Kiedy
miałam mniej więcej dziesięć lat, jak każde dziecko snułam wizje dotyczące mnie w przyszłości. Cezury nie stanowił jednak wiek
dwudziestu czy osiemnastu lat, ale rok 2000.
Miałam
być już wtedy zupełnie i bardzo dorosła.
Kiedy
miałam dziesięć, a pewnie nawet i mniej lat, strzygłam uszami na prawo i lewo,
usiłując jak najlepiej rozeznać się w wielkim i mało jeszcze mi znanym świecie.
Do dziś pamiętam, jak podczas jakiejś imprezy rodzinnej wlazłam z płaczem pod
stół biesiadny, gdzie chlipałam w czyjąś nogawkę, przeżywając zasłyszaną
właśnie w telewizji informację o wyścigu zbrojeń.
źródło zdjęcia |
Bardzo
dobrze pamiętam też dzień, w którym katastrofie uległ wahadłowiec „Challenger”;
film z jego krótkiej podróży śnił mi się przez szereg kolejnych nocy.
Pierwszy (a potem i drugi) etap reformy gospodarczej, Ronald Reagan i nasz kochany przywódca Leonid Breżniew (ileż to łez
wylałam podczas telewizyjnej transmisji z jego pogrzebu!) – oto ówcześni
bohaterowie mojej wyobraźni.
źródło zdjęcia |
Kiedy
miałam mniej więcej dziesięć lat, wydawałam się sobie niezwykle mądra i od wszystkich oczekiwałam tego samego. Bulwersowałam się okropnie,
słysząc doniesienia o tym, że oto ten i ów, mieszkaniec takich na przykład
Stanów Zjednoczonych (wiadomo, imperialiści!), nie wie, gdzie leży Polska. No
doprawdy, jak można tego nie wiedzieć! – mamrotałam pod nosem, przyłączając się natychmiast
całym sercem do bojkotu olimpiady w Los Angeles i głaszcząc przed zaśnięciem wiszącą
przy moim łóżku makatkę z misiem Miszką, maskotką olimpiady w Moskwie.
Bohater powieści Alaina Mabanckou, Michel, ma mniej więcej dziesięć lat, gumowe ucho i bardzo sprecyzowaną wizję tego, co się wydarzy, gdy będzie miał dwadzieścia lat.
Mieszka
w Kongu, w roku 1979, i z całą pewnością nie wie, gdzie leży Polska. Wie za to
sporo o Francji, jej kulturze i politykach, a jeszcze więcej o
szachu Iranu i Idim Aminie Dadzie. Jego tok myślenia dla
dorosłego czytelnika może być szokujący, ale tylko do momentu, w którym nie przypomni sobie, jak to było,
gdy sam miał dziesięć lat.
Opowiadając
o szkole i najlepszym uczniu w swojej klasie, Michel na jednym wydechu mówi, że „Kiedy nauczyciel zadaje
pytanie, Adriano ma już gotową odpowiedź, jakby śnił o niej całą noc, dokładnie
jak zbrodniarz Idi Amin Dada, któremu się przyśniło, co zrobi z Azjatami.”
Poglądy
na politykę ma niezwykle sprecyzowane i niewątpliwie dziwnym tylko trafem
podobne do poglądów najważniejszej osoby w jego rodzinie, bogatego wujka René.
„Nasz prezydent wszystko zrozumiał i dlatego
sam postanowił zostać premierem, ministrem obrony i przewodniczącym Kongijskiej
Partii Pracy. Jeśli postanowił zostać też przewodniczącym KPP, to dlatego że,
jak powtarza wujek René, by zostać prezydentem republiki, trzeba być najpierw
szefem KPP, to dziecinnie proste. To właśnie KPP wybiera prezydenta, bo my nie
zamierzamy tracić czasu na wybory jak ludzie w Europie, gdzie się każe nawet
ludowi wybierać, kto będzie prezydentem republiki. I to ma być poważne
podejście do sprawy, hę? Nie będziemy przecież kazali ludziom wybierać
prezydenta! A co się stanie, jeśli się pomylą, hę? Kraj mógłby upaść. A
członkowie KPP nigdy się nie pomylili. Więc to normalne, że oni wybierają nam
prezydenta republiki.”
Jest
przy tym wrażliwy i ambitny. Kocha zarówno swoich rodziców (a ma nie jedną,
lecz dwie matki – dwie żony mężczyzny, którego uważa za ojca, lecz który nie
jest nim w rzeczywistości), jak i siostrę najlepszego przyjaciela, Karolinę, z
którą będzie miał dwójkę dzieci, czerwony samochód oraz białego psa. Chciałby
być dobrym uczniem i przeczytać kiedyś wszystkie książki Marcela Pagnola.
Chciałby znaleźć klucz do brzucha swojej mamy Pauliny, dzięki któremu będzie
mogła urodzić kolejne dziecko. Choć zdarza mu się
chodzić boso, a jego matka zarabia na życie sprzedając najpierw orzeszki ziemne
na lokalnym targu, a potem wożąc do stolicy kraju kiście bananów prosto z
buszu, w zasadzie nie ma większych pragnień materialnych. Ważniejsze jest co innego.
„Chcę robić w życiu wszystko. Chcę być
aktorem filmowym, żeby całować hinduskie aktorki, chcę być prezydentem
republiki, żeby wygłaszać długie przemówienia na Stadionie Rewolucji i napisać
książkę o mojej odważnej walce z wrogami narodu, chcę być taksówkarzem, żeby
nie chodzić w południe po rozpalonym asfalcie, chcę być dyrektorem portu
morskiego w Pointe-Noire, żeby za darmo brać rzeczy przysłane z Europy, chcę
być weterynarzem, tylko nie rolnikiem, z powodu wuja René, który chce ze mnie zrobić
rolnika. Chciałbym też pisać wiersze dla Karoliny. Mówię jej to, ona się
uśmiecha, przypomina mi, że życie jest za krótkie, żeby dało się zrobić wszystko. Trzeba robić tylko niektóre
rzeczy, ale robić je dobrze.”
To
piękna i pogodna książka.
Pozwala
przypomnieć sobie dawno już minione czasy i marzenia. Europejczykom może jednak niekiedy dawać niezłego kopa w tyłek. Tak bardzo jesteśmy przyzwyczajeni do naszego punktu
widzenia, że odwrócenie perspektywy, choć od dawna oczywiste, momentami mocno zaskakuje.
„Najinteligentniejszy uczeń w naszej klasie
nazywa się Adriano i pochodzi z Angoli. Ma bardzo jasną skórę, bo kiedyś w jego
rodzinie kobiety miewały dzieci z Portugalczykami. Dlatego już mu nie dokuczamy
z powodu koloru skóry, bo to nie jego wina, tylko Portugalczyków, że nie jest
tak samo czarny jak my.”
I
tylko teraz tak bardzo mi żal, że już dawno skończyłam dwadzieścia lat.
Za
możliwość przeniesienia się do Konga bardzo serdecznie dziękuję Bazylowi!
Alain
Mabanckou „Jutro skończę dwadzieścia lat”, przełożył Jacek Giszczak.
Wydawnictwo Karakter, Kraków 2012.
Mnie też przerażał wyścig zbrojeń i plansze w Dzienniku pokazujące, jak rakiety z tego złego RFNu trafiają prosto w Warszawę :( Czy my przypadkiem nie mieliśmy przechlapane?
OdpowiedzUsuńZa to miałem uboższe plany na przyszłość niż Michel: chciałem być lekarzem albo nauczycielem (to się na chwilę spełniło), chociaż najlepiej wychodziło mi prowadzenie warzywniaka na schodach naszej kamienicy :P
Można by zapierać się zadnimi łapami i twierdzić, że nikt nie miał bardziej przechlapane niż my, ale obawiam się, że obrona tego stanowiska może się okazać na dłuższą metę zbyt wyczerpująca:)
UsuńJa chciałam być ekspedientką (wtedy to słowo było bardzo popularne), koniecznie taką pracującą w SAMie:P Też się spełniło, łącznie z samem, ba! z luksusowym samem, bowiem miał wydzielone stanowisko monopolowe z własną kasą! Warto mieć marzenia, nie?:P
Mnie się sprawdził ten cholerny nauczyciel, ale zdecydowanie bardziej od szkoły wolałem magazyn wyrobów betonowych :P
UsuńNo dobra, wiem, że dziesięciolatki w innych stronach świata miały bardziej przechlapane.
Ale własną kasą na monopolowym przebiłaś wszystko !
UsuńMagazyn wyrobów betonowych? Ho, ho! A myślałam, że taka praca musi ciążyć.
UsuńTeż byłam z siebie bardzo dumna. Ta praca miała poza tym jeszcze inne plusy: pracowałam np. w dniu 1 stycznia 1995r., czyli w pierwszym dniu po denominacji. Ach, cóż to były za emocje! Teraz takich nie uświadczysz!:P
Od ładowania tych betonów byli inni, ja tylko stemplowałem kwity :PP
UsuńNo tak, emocje po denominacji musiały być wielkie, prawie Ci zazdroszczę.
Znaczy się, byłeś prawie jak kolega kierownik:P
UsuńCzego jak czego, ale emocji ta praca dostarczała wiele. Kiedyś, na stare lata, z pewnością wspomnę ją w autobiografii i będzie to najbardziej emocjonujący jej rozdział:))
No prawie, nawet pieczątki miałem, tyle że nie imienne:) Zamiast czekać do pisania autobiografii, przekuj wspomnienia w jakąś powieść typowo kobiecą :P
UsuńKiedy, niestety, moim wspomnieniom bliżej raczej do literatury faktu (i to takiej z "Faktu") niż do literatury kobiecej:( Bo czyż fragment: "w kolejce po wino zgodnie stali inżynier Marian J. (43), bezdomny Henryk S. (55) i betoniarz Jerzy Z. (59)", może zachęcić jakąkolwiek żądną wzruszeń niewiastę?
UsuńMasz rację, napisz reportaż z elementami analizy socjologicznej :P
UsuńTo będzie dzieło, które trudno będzie zakwalifikować. Bo do jakiego gatunku najbardziej pasują elementy rozrywkowo-edukacyjne? Np. jak to kiedyś podprowadziłam pana (na oko księgowy (47)), dopytującego się o krupnik, do półki z zupkami w proszku:P
UsuńTo jest wątek o dojrzewaniu młodej pracownicy do rangi doświadczonej ekspedientki :P Przypomniał mi się serial Kobieta za ladą :D
UsuńKobieta za ladą to mimo wszystko trochę inne klimaty, choć nosiłam równie gustowny fartuszek z kołnierzykiem:)
UsuńA dojrzewałam, owszem. Pod koniec mojej samowej kariery co niektórzy klienci stoiska monopolowego mówili już do mnie "kierowniczko"!:P
No i nie szkoda rezygnować z takiej kariery? Może dziś byłabyś kierowniczką całego sklepu, albo i miała własny monopolowy na bazarku :P
UsuńNo nie wiem, zawsze przerażała mnie konieczność uczestnictwa w remamętach:P
UsuńDo remamętów mogłabyś mnie wynajmować, idealnie się nadaję do takiej roboty, potrafiłem wyśledzić każdy błąd w stanach magazynowych :P
UsuńZ punktu widzenia kierowniczki sklepu to chyba nie jest najbardziej pożądana umiejętność:P
UsuńNasz klient - nasz per pan :P Umiem znaleźć, to umiałbym i zgubić, wszystko zależnie od zamówienia :D
UsuńA, to już lepiej:P Ale nie wiem, czy teraz byłabym w stanie podołać intelektualnie. Wtedy było wino "Wisienka", "Malinka" i "Byk", a teraz tyle się tego namnożyło, że jak tu to spamiętać? I - co najważniejsze - jak dobrze klientowi doradzić???
UsuńKlienci w tej branży dalej nieskomplikowani: "pani poda te ćwiarteczkę" albo "trzeba mi czegoś na elegancki prezent dla szwagra". Od razu wiadomo, na którą półkę sięgać.
UsuńO kochany, zdziwiłbyś się! (podejrzewam, że wśród prawdziwych koneserów niewiele się zmieniło) Niejeden rzekomy znawca szybciej wybierze czerwone wino za sto parę złotych, niźli pan Kaziu w bereciku rozważy za i przeciw ("nie dawaj mi tylko "Wisienki", kierowniczko, bo strasznie śmierdzi!")
UsuńTo w naszym wiejskim samie klientela mniej wybiórna, u was miazmaty zdegenerowanego Zachodu silniejsze widać.
UsuńMoże być to prawdą. Nawet mój sąsiad menel, jak jest przy kasie, to nie idzie po prostu po wódkę/wino/piwo (niepotrzebne skreślić, o, przepraszam, nic tu nie jest niepotrzebne), gdy mu zbraknie, o nie! On, mój drogi, jedzie w dwie strony taksówką, o!
UsuńDe-ka-den-cja, zgroza i upadek cywilizacji!
UsuńTeż mu to mówiłam, ale przestał rozumieć już przy przecinku.
UsuńZa szybko pewnie mówiłaś i niedrukowanymi literami:P Może musisz mu to na drzwiach napisać?
UsuńJakby dało się w tym zdaniu zmieścić słowo "Pogoń", to byłyby szanse że chociaż tyle przeczyta ze zrozumieniem. No, ewentualnie "policja" też wchodziłaby w grę. Czarno to widzę, może niech już jeździ tymi taksówkami, co?
UsuńA niech jeździ, czy ja mu żałuję? :D
UsuńTy nie, ale ci, których okrada, pewnie mieliby coś przeciwko. Na moje szczęście przestrzega jednak staromodnych zasad i u siebie nie kradnie. Dżentelmen, panie.
UsuńStara szkoła, coraz mniej takich :P
UsuńTeż to sobie powtarzam za każdym razem, gdy zasypia na mojej wycieraczce.
Usuńmusisz kupić mniejszą i mniej wygodną, drucianą najlepiej :P
UsuńNie da rady, wycieraczki dopasowuję do pory roku. Teraz mam taką z bałwankami:P
UsuńPostaraj się o bałwanki z drutu. Kolczastego :P
UsuńNo nie wiem. Zawsze przecież mogę ominąć sąsiada o poranku (tym bardziej, że nie zwykł chrapać), a jak potraktuję go drutem, gotów zmienić zasady:(
UsuńNo fakt, mógłby zacząć chrapać albo i gorsze rzeczy robić na tej wycieraczce :P
UsuńSam widzisz. A poza tym nawet nie wiesz, jak ubogacam się socjologicznie (że o ubogacaniu słownictwa nie wspomnę!).
UsuńCzyli studiowanie marginesu sprawia Ci nie tylko przyjemność, ale i rozwija :D
UsuńJeśli chodzi o Twoją wypowiedź, nieco przekroczyłeś dopuszczalny margines błędu, ale - obawiając się, co możesz napisać w następnym komentarzu - ostatecznie przyznam, że z grubsza tak się to przedstawia:P
UsuńCzyli właściwie sąsiedztwo Ci odpowiada i marudzisz wyłącznie dla pro formy :D
UsuńRaczej kieruję się sentymentem. Ilekroć się zdenerwuję, zerkam bowiem na czarno-białe zdjęcie, na którym on jest chłopcem lat cztery o twarzy okolonej burzą loczków, ja zaś rocznym dziewczęciem o błękitnych oczkach i trzymamy się grzecznie za rączki, patrząc z uśmiechem w obiektyw:P
UsuńO rany:P No to faktycznie grzech byłoby go eksmitować z tej wycieraczki, może on też tak z sentymentu sypia właśnie na Twojej?
UsuńNiestety, podejrzewam że tak odległe wspomnienia zatarły się już w jego pamięci, czy - dokładniej rzecz ujmując - zostały wyżarte:(
UsuńPodaruj mu koszulkę z tym zdjęciem; chyba że nie zależy Ci na wskrzeszaniu sentymentów :P
UsuńZapewniam Cię, że jeśli chodzi o widoki miłe memu sercu, to widok mojej twarzy na jego torsie nie plasuje się nawet w pierwszej pięćsetce!
UsuńTo chociaż reprodukcję mu daj w skromnej ramce drewnianej, postawi sobie przy barłogu :D
UsuńWidzę, że dobrze operujesz fachowym słownictwem. Barłóg, nora, melina, tylko ta drewniana ramka jakoś nie pasuje:(
UsuńNiestety nie mam pojęcia, jakie ramki się wyrabia w więziennych warsztatach :(
UsuńJa też nie, ale sądzę że najlepiej jakby były wydziargane:P
UsuńWydziargane szydełkiem?
UsuńTeoretycznie drutami też by można było robić, ale na dwie ręce, a tu potrzebna jest większa wprawa:P
UsuńPod celą się ma czas, można nabrać wprawy.
UsuńAle to podobno ja mu miałam wręczać zdjęcie w ramce? Sugerujesz, że już wkrótce będę miała więcej czasu niż dotychczas?:P
UsuńNo bo mnie zmyliłaś. Kup najtańszą drewnianą i pomaluj w jakieś odpowiednie motywy lakierem do paznokci.
UsuńPo pierwsze, przeceniasz moje zdolności manualne, a po drugie, czy wiesz, że lakier jest łatwopalny? Jak już sąsiad, utulony długim łkaniem spowodowanym silnym wzruszeniem, zaśnie w barłogu, wpatrzony w zdjęcie, to z ust z pewnością wypadnie mu niedopalony papieros. Dalej dośpiewaj sobie sam, bo ja nie jestem w stanie, cała się aż trzęsę z nerwów.
UsuńSame zgryzoty z tym sąsiadem, doprawdy. Znaczy ramka tylko metalowa, może Starszy na ZPT kiedyś wykona, będzie jak znalazł.
UsuńTaa, a ja wydziargam na niej wzór kratki:P
UsuńA potem już tylko czekaj aż wzruszony sąsiad obieca poprawę :P
UsuńJakbym nie robiła w tym biznesie, to też bym wierzyła w takie bajki.
UsuńWiecznie ten cynizm i niedowiarstwo :(
UsuńZa coś mnie w końcu lubisz, nie?:P
UsuńJasne, a sąsiada to Ci nawet współczuję :)
UsuńSąsiad jest drugim pokoleniem plagi egipskiej rzuconej na mojego dziadka za to, że romansował z sąsiadką (całkiem inną). Szkoda, że plaga okazała się tak żywotna, chyba nawet skarabeusze żyją krócej:(
UsuńTo może być klątwa typu biblijnego, do siódmego pokolenia. Tylko siarka i ogień piekielny pomogą albo potop.
UsuńNo dzięki za wsparcie, doprawdy!
UsuńAleż moje gorące myśli są wciąż przy was, doprawdy. Przy ewentualnej przeprowadzce sprawdźcie, czy aby sąsiad nie jest do was domeldowany, bo będzie jak u Barei.
UsuńPrzy okazji wejścia w życie ustawy śmieciowej starannie sprawdziłam ilość osób w lokalu. W każdym razie płynie z tej historii nauka: jeśli romansować, to w żadnym wypadku nie z sąsiadem/sąsiadką!:P
UsuńChociaż inna mądrość ludowa mówi: nie da ci ojciec, nie da ci matka, tego, co może, dać ci sąsiadka.
UsuńJak widać na moim przykładzie, jedna mądrość ludowa nie wyklucza drugiej. Moja rodzina niewątpliwie otrzymała niepowtarzalną możliwość obcowania z inną kulturą. Ani ojciec, ani matka, by mi tego nie zapewnili, o nie!
UsuńBo najbardziej o wnuczki dbają dziadkowie :P
UsuńJa może i jestem cynicznym niedowiarkiem, ale Ty wygrywasz w konkursie na złośliwca!
UsuńTo nie była celowa złośliwość, sorry.
UsuńZastanowiwszy się, mając nadto na względzie iż masz dzisiaj blogourodziny, wybaczam Ci:P
UsuńWdzięczen jestem niezmiernie.
UsuńI w ten to sposób wypracowałeś seteczkę:) To co, po pięćdziesiątce na zgodę?:P
UsuńA co masz na zagrychę? :P Polej.
UsuńPo licznych świętach w lodówce same białe niedźwiedzie:( Ale za to kadzidła i mirry dzisiaj dostatek:P
UsuńTo polej i odpal kadzidło.
UsuńNic, tylko Cię ozłocić za takie sprytne pomysły!
UsuńOkadzić :P
UsuńTo dopiero przy drugiej setce:P Aha, i mirra jest tylko na wynos!
UsuńA dużo jej masz? Bo nie wiem, czy brać torebkę po cukrze, czy taczką podjechać.
UsuńNo przestań, to towar luksusowy, gdzie mi tu się z taczką pchasz! Torebka po cukrze chyba się przetłuści, weź lepiej słoiczek po dżemie.
UsuńOk, mogę nawet na wymianę przywieźć słoik malinowego.
UsuńNie wiem czy nada się na zagrychę, ale możemy spróbować:) W każdym razie, gdyby zabrakło nam tematów do rozmowy, zawsze będzie można się wtedy skupić na wydłubywaniu pestek z zębów i liczeniu, kto wydłubał więcej.
UsuńDżem malinowy jest dobry do wszystkiego :P
UsuńDo śledzia też?
UsuńHmmm. Ale po śledziu będzie akurat.
UsuńTo ja może popatrzę.
UsuńTeż mam sentyment do Miszki. :) Z przerażeniem obejrzałam zdjęcie ze stadionu - mam nadzieję, że nie postulowano uśpienia misia, choć tak sugeruje napis?! Tak, wiem, problem leży w mojej rusycystycznej ignorancji.:)
OdpowiedzUsuńA "Jutro skończę dwadzieścia lat" zdecydowanie mam w planach! Od jakiegoś czasu obserwuję, że książka Alaina Mabanckou wywołuje entuzjazm u czytelników o różnych gustach, co zdarza się dość rzadko.
Rusycystyczna ignorancja to nie jest, skoro umiesz przeczytać cyrylicę:) Uśpienie byłoby, gdyby była mowa o "uspiochu", a jest "uspiech":PP
UsuńMi bardzo dużo czasu zajęło zarówno samo zabranie się za lekturę (cierpliwość Bazyla nie zna granic!), jak i czytanie (grudzień był ciężkim miesiące), ale nie żałuję. Opinii o niej czytałam mało (chyba tylko dwie), ale wcale się nie dziwię, że podoba się wszystkim. W końcu każdy miał kiedyś 10 lat!
Lirael: oni tam piszą "Żełaju uspiecha", czyli "życzę sukcesu" :)
UsuńZWL: no i wszystko popsułeś:(
UsuńUuuups :(
UsuńDzięki. :) Tak właśnie przypuszczałam, że to coś miłego, a nie złowieszcze pogróżki. :)
UsuńGdyby ZWL wszystkiego nie popsuł, można by jeszcze dywagować, czy nie miało być np. "Żełaju usmiecha", co nawet by pasowało do ponurych min ówczesnych towarzyszy z CCCP. Ale teraz czar prysł. Choć i tak przypuszczam, że nawet sukcesów życzyli tylko tym z bratnich sajuzów:P
UsuńGdy miałam dziesięć lat może już nie było tak "kolorowo", Niemcy powoli zaczynały się jednoczyć, a stacja ABC wypuściła właśnie "Miasteczko Twin Peaks" to jednak mogłabym o tym okresie w moim życiu napisać książkę.. "Jutro skończę dwadzieścia lat" czeka na półce od całkiem dawna.. Coraz więcej opinii potwierdza, że niesłusznie czeka tak długo :-)
OdpowiedzUsuńZ tego co wiem, jesteś z tego samego rocznika, co moja młodsza siostra. Różnica niby nie olbrzymia, ale ja i ona mamy całkowicie odmienne wspomnienia z dzieciństwa. Co nie oznacza, że któreś są lepsze, a któreś gorsze:P
UsuńU mnie ta książka też sporo się naczekała. Pewnie tak właśnie miało być, sama wybrała najlepszy dla siebie czas. Może u Ciebie będzie tak samo:)
Dlatego dodałam "to jednak mogłabym" ;-) Sama historia obeszła się ze mną łaskawie, życie już trochę mniej.
UsuńPodejrzewam, że właśnie tak będzie jak mówisz z tym odpowiednim momentem. Bo przyznaję, że już raz otwierałam jej stronice, ale wtedy chyba wpadł mi w oko inny tytuł i porzuciłam.. Najgorsze, że tyle tytułów człowieka rozprasza ;-)
Poza tym, co jednym nie wstrząśnie w ogóle, drugi będzie pamiętać do końca życia.
UsuńJa na razie od początku stycznia dzielnie trwam w postanowieniu chodzenia za czytelniczymi impulsami. I nic to, że przez nie czytam teraz dwie książki na raz, skoro są to tak ciekawe książki!:) Dlatego nawet tę mnogość rozproszycieli polubiłam:)
Miałam Cię pytać, kiedy pisałaś, że czeka na Ciebie powieść afrykańska, czy to nie aby ta właśnie. Bo ja też ją mam w planach- i widzę, że słusznie :) Kiedy ja miałam 10 lat, to pamiętam, że nigdy nie chciałam dorosnąć ;) chaber73
OdpowiedzUsuńW poście w zasadzie nie udało mi się za wiele o tym napisać (choć planowałam, ale wyszło jak zwykle, czyli post wybrał własne życie), ale równie fascynujące było przyglądanie się światu z perspektywy całkiem mi obcej, bo afrykańskiej. Zupełnie inna kultura, mimo silnych pokolonialnych naleciałości, inne priorytety, nawet inne jedzenie przecież. Naprawdę fajna lektura, a do tego dobrze napisana.
UsuńMoim dzieciom zdarza się już coraz częściej westchnąć, że ach, jak cudownie by było, gdyby to mogli być już dorośli! Ze wszystkich sił staram się wytłumaczyć im wtedy głupotę tego pomysłu, ale obawiam się, że ostateczny wynik tego starcia jest już z góry przesądzony:(
Mimo wszystko czuję się zachęcona do przeczytania :) A co do chęci bycia dorosłym- w niektórych, znanych mi przypadkach, ta chęć mija w miarę dorastania.Tak mniej więcej po studiach ;)
UsuńDziwna i zaskakująca koincydencja, naprawdę!:) Niektórzy niestety bardzo długo pielęgnują w sobie brak chęci bycia dorosłym (przy wydatnym udziale mamuś) - to chyba najgorsza opcja.
UsuńTo są chyba jakieś genetyczne uwarunkowania ;) Powiem szczerze, że brak chęci bycia dorosłym = brak dojrzałości, jest niepokojący (delikatnie mówiąc). Dla mnie hasło "nigdy nie dorośnij" kojarzy się z "odkrywaj świat, ciesz się drobiazgami, bądź radosny" :)
UsuńDo tego trzeba mieć chyba "wygodny" typ osobowości, co samo w sobie owszem, jest niepokojące.
UsuńA takie rozumienie niedoroślenia jak przedstawiłaś bardzo mi odpowiada! Czasem patrzę na moje dzieci z ich prostym światem i łatwością cieszenia się, i mam ochotę natychmiast zapisać się do nich na lekcje:)
Oj, są takie osoby, są...
UsuńJa się staram właśnie tak , jak opisałam nie dorosnąć, ale różnie bywa. Chociaż- mam 2,5 letnią bratanice- kiedy łapie mnie za rękę i pełna zachwytu krzyczy "pać! pać!", to ja się staram patrzeć i tez cieszyć z tego co ona widzi, bo to najczęściej jest radość z rzeczy najprostszych.A ponieważ jestem też ciocią od tarzania się po podłodze, turlania, skakania, teatrzyków, tańców oraz rysowania po wszystkim, to nie ma w moim słowniku słowa "to nie wypada". I dzięki temu moje marzenie 10-latki się poniekąd spełnia ;)
Taka ciocia to skarb! Musisz tylko jakoś spowodować, aby bratanica Ci zbytnio nie wydoroślała, bo z kim będziesz się tarzać i skakać?:)
UsuńNa szczęście ma młodszą siostrę ;) A potem pozostanie mi nadzieja, ze któraś z nich wdała się w ciocię ;)))
UsuńMatko, żeby zjechać we właściwe miejsce celem wpisania komentarza, trzeba się nieźle namęczyć!:P
UsuńPrzy dwóch sztukach szanse, że któraś odziedziczyła (w linii bocznej) ciocine skłonności, faktycznie znacznie rosną! Ja takiej cioci nie miałam niestety pod ręką, pewnie dlatego teraz przy własnych dzieciach muszę nadrobić to, że jako dziecko byłam śmiertelnie poważna. Sukienki, starannie dobrane przez mamusię, nie ułatwiały zadania, swoją drogą:(
Owszem, tez się tu nie mogłam znaleźć ;)
UsuńJa jakoś od dziecka lubiłam chodzić w spodniach,a kokardy wplecione w warkocze jakoś zawsze potrafiłam zgubić ;) Ale byłam dość spokojnym dzieckiem, takim co to siedziało w domu i książki czytało. Widocznie na stare lata mi idzie w dzikie harce -tak sobie to tłumaczę ;)
Cieszę się więc, że mimo wszystko stawiasz czoła trudnościom:)
UsuńJa od dawna wyznaję teorię, że prawidłowo funkcjonujący człowiek musi mieć w życiu także i etap szaleństwa; i w zasadzie im wcześniej, tym lepiej, bo potem trzeba dodatkowo znosić oburzenie dziwnie patrzącego otoczenia...
Cóż, u mnie się to objawiło bliżej 40ki i chyba jeszcze trochę zostanie ;) Natomiast oburzone otoczenie należy ignorować ile się da ;)
UsuńTak, ta czterdziestka coś w sobie ma, dziwne tylko, że u kobiet zmiany idą w całkiem innym kierunku niż u mężczyzn (choć oczywiście są wyjątki).
UsuńIgnorowanie oburzonego otoczenia to moja zawodowa specjalność, więc chyba nieźle rokuję:)
To w obu kwestiach zgadzamy się idealnie :)))
UsuńPatrz pani, a początki znajomości wskazywały na niezgodność charakterów:P
Usuńjak to życie lubi zaskakiwać, no widziała Pani coś takiego! ;)
UsuńBo najwyraźniej warto rozmawiać, pani kochana!:)
UsuńZawsze! ;) wymiana poglądów prowadzona w sposób kulturalny i na poziomie- bezcenne, Pani kochana!:)
UsuńBezcenne tym bardziej, że ostatnio o taką wymianę jakby cosik trudno w naszym świecie:(
UsuńKiedy miałam dziesięć lat chciałam zostać marynarką:), czyli kobiecą wersją marynarza i pływać na okrętach podwodnych. Spełniło mi choć na krótko :) rejsem (z krótkim zanurzeniem) z Gdańska na Hel. A potem już marzyłam, aby wykonywać jakiś artystyczny zawód, to niestety się nie udało. Co do zbrojeń i możliwości wybuchu wojny pamiętam, jak budziłam się zlana potem, bo śniły mi się wybuchy grzyba atomowego. Dziś tamte marzenia i tamte strachy budzą jedynie nostalgię i czułość.
OdpowiedzUsuńNo, no, to się dopiero nazywa gender pełną gębą:) Mi takie pomysły do głowy nie przychodziły, bo wprawdzie nie mam klasycznej klaustrofobii, jednak nie przepadam za długotrwałym przebywaniem w zamkniętych pomieszczeniach.
UsuńMyślę, że poczynając od naszych rodziców do nas, wszyscy jako dzieci mieliśmy podobne wojenne strachy. Naszym dzieciom i tym, którzy urodzili się poczynając od lat dziewięćdziesiątych są one chyba obce. Na całe szczęście, bo może i wspomina się je z nostalgią, ale swego czasu sporo krwi napsuły.
Do dzisiaj miło wspominam tę książkę, a na widok okładki za każdym razem robi mi się ciepło na sercu. Chyba nie sposób jej nie lubić, bo każdy znajdzie w niej kawałek siebie sprzed lat.
OdpowiedzUsuńW wieku 10 lat nie miałam raczej żadnych planów, może chciałam tylko szybko dorosnąć i "wszystko móc".;)
Jak to już swego czasu ustalono u Ciebie: okładki Karakteru są jednymi z najlepszych!:) Też myślę, że nawet jeśli - co nieuniknione - za parę lat zapomnę 90% fabuły tej książki (w najlepszym wypadku), to i tak dobre wrażenie zostanie.
UsuńO zapominaniu fabuły książek wolę już nie myśleć, lekka amnezja daje o sobie znać.;(
UsuńLekka? Na szczęście mam bloga - przeczytam sobie, co napisałam o danej książce pół roku wcześniej i co nieco mi się przypomina.
UsuńI mnie się zdaje, że blogi są naszym lekarstwem na niepamięć :)
UsuńI trzeba to sobie powtarzać za każdym razem, gdy najdą nas wątpliwości, czy aby nam się jeszcze chce i po co to w ogóle!:)
Usuńha! Kiedy miałam 10 lat, z pewnością marzyłam o jednym - o własnym pokoju, który jeszcze wtedy musiałam dzielić z bratem. A o kobietach w wieku w jaki obecnie wkroczyłam, myślałam "stare baby" . ....A, jeszcze wciąż żyłam wspomnieniami stanu wojennego, kiedy to 13 grudnia nie było dobranocki. Trauma utrzymywała się przez wiele lat...
OdpowiedzUsuńA tymczasem w Polsce w listopadzie zniesiono reglamentację cukru, Zbigniew Religa dokonał pierwszej w Polsce udanej transplantacji serca a w grudniu bracia Zielińscy pod samochodem ciężarowym uciekli z Polski do Szwecji. Nakręcono o nich potem film "300 mil do nieba".
Stan wojenny nie ruszył mnie ani trochę. W odróżnieniu od strajków w stoczni i długich ciemnych nocy, kiedy siedziałam z mamą w oknie. Ona pewnie zastanawiała się nad tym co dzieje się z tatą (wtedy to dopiero przydawałyby się telefony komórkowe), a ja przyglądałam się długim sznurom czołgów i wozów pancernych przejeżdżających obok naszego domu.
UsuńNiezłe to Twoje kalendarium - szkoda tylko, że w owym czasie nie zarejestrowałam żadnego z tych zdarzeń (a przynajmniej nie pamiętam, żebym to wówczas dostrzegła).
eee, ja też nie dostrzegłam tych wydarzeń z mego kalendarium :-) sprawdziłam w google co się działo w tym roku po prostu.
UsuńCóż my byśmy teraz, biedaki, poczęli bez wujka google'a? O ileż głupsi byśmy byli, rety, rety!:))
UsuńO tak! Wujek Google to już prawie jak członek rodziny. Wspiera w wychowaniu dzieci, uczy, przypomina. Bez niego życie byłoby zdecydowanie trudniejsze.
Usuń- Mamo, a co to jest.... ?
- Tata wam powie.
- Ale go nie ma!
- eee, to sprawdźcie w google.
ufff! :-)
No nie, no co Ty?! Tak poddawać się bez walki, a co więcej - o zgrozo! - dobrowolnie rezygnować z tytułu najmądrzejszego spośród rodziców??? Ja tam odciągam ich uwagę, a w tym czasie biegnę do komputera, szybko sprawdzam, po czym przedstawiam jako mądrość własną:P
UsuńNoo dobra, dobra... czasem też tak robię ;-) Ale i tak Młodszy zwykł mówić: Mój tato wie wszystko! Sama sobie na to zapracowałam....
UsuńNiedobrze, niedobrze. Albo odetniesz mężowi dostęp do internetu, albo poćwiczysz sprint na dystansie do komputera, tertium non datur.
UsuńJa powiem tylko, że Twój wpis wyjaśnił mi wreszcie zagadkę z kartki świątecznej (pięknie dziękuję :D ), więc skoro nie pamiętałem pożyczki sprzed chwili, to jak mogę pamiętać, co mi się w głowie roiło przed ponad ćwierćwieczem :P A Mabanckou naprawdę niezły. I fajne poczucie humoru ma :)
OdpowiedzUsuńJakże mogłeś zapomnieć? Zwłaszcza że to wszak egzemplarz z autografem i dedykacją! Przy okazji odwzajemniam podziękowania karteczkowe:)
UsuńMabanckou na zdjęciach wygląda na bardzo, bardzo fajnego gościa. Próbowałam zaglądać na jego blog; niestety poległam, albowiem nic nie rozumiem:(
Jak słyszę pytanie o to jak coś można było, to mi się zarozki przypomina scena z "Rysia" z Zofią Merle i szklaneczką whisky i odpowiedź: "O, tak!" :D Ja żałuję, że nie mogłem dłużej pogadać z autorem, choć okazja po temu była. Stoisko puste, tłumacz też na miejscu. :(
Usuń"Rysia" nie oglądałam, więc pozostanę przy prostej wierze, że Twoje skojarzenie ma sens:P A nie skorzystać z takiej okazji, to zgroza! Przelękłeś się czy co?
UsuńNie, akurat bajerzyliśmy z Kitkiem z grupką blogerów i głupio mi tak było odchodzić na dłużej niż zdobycie autografu. A trzeba było, bo blogery nie zające, a okazja na rozmowę z Mabanckou może się już nie powtórzyć :(
UsuńO matko! No cóż, każdy ma prawo do błędów. Choć - z całym szacunkiem - to frapujące, że z dwóch dużych facetów, jacy w tym czasie znajdowali się blisko siebie, to Ty budziłeś (w to nie wątpię) większe zainteresowanie:P
UsuńJeśli piszesz o autorze, to być może decydujące znaczenie miał fakt, że siedział za kontuarkiem i średnio było go widać.
UsuńOwszem, właśnie autora miałam na myśli. Wniosek dla niego na przyszłość: jeśli się promować, to tylko na stojąco!
Usuń