niedziela, 6 kwietnia 2014

Czy każda książeczka to fajna wycieczka, czyli że dydaktyzm jednak nie zawsze szkodzi dzieciom

Jak co wytrwalsi czytelnicy tego bloga być może pamiętają, zdarzało mi się narzekać na rozbuchane zapędy dydaktyczne polskich autorów książeczek dla dzieci. Ustawiłam się wówczas w rzędzie tych, którzy uważali, że lektura powinna przede wszystkim sprawiać dzieciom radość, a tylko ewentualnie i mimochodem nauczać.
Dlatego też mam problem z dzisiejszym postem. Jak tu bowiem napisać to, co myślę, nie okazując się osobą, która zmienia poglądy jak rękawiczki, dopasowując się do okoliczności?


Książeczka – wycieczka po miastach i miasteczkach”, napisana i zilustrowana przez Elizę Piotrowską, na pewno nie razi dydaktyzmem.
Wprawdzie ważnym jej elementem jest mapa Polski, pojawiająca się przy każdym kolejnym wierszyku (każdorazowo zaznaczona jest na niej miejscowość, której wierszyk dotyczy), to jednak nauczanie geografii nie wybija się na pierwszy plan.
Ponadto poszczególne, składające się na tytułową wycieczkę, wierszyki są krótkie i od rzeczy. Żaden z nich nie ma nawet cienia związku z miastem, którego dotyczy.
Jak sądzę, miały być zabawne i wpadające w ucho. Stąd użycie częstochowskich rymów i absurdalna treść.
Tak absurdalna, że aż – moim zdaniem – głupia.


Nie chodzi tu o to, że nie lubię prostych rymowanek o niczym.
Bo lubię.
Na przykład takie:


Zwłaszcza gdy są dobrze – moim zdaniem – zilustrowane.
Ale lubię i twórczość Małgorzaty Strzałkowskiej, i Kacpra Dudka, więc może jestem nieobiektywna.


Mam jednak w pamięci (a także w zasięgu ręki, na półce moich dzieci) wydaną jeszcze w peerelowskich czasach książeczkę napisaną przez Igora Sikiryckiego, a zilustrowaną przez Jerzego Flisaka: „49 podróży pana Jana”.


Książeczkę, która została napisana w celu bardzo dydaktycznym: zapoznania młodych czytelników z nowym podziałem administracyjnym Polski. Tytułowy pan Jan odbywa więc w niej jedną, za to czterdziestodziewięcioetapową podróż do wszystkich, wówczas nowych, miast wojewódzkich. Każdemu miastu poświęcono ledwie czterowiersz, nawiązując jednak każdorazowo do tego, co w owym czasie uważano za charakterystyczne dla danego regionu.

Niektóre nawiązania – głównie te dotyczące radości z postawionych w czynie społecznym fabryk i kombinatów – dla współczesnych dzieci są całkowicie niezrozumiałe. Ja pamiętam, jak z wypiekami na twarzy nagrywałam na kasetę magnetofonową z napisem „Stilon Gorzów” wybrane utwory z Listy Przebojów Programu III, jednak moje dzieci nie mają prawa wiedzieć, o co chodzi, gdy czytam, że pan Jan „dotrzymał słowa i do Gorzowa / po sztuczne włókna fiata skierował. / Kupił tam mocną żyłkę w „Stilonie”, / na którą w Warcie łowił okonie.”,
Na szczęście chociaż Warta nie zmieniła jak dotąd swojego biegu.


Szereg miast, mimo iż od czasu napisania książki straciły miano miast wojewódzkich, wracając do poziomu ledwie powiatowych, na szczęście zostało uwiecznionych jednak w wierszykach bardziej ponadczasowych. Możemy więc przeczytać na przykład, że pan Jan „stamtąd pojechał do Ostrołęki / i mając w uszach dźwięki piosenki, / zwiedził nad Narwią rozliczne wioski, / sławne z ludowej sztuki kurpiowskiej.”, albo iż „nazajutrz znalazł się w Białymstoku, / bo w Białowieży nie był od roku, / a jak doniosła miejscowa prasa, / w puszczy tej żubrów masa już hasa.

I choć wydaje się, że różnica pomiędzy wierszykami Elizy Piotrowskiej i Igora Sikiryckiego jest niewielka, a brak dydaktyzmu przemawiałby za tymi autorstwa Piotrowskiej, to jednak, mimo wyraźnego peerelowskiego zadęcia, wygrywa - moim zdaniem - Sikirycki.
Widać to jasno, gdy zestawić wspólne dla obu książeczek wierszyki o Katowicach. 
Piotrowska opowiada, że „w Katowicach / krasnal biegał po ulicach / i nadkładał ciągle drogi, / bo miał bardzo krótkie nogi.”), podczas gdy Sikirycki wyjaśnia, iż pan Jan "stamtąd na chwilę wpadł do Katowic, / by niespodziankę sprawić stryjowi. / Stryj był hutnikiem, więc Jana skrótem / powiózł natychmiast na wielką hutę."
Wielkiej huty może i już w Katowicach nie ma, za to przynajmniej kiedyś była. W odróżnieniu od krasnala.

Kompletnie nie rozumiem też dlaczego na stronie autorki sugeruje się, że „Książeczka – wycieczka (…) jest przeznaczona dla dzieci od lat ośmiu (podobnie jest na stronie internetowej wydawnictwa Media Rodzina – książka trafiła tam do przedziału „wiek 6-9 lat”).
Czyżby poziom trudności podniosła konieczność lokalizowania miejscowości na mapie Polski? Czemu jednak w takim razie mój ośmiolatek po dwóch wierszykach odwrócił się na pięcie i znikł za rogiem, wcześniej patrząc na mnie z wyrzutem, zaś pięciolatek wytrwał wprawdzie do końca lektury, ale nie wyglądał na specjalnie zadowolonego?
Ciekawe również, czemu chociażby wydawnictwo Dwie Siostry nie uważa map za czegoś równie strasznego, uznając „Mapy” autorstwa małżeństwa Mizielińskich za odpowiednie dla dzieci już od trzeciego roku życia?


Niezależnie jednak od tego jak brzmi prawidłowa odpowiedź na wyżej postawione pytania, moim zamiarem było doprowadzenie co wytrwalszych czytelników do morału. A brzmi on tak:

Lepiej jest pisać z sensem niż bez niego.
A jeśli już ma być bez sensu, to musisz – autorze - postarać się trzy razy bardziej niż zwykle.

Eliza Piotrowska „Książeczka – wycieczka po miastach i miasteczkach”. Media Rodzina, Poznań 2007.
Małgorzata Strzałkowska „Wyliczanki z pustej szklanki”, zilustrował Kacper Dudek. Wydawnictwo Bajka, Warszawa 2012.
Igor Sikirycki „49 podróży pana Jana”, ilustrował Jerzy Flisak. Instytut Wydawniczy „Nasza Księgarnia”, Warszawa 1982.

55 komentarzy:

  1. Jaki piękny morał! :)) Powinnaś go jeszcze zrymować. ;)
    Czy mogę uskutecznić prywatę? Pięknie poproszę o zacytowanie wierszyków o dwóch już nie wojewódzkich miastach - Radom (moje rodzinne) i Przemyśl (obecne), pliiiss... ;) Nie znałam tej, tak edukacyjnej, książeczki o panie Janie, zaś ilustracje Jerzego Flisaka lubię bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez chwilę rozważałam rymowanie w stylu pani Piotrowskiej, ale ostatecznie uznałam że nie będę kopać, bo się spocę:P Morał prozą też się jednak liczy!
      Co do prywaty - proszę uprzejmie! Akurat Radom następuje bezpośrednio po Przemyślu, więc będziesz miała ciągłość (tyle, że czterowiersz o Przemyślu robi wrażenie napisanego nieco na siłę i akurat - wyjątkowo, naprawdę! - nie na temat):
      "Gdy zwiedził Poznań, ruszył na Przemyśl.
      Przedtem kolega szepnął doń: - Nie myśl,
      Że do Przemyśla prędko dojedziesz.
      A Jan: Dojadę dziś po obiedzie.

      Dojechał, obiad zjadł i na Radom
      Pomknął co prawda nie autostradą,
      Lecz jeszcze zdążył, trochę zmęczony,
      Kupić w fabryce dwa telefony."

      Usuń
    2. Ach! Dziękuję! :)
      Rozumiem, że pan Jan według alfabetu te miasta wojewódzkie zwiedzał?
      Czuję się ciut rozczarowana rymowanką o Przemyślu.. Ale na temat to ona niestety jest, z Poznania do Przemyśla, to jednak na obiad by nie zdążył...
      A potem jeszcze do Radomia po telefony, to już na pewno nie.. W RWT pracował mój wujek. A telefony się ślicznie nazywały - Tulipan, Bratek.
      W każdym razie na obiad (i nie tylko) do Przemyśla nadal warto przyjechać, zapraszamy! :))

      Usuń
    3. Brawo, Sherlocku! Według alfabetu, a jakże!
      W Przemyślu nie byłam, jak żyję. Podejrzewam, że gdybym wyjechała o świcie, nie udałoby mi się dojechać nawet na kolację:( Może kiedyś się uda, oczywiście po uprzednim obfitym zaprowiantowaniu!
      Telefony z Radomia były chyba w każdym domu. U nas był Bratek!

      Usuń
    4. Na kolację też zapraszamy szczerze! Ze Szczecina był (jest?) sypialny do Przemyśla, to można tez na śniadanie :))

      Usuń
    5. Tak pociąg jest, niekiedy również z atrakcjami. Kiedyś nim nawet jechałam, ale nie dojechałam do końca, bowiem zmierzałam "tylko" do Gorlic:) W każdym razie, trzymam Cię za słowo! Być może kiedyś wpadnę o 19.00 i ogołocę Ci lodówkę!:P

      Usuń
    6. Wpadaj! Przypuszczam, że przegadałybyśmy noc całą. :) Ze względu na wątpliwe atrakcje TLK wybierz może jakąś w miarę neutralną porę roku, nie za zimno i bez upałów? :)

      Usuń
    7. Na całą noc to potrzebne ze dwie lodówki! A w każdym razie bardzo dużo kabanosów:P Dziękuję za zaproszenie! Kto wie, może kiedyś naprawdę uda mi się zawitać w Twoje strony?

      Usuń
    8. Damy radę! :) Najwyżej poprosimy sąsiadów o pomoc, teraz ja Cię trzymam za słowo. :)

      Usuń
    9. Pamiętaj tylko, że to słowo z dość długim terminem ważności!:P

      Usuń
    10. Powiedzmy, że zapasteryzowane:P

      Usuń
  2. Przede wszystkim - trochę kontynuując temat o subiektywnej brzydocie - szkaradna ta okładka Książeczki-wycieczki! Jak napisałaś, że to Media Rodzina, to aż spojrzałam jeszcze raz, żeby się upewnić czy dobrze widzę, bo do tej pory kojarzyli mi się z pięknymi książkami.
    A a propos tekstów bez sensu, a jednak świetnych, pozwolę sobie przypomnieć ulubione w naszym domu Bum! Bum! Bum!!! :D Ale pani w mini z Gdyni jakoś mnie nie przekonuje. A o Gdańsku był osobny wierszyk?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, ja akurat mogę tę okładkę przełknąć (choć też mnie nie zachwyca). Ale też mnie zdziwiło, że to Media Rodzina.
      Bum! Bum! Bum!!! to znakomity przykład dobrego tekstu bez sensu:) Tyle, że to jakby drugi poziom, bo cały długi tekst i cały bez sensu. Tu zaś są krótkie wierszyki, dlatego skojarzyło mi się raczej z Wyliczankami:)
      A Gdańsk, owszem, załapał się, i to i do jednej, i do drugiej książeczki.
      Pani Piotrowska widzi go tak:
      "W Gdańsku
      dziad przemówił raz po pańsku.
      A gdy skończył pańską mowę,
      laur włożono mu na głowę."

      Z kolei u pana Sikiryckiego czytamy:
      "Tegoż dnia jeszcze odwiedził Gdańsk i
      pił tam w gospodzie miód kasztelański,
      ślubując sobie, że gdy odpocznie,
      zwiedzi port cały i wielką stocznię."

      Usuń
    2. No cóż, nawet nie ma co porównywać ;)

      Jak tak dalej pójdzie to przepiszesz fanom całe książeczki :D

      Usuń
    3. Proszę bardzo, mogę przepisywać:) Tyle, że książeczkę pani Piotrowskiej planuję oddać do biblioteki we wtorek, więc fani powinni się pospieszyć:P

      Usuń
    4. To samo sobie pomyślałam :) To które miasto następne??

      Usuń
    5. Kielce? :P A z przewodników, to niezła jest seria Skrzata (przy czym Ciumkowie w Warszawie na pierwszym miejscu, a do Krakowa i Zakopanego mam parę zastrzeżeń). Ciekaw jestem jeszcze serii "Dla młodych podróżników" z ExpressMapu, ale w rękach nie miałem, więc się nie wypowiem :D

      Usuń
    6. Kielce mogą być, zwłaszcza że wahałam się między wierszykiem o Gdyni a tym o Kielcach właśnie. Ostatecznie wygrała Gdynia, ale tylko o włos.
      "W Kielcach
      kelner grywał na widelcach.
      Gdy widelec był ze złota,
      grając, tańczył też fokstrota." - to pani Piotrowska, jakby się kto nie domyślił:P

      U Sikiryckiego jest zaś tak:
      "Prosto z Katowic ruszył na Kielce.
      W Puszczy Jodłowej, szczęśliwy wielce,
      grzybów nazbierał tyle, że w fiata
      z trudem kobiałka weszła czubata."

      Ze Skrzata mamy Warszawę, do reszty nie zaglądałam. Gdyby Skrzat wywędrował gdzieś na północ, pewnie miałabym jakiś pogląd na temat jakości dzieł, a tak jakoś ciągle nam nie po drodze.

      Usuń
    7. Im więcej czytam tych rymowanek, tym bardziej zapalam się do pomysłu, aby z tworzonych u nas w domu, na poczekaniu, strof, zrobić jakąś antologię i wydać drukiem :)

      Usuń
    8. Dziś słyszałam w radiu, że self-publishing jest niezwykle modny, więc nie trać czasu! Tym bardziej, że - jak widzisz - nie takie rzeczy się wydaje:P

      Usuń
  3. Słuszny morał ;-). Zdaje mi się też, że jak już się pisze bez sensu, to powinien być to absurd czystej wody, bezinteresowny i tylko i wyłącznie ku radości. Bo jak się go próbuje wykorzystać do z góry założonych celów, to porażka jest prawie murowana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie tylko, czy tu były jakieś cele? Może i ta mapa wskazywałaby, że tak, ale pewności nie mam.
      Co do bezsensownego absurdu ku czystej radości, to przywołane wyżej przez Książkozaura "Bum! Bum! Bum!!!" Wechterowicza i Oklejak naprawdę jest pod tym względem dziełem wzorcowym!:)

      Usuń
  4. Jeżeli można, to Wrocław poproszę! Nie będę ukrywać, że bardziej zależy mi na panu Sikiryckim, którego czytywałam w dzieciństwie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tu może być rozczarowanie, bo szczerze powiedziawszy słaby ten Wrocław (ładniejsza ilustracja, ale nijak nie umiem jej tu zamieścić).
      "Jeśli chcę jutro zobaczyć Wrocław,
      czeka mnie teraz przejażdżka nocna -
      Jan tak pomyślał i zgodnie z planem
      zakłady "Elwro" zwiedził nad ranem."
      Szczerze powiedziawszy, Elwro z niczym mi się nie kojarzą:(

      Na drugą nóżkę musi być jednak i pani Piotrowska - nie ma taryfy ulgowej!:P
      "We Wrocławiu
      pchła kochała się w żurawiu.
      Ale żuraw wzrok miał słaby
      i zalecał się do żaby."

      Usuń
    2. A co tam o Krakowie? ;)

      Usuń
    3. Ponieważ dziś w pojedynku proza życia c/a momarta mamy 1:0, nadal jestem posiadaczką dzieła pani Piotrowskiej (biblioteka okazała się czynna zbyt krótko, jak na moje potrzeby). Dlatego możesz liczyć na dwa wierszyki.
      Najpierw, prosto między oczy, pani Piotrowska:
      "W Krakowie
      księciu dokuczało zdrowie,
      zimą biegał bowiem w tiulach,
      a w wakacje w trzech koszulach."

      A teraz, na deser, Sikirycki:
      "Po Koszalinie Jan zwiedził Kraków,
      dawną stolicę - dumę Polaków.
      Obejrzał Wawel i smocza grotę,
      a Nową Hutę dopiero potem."

      Usuń
    4. Momarto, Elwro czyli Wrocławskie Zakłady Elektroniczne, producent słynnych komputerów "Odra" oraz kultowych kalkulatorów Bolek (nie wierzę, że nie miałaś z takim do czynienia w czasach podstawówki!) - Lolek też był ;-). Trochę się dziwię, że Jan wybrał sobie akurat Elwro do zwiedzania, mamy znacznie ciekawsze atrakcje! Pani Piotrowska coś mocno pokręciła, wszak powszechnie wiadomo, że żuraw zalecał się do czapli (i raczej nie we Wrocławiu).
      Pozwolę sobie jeszcze zauważyć, że podczas zwiedzania Krakowa Jan zachował właściwą kolejność ;-)

      Usuń
    5. A wiesz, że nie kojarzę tych kalkulatorów? Ale ja chyba bardzo długo w ogóle nie miałam kalkulatora, aż pojawiły się pierwsze zachodnie wynalazki (u nas zawsze było sporo cudów techniki, przywożonych przez marynarzy). Natomiast komputery Odra, owszem, są mi znane:)
      Jan co jakiś czas, przynajmniej w niektórych miastach, musiał trafiać do socjalistycznych fabryk, by je sławić. Faktycznie jednak, akurat we Wrocławiu mógł spędzić czas inaczej! Może jednak po tym Krakowie dostał burę za niewłaściwe ustawienie priorytetów?:P

      Usuń
    6. W Krakowie w tiulach- przy takim smogu?!! ;)

      "W Krakowie księciu dokuczała astma,
      gdyż kiedy smog dymem pluje, to
      w płucach każdy pęcherzyk trzaska"

      A Pan Jan zwiedzał bardzo prawidłowo :)

      Usuń
    7. Bardzo pięknie. Zdaje się, że wzmiankowana przez Bazyla antologia ma szansę znacznie się rozrosnąć!:)
      Prawidłowo czy nie, ale i tak pan Jan górą!

      Usuń
    8. Chyba marnuję swój talent poetycki, ujawniający się o 2:33 ;) A Pani Piotrowska nie ma takich oporów ;P

      Usuń
    9. Jak to nigdy nie wiadomo, o której godzinie ma się największe szanse spotkać Muzę! Właśnie powstało we mnie podejrzenie, że pani Piotrowska cierpi na bezsenność, a tantiemy za książkę są w rzeczywistości zadośćuczynieniem za straty moralne!

      Usuń
    10. Momarto, ja też miałam już nowoczesny kalkulator, ale te elwrowskie, zwłaszcza rozmiarów małej kasy fiskalnej, do dziś budzą u mnie rozczulenie ;-). A ten wyświetlacz i przyciski, cóż za rozkoszny dizajn ;-) (jak to się obecnie modnie określa)

      Usuń
    11. Obejrzałam dizajn na zdjęciach. To się chyba nazywa, że są oldskulowe:) Ale na allegro całkiem ich sporo, i to w rozsądnych cenach, więc w razie gwałtownego ataku nostalgii możesz natychmiast nabyć!
      Zastanawiam się właśnie, czy takiego kalkulatora nie miała moja babcia, która pełniła zaszczytną funkcję kierowniczki zakładowego bufetu:) Przy okazji ją zapytam, ale nie wiem czy będzie pamiętała.

      Usuń
    12. Tak, myślę, że Twoje podejrzenie co do bezsenności pani Piotrowskiej jest słuszne- skoro moja muza o 2.33 była mało przytomna, to w jakim stanie jest jej zapracowana muza ;)

      Usuń
    13. A może jej muza dawno odmówiła współpracy, podsyłając na swoje miejsce marną podróbkę?

      Usuń
    14. Jej muza spektakularnie popełniła literackie samobójstwo? Coś w tym jest ;)

      Usuń
    15. Och, może raczej się gdzieś ukryła? Samobójstwo to krok raczej drastyczny, a przecież jest tylu innych autorów, którym można by pomuzować!:)

      Usuń
  5. A mnie zastanawia, że autorka - Eliza Piotrowska co napisze, to przelewa na papier w ilościach hurtowych. Może jako 1363637 książeczka uśpiła czujność wydawcy?
    Ja lubię jak książeczka mimochodem uczy. Nic nie przebije pod tym względem Tytusa, Romka i A'Tomka!
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też przez chwilę przemknęła mi przez głowę ta myśl złota, że zazwyczaj ilość nie idzie w parze z jakością, ale odrzuciłam ją jako niecną. Zwłaszcza, że i Papcio Chmiel trochę tych Tytusów naprodukował:P (uczucia do Tytusa w pełni podzielam, zwłaszcza że Starszy jest świeżo po lekturze wszystkiego, co tylko udało mu się napchać mu w ręce - a wspólnymi siłami, moimi i mężowskimi, zachomikowaliśmy tego całkiem sporo).
      Ostatnio zresztą wciągnęłam się w znakomitą serię - niestety zagraniczną - książeczek dla młodszej młodzieży, co to niby nie uczą, ale naprawdę robią to niemal non stop. Są szanse, że wkrótce o niej napiszę!
      Uściski dla Ciebie i Twojego kręgosłupa!

      Usuń
    2. Papcio Chmiel jest ciut starszy od Pani Piotrowskiej :) Z moich obliczeń wynika, że o 53 lata, więc miał prawo napisać te 31 książeczek. Pani Piotrowska ma ich w dorobku więcej.
      A co do E.P. zastanawiam się nad tym 'fenomenem' nie pierwszy raz.
      Mój kręgosłup łasi się do Twych stóp i radośnie macha ogonem! :)

      Usuń
    3. Czyżby kręgosłup przeszedł jakiś kurs jogi dla zaawansowanych? Czy też planuje Ci karierę kobiety-gumy?;)
      Nie interesowałam się tak dokładnie literacką płodnością pani Piotrowskiej, ale faktycznie, sporo tego stworzyła. Takie wierszyki jak do książeczki, nad którą się znęcam, osobiście stworzyłabym (całość) w dwie, góra trzy godziny. Doliczmy do tego jeszcze ze dwa dni na ilustracje, no, niech będzie tydzień. I wszystko jasne. Grunt to dobra organizacja pracy, o!

      Usuń
    4. Ja się interesnęłam swojego czasu tym co autorka pisała o Poznaniu i o Zoo poznańskim, czyli o mym zakładzie pracy.
      Momarto, ja to już tylko mogę być gumką do weków jedynie...
      Książeczki spod Twych rączek byłyby zacne, pomyśl o tym! :)

      Usuń
    5. Każdy z nas ma czasem wrażenie, że pracuje w zoo i nie są to najszczęśliwsze chwile naszego życia. Rozumiem jednak, że Ty zrobiłaś to sobie dobrowolnie i jesteś zadowolona?:P (do zoo do Poznania w czerwcu jedzie z wycieczką moje dziecko, dobrze wiedzieć, że ktoś go będzie miał na oku)
      Los gumek do wieków bywa żałosny, albowiem szybko parcieją. To nie lepiej już taką do włosów albo - excusez le mot - do majtek?
      I a kysz mi z takimi propozycjami! W robocie publikuję wystarczająco dużo (dzieła dostępne w internecie, za friko, niestety raczej tylko dla dorosłych), ilość cytowań rośnie, emocje czytelników niekiedy sięgają zenitu (połowa mnie kocha, druga połowa nienawidzi). W pełni zaspokaja to me pisarskie ambicje;)

      Usuń
    6. Dokładnie, parcieje. Po ostatnim epizodzie parcenia uwiecznionym na L4, zoo pożegnało się ze mną :) Dlatego też oko nie będzie moje...
      O, dzieła dla dorosłych, można się poczęstować? Zazdroszczę spełnienia pisarskiego troszku ;)

      Usuń
    7. Właśnie zobaczyłam te gumki do wieków, o których napisałam i głęboko się nad sobą zadumałam. Wek już chyba nie ten...
      Rozumiem, że w poznańskim zoo sporo hien i szakali? Mamy nie lubić?
      Częstować dziełami nie będę, w każdym razie nie tych, których lubię:) Dla odstraszenia dodam, że najczęściej ostatnio pisuję o przepuklinach L4/L5, zwyrodnieniach na poziomie L5/S1, przebytych discetomiach, choć i o samych L-4 (zwłaszcza w kontekście 53 kp) też się zdarza. Spełniona jestem aż nadto!:(

      Usuń
    8. Lubić Zoo, lubić, teraz dużo zmian personalnych! (mój bezpośredni przełożony - Radosław Ratajszczak, od kilku lat jest dyrektorem wrocławskiego ZOO i schedy po Gucwińskich), u nas kilka dni temu abdykował dyrektor i kierowniczka Starego ZOo - w Poznaniu sa dwa ogrody).
      Jakżesz mi znajome problemy L4/L5 własnie, róznież L1/L2, zwyrodnienie to moje drugie imię ;) No ja niestety też jestem spełniona w tej materii, ale od drugiej strony heh. Też nadto!

      Usuń
    9. Strasznie to skomplikowane. Zapamiętałam jednak, że lubić, więc powiem dziecku, żeby nie spluwało personelowi pod nogi.
      W poznańskim zoo nigdy nie byłam. Bliżej mamy do tych niemieckich, które są znakomite i wypasione.
      Przerażająco brzmią te Twoje opowieści z Krainy Odcinka Lędźwiowego. To pewnie na niej wzorował się Tolkien, tworząc Mordor!

      Usuń
  6. Domyślam się, że E.P. pominęła miasto Szczecin i to na P. w pobliżu niego? To ja zamiast szanownej autorki dodam coś od siebie:
    A Szczecinie, a w Szczecinie
    na ulicach dzikie świnie
    zwane też dzikami czasem
    mylą miasto z gęstym lasem.

    haha

    Powiem tak... Pani Eliza Piotrowska coraz bardziej mnie rozczarowuje... Myślę, że lepsza z niej pisarka niż poetka...
    Czemu dała wyraz w znanej powszechnie Pierwszej Książeczce...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczecin jest, a jakże, jednak jakoś nie zapamiętałam wierszyka (zaczynał się jakoś tak: "W Szczecinie leżał robak w koniczynie", albo bardzo podobnie), a książkę zwróciłam do biblioteki, gdzie straszy już inne dzieci.
      Twój wierszyk jest jednak zdecydowanie bardziej bliższy prawdzie! W tym tygodniu znów zaliczyłam spotkanie z dzikiem, a konkretnie z dwoma:(
      Z utworów pani Piotrowskiej prozą znam tylko Paprocha i owszem - wypada nieporównywalnie lepiej.

      Usuń
  7. Szkaradziejstwo okładkowe i rymowe.
    Lubię jak tak rzetelnie piętnujesz narzędzia tortur ośmiolatków ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, bo mi z rozpalonym żelazem tak bardzo do twarzy!

      Usuń
  8. Czy Pani posiada prawa autorskie do publikacji nie swoich rysunków i tekstów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może się mylę, ale w tym pytaniu zamieszczona jest odpowiedź, więc chyba powinnam potraktować je jako retoryczne. Na wszelki wypadek jednak odpowiem: nie, nie posiadam praw autorskich do publikacji nie swoich rysunków i nie swoich tekstów.

      Usuń