Odnoszę
wrażenie, że powinnam natychmiast zarzucić dalsze przeprowadzanie
bibliotecznych eksperymentów pt. „wezmę, co stoi na półce, choć nie mam pojęcia
co to”. Szkoda życia i czasu, bo jak na razie zaliczam same pudła.
W
tym przypadku przestrogą powinna już być okładka, będąca z pewnością jakąś
arcymądrą i głęboką alegorią, której mój prosty umysł jednak ani trochę nie
chwyta. Zamiast alegorii widzę jedynie coś brzydkiego.
Stojąc
przy bibliotecznej półce przeczytałam jednak notę na okładce, przy czym
nauczona wcześniejszymi doświadczeniami starannie pominęłam opis samej książki.
O autorce piszą zaś – „poetka, pisarka, tłumaczka, dziennikarka. Jej wiersze
były tłumaczone na wiele języków. Wśród jej przekładów literatury pięknej
znalazły się opowiadania i powieści m.in. Amosa Oza, Johna Updike’a i Richarda
Russo. Autorka dwóch powieści. Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.
Mieszka z mężem w Polsce i w Portugalii.”
No,
no, no i czapka z głowy, ja żuczek malutki jestem, a tu taka książka w moje niegodne ręce! Wzięłam. Bzzzzzzz!
Rozumiem
– „literatura kobieca”. Rozumiem – „ku pokrzepieniu serc”. Rozumiem –
„edukujemy czytelników”. Nie rozumiem jednak – „wszystko naraz”. Efekt –
ciężkostrawne.
Po
pierwsze: na początku dowiadujemy się, jaki będzie finał opowieści. Wiem, wiem,
takie zabiegi się stosuje. W tym przypadku nie mam jednak pojęcia po co.
Po
drugie: za dużo głównych bohaterów. W zasadzie wszyscy są główni; jedynie parę
postaci pojawia się epizodycznie.
Po
trzecie: ckliwość, ckliwość, ckliwość. Lubię czasem poczytać łzawy romans, bądź
inną pazurami rwącą serce historię, ale i w tym przypadku umiar jest cnotą! Tu
zaś mamy do czynienia z kilkoma równolegle toczącymi się wątkami, przy czym
wszystkie kończą się happy endem, przejawiającym się przede wszystkim w
szczęśliwym sparowaniu osobników płci przeciwnej. Do kompletu dodam jeszcze
ciężką i spektakularną chorobę, którą jednak udaje się całkowicie uleczyć,
dwie nagłe śmierci, parę zwierzątek, w tym jedno chore, urnę z prochami którą
trzeba dowieźć w bardzo ważne miejsce w ramach spełniania woli osoby zmarłej,
wątek złego ubeka (esbeka? w każdym razie lustracji nie przeszedłby pozytywnie)
i to że jedna z bohaterek widzi aury innych.
Dobrze,
że wzięłam się za lekturę w okolicy świąt – bez śledzia nie podchodź!
I
znów, podobnie jak w przypadku książki Ingi Iwasiów, przeczytałam później
wywiad z autorką, która opowiedziała o czym to jest ta książka. I
zadumałam się okrutnie.
Proponuję
więc test: jeśli na okładce tej książki widzicie Alegorię – bierzcie śmiało i
czytajcie, to pozycja dla was. Jeśli zaś Alegorii nie dowieźli, bierzcie
cokolwiek innego; nie pożałujecie.
Katarzyna
Krenz „Królowa pszczół”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011.
Myślę, że niedługo kwestie Alegorii zostaną Ci dobitnie wyjaśnione, dlatego subskrybuję sobie komentarze:)
OdpowiedzUsuńJakby to jakaś nowość z Twej strony była:P
UsuńRozumiem, że Ty się nie podejmujesz podjęcia misji niesienia kaganka oświaty wśród ciemnych momart?
Gdybym znał dzieło, to niewykluczone:) Ale na pewno znajdą się osoby, które mnie godnie zastąpią:P
UsuńTo trwając w oczekiwaniu na owych godnych zastępców, wyjaśnij chociaż jak wypadł u Ciebie test na Alegorię?
UsuńŻe niby odgadnąć treść po okładce? To mi się nigdy nie udawało:)
UsuńUchylasz się od odpowiedzi. Trudno, samotnie stanę na pierwszej linii frontu!
UsuńJa coś słabo na zdrowiu, to każda komisja lekarska mnie zwolni:P
UsuńKażda, ale nie ZUS-owska. Do roboty, do roboty!
UsuńOd roboty to mnie nic nie zwolni, ale od wypasywania na blogach już tak:P
UsuńJa tak tylko na zasadzie psa ogrodnika... (chodź pies pasterski do wypasywania też może być:PP) Nie idź sobie, kto mi tu będzie frekwencję robił, jak nie Ty? (że o przyjemności obcowania nie wspomnę:P)
UsuńSpoko, będę zerkał, może wpadnie jakiś wielbiciel tej powieści i podyskutujecie o meritum:P
UsuńPrzyganiał kocioł garnkowi: lepsze "wypasywanie" niż "chodź" zamiast "choć":(( Takie są skutki nadmiernie podzielnej uwagi i pisania kilku różnych rzeczy równocześnie...
UsuńO meritum postaram się dyskutować na wyłącznie najwyższym poziomie:P
Wierzę w Ciebie:)
UsuńTym bardziej się postaram:)
UsuńUbawiła mnie notka wydawnictwa o autorce: pisarka, tłumaczka, poetka. Należy do nielicznej grupy autorów, którzy, opowiadając historie, potrafią sprawić, że możemy usiąść z ich bohaterami przy jednym stole i napić się herbaty pachnącej świeżymi płatkami róż – jak W ogrodzie Mirandy, czy odkryć sens życia nie w karierze i bezwzględnym dążeniu do celu, lecz po prostu w życiu – jak bohaterowie Lekcji tańca.
OdpowiedzUsuńCzy to faktycznie książka o trupie aktorskiej?;)
Tak, to o płatkach róż też czytałam i wzdrygnęło mnie, nie tylko dlatego że herbaty różanej nie cierpię równie mocno jak jaśminowej.
UsuńTo jest książka o przypadkowej trupie aktorsko-śpiewaczo-artystycznej, skrzykniętej ad hoc celem udania się do Pampeluny na festiwal (przegląd?) twórczości innych trup tego rodzaju. Do wymienionego wyżej kompletu dorzucam więc wątek drogi połączony z wątkiem edukacyjnym (podróżujemy po różnych miastach i krajach, dowiadując się o nich przy okazji tego i owego), a także pokrzepienie serc (jak chcesz, to możesz, nawet jeśli życie rzuca ci kłody pod nogi). Jeszcze jakieś pytania?:P
No, to jedna mniej :)
OdpowiedzUsuńMiło czuć się potrzebną i pomocną już od pierwszych dni Nowego Roku:)
UsuńŻe tak rzucę klasykiem filmowym: "Ja tylko niosę pomoc!". :D
UsuńNa "usta-usta" w tym przypadku jednak bym nie liczyła...
UsuńStrój pana na okładce jest utrzymany w pszczelich barwach, ale dlaczego w tytule jest królowa? To zapewne część tej sekretnej Alegorii. :)
OdpowiedzUsuńOdpowiedź na to pytanie znajdziesz w podlinkowanym przeze mnie wywiadzie z autorką. Poszczególne rozdziały poprzedzone są ponadto cytatami z książki "Życie pszczół" Maurycego Maeterlincka.
UsuńPszczele barwy owszem, ale poza tym? Średniowieczny aktor w swoim stroju? No i ta walizka, gdyby ktoś się nie domyślił, że trzeba skupić się na drodze i podróży.