Kiedy
byłam dzieckiem, nie dostrzegałam wagi problemu pt. „co zrobić z dzieckiem w
wakacje?”
Częściowo
pewnie było to spowodowane tym, że w pogotowiu byli niepracująca wtedy mama
oraz niemal komplet dziadków. Po części jednak wynikało to z oczywistej oczywistości
faktu, że wakacje to czas, gdy jeździ się na zakładowe kolonie. Mała czy duża
miejscowość, nieważne, każda miała bowiem swój co najmniej jeden flagowy zakład
pracy, który nie tylko zatrudniał większość okolicznej populacji, ale i
troszczył się o ich wakacje. Rodzinnie można było więc niemal za darmochę
pojechać „do ośrodka”, zaś młodszych wysłać na kolonie, gdzie przez co najmniej
dwa tygodnie starano się ich czymkolwiek zająć (im jestem starsza, tym bardziej
myślę, że kolonie służyły głównie kojarzeniu w pary pań i panów wychowawców,
ale chwilowo pominę ten wątek, bowiem nie pasuje do dalszego ciągu).
Teraz?
Cóż teraz. Tak zwany „socjal” w zakładach pracy ogranicza się zazwyczaj do
finansowania przedświątecznych bonów towarowych, ewentualnie dorzucenia paru
stówek do ciężkiej kasy wydanej samodzielnie przez rodziców na ambitne formy
wypoczynku ich dobrze rokujących potomków. Kogo stać, tego stać, reszta musi
sobie radzić sama.
Sami
radzili sobie też mieszkańcy Niekłaja, zatrudnieni niemal bez wyjątku w
lokalnych Zakładach Metalowych. Wprawdzie dysponowali przydziałem na zakładowe
kolonie dla dziatwy, jednak dopiero w ostatnim sierpniowym turnusie. Do tego
czasu wiele zaś mogło się zdarzyć. I zdarzyło, zaiste.
Sięgnęłam
po „Awanturę w Niekłaju” na fali nostalgii wywołanej przez Zacofanego w Lekturze. Dodatkowym bodźcem był fakt, że koniecznie chciałam zdążyć z lekturą
i postem na dzień dzisiejszy – dzień 88 urodzin autora książki, pana Edmunda
Niziurskiego.
Powiem
szczerze, bałam się. Że to ramotka i jedynie jazda na sentymentach.
Okazało
się, że owszem, ramotka (ach, te realia!), jazda na sentymentach jak
najbardziej, ale mimo to naprawdę wciągnęłam się w akcję, zarywając kolejną
noc, a dodatkowo znalazłam fragment, za który będę kochać pana Edmunda po kres
mych dni.
„Pszenica, pszczoła, kształt, Kszyk!” –
oto bojowe zawołanie Piratów, jednej z trzech grup młodzieży grasujących po
Ogrodzie – zapuszczonej części miasta, gdzie obdarzeni bujniejszą wyobraźnią i
bardziej romantyczni (jak członkinie dziewczęcej grupy Jaszczurek pod
przywództwem Anki) mogli spotkać niedźwiedzia Tłuściocha, rysia Bazylego i
borsuka Ciapę; żądni przygód i mocnych wrażeń Koloniści wyruszali na
poszukiwania pełnych skarbów skrzyń Szwajsa, zaś zwykłe łobuzy znajdowały po
prostu znakomite preteksty do bójki (teraz nazwalibyśmy to „ustawką”, zagrożoną
karą pozbawienia wolności do lat…, ale wtedy groziło za to co najwyżej zesłanie
do Zakładu Specjalnego dla „trudnej młodzieży”).
W
powieści przeplatają się wątki i bohaterowie, przez jakiś czas nie wiadomo wręcz, na
którym z nich skupić uwagę. Na początku autor kusi nawet potencjalnym motywem
miłosnym, po czym – uznając najwyraźniej, że zwabił wystarczająco dużo
czytelniczek – ukręca mu łeb. Chętni mogą natomiast poznać szczegóły budowy silnika
tłokowego oraz – uwaga, sensacja! – beztłokowego; wielbiciele kryminałów z
radością podchwycą trop sprawcy tajemniczej kradzieży zwykłej sztabki stopu
łożyskowego z wzorcowni niekłajskich Zakładów, zaś pasjonaci powieści
sensacyjnych z radością przyjmą pojawienie się mnóstwa granatów, pocisków
przeciwlotniczych oraz min przeciwczołgowych, które razem wzięte mogą posłużyć
do przeniesienia w inny wymiar niejednej niewinnej młodzieńczej duszyczki.
Autor
dotyka ponadto problemu wykluczenia jednostki z grupy rówieśników (Światek
Dauer), miłości dzieci do rodziców (aspirujący do roli herszta Kolonistów
Michał tuli się niczym dziecko do podejrzewanego o kradzież ojca i gotów jest
do daleko idących poświęceń, byle tylko oczyścić jego dobre imię), a wreszcie potrzeby
istnienia Tajemnicy w życiu każdego młodego człowieka.
Jego
bohaterowie nie są aniołami, jednak starają się (nawet zesłany do Zakładu
Specjalnego Stefan) postępować sprawiedliwie i zawsze dotrzymywać słowa.
Niektórzy
z nich mają też osobowościowe wzorce, do których – choćby przez wzgląd na osobę
Autora i chęć uczczenia jego jubileuszu – powinniśmy dążyć:
„Nie ulega wątpliwości, że doktor
Otrębus jest człowiekiem jutra. (…) Wszystko, co robi jest nowoczesne i
zaplanowane, pożyteczne, zdrowe i uzasadnione naukowo. (…) Teraz otwiera okno,
robi parę przysiadów z jednoczesnym wyrzuceniem ramion, by przewietrzyć płuca,
z kolei sześć razy rozciąga sprężyny treningowe dla wzmocnienia mięśni,
następnie dokonuje wpisu notatek do dziennika, gdyż od lat skrupulatnie
prowadzi dziennik, potem jeszcze kilka razy staje na rękach pod ścianą,
wreszcie nakręca zegarek, kładzie się do łóżka zdrowy i pełny tężyzny i w równe
pięć minut potem usypia. Już taki jest dokładny.”
Ponieważ
wczoraj dokładnie zastosowałam się do wszystkich tych zaleceń, dziś – pełna
tężyzny – mam jeszcze siły, by zacytować najpiękniejszy, moim zdaniem, fragment
książki. Fragment, w którym zamieszkujący najbardziej boczną z uliczek Niekłaja
emeryci, zachłannie rzucili się na wózek, zwiastujący ich zdaniem możliwość sprzedaży złomu i rupieci.
„- Tak, bo widzicie… ten łobuz Gabryś
od dawna już nie zagląda na naszą ulicę – wyjaśnił emeryt w czapce
kolejarskiej.
- Nie podobają mu się nasze odpadki i
surowce wtórne – dodał ponuro emeryt z brodą.
- Za mało pijemy wódki. (…)
- I nie wyrzucamy starych garnków, ale
je lutujemy.
- I nie niszczymy ubrań, ani butów.
- I za mało czytamy gazet.
- Ale dzisiaj chcielibyśmy wam coś
sprzedać.
- Uzbierało się trochę rzeczy.
- Mamy stare podkowy – westchnął
emeryt z brodą – zbieraliśmy je na szczęście, ale teraz oddamy je na złom.
- Mamy stare garnki i rondle –
westchnęła jakaś zasuszona emerytka – chcieliśmy je schować na pamiątkę…bardzo
trudno rozstać się z garnkami i rondlami, z których jadło się przez całe
życie…ale teraz sprzedamy je na złom.(…)
- Mamy czarne meloniki.
- I wielkie stare kapelusze z pękami
sztucznych kwiatów.
- I kwity…Mamy dużo starych kwitów i
podań.
- I stare gramofony z wielką tubą,
którym popękały sprężyny.
- Myśleliśmy, że dokupimy do nich
kiedyś nowe sprężyny.
- Ale już nie robią sprężyn do starych
gramofonów z wielką tubą.
- Sprzedamy wam także żelazne piecyki.
- I przepalone ruszty.
- Do zimy jeszcze daleko.
- A my jesteśmy już starzy.
- I chorzy.
- Może nie będą nam już potrzebne w
zimie piecyki.”
„Ty myślisz, że ja się wściekam z powodu
emerytów? – uśmiechnął się smutno Zenon. – To biedni, starzy ludzie. (…)
- Są tacy starzy i słabi.
- i nie mają pieniędzy.
- I nie mają nawet gdzie wyjechać, tak
jak Bosman – powiedział Światek. – Oni chcieliby też wyjechać, prawda, Zenon? –
zapytał.
Zenon zapatrzył się ponuro w ziemię.
- Tak – odparł pomału – ale nie ma już
tego kraju, gdzie chcieliby wyjechać.”
źródło zdjęcia |
Panie
Edmundzie! Wszystkiego najlepszego! Niech marzenie o tym kraju nigdy w Panu nie
zgaśnie!
A podkowy proszę trzymać. Na szczęście!
Edmund
Nizurski „Awantura w Niekłaju”. ilustracje Zbigniew Rychlicki. Wydawnictwo „Śląsk”,
Katowice 1983.
Do życzeń dla Pana Edmunda również się przyłączam, zwłaszcza że "Awantura" należała do moich ulubionych książek. Dopiero po latach dostrzegłem "zestawy obowiązkowe" w jego powieściach, obecne zresztą także i tutaj (szpiegostwo i dywersanci, oczywiście ze strony imperialistów, a jakże, obecność we właściwym momencie dzielnych milicjantów) czy motywy występujące w różnych odmianach w pozostałych książkach, chociaż trzeba przyznać, że nie jest to ich niewolnicza eksploatacja a raczej wariacje na temat. W każdym razie "Awantura" w planach do bezstresowej powtórki chociaż wcześniej chyba zafunduję sobie "Klub włóczykijów".
OdpowiedzUsuńTeraz już nie pamiętam, która z książek była moją ulubioną, ale czytałam prawie wszystkie (nie pamiętam chyba tylko Bąbla i Syfona, ale może to tylko skleroza?). "Zestaw obowiązkowy" w tej książce wyjątkowo mało rzuca się w oczy, ale na szczęście teraz - nawet w większych ilościach - i tak wywołuje co najwyżej uśmiech na twarzy.
UsuńPowtórki kolejnych książek też mam w planach:)
Jako poniekąd sprawca tego szału powtórek jestem szalenie zadowolony, że mania zatacza coraz szersze kręgi:)
OdpowiedzUsuńA motyw starości i emerytów, czy konkretnego emeryta, wrócił jeszcze w jednym z opowiadań z tomu Jutro klasówka, też wartego przypomnienia.
Motyw emeryta jest obecny także w "Naprzód, Wspaniali!" i w "Siódmym wtajemniczeniu".
UsuńA ja właśnie znalazłem dziadka emeryta w Sposobie na Alcybiadesa :)
UsuńPoszukiwania dziadków emerytów zataczają, jak widzę, coraz szersze kręgi!:) Trzeba zapamiętać, będzie co czytać, kiedy już za ciągle niezmienne mimo upływu czasu 30 lat przejdziemy na emeryturę:)
UsuńZWL: nie bądź taki skromny - nie "poniekąd sprawca", lecz "sprawca właściwy", do tego - obawiam się - działający w zamiarze bezpośrednim!:P
Czy to znaczy to samo, co "z premedytacją"?
UsuńZważywszy na fakt uprzedniego starannego zaplanowania popełnienia czynu, "premedytacja" wydaje się być nawet bardziej adekwatnym określeniem. Ale bez obaw, w razie ewentualnych roszczeń powołasz się na znikomą społeczną szkodliwość!:P
UsuńCzy ja się aby nie powinienem obrazić za tę znikomą szkodliwość, hmm.
UsuńPróbowałam właśnie policzyć jaki jest stosunek ilości fanów Twojego bloga na fb do liczby ludności Polski (światowy zasięg internetu pominę). Niestety, kalkulator poinformował, że tylu miejsc po zerze i po przecinku to on nie ma... Ale jeśli Ci to poprawi humor, możemy oczywiście upierać się przy opcji ze znaczną szkodliwością, czemu nie?
UsuńTak, tak, nakłuj wzdęty balonik mojego ego :P
UsuńJeśli mnie pamięć nie myli emeryci są także w "Klubie włóczykijów" (na pewno w scenie w Łazienkach a potem pojawia się chyba jakiś w Pułtusku).
UsuńJak nic, trzeba będzie zainicjować nowy blogowy cykl: "na tropie emerytów":P Przez tę tytułową wyliczankę zaczynam się łamać - w ramach podwyższania stopnia szkodliwej działalności ZWL chciałam teraz czytać Boglar i Chądzyńską, ale kolejny Niziurski kusi coraz bardziej...
UsuńZWL: w nakłuwaniu baloników nie mam ponoć sobie równych. Gdybyś jeszcze był lokalnym politykiem (a raczej kimś, kto uważa siebie za takiego), dopiero rozwinęłabym skrzydła!
Jako nakłuwany doceniam Twoją wprawę i fachowość :D
UsuńDziś sporo ćwiczyłam, to dlatego:)
UsuńA niech Was ciemna śrubka! Następny będzie Niziurski :-)
UsuńJak widać, cały naród rzucił się do półek i klawiatur, by pracować na wzrost stopnia społecznej szkodliwości czynu ZWL!:P
UsuńPracujcie, pracujcie:P Wyjdę za dobre sprawowanie :)
UsuńNa Twoim miejscu nie pchałabym się tak bardzo do wyjścia: w jakim innym miejscu będziesz dysponował taką ilością wolnego czasu, który swobodnie można przeznaczyć na lekturę?:P A ewentualne braki w wikcie uzupełnimy, śląc obficie bogate paczki żywnościowe!
UsuńHm, właściwie to masz rację:) Tylko znajdź mi zakład karny z dobrą biblioteką, to faktycznie poczytam, bo pewnie bloga mi nie pozwolą prowadzić :(
UsuńTy się poskarżysz na brak satysfakcjonujących lektur i niemożność prowadzenia bloga, który ma na Ciebie wpływ resocjalizujący. A za zadośćuczynienie uzupełnisz sobie po wyjściu biblioteczkę domową. Same korzyści :)
UsuńBazylu, mam Cię na podglądzie - zanim pójdziesz spać, popraw linka z łaski swojej, bo jakiś spsuty, a chętnie poczytam ze szczegółami, jakie to świetlane perspektywy roztaczają się przed naszym szacownym kolegą:)
UsuńŻeby to się dało edytować :( Na wszelki wypadek klasycznie - http://prawo.rp.pl/artykul/924150.html
UsuńDzięki! Jeśli to to, to czytałam swego czasu, a dodatkowo znam temat, że tak powiem, od podszewki. Żeby tak wszystko w mojej robocie było tak rozrywkowe!
UsuńTak sobie teraz pomyślałam, że ZWL - jako uczony w piśmie - mógłby na tej odsiadce dodatkowo zarobić, pisząc poszczególnym osadzonym liczne pisma urzędowe, wnioski i żądania. Nawet jeśli będą płacić mu w fajkach, to i tak - przy stale rosnącej akcyzie - czysty zysk!:P
Absolutnie poproszę o cichą, pojedynczą celę z ładnym widokiem. A pisma mogę pisać, nie takie podania się pisywało :P
UsuńRozumiem, że plastikowe sztućce nie stanowią przeszkody?:P
UsuńJeśli chodzi o pisma, musisz niestety przyswoić parę koniecznych zasad. Po pierwsze: nie zaszkodzi zrobić ze dwa ortografy w każdym wierszu. Po drugie: im więcej sformułowań typu: "wnoszę wniosek", tym lepiej i mądrzej. Wierzę jednak, że sobie poradzisz!
To już nie ma aluminiowych sztućców? Cóż za postęp. Nie, nie przeszkadzają mi plastikowe.
UsuńPisma mogę pisać dowolną ortografią i nawet lecieć Wiechem "Wysoka Obdukcjo" :P
Postęp, nie postęp, ale aluminiowe zbyt często były wygłe, a ponadto bywały wykorzystywane do niecnych celów.
UsuńNigdy nie wiadomo kiedy człowiekowi przyda się Wiech! Wróżę Ci świetlaną przyszłość i przeogromne zyski!:P
Połyk wciąż w modzie? Ja i przeogromne zyski - to się wyklucza. Prędzej mnie ta świetlana przyszłość czeka :P
UsuńModa na połyk sprawia wrażenie ponadczasowej, choć ostatnio tych akurat trendów nie śledziłam zbyt pilnie. Świetlana przyszłość z książką w ręku to też zysk, tyle że niemajątkowy, ale co tam!:)
UsuńCałkiem niezły zysk:P
UsuńZysk na tyle atrakcyjny, że sama zaczęłam właśnie gorączkowo poszukiwać możliwości popełnienia jakiegoś przestępstwa, za które wsadzą mnie do zakładu półotwartego. Może wreszcie bym się wyspała?
UsuńTo rozumiem, że w zakładach rozpoczynanie o szóstej rano zmiany w warsztacie szycia worków na pocztę jest już nieaktualne?
UsuńNie mam pojęcia, ale szczerze wątpię. Nawet jednak jeśli trzeba wstać na szóstą rano, to i tak reflektuję: odpękam osiem godzin i nikt niczego ode mnie nie będzie chciał, a po 14 też można uderzyć w kimono. Życie jak w Madrycie!
UsuńNo to teraz obmyśl jakieś przestępstwo kwalifikujące się na takie kilkuletnie wczasy i gotowe :)
UsuńMam wrażenie, że nie muszę specjalnie obmyślać - jutrzejszy ostatni dzień w pracy przed urlopem powinien dostarczyć materiału nawet i na odsiadkę dożywotnią:(
UsuńDożywotni pobyt mógłby być nieco nudny, więc postaraj się powściągnąć :)
UsuńZrobię co w mojej mocy, ale mandatu za nadużywanie brzydkich wyrazów z pewnością nie uniknę!
UsuńOdetchnij głęboko, przecież nie o mandat nam chodzi:P Chyba że czynnie znieważysz funkcjonariusza.
UsuńW ramach wyciszania poczytałabym Niziurskiego, ale nie mam kiedy. Pozostaje mi liczyć na bierność organów ścigania, względnie bezczelnie wykorzystać ustawowe fory:P
UsuńDo nas właśnie dotarła Tajemnica zielonej pieczęci, będziemy się delektować na wyjeździe :)
UsuńJeśli zamierzasz delektować się wspólnie z potomstwem, to moim zdaniem nieco na to za wcześnie.
UsuńSzkoda, że nie wiedziałam że nie miałeś Tajemnicy, bo przy okazji remanentu swoich książek u rodziców odkryłam, że mam dwa egzemplarze i jeden chętnie oddam:)
Potomstwo starsze delektuje się Kosikiem, potomstwo młodsze katuje Franklina (buech). Dzięki za życzliwą propozycję. Tajemnicę musieliśmy kupić, bo panieński egzemplarz mojej żony tajemniczo (!) wyparował od teściów. Co na dobre wyszło, bo zakupiony jest w lepszym stanie niż zaginiony. A z dubletem możesz zawsze urządzić konkursik :)
UsuńMam nadzieję, że Wasz egzemplarz wyparowany i mój egzemplarz nadprogramowy nie mają ze sobą nic wspólnego. To dopiero byłaby tajemnica i zagadka!:P
UsuńZ dwojga złego wolę Franklina niż ciągle te same trzy książeczki o Zuzi, która ulega różnym kontuzjom (jedna to chyba nie Zuzia, ale kontuzje są). Mam wrażenie, że stanowią dla Młodszego zbytnią inspirację:(
A tych książeczek o Franklinie jest ze czterdzieści i sam nie wiem, co się w nich jeszcze mieści, bo czytamy w kółko trzy te same, buech:(
UsuńTen egzemplarz tajemnicy, gdy jest u Ciebie, to nie ma go u mnie. A jak przestaniesz na niego patrzeć, to wróci do nas :P
Ale przynajmniej Młodsza z pewnością szybko nauczy się wiązać buciki (chyba że akurat te trzy Frankliny zaczynają się inaczej, ale wątpię). Mój Młodszy nauczył się natomiast jak wygląda lampa chirurgiczna ("taka sama jak u Zuzi, patrz mamusiu!"), prześwietlenie oraz jak się fachowo robi opatrunek, buech:(
UsuńDrugiego zdania mój spracowany mózg nie jest w stanie do końca zrozumieć, ale wiem tyle, że na Tajemnicę raczej nie patrzę, gdyż oba egzemplarze nadal tkwią u moich rodziców, więc teoria chyba upadła:)
Skoro nie patrzysz, to pewnie jeden egzemplarz pojawił się u moich teściów:P
UsuńCo do wiązania bucików, to nie robię sobie wielkich nadziei, Starsza ponoć umie wiązać, ale jakoś nie afiszuje się przesadnie z tą umiejętnością. A Franklina miała czytanego nawet więcej niż Młodsza :D
Patrz, a myślałam że wszystkie dziewczynki wiążą buciki z radością i ochotą, a tylko chłopcy się lenią. Od razu mi lepiej!:P
Usuń@momarta Jeśli chodzi o nadużywanie brzydkich wyrazów, to POLECAM. Jako że u mnie okres sprawozdawczy w pełni, byłbym już w tamtym świecie bankrutem :)
Usuń@ZwL U mnie na razie czytelnicza padaka, więc nie tylko o powtórkach, ale i o zwykłym czytaniu nie ma mowy. Zejście z "podwórka", kąpiel i zanim wrócę z kuchni ze szklanką wody do zwilżania krtani, to już nie ma jej dla kogo męczyć :) Do "Jaromira ...", to budziłem, bo się wciągnąłem i byłem ciekaw rozwiązania zagadki, ale teraz daję spokój :D
O matko! Natychmiast, natychmiast muszę obejrzeć ten film (kiedyś oglądałam, ale nie pamiętałam, dzięki!:)) Mam wrażenie, że przez ostatni tydzień u mnie takie urządzenie buczałoby nawet w czasie, gdy śpię:(
UsuńAle zobacz jakie oszczędności na, excusez le mot, srajtaśmie :P
UsuńCzy ja wiem? Nie jestem pewna, czy należy to rozpatrywać w kategoriach jakichkolwiek korzyści, nawet takich:)
UsuńEch.. Niziurski! Całe dzieciństwo z nim spędziłam! Ale już nic nie pamiętam... Starszy jakiś czas temu przeczytał "Niewiarygodne przygody Marka Piegusa" i coś tam jeszcze. Ale jako, że on już czyta sam to mnie jakoś ominęło.. Teraz kazał mi przeczytać "Lipcowe przypadki Agatki" - bo super i fajne! Więc czytam przed snem, jakby kto pytał :-)Aaa jeszcze człowiek z blizną czeka! Stos rośnie! Jest coś takiego jak nerwica książkowa? Czyli okropnie nieprzyjemne uczucie objawiające się strachem, że nie damy rady przeczytać wszystkich fajnych książek? Bo ja to mam...
OdpowiedzUsuń"Lipcowe przypadki Agatki" sprawiają wrażenie lektury bardzo na czasie, zwłaszcza dla Agatek. Szkoda tylko, że wydał to Skrzat, z jego zazwyczaj okropną szatą graficzną.
UsuńKiedyś mi się wydawało, że będę czytać książki razem z moimi dziećmi, po to żeby wiedzieć o czym z nimi rozmawiać i co ich ekscytuje. To było kiedyś... Wystarczyło ledwie parę miesięcy samodzielnego czytania przez Starszego i już popadłam w okrutne zaległości:( Nie jestem pewna czy nerwica książkowa została już opatrzona stosownym numerem w klasyfikacji ICD-10, ale jeśli nie, to z pewnością to niedopatrzenie zostanie wkrótce naprawione, bowiem jest klasyczna i niestety nieuleczalna jednostka chorobowa.
Przypadki Agatki, nie tylko dla Agatek bo i Adam się zainteresował a ilustracje ta sama pani co u króla Ogóra więc bardzo fajne. Ostatnio Agnieszka Semaniszyn-Konat ma dużo pracy w wyd. Skrzat :-)
UsuńCo do samodzielnego czytania książek przez nasze dzieci to to jest właśnie ten gwoźdź do trumny... To przez to nerwica nam się pogłębia. Nie ucz Młodszego czytać! Ja swojemu zabraniam mimo, że błaga na kolanach i prosi "mamusiu pobawmy się w czytanie". O nie! Wtedy to już matka totalnie nie ogarnie tylu lektur!! :-)
O! To dobra ilustracyjna wiadomość! Dziś właśnie, szukając lektur na drogę dla Starszego, wygrzebałam którąś z książek M. Niemyckiego, właśnie z ilustracjami tej pani i doszłam do wniosku, że nie zawsze taki ten Skrzat straszny, jak go inni ilustratorzy malują:)
UsuńDobra rada przyjęta i zanotowana! I tak nie zamierzałam być specjalnie wyrywna z nauką czytania, ale teraz tym bardziej zdam się na szkołę (Starszego próbowałam uczyć wcześniej, przez co tylko zszargałam jego i swoje nerwy, po czym poszedł do I klasy i nauczył się płynnie czytać w 3 miesiące). Po cichu liczę, że podczas urlopu uda mi się trochę zasypać dzielącą mnie i jego przepaść lekturową, ale wakacyjne plany mają to do siebie, że rzadko udaje się je zrealizować...
Coś czuję, że będzie następna powtórka... Czy ja się powinnam przyznawać, że wprawdzie to była jedna z moich ulubionych książek, że Anka szalenie mi imponowała, a mimo to czytając Twoją recenzję mam wrażenie, jakbym nigdy tej książki w ręku nie miała?... Doprawdy, skleroza również powinna mieć swoje granice! ;-(
OdpowiedzUsuńPocieszam się tym, że w trakcie lektury być może otworzy mi się w głowie odpowiednia szufladka i wszystko przypomni... oby to nie była złudna nadzieja.
Sądzę, że będzie pocieszającym wyznanie, iż kiedy wygrzebałam tę książkę z półki, wzięłam ją w rękę, przekartkowałam, po czym podrapałam się po głowie, zapytując: "czy ja naprawdę to czytałam?" Na szczęście szufladka w pamięci otworzyła się dość szybko, bo już przy pojawieniu się bojowego zawołania pełnego ortograficznych wyjątków:) Wcale nie przypomniało mi się jednak wiele - dla radości z lektury tym lepiej! (dla sklerozy jakby gorzej, ale nie zamierzam się nią przejmować!)
UsuńDopisz do powtórkowej listy, koniecznie! Moja kolejna pozycja (Boglar) jak na razie tylko zaliczyła podróż w tę i z powrotem, ale twierdzi że inhalacje jodem bardzo dobrze jej zrobiły i tym lepiej będzie się ją czytać!:)
Czuję się zatem podtrzymana na duchu, a "Awantura w Niekłaju" wskakuje na listę najbliższych lektur :-) Czekam cierpliwie na wpis o Boglar, zacierając ręce ;-)
UsuńW takim razie czekanie będzie odwzajemnione - z ciekawością sprawdzę, czy ponowna lektura "Awantury..." sprosta pokładanym w niej oczekiwaniom:)
UsuńA Boglar pojedzie ze mną w kolejną wakacyjną podróż - może okaże się, że zagraniczne warunki okażą się tymi, w których będzie się ją idealnie czytać?:)
Czytało się "dawnemi czasy", ale czy ja coś pamiętam Nic a nic. Jak czasu odrobinę zaoszczędzę wpadnę do Niekłaja.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony to straszne, że tak zapominamy treść tego, co kiedyś tak nas absorbowało, jednak z drugiej, to fajnie mieć pretekst, by znów odwiedzić stare kąty i sprawdzić na ile zmieniliśmy się my, a na ile nasi ulubieni niegdyś bohaterowie.
Usuń