Kiedy
niedawno pomstowałam na nadmierny dydaktyzm polskich książek dla dzieci, na
śmierć zapomniałam, że jestem świeżo po lekturze pozycji, której nie sposób
postawić podobnego zarzutu.
Fakt,
jej autor nie żyje od blisko trzech dekad, a jego życiorysem można by obdzielić
kilku przeciętnych śmiertelników, nie bądźmy jednak drobiazgowi. To nie ma z
pewnością nic do rzeczy.
Mały
pingwin Pik-Pok, którego powołał do życia Adam Bahdaj, pozornie wydaje się być przeciętnym
pingwinem z Wyspy Śniegowych Burz.
Wprawdzie
miał toksyczne dzieciństwo (zarówno matka, jak i ojciec, a nawet dalsza rodzina
zbywali go, gdy zadawał im jakiekolwiek pytania i w ogóle nie poświęcali mu wystarczająco
dużo czasu i uwagi. Z pewnością nie bez znaczenia jest też fakt, że biedny
Pik-Pok był zmuszony żyć w głębokim cieniu swego stryja Wak-Woka, który
wszędzie był, wszystko robił i wszystko widział), jednak nie robi z tego
dramatu, w szczególności zaś nie widzi potrzeby schwycenia pomocnej dłoni
psychoanalityka.
Wprawdzie
ucieka z domu, w czym pomaga mu nieodpowiedzialny dorosły (pilot wspaniałego
srebrnego ptaka z wielkimi skrzydłami, na których mogłaby się zmieścić cała
pingwinia rodzina), jednak nikt nie czyni mu z tego powodu wyrzutów (wątek
zamartwiających się rodziców zostaje pominięty głuchym milczeniem), a i on sam
nie sprawia wrażenia szczególnie smutnego z powodu utraty kontaktu z ojcem i
matką.
Wprawdzie
kłamie (połknąwszy puszkę z sardynkami najpierw zaprzecza, aby to w ogóle
uczynił, zaś kiedy zostaje prześwietlony na wskroś, kręci i bierze na litość) oraz niszczy cudze mienie (zanurza się po czubek dzioba w cebrzyku z najdroższymi
czekoladowymi lodami, nie bacząc na to, że wskutek takiego działania nie będą
się już one nadawały do sprzedaży, ergo: właścicielce cebrzyka grozi bankructwo),
jednak nie spotyka go za to żadna kara. Przeciwnie, doprowadzony na posterunek
policji, w stylu godnym Franka Dolasa omamia przesłuchującego go komendanta („-Imię? – zapytał srogo [komendant]. – Pik. – Nazwisko? – Pok. – Data
urodzenia? – Dwa lata po powrocie stryja Wak-Woka z ogrodu zoologicznego w
Paryżu.”), do tego stopnia, że ten najpierw oddaje się razem z nim niecnym
i bezproduktywnym rozrywkom w postaci słuchania śpiewu kanarka i wąchania
fiołków, a następnie wypuszcza go na wolność, nie zastosowawszy jakiejkolwiek
sankcji za wcześniejsze naganne zachowanie.
Wprawdzie
wdaje się w miejscu publicznym (zoo) w bójkę z użyciem niebezpiecznego
narzędzia (zębów buldoga Kajetana), narażając tym samym innych, w tym
małoletnich na zgorszenie, jednak jego zachowanie nie tylko nie spotyka się z
przewidzianą w kodeksie karnym represją (kara pozbawienia wolności do lat 3),
lecz przeciwnie, zostaje uznane przez nieodpowiedzialne jak zwykle środki
masowego przekazu za przejaw bohaterstwa i odwagi i rozpropagowane na
pierwszych stronach gazet.
źródło zdjęcia |
Doprawdy,
niezrozumiałym jest, jak doszło do tego, że polskiemu autorowi przyszło do
głowy, by napisać taką książkę! Jeszcze bardziej niezrozumiałym zaś to,
dlaczego stała się ona tak popularna i chętnie czytana, ba! nawet zekranizowana?
Za absolutny skandal należy zaś uznać fakt, że podobizna pingwina Pik-Poka do
dziś widnieje na biletach komunikacji miejskiej oraz monetach!
Na
szczęście, wydaje się że siła rażenia książki jest stosunkowo niewielka. Może
nabiorą się na nią dzieci młodsze (jak Młodszy), ale już starsze (jak Starszy),
nie dadzą sobie wcisnąć przysłowiowego kitu. Wprawdzie niektórzy mówią, że czym
skorupka za młodu nasiąknie…, jednak nie przejmowałabym się nimi zbytnio. Może
i nasiąknie, ale jak się dobrze ściśnie i poprawi „Elementarzem małego Polaka”,
można wycisnąć.
Adam
Bahdaj „Mały pingwin Pik-Pok”, ilustrowała Magdalena Kozieł-Nowak. Wydawnictwo
Literatura, Łódź 2011.
Zły, bardzo zły pingwin. Ale losami kubełka lodów bym się nie martwił, obrotna właścicielka na pewno wyprzedała całość, cudów nie ma. No chyba że akurat miała kontrolę z sanepidu :P
OdpowiedzUsuńWłaścicielka kubełka robiła w tej książce za szwarccharakter, więc myśl o sprzedaży na pewno powstała w jej głowie natychmiast po zdarzeniu:) Kontrola z Sanepidu jednak wielce prawdopodobna, bowiem wcześniej podstępny Pik-Pok siedział z transparentem informującym mniej więcej o tym, że kto tu lody zje, ten się na pewno zatruje:))
Usuńczyli bardzo życiowa lektura, jednym słowem:))
UsuńOwszem. Jest też o złych rybakach, którzy przekraczają limity połowowe (nikt mi nie wmówi, że pingwin mieści się w jakimkolwiek gabarycie, jeśli chodzi o złowione sztuki!:P)
UsuńNo teraz to zgrozą powiało:P
UsuńE tam! Właściwy Ci empatyczny stosunek do potworów z pewnością nie pozwoli Ci zbyt długo się bać i natychmiast doszukasz się istnienia u rybaka przyjaznych cech (np. miał łeb do interesów, bo gdy zorientował się, że pingwin jest mało przydatny, szybko go sprzedał za korzystną cenę!)
UsuńMiły człowiek, w końcu mógł pingwina udusić.
UsuńO, widzisz! Wiedziałam, że dasz radę!:P
UsuńOgólnie jestem zdolny:D
UsuńMłody, zdolny, inteligentny, dowcipny, ach!:D (a najgorsze jest to, że nie jest to katalog zamknięty!)
UsuńOj nie jest, nie jest:P
UsuńO rety, rety!:P
UsuńI olaboga!
UsuńA myślałam, że nie dasz rady skomentować tego "o rety", jednak - o ja głupia! - zapomniałam, że przecież młody, zdolny i z otwartym katalogiem!:P
UsuńGwoli sprawiedliwości (bo sprawiedliwy też jestem, a jakże, a nawet a juści) to nie ja, tylko Pratchett i niesamowita Niania Ogg :D
UsuńŁe, to się nie liczy!
UsuńNo i bądź tu człowieku sprawiedliwy, prawdomówny i szlachetny - nie docenią :(
UsuńPaczpani, a ja pominąłem milczeniem naszą lekturę "Pilota ...". Błąd, a nawet wielbłąd :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie jest za późno, by zboczyć z wielbłądziej ścieżki!! Pilota będziemy czytać jakoś zaraz - mam nawet zabytkowe wydanie, z serii książeczek z kotem, które służyło mi w dzieciństwie:)) (nie pamiętam nic, poza ilustracjami)
UsuńJa, wstyd przyznać, mimo ponownej lektury w ciągu ostatniego, bodajże, półrocza, też nic nie pamiętam :(
UsuńCieszę się, że też tak masz, bo ja poważnie zaczynałam rozważać konieczność udania się do jakiegoś specjalisty od pamięci.
UsuńMoneta z Pik-Pokiem? Ale super! Znamy tego "gościa". Ostatnio Starszy nawet słuchał audiobooka. Ale ciii... :-)
OdpowiedzUsuńTakie rzeczy to tylko w Łodzi!
UsuńAle że Twój Starszy skusił się na Pik-Poka? No, no! Nasz Starszy ograniczył się do pogardliwych prychnięć i stwierdzeń, że książek dla maluchów to on czytał nie będzie!:P