Kiedy
byłam dzieckiem, żyłam w szczęśliwym świecie prawie pozbawionym nachalnych i
natarczywych reklam.
Pewnie
dlatego do dziś wspominam jak wielkie wydarzenie pojawienie się w polskiej
telewizji pierwszej reklamy. Kołysząc się w rytm „La Cucharachy ”, z oszołomieniem śledziłam mrożący
krew w żyłach film o tym, że straszne karaluchy czają się wszędzie i tylko
dzięki „Prusakolepowi” możemy ich się pozbyć.
Kompletnie
nie pamiętam natomiast reklam prasowych z tego czasu. Nic w tym dziwnego,
bowiem zdaje się, że jeszcze wtedy nie uważano dzieci za najlepszą z handlowych
dźwigni.
Piszę o tym dlatego, że niedawno odnalazłam w domu pojedyncze numery kupowanego
onegdaj przez moich dziadków miesięcznika „Ty i ja”.
O
samym miesięczniku można by długo, jednak tym razem odczuwam nieodpartą
potrzebę podzielenia się fragmentem zawartości numeru 117, który ukazał się w
styczniu 1970 roku.
Poza pięćdziesięcioma pięcioma stronami dość ambitnych i poświęconych przede wszystkim kulturze tekstów, znajduje się tam bowiem sporej wielkości
reklama.
Reklama,
która wstrząsnęła mną niczym zachęta do kupna „Prusakolepu”.
Nie
chodzi tu przy tym o wyszukaną grafikę, choć zestawienie kwiatków z pralką typu
„Frania” można uznać za cokolwiek
intrygujące.
Nie
chodzi też o to, że dzisiejsze reklamy prasowe dotyczą przede wszystkim
produktów zbytkownych, a niekiedy wręcz luksusowych, podczas gdy ta namawia do
zakupu czegoś, czego posiadanie w dzisiejszych czasach jest już oczywiste.
Rzecz
przede wszystkim w finezyjnym tekście. Tekście, który zarówno odwołuje się
do erudycji przeciętnej gospodyni domowej (czy w dzisiejszych czasach ktoś
zawraca sobie głowę wiedzą na temat tego kim była Madame Sans Gêne?), wykazuje
się specyficznym poczuciem humoru, jak i kładzie nacisk na
praktyczność i oszczędność.
Firma
„ELDOM” istnieje nadal, niestety – jak sprawdziłam – nie produkuje już pralek, zwłaszcza takich typu „Frania”. Niewykluczone jednak, że – w ramach
wyrażania swojego szacunku za reklamę sprzed czterdziestu czterech lat – czym prędzej
zaopatrzę się w cokolwiek innego z ich aktualnej oferty.
Rozkoszne:) A bywały i takie reklamy: http://www.youtube.com/watch?v=zIQhZ0EEPHg
OdpowiedzUsuńMyślisz, że to reklama, a nie spontaniczna i z głębi serca płynąca chęć podzielenia się zachwytem nad polską myślą techniczną?:) W dzisiejszych czasach taka reklama by jednak nie przeszła - zdecydowanie za długa, kto by się umiał skupić aż przez trzy minuty, daj spokój. Już lepiej poczytać o Napoleonie:P
UsuńJeśli nie jest to reklama, to na pewno product placement :P Płynący z zachwytu nad polską myślą. Oraz z honorarium od producenta :P
UsuńProduct placement jak nic!:) A ta pani w żółtej bluzeczce, to nawet robi parę razy placement na ziemi. Nie jestem tylko pewna, czy to dobra zachęta do kupna wueski, skoro widać że narowista:(
UsuńAle zrywność to zaleta u motoru, a jeśli wskutek tej zrywności jakaś pani robi placement na trawie, to już w ogóle:P
UsuńFakt:) Choć mówiąc szczerze, to bardziej wyglądało na sierotowatą panią niż na zrywny motor.
UsuńMoże pan kierowca motocykla lubiał sierotowate? Bo bał się tym bardziej energicznych :P
UsuńTa pani, którą mam na myśli, sama kierowała motorem. Z drugiej strony można to odebrać jako przekaz podprogowy: jeśli nie chcesz, aby baba ruszała twój motor, kup wueskę!:P
UsuńA to pardą:P Kup wueskę babie? To lepiej chyba skuter.
UsuńMiałam na myśli to, że ruszy parę razy, poobija się i zostawi sprzęt w spokoju. A ze skuterów to w tamtych czasach chyba tylko Osy były - też wredne bestie:(
UsuńMógłby facet sam babę przewieźć po wybojach, a potem wywrotka:P Koleżanka oblatana motoryzacyjnie, bo ja to się nawet na komarze nie nauczyłem jeździć :)
UsuńKoleżanka nie miała innego wyjścia. Własny ojciec poderwał moją matkę na motor, ja sama w wieku lat ośmiu zaliczyłam pierwsze oparzenie o rurę wydechową emzetki, a z własnym mężem (wówczas jeszcze nie-mężem) jeździłam na stare lotnisko oglądać, jak ścigają się samobójcy na ścigaczach. Teraz się ustabilizowałam motoryzacyjnie, ale przyjemnym chopperkiem nadal bym nie wzgardziła:P
UsuńO rurę to i ja się oparzyłem w podobnym wieku, chociaż nie wiem, jaki motocykl miał ojciec;P
UsuńW takim razie dla mnie jest piosenka o WSK, a dla Ciebie reklama Frani!:P
UsuńNie ma sprawy, uwielbiałem kręcić wyżymaczką :P
UsuńWnoszę z tego, że już dawno pogrzebałeś nadzieje na romans przy balii?:P
UsuńOczywiście :D Poza tym bez względu na wielkość balii chyba romansuje się w niej nie bardzo wygodnie :D
UsuńNapoleonowi z uwagi na wzrost było chyba wszystko jedno, ale w innych przypadkach faktycznie lepiej zwracać uwagę na przyimki: "przy" balii, nie zaś "w" balii:P
UsuńW mojej łazience po wstawieniu balii byłoby chyba więcej miejsca W balii niż PRZY :P
UsuńWynieś z łazienki oba nocniki, a natychmiast powiększy Ci się przestrzeń romansowa:)
UsuńPrędzej usunięcie wanny pozwoliłoby rozwinąć romansowe skrzydła :)
UsuńTą drogą bym nie podążała, chyba że wyniesiesz balię na świeże powietrze; wówczas może wywietrzeją zapachy powstałe z uwagi na brak wanny.
UsuńWynieść mogę, ale tak romansować na oczach sąsiadów?
UsuńFaktycznie:( Może choć lufcik uchyl?
UsuńPo prostu nie wniosę balii do łazienki i wszystko będzie git.
UsuńNie wiem czy na Twoich studiach była logika, ale na moich i owszem. Nie mam złudzeń co do tego, że gdyby wystawiać nam z tego przedmiotu oceny, opierając się o treść wyżej zamieszczonych wypowiedzi, odmówiono by nam nawet prawa do poprawki, od razu kierując na egzamin komisyjny:(
UsuńChyba widać, że nie było?
UsuńDzięki tej błyskotliwej odpowiedzi, komisja postanowiła przyznać Ci jednak prawo do zwykłej poprawki:P
UsuńSzczerość popłaca :)
UsuńZazwyczaj i z reguły, ale czasem lepiej nieszczerze coś wyżąć.
UsuńDysputa o wueskach, a mnie nie ma? Zajrzę wieczorem i popiszę :D
UsuńZajrzyj, zajrzyj, choć na temat wuesek nie mam już wiele więcej do powiedzenia:(
UsuńFrania służyła u nas długie lata. A co miałem przygód na wuesce, to głowa mała, ale to nie do opowiadania w necie :P A sprzęt to był zacny i do naprawienia na przysłowiową kropelkę :)
UsuńAle żeś popisał, ho, ho! Szykujesz grunt pod sukces wydawniczy własnych wspomnień pt. "Bazyl i jego wueska"?:P
UsuńUwierz, że byłaby to na wskroś męska proza. Może kiedyś będzie Ci dane posłuchać :P
UsuńWłaśnie skończyłam oglądać drugi odcinek "Detektywa", więc męskich klimatów mam chwilowo aż nadto. W każdym razie zrozumiałam: grunt jest nie pod książkę, a pod spotkanie. Obawiam się jednak, że kiedy już ewentualnie do niego dojdzie, oboje będziemy mieli taką sklerozę, że zapomnimy co mieliśmy sobie opowiedzieć:(
UsuńA ja sobie podglądam drugi sezon "Breaking Bad", ale z racji tego, że przez ostatnie 48h byliśmy z całą miejscowością unplugged, to utknąłem. I proszę mi się nie wykręcać sklerozą. Ponoć im człowiek bardziej leciwy, tym mu dalej wstecz pamięć sięga. Będzie jak znalazł :P
UsuńZasadniczo nie oglądam niczego, a na "Detektywa" skusiłam się z przyczyn - jakby to ująć - pozamerytorycznych:) Jest niezły, choć z pewnością nie poprawia samopoczucia.
UsuńBycia unplugged w tych warunkach nie zazdroszczę; nie wiem jak u Was, ale u nas łączyłoby się to także z koniecznością siedzenia w zimnym mieszkaniu, brr! Ale - patrząc na to z Twojego, dalekosiężnego punktu widzenia - tego rodzaju przeżycie będzie jak znalazł za 40 lat: wnuki będą słuchać jak urzeczone jak to dziadek Bazyl z mrozem walczył!:P
Wydaje mi się, że dorastałam kolo lodówki Eldomu.;)
OdpowiedzUsuńCzyjego autorstwa jest okładka? Podobny styl plakatów był chyba kiedyś b. popularny, pamiętam podobne z dzieciństwa
Zazdroszczę wspomnień; ja nie zostałabym pozytywnie zlustrowana, bowiem zdecydowanie i na pewno wzrastałam obok lodówki "Mińsk":(
UsuńNiestety, autorstwo okładki pozostaje tajemnicą. Tak jak cały numer zredagowało "kolegium", tak i - w ogólny sposób - "opracowali go graficznie: E. Strzałecka i B. Żochowski".
Najwyraźniej gorączka sobotniej nocy mi zaszkodziła. Właśnie rzuciłam okiem na samą okładkę, gdzie - fakt, że małym druczkiem i baaardzo z boku stoi: Leszek Ołdak:)
UsuńDzięki. Pana co prawda nie kojarzę z nazwiska, ale kilka innych jego prac znalezionych w sieci chyba kiedyś widziałam.
UsuńMińsk widywałam u znajomych, dosyć często. U mnie nastroje w domu były zbyt antyradziecke, żeby codziennie patrzeć na logo pisane cyrylicą.;)
Mi niestety nazwisko z niczym się nie kojarzy, ale okładka bardzo charakterystyczna. Szkoda że teraz w zasadzie cała prasa poszła w fotografię, porzucając grafikę. Jako wyjątki kojarzą mi się tylko dodatki do "Polityki" i "Tygodnik Powszechny", ale niewykluczone że za mało się na tym skupiam i takich rodzynków jest więcej.
UsuńU nas nikt nie zwracał uwagi na cyrylicę; istotne było to, czy dobrze chłodzi i ile do niej wlezie:P
Jako typowa blondynka palę kawały i nie potrafiłam opowiedzieć ani jednego do czasu, kiedy usłyszałam poniższy będący reklamą radzieckiej pralki Wiatka. Z góry przepraszam za użycie brzydkiego słówka :(
OdpowiedzUsuńW telewizji ukazuje się sielski widoczek, płynie strumyk, kwiatki kwitną, ptaszki śpiewają, piękna krasawica pochylona nad wodą pierze bieliznę przy użyciu tary. Wtem z tyłu pojawia się kozak, łapie dziewczynę i zaczyna używać. Krasawica krzyczy- oj pierdolą, pierdolą....
Na czym pojawia się uśmiechnięta twarz spikerki telewizyjnej, która słodko informuje ... pierdolą i pierdolić nie przestaną, dopóki nie kupisz pralki automatycznej Wiatka.
No cóż - nie była to reklama subtelna, ani skierowana do oczytanej pani domu, ale za to powszechnie zrozumiana.
Mam niejasne wrażenie, że patent z tego dowcipu był wykorzystywany wielokrotnie i przy wszystkich nadarzających się okazjach, niekoniecznie związanych z pralkami.
UsuńWiatki w mojej rodzinie nie było, miała ją natomiast sąsiadka i nie była z tego powodu specjalnie zadowolona. Często się psuła, niestety. Wnioski niech każdy wyciągnie sam.
Czyli reklama, jak zwykle prawdy nie mówiła. My natomiast mieliśmy Franię, co do której nie pamiętam, aby mama narzekała, więc może spisywała się lepiej od Wiatki. Patent rzeczywiście mógł być wykorzystywany i do innego asortymentu, choć ja słyszałam jedynie tę wersję.
UsuńWiatka to chyba późniejszy wynalazek; ja w każdym razie pamiętam ją jako objawienie z mniej więcej połowy lat osiemdziesiątych, kiedy to w naszym domu stała już dumnie pralka Polar:)
UsuńRzeczywiście, reklama subtelna i taka niedzisiejsza. W dodatku jest w niej akcent perwersji: pralki były towarem luksusowym i chyba stało się po nie w kolejce, więc prasowa zachęta poniekąd zbyteczna, aczkolwiek miła oku.
OdpowiedzUsuńA propos reklam i finezyjności, której ubywa, mam duże (kilkumiesięczne) zaległości telewizyjne i dopiero wczoraj widziałam na YouTube nową reklamę pewnej telefonii z udziałem Mumio. Ręce mi opadły. Po prostu chciało mi się wyć na wspomnienie tych pierwszych reklam innej sieci, z kopytkiem, etc, w których występowali. Ta nowa jest moim zdaniem koszmarna. :(
No właśnie zastanawiam się, jak to było w roku 1970, bo później to wiadomo. Podejrzewam, że wówczas mogło chodzić o podjęcie pierwszych działań zmierzających do poinformowania społeczeństwa, że w ogóle można prać inaczej niż ręcznie. Żeby wygenerować kolejki, trzeba najpierw przekonać ludzi, że warto w nich stanąć:)
UsuńMoje zaległości telewizyjne sięgają kilku lat. W ubiegłym tygodniu zaczęłam wprawdzie oglądać pewien serial, ale z uwagi na to, iż jest on emitowany w kanale płatnym, nie miałam możliwości obejrzenia ani kawałka reklamy. I specjalnie nie żałuję. Rzuciłam okiem na to coś, o co mogło Ci chodzić - faktycznie finezji nie ma tam zbyt wiele, ale mam też wrażenie, że tak naprawdę tylko kilka pierwszych "starych" reklam z udziałem tego kabaretu było naprawdę śmiesznych i świeżych, a potem było coraz bardziej dziwnie.
Bardzo ciekawy wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń