20
lutego 1966 roku w „Przekroju” nie było mowy o zimie, Brexicie czy zakończeniu pogoni za groźnym przestępcą. Znalazło się tam mnóstwo uroczych historyjek
innego rodzaju.
Już
na pierwszej stronie Ludwik Jerzy Kern
z właściwą sobie lekkością donosił o pladze pożarów w Japonii i jej przyczynach
(„w miejscowości Numata sprzątaczka w
pewnym biurze przez pomyłkę nalała do piecyka zamiast ropy, benzynę. Rezultat:
piętnaście spalonych budynków”).
W
środku Jan Kamyczek w rubryce „Demokratyczny savoir vivre w odcinkach”
musiał zająć się bardziej skomplikowanym problemem, z którym zwrócił się do
niego czytelnik Leszek:
„Przywiozłem sobie z podróży sto rolek
pięknego różowego papieru toaletowego (próbkę załączam). Po drodze różni
ludzie, nawet celnicy, prosili mnie o odstąpienie choć dwóch rolek, a ja nie,
wiozłem jak bezcenny skarb. Po drodze do domu wstąpiłem do miasta w którym
mieszka moja teściowa i ofiarowałem jej 50 rolek. Przyjęła z wymówkami, bardzo
obrażona. Nazajutrz, przed wyjazdem, spytałem gosposię co się stało z tym
papierem. Powiedziała „pani kazała sprzedać w zakładzie pogrzebowym na szarfy
do wieńców”, co też się stało. Potem teściowa napisała jeszcze list, że z nami
zrywa. Co pan o tym sądzi?”
Nie
wiem, co w tej historii zachwyca mnie bardziej: różowy papier toaletowy jako
przedmiot pożądania czy gosposia jako ktoś, kogo obecność w domu prawdziwej
kobiety jest oczywista.
A
co na to Jan Kamyczek?
„Pan nie zrobił nic złego, w najbliższej
rodzinie taki prezent z podróży jest możliwy (na imieniny już odpada).”
Rubryka
„Kącik krytyka” ponownie pełna
perełek.
O Norwidzie:
„Za mało miał do powiedzenia ogółowi, myśli jego były mętne i
rozpierzchliwe.”
Chmielowski w podręczniku
literatury, 1900.
O Fredrze:
„Talent
podrzędny, wiersz gładki, bez oryginalności, komedie są nienarodowe.”
Seweryn Goszczyński, ok.
1839.
O „Ślubach panieńskich”
i „Dożywociu”: „Na wpół tylko narodowymi
są, to bowiem co ich kwintesencję stanowi, jest raczej po prostu obce,
niezupełnie nawet jeszcze przeszczepione na grunt tutejszy.”
Lewestam, 1876.
źródło zdjęcia |
O obrazie „Wyjazd na
polowanie” Józefa Chełmońskiego:
„Konie
się nie modelują, chart ma oko na wylot, szlachcic jest tak gruby, że koń pod
nim by stęknął, krzaki rosną na niebie, topole zimą bez liści rywalizować by
mogły na szerokość ze stertami słomy wymłóconej, niebo sine, zadymione,
niebieskoołowiane, nie odbije się w śniegu przeczystej bieli…”
Sygietyński
w „Prawdzie”, 1883.
Siostry Rojek (a konkretnie Ruda) opowiadają
natomiast bajkę. Z braku miejsca wyłącznie w skrócie, za to z pełnym morałem:
„Był sobie pewien pan na stanowisku, który
nigdy nie chodził na zakupy. Miał od tego żonę i gosposię na przychodnie i nie
brakło mu nigdy niczego. Aż pewnego razu, żona wyjechała na wczasy, gosposia
zachorowała i pan na wysokim stanowisku udał się do sklepu z warzywami i
owocami, by nabyć kilogram bułgarskich winogron.
Za ladą stała młoda
panienka i ważyła winogrona. Pan zauważył, ku swojemu oburzeniu, że panienka
kładzie na dno torby luźne, podgniłe winogrona, a dopiero na to porządną kiść.
Zwrócił jej na to uwagę. Panienka przyzwyczajona do takich uwag, zbyła pana
byle czym i ważyła dalej. Ale pan, jak to pan zaczął się awanturować.
Powiedział, że żąda pełnego kilograma dobrych owoców i żąda ażeby panienka
wywaliła towar na ladę i odważyła mu świeży. Panienka odmówiła stanowczo i
zaczęła obsługiwać następnego klienta, który wcale nie oponował, kiedy wsypała
mu na dno torby trochę zgniłych owoców. Bo ten klient znał życie i wiedział co
i jak.
Nasz pan pojechał do
swojego pustego domu i wszystko się w nim gotowało. Takie rzeczy, myślał sobie,
taka młoda, a taka bezczelna i nieuczciwa, ja jej pokażę, przekona się z kim
miała do czynienia. Poza tym spełnię czyn społecznie pożyteczny i załatwię raz
na zawsze tych wstrętnych ludzi, którzy nabierają ludność i obniżają poziom
naszych usług, naszego życia społecznego i w ogóle.
Zadzwonił więc do
znajomka, znajdującego się również na stanowisku, ale w sektorze handlu
wewnętrznego. Opowiedział mu swoją przygodę i poprosił o wyciągnięcie
konsekwencji. I to go zgubiło, jak się zaraz przekonacie.
Znajomy naszego pana
przyrzekł, że zajmie się tą skandaliczną sprawą, wytłumaczył, że każdy sklep ma
margines na odliczenie zgniłego towaru w postaci dziesięciu procent odrzutów i
zapewnił, że sprawiedliwości stanie się zadość.
Pan nasz poszedł spać w
poczuciu dobrze spełnionego obowiązku społecznego. (…) Zbudziła go delikatnie
gosposia na przychodnie, figlarnie mówiąc: jakaś młoda panienka do pana. (…) W
drzwiach stanęła zapłakana i zapuchnięta sprzedawczyni z owego sklepu
warzywnego. Pan kazał jej usiąść, podać herbaty, przynieść szereg chusteczek do
nosa i powiedzieć o co chodzi.
Została oczywiście w
trybie doraźnym zwolniona z pracy. I na domiar tego okazało się, że mieszka w
suterenie z rodziną złożoną z pięciu osób, że matka jest sparaliżowana, ojciec
inwalidą, daremnie starającym się o rentę, że ma siostrzyczkę gruźliczkę, brata
chuligana, a kuzynka dwa razy zdawała na socjologię i nie mogła się dostać.
Co do winogron, to
kierownik sklepu zapowiedział jej, że jeżeli będzie choć jedno zgniłe grono
odpadu to wyleje ją na ulicę, gdyż te dziesięć procent marginesu musi mieć na
budowanie domku jednorodzinnego w Falenicy.
Teraz nasz pan na
stanowisku ma pełne ręce roboty. Rodzina jest już umieszczona w mieszkaniu,
ojciec ma przyznaną rentę, a siostrzyczka jest w sanatorium. Matki na razie nie
udało się jeszcze umieścić w szpitalu, pozostaje też sprawa brata chuligana, no
i kuzynki, która uparła się z tą socjologią. Panienka ma posadę w Cedecie.
Doszły jeszcze sprawy rodziny na wsi, narzeczonego panienki, któremu
deglomerują przemysł, w którym pracuje oraz dziadka, który absolutnie nie chce
się dać operować na przepuklinę. Rodzina jest dużo i tak szybko nasz pan na
poważnym stanowisku się nie opędzi.”
Po takiej historii słowa wydają się puste.
Dlatego, zamiast słów, na zakończenie Steinbergowskie literki:
Podejrzewam, że dzisiaj także papier toaletowy jako prezent z podróży byłby dużym faux pas. Jednak w tamtych czasach, kiedy za sznurem papieru toaletowego (nanizany na szpagatowym sznurku zestaw dziesięciu rolek ordynarnego, szarego i szorstkiego papieru) stało się w kilometrowych kolejkach różowy, mięciutki papier z zachodu to był rarytas przechowywany, jak muzealny okaz. :) Co do Kącika krytyka- w jakiś paradoksalny sposób pociesza, że głupota ludzka to nie wynalazek XXI wieku. I jeszcze cieszy, że za sto lat opluwających nie będzie pamiętał już nikt, a opluwani zdobędą trwałe i godne miejsce w historii. A dobre intencje, jak widać, nie zawsze wychodzą na dobre tego, komu przyświecają. :)
OdpowiedzUsuńDomyślam się, że 50 lat temu różowy papier toaletowy był w Polsce rzadszy niż Yeti. Chociaż, jak widać, nie każdy był w stanie to docenić.
UsuńOpluwanie niezmiennie na tę samą modłę, jak widać. Miejmy nadzieję, że cały czas również z takim samym skutkiem.
Chętnie przygarnę zięcia przywożącego różowy papier toaletowy i nie będę się obrażał. Ile by tego papieru nie kupić, zawsze w niedzielę wieczorem okazuje się, że wyszedł. A wtedy wkracza zięć... :D
OdpowiedzUsuńZamiast snuć niecne plany wobec małoletniego dziecka, zrób lepiej rundkę po okolicznych zakładach pogrzebowych. Może tam znajdziesz zagubione rolki?
UsuńAha, problem możesz także rozwiązać zaprzestając kupowania różowego papieru. Moim zdaniem on się chowa ze wstydu, że tak wygląda:P
Nie musi być różowy, może być w drobne kwiatuszki albo wręcz gładki, nie będę wybrzydzał.
UsuńW kwiatuszki?! Nie poznaję kolegi, doprawdy.
UsuńCoraz trudniej o papier toaletowym w męski wzór młotków i siekierek czy małych samochodzików, więc się bierze, co jest.
UsuńMłotki i siekierki w bezpośredniej bliskości tyłka sprawdzają się raczej słabo; pewnie to jest powód istnienia tej luki na rynku.
UsuńMyślę, że jednak wzór taki miałby powodzenie. Mężczyźni kochają ryzyko. Podobno :P
UsuńHm. Coś w tym jest. Wnoszę tak po podejmowanych przeze mnie po wielekroć próbach sprawdzenia kiedy którykolwiek z zamieszkujących nasz dom mężczyzn zauważy, że w toalecie jest wyłącznie pusta tekturowa rolka. Zawsze zauważali za późno.
UsuńHmm, może ktoś wynajdzie rolkę, która będzie podnosić alarm, gdy zostanie na niej ostatni metr papieru?
UsuńMoże ktoś nareszcie wynajdzie faceta, który będzie zauważał to co powinien?:P
UsuńNauczony doświadczeniem (ja z tych co akurat zauważają), trzymam zawsze trzy rolki w szufladzie, którą mam z tronu na wyciągnięcie ręki :P
UsuńBrawo! Nie dość, że się wynalazłeś, to jeszcze jaki sprytny jesteś!:P
UsuńA i kara dla zapominaczy jest, bo oni tak długich rąk nie mają :P
UsuńNie wiem jak u Ciebie, ale u mnie ciągle na porządku dziennym jest ganianie po domu z gołym tyłkiem, więc cóż to za kara?:P
UsuńZ gołym tyłkiem to nie, za to w samych bokserkach nagminnie. Goły tyłek jest passe :)
UsuńMoże i u mnie nadejdzie kiedyś ten szczęśliwy dzień, gdy zobaczę tyłek przyodziany w bokserki, a nie saute!:P
UsuńCzego Ci z całego serca życzę :)
UsuńNie sądzę, żeby tak głębokie modyfikacje genetyczne były możliwe w tej chwili. Ale cuda robi intensywna tresura od wczesnych lat, w związku z czym ja zauważam takie subtelności.
OdpowiedzUsuńOmawiając sprawę dalej na tym przykładzie muszę nadmienić, że nie wiem co jest lepsze: niewytresowany osobnik używający zwykłego papieru, czy wytresowany miłośnik papieru różowego:P
UsuńPozostawię Cię więc z tym trudnym dylematem w to deszczowe przedpołudnie.
UsuńFakt posiadania na stanie wyłącznie osobników niewytresowanych czyni dylemat wyłącznie teoretycznym. A że i deszcz nie pada, to nie czuję się zobowiązana, by sobie nim dalej głowę zaprzątać (jakaś dziwna konstrukcja stylistyczna mi chyba wyszła...)
UsuńNo cóż, zaniedbałaś obowiązki dydaktyczne lata temu, to faktycznie nie masz co sobie teraz zaprzątać.
UsuńTylko facet może wpaść na to, by wytykać kobiecie to, że inny facet nie robi czegoś, co powinien robić.
UsuńW przypadku męża nic się już nie da zrobić, ale pomyśl, co robisz jakimś biednym kobietom swoich synów, które będą utyskiwać na ich niefrasobliwość w kwestii papieru :P
UsuńMam wrażenie, że właśnie z mężem da się zrobić bardzo wiele (zmienić na przykład, oczywiście o ile ktoś - naiwna idiotka, ani chybi - zakłada, że nowy model będzie lepszy). A ponieważ urodziłam się, by zostać złą teściową, nie zamierzam ułatwiać życia tym-co-to-już-ich-nie-lubię:P
UsuńRozumiem, że Twoje nielubienie jest tak głębokie, że zamierzasz tym sobie utrudnić jakieś najbliższe 10-15 lat?
UsuńJa? Sobie utrudniać? Skądże znowu! Papier dla siebie mam zawsze w kieszeni:P
UsuńAch, ach, co za przebiegłość, cofam, co napisałem.
UsuńI co teraz? Dialog nam zacznie kuleć:(
UsuńSkoro zamiast kontynuować wymianę błyskotliwych ripost, zagnałaś temat w ślepy zaułek, to się nie dziw :P
UsuńNo weź, a to z tym papierem w kieszeni to nie była błyskotliwa riposta? Pół popołudnia nad nią myślałam!:P
UsuńSerio? Ja to znam z autopsji, mój ojciec, dziecko czasów niedoboru i permanentnego braku papieru np. w zakładowych łazienkach, zawsze miał zwitek papieru w kieszeni, co i mnie próbował zaszczepić. Z niejakim powodzeniem, chociaż gdy nastał kapitalizm, czym prędzej zarzuciłem ten zwyczaj jako niegodny Europejczyka. Czego zdarzało mi się żałować.
UsuńNo dobra, przyznam się. Mój pracodawca do całkiem niedawna zmuszał mnie do pomykania korytarzami ze zwitkiem papieru w garści i mydłem za pazuchą (ach, jakżeż podnosiło to niewątpliwy prestiż mojego zawodu!). Cóż się dziwić, że i w domu mi tak zostało:(
UsuńOj. A przecież macie bliżej do Zachodu niż my :(
UsuńA widzisz. Toaletę mam na zachód od pokoju, może uznano, że tyle Zachodu na raz wystarczy?
UsuńJeszcze by się wam od tej europejskości w głowach poprzewracało. Słuszną linię ma wasza władza.
UsuńMiała, bo teraz mamy i papier, i mydło, i nawet ręczniki papierowe do rąk wycierania. Myślisz, że będą zabierać?
UsuńOczywista rzecz. Wszak oddalamy się od Europy, więc nie przystoi, żeby papier tak bezwstydnie wisiał w każdej toalecie.
UsuńNo tak, nie będzie Europa pluć nam mydłem w twarz. To by wyjaśniało zdumiewający mnie co roku standard węgierskich toalet. Im też nie plują, nawet papierem.
UsuńNo właśnie, a Polak Węgier...
UsuńNaurywaj sobie papieru na zapas - z Warszawy do Budapesztu znacznie bliżej niż ze Szczecina.
UsuńPytają czemu rżę.
OdpowiedzUsuń- Z powodu wyjazdu Józefa - odpowiadam.
;)
Anegdotkę z papierem ukradnę i zinwentaryzuję z okazji dnia toalety (tylko uprzedzam ;)
Cudne te perełki wybierasz. Dygam.
Proszę uprzejmie, inwentaryzuj, rolka po rolce.
UsuńDzień toalety w życiu publicznym obchodzimy już od pewnego czasu. Może do czasu remamętu w głowach nie powstanie zupełny papierowy zamęt. Bo wtedy to już faktycznie potrzebować będziemy tylko pogrzebowych szarf...
I ach, dziękuję za pochwałę! Pozwól, że w tym imieniu zawieszę na swej szyi wieniec z nanizanych na sznurek rolek.
Przywalił Sygietyński Chełmońskiemu :P
OdpowiedzUsuńWygląda tak jakby mu się ulało. I ten chart z okiem na wylot:)
Usuń