Każdy
rodzic, częściej lub rzadziej, w skrytości serca marzy o dzieciach
samoobsługowych.
Takich,
co to pobawią się same w kąciku, nie przybiegając co chwila z dramatycznym
pytaniem: „mamooo/tatoooo, co mam robić, bo mi się nuuuudziiii!?!”
Takich,
które gdy tylko nauczą się chodzić, będzie można spokojnie wysłać do sklepu po
mąkę, sól, tudzież chrupiącą bułeczkę na śniadanie, zyskując w ten sposób cenny
czas, na przykład na lekturę aktualnej, nie zaś przedwczorajszej, gazety.
Takich,
co to może i broją, ale są przy tym wyłącznie rozbrajające.
Marzenia
przybierają charakter natręctw w sytuacjach podbramkowych. Na przykład wówczas,
gdy zaplanowany zimowy wyjazd w góry trafił szlag, bowiem dzieci dzień przed
wyjazdem postanowiły urządzić sobie konkurs pt. „kto ma wyższą temperaturę”.
-
„Ale laczego?” – dopytuje płaczliwym głosem Młodszy, który nie dość, że
przegrał konkurs z nędznym wynikiem 39,1°C (Starszy dał czadu i wyśrubował rezultat
do 39,7°C ),
to jeszcze dowiedział się, że nigdzie nie jedzie.
-
„To w takim razie co porobimy, mamo?” – rzeczowo zapytuje zaś Starszy, ufnie
spoglądając wprost w lekko podpuchnięte oczy pozostającej od dwóch nocy na
stand by’u Matki.
Julek
i Julka nie zadawaliby takich głupich pytań, drogie dzieci – ma ochotę
odpowiedzieć Matka, ale ostatecznie pozostawia tę refleksję wyłącznie dla
siebie.
Bo
otóż, moi drodzy, Julek i Julka nie mają najmniejszych problemów z
codziennością. Taką zwykłą, bez ekstra emocji i ekstra rozrywek. Wydaje się to
wręcz niewiarygodne, ale radzą sobie bez telewizora, komputera oraz konsoli.
Sensacyjnym faktem jest i ten, że w swoich pokojach nie posiadają żadnych
zabawek edukacyjnych (tak, tak, ani kawałka plastiku z napisem „Fisher
Price”!). Hm, książek chyba też nie posiadają, a jeśli jakichś używają, to
tylko w celu wycinania z nich obrazków. Cóż, nobody’s perfect.
Wiem,
że Julek i Julka mają zarówno gorących zwolenników, jak i przeciwników. My
jesteśmy wyłącznie „za”. Ba, wszyscy znani mi osobiście rodzice dzieci w wieku
od lat trzech do lat siedmiu, mający silne oparcie w poglądach swoich dzieci,
podzielają nasz zachwyt. Boć to sam urok przecież!
Historyjki
są króciutkie (pierwotnie, w latach 50-tych ubiegłego wieku, były drukowane w
gazecie) i napisane bardzo prostym językiem. Każda z nich opowiada o jakimś
zdarzeniu z życia dwójki pięcioletnich (przynajmniej początkowo) sąsiadów –
Julki i Julka. Pomimo, że obecnie oboje mogliby cieszyć się zasłużoną
emeryturą, ich przygody tylko niekiedy trącą myszką (np. gdy dotyczą spotkania
ze sprzedawcą szczotek czy mleczarzem). Zdecydowana większość mogłaby jednak
przydarzyć się każdemu dziecku także w roku 2013. Gdyby tylko… No właśnie.
Gdyby
tylko nie zabraniać dzieciom używania wyobraźni. Do wyczarowywania czegoś z
niczego, do wymyślania najwspanialszych zabaw z użyciem starych ubrań, gazet
czy kałuży.
Gdyby
tylko dać im odrobinę wolności i swobody. Nie wozić, nie prowadzać, nie
organizować całego czasu i życia, nie stawiać na piedestale realizowania podstaw programowych.
Gdyby
tylko mniej na nie krzyczeć, gdy nabroją, stłuką, zniszczą, skaleczą się lub - o zgrozo! - pobrudzą ubrania.
Gdyby
tylko pozwolić im, by jak najdłużej dostrzegały różnice i odmienności, ale nie
wartościowały z tego powodu ludzi. Chłopcy też mogą bawić się w organizowanie
przyjęć dla lalek, a dziewczynki puszczać latawca.
Gdyby…
U mnie różnie to wychodzi, z różnych powodów, czasem nawet obiektywnie mnie
usprawiedliwiających.
Myślę, a moje myślenie ma oparcie w znajomości z osobami mieszkającymi w Holandii, zarówno Polakami, jak i Holendrami, że rodzice w tym niewątpliwie bardziej od naszego nowoczesnym kraju lepiej radzą
sobie z owym gdybaniem, stąd też opowieści o Julku i Julce (czy raczej o Jip i
Janneke) nadal są tam niezmiernie popularne. O ich przygodach powstał musical,
w sklepach bez kłopotu można dostać gry z ich podobiznami (u nas hitem było
Julkowe „memory”). Pewnie spora w tym też zasługa ilustracji Fiep Westendorp –
niezwykle prostych, ale i charakterystycznych przez fakt, że oboje bohaterowie
są koloru czarnego.
Książeczki
są rekomendowane przez wydawnictwo dla dzieci od lat 3, i myślę że to trafna
rada. Zarówno dla Starszego, jak i Młodszego były to właśnie w tym wieku
pierwsze prawdziwe książki, z większą ilością tekstu, bez kolorowych
ilustracji, którymi się zachłysnęli, domagając się stale więcej i więcej. Nic
dziwnego, bo Julek i Julka, choć według metryki będący ich dziadkami, w głębi duszy są
identyczni jak oni.
Annie
M.G. Schmidt „Julek i Julka”, ilustracje Fiep Westendorp, Wydawnictwo
Hokus-Pokus.
Części
1-4 w tłumaczeniu Łukasza Żebrowskiego; część 5 tłumaczyła Joanna
Borycka-Zakrzewska.
Po pierwsze współczuję szpitaliku w domu. Po drugie może to i lepiej, że jak już ten konkurs sobie urządzili, to urządzili go teraz, a nie dzień po wyjeździe, skąd musiałabyś ich transportować do domu i przepadłaby nie tylko zaliczka :( - pisze to osoba, która na sześć dni pobytu w Krakowie, cztery spędziła w hotelowym łóżku. Po trzecie, czy rodzice posiadający idealne dziecko- takie, co to potrafi zająć się samą sobą, usiąść w kątku i marzyć, czytać książki, pomóc w pracach domowych i jeszcze popilnować młodszej siostry - są w stanie docenić tak skarb (nawet, jeśli od czasu do czasu temu skarbowi przychodzą do głowy głupie pomysły, jak postawienie becika z siostrą w pionie na kanapie i pokazywanie tejże jak się stoi na głowie :), przy okazji wylewając na tenże becik szklankę herbaty (dla uspokojenia dodam, że nie gorącej). Osobiście ominęło mnie zjawisko- Julek i Julka, aczkolwiek czytałam już pochlebne zdania na ich temat. Pozdrawiam i wytrwałości życzę (jak widzę urlop zdecydowanie poszedł w kierunku zwolnienia :( )
OdpowiedzUsuńOczywiście, że skarbu zazwyczaj się nie docenia, ale pomarzyć o tym, że by się go miało i doceniało, zawsze warto...Opisany przez Ciebie pomysł z becikiem, zaiste godny Julka i Julka; ciekawe czy rodzice też zareagowali na właściwym poziomie?:P
UsuńŻyczenia wytrwałości zdecydowanie się przydadzą, bo dziś w nocy Młodszy podbił stawkę. Aktualnie wynik do pobicia wynosi 39,8, ale szczęśliwie Starszy robi wrażenie jakby chciał wycofać się z rozgrywek!
Rodzicom został oszczędzony szok spowodowany narażeniem Młodszej na nie tylko na oparzenie, ale i uszkodzenie ciała (postawieniem dziecięcia na sztorc), bowiem idealne dziecko się nie przyznało do "zbrodni", a plama z herbaty miała uchodzić za plamę "naturalną" na dziecięcym beciku. Idealne dziecko w trosce, aby siostrzyczka się nie przeziębiła plamę zaprasowało żelazkiem (dla uspokojenia nie prasują przy okazji siostry, a jedynie powłoczkę).
UsuńJa też mam młodszą siostrę, która jak z rękawa sypie podobnymi opowieściami na temat przeżyć z własnego dzieciństwa. Przekaż więc ode mnie Idealnemu Dziecku wyrazy głębokiego uszanowania, z jednoczesnym zapewnieniem, że dobrze wiem co czuje:D
UsuńMy jesteśmy właśnie na etapie kombinowanie feryjnych rozrywek z rodzaju maksymalnie nieinwazyjnych dla nadwerężonych finansów:) Zważywszy, że wczoraj dziewczynki spędziły sporo czasu na ustawianiu węża z pokrywek do garnków, jest nadzieja, że nie mają do końca zabitej wyobraźni:P Chorym życzę zdrowia, matce zombie wytrwałości:) A książeczkę pierwsze widzę na oczy, co źle świadczy o moim przygotowaniu jako świadomego ojca-czytelnika, niestety.
OdpowiedzUsuńU nas miało być tak pięknie (i zabijająco dla wyobraźni), a pewnie podchwycę pomysł z wężem z pokrywek... Matka zombie da radę, jak zwykle.
UsuńWydaje mi się, że swego czasu trochę się u Julkach mówiło. My nie jesteśmy miarodajni, bo dowiedzieliśmy się o nich wprost od tłumaczki, ale np. obie nasze biblioteki samorzutnie zaopatrzyły się w cały komplet pięciu książeczek, więc chyba faktycznie ten akurat news wydawniczy przegapiłeś (jak na moje oko, pierwsza część pierwszy raz wyszła w Polsce około 2004 roku). A "Pluka z wieżyczki" tej samej autorki czytaliście?
Autorka w ogóle jest mi nieznana, a w 2004 roku raczej nie interesowałem się nowościami dziecięcymi:)
UsuńW 2004 ja również się nie interesowałam, ale kolejne części wychodziły już w czasach, gdy gromadziłam dziecięce lektury (taka np. część piąta po raz pierwszy została wydana w roku 2007 (chyba))
UsuńA nieznajomości autorki żałuj. Julek i Julka w sam raz dla Młodszej - sprawdź może w bibliotekach; Pluk też znakomity, acz zupełnie inaczej.
Mam dostęp do jednej biblioteki, ale może się uda jakoś inaczej skombinować.
UsuńMogę służyć wyłącznie piątą częścią; co do pozostałych - nabijamy statystyki wypożyczeń:)
UsuńDzięki, ale nie będziemy tak od końca arcydzieła zapoznawać:P
UsuńNiby można nie po kolei, ale faktycznie lepiej byłoby nie. Za to Pluka mam własnego i całego, od pierwszej do ostatniej strony, tak jakby co:)
UsuńA dzięki, na razie Starsza czyta Paddingtona, jeszcze jej osiem tomów zostało:P
Usuń@momarta Na pewno chcesz tego białego kruka powierzyć Poczcie Polskiej? :P
Usuń@ZWL A moje łotry mają Misia za nic. I to zarówno w tej klasycznej, jak i w mocno ilustrowanej wersji. :)
@Bazyl: to naprawdę z nich łotry, jak można mieć Misia za nic? Ale może to i lepiej, jeszcze by spróbowali np. przeprowadzić remont a la Paddington i na co Ci te nerwy? :D
UsuńBazyl: z tego, co obserwuję, to jest to na razie biały kruk wyłącznie in spe. Jakoś nie podejrzewam, aby prędko znalazł się kupiec.
UsuńZWL: co do Paddingtona, u mnie podobnie jak u Bazyla (czy kogoś to dziwi?). Młodzież zraziła się wersją animowaną i teraz nijak nie chce się dać przekonać do lektury. Inna sprawa, że i ja nie za bardzo naciskam. Remont a la Paddington brzmi jednak intrygująco - czyżbyście akurat wdrażali?
U nas wersja animowana wzbudziła dezaprobatę i poszła w kąt:) Dzieci są dziećmi budowy, więc próbowały wszystkiego i byle tam zaklejenie okien tapetą nie robi na nich wrażenia:P
UsuńNa dzieciach może nie robi; pytanie czy aktualnie robi na rodzicach?
UsuńNa mnie chyba by zrobiło...
Rodzice czyścili framugi po panu tynkarzu, więc nijakie tapety by ich z równowagi nie wyprowadziły. I na szczęście w domu nie ma ani pół rolki tapety, a klej tylko w sztyfcie do papieru:)
UsuńKlej w sztyfcie bywa złudny i zgubny. Ostatnio dałam taki dziecku do szkoły, nie bacząc na dopisek "magic". Straty były znaczne: jeden sweter, dwa zeszyty i trzy palce (te ostatnie udało się rozpiłować).
UsuńNasz ma napis Tesco Value, w związku z czym jego lepiące "value" jest bliskie zera:) Nie opłaca się kupować materiałów piśmiennych zbyt dobrej jakości:PP
UsuńNiestety, wyhodowałam sobie młodocianego konesera, który oprotestował dwa wcześniejsze kleje jako za mało klejące. "Tesco Value" u mnie by nie przeszło, zdecydowanie.
UsuńKoneser kleju brzmi dwuznacznie:) Akurat w kwestii kleju u nas grymasów nie ma, bo schodzi na tony. Za to zeszyciki w brokaciku mile widziane:P
UsuńKoneserstwo dotyczy na szczęście jakości i estetyki, nie obejmując wąchania:)
UsuńZeszycik w brokaciku, powiadasz? A aby różowy?:P
Różowy jest passe, poszliśmy w fiolety:P
UsuńO, to pannica, widzę, dojrzewa! Mnie ciekawi jaki kolor jest następny - testujemy to na chrześnicy mojego męża, nieco starszej od Twojej Starszej, ale na razie fiolet trzyma się mocno! (od czasu obdarowania fioletową torebeczką z kwiatkiem jestem jej ulubioną ciocią:P)
UsuńDopuszczone do użytku są też niebieski i czerwony, wszystko idzie w dobrą stronę:) Egzystencjalne czernie pewnie pojawią się ostatnie:)
UsuńKiedy się pojawią, bliski będzie już u Ciebie czas rozstania, więc może wytrzymasz:P
UsuńToteż serce me nie drży:P
UsuńAle na kolczyk w języku przed osiemnastką będziesz musiał wyrazić zgodę - oby tylko nie był czarny!
UsuńChwilowo osłabły nawet naciski na kolczyki w uszach, więc zakładam ograniczoną skłonność do samookaleczeń.
UsuńNie wiem, nie wiem. Ja tam przekłułam sobie uszy w wieku lat 24, więc - jak widać - to gdzieś głęboko tkwi w każdej kobiecie i nie wiadomo kiedy na wierzch wylezie:)
UsuńPrzekłucie w takim wieku będzie jej sprawą:P A nieprzeparty pociąg do obwieszania się błyskotkami jest powszechny u płci żeńskiej, nie da się ukryć:)
UsuńPrzypominam, że na obiadki będzie przychodzić:) A co do błyskotek - tak, tak i tak! (różowych nie mam, ale fioletowych całkiem sporo:PP)
UsuńMoże będę mógł bez wstrętów patrzeć na ukochane dziecko:P
UsuńBez obaw! Jeśli obwiesi się sznurami różnokolorowych naszyjników, w jedno ucho wepnie kolczyk granatowy, zaś w drugi - czerwony, z pewnością będziesz wyłącznie zafascynowany:P
UsuńZafascynowany brakiem gustu u własnego dziecka chyba:P
UsuńOd razu "brak gustu"! A różnorodność? A odmienność? A nieoczywistość? A rajski, barwny wielokolorowy ptak to nie łaska?!
UsuńBohema i cyganeria, co?:P
UsuńAch! Przejrzałeś mnie na wskroś! Czy to może szelest mych spódnic i pobrzękiwanie bransolet mnie zdradziły?:P
UsuńGłównie ten łańcuszek z dzwoneczkiem wokół kostki:PP Nieładnie tak cudze córki w objęcia jakichś podejrzanych artystów wpychać:)
UsuńCoś kręcisz, bowiem dzwoneczek zdjęłam gdyż przeszkadzał w przemieszczaniu się z termometrem pomiędzy śpiącymi dziećmi:P
UsuńA nikogo w niczyje objęcia nie wpycham - zakładam bowiem, że to w nich samych dusze twórcze i kolorowe drzemią, czekając z rozkwitnięciem na moment uwolnienia się od prozaicznego ojca w bamboszkach:PP
Samaś ukręciła dzwoneczek, na mnie nie zwalaj:P Bambosze? Nie noszę, w ramach drobnego buntu przeciwko drobnomieszczaństwu:)
UsuńOjciec w skarpetkach równie prozaiczny...
UsuńTrudno, bez skarpet zimno:P
UsuńJeśli wybierzesz model pięciopalczasty, w różnokolorowe prążki, masz szansę zyskać uznanie w oczach latorośli o cygańskiej duszy i może nawet mniej prozaiczny będziesz:)
UsuńPoszukam w okolicznych lumpeksach:P
UsuńRozejrzyj się też koniecznie za białym szalem!
UsuńPrędzej jedwabny fontaź wyszukam:)
Usuń"fontaź" - tak, tego słowa mi właśnie zabrakło:))
UsuńMniszkównę czytaj, szalenie wzbogaca słownictwo:)
UsuńNa razie - dzięki wzajemnej inspiracji - wygrzebałam "Strasznego dziadunia"; może też choć trochę mnie ubogaci?:P
UsuńLato mi się na tyle podoba, że Dziadunia też zdobyłem:) Ubogacę się, że hej:))
UsuńOdetchnęłam z ulgą; natychmiast zwalniam czekającą w gotowości ekipę od fortyfikacji:P
UsuńTo dopiero połowa, chociaż zasieki zostaw na razie.
UsuńW razie jakby co, posłużę się żywymi tarczami w postaci prątkujących dzieci! Skuteczność 100% - od przedwczoraj trafiły Ojca i Babcię. Przetrwają tylko karaluchy i ja.
UsuńStosowanie broni biologicznej jest zakazane konwencjami międzynarodowymi, poszczuję was kotem:D
UsuńKota zarażą, albo przygarną - ja bym nie ryzykowała. A stosowny paragraf na obejście konwencji zaraz się znajdzie:)
UsuńKot szczepiony, nawet na wściekliznę. Przygarnąć się dałby ewentualnie tylko za duuuuuużą łapówkę, a i to bez gwarancji trwałości uczuć:)
UsuńTu nie o trwałość uczuć idzie, a o zwycięstwo w boju. Poza tym tylko u nas świeża rybka "wprost znad morza":P
UsuńRybka, no weź. Wieloryb co najmniej, ewentualnie tacka eksportowej wołowiny:P
UsuńTo rzuca nowe światło na wcześniejszą informację o tym, że mieszkające pod jednym dachem z TYM kotem dzieci spędzają ferie bawiąc się pokrywkami od garnków...
UsuńTo już widzisz, czemu nie stać nas na plastik z napisem Fisher Price:PP
UsuńTo akurat najmniejsza strata, ale jakby kot raz dostał antrykot, to dzieci mogłyby cieszyć się Julkiem i Julką!
UsuńAntyKot powiadasz? A gdzie to się kupuje?:PP
UsuńJesteś niemożliwy! Nie wiem, jak ten kot z Tobą wytrzymuje:)
UsuńMnie kocha po prostu:)
UsuńTak, to wiele tłumaczy:) Pamiętaj jednak, że miłość nie wszystko wybaczy!:P
UsuńPewnie, że nie, wizyty u weterynarza należą do niewybaczalnych:P Przynajmniej przez pół dnia.
UsuńBardzo mi się podoba ten blog! Będę zaglądać :-)
OdpowiedzUsuńA "Julki" są super!
Bardzo mi miło i zapraszam - wielbicieli Julków zwłaszcza:)
UsuńPrzede wszystkim łączę się w bólu szpitalnym. Tym bardziej, że mam na świeżo w pamięci tydzień tuż przed feriami :( A co do Julki i Julka, to żeby się nie rozgadywać -> TU :)
OdpowiedzUsuńTydzień przed feriami, to nie to samo, co tydzień w czasie ferii:( (u mnie przed feriami byłoby znacznie gorzej, bo nie mogłabym skorzystać z L4, przez co moja zombiowatość osiągnęłaby poziom 10).
UsuńA co do meritum - i tak nikt nie uwierzy, że nie czytałam wcześniej Twojego posta, więc w pokorze przyjmuję swój los absolutnie Bazylowtórnej:(
Ale, że gdzie, przepraszam, Ty tę wtórność, wciórności!, widzisz? A co do komentarza zostawionego u mnie, to nie pisałem o Pluku. Z tym, że czasu masz, być może, niewiele, bo ostatnio chłopaki sobie wspomniały Długonia i chyba będzie powtórka. A być może, bo nie wiem czy mi muza usiądzie czy też nie, na kolankach :P
UsuńJa mam z kolei wątpliwości, czy Pluk nada się już dla czterolatka i raczej wydaje mi się, że nie. Cóż, pozostaje mi liczyć na to, że przez najbliższy rok nie znajdziesz czasu na muz pieszczenie:P
UsuńA tak zupełnie nie na temat, to zostałaś namierzona przez Wydawcę i znów gościsz na FB. Tym razem bez udziału Wujka Wyrywnego :D
UsuńDziękuję Ci, Bazylu Nieustraszony Tropicielu:P Jeśli wena mnie opuści, napiszę post pt. "kto jest najbardziej wpływowym polecaczem i odsyłaczem w świecie internetu". Różnice są znaczące, ale bez dwóch zdań - Fb rządzi.
UsuńA psze bardzo. A tropić nie tropiłem, po prostu akurat było na początku takiego słupka co to się przewija i ma pewnie fachową nazwę, której nie znam i mi wpadło w oko. Lajkuję sporo wydawnictw literatury dziecięcej, więc jakby co służę jako Nadworny Donosiciel Tajemnej Wiedzy Fejsbukowej Podnoszącej Morale :P
UsuńAż sobie założyłam fikcyjne konto na fb, aby dokładniej obejrzeć zjawisko! Świat się kończy! Ale lajkować nie zamierzam, zostawiam to Tobie, upraszając o dalsze donoszenie:)
UsuńMy mamy tomy 1-3, które kupiłam w nadziei, że Starsza zeche sama czytać. Przeczytała je matka, odzew bardzo pozytywny. Moja dziatwa akruat potrafi się bawić czymkolwiek, aczkolwiek rzadko sama:(
OdpowiedzUsuńZ Julkami jest tak, że o ile nie mamy do czynienia z cudownymi dziećmi, które czytają w wieku lat 4, to potem - kiedy przeciętne dziecko uczy się czytać, czyli w wieku lat około 7 - ta lektura nie budzi ich entuzjazmu jako za dziecinna:P
UsuńMoi potrafią się bawić sami; gorzej z bawieniem czymkolwiek, choć i tu bywają przebłyski.
No właśnie ja mylnie sądziłam, że Starsza odziedziczyła cudowność po mnie:PPPP
UsuńAle myślę, że nawet teraz Starsza by lubiła słuchać. Muszę wyjąć z regału i poczytać dzieciom.
Cudowność pewnie odziedziczyła, ale akurat nie tą:)
UsuńPowinnaś spróbować wspólnego czytania - mimo iż wcześniej przerobiłam wszystkie części ze Starszym, przy kolejnej rundce z Młodszym nadal chichotał z taką samą intensywnością jak wcześniej (przy kumplach z klasy pewnie udawałby, że tu nuda i dziecinada, ale szczęśliwie akurat ich nie było:P).
Tak zrobię, z resztą Młodszy nie jest wybiórczy i słucha wszystkiego jak leci:)
UsuńSzczęśliwa kobieta - mój Młodszy ma zdecydowanie wyrobione poglądy czytelnicze (najlepiej w kółko o Ciekawskim George'u lub Julce i Julku) i zdecydowanie manifestuje ewentualne niezadowolenie z doboru lektury.
UsuńJa chyba go czytelniczo zaniedbałam i cieszy się teraz ze wszystkiego, byle matka czytała. Starszej czytałam kilkanaście książek dziennie i efekt niezadowalający więc teraz próbuję innej taktyki.
UsuńKilkanaście dziennie??? Takich kilkustronicowych chyba, bo inaczej sobie tego nie wyobrażam. Ja wysiadam z głosem po półgodzinnej wieczornej sesji, więcej absolutnie nie jestem w stanie.
UsuńTeż się zastanawiałam nad tym pędem (a raczej brakiem pędu) do samodzielnego czytania, ale wyszło mi, że to chyba jakiś defekt osobniczy:))
Serio i to dłuższych w stylu Zakamarkowych, ale wtedy nie pracowałam i miałam energii więcej. Defekt osobniczy powiadasz? Może warto jeszcze mieć nadzieję?
UsuńJa tam trzymam się tej nadziei kurczowo, choć ostatnio nieco osłabłam, bo Starszy samodzielnie "czyta" ostatnio wyłącznie "MAPY", a tam za dużo tekstu to jednak nie ma... Najgorsze jest to, że skubany już umie, i to całkiem nieźle, tylko mu się nie chce! Niepojęte to dla mnie, doprawdy.
UsuńZa Takie czytanie masz u mnie dożywotni szacunek. Jako Matka-Zawsze-Pracująca czuję się jednak troszeczkę usprawiedliwiona:)
U nas dokładnie to samo, czyta nieźle, ale nawet Map nie czyta tylko mi każe.
UsuńJa jestem matką, która długo w domu z dziećmi posiadywała, za to teraz prawie nocą wracam i mam za swoje:(
Tak, to musi boleć:( Jakiś okres przejściowy by się przydał...
UsuńProfilaktycznie życzę zdrowia, ale na pewno dziś już obowiązuje wariant gry "kto ma temperaturę najbardziej zbliżoną do 36,6 °C". Szkoda tylko, że nici z wyjazdu. Może uda się go trochę przesunąć?
OdpowiedzUsuńWidzę, że na ilustracjach Julkowej serii przewija się jamniczek. Czy występuje w roli li i jedynie epizodycznej?
Jamniczek jest psem Patykiem, którego rola w książce jest bynajmniej nieepizodyczna. Sporo psiak w życiu przeszedł, ale w ogólnym rozrachunku chyba sobie chwali.
UsuńWariant gry niestety ciągle ten sam; idzie wręcz w stronę "kto wykona szybszy i bardziej niespodziewany wzrost temperatury, zanim mama zauważy":((
Wstyd i hańba! Jeszcze tego nie czytaliśmy.... Teraz sobie przypominam, że ktoś mi już polecał tę serię. hmm Ciekawe czy w bibliotece znajdę?
OdpowiedzUsuńJeśli Młodszy za bardzo nie wyrośnięty (a z tego co widziałam na Twoim blogu, to chyba nie), to powinno być w sam raz. W bibliotece podszczecińskiej jest kilka egzemplarzy, więc w szczecińskiej tym bardziej powinny się znaleźć:)
UsuńMoje chłopaki mają 5 i 10 lat, ale my czytamy praktycznie wszystko co dobre - bez ograniczeń ;-)
UsuńDziesięciolatek może już kręcić nosem, ale pięciolatek powinien się jeszcze dobrze bawić:)
UsuńKatalog elektroniczny naszej MBP poinformował mnie, że książki są! Teraz tylko znaleźć czas i udać się do biblioteki... ech... z tym będzie gorzej,ale myślę że do wiosny damy radę ;-)
OdpowiedzUsuńJak myśmy żyły bez katalogów elektronicznych bibliotek?:P Ja pokochałam je miłością bezgraniczną, odkąd tylko się pojawiły.
UsuńMy z udawaniem się do biblioteki nie mamy problemów; gorzej bywa ze zmieszczeniem w czasie lektury wszystkich przytarganych tomów:(
Mam nadzieję, że wiosną dołączycie do grona fanów Julków:)