czwartek, 20 marca 2014

To już koniec zimy, czyli jak witano wiosnę 51 lat temu


Tak oto witała nadejście wiosny A.D. 1963 redakcja miesięcznika „Ty i Ja”.
Jak widać, radośnie, mimo pozimowego uszczerbku na zdrowiu.
Chyba że umówimy się, że zamiast kul widzimy na tym zdjęciu prototypowe kije do nordic walking, a zastępująca but kolorowa skarpeta jest nowoczesną sportową stylizacją.

Z drugiej jednak strony, doznane zimą obrażenia musiały być spore, skoro przywitano czytelników takim oto wstępem:


Zwracam przy tym uwagę na widniejącą na dole pierwszą pozycję spisu zawartości numeru. Zapowiadana siedemdziesiąta strona nie istnieje, gdyż cały numer liczy łącznie 56 stron (plus okładka).

Poza tym jednak cały numer zawiera szereg rozkosznych tekstów, przy czym – z racji minionego Dnia Kobiet – skupię się na tych poświęconych paniom.


Te mogły bowiem w marcu 1963 roku zapoznać się z szeregiem propozycji, obejmujących także kuszące stroje domowe.
Jak pisała redakcja: „przywracamy zapomnianą tradycję „białego tygodnia”, byśmy zmaltretowane fizycznie mrozami i psychicznie wydatkami karnawałowymi mogły znaleźć ukojenie w trosce o umodnienie pieleszy domowych, którym wciąż – spójrzcie na swoją bieliznę pościelową, stołową, na łazienkę – poświęcamy zbyt mało uwagi.




Nie mam pojęcia o co chodziło z „białym tygodniem”, ale prezentowana na zdjęciu błękitna podomka wydaje się niczego sobie także 51 lat później.
Pytanie tylko, czy 51 lat później istnieją kobiety, nawet niekoniecznie zmaltretowane, które mają czas, by kiedykolwiek założyć podomkę?






Tu z kolei (małoletnich uprasza się o przysłonięcie oczu!) „damskie dessous w stylu amerykańskim”. Prezentowany model „to strój łazienkowo-makijażowy, z tkaniny froté. Aktualny, bo w sklepach z lnem pojawiły się wreszcie barwne tkaniny froté z metra.

Przyznam szczerze, że jestem w kropce. Nie wiem bowiem, czy jestem tak strasznie nieromantyczna i dlatego wizja obłóczenia się we frotę z metra nie podnieca mnie ani trochę, czy też tylko podświadomie wykluczam możliwość zrobienia dobrego makijażu przez zamotaną na twarzy pomarańczową szmatę.


Prawdziwy smaczek czeka nas jednak w rubryce poświęconej listom od czytelników.

Jestem średniej tuszy i na próżno wypatruję coś tuszującego, jakiegoś modelu dla tęższych”, pisze w cytowanym przez redakcję liście czytelniczka – jak zaznacza redakcja – „z prowincji”.

Kierująca (jak sądzę) działem mody Teresa Kuczyńska odpowiada jej tak:
„(…) Polka typowa czyli statystyczna, to także stworzenie źle umalowane, o włosach zatłuszczonych, zmierzwionych, oberwanym obrębie spódnicy, o dessous – excusez-moi – zapuszczonym. Ale czy z tego wniosek, że modelki winne być takie same? Oczywiście nie, i każda z nas na to się obruszy. Modele dla tęgich, tuszujące… Czy nie lepiej wysiłki skierować na gimnastykowanie, zrezygnowanie na pewien czas z kolacji niż kombinowanie z krawcową, jak ukryć to i owo, co i tak jest fikcją, bo niczego tu ukryć się nie da, żaden ekstra model nie pomoże. Ale, konsekwentnie, powinniśmy dawać także modele dla kobiet małych, potem dla tych o krótkich szyjach itd. Jakże uwzględnić wszystkie niedoskonałości sylwetki. Pozostańmy więc przy sylwetce doskonałej, tym wzorcu. Wybór najodpowiedniejszego modelu pozostawiamy inteligencji czytelniczek.

Moja inteligencja podpowiada mi, że prezentowany na zdjęciu strój opinający idealną sylwetkę (to nie ja ucięłam tej pani twarz, to redakcja!) to fragment kolekcji dla panczenistek.
Poza tym jednak, przeżuwając ukradkiem kolację, idę czym prędzej doprowadzić do porządku moje – excusez-moi – dessous! Bo przecież właśnie przyszła wiosna!

10 komentarzy:

  1. A ja zastanawiam się, co ma zrobić kobieta mała, albo o krótkiej szyi, aby osiągnąć doskonałą sylwetkę, zwisać głową w dół z trzepaka obciążona ciężarkami. Chyba mega silna migrena spowodowała, iż nie do końca zrozumiałam intencję kierującej działem mody - czy to miał być żart, czy porada całkiem serio. A tak poza tym, to udało mi się uśmiechnąć parę razy serdecznie czytając i fragmenty miesięcznika i twoje komentarze, co przy dzisiejszej kondycji psycho -fizycznej jest sukcesem nie lada. Pani ze szmatą na głowie to chyba (choć mi się majaczy, jak mama zakładała takową na głowę) pani po trwałej ondulacji przed włożeniem sweterka przez głowę. A swoją drogą, jakże infantylne wydają się problemy naszych mam i babek sprzed 51 lat :) pościelowa bielizna i reformy, podomka i trwała. Mnie natomiast bardziej zaintrygował związek spania przy otwartym oknie po przedstawieniu Hamleta, czyżby przedstawienie okazało się miałkie czy też aktor obawiał się nieproszonych gości lub dowodów sym-anty-patii wrzucanych przez okno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym zacytowała całość nie miałabyś wątpliwości, że to było bardzo, bardzo serio. A tak musisz uwierzyć mi na słowo!
      Jeśli chodzi o migreny, przypomniało mi się, że miałam być namolna: bierz kijki i do lasu, sio! Po raz drugi w krótkim czasie musisz uwierzyć mi na słowo, ale odkąd maszeruję, głowa nie bolała mnie ani razu!
      Faktem jest, że mimo stojącej na dość wysokim intelektualnym poziomie zawartości (dialog w dziale "Uroda", poświęcony wiosennemu wypadaniu włosów, nawiązuje m.in. do "Łysej śpiewaczki" Ionesco), problemy jakie kobietom pomaga rozwiązać redakcja (albo redakcja pomaga rozwiązać kobietom, nie mam siły myśleć nad prawidłowym szykiem tego zdania) są zdecydowanie z przedgenderowej epoki.
      I niestety, wskutek srogiej zimy jaka przytrafiła się w roku 1963 już nigdy nie dowiemy się, co Holoubek miał na myśli!:(

      Usuń
    2. Dzisiaj raczej nic twoja namolność nie wskóra - zaraz wychodzę do roboty, wracam prosto do fryzjera :), a stamtąd na babskie spotkanie, które może zakończyć się .. dość późno i dość wesoło, więc kijki i lasek odpadają, ale jutro, jak tylko migrena mi pozwoli udaję się na długi spacer - od czegoś trzeba zacząć. Na serio...no tak, to nic dziwnego, że niektóre mamy nie do końca potrafią zrozumieć nasze bolączki nie dotyczące wyboru flaneli z metra, czy odpowiedniego rodzaju podomki oraz konieczności nabycia koronkowego bieżnika na ławę przy której spotykały się z innymi mamami w celu codziennego wypicia kawy i omówienia ploteczek.

      Usuń
    3. Wybrana przez Ciebie na dzisiaj forma relaksu też niczego sobie. Niestety, moje długie i wesołe spotkania z koleżankami zazwyczaj nie mają dobrego wpływu na samopoczucie nazajutrz. Ale czym jest jutro, w sytuacji gdy trzeba chwytać chwilę?!:)
      Tego rodzaju spotkania przy kawie jak opisujesz, z tego co wiem, szereg pań praktykuje nadal. Choć zamiast na koronkowym bieżniku, filiżanki stawiają raczej na maszynowej produkcji made in China.

      Usuń
  2. No nie, serca nie masz, jeszcze tyle cyferek :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz mi, mam serce wielkie i czyste, ale ostatnio spamboty strasznie w nim nabłociły!
      Obiecuję jednak, że jeśli blogger pokaże mi, że liczba wejść, które wyglądają na spambotowe spadnie do "ledwie" setki dziennie, wyłączę captche.

      Usuń
  3. Rozłożył mnie na łopatki komentarz, a raczej porada Pani z działu mody w odpowiedzi na list czytelniczki. Dzisiaj taka dyskryminacja jest niedopuszczalna, a owa kierowniczka straciłaby posadę. Momarto, odnajdujesz prawdziwe osobliwości!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście bardziej niż przejaw dyskryminacji widzę w tym swoistą troskę, objawiającą się waleniem brutalnymi prawdami między oczy. A wszystko wyłącznie w szczytnym celu: dążenia do (panczenowego?) ideału!:)
      Co nie zmienia faktu, że sugestia, iż zamiast tuszować lepiej się pogimnastykować, jest całkiem trafna:P
      A na bis jeszcze jeden fragment z tego samego felietonu: "Nie podśmiewajmy się z wiekowych Amerykanek, ubranych w zalotne kapelusiki, pastelowe suknie. Młodzieńcze, żywotne. Bo cóż mamy im do przeciwstawienia? Pięćdziesięcioletnie staruszki - popatrzcie na prowincji, nie w Warszawie - zakrywające wstydliwie łydki, z siwymi włosami, zgaszone, żyjące tylko domem. Po prostu "bez pretensji".

      Pomijając wątek pozawarszawskiej "prowincji" oraz to, że - zdaje się - wygląd to nie wszystko, to jednak coś w tym tekście daje do myślenia, nie sądzisz?

      Usuń
  4. Umodnienie pieleszy domowych, zwłaszcza bielizny pościelowej jest bez szans wobec konieczności (znowu!) ogarnięcia bałaganu w książkach.
    A co do "walenia brutalnymi prawdami między oczy" - przecież w zawoalowanej formie mamy to dziś. Dyktat mlodzieńczych "panczenistek" ma się chyba bardzo dobrze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam dokładnie takie same priorytety, przy czym z uwagi na beznadziejność walki z książkami, nie przewiduję, abym kiedykolwiek doszła do etapu umodniania bielizny pościelowej:(
      Co do dyktatu panczenistek - sprawa jest bardziej skomplikowana, moim zdaniem. Tak bardzo, że aż poświęciłam jej następny post:P

      Usuń