Ostatnio – w związku z
dyskusją u Ani na temat odbioru sztuki (pardon, Sztuki) przez dzieci – doszłam
do przykrego wniosku, że jestem przypadkiem beznadziejnym.
Ściślej
rzecz ujmując – do wniosku doszłam wcześniej, jednak teraz wyartykułowałam go
wprost i na forum.
Wniosek
ów brzmi: kiedy rozdawali talenta plastyczne i wrażliwość estetyczną, ja stałam
w innej kolejce.
Plastyka
i zetpete (ta nazwa do dziś wywołuje u mnie dreszcze) były najbardziej
znienawidzonymi przeze mnie lekcjami. Pal sześć, gdy mieliśmy coś przylutować –
jako ulubiona wnuczka swojego dziadka pobrałam szereg lekcji w jego warsztacie,
a wartość estetyczna lutu była dla naszego nauczyciela mniej istotna niż jego
trwałość. Gorzej, gdy trzeba było prosto wbić gwóźdź lub – o zgrozo – na plastyce
namalować akwarelami martwą naturę.
Teraz
myślę, że pewnie mogłoby być inaczej, gdyby ktoś bardziej się przyłożył do
rozbudzania plastycznej strony mej duszy (głęboko wierzę, że takowa
istnieje, choć moja rodzina i bliscy znajomi pewnie zgłosiliby w tym miejscu
zdania odrębne). O ile bowiem nie da się zostać mistrzem w jakiejś dziedzinie,
nie mając talentu, o tyle dobrym rzemieślnikiem może być prawie każdy. Jeśli
tylko będzie dużo ćwiczył.
Jako
matka nieidealna, jednak mająca co jakiś czas przebłyski, od paru miesięcy
regularnie targam więc moje dzieci do teatru. Niech ćwiczą. Jak osiągną
pierwszy poziom, to kto wie, może nawet pójdziemy na jakąś wystawę lub – apage,
Satana! – zapiszemy się na warsztaty lepienia z gliny?
Mamy
to szczęście, że w Szczecinie znajduje się znakomity Teatr Lalek „Pleciuga”,
który proponuje spektakle różnorodne i wykorzystujące tak rozmaite
techniki, że jak na razie nie zdążyliśmy się jeszcze znudzić.
Ba! Uważam, że dla takich przypadków jak ja wizyta w teatrze lalek jest niezbędna po to, aby przypomnieć sobie do czego ma się wyobraźnię, po co są kolory i jak niewielu środków trzeba użyć, aby stworzyć wielowymiarowy alternatywny świat.
Ba! Uważam, że dla takich przypadków jak ja wizyta w teatrze lalek jest niezbędna po to, aby przypomnieć sobie do czego ma się wyobraźnię, po co są kolory i jak niewielu środków trzeba użyć, aby stworzyć wielowymiarowy alternatywny świat.
Spektakl
„Jabłoneczka”, który zobaczyliśmy w sobotę (a który premierę miał blisko rok
temu) zachwycił całą naszą trójkę. Każdego pewnie z innego powodu, ale dawno
nie zdarzyła się nam taka zgodność.
Bardzo
prosta opowieść o procesie wyrastania drzewa, tytułowej jabłoneczki, została
bowiem przedstawiona przy użyciu równie prostych środków wyrazu. Dwoje aktorów
(trzeci ukryty, animujący część bajkowych postaci), scena zbita z desek, kilka kijów i parę
nieskomplikowanych lalek. Do tego gra świateł (to zdecydowanie najbardziej
zafascynowało Młodszego), trochę muzyki i oczywiste, ale w tym kontekście niebanalne prawdy. Że dobrze mieć przyjaciół. Że nie warto ulegać czarnowidztwu
(w tej roli genialna Wrona). Że na wszystko przyjdzie pora, bo natura ma swój
rytm.
źródło zdjęcia |
W
świecie, w którym zabawki dla dzieci muszą grać i trąbić, a przede wszystkim
być edukacyjne, czytaj: wyręczać dziecko w samodzielnym zdobywaniu wiedzy, taki
spektakl to niezły szok. Dla rodziców również.
I
kiedy przeczytałam w programie, że spektakl jest dyplomowym przedstawieniem
Laury Sławińskiej, studentki reżyserii na Wydziale Sztuki Lalkarskiej w
Białymstoku, to żal mnie ogarnął, że ja tak nie potrafię, choć przecież i
starsza jestem, i bardziej doświadczona życiowo, i w ogóle.
źródło zdjęcia |
Potem
jednak dojrzałam, że autorem scenografii jest Mikołaj Malesza, rocznik 1954, i
zrobiło mi się lepiej. Mam jeszcze trochę czasu. Może zdążę się
podszkolić?
„Jabłoneczka”
Jan Wilkowski według K. Czernego w tłumaczeniu Jerzego Zaborowskiego.
Teatr
Lalek „Pleciuga” w Szczecinie, reżyseria Laura Sławińska, scenografia Mikołaj
Malesza, muzyka Hubert Połoniewicz
Obsada:
Marta Łągiewka, Przemysław Żychowski, Zbigniew Wilczyński.
Gwoździe tak, akwarele nie:) Jak namalowałem kiedyś martwą naturę z butelką, to butelka była niemal 3D od nadmiaru farby:P Właściwie więc nie masz się czym przejmować.
OdpowiedzUsuńJa do niedawna przejmowałam się raczej umiarkowanie, jednak stan ten uległ zmianie wówczas, gdy moje dzieci zaczęły uczęszczać do rozmaitych placówek oświatowych, w których za rzecz oczywistą przyjmuje się, że matka umie uszyć dziecku strój kurczaczka, bądź też zrobić maskę królika:(
UsuńU nas jakoś się tego nie przyjmuje za oczywistość, na szczęście:P
UsuńRozumiem, że nizania koralików celem wyprodukowania różańca nie zaliczasz do prac plastycznych?:P
UsuńTeż mi praca plastyczna:P Koraliki dziecko sobie nanizało samo pod okiem dziadka.
UsuńTak, delegowanie obowiązków i zadań też stosowałam. Mam uzdolnioną plastycznie siostrę, która zrobiła bardzo ładną maskę królika:) Teraz postawiłam jednak na rozwój własny i dążenie do doskonałości:PP
UsuńBynajmniej nie delegowałem z powodu braku umiejętności własnych, wiązało się niegdyś makramy, więc marny różaniec nie stanowił wyzwania:)
UsuńI Ty, Brutusie?!
UsuńJa tylko marnymi krzyżykami haftowałam, ale nawet własna matka nie odważyła się położyć dzieł mych rąk na jakimkolwiek stoliku...
Ale spokojnie, taki np. dwutakt albo serw czy przewrót w tył leżą absolutnie poza moim zasięgiem:)
UsuńTu czuję się rozgrzeszona, bowiem z uwagi na stan zdrowia dość szybko ewakuowałam się z lekcji w-f. Parę razy byłam jednak na zajęciach aerobiku i do tej pory nie rozumiem, jak jest możliwe, aby wykonywać te wszystkie ćwiczenia nie myląc rąk i nóg:)
UsuńMam tak z tańcem:P
UsuńSądzę, że w duecie mielibyśmy spore szanse na wygranie alternatywnego Tańca z Gwiazdami:PP
UsuńMusiałby być bardzo bardzo alternatywny:PP
UsuńJeśli ocenie podlegałyby zalotne wygięcia ciała u partnerki w połączeniu z jednoczesnymi wymachami nóg, to nawet w mniej alternatywnym mielibyśmy spore szanse. Gdyby dodatkowo wprowadzić wymóg własnoręcznego zrobienia kostiumów, rywale zostaliby zdeklasowani na starcie:P
UsuńI obowiązkowo frędzle i dużo brokatu:)
UsuńJa myślałam raczej o piórach... Teraz jednak to aż boję się zapytać, czy myślałeś może o czymś takim?
UsuńRaczej myślałem o modelu a la Tina Turner: http://www.daneena.com/images/products/large_725_DSCF0023s.jpg :) A pióra też można powtykać:P
UsuńTo ja powtykam pióra, a Ty - jako wprawiony w makramach - załatw resztę. Powinieneś się nieźle prezentować:P
UsuńSprytnie, ale ja będę w smokingu. Z brokatem ewentualnie:PP
UsuńSkoro sam poszedłeś w styl latino, z tymi frędzlami i brokatem, to teraz bądź konsekwentny. W grę wchodzi wyłącznie to
UsuńNie, no bardzo proszę. Za kogo Ty mnie uważasz. Ja wolałbym raczej coś w stylu Liberace: http://newspaper.li/static/085fb081cafaa76e9ab60d10dbd38ae1.jpg
UsuńNo jak to "za kogo uważam"? Za bożyszcze tłumów, czyż nie?:P
UsuńMogę jednak przystać na zaproponowaną kreację - ten płaszczyk gwarantuje dodatkowe atrakcje choreograficzne w postaci figur zaplątaniowo-poplątaniowych. Do alternatywnego show jak znalazł!
W scenografii koniecznie musi się znaleźć fontanna i schody, inaczej nie biorę udziału.
UsuńJa tam nie zamierzam Cię przesadnie namawiać (proponowany dla mnie strój dość mocno ostudził mój zapał), ale słyszałam że nagrodą bywa różowy Cadillac. W takiej zaś sytuacji obecność szeregu fontann, do tego tańczących, wydaje się oczywista.
UsuńPoczekaj, aż zobaczysz buty do swojego kostiumu: http://3.s.dziennik.pl/pliki/2985000/2985751-300-227.jpg Jak w tym zatańczysz, to cadillac będzie za słabą nagrodą:PP
UsuńI tu Cię mam: buty to pikuś, mam wprawę! Jeden taniec wytrzymam z pewnością i nawet nie złamię obcasa! Ty się lepiej rozejrzyj za jakąś narzutką:(
UsuńNarzutkę dla Ciebie czy dla mnie? :D
UsuńTwój strój robi wrażenie kompletnego aż za bardzo. Zastrzegam jednak, iż z uwagi na przeciągi, których doświadczam w mej starannie wybranej kreacji, moje wrażenia mogą nie być do końca miarodajne:P
UsuńBrakowało Ci chyba piór, więc proszę, stosowna pierzasta narzutka:P http://www.ivex.pl/zdjecia/makro/3bk01cze.jpg
UsuńTak. Myślę, że gdyby do pląsów dodać oczopląsy, nie mielibyśmy sobie równych...
UsuńWe współczesnej polskiej telewizji i tak bylibyśmy zbyt mało festyniarscy, nawet z piórami wszędzie:P
UsuńWierzę Ci na słowo, bowiem polskiej telewizji nie używam od lat wielu, specjalnie przy tym nie rozpaczając.
UsuńMnie wystarczą migawki przy niedzielnych obiadkach u teściowej:P
UsuńBrak teściowej tym samym dodatkowo zyskał na atrakcyjności, choć wydawało się to niemożliwe:P
UsuńJak jednak głębiej nad tym pomyślę, to czasem chętnie dałabym się zaprosić na obiadek, nawet niedzielny...
Dla dobrego obiadku można nawet czasem obejrzeć blok reklamowy przerywany filmem klasy C :P
UsuńWnoszę z tego, iż teściowa gotuje wyśmienicie. Mam jednak obawy, czy z uwagi na okoliczności spożywania, niezależnie od walorów smakowych, obiadek nie wywołuje niestrawności. Ja, jako nienawykła, musiałabym chyba zaczynać od wpadania na przekąski:)
UsuńTeściowa gotuje, co też ma swój walor, jeśli jest się parą zarobionych rodziców, którym się najzwyczajniej w świecie nie chce przynajmniej przy niedzieli kombinować żywnościowo:P
UsuńO nie, nie. Zwykłe "gotuje" za nic w świecie nie skłoniłoby mnie do takich poświęceń! Wolę kombinować, tym bardziej że dzieci ostatnio w dni powszednie żywią się w placówkach oświatowych, więc większość problemu odpada.
UsuńNasze stołują się w domu, więc raz w tygodniu mogą zjeść coś innego:P
UsuńRaz w tygodniu? Złota teściowa, bądź też pasożytnicze dzieci (jej dzieci, nie wasze) - niepotrzebne skreślić.
UsuńRaz w tygodniu odnosiło się do obiadków u babci:P Jesteśmy pasożytami, ale nie na taką skalę:)
UsuńZrozumiałam przecież, że raz w tygodniu odnosiło się do obiadków u babci. To co mam skreślić?
UsuńPojęcia nie mam, bo ja zrozumiałem, że nas posądzasz o całotygodniowe pasożytnictwo:P
UsuńNajwyraźniej odbiór wypowiedzi ściśle jest związany z doświadczeniami osobniczymi. Mi niedzielne obiadki jawią się jako fantasmagoryczny twór rodem z bajek i legend, więc i cotygodniowa częstotliwość zwala z nóg:P
UsuńTo co, złota ta teściowa, czy nie?
No złota, złota:) Pomyśl, że sama będziesz kiedyś teściową zobligowaną do karmienia synowych i gromadki wnucząt:)
UsuńJa? Tym żeńskim potworom, co mi syneczków zabiorą? Obiadki? Zobligowana???
UsuńPo moim trupie!
Ugotujesz, bo przecież te potwory nie ugotują tak jak mamusia i jeszcze Ci zamorzą bidulków głodem, i wnuczęta anemiczne też zagłodzą:P
UsuńWnuczętom mogę dać w trojaki. Poza tym pewnie w sprawie obiadków i tak udadzą się do dziadka, bo jakoś tak się ostatnio ułożyło, że on jest odpowiedzialny za dania główne, a ja za desery. Łatwiej przyjdzie mi więc wetknąć za pazuchę wafelka w czekoladzie, nie tracąc przy tym twarzy:P
UsuńNo to prawdziwa megiera teściowa się szykuje:P
UsuńToteż uprzedzam lojalnie, licząc na osiągnięcie skutku ubocznego w postaci odstraszenia potencjalnych kandydatek na potwory!:)
UsuńŻebyś tylko nie przesadziła:P "Mama i Tato są zmartwieni, że syn się jeszcze nie ożenił. Że nie ma domu i samochodu Że się marnuje chłopak za młodu Ja na ich teksty przymykam oczy Wolę z kumplami na miasto skoczyć. Mama i Tato głowę mi trują, że już pół wieku na mnie pracują Że lat trzydzieści dają pieniądze By zaspokoić synalka żądze Ja cicho siedzę, na nich nie krzyczę Przecież was kocham, moi rodzice."
UsuńStrasznie fałszujesz, wiesz?:P
UsuńPrzekaz się liczy, przekaz :D
UsuńNo właśnie przekazu nie dosłyszałam, bo fałszowanie spowodowało zakłócenia na łączach. Na szczęście pewnie nie było to nic godnego uwagi, więc nie zaprzątaj sobie głowy powtórkami:D
UsuńZnaczy przekaz dotrze w swoim czasie:P Sam:)
UsuńDam mu wówczas szansę. Sobie przy okazji też:P
UsuńTylko żeby już za późno nie było na przeciwdziałanie:D
UsuńTroska Twa rozczula mnie. Masz w tym jakiś interes? Córki na wydaniu?
UsuńMam córki, a jakże, ale nie oddam ich teściowej, która je zagłodzi, mowy nie ma:P
UsuńJak dam syneczkom w trojaki, to i córki ukradkiem się pożywią:)
UsuńA może sami wszystko wyjedzą, żonom i dziatkom nic nie zostawiwszy? :P
UsuńNo wiesz?! Może i megiera, ale dzieci wychować w duchu miłości bliźniego na szlachetnych altruistów, co to nie tylko obiadem się podzielą, ale i do serca przytulą, potrafię!
UsuńHm, to ewentualnie rozważymy kandydatury w stosownym czasie, szczególnie że i do serca przytulą:D
UsuńW takim razie niezwłocznie powiadomię, jeśli tylko powstanie wakat na stanowisku narzeczonych, bo jak na razie obsada pełna:D
UsuńTia, czytałem, że wręcz kolejka i stan oblężenia:)
UsuńJa na szybko, z doskoku, w krótkich żołnierskich ... itd.
UsuńDupa nie plastyk, to określenie najlepiej do mnie pasujące. Wymiennie z "mający dwie lewe ręce". A niedzielne obiadki załatwiamy zmianowo. Raz Mamusia, raz Teściowa :)
A, i jeszcze jedno. W liceum miałem komis z WF-u :D
UsuńZWL: A propos kolejka: kiedy w piątek, po wykonaniu autem szeregu efektownych piruetów na śniegu i lodzie (się działo w Szczecinie!), z rozwianym włosem i półgodzinnym opóźnieniem dotarłam do szkoły Starszego, okazało się iż me dziecię zabawia się w śniegu z trzema koleżankami z klasy i wcale spóźnienia nie zauważył. Konkretnie rzecz ujmując, koleżanki piszcząc i chichocząc nacierały go śniegiem, a on udawał, że się broni.
UsuńZa moich czasów to trzech kolegów nacierało na jedną koleżankę, która przy tej dopiero okazji mogła piszczeć i chichotać.
Bazyl: Niestety, pomimo komisu z WF-u nie zostałeś zakwalifikowany do występów w naszym elitarnym show. Chyba, że zmieścisz się w mój kostium, to wówczas, kto wie?:P
Wasze wywody na temat obiadków doprowadzają mnie do stanu osłabnięcia. Nie wiem tylko, czy bardziej słabnę z zazdrości, czy ze zniesmaczenia Waszym brakiem samodzielności:PP
Momarto: to się nazywa odwrócenie stereotypowych ról społecznych albo równouprawnienie, znaczy to nacieranie przez koleżanki:P
UsuńA obiadków u teściowej oczywiście zazdraszczasz, bo jakże by inaczej:P Samodzielnie posiłki wykonujemy w pozostałe dni tygodnia:)
Ja nie jestem pewna, czy o takie równouprawnienie żeśmy walczyły (ja wprawdzie raczej pacyfistka, ale zawsze można się podpiąć)...
UsuńPo namyśle brak obiadków postanowiłam dopisać do mojej stale aktualizowanej listy pt. "dlaczego moi rodzice byli toksyczni":PP
Równie dobrze rodzinne obiady mógłbym dopisać do listy pt. "dlaczego moi rodzice byli toksyczni":P ależ były piękne awantury przy tych obiadkach, miał człowiek 15 lat i własny pogląd na wszystko:)
UsuńE tam, aż takie toksyczne to chyba nie były, skoro nadal w nich gustujesz:)
UsuńU mnie awantur nie było (w każdym razie nie wryły mi się w pamięć), ale za to teraz co? Posucha!
Ja się z moją teściową nie wykłócałem jako piętnastolatek, więc nie mam traum:P
UsuńA pytałeś kiedyś szanowną małżonkę, czy aby nie jest tak, że każdy obiadek znaczy się krwawą szramą na jej sercu, hę?
UsuńAlbo szrama, albo konieczność gotowania niedzielnego obiadku:P Nikt nie obiecywał, że będzie lekko:P
UsuńTaa, i to pisze człowiek, który nie tak dawno nazwał mnie megierą. Poszukaj teraz równie trafnego rzeczownika dla siebie samego:P
UsuńAha, pragmatyk:P
UsuńA ja tam raczej myślę, że szkielet Machiavellego zaciera teraz z radości swe kościste ręce, z uciechy że mu się taki pojętny uczeń trafił...
UsuńNo popatrz jak to znienacka się człowiekowi porządne humanistyczne wykształcenie przydaje:)
UsuńJa tam do tej pory doceniam, że miałam na studiach historię doktryn politycznych i prawnych. Dzięki temu mogę sobie wielu rzeczy oszczędzić. Z bieżącą polityką na czele.
Usuńkomis z WF-u...to dopiero coś...ja myślę jednak, że Bazyl zasługuje na występ w waszym elitarnym show...
UsuńDziękujemy za ten głos, który wprowadza do naszych rozważań dodatkowo element audiotele. Głosy poparcia dla Bazyla prosimy wysyłać sms-em pod numer...
Usuńno bo on się tak przed wami otworzył...a wy nic..ech
UsuńŻeby doświetlić temat, dodam że cała rzecz wynikła z tego, że nie chciałem za nic zrobić stania na rekach, winszując sobie trepa do dziennika bez konieczności robienia z siebie idioty na forum publicznym. Psor odmówił, ja się zaparłem - efekt znacie. Dodam tylko, że na komisie też na rękach nie stanąłem. Wybroniłem się przewrotem w przód :D
UsuńPS. Rozumiem, że każdy ze swoim strojem? To ja się przebiorę za Spidermana :P
Myślę, że po tym wyznaniu liczba smsów gwałtownie wzrośnie:)
UsuńOdnośnie jednak stroju, chciałam zauważyć że my poszliśmy (podobno) w latino, a Ty raczej we włochatość. Koniecznym wydaje się więc rozpoczęcie szeroko zakrojonych poszukiwań odpowiednio wyposażonej partnerki:PP
Szeloba? :P
UsuńNie, szeloba odpada. Za bardzo pachnie to nieuczciwą konkurencją. Doczytaj regulamin - mowa jest tam o zakazie eliminowania rywali poprzez ich zeżarcie:PP
Usuńale w co wyposażonej...?
UsuńWe włochatość oczywiście, bo w cóżby innego?
UsuńPo szybkiej analizie regulaminu doszłam do wniosku, że włosienica też się nada:P
UsuńWyposażona? We włosienicy? Toż cała ta dygresja wolnym kroczkiem zmierza do jakichś perwersji rodem z cyklu o Greyu :P
UsuńPS. Głupia myśl mi się przyplątała. Jakież to będzie zamieszanie kiedy sfilmują powieść James i na planie rozlegnie się okrzyk "klaps!". I teraz zagwozdka, co to? Wskazówka dla grających, czy dla człowieka z tabliczką?
Ja tam nie wiem czy to podobne do Greya, czy nie do Greya, bo nie czytałam, ale włosienica wszak nie powinna wywoływać niecnych skojarzeń, a jeśli tak się dzieje, musisz zwiększyć codzienną dawkę samobiczowania, bo najwyraźniej dotychczasowa jest nieskuteczna.
UsuńA na planach chyba teraz nie krzyczą "klaps", tylko "akcja", choć akurat w przypadku tej ekranizacji może być to tak samo niejednoznaczne:P
Samobiczowanie? Za lat mojej młodości wystarczał zimny prysznic :P
UsuńTeraz też wystarcza, ale przecież chodzi o to, aby być trendy, czyż nie?:P
UsuńŻeby tylko nie pójść w perwersje :P
UsuńGorączkowo szukam odpowiednio błyskotliwej odpowiedzi, ale za bardzo żem osłabła ze śmiechu, żeby coś z siebie wykrzesać:))
UsuńNa wszelki wypadek chyba odłączę się od sieci...
Scenografia świetna. Czy Twoim chłopcom przeszkadzała obecność lalkarzy?
OdpowiedzUsuńNie rozpaczałabym nad rzekomym brakiem zdolności, teatr w domu można wyczarować z czegokolwiek. Wspólnie spędzone chwile i płynąca z tego frajda - bezcenne.;)
Do obecności lalkarzy są przyzwyczajeni, gdyż widzieli już sporo przedstawień, w których byli oni widoczni. Myślę, że to dobrze, bo nie tracimy dzięki temu konwencji "bycia w teatrze".
UsuńKiedy natomiast pojawiła się jedna z pierwszych lalek poruszanych z ukrycia (kret), Młodszy wykrzyknął z przerażeniem na całą salę: "Mamo, on żyje???"
Teatr w domu niewątpliwie można wyczarować i pewnie nawet ja bym dała radę. Pytanie jednak brzmi: kiedy???
Takie komentarze dzieci są na pewno dużą nagrodą dla twórców spektaklu.;) A dorośli mają się z czego pośmiać.;)
UsuńW dzień powszedni raczej nikomu pracującemu nie chciałoby się bawić w teatrzyk. U nas ostatnio pojawił się przy okazji wycinanek, planu nie było.
Tak, wczoraj jeszcze paru innym dzieciom przydarzyły się takie reakcje. A aktorzy-lalkarze mają z taką publicznością niezwykły kontakt.
UsuńWycinanki to zajęcia plastyczne, chciałam zauważyć. Unikam jak diabeł święconej wody:P Ideę jednak oczywiście rozumiem. U nas jednak spontanicznie pojawiają się jednak raczej tylko zabawy w stylu "rejs po wzburzonym oceanie (w tej roli podłoga i dywanik) wśród stada kłębiących się wokół rekinów (wystąpili: Starszy i Ojciec).:P
Rejs po oceanie śmiało można uznać za formę teatru.;)
UsuńTak, wycinanki to zajęcia plastyczne, a scenografia zawsze się przyda w teatrze, czyż nie?;) Wycinanki lubię, ale sprzątać po nich - znacznie mniej.;(
Brak zapału do sprzątania po wycinankach to powszechna przypadłość. Objawia się m.in. niechęcią pań sprzątających w biurach i urzędach do opróżniania pojemników niszczarek. Czasem trzeba uciekać się do metod drakońskich...
UsuńJeśli zaś chodzi o działalność na niwie teatralnej, zdaje się że jasno wyświetlił się nam podział ról i zadań: Czytanki Anki - scenografia, momarta - scenariusz:))
Jeśli odpowiada Ci scenografia a la Picasso, to proszę bardzo.;) Ładnie rysować nigdy nie umiałam.;(
UsuńSpokojnie, zatrudnimy za grosze konsultanta, który dopracuje te detale, z którymi sobie nie poradzisz:P
UsuńMnie jako dziecko często prowadzono do teatrzyku, potem do teatru i chyba dzięki temu rozwinął się pewien rodzaj wrażliwości na słowo, muzykę, obraz. Niestety talentów mi to nie przydało. Ale choćby dla tej wrażliwości uważam, że warto. Ja żałuję, że nie prowadzono mnie do muzeów na wystawy, wówczas szybciej zainteresowałabym się sztuką, a nie dopiero na stare lata.
OdpowiedzUsuńMnie niestety nie prowadzano nigdzie (pamiętam jedną wizytę w Pleciudze, i to wszystko). Na wystawy swego czasu próbowałam prowadzać się sama, ale najwyraźniej było już dla mnie za późno, bo poza muzeum Van Gogha w Amsterdamie nic mnie aż tak bardzo, bardzo nie zachwyciło.
UsuńNa szczęście (nieszczęście?) mam teraz możliwość przeprowadzenia doświadczeń klinicznych na żywych organizmach, więc za jakieś 20 lat zobaczę, czy to faktycznie tak właśnie działa.
Muzeum VanGogha w Amsterdamie? a toć szczęściara z Ciebie. To odkrycie jeszcze przede mną. Choć muszę przyznać, że na mnie największe wrażenie zrobiło Uffizi we Florencji i Orsay w Paryżu, to i Luwr i muzea Watykańskie i Galerię Borghese odwiedzam często i z wielką ochotą i radością. Ciekawe, czy za dwadzieścia lat nie zapomnę poczytać u Ciebie bloga, aby się przekonać, jakie zbierasz plony tego siewu :)
OdpowiedzUsuńWiesz, kiedy nie było się w zbyt wielu muzeach i galeriach, to łatwiej o zachwyt, niż kiedy ma się takie spektrum jak Ty. Z wymienionych przez Ciebie byłam tylko w Luwrze, a i to kurcgalopkiem, bowiem było to za czasów studenckich, kiedy biedowałam i czatowałam na 14.00, gdy można było wejść za darmo. Czas do zamknięcia okazał się zdecydowanie niewystarczający:(
UsuńMyślisz, że będę pisać bloga przez 20 lat? Mam wątpliwości - po pierwsze, co do własnego samozaparcia, po drugie, co do tego, czy blogi wówczas będą jeszcze w ogóle istnieć.
Ważne by iść według rytmu własnego bębna...
OdpowiedzUsuńTo może być czasem droga na manowce. Mój bęben ostatnio wystukuje wyłącznie "a rzuć to w cholerę i nakryj się kocykiem!" :P
Usuń"a rzuć to w cholerę i nakryj się kocykiem!" - dobre! U mnie gra ta sama orkiestra! hehe
OdpowiedzUsuńNiby w kupie raźniej, ale trochę szkoda, że - w odróżnieniu od tej ostatnio grającej - jest to Orkiestra Znikąd Pomocy...
UsuńNie jest tak źle. Druga zwrotka brzmi "byle do wiosny!"
OdpowiedzUsuńW takim razie wzmacniam instrumenty perkusyjne i wymieniam pierwsze skrzypce!
UsuńA to chyba byliśmy na Jabłoneczce tego samego dnia :D Mojego syna strasznie intrygował ten ukryty aktor. Mi Jabłoneczka podobała się dużo bardziej, niż Bałwanek ratuje świat, które obejrzeliśmy miesiąc wcześniej :)
OdpowiedzUsuńMy na Bałwanka idziemy jakoś zaraz po feriach, więc obadamy:) Poprzednio byliśmy na "Kum i Plum", które bardziej się nam nie podobało niż podobało, więc na tym tle "Jabłoneczka" błyszczy.
UsuńTeraz będę myśleć, która to mogłaś być Ty...:))
Największa :D
UsuńNo przestań!:DD
UsuńA tak serio, jeszcze przed podaniem tego istotnego szczegółu opisu postaci, typowałam panią w drugim rzędzie krzeseł, która cały czas trzymała synka na kolanach i robiła na początku trochę zamieszania z nieustanną zamianą miejsc(ja z tyłu):DD Pudło czy gol?
Trzymałam syna na kolanach, ale nie zamieniałam miejsc. Jak usiedliśmy, tak już siedzieliśmy :D Z przodu było jakieś zamieszanie :D
UsuńZnaczy: pudło. Zamieszanie było, ale miało na celu głównie jak najkorzystniejsze usadowienie dzieci, co chyba się ostatecznie udało:)
Usuń