W
zamierzchłej przeszłości, gdy podróżując w rozmaite miejsca mogłam spędzać czas
na bezcelowym snuciu się po różnych zakamarkach, lubiłam zaglądać przez okna do mieszkań tubylców. Z podejrzanych w
ten sposób skrawków tkałam natychmiast w swojej wyobraźni całe historie.
Wyobrażałam
sobie, kim są ludzie, których widzę; co robią w swoich domach, ale i poza nimi.
Czy kochają się, czy nienawidzą. Czy są biedni, czy bogaci. Czy szczęśliwi, czy
niekoniecznie. O niektórych szybko zapominałam, inni zaś tkwili w mojej głowie
dłuższy czas. Kilkoro z nich pamiętam do dzisiaj.
I
choć nigdy nie byłam – i, nie oszukujmy się, nigdy nie będę – długowłosą i rudowłosą
kobietą, noszącą zielone sukienki w groszki, to jednak wędrująca wzdłuż
portowego nabrzeża bohaterka okładki „Morskiego traktu” wydaje mi się dziwnie
bliska.
Wstyd
się przyznać, ale w zasadzie nie znam twórczości Ursuli Le Guin. Poza paroma
jej fantastycznymi opowiadaniami nie czytałam niczego innego – żadnej części
cyklu o Ziemiomorzu, niczego o Ekumenie. Mam jednak niejasne wrażenie, że
„Morski trakt” to coś zupełnie innego niż to, czego spodziewa się po tej
autorce przeciętny czytelnik.
Nie
ma tu bowiem żadnej fantastyki, żadnych obcych cywilizacji, ba, nawet żadnych
latających kotów! Tylko mała, nadmorska (czy raczej nadoceaniczna), amerykańska, fikcyjna miejscowość Klatsand oraz jej mieszkańcy – stali i
tymczasowi, współcześni i historyczni. Wszystkich zaś muskamy wzrokiem, jak
przez szybę.
Określenie
„powieść” nie pasuje do „Morskiego traktu”. To raczej zbiór opowiadań, czy
właściwie szkiców, impresji. Nie wiem, jaki był zamysł Le Guin, gdy tworzyła
poszczególne z nich, jednak – poza ostatnim, najdłuższym „Krew z krwi, kość z kości” (w wersji oryginalnej po prostu „Hernes”, od nazwiska jego bohaterek) –
wszystkie one otrzymały najpierw żywot samodzielny, jako króciutkie historie
publikowane w latach 1987-1991 w rozmaitych amerykańskich czasopismach. Zebranie
ich w całość i spięcie klamrą w postaci wielowątkowej opowieści o czterech
pokoleniach kobiet z jednej rodziny, bardziej lub mniej związanych z Klatsand,
stanowiło w tej sytuacji niewątpliwie sprytny zabieg, przydający im dodatkowych
znaczeń.
Choć
bowiem bohaterem każdej z historii jest inna osoba, jedna czy dwie (raczej
kobiety, niż mężczyźni), to jednak niektóre z wątków i postaci powracają w
niespodziewanych momentach, choćby tylko w formie wzmianki.
Z
kolei fakt opatrzenia wydania książkowego sporządzonymi przez autorkę mapami
Klatsand, przedstawiającymi je w roku 1906 oraz 1986 sprawia, że czytelnik może
poczuć się jak rasowy podglądacz, spacerujący uliczkami tego miasteczka.
I
choć nie jestem pewna, czy ten zbiór zasłużył aż na to, by – jak napisał na okładce polski
wydawca – nominować go do nagrody Pulitzera, to jednak dla mnie stanowił znakomity pretekst do spaceru. Ruch zaś – choćby tylko wirtualny – to przecież
samo zdrowie!
Ursula
K. Le Guin „Morski trakt”, przełożyła Maria Grabska-Ryńska. Wydawnictwo „Książnica”,
Katowice 2012.
Czytałam trzy pierwsze tomy "Ziemiomorza" i byłam zachwycona. Niedawno skończyłam powieść, której bohaterka z zachwytem pochłania książki Le Guin i postanowiłam jej się bliżej przyjrzeć, a teraz Twoja recenzja upewnia mnie, że czytelniczemu przeznaczeniu nie wolno się opierać.:)
OdpowiedzUsuńMnie z kolei - w kontekście odkrywania w ostatnim czasie prozy M. Atwood - kusi sięgnięcie po Le Guin w celach porównawczych. Obie panie mają, zdaje się, sporo wspólnego, zarówno gdy idzie o silny charakter, dar pisania, jak i zacięcie społecznikowsko-feministyczne.
UsuńMyślisz, że Ziemiomorze będzie stanowiło reprezentatywną próbkę?
Niestety nie znam jeszcze innych książek Le Guin, ale "Ziemiomorze" to według mnie literacka magia w czystej postaci. Dodam jeszcze w charakterze wabika, że "Czarnoksiężnika z Archipelagu" przełożył Barańczak i zrobił to moim zdaniem genialnie.
UsuńWnioskuję tylko na podstawie 3 książek, ale Le Guin wydaje mi się znacznie bardziej odrealniona i poetycka niż Atwood.
Zdążyłam już podejrzeć, że tłumaczem był Barańczak, ale chwilowo zamierzam niezłomnie trwać w postanowieniu nie kupowania książek, przynajmniej do końca tego miesiąca. Choćby miały kosztować złotówkę:)
UsuńPoza tym ostatnio zupełnie nie jestem poetycka, za to bardzo mocno urealniona (żeby nie użyć dosadnego określenia, blisko związanego z tylną częścią ciała), więc może i nie powinnyśmy się teraz spotykać?
"Ziemiomorze" może być w bibliotece, ale przypuszczalnie dość zszargane i nadszarpnięte zębem czasu, w każdym razie takie było wydanie, które wypożyczyłam.
UsuńW kwestii terminu spotkania z panią Ursulą to trudno orzec, czasem na zasadzie kontrastu warto sięgnąć po książkę-zaprzeczenie aktualnego nastroju, ale różnie to bywa.
A właśnie niestety w mojej bibliotece "Ziemiomorza" brak, choć nawet i nadgryzione bym wzięła:)
UsuńNa razie i tak planuję czytanie tego, co pożyczałam z różnych miejsc i od różnych osób w ciągu ostatnich 3-4 lat; jest zaś tego tyle, że do wiosny nie powinnam nawet zerkać w stronę innych książek!
"Czarnoksiężnik z Archipelagu" został wznowiony całkiem niedawno, ale może jakiś fan Ursuli wypożyczył, odrętwiał z zachwytu i do tej pory nie był w stanie oddać. :)
UsuńTwoja wiara w dobre zaopatrzenie mojej biblioteki jest naprawdę rozczulająca, ale naprawdę w katalogu bibliotecznym ani śladu tej pozycji:( Za to odrętwiały fan na pewno przytrafił się M. Atwood, bowiem już piąty miesiąc tkwię na pierwszej pozycji w kolejce oczekujących na jej "Zbójecką narzeczoną"!:P
UsuńCzytelnik ewidentnie popadł w stupor z zachwytu. :)
UsuńLub też - jeżeli narzeczona była rzeczywiście zbójecka - w charakterze zwłok spoczywa pod jakąś podłogą; tylko czemu razem z książką?
UsuńZbójeckie to jest przetrzymywanie książki, na którą czekasz, w dodatku tak długo. Może pani bibliotekarka mogłaby zadzwonić do tej osoby z pytaniem o plany wobec Narzeczonej?
UsuńMoże by i mogła, ale chyba nie chce, bowiem już czyniłam delikatne sugestie.
UsuńPrzy każdej wizycie w bibliotece wpada mi w oko pocketowe wydanie Ziemiomorza i kusi. Jak na razie jednak niewystarczająco mocno :)
OdpowiedzUsuńMi nie wpada, bowiem w mojej bibliotece silnie reprezentowana jest głównie polska fantastyka, przy czym niekoniecznie ta z najbardziej wartościowego nurtu.
UsuńCieszę się jednak, że nie tylko ja jestem tą ostatnią, która nie czytała tego cyklu:)
Ooo, jeśli chodzi o nieznajomość różnych "niewypadanieznać" rzeczy, to wolałbym tematu nie poruszać, bo mógłbym wprawić w osłupienie nawet ZwL :P
UsuńE tam, wystarczy porównywać się do odpowiednich osób i od razu czytelnicze morale rośnie!:P
UsuńBazylu, mnie doprawdy niewiele jest w stanie wprawić w osłupienie, a w kwestii rzeczy, których nie wypada nie znać, jestem ostatnią osobą, która rzuciłaby kamieniem w kogokolwiek. Mówisz o człowieku, który nie przeczytał w całości ani jednego Dostojewskiego, ot co :P
Usuń@momarta Równanie w dół? No nie poznaję koleżanki! :P
Usuń@ZwL Bo to grube. To samo mam z Mannem :D
Ja tylko mówię o doraźnym i krótkotrwałym poprawianiu sobie samopoczucia, ale jeśli chcesz, to porównuj się do Marii Janion, bardzo proszę:P
UsuńA grubość Dostojewskiego faktycznie chyba ma pewne znaczenie. Osobiście lubię, ale ilekroć patrzę na tkwiące na mojej podręcznej półce "Biesy", słabnę. I tak od trzech lat:(
Czarodziejskiej Góry to i ja się ulękłem (czytaj rzuciłem w kąt po pierwszych paru rozdziałach), ale Buddebrookowie są zdecydowanie reader friendly:)
Usuń@momarta Na porównywanie się z panią Marią to jestem za mało genderowy. Bo o takiej oczywistości, jak liczba i jakość przeczytanych tomów, to już nawet nie wspominam :) Ale przypomniałaś mi że miałem skrobnąć słówko o TTT :D
Usuń@ZwL Dzięki, ale nawet to ostatnie info jakoś mnie nie pociąga w stronę Manna. To już prędzej bym się złapał za tego Dostojewskiego :)
Bazylu - Twój wybór:P
UsuńBazylu, ależ proszę Cię uprzejmie, jak dla mnie możesz niegenderowo porównywać się np. do Jerzego Turowicza czy Zygmunta Baumana:P
UsuńA na skrobnięcie czekam niecierpliwie!
"Lewa ręka ciemności" i "Czarnoksiężnik z Archipelagu" to jej najlepsze książki i jedne z najlepszych w swoim gatunku. Są dowodem na to, że fantastyka to nie tylko wojny kosmitów w przestrzeni międzygalaktycznej :-).
OdpowiedzUsuńTego ostatniego to akurat mi nie musisz tłumaczyć:) Co nie zmienia faktu, że czasem lubię poczytać i o tym, jak to tłukli się laserami bardzo dawno temu, w odległej galaktyce:P
UsuńSprawdziłam zdalnie: w mojej bibliotece nie ma ani jednej, ani drugiej z polecanych przez Ciebie książek. Ani chybi oznacza to, że mój czas na ich lekturę jeszcze nie nadszedł, bowiem limit wydatków na zakupy książkowe w tym roku wyczerpałam już dawno temu.
Po krótkotrwałej fazie na Le Guin doszedłem do wniosku, że jest jednak okropnie przegadana:) Pozbyłem się więc kolekcji. Szumu o Czarnoksiężnika nie rozumiem mimo dwukrotnej lektury, może chociaż Lewa ręka uratuje opinię autorki:))
OdpowiedzUsuńSię nie wypowiem, bowiem w opowiadaniach przegadana nie jest, a w "Morskim trakcie" to już wręcz ascetyczna.
UsuńPozbyłeś się Le Guin? I ręka Ci nie zadrżała? Ja ciągle jeszcze nie dojrzałam do tego rodzaju radykalnych książkowych posunięć, za każdym razem sto pięćdziesiąt razy pytam samą siebie, czy aby na pewno w przyszłości nie zdarzy się nic, co mogłoby sprawić, że wrócę do tej książki i najdalej przy sto trzydziestym powtórzeniu tego pytania zmieniam zdanie:P
Ascetyczna? Może na stare lata nie chciało jej się tyle w klawiaturę stukać:) Ręka mi nie zadrżała i nie żałuję, zresztą wiele radykalnych posunięć tego rodzaju mam za sobą. A poniewczasie pożałowałem oddania zaledwie kilku pozycji, więc w sumie się opłacało:)
UsuńJakie stare lata? Pisała to ponad dwadzieścia lat temu, kiedy do polskiego wieku emerytalnego brakowało jej jeszcze sporo! (ale fakt, mniej niż trzydzieści lat:P)
UsuńNiestety, moja chomicza natura najwyraźniej uniemożliwia mi podobny Twojemu radykalizm. Poza tym, mogłabym oddać tylko te książki, które przeczytałam i które absolutnie mi się nie podobały (ostatnio pożegnałam tak Ziemkiewicza), a one ciągle stanowią mniejszość w mojej biblioteczce:(
Uważasz, że ja oddaję książki, które mi się podobały? Hehehe, tylko absolutne badziewie znika.
UsuńHm, najwyraźniej oznacza to, że mam wyjątkowo dobrze wyrobiony gust i nie kupuję absolutnego badziewia:P
UsuńJak Ci ostatecznie zabraknie miejsca to pozbędziesz się tego mniej absolutnego badziewia:P
UsuńOstatecznie to mi już dawno zabrakło miejsca, ale najwyraźniej w dalszym ciągu mam problemy z właściwą kategoryzacją dzieł. Poproszę o przykłady!:)
UsuńJakbyś mnie wpuściła w swój regał, to mógłbym powiedzieć, czego MOIM zdaniem możesz się pozbyć. A tak, to bez szans. Może kochasz swoją (hipotetyczną) kolekcję dzieł Danielle Steel, na której ja bym od razu pojechał?
UsuńNo patrz, jakby to się człowiek nie starał, jak bardzo nie udowadniał, że jest ambitny i inteligentny, i tak będą mu imputować, że nocami pod kołdrą czyta Danielle Steel:)
UsuńNie, Danielle Steel nie mam. Naprawdę mam niewiele kiepskich książek, uwierz mi na słowo. No, chyba że mogę wyrzucić kolekcję dzieł wszystkich Sienkiewicza i Żeromskiego?:P
Miałem sugerować bliskie związki z książkami pani Michalak? Mimo wszystko Steel ma chyba więcej klasy:) Skoro nie masz kiepskich książek, to się ciesz. I płacz, bo czeka Cię zmiana lokalu na większy:P
UsuńNie mam pojęcia, która z nich ma więcej klasy, bo naprawdę nie czytałam ani jednej książki żadnej z nich:) Swoją drogą, dziś byłam w bibliotece, w której działa DKK i zapytałam się, o jakiej książce ostatnio rozmawiali - a jakże, o książce pani Michalak (tytułu nie pomnę, ale pani bibliotekarka wyrażała się o dziele z wielką atencją)!
UsuńJak już wyrzucę obu polskich pożal-się-boże-klasyków, to jeszcze jakiś czas przepękam!:P
Doprawdy, powinnaś nadrobić niedopatrzenie i sprawdzić klasę autorek osobiście:P Pani Michalak doprawdy ma grono wiernych i bezkrytycznych wielbicieli wszędzie. Klasyków zostaw, być może w nowym mieszkaniu będziesz miała kilkanaście stołów z nierównymi nogami albo szereg kiwających się szaf :P
UsuńMoże i kiedyś sprawdzę, ale muszę odczekać. W końcu ileż można pisać takich samych postów na temat tego, jak bardzo nie pasuje mi polska literatura kobieca?
UsuńA wiesz, że ten pomysł z klasykami jest całkiem niezły? Gdy zważyć, że obu panów mam wydanych w jednolitej oprawie (Żeromskiego jakieś trzydzieści tomów, w zgniłej zieleni albo brązie, teraz nie pamiętam, bo spoczywa gdzieś w kartonie; Sienkiewicza kilkanaście w skóropodobnym bordo albo brązie, nie pamiętam, bo jak wyżej), mam szansę na stworzenie eleganckiego i jednolitego kolorystycznie wnętrza!:P
Z 30 tomów Żeromskiego to gustowny stolik do kawy wyjdzie:P
UsuńDoceniam pomysłowość i zmysł praktyczny, jednak zwracam uwagę, że chybotliwość mebla z pewnością przekraczałaby wszystkie dopuszczalne normy. Poza tym Żeromski był, zdaje się, zwolennikiem szklanych konstrukcji?:P
UsuńNajwyraźniej nie śledzisz najnowszych trendów w meblarstwie, więc proszę: http://wnetrza.bankofert.pl/wp-content/uploads/2011/04/stolik-na-ksiazki2.jpg A szklany blacik jak najbardziej możesz do tego domontować :P
UsuńI jeszcze w ramach inspiracji:
Usuńhttp://2.bp.blogspot.com/-PzLFqVTTvn4/Tk4x_QR1ddI/AAAAAAAARdE/xo_EH9owfn4/s1600/book-table.jpg
http://2.bp.blogspot.com/-OSm69i4gkOg/Tk4x3kx3M6I/AAAAAAAARdA/V8kZviNX-SU/s1600/bookfurniture_stool.jpg
Jeden zrobisz z Żeromskiego, drugi z Sienkiewicza:)
Może i jesteś zacofany w lekturze, ale w trendach ani trochę, chylę czoła!:P Szklany blacik będzie konieczny. Definitywnie i ostatecznie zabezpieczy gości przed pokusą, by wyjąć i przeczytać któreś z dzieł, co mogłoby skończyć się zachłyśnięciem, względem opluciem:(
Usuńwzględnie opluciem, miało być.
UsuńAha, na drugi będziesz musiał mi pożyczyć swoją kolekcję Danielle Steel, bo Sienkiewicza nie starczy!:P
UsuńChciałabyś, swoją Steel sam wykorzystam na takie o: http://img822.imageshack.us/img822/6093/stolikdokawy.jpg :P
UsuńNie jestem pewna, ale wydaje mi się, że używając okładek polskich wydań Steel nijak nie uzyskasz pożądanego w tym przypadku efektu monochromatyczności, Jednak jeśli zależy Ci na tym, by móc dyskretnie podczytywać ją w czasie dobranocki, to pomysł faktycznie przedni!
UsuńWłaśnie chciałbym tę czerń przełamać czymś cieplejszym:P Pudrowym różem, fuksją, odrobiną złota, a charakterystyczna czcionka w nazwisku autorki nadałaby całości spoistości :D
UsuńPoddaję się:D Zwłaszcza, że nie mogę wyobrazić sobie bardziej naturalnego tła dla kucyków, którymi małe dziecinne rączki niewątpliwie zdobią wnętrze Twojego domu.
UsuńPogrążam się po prostu w oceanie kobiecości i kucykowatości:P Tylko Steel jako tło, li i jedynie.
UsuńNie żebym się narzucała, ale jakbyś nie chciał tak zupełnie utonąć, to daj znać - rzucę
Usuń"W pustyni i w puszczy"; uchwycisz się któregoś drzewa i może nie pójdziesz na dno?:P
Spokojnie, mam przygotowaną tratwę z dzieł wybranych Reymonta :P
UsuńMyślisz, że na ziemi obiecanej nie będzie kucyków? No nie wiem:P
UsuńSam zaokrętuję jednego kucyka, żeby nie przeżyć szoku z powodu nagłego odkucykowania.
UsuńJak mówi stare przysłowie: każdy ma takiego Piętaszka, na jakiego zasłużył:P
UsuńW ekstremalnej sytuacji kucyk może dostarczyć wysokobiałkowego pożywienia:P
UsuńNie chcę Cię martwić, ale w tych są wyłącznie cukry proste i złożone:P
UsuńNie będę wybrzydzał :D
UsuńWybrzydzanie to jedno, ale mam nadzieję że ocean nie będzie zbyt wzburzony, bowiem od tak pustych kalorii sił Ci raczej nie przybędzie:(
UsuńSpalę zapasy:P Byle się udało dopłynąć za furtkę, dalej sobie poradzę :D
UsuńDoświadczenie życiowe nauczyło mnie, by nigdy nie wątpić (a przynajmniej nie głośno) w to, czy mężczyzna sobie poradzi. Powodowana więc wyłącznie głęboką troską, zapytam jeszcze tylko czy pamiętasz o grasujących na oceanie kobiecości syrenkach?:P
UsuńSyrenki są passe, ale jeśli się jakaś trafi, to wystarczy uszy zatkać :P
UsuńOczywiście i bez wątpienia lepiej ode mnie wiesz, co jest passe, co zaś nie (tego też zdołałam się nauczyć przez wiele lat ciężkiej pracy:P), jednak rozważ proszę, czy aby przypadkiem najbardziej na topie nie jest teraz przypadkiem to?. A przecież - czego możemy dowiedzieć się ostatnio z mediów - gdy mamy do czynienia z okultyzmem i potworami, zwykłe zatkanie uszu może nie pomóc:(
UsuńMonstery jeszcze do naszej wsi nie zawitały, chwilowo dzieci demoralizuje jedynie Hello Kitty :P
UsuńHello Kitty na oceanie wydaje się być stosunkowo niegroźna, ale z drugiej strony, po demoralizujących kociakach można spodziewać się wszystkiego!:P
UsuńWszystko może zdemoralizować samotnego rozbitka na tratwie, jakby mu mało kłopotów było :(
UsuńTemat jakby na topie, ale nie idźmy tą drogą, proszę!
UsuńJasne, jasne :P
UsuńW zamian mogę opowiedzieć jak mi dzisiaj w robocie sufit spadł na głowę. I nie jest to przenośnia:(
UsuńDawaj z detalami.
UsuńZ detalami nie mogę, bo będę musiała co drugie słowo kropkować. Jak teraz o tym pomyślę, to w sumie nuda: siedzę, pracuję, a tu sru! I koniec. Tyle że dużo kurzu, nie mam już swojego pokoju, komputer kaszle, a ja wpadnę w alkoholizm:(
UsuńTo współczuję. I tak cały sufit? U nas jest z takich badziewnych kasetonów i cóś takiego spadło centralnie na moje biurko, na szczęście w weekend, bo pewnie też bym wpadł w alkoholizm.
UsuńNie, no cały to nie. Ale wystarczająco duży kawałek, abym mogła powiedzieć do panów robotników na górze... Niestety, nie mogę napisać, co im powiedziałam, bo tu dzieci zaglądają. Ale dużo im mówiłam. I głośno bardzo:P
UsuńZ grubsza wiem, co mogłaś powiedzieć. Każdy powiedziałby to samo:P
UsuńPoniewczasie pomyślałam, że zaprzepaściłam niepowtarzalną okazję oddania hołdu Joannie Chmielewskiej. Ale naprawdę nie miałam głowy do tych wszystkich w galaktykę kopanych i drutem kolczastym ganianych mord. Ot, prostaczka, a nie finezyjna pierwsza dama polskiego kryminału!:P
UsuńZapisz sobie odpowiednią wiązankę na kartce i odłóż do następnego razu. Na pewno się nie zmarnuje, jeśli nie przy okazji sufitu, to jakiejkolwiek innej :D
UsuńNiestety, teoria nie idzie w parze z praktyką. Wiązankę wykułam na blachę już jakiś czas temu, ale w dramatycznych chwilach nijak nie chce się cisnąć na usta:(
UsuńTo przez brak treningu. Każ się mężowi albo dzieciom wyrywać ze snu w środku nocy i wtedy próbuj recytować wiązankę. Po paru powtórzeniach nic Cię nie zaskoczy:D
UsuńPo paru powtórzeniach, to nie będę miała męża i dzieci. Albo oni żony i matki, wszystko jedno. Umówmy się więc, że zostanę prostaczką.
UsuńNo jak sobie wolisz:P
UsuńSięgnij kiedyś po "Lawinię", powinna Ci się spodobać.
OdpowiedzUsuńhttp://mcagnes.blogspot.com/2009/11/lawinia-ursula-le-guin.html
Dzięki za podpowiedź, może kiedyś się uda. I - uf! - jak to dobrze, że nie trzeba znać Eneidy:)
UsuńMoje lico pokryło się rumieńcem wstydu bo nie znam twórczości tej Pani...
OdpowiedzUsuńNo, ja także do znawców się nie zaliczam, więc spokojnie, ostudź lico!:)
Usuń