O
pierwszej „dorosłej” książce J.K.Rowling napisali już chyba wszyscy. Na
szczęście nie wszystko, dlatego napisanie oryginalnej recenzji jest wciąż
możliwe, choć – nie da się ukryć – mocno utrudnione.
Dzisiaj
– dzień po wyborach do europarlamentu – można by wszak na przykład skupić się
na tytułowym trafnym wyborze. Wymagałoby to jednak przeprowadzenia wnikliwej
analizy ogłoszonych właśnie wyników, powiązania ich z sylwetkami startujących w
wyborach kandydatów oraz dokonania oceny kampanii wyborczej. Brzydząc się
polityką, pozostawię tę przyjemną pracę innym.
Nic
nie stoi jednak na przeszkodzie, by w dniu święta wszystkich matek nawiązać do
tego, co niemal od pierwszych stron lektury tłukło mi się po głowie.
„Z
okazji Twego święta, Mamo
życzę Ci
zdrowia, sił i codziennej radości
wraz ze
słowami największej wdzięczności.
Za
wszystkie dla mnie trudy i starania
składam Ci
dzisiaj podziękowania.
Niewykluczone,
że takie właśnie życzenia złożyłby swojej mamie Shirley, Miles Mollison, „wielki, brzuchaty, pachnący wetywerią i
starym potem”. Mężczyzna pozornie dorosły, mąż, ojciec dwóch dorastających
panienek. Skupiony na sobie egocentryk, pozostający pod olbrzymim wpływem
rodziców, zarówno ojca – przewodniczącego rady miejskiej Pagford, jak i matki.
„Miles przybrał ton, którego często używał w
rozmowach z matką: niższy niż zazwyczaj głos nieustraszonego przywódcy,
charyzmatycznego i zasadniczego. Czasami, zwłaszcza po alkoholu, Samanta
odgrywała rozmowy Milesa z Shirley. „Bez obaw, mamusiu. Miles czuwa. Twój mały
żołnierz.” „Kochanie, jesteś cudowny: taki duży, odważny i mądry.”
„W
kalendarzu Święto Matki
z
życzeniami spieszą dziatki.
Ja
Ci mamo dziś w podzięce
za
Twe trudy daję serce
i
przepraszam za me psoty,
za
wybryki i kłopoty.”
Takie
życzenia z kolei z radością przyjęłaby Tessa Wall, „otyła szkolna pedagog”, matka Simona Walla – „Fatsa”. Fatsa, który
był „szkolną znakomitością i punktem
odniesienia”, nie robiącym sobie wiele z zasad i norm moralnych. Fatsa,
który gardził ojcem, wicedyrektorem szkoły, a i matce okazywał niewiele większy
szacunek.
„Kiedy
tłum się przerzedził, ich oczom ukazał się Fats. Szedł długimi krokami, jak
zwykle w towarzystwie Arfa Price’a. Wiatr odgarniał mu włosy z chudej twarzy.
Czasami, patrząc pod pewnym kątem i przy pewnym oświetleniu, można było
zobaczyć, jak Fats będzie wyglądał na starość. Przez chwilę, gdy patrzyła na
niego z głębin swojego zmęczenia, syn wydał jej się zupełnie obcym człowiekiem
i pomyślała, jakie to dziwne, że za chwilę ten ktoś podejdzie do jej samochodu,
a ona będzie musiała wyjść na tę koszmarną, hiperrealistyczną wichurę, żeby go
wpuścić na tylne siedzenie. Ale kiedy do nich podszedł i uśmiechnął się
niewyraźnie, udało się jej odtworzyć obraz chłopca, którego mimo wszystko
kochała, więc wysiadła z samochodu i stała niewzruszona na ostrym jak brzytwa
wietrze, czekając, aż on wsiądzie do samochodu i dołączy do swojego ojca, który
nie ruszył się, żeby go wpuścić.”
„Dzisiaj
składam Ci Mamo najlepsze życzenia,
za
twe przykrości, za twe cierpienia,
za
noce bolesne, za noce czułe
za
wszystko Mamo dziś Ci dziękuję.”
W
życiu Terri Weedon, matki nastoletniej Krystal i trzyipółletniego Robbiego,
zdarzyło się z pewnością wiele bolesnych nocy, zaś znacznie mniej czułych.
„Całą powierzchnię chudych ziemistych ramion
kobiety pokrywały srebrzyste ospowate ślady, a na wewnętrznej stronie jej
przedramienia ziała wściekle czerwona otwarta rana. Na prawym ramieniu i pod
szyją widać było spore plamy bliznowatej tkanki nadającej skórze lśniący,
plastikowy wygląd.”
Nic
tu nie jest proste, choć na takie wygląda. Ot, puszczająca się na prawo i lewo
narkomanka, której najlepiej byłoby odebrać dzieci. Zwłaszcza, że zdaniem
porządnych mieszkańców Pagford, jej córka najkrótszą drogą zmierza prosto w
ślady matki.
„(…)
Krystal Weedon. To imię i nazwisko
doskonale do niej pasowało i jednocześnie układało się w świński dowcip:
„obsikany kryształ”. Szła zamaszystym krokiem w grupie nastolatków i śmiała się
na całe gardło. Z uszu zwisały jej rzędy kolczyków, a z nisko opuszczonych
spodni od dresu wyraźnie wystawały stringi”.
I
zupełnie nie wiadomo po co do tego jasnego przekazu trzeba dołączyć także
informacje takie, jak ta.
„Tessa wiedziała, że Krystal miała w życiu
więcej styczności z nagłą śmiercią niż ona. Ludzie z kręgu matki Krystal
umierali przedwcześnie z taką częstotliwością, że równie dobrze mogliby brać
udział w jakiejś tajnej wojnie, o której reszta świata nie miała pojęcia.
Krystal opowiedziała Tessie o tym, jak w wieku sześciu lat znalazła u matki w
łazience zwłoki obcego młodego mężczyzny.”
„Moja
najdroższa Mamo!
Za
Twe czułe serce i mądre Twe nakazy
w
dniu Twojego święta dziękuję Ci
-
bodaj sto razy!”
Ruth
Price, matka Andrew i Paula, to typowa ofiara przemocy domowej, którą lęk przed
mężem Simonem sparaliżował tak bardzo, że zagłuszył czułość i mądrość jej
serca. Jeśli więc mogłaby usłyszeć takie życzenia, to chyba tylko wypowiedziane
ironicznym tonem.
„Andrew pomyślał, że właśnie w taki sposób
Ruth mówi do Simona w tych rzadkich chwilach, kiedy czuje się zobowiązana
stawić mu czoło: służalczym, przepraszającym, nieśmiałym tonem. (…) Dlaczego
zawsze była taka tchórzliwa, dlaczego ciągle wszystkich przepraszała? Czemu nie
odeszła od męża?
Zawsze traktował Ruth jak odrębną,
dobrą i nieskażoną jednostkę. Kiedy był mały, rodzice jawili mu się w
czarno-białych barwach: jedno złe i przerażające, drugie dobre i łagodne. Ale
kiedy dorósł, ostro występował w myślach przeciwko dobrowolnemu zaślepieniu
Ruth, jej nieustannemu stawaniu w obronie ojca, jej niewzruszonej lojalności
wobec fałszywego bożka.”
„Kochana
Mamo,
kiedy
przytulam się do Ciebie,
to jest mi
cieplej niż słońcu na niebie,
więc nie
wypuszczaj mnie ze swych ramion,
kocham Cię
bardzo Moja Mamo!”
Parminder
Jawanda – hinduska emigrantka, lokalna lekarka, mimo przekroczonej
czterdziestki ciągle szczupła tak samo jak w wieku dwudziestu lat, żona
niezwykle przystojnego męża, matka dwójki uzdolnionych dzieci. A właściwie
trójki, ale o trzecim nie warto wspominać.
„Włochata, ciężka i brzydka. Pospolita i
niezdarna. Leniwa według matki, która codziennie zasypywała ją krytycznymi
uwagami i była na nią zła. Trochę powolna według ojca, który mówił to z
czułością, niezmniejszającą jednak jego braku zainteresowania. (…) Parminder
najdiwdoczniej nie była w stanie pojąć ani zaakceptować, że wydała na świata
nieutalentowane dziecko. Jeśli któryś z nauczycieli choćby mimochodem
zasugerował, że Sukhvinder mogłaby się bardziej starać, Parminder czepiała się
jego słów i triumfowała.
- „Sukhvinder łatwo się zniechęca i
powinna mieć więcej wiary w swoje umiejętności”. Otóż to! Widzisz? Twój
nauczyciel twierdzi, że za słabo się starasz, Sukhvinder.”
Owszem,
„Trafny wybór” to opowieść o – znakomicie sportretowanej (mimo że autorka
zdecydowanie nadużywała czarnej farby, a do tego zerkała na modeli przez
nadmiernie krzywe zwierciadło) – małomiasteczkowej społeczności. To także
historia o tym, że polityka – nawet na bardzo niskim szczeblu – jest zazwyczaj
obrzydliwa. Ale po sześciu miesiącach, jakie upłynęły od czasu, gdy przeczytałam tę książkę, pamiętam przede wszystkim te fragmenty, w których autorka podsuwa odpowiedź na pytanie dlaczego ze słodkich,
niewinnych dzieciątek wyrastają kolejni, tak samo głupi i nieszczęśliwi jak ich
rodzice, dorośli.
Dzisiaj
jednak, otoczona laurkami i obwieszona wyprodukowanymi małymi rączkami koralami
z makaronu, nie chcę wiedzieć jak za dziesięć lat będą postrzegały mnie moje
własne dzieci. W końcu przecież, może akurat mi się uda?
J.
K. Rowling „Trafny wybór”, przekład Anna Gralak. Wydawnictwo Znak, Kraków 2012.
Wszystkie
zamieszczone w poście wierszyki z życzeniami pochodzą z internetu.
Przez chwilę myślałam, że wierszyki z Dzień dobry! Chotomskiej ;)
OdpowiedzUsuńTeż mam nadzieję, że mi się uda... Nadzieja Matką?
Możliwość skorzystania z "Dzień dobry!" rozważałam, owszem:) Niestety, z tej okazji był tylko jeden wierszyk, nieco przyciężkawy, dlatego poszłam w Rowling (oddychając zarazem z ulgą, że wreszcie udało mi się napisać o tej książce).
UsuńI naprawdę nie interesuje mnie czyją matką jest Nadzieja! Grunt, żeby przygarnęła mnie do łona!:P
W ostatnim zdaniu przedostatniego akapitu wyraziłaś moje najskrytsze lęki :P A na Rowling nie mam ochoty. Małych społeczności mam pod dostatkiem na co dzień :)
OdpowiedzUsuńPS. Bartek zawinął Szymka, wyciągnął z lodówki komunijne merci i wręczył Kitkowi z życzeniami. Więc może jest nadzieja, mimo moich ciągłych błędów wychowawczych :)
Nie jest taka zła ta Rowling - zawsze przecież można wytłumaczyć sobie, że to tylko w tej strasznej Anglii jest aż tak źle, a nasze małe społeczności to ho,ho! one to dopiero są cudowne:P (piszę te słowa świeżo po powrocie z bardzo małej polskiej wsi i zastanawiam się, czemu jeszcze piorun we mnie nie strzelił...)
UsuńChcąc inteligencko błysnąć, a jednocześnie pozostać w stylistyce niegrzecznego chłopca, powiem za Bursą: mam w dupie małe miasteczka :P
UsuńNo, skoro tak, to co innego. Ale żebyś inteligencko błysnął, to nie powiedziałabym:P
UsuńPoezję cytując z pamięci? No wiesz! :P
UsuńPoezję, powiadasz. Jeśtli tak, to może za codziennie głoszone przeze mnie (głównie znad kierownicy i zza biurka) liryki dostanę wkrótce co najmniej Nike, kto wie?:P
UsuńZatem po moich budowlanych musowo czekać na telefon ze Szwedzkiej Akademii :P
UsuńZ pewnością, zwłaszcza że już wyżej dowiodłeś, że poezję wyczuwasz nawet tam, gdzie nie widzi jej nikt inny!:P
UsuńPo raz kolejny sobie wypraszam. Ja to manie w dupie znam jednak z tomu poezji :P
UsuńNo to sobie pogadaliśmy:P
UsuńPrzynaję z bólem, że nie łapię :( Idę zatankować pół litra zielonego Miłosława ("Boże jaki miły wieczór, tyle wódki tyle piwa") :P. To powinno wspomóc mi percepcję. Potem siądę i przeczytam od początku jeszcze raz :D
UsuńMiłosław kojarzy mi się tylko z tymi słodzonymi piwami smakowymi, za którymi nie przepadam, ale przez Ciebie właśnie wlazłam na ich stronę i wyobraziłam sobie taką zimną, oszronioną butelkę Marcowego, albo Komesa Potrójnego Złotego i aż się rozmarzyłam... Kto wie, może mi też od razu poprawiłby się poziom precyzyjności w formułowaniu myśli?:P
UsuńPozostając w piwnych klimatach, piłem do wiersza Bursy pt."Sobota" :)
UsuńTo że piłeś do jakiegoś wiersza, zrozumiałam. Ale że akurat do "Soboty", niekoniecznie (jakoś Bursa nigdy mnie nie pociągał). Po przeczytaniu tych paru wersetów doszłam jednak do wniosku, że to całkiem mądry facet był. A w najbliższą sobotę (ho, ho, ileż będzie wódki, ileż będzie piwa!), z pewnością będę miała małe miasteczka dokładnie tam, gdzie on!:)
UsuńA ja bardzo lubię i to mnie zgubiło, bo myślałem że wszyscy tak mają :P Obiecuję nie chodzić już tak bardzo opłotkami i walić prosto z mostu. A tu mój ulubiony.
UsuńDo czegóż to doszło: Bazyl zachęca do czytania poezji! I to, dodam, całkiem skutecznie. Chyba zaprzyjaźnię się z panem Bursą. Najwyraźniej za młodu byłam niewystarczająco cyniczna i pozbawiona złudzeń, ale teraz dojrzałam:P
UsuńPS. Przez Ciebie kupiłam dziś Komesa Potrójnego Złotego! Rewelacja, choć mocne toto okrutnie. Czuję się jednak wielce usatysfakcjonowana:))
Jestem człek pełen niespodziewanek :) A Bursę odkryłem i polubiłem w LO, czyżby cynizm był u mnie wrodzony? Albo może wcześnie dojrzałem :D
UsuńPS. Teraz to zazdraszczam cholernie, bo u mnie linii komesowej nie lzia i się mogę jeno oblizać. A żal tym większy, że ichniejszy porter zdobył jakowąś nagrodę za oceanem i bym posmakował czy słusznie. Ale nic to. Jutro jadę do Większego Miasta, to sobie zwiozę ze dwie nowe Pinty do popróbowania :D
Każdy jest pełen niespodziewanek, tylko potrzebuje chętnego, który by chciał je w nim odkryć. Taką przynajmniej mam życiową teorię:)
UsuńNie mam pojęcia jak to było u innych, ale ja w LO czytywałam raczej Poświatowską i Pawlikowską. Czego zresztą wcale nie żałuję.
PS. Zamiast zazdraszczać, pomyśl ile zaoszczędziłeś, bo to cholerstwo strasznie drogie! Porter w moim sklepie też był, ale dziś nie byłam w nastroju. Zresztą, jeśli jasne piwo ma 9% alkoholu, to ile - rany boskie! - może mieć ichni porter???
Mnie to w ogóle było nie po drodze z poezją. Chyba, że z jakimiś świństewkami w rodzaju pikantnego Fredry, ba, nawet Reja :P
UsuńPS. Jeśli człowiek chce się napić piwa, a nie siśków wiewiórki (czy to nie z serialowego "Adrana Mole'a"??), to musowo becelować. Pinta też do najtańszych nie należy. A z ciekawości, to ile ten komes? :)
Lepsza taka poezja niż żadna. Jak tak teraz na to popatrzę, to wtedy był najlepszy moment, żeby w ogóle chwycić za cokolwiek, bo potem, w wiecznym pędzie, pozostawało trzymanie się surowej prozy.
UsuńPS. 5,90 zł. Porter o zeta droższy. Pinty nie mieli, ale za to było mrowie a mrowie innych piw z lokalnych browarów, na widok których moje kolana miękły, jednak portfel kurczowo się zaciskał:(
I w LO to się człowiek nie wstydził strof dziewczęciu deklamować :P
UsuńPS. 5,90 to jak darmo. Ja chciałem spróbować fińskiej Pinty z jałowcem, ale za 8,90 to wolę dołożyć i nabyć buteleczkę jakiegoś czerwonego sowiniona z niższej półki. Co niekoniecznie znaczy gorszego od bordosa z medalami :P
Kto się nie wstydził, ten się nie wstydził. Moi licealni koledzy najchętniej deklamowali jakieś prawa fizyki albo inne podobne paskudztwa. Nadal zresztą są mało poetyccy, ale przynajmniej wreszcie można z nimi normalnie pogadać, to już coś!:P
UsuńPS. Ok, przyjmijmy że darmo. Jeszcze taniej wyszedł nabyty przy okazji niepasteryzowany Namysłów (3,90 zł) - polecam! A z winem w pełni się z Tobą zgadzam - za 13,99 PLN w Lidlu lub Biedronce można nabyć całkiem przyzwoite trunki:)
Czyżby mat-fiz? :D Niepasteryzowanego nie piłem, ale coś innego z Namysłowa nie zrobiło na mnie wrażenia. Swoją drogą, w latach mojej młodości niepasteryzowane piwo miało 14 albo wręcz 7 dniowy termin spożycia, a teraz ... :( W Biedrach są fajne wina, ale w tych malutkich punktach wybór jest słaby :(
UsuńPS. Wracając do Rowling, to już by miała kolejny stereotyp do opisania. Bo o czym rozmawiają Polacy pod wpisem o jej książce. O alko :P
Chodziłam do bardzo dziwnej klasy. Na tyle dziwnej, że na Twoje pytanie mogę odpowiedzieć: tak, to był między innymi mat-fiz, a w każdym razie od trzeciej klasy. Okres trwałości niepasteryzowanych faktycznie się wydłużył, ale bez przesady - te normalne są zdatne do picia przez jakieś 4-5 tygodni, to i tak mało.
UsuńPS. Faktycznie jakoś nam tak zeszło. Ale żeby od razu stereotypowo? O piwach za prawie dychę?:P
No fakt. To już nie stereotyp, to zakrawa o hipsterstwo :P
UsuńNie znasz dnia ani godziny! W życiu bym nie pomyślałam, że zostanę hipsterką, a tu proszę!:P
UsuńWszystkiego w życiu trzeba spróbować :D
UsuńJa o Rowling nie pisałem, że tak nawiążę. Ale jeszcze jej nie czytałem, więc wszystko przede mną.
OdpowiedzUsuńA o uczczenie matki moich dziatek zadbały placówki wychowawcze, każąc przygotować stosowne laurki. Wyrodny ojciec bowiem, czyli ja, zapomniał przedwczoraj wymusztrować dzieci i posadzić do smarowania kwiatów plakatówką na brystolu.
W kwestii meritum zaś: małych społeczności nie można przedstawić w zbyt krzywym zwierciadle, zawsze będzie ono zbyt gładkie :P
Ależ doprawdy, czemuż fakt nieprzeczytania książki Rowling uważasz za przeszkodę, nie pozwalającą o niej napisać?
UsuńPocieszę Cię, że nasz domowy ojciec dzieciom także nie stanął na wysokości zadania, albowiem po jego powrocie z pracy zostałam obdarowana przez dzieci przekazanym im ukradkiem bukietem goździków prosto z Lidla (podejrzewam, że tylko w Lidlu nie było kolejki). Cóż, ach cóż, zrobilibyśmy bez nieocenionych pań przedszkolanek?!:P
Z tymi małymi społecznościami to już sama nie wiem. W minionym tygodniu gotowa byłam bronić ich dobrego imienia, ale wspomniany wyżej weekend na wsi skutecznie pozbawił mnie jakichkolwiek złudzeń...
Doskonale wiem, że najlepsze recenzje wychodzą z książek, których się nie czytało, ale akurat Rowling bym chciał przeczytać. Więc jeszcze się wstrzymam z pisaniem.
UsuńNa Twoim miejscu bym tak nie postponował goździków z Lidla, bo ja nawet o tulipanach z Biedronki nie pomyślałem, więc gdyby nie panie z placówek, szczęście domowe byłoby zagrożone:P
Może nie psujmy sobie wieczoru debatami o małych społecznościach.
Rowling zdecydowanie warto przeczytać, choćby po to, by wiedzieć o czym piszą wszyscy inni:)
UsuńW konkursie na bardziej wyrodnego ojca i męża wygrałeś. Nie wiem jednak czy Ci gratulować...
A co do popsutego wieczoru: to mój ostatni przed podpisaniem cyrografu w banku. Naprawdę myślisz, że dyskusje o małych społecznościach mogą jakkolwiek pogorszyć sytuację?
O, wreszcie coś wygrałem :)
UsuńDzień przed podpisaniem cyrografu to ja się cieszyłem, że wreszcie mam za sobą te wszystkie upierdliwe formalności. A wizją 30 lat spłacania zacznij się martwić od jutra :P
Widzę, że dopraszasz się gratulacji, przyjmij więc zdawkowy uścisk dłoni:P
UsuńFormalności owszem, upierdliwe, choć nie powiem, żeby to był ich koniec - teraz jeszcze trzeba pobawić się z sądem i hipotekami, dopilnować, żeby jak najszybciej wykreślili co trzeba i wpisali jeszcze co innego. No i zacząć spłacać. I tak przez 20 (tylko?) lat. I po co mi to było, głupiej?
Tylko dwadzieścia? To się jeszcze na długo przed emeryturą wyrobisz ze spłatą :P A zabawy z sądem chyba Cię nie przerażają?
UsuńTaa, faktycznie, grunt to spojrzeć na to od właściwej strony:P Tylko dwadzieścia, hyc, i już zleci. I to nic, że będę wtedy stara i całkiem pomarszczona, nic zupełnie!
UsuńA zabawy z sądem owszem, przerażają. Nienawidzę. Pewnie dlatego, że wiem czym pachną.
No weź przestań, życie zaczyna się po sześćdziesiątce :D
UsuńMając na uwadze planowaną wysokość raty spłacanego do sześćdziesiątki kredytu, nie mogę nie przyznać Ci racji:P
UsuńNo widzisz :)
UsuńGdybyśmy byli bardziej wielokulturowi, to może bliżej byłoby nam do tych "strasznych mieszczan" Rowling? Założę się, że gdyby w moim 25-tysięcznym mieście skupić się na jednym z osiedli (zwłaszcza tych starszych), znalazłyby się podobne potworki. Jestem wręcz pewna.
OdpowiedzUsuńW pamięci zostało mi z lektury całkiem sporo, choć ocena nie uległa zmianie.;( Moja ulubiona scena to dr Jawanda z werwą klarująca sklepikarzowi, dlaczego nie powinien mieć takiego dobrego samopoczucia "na własny temat".;)
Z pewnością tak. Nasze potwory mają zupełnie inne twarze, ale niewątpliwie istnieją. Te wielokulturowe są jednak dużo bardziej fotogeniczne i lepiej wypadają w powieściach:)
UsuńPamiętam, że nie byłaś zachwycona. Mi się podobało, choć niewątpliwie należy ustawiać tę książkę raczej na półce "bardzo dobre czytadło", a nie "wybitna powieść".
Nie byłam zachwycona, bo jednak tych potworności Rowling nagromadziła w moim odczuciu za dużo. Nadmiar goryczy szkodzi, podobnie jak nadmiar słodyczy.;(
UsuńMimo wszystko uważam, że to coś więcej niż b. dobre czytadło, bo stawia kilka ważnych pytań. Za jakieś 100 lat być może będzie niezłym materiałem do badania obyczajowości brytyjskiej w małej miejscowości.;)
Dużo, nie dużo. Sama też napisałam o nadmiernie krzywym zwierciadle, ale jakby się tak skupić, to pewnie - jak już pisano wyżej - żadne lusterko nie okazałoby się zbyt krzywe. To chyba raczej my wolimy wierzyć, że nie jest aż tak strasznie, jak nam się czasem wydaje. Sama trzymam się wersji, że do mnie (zawodowo) trafiają wyłącznie złe przypadki, a cała reszta ludzi (czyli jakieś 90%) jest w porządku:)
UsuńJednak jeśli chodzi o pytania, które Rowling stawia, to powiem szczerze, że mam problem z wymyśleniem jakież to. Ja widzę w tej powieści raczej tylko lusterko, a ono nie zwykło nikogo o nic pytać.
Pytanie choćby takie: utrzymywać osiedle wyrzutków społecznych czy nie? Na czym powinna polegać skuteczna pomoc społeczna? Odbierać matkom pokroju p. Weedon dzieci czy nie?
UsuńOwszem, czytelnik może postawić sobie takie pytania, ale czy sama Rowling o to pyta? Inteligentny czytelnik zaduma się nawet nad książką pani Michalak czy innej Kalicińskiej, ale zrobi to niejako obok lektury, a nie dzięki niej. Ale być może ostatnio naczytałam się za dużo zaangażowanej literatury faktu, stąd mój sceptycyzm wobec"Trafnego wyboru".
Usuń