50
lat temu w Polsce emocjonowano się udanym lądowaniem na Księżycu radzieckiej bezzałogowej
sondy kosmicznej Łuna 9. Niewiarygodne, ale dziś nie robi to na
mnie najmniejszego wrażenia. W tym przypadku 50 lat to naprawdę epoka.
Wrażenie robią na mnie
natomiast wpisy w rubryce (chyba wówczas w „Przekroju” nowej) „Kącik krytyka”,
redagowanej przez Ewę Kossak, w której publikowano historyczne uwagi krytyczne
wygłaszane przez współczesnych na temat różnych utworów i ich twórców,
zazwyczaj uważanych (obecnie, a i 50 lat temu także) za wybitne i wybitnych.
Spośród krytyków
zacytowanych w tym numerze wygrywa zdecydowanie Kajetan Koźmian, który w roku
1827 tak pisał o mickiewiczowskich Sonetach:
„Sonety Mickiewicza najlepiej oznaczył
Mostowski jednym słowem: Paskudztwo. Nie wiem, co w nich można znaleźć dobrego:
wszystko bezecne, podłe, brudne, ciemne; wszystko może krymskie, tureckie,
tatarskie, ale nie polskie. To jest sto razy gorsze niż wszystkie
Marcinkowskiego (ośmieszony przez krytykę grafoman) płody. Mickiewicz jest półgłówek, wypuszczony ze szpitala szalonych,
który, na przekór dobremu smakowi i rozsądkowi, gmatwaniną słów niepojętego
języka niepojęte i dzikie pomysły baje. Mickiewicz jest w miłostkach brudny,
karczemny… Mickiewicza niesforny zapał rozdmuchały brudne litewskie pomywaczki.”
Wzmianki w dziale „Czytać albo nie czytać” tym razem mocno inspirujące, zwłaszcza gdy
można sięgnąć do domowej biblioteczki.
Patrick
Quentin (nazwisko mi dobrze znane, ale chyba dotąd nie czytałam niczego jego
autorstwa) „Człowiek w matni”; książka tak reklamowana przez „Przekrój”: „Jak zwykle tego autora pasjonująca zagadka
zniknięcia kobiety-alkoholiczki. W odkryciu morderstwa dopomaga piątka
zabawnych dzieciaków.”
Nie
umiem sobie tego wyobrazić tak bardzo, że chyba czym prędzej przeczytam.
Z
autorów polskich – Nienacki i „Sumienie”, którego „bohater, pisarz z zawodu, jest ławnikiem w procesie o morderstwo. W
związku z procesem i wyrokiem – jego przemyślenia, przeżycia, refleksje.”
Szczerze
powiedziawszy, trochę się boję.
Można
ewentualnie sięgnąć także po Stanisława Goszczurnego, znanego mi wyłącznie jako
pisarza marynistycznego (jego książki o takiej tematyce mam zresztą w domu).
Tymczasem z „Przekroju” dowiedziałam się, że pisał także rzeczy innego rodzaju,
jak „Heron lubił dolary” – „zbiór 19
reportaży z kronik milicyjnych Wybrzeża – od włamań, kradzieży, oszustw po
szpiegostwo i morderstwa. Czyta się.”
Jeśli
Goszczurny pisał reportaże kryminalne tak samo jak Wanda Falkowska teksty do
„Kroniki sądowej” w „Przekroju” to boję się jeszcze bardziej niż w przypadku
Nienackiego.
Pochodzący z 13 lutego 1966 roku wpis w rubryce „Moda” sprawia niezwykle współczesne wrażenie. Być może – inaczej niż w
przypadku lotów kosmicznych – pewne rzeczy są po prostu niezmienne. A może
chodzi o to, kto dyktuje daną modę i dlaczego to robi?
W
roku 1966 o modzie w „Przekroju” pisała Barbara Hoff i to wiele wyjaśnia. Mam w
szafie jedną parę spodni sygnowaną jej nazwiskiem, kupioną 14 lat temu. Co roku
wyciągam je i nieodmiennie się dziwię, że tak dobrze wyglądają i pasują.
Podejrzewam, że tak będzie przez kolejnych dwadzieścia lat, o ile nie
pięćdziesiąt (ale wtedy pewnie trzeba będzie je skrócić, gdyż się zdepczę).
Patrząc zaś na liczące sobie 50 lat, zamieszczone w tym numerze „Przekroju” zdjęcia,
mam ochotę natychmiast przywdziać któryś z prezentowanych kostiumików
(najchętniej ten czerwony), mimo tego że bardzo kostiumów i w ogóle żakietów
nie lubię.
A
Hoff pisze – jakżeż ciągle trafnie! – o tzw. kobiecym stylu:
„Wiele kobiet b. młodych lubi się ubierać b.
modnie: bawi je, żeby szybko włożyć ostatni krzyk. Potem to się trochę zmienia.
Nabiera się doświadczenia w czym się dobrze wygląda, nabiera się gustu, swojego
stylu, swoich upodobań. Wie się, czego nie cierpi bliski mężczyzna. Zauważyło
się, w czym ma się sukces u znajomych panów. W czym się człowiek czuje
cudownie, a w czym nijako.
Poza tym zmienia się
dziewczyna w kobietę i chce wyglądać nie jak dziewczyna, lecz jak kobieta. I tu
co sezon problem: „czy to jest kobiece?” (…)
Uwaga, styl na kobieco
nie powinien być przestarzały. To najczęstszy błąd: ktoś sobie powie, że bardzo
obcisły żakiet obszyty białym kotkiem pod szyją i bardzo ciasna spódnica
zwężająca się ku dołowi, to jest coś super kobiecego i czuje się w tym
jednostka jak ekstrakt kobiecości. Ale ba, jest to ekstrakt sprzed dziesięciu
lat, już historyczny, a chodzi o to, by wyglądać kobieco a nowocześnie.
Bez względu na to co się
nosi, czy sweterek ze spódnicą, czy komplet, czy sukienkę – wyglądają kobieco
osoby zadbane, ale naprawdę i na co dzień. Nie można jeść ile i co chcąc, a
włosy muszą być w idealnym porządku, trudno. Uwaga, zadbanie to nie znaczy
makijaż na palec, nierozczesany tapir i masa sztucznej biżuterii.”
Żeby
jednak nie zostawiać PT Czytelników w stanie niedointelektualizowania (kto to
widział, żeby o modzie pisać, phi!), na zakończenie jak zwykle boski Saul
Steinberg z cyklu o literach. Dla mnie B jak bomba.
No to Koźmian nieźle pojechał po bandzie... Czytałam niegdyś "Powrót na wyspy" Quentina i bardzo mi się podobał (także dlatego, że odgadłam mordercę :-D), czytelnik wie tyle samo co prowadzący śledztwo, pisarz nie wyciąga żadnego królika z kapelusza. Polecam z przekonaniem :-)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy ten fragment o brudnych litewskich pomywaczkach dałoby się wykorzystać w jakimś wypracowaniu. Ale to wymagałoby chyba od piszącego ucznia, nie-fana Mickiewicza, nawet nie odwagi, a wręcz heroizmu:)
UsuńJak tylko skończę bieżącą lekturę, chyba chwycę tego Quentina - wygląda na kryminał w sam raz na jeden wieczór. No, w moim przypadku pewnie na siedem wieczorów, a najprędzej poranków (zazwyczaj tylko wtedy mam czas na czytanie, i cóż że chlapię w trakcie na książkę pastą do zębów?), ale tak czy siak, sięgnę, zwłaszcza po Twojej rekomendacji.
Za to Nienacki, o ile pamiętam, do czytania się nie nadaje, można sobie odpuścić. Do dziś ze łzami w oczach wspominam moją marynarkę z Hofflandu. Miałem ją od bodajże VIII klasy gdzie do początku studiów, kiedy niestety nieodwracalnie wyzionęła ducha.
OdpowiedzUsuńCzytałeś tego konkretnego Nienackiego czy bazujesz na doświadczeniach z innymi jego "dorosłymi" książkami?
UsuńMoje spodnie są sezonowe - być może to tłumaczy ich ciągle znakomitą kondycję. Jeśli wyzioną ducha, będę gorzko płakać!
Bazuję, ale i tego konkretnego czytałem, czy raczej próbowałem. Marynarka była ogólnowojskowa, więc się znosiła, niestety.
UsuńA ja mimo wszystko chyba kiedyś spróbuję. Tak bardzo nie umiem sobie wyobrazić wewnętrznych rozterek ławnika w czasach PRL-u (nie umiem sobie wyobrazić tym bardziej, że ławnikami w tych czasach byli i mój dziadek, i moja babcia, i oboje chętnie opowiadali o swoich doświadczeniach i wrażeniach), że skuszę się chociażby z zawodowej ciekawości.
UsuńOgólnowojskowa? Z Hofflandu? Chyba używamy różnego narzecza:(
Znaczy że była na każdą okazję, namiętnie w niej biegałem na egzaminy. Fajna była, z takich biało-czarnych supełków jakby.
UsuńNo tak, kiedyś w eleganckim stroju ganiało się tylko na egzaminy, ewentualnie na imieniny do rodziny. Można było obskoczyć jedną marynarką (boucle?).
UsuńNie wiem, czy boucle, takie jakby luźno tkane a la płótno :)
UsuńTo pewnie nie boucle. Ginąć za rodzaje materiałów nie zamierzam:)
UsuńJa tym bardziej. Ale było świetne, nie gniotło się i nie widać było na tym plam :D
UsuńPatrz pan, moje spodnie z Hofflandu mają identyczne cechy (ale na pewno nie są z supełków).
UsuńTo może była to cecha immanentna wszystkich ciuchów stamtąd :)
UsuńI komu to przeszkadzało?
UsuńPrawdaż?
UsuńJa tam przynajmniej oddaję moim spodniom należną im cześć, a Ty co? Zużyłeś i wyrzuciłeś!
UsuńMężczyźni są pragmatyczni, dzięki czemu moja garderoba mieści się na jednej długiej półce, a małżonki na czterech. Bo ona oddaje należną cześć wszystkim swoim ciuchom od czasów późnego liceum chyba :P
UsuńCzuję, że ja i Twoja małżonka byśmy się polubiły! Ale ja potrzebuję znacznie więcej niż czterech półek, więc mogłabym ją zdominować:P
UsuńDo tego ma szafę, wieszaki, drugą szafę...
UsuńZ każdą szafą lubię ją coraz bardziej:D
UsuńI z każdą komódką i każdym workiem ciuchów na strychu?
UsuńTaka rozsądna kobieta na pewno nie trzyma ciuchów w workach, daj spokój. Do tego są duuuuże kartony:P
UsuńOch, duże kartony też ma, spokojna głowa.
UsuńAni przez moment w to nie wątpiłam.
UsuńEch :(
UsuńBo są rzeczy, których Wy, mężczyźni, nigdy nie zrozumiecie.
UsuńNawet nie próbujemy, tylko wam kupujemy większe szafy i większe domy :P
UsuńJasne, bo my same to możemy sobie co najwyżej waciki kupić, prawda?
UsuńPrawda. Bo żaden facet wam nie dogodzi w kwestii wacików.
UsuńZgadza się; waciki TEŻ kupujemy sobie same.
UsuńNo mówię, to zbyt odpowiedzialne, żeby powierzyć facetowi.
UsuńTak, wy zawsze wiecie co kupić zamiast, żeby potem mieć do końca życia święty spokój.
UsuńW końcu jesteśmy istotami inteligentnymi.
UsuńW końcu tak.
UsuńTrzymanie, trzymaniem, ale kupowanie?! Ja w sobotę gacie (2 pary) kupiłem w jakieś 10 minut (z przymierzaniem). Kitek jakieś swoje cuś wybierał dobre 2 godziny.
UsuńCo do zapasów, to kiedyś nieopatrznie wspomniałem o możliwościach olxa czy alle. Nie mam zamiary powtarzać tego błędu :P
Tia, jakbym to skądś znał :P Za to zażądałem ostatnio brutalnie dokonania czystki w tych wszystkich ciuchach i o dziwo coś tam poznikało.
UsuńBazyl: uwierz mi, że między wyborem gaci a wyborem cusia jest naprawdę spora różnica.
UsuńZWL: zażądałem, ach, jak to groźnie brzmi! I naprawdę jesteś pewien, że owe coś tam zniknęło i że nie były to Twoje koszule?:P
Daj mi się popławić w złudzeniach, że zażądałem i znikło. Liczba moich koszul się zgadza, więc może nie ja poniosłem straty.
UsuńA pław się, pław. Na marginesie: a co Ci przeszkadza jak nie Twoje i nie na Twoich półkach, hę?
UsuńNieużywane to można książki trzymać, a nie ciuchy :D
UsuńKsiążki też można, czemu nie? A z ciuchami jest tak, że nigdy nie wiadomo kiedy mogą być użyte - ja regularnie wyciągam z szafy coś, czego nie nosiłam kilka lat i jestem pełna zachwytu:)
UsuńW przeciwieństwie do ubrań książki nie okazują się po latach za ciasne i wyszedłsze z mody :P
UsuńPo pierwsze, nawet jak wyszły z mody, to kiedyś do niej wrócą.
UsuńPo drugie, na mnie nic nie jest za ciasne, na Twoją żonę też pewnie nie - to zazdrość przez Ciebie przemawia.
Po trzecie, hm, mam wrażenie, że ilość książek, które wyszły z mody po jednym sezonie i nigdy do niej nie wrócą jest znacznie wyższa niż liczba niemodnych ubrań...
Problem numer trzy rozwiązuje się tak samo, jak przy ciuchach. Kupując absolutną klasykę i pewniaki, a nie sezonowe tiszerty z sezonowymi bohaterami :P
UsuńObawiam się, że fala mody na "Porąb i spal" (albo jakoś tak), tudzież era drwala mogą być krótsze niż Ci się wydaje. I cóż Ty wtedy zrobisz z tymi wszystkimi koszulami w kratę?:P
UsuńNie mam ani Porąb i spal (mam za to ze dwie siekiery i piłę, ponadczasowe), ani flanelowych koszul w kratę (niestety, bo zawsze lubiłem). Więc nie musisz sobie na mnie ostrzyć języczka :P
UsuńOk, potraktuj to jako bredzenie w malignie, bo zdaje się, że rośnie mi temperatura:(
UsuńBiedulko. Dobrze, już Cię poniecham. Polopiryna i pod pierzynę.
UsuńToteż siedzę. Polopiryny zbrakło:( Aspiryny też:( Naćpałam się za to witaminy C i wypiłam pół litra soku z czarnego bzu. Nie będzie wirus pluł mi w twarz!:P
UsuńMoże chociaż poświęć którąś ze skrzętnie zebranych bluzeczek i zrób z niej okładzik na rozpalone czoło?
UsuńJeszcze nie mam aż takiej gorączki, żebym nie zauważyła, że piszesz o bluzeczkach i okładzikach. Ciebie też bierze?:P
UsuńDopasowuję się do tonu rozmowy :) Ale zwróć uwagę, że o wirusiku nie napisałem ani słowa.
UsuńMasz jeszcze reszteczki instynktku (???) samozachowawczego. Uwaga o tonie rozmowy została zeżarta przez wirusa. Ciesz się.
UsuńInstynkcik mi wymarł. Na wirusik zapewne :P
UsuńA, instynkcik dużo ładniej. Szkoda, że wymarł.
UsuńSłabowity był, chuchereczko takie.
UsuńBrakuje tylko, żebyś rzewnie zanucił: I gdzież ja się teraz biedniutenki podzieję?:P
UsuńTam kreska miała być nad tym "en", ale wirusik znów zaatakował
UsuńNie, gdzież on się biedniuteńki teraz podziewa? Może się tuła po zimnym świecie, sam jeden.
UsuńNie bądźmy tacy zasadniczy w kwestiach diakrytyki.
UsuńW ramach odtrutki muszę posłuchać niemieckiego metalu albo tekstu wykrzyczanego we wczesnym krasnoludzkim :P
UsuńOdtrutka po Rokisiu, wirusach czy dziubdziającym ZWL?:P
UsuńOgólnie od całości :P
UsuńMi się od wczoraj kondycja psychiczna nie poprawiła; fizyczna też nie, więc może lepiej faktycznie ewakuuj się do tych niemieckich metalowców?
UsuńZamiłowanie do klasyki mam, że tak powiem wszechstronne; w literaturze, muzyce, rzeźbie, ubiorze. Też miałam cud urody spódnicę z Hofflandu, tym bardziej hołubioną, iż zdobytą w latach jeszcze PRL-u, kiedy raczej kupowało się w Łodzi z metra materiały i dawało do uszycia, niż kupowało produkt finalny. Miała piękny niebieski odcień i czarne maziaje, a ja czułam się w niej jak ... modelka. Tak postponować wielkiego wieszcza? może dzięki temu zapisał się w historii literatury lepiej niż własną twórczością :)
OdpowiedzUsuńA widzisz, ja z ubiorem lubię eksperymentować, choć bez przesady. W każdym razie mam wrażenie, że udało mi się (po wielu latach ćwiczeń) opanować to, co czym pisała Hoff: umiejętność dostosowywania bieżących trendów do swoich kobiecych potrzeb. W każdym razie włosów nie tapiruję, to już coś:P
UsuńMam wrażenie, że sposób w jaki Koźmian postponował wieszcza odpowiadałby dziś wielu osobom - zwróć uwagę jak mało w tym cytacie odniesień do treści, a jak wiele do całkiem czego innego. Prawie dwieście lat później stosuje się te same metody.
Podłość ludzka nie zna granic, że tak zacytuję Bożenę Dykiel z kultowej komedii Wyjście awaryjne. Dwieście lat wcześniej i za dwieście lat będzie nadal to samo, bo historia nas uczy, że wszystko się powtarza.
OdpowiedzUsuńWłosów i ja nie tapiruję i rzadko lakieruję:) A klasyka jest po prostu łatwiejsza w obsłudze, w przypadku innych fasonów trzeba się troszkę znać, klasyka jest bardziej uniwersalna. :)
Tak, niektóre wzorce są i będą wiecznie żywe. Szkoda tylko, że akurat te niektóre a nie inne.
UsuńKlasyka klasyką, ale czasem poszaleć trzeba:) W każdym razie ja muszę.