wtorek, 22 października 2013

Kopciuszek, czyli czego uczy Was ta bajka, drogie dzieci?

„Kopciuszek” jest baśnią, której nie wypada nie znać. Stał się elementem kultury, hasłem pod którym kryje się coś, co wszyscy rozumieją.
Im bardziej jednak myślę o tej historii, tym bardziej zastanawiam się, czy aby na pewno jest nam dzisiaj do czegokolwiek potrzebna. I czego, jak rany, mogą nauczyć się z niej współczesne dzieci?! 

Klasyczna historia w wersji opowiedzianej przez Charles’a Perrault, raczej nie ma szans na aplauz. W czasach, w których liczy się zadaniowość, multimedialność i osiąganie jak najlepszych wyników na testach, losy absolutnie nieasertywnej dziewczynki (i cóż, że blondwłosej, niczym Barbie?) mogą bowiem wywołać co najwyżej pogardliwe wzruszenie ramionami.
No, bo jak można godzić się na takie poniżanie i dawać sobą pomiatać? W czasach, w których istnieją Rzecznicy Praw Dziecka i facebook, na którym można się poskarżyć na swój marny los?! A poza tym, co to jest popieliczka, tafta i krochmalenie, mamoooo?

Problematyczne może okazać się też przekonanie dzieci do prawdziwości i słuszności zakończenia. Bo chrześcijańskie miłosierdzie w podobno chrześcijańskim kraju idą oczywiście swoją drogą, ale tak naprawdę, to do czego to podobne, żeby zamiast wykorzystać sposobność do zdeptania swojego wroga (złych sióstr i macochy), wybaczyć mu i jeszcze pomóc ułożyć sobie życie?

źródło zdjęcia
Jeszcze gorszym pomysłem wydaje się zaprowadzenie dzieci na teatralną adaptację (wg tajemniczej, przynajmniej dla mnie, wersji niejakiej Tatiany Gabe). Przynajmniej na tę w szczecińskim Teatrze Lalek „Pleciuga”.
Choć pozornie nie ma do czego się przyczepić, gdyż proponuje się nam klasyczną sztukę lalkową (dawno na takiej nie byliśmy), reklamowaną przez scenografa jako „romantyczna baśń bez przemocy”, to jednak na zmianę mdli ona i nudzi, a Kopciuszek chwilami sprawia wrażenie osoby niespełna rozumu.

Najgorsze jednak, że w tej wersji morał bajki zostaje sprowadzony w zasadzie do jednego:
Droga dziewczynko w wieku od lat trzech! (taki jest sugerowany przez Pleciugę dolny pułap wiekowy widza)
Pamiętaj, że w życiu liczy się tylko to, czy jesteś ładna i jak wyglądasz. Bo, że chodzi tylko o to, by zdobyć męża, to przecież oczywiste. Jeśli jednak będziesz siedzieć w kącie, a do tego nie będziesz ubierać się w stylu bezowej panny młodej, na pewno Ci się to nie uda. Jeśli zaś los nie obdarzył Cię urodą, nic Ci już nie pomoże, bo do tego jesteś na pewno głupia, pusta i złośliwa.
Aha! Zapomniałabym o najważniejszym: trzeba biernie czekać na dobrą wróżkę! Bez niej na pewno nic się nie uda i w Twoim życiu nie dojdzie do żadnych zmian.

Dla odtrutki można oczywiście wybrać wariant braci Grimm.
Obcinanie palców, bądź pięt (jak kto woli) i umazywanie posoką pantofelków, względnie wydziobywanie oczu przez ptaki (i dobrze im tak, tym złym siostrom!), niewątpliwie zapadną głęboko w pamięć (mi zapadły, dotąd odrzuca mnie od Grimmów, co do których jestem pewna, że można by postawić im szereg psychiatrycznych diagnoz), ale czegóż to nauczą nasze dziatki, ach czegóż?    


Rozumiem, że podobne wątpliwości i obawy targały panią Iwoną Krynicką z wydawnictwa „Wilga”, i właśnie dlatego wymyśliła serię „Bajki na poziomie”, w ramach której wydano ostatnio także i „Kopciuszka”.
Mamy więc tekst (przez wzgląd na moje dobre wychowanie, będzie to jedyna wzmianka na jego temat), „przecudne” ilustracje (tu – z tych samych powodów, co w przypadku tekstu – pozwolę sobie jeszcze zauważyć, że jest, jest beza, hurra!).
To, co jednak najbardziej w tym przypadku istotne, to zamieszczone na każdej stronie rady psychologa.
Bo jeśli czytać, to tylko po to, by zrealizować plan wychowawczy, ma się rozumieć.

Kiedy zobaczyłam to wydanie „Kopciuszka”, zatarłam ręce. Niestety (dla mojej zjadliwości), okazało się że owe psychologiczne rady nie są wcale takie głupie.
Na przykład fragmentowi tekstu opowiadającego o tym, jak to biedny Kopciuszek musiał w pocie czoła pracować, podczas gdy jego przyrodnie siostry wylegiwały się na kanapie, towarzyszy rada: „Mamo, Tato, o dom powinni dbać wszyscy jego mieszkańcy. To dobry moment, żeby ustalić z dzieckiem, za co ono chciałoby być odpowiedzialne.
Fakt. Sama na to nie wpadłam. Naprawdę.

Z drugiej jednak strony, pan psycholog (Jarosław Żyliński) chyba też miał kłopot z samym Kopciuszkiem, bowiem w pewnym momencie skapitulował i przesunął akcent na postać księcia.
Scena, w której książę, dzierżąc pantofelek pod pachą, wyrusza w objazd królestwa, okraszona jest bowiem radą: „Mamo, Tato, zwróćcie uwagę dziecka, że gdy bardzo czegoś pragnie, powinno od razu zacząć działać, tak jak książę. Podpowiedzcie mu, co może zrobić, żeby osiągnąć cel.
No właśnie. To ja się pytam, co myślał sobie Kopciuszek, lejąc brudne od kurzu łzy i czekając na cud? I czemu mimo to mu się udało? No i w takim razie po co się męczyć, mamoooo?

Wersję bardziej przyjazną współczesności – co wyjątkowo w tym przypadku uważam za zaletę, nie zaś wadę – zaproponował natomiast Grzegorz Kasdepke, w wydanej swego czasu przez gazetę Kolekcji „Dziecka”.
Wprawdzie ilustracyjnie Kopciuszek i tak musi ostatecznie okazać się bezą, to jednak tym razem autor nie ucieka przed trudnymi pytaniami.
Bo – przekazuję pytanie od moich dzieci – czemu ojciec Kopciuszka na to wszystko pozwalał?
Druga żona drugą żoną, ale to przecież była jego córka! Jak to możliwe, że siedział cicho i nie stawał w jej obronie?
Kasdepke bierze byka za rogi i przyznaje, że ojciec Kopciuszka „nie był zbyt odważnym człowiekiem”. Marna to pociecha, ale w końcu tacy rodzice też są i dobrze, że ktoś przestał udawać, że jest inaczej.

Po przebiciu się przez wszystkie te historie, wydaje mi się, że jedynym, co może ocalić Kopciuszka jest wdzięk, żart, a do tego dystans.

To wszystko zapewnił mu Jan Brzechwa, w swoich cudownych Bajkach-Samograjkach.
I nie chodzi tu nawet o tkwiący we mnie gdzieś głęboko (a odświeżony ostatnio przez Katarzynę Nosowską i zespół Hey) sentyment do zawołania Herolda: „Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan…”, a o to, że rym i humor dodają całej opowieści lekkości.



I choć Kopciuszek znów jest wyzyskiwaną sierotą, bo przecież
inaczej nie byłby Kopciuszkiem, to jednak pomaga mu nie wróżka, a dobra Sąsiadka (przypominająca dla pewności: „A pamiętaj, że wróżek nie bywa.”). Sam Kopciuszek zaś nie tylko, że wreszcie nie przypomina bezy, to jeszcze nie widzi powodu, by padać przed Księciem na kolana, tylko dlatego, że ten akurat postanowił poszukać żony. Co więcej, w chwili gdy waży się jego przyszłość, bezczelnie wyśpiewuje Księciu nieco złośliwą piosenkę.
Dodatkowo, mimo że znów wszystko kończy się szczęśliwie, to jednak nikogo nie mdli.
A dzieciom po lekturze lub też wysłuchaniu tej bajki muzycznej może przyjdzie do głowy, że choć nie zawsze w życiu układa nam się tak, jakbyśmy tego chcieli, to jednak możemy liczyć na to, że karta się odwróci. O ile pozostaniemy sobą i nie będziemy bać się chwytać okazji, które nam się trafiają.

Bo chyba tego uczy nas Kopciuszek, moje drogie dzieci.



Charles Perrault „Kopciuszek” w: „Bajki”, w przekładzie Hanny Januszewskiej i z ilustracjami Janusza Grabiańskiego, Nasza Księgarnia, Warszawa 1988 oraz w: „Baśnie czyli opowieści z dawnych czasów”, w przekładzie Barbary Grzegorzewskiej i z ilustracjami Aleksandry Kucharskiej-Cybuch, Agencja Librone 2010.
„Kopciuszek”, tekst Iwona Krynicka, rady dla rodziców Jarosław Żyliński, ilustracje Kamila Stankiewicz. Grupa Wydawnicza Foksal sp. z o.o., Warszawa 2013.
„Kopciuszek”, opowiedział Grzegorz Kasdepke, zilustrowała Agnieszka Żelewska. AGORA S.A., Warszawa 2005.
Jan Brzechwa „Kopciuszek” w: „Bajki Samograjki”, ilustrowała Danuta Imielska-Gebethner. Czytelnik, Warszawa 1986.

„Kopciuszek” wg Tatiany Gabe. Teatr Lalek „Pleciuga” w Szczecinie. Reżyseria Valdis Pavlovskis, scenografia Pāvils Šenhofs, muzyka Boriss Rezņiks. Obsada: Paulina Lenart, Marta Łągiewka, Mariola Fajak-Słomińska, Danuta Kamińska, Katarzyna Klimek, Krzysztof Tarasiuk, Maria Jamińska, Zbigniew Wilczyński, Dariusz Kamiński, Leszek Czyż. 

74 komentarze:

  1. U mnie (w sensie - u moich dzieci), baśnie jakoś nie cieszą się powodzeniem. Ani fińskie, ani indiańskie, ani afrykańskie, ani rodzime. Ale chwała MR za to, że tak pięknie swe zbiory wydaje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moi dobrowolnie też się za baśnie nie biorą, ale uważam, że pewne niezbędne minimum muszą poznać. Pytanie tylko, w której wersji i które baśnie.
      MR to Media Rodzina?

      Usuń
    2. Tak, Media. Z uporem godnym lepszej sprawy wypożyczam na każdy dziesiątek książek z WBP, jeden zbiór baśni. A to Soria Moria, a to Dar Totemów, a to Zółty Smok. I co? A nic! Oddaję nieczytane, albo przeczytane przez siebie, bo panowie po dwóch, trzech tekstach proszą o zmianę repertuaru. Zobaczymy jak dziś będzie z legendami pani Chotomskiej, bo zaczynamy :D

      Usuń
    3. Ja jakoś nie mogę się do tych cudzoziemskich baśniowych wynalazków przekonać, wolę te lokalne. Może Twoje chłopaki mają tak samo, co?
      Legendy Chotomskiej u nas przyjęły się bardzo dobrze; polecam zwłaszcza wydanie z ilustracjami Stannego.

      Usuń
    4. Takież właśnie posiadamy :) Jutro zdam relację, jak się przyjęło ziarenko tradycji :D

      Usuń
    5. O tej godzinie to już chyba po wszystkim? Wielcem ciekawa!

      Usuń
    6. Późno zaczęliśmy i panowie zgaśli w połowie Lech, Czecha i Rusa. Będę donosił na bieżąco :D

      Usuń
    7. Zgaśnięcie chyba niedobrze rokuje, ale trzymam kciuki za ciąg dalszy i wypatruję relacji:)

      Usuń
    8. Wczoraj Starszy dorwał się do Kajka i Kokosza, a Młodszy chichrał się z Kitkiem, więc znów w kwestii legend nihil novi :)

      Usuń
    9. Dobrze, że oni pewnie mają jakiś termin na przeczytanie tej lektury, bo inaczej czarno bym to widziała!

      Usuń
    10. Wykrakałaś. Kupiony na TK Pan Jaromir wszedł przebojem na salony. Razem z Krową Matyldą :)

      Usuń
    11. Ja nie kraczę, tylko trzeźwo patrzę na świat:P Dobrze rozumiem, że nieznana mi bliżej Krowa Matylda jest skrzyżowaniem Mamy Mu z Panem Brummem?

      Usuń
    12. Łez przez moją rodzinę przy niej wylanych nie zliczę. Sam płakać będę dzisiaj, bo na wczorajsze czytanie (i oglądanie, nie zapominajmy, bo jest ono cholernie ważne) się nie załapałem :( I nie, nie jest to smutna książka :D

      Usuń
    13. Z książek o Matyldach dysponuję niestety tylko tą R. Dahla, a ona chyba mniej śmieszna. Niestety, obawiam się że w moim domu zrobiłaby podobną furorę. To straszne, bo ja naprawdę nie powinnam co najmniej przez rok kupić ani kawałka książki dla dzieci:(

      Usuń
    14. Czyli zaplanowanego na "do końca tygodnia" tekstu, okraszonego (skromnie, żeby nie psuć zabawy) zdjęciami, nie zamieszczać? :P

      Usuń
    15. Jak nie zamieszczać, jak zamieszczać, to chyba oczywiste?:) I tak nie mamy wpływu na to, co nieuniknione:P

      Usuń
  2. I pomyśleć, że na Kopciuszku wychowało się tyle pokoleń skrzywionych dzieci niemających pojęcia, że są krzywione i że zaszczepia się im nieprawidłową optykę :P A i tak nieletnim panienkom chodzi wyłącznie o to, żeby móc się przebrać w bezową sukienkę na przedszkolny bal i w nosie mają gender, feminizm i tradycyjne role społeczne :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobne olewnictwo wszystkich nowych tryndów zauważyłem przy wybieraniu przez matki komunijnych kreacji dla córek. Jeśli chodzi o ilość falban, to ostudzić zapał pomogła jedynie cena adekwatna do :P A baśnie są fajne. Ile tam zagubionego w czasie słownictwa, ile etnograficznych smaczków w tle. Tylko cóż z tego jak moja dziatwa domaga się kolejnego Jaromira :D

      Usuń
    2. Bo, niestety, nieletnie panienki muszą przejść przez okres różu i naporu.Naporu na koronki, cekiny i brokat. Nie ma siły. To akurat baśnie o księciach i wróżkach jak znalazł.
      U nas baśnie też bez szału, przeczytana seria Wyborczej, i baśnie egzotyczne Milskiej i Markowskiej, i tyle. W tym roku lekturą jest Andersen, hehe, ciekawe co na to Starsza, ani jednego robota i sztucznej inteligencji:P

      Usuń
    3. Temat różu znam niejako z doskoku (znajomi - dwie córki), więc się nie wypowiem. Natomiast co do bajek, to chłopaki znają motywy, ale raczej w wersji pop niż kanonicznej. W tej dziedzinie, niestety, bardziej edukowała TV niż książka :(

      Usuń
    4. u nas podobnie, koszmarny serial Simsala Grimm zapoznał progeniturę z klasyką:)

      Usuń
    5. Jak to dobrze czasem być telewizyjnym troglodytą:) Simsala Grimm szczęśliwie nas ominęły! (Świat Bajek Hagi, o ile dobrze pamiętam z reklam przed "Autobusami":P)
      Ale ja myślę też sobie, że gdyby wszędzie wokół nie było tyle bezowych księżniczek (na ilustracjach, w bajkach, w gazetach, w sklepach), to i popyt nieco by się zmniejszył. Do takiego np. Kopciuszka w wersji Disneyowskiej to już w ogóle bez śledzia, ewentualnie aviomarinu nie należy podchodzić.
      Mi mądra babcia podsuwała dobrze ilustrowane książki i jakoś się uchowałam. Siostra podobnie.
      ZWL: seria Wyborczej jest nieco nierówna, choć to jeden z nielicznych przypadków, gdy wolę wersję audio od tradycyjnej, zwłaszcza gdy czyta Wojciech Mann. Wtedy łykam wszystko; chłopaki też:)
      Starsza przy Andersenie może faktycznie przeżyć lekki szok, zwłaszcza gdy będzie musiała przebić się przez piękne, choć moim zdaniem lekko już przestarzałe, tłumaczenie Iwaszkiewicza i Beylin. Sama zastanawiam się, jak zrobić, żeby Starszy przeczytał to sam i na razie nie mam pomysłu:(

      Usuń
    6. Rynek reaguje na popyt ze strony nieletnich, a nie odwrotnie raczej. Kupienie dziewczynce lat cztery czegokolwiek nieróżowego i niebrokatowego graniczyło swego czasu z cudem.
      Mann zdecydowanie lepszy od Umer:) A Andersena chciałem podsunąć w nowym tłumaczeniu Sochnackiej, ale to jest jednak inwestycja. No nic, może Mikołaj się popisze:P

      Usuń
    7. Toteż nie mówię, że popytu by nie było, a tylko, że może by zmalał. Każda dziewczynka musi przejść przez fazę różowości, jak nie w dzieciństwie, to na stare lata - sama nie wiem, co gorsze:P
      Na Mikołaja to już chyba będzie po lekturze? A może nie, lekko tego nie ogarniam. Ale zapomniałam o tym nowym tłumaczeniu, dzięki. Chyba skorzystam, bo naprawdę cienko widzę przebrnięcie przez polską kanoniczną wersję.

      Usuń
    8. Mam taką koleżankę w pracy, rodzice stanowczo odmawiali różu w dzieciństwie:P
      Pojęcia nie mam, kiedy ten Andersen, niestety. Nowy przekład nagradzany i ponoć mega, ale jakoś tak nieufnie podchodzę, chyba podczytam w księgarni, żeby sprawdzić.

      Usuń
    9. Ja załapałam fazę w pierwszej ciąży. Przeszło bezboleśnie, bo i tak wszyscy patrzyli na brzuch:P
      Mnie do nowego przekładu w kontekście samodzielnego czytania przez dziecko zachęca to, że podobno wraca do prostoty języka Andersena. Poza tym też mam mieszane uczucia. No i jak to tak - bez Szancera?

      Usuń
    10. No właśnie, bez Szancera:( A obrazki w tej nowej wersji chyba nienajpiękniejsze.

      Usuń
    11. No wiesz? "Piękne akwarele duńskiego grafika", a Ty wybrzydzasz?!:P Osobiście muszę macnąć, żeby ocenić, ale obawiam się, że po Szancerze nic nie będzie się nam podobać...

      Usuń
    12. Ja jestem prosty człowiek, lubię ładne obrazki. No nic, obejrzę toto dokładniej przy okazji,

      Usuń
    13. Jeśli lubisz ładne obrazki, to mogę pożyczyć "Kopciuszka" od Wilgi, chcesz? Cud, miód i malina, a raczej beza:)

      Usuń
    14. Weź, ten z Wilgi jest uroczy, Młodsza ma Olesiejuka - nie dość, że bajka opowiedziana w 4 zdaniach, to Kopciuszek wygląda jakby go bolały zęby, a na dodatek w fikuśnych wycięciach pobłyskuje folia aluminiowa w różnych kolorach.

      Usuń
    15. Z tymi zębami, to nawet by się zgadzało - sierocie pewnie skąpili na dentystę, to i ubytki się pojawiły:P A książeczki z połyskującą folią aluminiową (choć chyba akurat nie Olesiejuka, tylko Wilgi właśnie i Book House'a, o ile dobrze pamiętam) były swego czasu w moim domu hitem! Jedną będę pamiętać do śmierci - była o Żuczku Bodziu i obfitowała w zaskakujące rymy:)

      Usuń
    16. Sierocie skąpili, ale książę ma podobną minę - u niego to pewnie z kolei skutek nadużywania słodyczy:P Wiesz, że na kilku zaangażowanych blogach o książeczkach dla dzieci by nas zlinczowali za to, że pozwalamy dzieciom obcować z błyszczącą tandetą?

      Usuń
    17. Taak, za dużo bez:P
      Jeśli zaś o zaangażowane blogi i lincz idzie - wiesz, gdzie mi to, nie? Każdemu co lubi, na zdrowie!

      Usuń
    18. Tia, Ty wiesz i ja wiem, ale panie linczujące mogą nie wiedzieć, one pewnie w hipermarkecie wyrywają dzieciom z ręki książeczki Disneya i Wilgi albo prowadzają je wyłącznie do wysmakowanych księgarnio-kawiarni, gdzie takiej tandety nie uświadczy :P

      Usuń
    19. Książeczki Disneya to i ja akurat byłabym skłonna wyrywać, na szczęście żaden się nie garnie. Biedne zaś dzieci pań będą kiedyś mogły pozwać matki o zadośćuczynienie za straty moralne (w tych wszystkich mądrych książkach dla dzieci piszą o takich rzeczach, w tych głupszych nie, bo jak tu zmieścić słowo "zadośćuczynienie", gdy ma się do dyspozycji ledwie cztery stroniczki?:P)

      Usuń
    20. Złośliwie powiem, że czekam na ten moment, kiedy te estetycznie edukowane dzieciątka na złość mamusiom rzucą się w odmęty tandety, MTV i brazylijskich seriali oraz lekturę Party :)

      Usuń
    21. Party jak Party, po drodze będzie Bravo Girl, czy co tam się teraz czyta. Ale tak, też myślę, że nie chodzi o to, czy tak będzie, a tylko o to, kiedy.

      Usuń
    22. I co mam powiedzieć ja, ojciec, którego młodsze dziecko wykleiło sobie wczoraj ścianę nad łóżkiem psiaczkami i kotkami z jakiejś gazetki o tychże. Ja mam czasem problem z opisywaniem strony graficznej książek dla dzieci, bo brakuje mi po prostu wiedzy na ten temat (choćby o stosowanych technikach) i zazwyczaj ograniczam się do podobamisiów ozdobionych paroma przymiotnikami w stylu "jajcorne" :P

      Usuń
    23. Jeśli psiaczki i kotki są na zdjęciach, to możesz cieszyć się, że oto wzrasta Ci młodzian wrażliwy na zwierzęcy urok (choć nie wiem, czy to dobrze, żeby kierował się taką wrażliwością i przy wyborze żony, ale może mu minie). Jeśli są na obrazkach, to myślę że wiem jakich. Lepiej już nic nie mów:P

      Usuń
  3. U mnie wersją obowiązującą jest ta braci Grimm od czasu do czasu zmiękczana wariantem Hanny Januszewskiej, Perrault w tłumaczeniu Barbary Grzegorzewskiej też jest w domu ale jak na mój gust był trochę zbyt hardcore'owy jak dla dziecka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z całym szacunkiem, ale jeśli Grimmowie nie są zbyt hardcore'owi, to Grzegorzewska powinna być przez Ciebie uznana za wersję light!:) Ja się na nią mocno napaliłam, zaczęłam czytać i... czym prędzej wróciłam do Januszewskiej. W sumie nie wiem o co chodziło, bo kiedy teraz ją przeglądałam, wydawało mi się, że nic jej nie dolega.

      Usuń
    2. Może mam uraz do niej po tłumaczeniu "Czerwonego Kapturka", który w tej wersji wydaje mi się jakiś taki mało bajkowy, w każdym razie edycję Martela wyciągnąłem z półki i poddam do weryfikacji słuchaczowi :-)

      Usuń
    3. A wiesz, że "mało bajkowy" dobrze mi do tego tłumaczenia pasuje? Sytuację ratują trochę te wierszowane morały na końcu, ale poza tym trąci surowizną.
      Ciekawe, co słuchacz na to. Na swoich nie przetestuję, bo i tak za mocno ich ostatnio Kopciuszkowo eksploatowałam:)

      Usuń
  4. Sierota jak sierota, ale uczyć od małego dziewczynki, że wybawieniem jest królewicz, to już przesada.;) Czytałam jakiś czas temu siostrzenicom tę bajkę z modyfikacjami własnymi, ku zgrozie szwagra, ale dał się przekonać, że nie ma co córek wychowywać na ew. popychadła czy cizie-mizie. O ile dobrze pamiętam, zamiast oddać się w ręce pięknolicego młodzieńca nasz K. zaczął jeździć po świecie i uprzyjemniać życie na inne sposoby.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż się boję pomyśleć, jakie to mogły być sposoby:P
      Ja jestem daleka od przerabiania opowieści - albo czytam, albo opowiadam, a jeśli czytam coś, co mi nie pasuje, to przestaję (chyba że dzieci proszą o kontynuację).
      W wersji scenicznej ten wątek wybawicielsko-książęco-celowożyciowy walił po oczach, a kto nie dowidział, dostawał jeszcze po głowie cepem. Daleko mi do wojującej feministki, ale zgrzytałam zębami.

      Usuń
    2. Ja przerabiam, kiedy jestem skora do żartów, dziewczynki wolą zresztą historyjki z życia wzięte. Kiedy były młodsze, lubiły opowiastki o zwierzątkach (Świnki trzy itp.), tu na szczęście o ślubach nie było mowy. Młodszej w historiach o królewnach najbardziej odpowiadał motyw czarowania i rządzenia, więc nie było najgorzej.;)

      Usuń
    3. No, trzy świnki można by potraktować jako zawoalowaną reklamę panny roztropnej, zaradnej i gospodarnej:P Wydawało mi się, że królewny rzadko rządzą, a częściej snują się i nudzą, ale najwyraźniej mam braki w baśniowej edukacji:)

      Usuń
    4. Nie rządzą w sensie ścisłym, ale rozkazy wydają.;)

      Usuń
    5. A, wydawanie rozkazów (najlepiej zza czyichś pleców) to coś, co faktycznie może niejedną dziewczynkę zachęcić do bycia księżniczką:)

      Usuń
  5. Bajki Samograjki są bezkonkurencyjne. W Twoim przeglądzie zabrakło mi Kopciuszka Wandy Chotomskiej :) ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy wiesz, że ja tego chyba nie znałam, a jeśli znałam, to na śmierć zapomniałam? Dzięki! I faktycznie, olbrzymie niedopatrzenie!:))

      Usuń
    2. ja to chyba wieki temu widziałam z ilustracjami B. Butenki - z taka wielką piętą :) :D

      Usuń
    3. Właśnie zaginęłam w akcji, bo zaczęłam gorączkowo szukać tropów! Butenko?! Już to widzę, na razie tylko oczami wyobraźni, ale ja tę piętę jeszcze będę miała w garści! (i wiem, że brudna, ale trudno:P)

      Usuń
    4. O matko, nie chcę mieć Cię na sumieniu! :D Owocnych poszukiwań! Nie wiem, czemu ale jakoś mi się kojarzy z jakimiś tekstami do nauki ortografii... ale to może być mylny trop...

      Usuń
    5. Najgorsze jest to, że i Butenko, i Chotomska są tak upiornie płodni! Nic to jednak, nie do takich rzeczy się dogrzebywałam, dam radę!:))

      Usuń
    6. Ha! Chyba mam! Przeryłam się przez setki stron, ale chyba to to! Ma tytuł "Dzień dobry" i nie jest o ortografii:) Napiszesz mi na jutro usprawiedliwienie do pracy?:P

      Usuń
    7. Hi, hi, mogę napisać, tylko, czy ktoś to będzie honorował? Nie mam żadnej pieczątki :))

      Usuń
    8. Bez pieczątki nie przejdzie, może zrób choć z kartofla?

      Usuń
    9. :D
      A tak w ogóle podziwiam i gratuluję! Moje skojarzenia z ortografią nie były takie całkiem bezpodstawne, bo to ze szkołą trochę wspólnego miało!
      Cytat z: http://ryms.pl/ksiazka_szczegoly/631/dzien-dobry.html

      Są teatrzyki, piosenki, listy i wiersze związane z poszczególnymi dniami z uczniowskiego kalendarza. Poszczególne strony wyglądają czasem jak zeszyt okraszony gryzmołami i szlaczkami, a czasem jak komiks czy pismo obrazkowe.

      Usuń
    10. Widzę, że zbyłaś temat ewentualnych robótek ręcznych. Trudno. Ale dwóję, jak już ją dostanę, to mi chyba podpiszesz, co?:P
      Chotomska i Butenko to duet, który chyba się lubił i współpraca całkiem dobrze im wychodziła (patrz: Panna Kreseczka). Ale i tak najbardziej ciekawa jestem tej pięty!:)

      Usuń
    11. Z robótek ręcznych to ja noga jestem! Podpiszę :) I mam nadzieję, że sama jutro nie zaśpię...
      Mam nadzieję, że pięta nie rozczaruje..

      Usuń
    12. Nie jutro, tylko dzisiaj, o zgrozo!!

      Usuń
    13. Niemożliwe, aby Butenko mógł mnie rozczarować, możesz spać spokojnie!:)
      (Na razie przemykam się pod ścianami, więc może mi się upiecze do dzwonka:P)

      Usuń
  6. Właśnie uświadomiłam sobie braki w wykształceniu! Nie miałam pojęcia o wersji Brzechwy, a owa bezczelnie złośliwa piosenka to coś w sam raz dla mnie! (oczywiście do ewentualnego wykorzystania w przyszłości). Muszę nadrobić to niedopatrzenie w najbliższym możliwym terminie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wersja Brzechwy to chyba jedna z pierwszych, jaką poznałam (szczęśliwe dzieci, których rodzice nie zabijają Disneyem w kołysce!). Egzemplarz drukowany, jaki mam, nosi przy tym ślady bardzo intensywnej eksploatacji; co więcej, "Kopciuszek" upstrzony jest "reżyserskimi" uwagami, bowiem wystawialiśmy go w podstawówce (poza rolą reżysera obsadziłam się jeszcze w roli macochy, ciekawe czy to o czymś świadczy?:P).
      A piosenka tylko trochę złośliwa. Wystarczająco jednak, żeby pokazać księciu, kto tu rządzi:)

      Usuń
  7. Ale ma rzęsy ta z pierwszej wersji :D

    Miałam tę wersję audio na płycie winylowej, chyba nawet rodzice przegrali na kasetę zanim pozbyli się adaptera. Szkoda, że kasetę można już odtworzyć tylko w samochodzie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzęsy też mną wstrząsnęły! Ciekawe, jakiego tuszu używa i czy aby jej się pod wieczór nie osypuje"P
      Ten sam "Kopciuszek" ciągle jeszcze jest dostępny na płycie CD - wiem, że nie jest to tak stylowe jak winyl, czy kaseta, ale może rozważ?:)

      Usuń
  8. Moje chłopaki kompletnie nie bajkowe... Czytam im czasem w celach edukacyjnych, co by wiedzieli kim Czerwony Kapturek lub Kopciuszek był, ale ziewają, ziewają... Jednakże, dziękuję MoMarto za ten cudowny (jak zwykle u Ciebie) tekst i przegląd "Kopciuszkowy" :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sądząc po reakcjach większości komentujących, rośnie nam pokolenie twardo stąpających po ziemi realistów. Nie wiem, czy w takiej sytuacji mojej dwójce uda się skutecznie pełnić honory błądzących głową w chmurach marzycieli i - czy im się to w ogóle będzie kalkulować?:)
      Robienie takich przeglądów to sama rozkosz, tym większa, z im większą ilością potworków ma się do czynienia (już ostrzę sobie zęby na "Małą syrenkę", tam to dopiero jest jazda na całego!)

      Usuń
  9. Ilu autorów, tyle Kopciuszków. Momarto, bardzo Ci dziękuję za ten tekst. Może by tak napisać własną wersję?...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę uprzejmie:) Mnie do pisania własnej wersji akurat Kopciuszka nie ciągnie, ale jeśli Ty masz jakiś pomysł, to ruszaj do boju!

      Usuń
  10. Mam te bajki Perrault w opracowaniu Januszewskiej :))
    I pobiegłam do pokoju dzieci, bo coś mi się przypomniało z jeszcze innej wersji Kopciuszka, ale nie mogę znaleźć. Dzieci mają znów wszystko na półkach przemieszane. Jak wrócą ze spaceru, będą sprzątać. Wszystko przez Ciebie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to właśnie opracowanie zna większość osób w tzw. "naszym" wieku ("nasz wiek" to pojemne pojęcie). Ja bardzo lubię ilustracje Grabiańskiego - są naprawdę bajkowe!
      I mam nadzieję, że Twoje dzieci nie praktykują voodoo!:P

      Usuń