poniedziałek, 28 stycznia 2013

A.Schmidt "Julek i Julka", czyli o dzieciach, które są dziećmi


Każdy rodzic, częściej lub rzadziej, w skrytości serca marzy o dzieciach samoobsługowych.
Takich, co to pobawią się same w kąciku, nie przybiegając co chwila z dramatycznym pytaniem: „mamooo/tatoooo, co mam robić, bo mi się nuuuudziiii!?!”
Takich, które gdy tylko nauczą się chodzić, będzie można spokojnie wysłać do sklepu po mąkę, sól, tudzież chrupiącą bułeczkę na śniadanie, zyskując w ten sposób cenny czas, na przykład na lekturę aktualnej, nie zaś przedwczorajszej, gazety.
Takich, co to może i broją, ale są przy tym wyłącznie rozbrajające.

Marzenia przybierają charakter natręctw w sytuacjach podbramkowych. Na przykład wówczas, gdy zaplanowany zimowy wyjazd w góry trafił szlag, bowiem dzieci dzień przed wyjazdem postanowiły urządzić sobie konkurs pt. „kto ma wyższą temperaturę”.
- „Ale laczego?” – dopytuje płaczliwym głosem Młodszy, który nie dość, że przegrał konkurs z nędznym wynikiem 39,1°C (Starszy dał czadu i wyśrubował rezultat do 39,7°C), to jeszcze dowiedział się, że nigdzie nie jedzie.
- „To w takim razie co porobimy, mamo?” – rzeczowo zapytuje zaś Starszy, ufnie spoglądając wprost w lekko podpuchnięte oczy pozostającej od dwóch nocy na stand by’u Matki.
Julek i Julka nie zadawaliby takich głupich pytań, drogie dzieci – ma ochotę odpowiedzieć Matka, ale ostatecznie pozostawia tę refleksję wyłącznie dla siebie.


Bo otóż, moi drodzy, Julek i Julka nie mają najmniejszych problemów z codziennością. Taką zwykłą, bez ekstra emocji i ekstra rozrywek. Wydaje się to wręcz niewiarygodne, ale radzą sobie bez telewizora, komputera oraz konsoli. Sensacyjnym faktem jest i ten, że w swoich pokojach nie posiadają żadnych zabawek edukacyjnych (tak, tak, ani kawałka plastiku z napisem „Fisher Price”!). Hm, książek chyba też nie posiadają, a jeśli jakichś używają, to tylko w celu wycinania z nich obrazków. Cóż, nobody’s perfect.

Wiem, że Julek i Julka mają zarówno gorących zwolenników, jak i przeciwników. My jesteśmy wyłącznie „za”. Ba, wszyscy znani mi osobiście rodzice dzieci w wieku od lat trzech do lat siedmiu, mający silne oparcie w poglądach swoich dzieci, podzielają nasz zachwyt. Boć to sam urok przecież!
Historyjki są króciutkie (pierwotnie, w latach 50-tych ubiegłego wieku, były drukowane w gazecie) i napisane bardzo prostym językiem. Każda z nich opowiada o jakimś zdarzeniu z życia dwójki pięcioletnich (przynajmniej początkowo) sąsiadów – Julki i Julka. Pomimo, że obecnie oboje mogliby cieszyć się zasłużoną emeryturą, ich przygody tylko niekiedy trącą myszką (np. gdy dotyczą spotkania ze sprzedawcą szczotek czy mleczarzem). Zdecydowana większość mogłaby jednak przydarzyć się każdemu dziecku także w roku 2013. Gdyby tylko… No właśnie.

Gdyby tylko nie zabraniać dzieciom używania wyobraźni. Do wyczarowywania czegoś z niczego, do wymyślania najwspanialszych zabaw z użyciem starych ubrań, gazet czy kałuży.
Gdyby tylko dać im odrobinę wolności i swobody. Nie wozić, nie prowadzać, nie organizować całego czasu i życia, nie stawiać na piedestale realizowania podstaw programowych.
Gdyby tylko mniej na nie krzyczeć, gdy nabroją, stłuką, zniszczą, skaleczą się lub - o zgrozo! - pobrudzą ubrania.
Gdyby tylko pozwolić im, by jak najdłużej dostrzegały różnice i odmienności, ale nie wartościowały z tego powodu ludzi. Chłopcy też mogą bawić się w organizowanie przyjęć dla lalek, a dziewczynki puszczać latawca.
Gdyby…
U mnie różnie to wychodzi, z różnych powodów, czasem nawet obiektywnie mnie usprawiedliwiających.

Myślę, a moje myślenie ma oparcie w znajomości z osobami mieszkającymi w Holandii, zarówno Polakami, jak i Holendrami, że rodzice w tym niewątpliwie bardziej od naszego nowoczesnym kraju lepiej radzą sobie z owym gdybaniem, stąd też opowieści o Julku i Julce (czy raczej o Jip i Janneke) nadal są tam niezmiernie popularne. O ich przygodach powstał musical, w sklepach bez kłopotu można dostać gry z ich podobiznami (u nas hitem było Julkowe „memory”). Pewnie spora w tym też zasługa ilustracji Fiep Westendorp – niezwykle prostych, ale i charakterystycznych przez fakt, że oboje bohaterowie są koloru czarnego.


Książeczki są rekomendowane przez wydawnictwo dla dzieci od lat 3, i myślę że to trafna rada. Zarówno dla Starszego, jak i Młodszego były to właśnie w tym wieku pierwsze prawdziwe książki, z większą ilością tekstu, bez kolorowych ilustracji, którymi się zachłysnęli, domagając się stale więcej i więcej. Nic dziwnego, bo Julek i Julka, choć według metryki będący ich dziadkami, w głębi duszy są identyczni jak oni.

Annie M.G. Schmidt „Julek i Julka”, ilustracje Fiep Westendorp, Wydawnictwo Hokus-Pokus.
Części 1-4 w tłumaczeniu Łukasza Żebrowskiego; część 5 tłumaczyła Joanna Borycka-Zakrzewska. 

99 komentarzy:

  1. Po pierwsze współczuję szpitaliku w domu. Po drugie może to i lepiej, że jak już ten konkurs sobie urządzili, to urządzili go teraz, a nie dzień po wyjeździe, skąd musiałabyś ich transportować do domu i przepadłaby nie tylko zaliczka :( - pisze to osoba, która na sześć dni pobytu w Krakowie, cztery spędziła w hotelowym łóżku. Po trzecie, czy rodzice posiadający idealne dziecko- takie, co to potrafi zająć się samą sobą, usiąść w kątku i marzyć, czytać książki, pomóc w pracach domowych i jeszcze popilnować młodszej siostry - są w stanie docenić tak skarb (nawet, jeśli od czasu do czasu temu skarbowi przychodzą do głowy głupie pomysły, jak postawienie becika z siostrą w pionie na kanapie i pokazywanie tejże jak się stoi na głowie :), przy okazji wylewając na tenże becik szklankę herbaty (dla uspokojenia dodam, że nie gorącej). Osobiście ominęło mnie zjawisko- Julek i Julka, aczkolwiek czytałam już pochlebne zdania na ich temat. Pozdrawiam i wytrwałości życzę (jak widzę urlop zdecydowanie poszedł w kierunku zwolnienia :( )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że skarbu zazwyczaj się nie docenia, ale pomarzyć o tym, że by się go miało i doceniało, zawsze warto...Opisany przez Ciebie pomysł z becikiem, zaiste godny Julka i Julka; ciekawe czy rodzice też zareagowali na właściwym poziomie?:P
      Życzenia wytrwałości zdecydowanie się przydadzą, bo dziś w nocy Młodszy podbił stawkę. Aktualnie wynik do pobicia wynosi 39,8, ale szczęśliwie Starszy robi wrażenie jakby chciał wycofać się z rozgrywek!

      Usuń
    2. Rodzicom został oszczędzony szok spowodowany narażeniem Młodszej na nie tylko na oparzenie, ale i uszkodzenie ciała (postawieniem dziecięcia na sztorc), bowiem idealne dziecko się nie przyznało do "zbrodni", a plama z herbaty miała uchodzić za plamę "naturalną" na dziecięcym beciku. Idealne dziecko w trosce, aby siostrzyczka się nie przeziębiła plamę zaprasowało żelazkiem (dla uspokojenia nie prasują przy okazji siostry, a jedynie powłoczkę).

      Usuń
    3. Ja też mam młodszą siostrę, która jak z rękawa sypie podobnymi opowieściami na temat przeżyć z własnego dzieciństwa. Przekaż więc ode mnie Idealnemu Dziecku wyrazy głębokiego uszanowania, z jednoczesnym zapewnieniem, że dobrze wiem co czuje:D

      Usuń
  2. My jesteśmy właśnie na etapie kombinowanie feryjnych rozrywek z rodzaju maksymalnie nieinwazyjnych dla nadwerężonych finansów:) Zważywszy, że wczoraj dziewczynki spędziły sporo czasu na ustawianiu węża z pokrywek do garnków, jest nadzieja, że nie mają do końca zabitej wyobraźni:P Chorym życzę zdrowia, matce zombie wytrwałości:) A książeczkę pierwsze widzę na oczy, co źle świadczy o moim przygotowaniu jako świadomego ojca-czytelnika, niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas miało być tak pięknie (i zabijająco dla wyobraźni), a pewnie podchwycę pomysł z wężem z pokrywek... Matka zombie da radę, jak zwykle.
      Wydaje mi się, że swego czasu trochę się u Julkach mówiło. My nie jesteśmy miarodajni, bo dowiedzieliśmy się o nich wprost od tłumaczki, ale np. obie nasze biblioteki samorzutnie zaopatrzyły się w cały komplet pięciu książeczek, więc chyba faktycznie ten akurat news wydawniczy przegapiłeś (jak na moje oko, pierwsza część pierwszy raz wyszła w Polsce około 2004 roku). A "Pluka z wieżyczki" tej samej autorki czytaliście?

      Usuń
    2. Autorka w ogóle jest mi nieznana, a w 2004 roku raczej nie interesowałem się nowościami dziecięcymi:)

      Usuń
    3. W 2004 ja również się nie interesowałam, ale kolejne części wychodziły już w czasach, gdy gromadziłam dziecięce lektury (taka np. część piąta po raz pierwszy została wydana w roku 2007 (chyba))
      A nieznajomości autorki żałuj. Julek i Julka w sam raz dla Młodszej - sprawdź może w bibliotekach; Pluk też znakomity, acz zupełnie inaczej.

      Usuń
    4. Mam dostęp do jednej biblioteki, ale może się uda jakoś inaczej skombinować.

      Usuń
    5. Mogę służyć wyłącznie piątą częścią; co do pozostałych - nabijamy statystyki wypożyczeń:)

      Usuń
    6. Dzięki, ale nie będziemy tak od końca arcydzieła zapoznawać:P

      Usuń
    7. Niby można nie po kolei, ale faktycznie lepiej byłoby nie. Za to Pluka mam własnego i całego, od pierwszej do ostatniej strony, tak jakby co:)

      Usuń
    8. A dzięki, na razie Starsza czyta Paddingtona, jeszcze jej osiem tomów zostało:P

      Usuń
    9. @momarta Na pewno chcesz tego białego kruka powierzyć Poczcie Polskiej? :P
      @ZWL A moje łotry mają Misia za nic. I to zarówno w tej klasycznej, jak i w mocno ilustrowanej wersji. :)

      Usuń
    10. @Bazyl: to naprawdę z nich łotry, jak można mieć Misia za nic? Ale może to i lepiej, jeszcze by spróbowali np. przeprowadzić remont a la Paddington i na co Ci te nerwy? :D

      Usuń
    11. Bazyl: z tego, co obserwuję, to jest to na razie biały kruk wyłącznie in spe. Jakoś nie podejrzewam, aby prędko znalazł się kupiec.

      ZWL: co do Paddingtona, u mnie podobnie jak u Bazyla (czy kogoś to dziwi?). Młodzież zraziła się wersją animowaną i teraz nijak nie chce się dać przekonać do lektury. Inna sprawa, że i ja nie za bardzo naciskam. Remont a la Paddington brzmi jednak intrygująco - czyżbyście akurat wdrażali?

      Usuń
    12. U nas wersja animowana wzbudziła dezaprobatę i poszła w kąt:) Dzieci są dziećmi budowy, więc próbowały wszystkiego i byle tam zaklejenie okien tapetą nie robi na nich wrażenia:P

      Usuń
    13. Na dzieciach może nie robi; pytanie czy aktualnie robi na rodzicach?
      Na mnie chyba by zrobiło...

      Usuń
    14. Rodzice czyścili framugi po panu tynkarzu, więc nijakie tapety by ich z równowagi nie wyprowadziły. I na szczęście w domu nie ma ani pół rolki tapety, a klej tylko w sztyfcie do papieru:)

      Usuń
    15. Klej w sztyfcie bywa złudny i zgubny. Ostatnio dałam taki dziecku do szkoły, nie bacząc na dopisek "magic". Straty były znaczne: jeden sweter, dwa zeszyty i trzy palce (te ostatnie udało się rozpiłować).

      Usuń
    16. Nasz ma napis Tesco Value, w związku z czym jego lepiące "value" jest bliskie zera:) Nie opłaca się kupować materiałów piśmiennych zbyt dobrej jakości:PP

      Usuń
    17. Niestety, wyhodowałam sobie młodocianego konesera, który oprotestował dwa wcześniejsze kleje jako za mało klejące. "Tesco Value" u mnie by nie przeszło, zdecydowanie.

      Usuń
    18. Koneser kleju brzmi dwuznacznie:) Akurat w kwestii kleju u nas grymasów nie ma, bo schodzi na tony. Za to zeszyciki w brokaciku mile widziane:P

      Usuń
    19. Koneserstwo dotyczy na szczęście jakości i estetyki, nie obejmując wąchania:)
      Zeszycik w brokaciku, powiadasz? A aby różowy?:P

      Usuń
    20. Różowy jest passe, poszliśmy w fiolety:P

      Usuń
    21. O, to pannica, widzę, dojrzewa! Mnie ciekawi jaki kolor jest następny - testujemy to na chrześnicy mojego męża, nieco starszej od Twojej Starszej, ale na razie fiolet trzyma się mocno! (od czasu obdarowania fioletową torebeczką z kwiatkiem jestem jej ulubioną ciocią:P)

      Usuń
    22. Dopuszczone do użytku są też niebieski i czerwony, wszystko idzie w dobrą stronę:) Egzystencjalne czernie pewnie pojawią się ostatnie:)

      Usuń
    23. Kiedy się pojawią, bliski będzie już u Ciebie czas rozstania, więc może wytrzymasz:P

      Usuń
    24. Ale na kolczyk w języku przed osiemnastką będziesz musiał wyrazić zgodę - oby tylko nie był czarny!

      Usuń
    25. Chwilowo osłabły nawet naciski na kolczyki w uszach, więc zakładam ograniczoną skłonność do samookaleczeń.

      Usuń
    26. Nie wiem, nie wiem. Ja tam przekłułam sobie uszy w wieku lat 24, więc - jak widać - to gdzieś głęboko tkwi w każdej kobiecie i nie wiadomo kiedy na wierzch wylezie:)

      Usuń
    27. Przekłucie w takim wieku będzie jej sprawą:P A nieprzeparty pociąg do obwieszania się błyskotkami jest powszechny u płci żeńskiej, nie da się ukryć:)

      Usuń
    28. Przypominam, że na obiadki będzie przychodzić:) A co do błyskotek - tak, tak i tak! (różowych nie mam, ale fioletowych całkiem sporo:PP)

      Usuń
    29. Może będę mógł bez wstrętów patrzeć na ukochane dziecko:P

      Usuń
    30. Bez obaw! Jeśli obwiesi się sznurami różnokolorowych naszyjników, w jedno ucho wepnie kolczyk granatowy, zaś w drugi - czerwony, z pewnością będziesz wyłącznie zafascynowany:P

      Usuń
    31. Zafascynowany brakiem gustu u własnego dziecka chyba:P

      Usuń
    32. Od razu "brak gustu"! A różnorodność? A odmienność? A nieoczywistość? A rajski, barwny wielokolorowy ptak to nie łaska?!

      Usuń
    33. Ach! Przejrzałeś mnie na wskroś! Czy to może szelest mych spódnic i pobrzękiwanie bransolet mnie zdradziły?:P

      Usuń
    34. Głównie ten łańcuszek z dzwoneczkiem wokół kostki:PP Nieładnie tak cudze córki w objęcia jakichś podejrzanych artystów wpychać:)

      Usuń
    35. Coś kręcisz, bowiem dzwoneczek zdjęłam gdyż przeszkadzał w przemieszczaniu się z termometrem pomiędzy śpiącymi dziećmi:P
      A nikogo w niczyje objęcia nie wpycham - zakładam bowiem, że to w nich samych dusze twórcze i kolorowe drzemią, czekając z rozkwitnięciem na moment uwolnienia się od prozaicznego ojca w bamboszkach:PP

      Usuń
    36. Samaś ukręciła dzwoneczek, na mnie nie zwalaj:P Bambosze? Nie noszę, w ramach drobnego buntu przeciwko drobnomieszczaństwu:)

      Usuń
    37. Ojciec w skarpetkach równie prozaiczny...

      Usuń
    38. Jeśli wybierzesz model pięciopalczasty, w różnokolorowe prążki, masz szansę zyskać uznanie w oczach latorośli o cygańskiej duszy i może nawet mniej prozaiczny będziesz:)

      Usuń
    39. Rozejrzyj się też koniecznie za białym szalem!

      Usuń
    40. Prędzej jedwabny fontaź wyszukam:)

      Usuń
    41. "fontaź" - tak, tego słowa mi właśnie zabrakło:))

      Usuń
    42. Mniszkównę czytaj, szalenie wzbogaca słownictwo:)

      Usuń
    43. Na razie - dzięki wzajemnej inspiracji - wygrzebałam "Strasznego dziadunia"; może też choć trochę mnie ubogaci?:P

      Usuń
    44. Lato mi się na tyle podoba, że Dziadunia też zdobyłem:) Ubogacę się, że hej:))

      Usuń
    45. Odetchnęłam z ulgą; natychmiast zwalniam czekającą w gotowości ekipę od fortyfikacji:P

      Usuń
    46. To dopiero połowa, chociaż zasieki zostaw na razie.

      Usuń
    47. W razie jakby co, posłużę się żywymi tarczami w postaci prątkujących dzieci! Skuteczność 100% - od przedwczoraj trafiły Ojca i Babcię. Przetrwają tylko karaluchy i ja.

      Usuń
    48. Stosowanie broni biologicznej jest zakazane konwencjami międzynarodowymi, poszczuję was kotem:D

      Usuń
    49. Kota zarażą, albo przygarną - ja bym nie ryzykowała. A stosowny paragraf na obejście konwencji zaraz się znajdzie:)

      Usuń
    50. Kot szczepiony, nawet na wściekliznę. Przygarnąć się dałby ewentualnie tylko za duuuuuużą łapówkę, a i to bez gwarancji trwałości uczuć:)

      Usuń
    51. Tu nie o trwałość uczuć idzie, a o zwycięstwo w boju. Poza tym tylko u nas świeża rybka "wprost znad morza":P

      Usuń
    52. Rybka, no weź. Wieloryb co najmniej, ewentualnie tacka eksportowej wołowiny:P

      Usuń
    53. To rzuca nowe światło na wcześniejszą informację o tym, że mieszkające pod jednym dachem z TYM kotem dzieci spędzają ferie bawiąc się pokrywkami od garnków...

      Usuń
    54. To już widzisz, czemu nie stać nas na plastik z napisem Fisher Price:PP

      Usuń
    55. To akurat najmniejsza strata, ale jakby kot raz dostał antrykot, to dzieci mogłyby cieszyć się Julkiem i Julką!

      Usuń
    56. AntyKot powiadasz? A gdzie to się kupuje?:PP

      Usuń
    57. Jesteś niemożliwy! Nie wiem, jak ten kot z Tobą wytrzymuje:)

      Usuń
    58. Tak, to wiele tłumaczy:) Pamiętaj jednak, że miłość nie wszystko wybaczy!:P

      Usuń
    59. Pewnie, że nie, wizyty u weterynarza należą do niewybaczalnych:P Przynajmniej przez pół dnia.

      Usuń
  3. Bardzo mi się podoba ten blog! Będę zaglądać :-)
    A "Julki" są super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło i zapraszam - wielbicieli Julków zwłaszcza:)

      Usuń
  4. Przede wszystkim łączę się w bólu szpitalnym. Tym bardziej, że mam na świeżo w pamięci tydzień tuż przed feriami :( A co do Julki i Julka, to żeby się nie rozgadywać -> TU :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tydzień przed feriami, to nie to samo, co tydzień w czasie ferii:( (u mnie przed feriami byłoby znacznie gorzej, bo nie mogłabym skorzystać z L4, przez co moja zombiowatość osiągnęłaby poziom 10).
      A co do meritum - i tak nikt nie uwierzy, że nie czytałam wcześniej Twojego posta, więc w pokorze przyjmuję swój los absolutnie Bazylowtórnej:(

      Usuń
    2. Ale, że gdzie, przepraszam, Ty tę wtórność, wciórności!, widzisz? A co do komentarza zostawionego u mnie, to nie pisałem o Pluku. Z tym, że czasu masz, być może, niewiele, bo ostatnio chłopaki sobie wspomniały Długonia i chyba będzie powtórka. A być może, bo nie wiem czy mi muza usiądzie czy też nie, na kolankach :P

      Usuń
    3. Ja mam z kolei wątpliwości, czy Pluk nada się już dla czterolatka i raczej wydaje mi się, że nie. Cóż, pozostaje mi liczyć na to, że przez najbliższy rok nie znajdziesz czasu na muz pieszczenie:P

      Usuń
    4. A tak zupełnie nie na temat, to zostałaś namierzona przez Wydawcę i znów gościsz na FB. Tym razem bez udziału Wujka Wyrywnego :D

      Usuń
    5. Dziękuję Ci, Bazylu Nieustraszony Tropicielu:P Jeśli wena mnie opuści, napiszę post pt. "kto jest najbardziej wpływowym polecaczem i odsyłaczem w świecie internetu". Różnice są znaczące, ale bez dwóch zdań - Fb rządzi.

      Usuń
    6. A psze bardzo. A tropić nie tropiłem, po prostu akurat było na początku takiego słupka co to się przewija i ma pewnie fachową nazwę, której nie znam i mi wpadło w oko. Lajkuję sporo wydawnictw literatury dziecięcej, więc jakby co służę jako Nadworny Donosiciel Tajemnej Wiedzy Fejsbukowej Podnoszącej Morale :P

      Usuń
    7. Aż sobie założyłam fikcyjne konto na fb, aby dokładniej obejrzeć zjawisko! Świat się kończy! Ale lajkować nie zamierzam, zostawiam to Tobie, upraszając o dalsze donoszenie:)

      Usuń
  5. My mamy tomy 1-3, które kupiłam w nadziei, że Starsza zeche sama czytać. Przeczytała je matka, odzew bardzo pozytywny. Moja dziatwa akruat potrafi się bawić czymkolwiek, aczkolwiek rzadko sama:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Julkami jest tak, że o ile nie mamy do czynienia z cudownymi dziećmi, które czytają w wieku lat 4, to potem - kiedy przeciętne dziecko uczy się czytać, czyli w wieku lat około 7 - ta lektura nie budzi ich entuzjazmu jako za dziecinna:P
      Moi potrafią się bawić sami; gorzej z bawieniem czymkolwiek, choć i tu bywają przebłyski.

      Usuń
    2. No właśnie ja mylnie sądziłam, że Starsza odziedziczyła cudowność po mnie:PPPP
      Ale myślę, że nawet teraz Starsza by lubiła słuchać. Muszę wyjąć z regału i poczytać dzieciom.

      Usuń
    3. Cudowność pewnie odziedziczyła, ale akurat nie tą:)
      Powinnaś spróbować wspólnego czytania - mimo iż wcześniej przerobiłam wszystkie części ze Starszym, przy kolejnej rundce z Młodszym nadal chichotał z taką samą intensywnością jak wcześniej (przy kumplach z klasy pewnie udawałby, że tu nuda i dziecinada, ale szczęśliwie akurat ich nie było:P).

      Usuń
    4. Tak zrobię, z resztą Młodszy nie jest wybiórczy i słucha wszystkiego jak leci:)

      Usuń
    5. Szczęśliwa kobieta - mój Młodszy ma zdecydowanie wyrobione poglądy czytelnicze (najlepiej w kółko o Ciekawskim George'u lub Julce i Julku) i zdecydowanie manifestuje ewentualne niezadowolenie z doboru lektury.

      Usuń
    6. Ja chyba go czytelniczo zaniedbałam i cieszy się teraz ze wszystkiego, byle matka czytała. Starszej czytałam kilkanaście książek dziennie i efekt niezadowalający więc teraz próbuję innej taktyki.

      Usuń
    7. Kilkanaście dziennie??? Takich kilkustronicowych chyba, bo inaczej sobie tego nie wyobrażam. Ja wysiadam z głosem po półgodzinnej wieczornej sesji, więcej absolutnie nie jestem w stanie.
      Też się zastanawiałam nad tym pędem (a raczej brakiem pędu) do samodzielnego czytania, ale wyszło mi, że to chyba jakiś defekt osobniczy:))

      Usuń
    8. Serio i to dłuższych w stylu Zakamarkowych, ale wtedy nie pracowałam i miałam energii więcej. Defekt osobniczy powiadasz? Może warto jeszcze mieć nadzieję?

      Usuń
    9. Ja tam trzymam się tej nadziei kurczowo, choć ostatnio nieco osłabłam, bo Starszy samodzielnie "czyta" ostatnio wyłącznie "MAPY", a tam za dużo tekstu to jednak nie ma... Najgorsze jest to, że skubany już umie, i to całkiem nieźle, tylko mu się nie chce! Niepojęte to dla mnie, doprawdy.
      Za Takie czytanie masz u mnie dożywotni szacunek. Jako Matka-Zawsze-Pracująca czuję się jednak troszeczkę usprawiedliwiona:)

      Usuń
    10. U nas dokładnie to samo, czyta nieźle, ale nawet Map nie czyta tylko mi każe.
      Ja jestem matką, która długo w domu z dziećmi posiadywała, za to teraz prawie nocą wracam i mam za swoje:(

      Usuń
    11. Tak, to musi boleć:( Jakiś okres przejściowy by się przydał...

      Usuń
  6. Profilaktycznie życzę zdrowia, ale na pewno dziś już obowiązuje wariant gry "kto ma temperaturę najbardziej zbliżoną do 36,6 °C". Szkoda tylko, że nici z wyjazdu. Może uda się go trochę przesunąć?
    Widzę, że na ilustracjach Julkowej serii przewija się jamniczek. Czy występuje w roli li i jedynie epizodycznej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jamniczek jest psem Patykiem, którego rola w książce jest bynajmniej nieepizodyczna. Sporo psiak w życiu przeszedł, ale w ogólnym rozrachunku chyba sobie chwali.
      Wariant gry niestety ciągle ten sam; idzie wręcz w stronę "kto wykona szybszy i bardziej niespodziewany wzrost temperatury, zanim mama zauważy":((

      Usuń
  7. Wstyd i hańba! Jeszcze tego nie czytaliśmy.... Teraz sobie przypominam, że ktoś mi już polecał tę serię. hmm Ciekawe czy w bibliotece znajdę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli Młodszy za bardzo nie wyrośnięty (a z tego co widziałam na Twoim blogu, to chyba nie), to powinno być w sam raz. W bibliotece podszczecińskiej jest kilka egzemplarzy, więc w szczecińskiej tym bardziej powinny się znaleźć:)

      Usuń
    2. Moje chłopaki mają 5 i 10 lat, ale my czytamy praktycznie wszystko co dobre - bez ograniczeń ;-)

      Usuń
    3. Dziesięciolatek może już kręcić nosem, ale pięciolatek powinien się jeszcze dobrze bawić:)

      Usuń
  8. Katalog elektroniczny naszej MBP poinformował mnie, że książki są! Teraz tylko znaleźć czas i udać się do biblioteki... ech... z tym będzie gorzej,ale myślę że do wiosny damy radę ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak myśmy żyły bez katalogów elektronicznych bibliotek?:P Ja pokochałam je miłością bezgraniczną, odkąd tylko się pojawiły.
      My z udawaniem się do biblioteki nie mamy problemów; gorzej bywa ze zmieszczeniem w czasie lektury wszystkich przytarganych tomów:(
      Mam nadzieję, że wiosną dołączycie do grona fanów Julków:)

      Usuń