wtorek, 1 września 2015

1 września, czyli jak odnaleźć właściwą motywację

1 września, ósma rano. Po domu przesuwają się posępnie trzy postacie.

Ojciec i matka myślą o horrorze, który właśnie się rozpoczyna i trwać będzie kolejnych dziesięć miesięcy.

Starszy rozpacza nad utraconą wolnością.
„- Bo mój problem – cedzi przez zęby – polega na tym, że ja strasznie nie lubię się uczyć.

Matka otrząsa się z żałobnego letargu i wygłasza krótkie przemówienie na temat tego, jak ważna jest motywacja i że na pewno Starszy, o ile tylko się skupi, znajdzie jakiś powód, dla którego uzna, że warto się będzie uczyć choćby jednego przedmiotu.
Starszy patrzy pustym wzrokiem w przestrzeń. Nagle ożywia się.
- Zdecydowałem się. Będę się uczył angielskiego.
- To świetnie! – mówi Matka – a co Cię do tego przekonało?
- Bo wiesz, jak byliśmy na wakacjach, to na tym kempingu był taki Filip, który dobrze znał angielski. I on przez tydzień miał aż dwie dziewczyny.

Matka schodzi ze sceny.

37 komentarzy:

  1. Wow! To jest motywacja. Moi odliczali już dni do rozpoczęcia szkoły, razem ze mną zresztą :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można by powiedzieć, że lepsza taka niż żadna, ale chyba jednak wolę żadną:(
      U mnie radosny tylko Młodszy, wysłany do szkoły niepublicznej. Cały podekscytowany, podskakujący i niemogący doczekać się pierwszego "prawdziwego" dnia w szkole. A ja obgryzam paznokcie, martwiąc się, żeby ta szkoła tego nie spieprzyła. Zbyt dobrze pamiętam Starszego, który też nie mógł się doczekać, a teraz jest typowym polskim szkolnym produktem uczniopodobnym.

      Usuń
    2. Młodszy do innej szkoły niż starszy chodzi? I jakie wrażenia z niepublicznej?

      Usuń
    3. Do innej. Po pierwszym pół roku w czwartej klasie zrozumiałam, że trzeba szukać gdzie indziej, choć nie ukrywam że do końca miałam wątpliwości. Nadal zresztą mam, ale poszły konie po betonie.
      Wrażenia na razie jak najlepsze, ale miarodajne będą pewnie za jakieś pół roku. A potem po pierwszym pół roku czwartej klasy, bo w szkole Starszego w klasach I-III było ok, dopiero teraz się zaczęło. Z Młodszym poszliśmy jednak w edukację poniekąd alternatywną, bo montessoriańską. Doszłam do wniosku, że jeśli mam obracać się w tradycyjnym prusko-polskim szkolnym modelu, żonglując tylko szkołami (publiczna i ewentualnie która publiczna, czy prywatna), to będziemy kręcić się w kółko. Czas pokaże czy mam rację.

      Usuń
    4. Dzięki! Jak na razie Młodszy jest jedynym spośród znanych mi sześciolatków, które w tym roku poszły do szczecińskich szkół, który nadal chodzi do szkoły z przyjemnością i nie narzeka na nudę. Dziś np. przywitał mnie okrzykiem: "A dlaczego już po mnie przyjechałaś?!" Dodam, że była 16.15, podczas gdy rano został odstawiony o 7.45...

      Usuń
  2. Rośnie następny męski szowinista, zgroza! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie, nie, Na razie tylko kiełkuje. Ale ja te kiełki zduszę w zarodku!:P

      Usuń
    2. To nie możesz już dłużej zwlekać - "patriarchalną potrzebę dominacji" widać jak na dłoni :-)

      Usuń
    3. A jak to będzie po angielsku?:P

      Usuń
    4. Nie chcę tego sztukować słowo po słowie bo niekoniecznie oddawałoby to sens, a nie pamiętam tego wyrażenia w oryginale, w każdym razie to jeden z moich ulubionych cytatów z "W sieci" :-).

      Usuń
    5. Czyżby ktoś stłumił Cię w zarodku i motywacja do nauki angielskiego Ci sklęsła?:P
      I żeby nie było, że się naśmiewam: ja też nie wiem jak to jest po angielsku. To raczej źle, bo powinnam umieć rozpoznawać wroga!

      Usuń
    6. To wszystko dlatego, że nie miałem odpowiedniej motywacji - żaden z moich kolegów nie miał dwóch dziewczyn przez tydzień :-)

      Usuń
    7. A już Brassens śpiewał, że kumple to grunt. Jak widać czasem niepewny.

      Usuń
    8. Dlaczego niepewny - po prostu żaden z moich kolegów nie był tak uzdolniony jak kolega Twojego syna :-) ale to były też i inne czasy, kiedy szczytem szczęścia było ponieść za dziewczynę jej tornister :-)

      Usuń
    9. Aż mi się łza w oku zakręciła jak sobie przypomniałam tę ówczesną młodocianą dżentelmeńskość! A dziś? Zgroza i masakra. I nie wiem czy chodzi tylko o to, że my kobiety same to sobie zrobiłyśmy, czy raczej o to, że świat schamiał (takie na przykład dzieci mówiące "dzień dobry" komukolwiek można policzyć na palcach).

      Usuń
    10. Starsze pokolenia od wieków narzekały na młodsze, wiadomo... "za moich czasów" itp. ale chyba jest coś na rzeczy w tym co piszesz. Widzę reakcję osób, gdy przypominam synowi "co się mówi" gdy ma za coś podziękować i gdy mówi dziękuję - uśmiech i miłe zaskoczenie, widać, że nie jest to już zwrot powszechnie stosowany, niestety. Ale to wszystko z domu...

      Usuń
    11. Z domu, z domu, niestety. Sama próbuję wychować kolegów mojego syna - od roku po odczekaniu dobrej chwili (daję im szansę) mówię im "dzień dobry" pierwsza. Na razie nie przynosi to jednak efektów, czemu się wcale nie dziwię, bo gdy spotykam ich idących z rodzicami, żaden z nich nie odzywa się ani słowem, czego rodzice absolutnie nie zauważają. Pewnie dlatego moi synowie, zazwyczaj mówiący i "dzień dobry", i "dziękuję", ba! i nawet "proszę", mają już spore fankluby, złożone głównie ze starszych pań:)

      Usuń
    12. Potwierdzam, wszystko się zgadza w całej rozciągłości, może z tym wyjątkiem, że dziękuję syna robi też wrażenie na młodej obsłudze wszelakich bud z lodami, goframi itp. itd. ma więc wymiar, że tak powiem, międzypokoleniowy :-)

      Usuń
    13. Jako starsza pani dołączam do fanklubu twoich synów, a co tam, niech se ma tych dziewczyn kilka na tydzień (mnie to nie wadzi), ale za dzień dobry wiele wybaczę, zwłaszcza, że w pracy mija mnie dzień w dzień na korytarzu lekko licząc dwadzieścia lat młodszy kolega, który ani nie mówi dzień dobry, ani nie odpowiada dzień dobry. Przyznam, że ja się głupio czuję mijając go kilka razy dziennie, bo aż mi się ciśnie na usta pozdrowienie, ale mi głupio, bo ile można...

      Usuń
    14. Marlow: ten wymiar międzypokoleniowy dobrze rokuje. Może pójdą za nim przez naśladownictwo? Tylko najlepiej jakby wrzucił filmik z mówienia "dziękuję" na You Tube, inaczej nie da rady.

      Guciamal: dziękuję, dopisuję Cię do listy. Na szczęście na razie nie pobieramy składek klubowych:) A problemy z takimi co mijają w pracy bez słowa, udając do tego że są głusi, też znam. Ciekawe tylko czemu to my czujemy się jakoś głupio a nie oni?

      Usuń
  3. :-D Motywacja równie dobra, jak każda inna - na początek ;-). Z czasem na pewno pojawi się lepsza (zna się trochę to życie...). Trzymam kciuki za Starszego, żeby odnalazł również motywacje do uczenia się pozostałych przedmiotów, i za Młodszego - by nie zatracił entuzjazmu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepszą motywację to on już miał (tę najlepszą z możliwych, bo naturalną chęć poznawania świata), ale dzięki szkole szlag ją trafił. Nie wiem czy ją znajdzie - ani chybi może pomóc tu tylko święty Juda Tadeusz, patron spraw trudnych i beznadziejnych:(
      Kciuki za Młodszego trzymam i ja - oby nie podążył w ślad za bratem!

      Usuń
  4. Najważniejsze, że ma motywację ;-)

    Będzie dobrze! Jesteśmy profesjonalistkami!
    [Powtarzam sobie od paru dni - damy radę, damy radę... ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie na ile jest ona silna?
      I jak sobie przypomnę co czułam 1 września, gdy sama chodziłam do szkoły i porównam to z tym, co czuję teraz, mam wrażenie, że kompletnie nie wiedziałam wtedy co to jest strach i groza... Ale masz rację: będzie dobrze, będzie dobrze!

      Usuń
  5. Starszy ma motywację a Wy Drodzy Rodzice już myślcie, gdzie zabierzecie go na wakacje. I pamiętajcie - to musi być kraj, gdzie wykorzysta swą wiedzę (czyt. znajomość języka obcego!).
    :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm. Można by połączyć przyjemne z pożytecznym, licząc na to, że może on nas wówczas kiedyś - jako zgrzybiałych staruszków - zabierze w jakieś inne miejsce, w którym będzie można wykorzystać ten język. Marzy mi się Gwadelupa - czas zapisać go na francuski!:P

      Usuń
  6. Mógłbym napisać epopeję - szkoła vs synowie, ale sobie oszczędzę. Ja liczę, że się wciągną w nietłumaczone RPGi i siłą rzeczy ruszą na angielski. Bo cholerne LEGO lokalizuje swoje gry jak leci :P A żeby dziewczyny... to na razie jeszcze nie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się zbieram, jestem już bliska eksplozji - może nie popełnię epopei ale wybuchowe haiku na pewno.
      Mój Starszy też podobno absolutnie nie jest zainteresowany dziewczynami. Jak widać wystarczy mu jednak trochę pogrzebać w motywacji i wychodzi szydło z worka...
      I tak, gry komputerowe są naszą główną językową nadzieją. Szkoda tylko, że nie uczą się przy tym wymowy ("mamo, a co to znaczy "loading"?, wymówione tak jak się pisze, wyjątkowo działa mi na nerwy)

      Usuń
    2. A ja wolę jak przychodzą z "loadingiem" niż w ogóle :P Poprawiam swoją fatalną angielszczyzną, a potem puszczam nagranie z netu :) Poza tym, z wyjątkiem WoT, mam tak samo :(

      Usuń
    3. Marna to pociecha, wybacz:(

      Usuń
  7. Motywacja idzie w parze z zainteresowaniem, bez zainteresowania danym tematem chyba nie da się zmotywować do działania. Nie da się motywować do czegoś czego się nie lubi, chyba, że będzie za to jakaś nagroda wtedy jest jeszcze szansa na motywację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, jakoś tak to idzie. Cóż, kiedy polska szkoła w jej klasycznym wydaniu nie tylko nie potrafi zainteresować żadnym tematem, ale jeszcze i tłumi jakiekolwiek przejawy zainteresowania czymkolwiek.
      A przytoczony przeze mnie dialog z własnym synem w rzeczywistości był dłuższy.Z mojej strony padło, i owszem, m.in. stwierdzenie: "pomyśl, może wybierz sobie coś, co najbardziej interesuje". W odpowiedzi usłyszałam: "Mnie interesuje tylko World of Tanks". Jak nic, muszę posłać go do szkoły dla czołgistów, tyle że dziesięciolatka mogą jeszcze do niej nie przyjąć...

      Usuń
  8. Zastanawiam się nad tym, jaką motywację mają moi.
    Mim, wiadomix - musi sie uczyć angielskiego i przyrody, bo chce zostać koniecznie sławnym podróżnikiem.
    Mat - hm... chyba chodzi do szkoły z hasłem - im szybciej pójdzie, tym szybciej przyjdzie. W domu zajmuje się swoim hobby. Chyba hobby osładza życie i lukruje wszystko inne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że ja martwię się przede wszystkim dlatego, że wiem, że Starszy mógłby być całkiem inny - gdyby nie szkoła. Cztery lata temu przebierał nogami z radości, że tam idzie, był ciekawy świata, wszystko chłonął z rozdziawioną buzią. Teraz wszystko jest nudne i bez sensu (poza World of Tanks), nie rozumie po co ma się uczyć (i szczerze powiedziawszy czasem ja też nie wiem po co ma się uczyć tego wszystkiego i w takiej formie jak proponuje to szkoła). To co sprawiało mu przyjemność, zostało mu obrzydzone (w pierwszym półroczu czwartej klasy wystarczająco dużo razy usłyszał, że "teraz tego nie przerabiamy").
      I doprawdy, nie o szkołę tu idzie, tylko o to, aby dostrzegł sens w robieniu czegokolwiek (poza graniem w World of Tanks). Ale może za dużo wymagam.

      Usuń