W
wydanej w roku 1926 książce Eugeniusza Śmiarowskiego „Mowy obrończe”,
zawierającej wybór autentycznych, wygłoszonych na salach rozpraw w latach
dwudziestych minionego wieku, mów obrońców – adwokatów, w przedmowie autor
napisał tak:
źródło zdjęcia: allegro |
„W
sali sądowej odbija się zawsze życie epoki, z jego zagadnieniami, z jego
konfliktami, z jego obliczem społecznem i moralnem; odbija się w przewodzie
sądowym, w wyrokach, wreszcie w przemówieniach stron, czy to oskarżycieli czy
obrońców. Trybuna sądowa ma jeszcze to do siebie, że pozwala ujmować
zagadnienia stawiane przez życie w oderwaniu od ich charakteru aktualnego, nie
pod kątem nastrojów doraźnych i namiętności przejściowych, a pod kątem
nieprzemijających prawd, które winne kierować życiem publicznem. Stwierdzanie i
utrwalanie tych prawd jest przedewszystkiem zadaniem sądów, których wyroki,
poza rozstrzygnięciem zagadnień jednostkowych, winny zawierać zawsze wskazania
zasadnicze, mogące stać się czynnikiem wychowawczym dla społeczeństwa. Obrońca
jest szczęśliwy, jeżeli mu jest dane być czasem współuczestnikiem, czasem
inicjatorem tej twórczej pracy sądu.”
W
kwietniu 1971 roku w magazynie „Ty i ja” opublikowano bardzo długi (mierząc
dzisiejszą miarą) zapis rozmowy Aleksandra Ziemnego z adwokatem Tadeuszem de
Virion, zaliczanym do tuzów ówczesnej warszawskiej palestry.
De
Virion mówił wówczas:
„(…)
światło pada na fakty z rozmaitych stron. I co ważniejsze, zawsze, w życiu
każdego, najgorszego bodaj potępieńca istnieje dodatkowa warstwa realiów
(schowanych najczęściej pod grubą pokrywą), które choć nie tłumaczą
wyrządzonego przezeń zła, zmniejszyć mogą ciężar jego winy. Ukazanie tej
dodatkowej warstwy oraz znalezienie pewnego szczególnego kąta spojrzenia na
osobę podsądnego – jest właśnie chwalebnym zadaniem adwokata. Dlatego jasny,
nie pozostawiający wątpliwości materiał dowodowy nie musi bynajmniej niweczyć
przekonania obrońcy o potrzebie obrony. Na odwrót, pobudza i daje pole jego
ambicji zawodowej.
(…)
Niektórzy myślą, że my, adwokaci, specjalizujemy się w przebijaniu jednego
paragrafu drugim, tak jak dziesiątkę przebija się waletem. Nieważne, że to
krzywdzące; jest to w zasadzie nieprawda. Czy wierzy pan w to, że obrona stara
się za wszelką cenę oczyścić człowieka z wszelkich plam, aby wyszedł on z sądu,
niby z pralni chemicznej? (…) Dzisiejszy adwokat musi nieraz przeciwstawiać się
amatorskiej linii obrony, jaką obmyślił sobie jego klient. Dla przykładu –
kiedy defraudant przybiera pozę człowieka czynu, omal że bohatera świata interesów.
Co się tyczy złodziei przy biurkach, to sceny skruchy z ich strony rzadko
ogląda się na sali sądowej. Oszustwo kompromituje człowieka tylko formalnie,
jest on spalony dla jednego, drugiego, piątego biura kadr. Ale w oczach
własnych, rodziny i towarzystwa uchodzi za faceta łebskiego, co dzień nowa
idea! Potknął się i wpadł w dołek, na drugi raz będzie wiedział jak go omijać.
Bardzo
trudna (...) jest obrona takich ludzi. A przecież
konieczna! Najpierw jednak trzeba z mozołem oczyszczać przedpole, wbijać w
świadomość oskarżonego, że brak poczucia infamii obraca się przeciwko niemu
samemu. Trzeba pokazać go w świetle innym, niżby sobie tego życzył. (…) Bronimy
ich bez upodobania, zapewne, ale z przekonaniem. Nie ma tu sprzeczności. Chodzi
o utrzymanie związku podsądnego ze społeczeństwem, o uniknięcie przedwczesnego
skreślenia go lub zawieszenia w normalnych prawach obywatelskich. Od precyzji
wyroku zależy więcej niż zwykło się przypuszczać; dobry adwokat wie o tym i
dlatego chce mieć pełne uczestnictwo w rozważnej pracy ustawiania i
przemieszczania ciężarków na szalach sprawiedliwości.”
Od szeregu już lat przez moje ręce
przechodzą młodzi adepci kilku różnych zawodów prawniczych - przyszli adwokaci,
sędziowie, radcowie prawni, prokuratorzy. Tylko niektórzy łączą swoją przyszłą
pracę z etosem i etyką, część chce po prostu zarabiać. Najlepiej dobrze,
najlepiej jak najszybciej. Często wzorują się na swoich patronach, czasem
podpatrują, co najlepiej sprzedaje się w mediach. Niektórzy nie mają żadnych
zainteresowań, pasji. Nie czytają, mają braki w podstawowej wiedzy ogólnej, nie
widzą przy tym potrzeby ich nadrobienia – uważają to za niepotrzebną stratę
czasu. Nie mają oporów moralnych, bez trudu przychodzi im zacieranie granic
pomiędzy tym co dobre, a tym co złe.
Jakżeż zarówno oni, jak i część z tych, którzy już wykonują wszystkie wyżej wymienione zawody, różnią się od tych, o których
pisał Ziemny: „Połączenie różnych
zamiłowań, oplatających pasję główną, osobistą i zawodową – nie było wśród
wybitnych adwokatów rzadkością. Prawnik Śmiarowski był z wykształcenia również
filozofem, oprócz tego uprawiał z powodzeniem literaturę i pianistykę. (…)
Uważali swój zawód za sztukę, otwartą dla opinii publicznej; co ambitniejsi
dopracowywali się własnych użytkowych poglądów socjalnych, ba, historiozofii; z
osobistego wyboru i upodobania bywali sądowymi dramatis personae.”
Praktykujący pół wieku po Śmiarowskim de Virion mówił tak:
„rzecz w tym, żeby do społeczeństwa, do ludzi
sprawujących władzę docierały możliwie szerokim nurtem sprawy dziejące się w
sądzie i wokół sądu. Z oczywistym pożytkiem dla wielu działań publicznych.
Obserwacja pracy sądu pozwala na wczesne rozpoznanie nie tylko skrzywień,
anomalii, ale i normalnych zwrotów świadomości zbiorowej. Nie chcemy, nie
możemy jako adwokaci pełnić wyłącznie funkcji służbowo-pragmatycznych; jeżeli
mówię, że jest to zawód otwarty na społeczeństwo, to myślę o przekazie żywych,
konkretnych treści i z góry wykluczam hałaśliwość.”
Szkoda, że po ponad czterdziestu latach od wypowiedzenia tych słów, ciągle za mało osób je usłyszało.
Eugeniusz
Śmiarowski „Mowy obrończe (1920-1925)”. Wydano w cyklu „Biblioteka prawnicza i
sądowa” M. Borkowski, Warszawa 1926.
„Obrońca”
z Tadeuszem de Virion rozmawia Aleksander Ziemny. „Ty i Ja” nr 4 (132),
kwiecień 1971.
A cóż Cię tak natchnęło na rozważania o etosie?
OdpowiedzUsuńO etosie rozważam dość często, ale po cichu. Tym razem przedawkowałam dwudziestoparolatków, którzy owszem, mają poczucie wartości, ale tylko własnej. A skoro grzebałam w archiwaliach i wpadło mi toto w ręce, postanowiłam dać głos:P
UsuńPodziwiam, bo mnie z powodu jakichś dwudziestoparolatków by się nie chciało dawać głosu.
UsuńTo chyba niedobrze, nie?
UsuńNo, znieczulica pełna.
UsuńSyropku?
UsuńNa znieczulicę? Raczej elektrowstrząsy i lewatywa, ale nie reflektuję :P
UsuńDramatyzujesz. Pewnie pomogłaby i homeopatia, ale jak nie chcesz, to nie.
UsuńHomeopatia? To już może lepiej daj ten syropek :P
UsuńA znieczulica sucha czy mokra?
UsuńMokra, mokra.
UsuńNo i dałeś się podejść! Widziałeś kiedyś mokrą znieczulicę? Zawsze jest sucha, nieczuła i żylasta!:P
UsuńSkoro, pardon my french, olewam występy tych dwudziestolatków, to jest to zdecydowanie znieczulica mokra :PP
UsuńHm. Obawiam się, że na taką to tylko czopek. Aby przytkać wyciek oczywiście.
UsuńZdecydowanie wolę syropek.
UsuńSprawdziłam. Syropki wyszli:(
UsuńEch :( No to będę chodził z mokrą znieczulicą :P
UsuńTylko uważaj, żeby jej nie przeziębić!
UsuńMoże wtedy sama zejdzie i czopki nie będą potrzebne.
UsuńAle ile wcześniej osób pozarażasz, kichając i rozsiewając znieczulicze zarazki!:(
UsuńŚwiat już dawno złożyła znieczulicza epidemia.
UsuńAż tak źle jeszcze nie jest, to tylko ci ze znieczulicą mają lepszy PR!
UsuńJak widzę, Twoja szklanka do połowy pełna :P Moja niestety do połowy pusta.
UsuńWszystko zależy od dnia. Dziś mam ten lepszy:)
UsuńW tamtych latach i w latach 80-tych wypowiedzi de Virion'a miały swoją wagę ale po tym jak bronił członków "Pruszkowa" jego dywagacje o sprawiedliwości brzmią jakoś mniej przekonująco.
OdpowiedzUsuńA mnie przekonują tak samo, bo to mądre słowa.
UsuńLudzi zaś zwykłam oceniać po całokształcie, a nie po - być może istotnie słabszych - epizodach w ich życiorysie.
Właśnie, całokształcie ... , jak to kiedyś powiadano - finis coronat opus.
UsuńAle ów finisz nie powinien przysłaniać całości dzieła, drogi Marlowie.
UsuńZaś co do tego kogo i czy powinien bronić adwokat, odsyłam na przykład do rozmowy Pawła Reszki z mecenasem Jackiem Kondrackim, jaka ukazała się nieco ponad miesiąc temu w Tygodniku Powszechnym. Temat rzeka. A dylematów z tym związanych wcale adwokatom nie zazdroszczę (dość mam własnych).
Kiedy przeczytałem zaznaczoną lidem wypowiedź Jacka Kondrackiego, przypomniała mi się stara branżowa anegdotka:
UsuńPrzyłapany na gorącym uczynku morderca-recydywista na spotkaniu z adwokatem pyta go, czy wierzy w jego niewinność. Ten miga się na odpowiedzi jak może wreszcie przyparty do muru odpowiada - to nie ważne, czy wierzę w pańską niewinność czy nie, moim zadaniem jest uzyskanie dla pana jak najłagodniejszego wyroku, na co słyszy w odpowiedzi - ja bym tak nie potrafił ... :-)
No to może zrezygnujmy z instytucji obrońcy? Albo ustanówmy wzorcem działania niektórych pełnomocników z urzędu, którzy uważają, że robią wystarczająco dużo przez to, że są, a za otwarcie ust trzeba im zapłacić dodatkowo. Nie tędy droga.
UsuńOsobiście często zżymam się na adwokatów (na radców prawnych zresztą także), że robią więcej szkody niż pożytku, ale uważam że są potrzebni. Nawet mordercom-recydywistom. A jeśli swoją rolę pojmowaliby tak, jak wynika to z cytatów w moim poście, byłoby cudownie.
To prawda, byłoby cudownie :-). Znałem kilku takich, o których z dumą mogę powiedzieć - "mój mistrz". Stara, dobra przedwojenna formacja. Ale patrząc na to co się dzieje w wymiarze sprawiedliwości (?) nie mam złudzeń, "to se ne wrati".
UsuńNie dramatyzowałabym. Dobrze nie jest, ale zupełnie czarno też nie. Poza tym przed wojną też nie było wyłącznie cudownie - jak zwykle w takich przypadkach wytworzyła się już swego rodzaju legenda, a ciemne strony ówczesnych czasów mocno wyblakły.
UsuńA współcześni mistrzowie też istnieją; niektórzy są nawet całkiem młodzi.
Ja myślę, że gdyby takie słowa przyjęli sobie do serca także i inni przedstawiciele dwóch innych władz żyłoby się nam zdrowiej i łatwiej. Pracując w drugiej z instytucji sprawujących władzę (albo jej namiastkę) mogę jedynie potwierdzić, iż coś takiego jak etos pracy to dzisiaj utopia.
OdpowiedzUsuńBo jeśli ludzie działają dla wspólnego dobra, po to, żeby wszystkim było lepiej, to zazwyczaj daje to dobre efekty.Mi akurat z przyczyn zawodowych podoba się takie spojrzenie na relacje między adwokaturą a sądami - nie jesteśmy wrogami, nie próbujemy ze sobą walczyć, tylko pamiętamy o tym, po co to robimy. Natomiast na pewno można przyłożyć taką ideę i do innych realiów; z dobrym efektem.
UsuńEtos pracy, powiadasz? Nie wiem czy w Polsce w ogóle kiedykolwiek takowy się wytworzył.
Proszę o odpowiedź na pytanie, czy mowy zawarte w książce Eugeniusza Śmiarowskiego dotyczą procesów karnych czy cywilnych?
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń