne w takiej sytuacji zmiany w programie nauczania
języka polskiego. Zostaną one z pewnością przyjęte z wdzięcznośćą i
przez dzieći, i przez ćało pedagogiczne.
Tym
zaś, którym wzmianka o dniu 1 września popsuła humor, razem z redakcją „Przekroju”
przypominamy: Bądź słoneczny!
"Bluszcz" (ten wznowiony, nie oryginalny) był jedynym znanym mi współczesnym czasopismem, które zamieszczało ilustracje; może szkoda, że padło, choć w którymś momencie przestało być interesujące. Kilka numerów temu w "Polityce" był artykuł na temat spuścizny ilustratorskiej PRL-u, po którym włosy podniosły mi się na głowie i chciało płakać... ;-(
OdpowiedzUsuńByć może za późno zaczęłam czytać "Bluszcz" (zostawiłam sobie zresztą kilka numerów), ale jakoś nie wstrząsał mną pod względem wizualnym. Prędzej wyróżniłabym tu "Duży Format","Tygodnik Powszechny" i "Politykę" właśnie.
UsuńA artykuł w "Polityce" czytałam. To ten, jak sądzę: http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/1624971,1,czy-powstanie-muzeum-dawnych-ilustracji.read. Tytuł "Z piedestału do przemiału" jest, niestety, wiele mówiący.
"Dużego Formatu" i "Tygodnika Powszechnego" nie kupuję (tylko kilka razy mi się zdarzyło), zaś do "Polityki" wróciłam niedawno po latach, i jakoś nie zwróciłam większej uwagi na oprawę graficzną.
UsuńTak, artykuł właśnie ten. Jak zwykle Polacy nie umieją być mądrzy przed szkodą. A za jakieś 10-20 lat rozlegną się płacze i zawodzenia, jakie to piękne prace mieliśmy tuż pod nosem, i szlag to wszystko trafił...
Ja kupuję - w DF często ilustracjami są grafiki, bardziej lub mniej udane, ale są. W TP też pojawiają się rysunki, do tego miewają bardzo przyzwoite okładki. Z Polityką jest podobnie. Być może są jeszcze inne porządne pod tym względem gazety, ale nie wpadły mi w ręce.
UsuńZ naszym zawodzeniem pewnie będzie tak jak myślisz, Jedyna nadzieja w pasjonatach (jak jedna opisana we wspomnianym artykule pani, nie pamiętam nazwiska), choć niewątpliwie w pojedynkę wszystkiego godnego uwagi nie uratują.
Wspomnienia Schmidta to jedna z częściej przywoływanych książek przy okazji pisania o Hitlerze, a ze wspomnień Grzymały-Siedleckiegoi nakręcili niezły film. A ja bym chętnie tę książkę przeczytał :)
OdpowiedzUsuńPanu od kosmetyczki nie dziwię się rozterek, pewnie była to ceratowa, pikowana kosmetyczka w kwiaty, raczej obciachowa na męskim nocnym stoliku :D
Pewnie, powytykaj mi czytelniczo-historyczną ignorancję, powytykaj!:PA Grzymała-Siedlecki jest dostępny na allegro za jedyne 2,50 zł - nic, tylko brać i czytać.
UsuńO ile mi wiadomo, w sprzedaży były też kosmetyczki męskie, niekoniecznie w kwiaty, za to faktycznie, chyba koniecznie ceratowe. Tak czy siak, lepsze to od woreczka z napisem "śniadanie".
Zaraz tam wytykaj. Sam znam obie książki tylko z drugiej ręki :P 2,50 powiadasz? Ale pewnie przesyłka 9,90:)
UsuńO męskich nic nie wiem, u mnie w domu nie bywały. Ojciec na wakacje woził przybory w torebce foliowej, niestety bez napisu "śniadanie".
Wysyłka 3,40 zł, jak za darmo, o proszę: http://allegro.pl/sto-jedenascie-dni-letargu-adam-grzymala-siedlecki-i5230046537.html Przez ten "Przekrój" sama od tygodnia skupuję jak głupia różne pożółkłe dzieła z 1965 roku, więc czemu masz mieć lepiej?;)
UsuńMi świta, że w domu u moich dziadków były takie właśnie męskie kosmetyczki. Jutro podpytam jeszcze rodziców:)
A dziękuję, dziękuję, sprawdzę stan konta i ewent. dokonam zakupu. Pochwal się, co skupujesz z tych antycznych czasów.
UsuńProszę bardzo, polecam się na przyszłość:) Skupuję to, co mnie interesuje tak pod kątem literackim, jak i ilustratorskim, a najlepiej jakby łączyło te dwie cechy. Np. wspomniane przy okazji poprzedniego numeru "Przekroju" "Przygody Sindbada Żeglarza" z ilustracjami Stannego - i tak chciałam kupić, tyle że może nieco nowsze, ale skoro trafiłam na zachętę sprzed 50 lat, to sam rozumiesz:) Trafiłam też na wcale nieobozowe reportaże Posmysz (będzie za numer lub dwa) - bardzo jestem ich ciekawa. I przypomniało mi się o Mrozie, którego już kiedyś zaczęłam skupować, ale przestałam, więc w sumie czemu by znów nie zacząć... I tak dalej, i tak dalej...
UsuńPosmysz może być zacna. Zaiste widzę, że plany czytelnicze masz szeroko zakrojone, aż pozazdrościć.
UsuńPlany owszem, mają się dobrze. Zobaczymy jednak jak będzie z ich realizacją - najlepsza jestem zazwyczaj w snuciu wizji czegóż to ja nie zrobię i nie przeczytam.
UsuńTo dość powszechna przypadłość:)
UsuńNaprawdę? A ja myślałam, że jestem kimś zupełnie wyjątkowym:(
UsuńPrzepraszam, że Ci tak brutalnie rozwiałem złudzenia :(
UsuńWytyka, rozwiewa. Czemu ja się jeszcze z Tobą zadaję?
UsuńBo cenisz sobie moją błyskotliwą inteligencję i cięte riposty?
UsuńNie, nie o to chodzi.
UsuńNie wiem, czy to cię pocieszy, ale ja nie znałam żadnej z wymienionych pozycji, bo nawet Lema nie czytałam chyba nic (wiem, że to stawia mnie u Ciebie - z tego co się zorientowałam wielbicielki tego pisarza na kiepskiej pozycji i nie wiem, czy nie przestaniesz mi z tego powodu odpowiadać :(, ale mam niewielką nadzieję, że jednak nie będzie tak źle). Kosmetyczkę ojciec używał jednokolorową, ciekawe, gdzie ją kupił, może podczas służbowej podróży (jako marynarz miał nieco większe możliwości).
OdpowiedzUsuńWielbicielka to za dużo powiedziane, to raczej nabożny szacunek. Rozumiem jednak, że nie każdemu Lem musi pasować, więc bez obaw:)
UsuńU mnie marynarzy w rodzinie nie było, za to dziadek działał w Federacji Konsumentów - być może temu zawdzięczał nie-kwiatkową kosmetyczkę (prosto spod lady).
Cumćurymćum wpisuję do swojego słownika na stałe :P
OdpowiedzUsuńA zdaje się, że wtopiłam, bo miało być "ćumćurymćum". Tak czy siak fajne, prawda?
Usuń