No i nadszedł! Wymarzony,
wytęskniony.
Urlop.
Poprzedniego
dnia obudziłam się o świcie zlana zimnym potem, ze świadomością, że oto nadszedł Ostatni
Dzień W Pracy Przed Urlopem. Dzień, w którym trzeba było zrobić wszystko, czego nie
zrobiło się przez ostatnie miesiące, a oprócz tego odpowiedzieć na liczne maile i pisma, rozesłać setki następnych, przekazać obowiązki… To dzień, który
trwał dłużej niż wszystkie inne, będąc zarazem co najmniej o 24 godziny za
krótkim.
Gdy obudziłam się następnego dnia, bladym świtem, bo przez ostatnie tygodnie
weszło mi to w krew, najpierw rozpromieniłam swe oblicze („nie idę do pracy,
hura!”), a zaraz potem oblałam się zimnym potem („rany julek, jutro wyjeżdżam,
muszę się spakować!”).
Ze zgrozą w oczach rozejrzałam się wokół, rozpaczliwie wypatrując pomocnej dłoni.
Wysunęła się z archiwalnego numeru miesięcznika „Ty i ja”, z lipca 1965
roku.
Dzięki
niemu przypomniałam sobie, że tak samo jak pięćdziesiąt lat temu, tak i
dzisiaj w walizce prawdziwej kobiety nie może zabraknąć odpowiedniego kostiumu
kąpielowego.
Do
wyboru: „klasyczny kostium pływacki (…)
wykonany ściegiem pończochowym, który dobrze obciska sylwetkę wpływając podobno
na jej optyczne wyszczuplenie”
oraz
kostiumy służące do „zabawy w chowanego
za pomocą intarsji koronkowych, siatkowych z helanko”.
Niestety,
w mojej szafie brak zarówno helanko (czymkolwiek by ono było), jak i tkanin
wykonanych ściegiem pończochowym. Może uda mi się jednak przez noc wydziergać
cokolwiek szydełkiem, pocieszając się przy tym, że nie tylko – jak pięćdziesiąt
lat temu – „minęła bezpowrotnie moda na ogromne,
strojne czepki pływackie”, ale i niemodne stały się czepki „tradycyjne, sportowe, ale bardzo wesołe w
kolorach: w groszki, w paski, w kratkę.”
Dzięki
syrence z reklamy zamieszczonej na drugiej stronie miesięcznika wiem też, że wybierając
się na plażę nie mogę zapomnieć zabrać ze sobą olejku do opalania „SOLEX”. Anna
Lechicka w felietonie kosmetycznym ze strony pięćdziesiątej piątej zwróciła ponadto moją uwagę na fakt, że „człowiek kieruje
się zespołem złożonych uczuć. Umiar, umiarem, ale dochodzi do tego absolutna
konieczność wywołania silnego wrażenia po powrocie do miasta. Chodzi o te
wszystkie okrzyki: „Ach, co za wspaniały koloryt!” Również w samotne godziny
przyjemnie zajrzeć do lusterka i stwierdzić, że wita nas w nim brązowa
dziewczyna w niczym niepodobna do tej zimowej, przedwiosennej czy nawet
wiosennej. To wzmacnia na duchu. (…) Niestety, ta euforia odchodzi wraz z
łuszczącą się skórą, dobre jednak i tyle”.
Niestety,
zarówno syrenka, jak i pani Lechicka nie udzielają żadnych porad osobom, które
– jak ja – jednoczesny kontakt ze słońcem i słoną wodą przypłacają silną
reakcją alergiczną. Choć może za takową można uznać uwagę, że „w tych warunkach potrzebny jest fetysz,
który doda pewności siebie, ułatwi przejście z grupy zalęknionych i nieśmiałych
do grupy zdobywczej.”
Nie
wiem, czy uda mi się jednocześnie dziergać i szukać, ale będę się starać.
Zadanie
mam ułatwione, bo mogę nie kłopotać się przynajmniej ostatnim punktem programu.
„Najcenniejszą pamiątką z urlopu, wycieczki
czy uroczystości rodzinnej są ładne zdjęcia” przypomina redakcja „Ty i Ja”,
dodając że „korzystając z usług ORS
możesz zakupić na dogodnych warunkach ratalnych aparaty fotograficzne produkcji
krajowej (…) wpłacając tylko 10% wartości gotówką”. Z kolei „aparaty fotograficzne z importu (…)
zakupisz, wpłacając zaledwie 20% wartości gotówką”.
Jako
posiadaczka aparatu fotograficznego z importu (swoją drogą, dziś nie ma chyba
innych?), nabytego w całości za gotówkę, czuję się prawie jakby bogata.
Obiecuję więc,
że na urlopie będę robić wyłącznie ładne zdjęcia. A kiedy wrócę, kto wie, może
zdam relację z fetyszowych poszukiwań?
Bądźcie
czujni!
Odpoczynku, wypoczynku, ładnej pogody, światła (do zdjęć) oraz zregenerowania wszelkich sił ! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo:) Liczę zwłaszcza na to ostatnie, bo zdaje się być chwilowo najbardziej potrzebne.
UsuńZastanawia mnie, czy pod słowem FETYSZ nie ukrywa się jakaś wakacyjna znajomość czyli coś, na co wszyscy w młodości liczyliśmy, wyjeżdżając z rodzicami na nudne wczasy FWP :)
OdpowiedzUsuńNie można tego wykluczyć. Sama do dziś pamiętam pewnego blond młodzieńca z Tychów:) Kiedyś było jednak prościej - można było zadzierzgnąć więzi podczas wspólnego posiłku w ośrodkowej stołówce. Teraz, w dobie wyjazdów indywidualnych, trzeba radzić sobie inaczej:P
UsuńJestem przekonana, że i bez wydzierganego stroju zrobisz furorę, dokądkolwiek się nie udasz :) Miłego i przede wszystkim dłuuuuuuugiego urlopu życzę, obgryzając z zazdrości paznokcie, że ja dopiero ... we wrześniu. Już dziś zaczynam dziergać..
OdpowiedzUsuńUrlop w tym roku faktycznie wyjątkowo długi, ale - niestety - przede wszystkim z uwagi na planowaną już prawie zaraz przeprowadzkę. Furorę będę robić głównie w gronie licznych dzieci, z którymi będę spędzać urlop - pewne jest więc, że ilekroć w ich oczach zobaczę zachwyt, będzie on szczery:)
UsuńCzas do września z pewnością upłynie bardzo szybko. A do tego czasu, ho, ho, jakież to cuda można wydziergać!:P
Czyżbym zatrudniła się w roli opiekunki na koloniach/obozie? W takim razie powinnam życzyć,nieco krótszego urlopu.. Ale ponieważ uważam, że momarta i nie z takimi trudnościami dawała sobie radę to i tym razem wyjdzie zwycięsko z tego wyzwania, jak również wyzwania przeprowadzkowego.
UsuńPierwsze wyzwanie już za mną - jak widać, przeżyłam:) Kolonie/obóz nie wchodzą w grę, bowiem nie spełniam najważniejszego wymogu stawianego opiekunom: jestem za stara. Obserwowałam liczne grupy kolonijne bawiące nad morzem i ani razu nie udało mi się odgadnąć, kto tam jest wychowawcą, a kto wychowankiem - nikt nie wyglądał na mającego więcej niż 18 lat....
UsuńA u mnie było tradycyjnie - kilka matek i dość liczne stado ich pociech. Coś w rodzaju objazdowego domowego przedszkola:P
Miało być "czyżbyś":)
OdpowiedzUsuńDomyśliłam się:) Swoją drogą, to irytujące że nie można niczego poprawić w komentarzu.
UsuńA zatem życzę udanego wypoczynku! Wracaj ze słitfociami (bo tak się teraz mówi o ładnych zdjęciach z urlopu) :-)
OdpowiedzUsuńŻyczenia uważam za spełnione:) Słitfoci nie mam prawie wcale, bo tegoroczny urlop upłynął mi pod hasłem "nie chce mi się". Nie chciało mi się więc także wyciągać aparatu/komórki.
UsuńFantastycznych zdjęć, które będzie można oglądać zimą! I odpoczynku - po przeprowadzce będzie niezbędny! Trzymaj się! :))
OdpowiedzUsuńJak napisałam już wyżej - ze zdjęciami raczej słabo, ale za to mamy nadprodukcję tych z ubiegłorocznych wakacji, więc może się wyrówna:) Za to odpocząć, odpoczęłam znakomicie!
UsuńZbieraj siły na akcję "Przewóz". Ja na razie stosuję słynny sposób a la ohara :P A tak w ogóle to miłego :D
OdpowiedzUsuńZbierałam, zbierałam. Cóż z tego, gdy natychmiast po powrocie przeszłam na tryb "oharowy". Mam zresztą wrażenie, że gdy zacznę się pakować teraz, to będę miała zły humor i pandemonium przez dwa tygodnie, a gdy będę to olewać (co właśnie czynię), spakuję wszystko w trymiga w jeden dzień, w czasie którego nie będę miała czasu zastanawiać się nad tym, czy mam zły humor, czy raczej dobry. I będzie to ów dzień, gdy O'Hara dowie się, że jutro właśnie nadeszło:P
UsuńU mnie tryb oharowy na dłuższą metę nie zadziała. Pora gruntować i malować, a samo się nie zrobi :(
UsuńNiektórzy to mają przechlapane:( Może jednak dzięki temu przy malowaniu mniej nachlapiesz?
UsuńMiałem myśl, żeby uruchomić Teścia, który parał się sztuką malarstwa pokojowego, ale wtedy "mniej nachlapiesz" totalnie traci rację bytu :P
UsuńI tam, od razu. Trzeba tylko nieco pokombinować. Zawsze przecież możecie sobie chlapnąć przy robocie:P
UsuńJakby Ci to ... ? To już lepiej zakombinować z wiadrem farby ustawionym na środku pokoju i petardą doń wrzuconą. No i głowy rano nie urwie, bo z Teściem, jeśli chodzi o spożycie, nie chodzimy jednak w tych samych kategoriach :P
UsuńWnoszę z tego, że nie masz zbyt wysokiego mniemania o umiejętnościach swojego Teścia... Zły prognostyk dla mnie - teoretycznie za tydzień wchodzi do nas profesjonalna ekipa remontowa. Biorąc pod uwagę, że muszą wykuć parę dziur tu i ówdzie, a następnie pomalować całość, niewykluczone że do robocizny doliczą sobie koszt nabycia kilkudziesięciu petard, względnie kilograma dynamitu:(
UsuńUmiejętności przednie, bo i tempo i dokładność, ale Teść jest ze starej szkoły, której motto brzmi: "Przecież to nie ja będę sprzątał" :) Kucie dziur to zawsze traumatyczne przeżycie. Z drugiej strony skoro na placu będzie już dynamit ... I pamiętaj, jeśli fachman mówi, że mimo że coś Ci się nie podoba, to ostatecznie będziesz zadowolona, to nigdy mu nie wierz. Nie będziesz :(
UsuńMam wrażenie, że fachowcy, którzy myślą o wszystkim nie istnieją. Mój własny ojciec działa niezwykle dokładnie, dbając zarazem o porządek wokół, jednak robi to w tempie godnym ślimaka.
UsuńFachmanów przerobiłam w swoim życiu już wielu, więc doskonale wiem o czym mówisz. Tym razem nie mam więc zbyt wygórowanych oczekiwań, a poza tym całość uzgodnień zrzuciłam na męża, więc będę miała komu ciosać kołki na głowie:)
Kończymy rozmowę o fachowcach, bo żeby sobie podnieść ciśnienie, to wolę na rowerze pojeździć :P
UsuńJazda rowerem podnosi ciśnienie? Moje na pewno nie, ale może dlatego, że rzadko zjeżdżam z górki na pazurki.
UsuńDawno już nie zaglądałem do podręcznika biologii, ale zdaje się, że każda aktywność fizyczna kończy się podniesieniem ciśnienia. A może tętna? Głowy nie dam :)
UsuńJak na moją (też mocno nieświeżą) wiedzę, chodzi o tętno. A może to tylko ja mam patologicznie niskie ciśnienie?:(
UsuńW każdym razie, o fachowcach - koniec! :D
UsuńAleż proszę uprzejmie: mówisz, masz. Cisza w eterze.
UsuńMilego wypoczynku!
OdpowiedzUsuńDzięki!
Usuń