niedziela, 27 września 2015

D.Pilkey "Kapitan Majtas", czyli dlaczego należy czytać dzieciom i sobie o glutach, kupach i gaciach

Ustalmy fakty (przy czym załóżmy, że odnoszą się one głównie do dzieci płci męskiej, gdyż na współczesnych dzieciach płci żeńskiej niestety znam się słabo):

- dla większości uczniów podstawówek (i nie tylko podstawówek, niestety) szkoła jest najgłupszym i najnudniejszym miejscem na świecie, choć ma jedną zaletę (patrz niżej);
- większość uczniów podstawówek uważa, że w szkole można przetrwać tylko dlatego, że chodzą do niej także najlepsi kumple, dzięki którym czas tam spędzany (o ile odpowiednio się go wykorzysta) nie będzie czasem straconym;
- większość uczniów podstawówek uwielbia historie o glutach, kupach, gaciach i innych tego rodzaju rzeczach, o których dobrze wychowany dorosły co najwyżej milczy;
- większość uczniów podstawówek nie czyta książek, a jeśli już musi to zrobić, najchętniej sięga po te z dużym drukiem i możliwie największą ilością obrazków.

Gdy zebrać te wszystkie fakty do (nie bójmy się użyć właściwego słowa) kupy, okazuje się że ten post to ni mniej, ni więcej tylko robota dla… Kapitana Majtasa!



Tu parę słów o Kapitanie Majtasie. 
Jest on:
- szybszym niż strzelająca gumka od majtek,
- silniejszym od bokserek,
- i umiejącym robić różne rzeczy (np. przeskakiwać wieżowce) bez rozdzierania sobie gaci w kroku dorosłym, łysym facetem, ubranym wyłącznie w gacie (majtasy) oraz zrobioną z byle czego (np. z zasłony) pelerynę.

W rzeczywistości (tzw. realu) Kapitan Majtas jest wstrętnym i pozbawionym jakichkolwiek ludzkich cech dyrektorem szkoły podstawowej im. Jeremiego Horwitza. Nosi tupecik, absolutnie nie ma poczucia humoru, a jego ulubionym zajęciem jest uprzykrzanie życia uczniom swojej szkoły, a zwłaszcza George’owi Beardowi i Haroldowi Hutchinsowi.

W kolejnych częściach opowieści o Majtasie, a w Polsce wydano ich dotychczas siedem (i to dawno temu), schemat jest zawsze ten sam:






- George (to ten po lewej, ostrzyżony na jeża i w krawacie) i Harold (to ten drugi, w koszulce i z wielką szopą włosów) robią głupie kawały, wskutek czego ściągają na siebie szkolne problemy,














- George i Harold rysują komiks,






w naszym domu Kapitan Majtas
zazwyczaj wygląda tak






- sytuacja się komplikuje, wobec czego do akcji musi wkroczyć kapitan Majtas,










- następuje seria niewyobrażalnych zdarzeń z udziałem niezupełnie typowych bohaterów, jak chociażby krwiożercze klozety, niewiarygodnie nikczemne kucharki z kosmosu, straszna superkobieta czy zasmarkany cyborg,











- w trosce o dobro czytelników sceny skrajnej przemocy zawsze umieszczane są – po uprzednim ostrzeżeniu – w ruchomych obrazkach;











- po czym wszystko dobrze się kończy. Choć nie wiadomo na jak długo i czy zaraz znów się nie zacznie.







Kiedy usłyszałam o Kapitanie Majtasie po raz pierwszy (a było to niedawno), ukradkiem się skrzywiłam. Gdy wypożyczałam z biblioteki jedną z części i musiałam głośno poprosić o pomoc w odnalezieniu na półce książki mającej w tytule „inwazję krwiożerczych klozetów”, mówiłam najcichszym z możliwych szeptów, rozglądając się trwożnie na boki.

Gdy tylko zaczęłam wspólną z moimi dziećmi lekturę, wiedziałam że kapitan Majtas będzie odtąd także i moim bohaterem.

I nie chodzi o to, że zaśmiewałam się z glutów, śmiesznych imion i nazwisk (bohaterem czwartej części jest profesor Pupon Pofajdanek) czy innych tego rodzaju tanich, adresowanych do dziesięciolatków chwytów (choć skłamałabym, gdybym powiedziała, że żaden glut mnie nie rozśmieszył).
Nie chodzi też o to, że nie lubię dużo czytać, a najbardziej na świecie lubię komiksy (choć komiksy, owszem, cenię wysoko).
Po prostu lubię inteligentne historie, w których pozornie nie chodzi o nic (a w każdym razie nie o nic mądrego), a jednak można z nich wyczytać bardzo wiele, przy okazji uszczęśliwiając lekturą dzieci.




Weźmy taki początek czwartej części:

Wszyscy nauczyciele mają już wyrobione zdanie o George’u i Haroldzie.
Ich wychowawczyni uważa, że cierpią na ZN. Zdaniem szkolnej psycholog przypadłością jest ZDUN. Natomiast dyrektor szkoły, pan Krupp, powtarza zawsze: „To po prostu ZŁE dzieci!”.
Ja jednak sądzę, że naszym bohaterom dolega po prostu ZSSN (Zespół Straszliwej Szkolnej Nudy).
Są to naprawdę całkiem mili, sympatyczni i inteligentni chłopcy. Jedyny problem polega na tym, że szkoła ich potwornie nudzi. Postanowili więc troszeczkę „ożywić atmosferę”, żeby wszystkim było weselej.


Nadszedł czas na puentę.

Gdybyż tak Kapitana Majtasa przeczytali wszyscy, nie tylko ci niemający problemów z darzeniem swych uczniów szacunkiem, nauczyciele.
Gdybyż zastanowili się czy przypadkiem ich najgorszym uczniom także nie dolega ZSSN (polecam zwłaszcza wychowawczyni Starszego, od której w ubiegłym tygodniu otrzymałam wiadomość o treści: „Jestem zaniepokojona! Pani syn dostał jedynkę ze sprawdzianu, a poza tym cały czas gada na lekcjach!”)
Gdybyż wyciągnęli wnioski z tego, że George i Harold – mimo że są zakałami całej szkoły – tak naprawdę robią dla innych więcej niż niektóre najgrzeczniejsze na świecie dzieci, pilnie i bez szemrania wykonujące wszelkie polecenia.

Sądzę, że najgorszym co mogłoby się wówczas stać, byłoby to, że wszyscy - a zwłaszcza uczniowie - byliby po prostu dużo szczęśliwsi.

Dav Pilkey „Kapitan Majtas. Przerażający plan Profesora Pofajdanka”, „Kapitan Majtas. Szał strasznej superkobiety”, „Kapitan Majtas. Wielka bitwa z zasmarkanym cyborgiem, część 1: Noc obrzydliwych glutów z nosa”. Tłumaczenie Piotr Jankowski. Egmont Polska, Warszawa 2003 i 2004.

PS. Wydawnictwo Egmont, które (pomijając książki „filmowe”) wykonuje naprawdę dobrą robotę jeśli chodzi o literaturę dla dzieci, wydało swego czasu pierwsze siedem części historii o Majtasie. Od tego czasu autor napisał – jeśli się nie mylę – kolejne cztery. Może nadszedł już czas na wznowienia i kontynuację?

PS.PS. O Majtasie dowiedziałam się i trzy wyżej wymienione części mogłam przeczytać dzięki niezawodnej MoWi! Dzięki! 

PS.PS.PS. Powodem dla którego w tym tygodniu nie było historycznego postu z „Przekrojem” jest całkowity brak czasu. Czasem chciałabym napisać też o jakiejś książce, a niestety nie jestem ostatnio w stanie pisać częściej niż raz w tygodniu. Upraszam o wybaczenie!

29 komentarzy:

  1. Och... naprawdę odetchnęłam z ulgą, że spodobał Ci się Kapitan Majtas! Bo że chłopakom się spodoba nie wątpiłam! ;-)
    Teraz jest nas już więcej i możemy słać meile do wyd. EGMONT z prośbami o wznowienie tej serii. Na moje już dwa nie odpisali... Ale nie poddaję się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę słała! W wolnej chwili. Czyli nie wiem kiedy:(

      Usuń
  2. Ad. PS.PS.PS - rozumiem tak bardzo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozumiesz. Choć i smucę zarazem, że Ty też. U mnie to dramat jakiś jest. Nie jestem jeszcze w stadium spania po cztery godziny na dobę (gdyż doszłam do wniosku, że zaczynam być za stara na takie ekstrawagancje), ale zdecydowanie nie ogarniam. Niczego.

      Usuń
  3. Problem polega na tym, żeby znaleźć książki z glutami, w których jest choć ciut więcej niż gluty właśnie. Dlatego wzdragam się na razie przed choćby serią o Doktorze Proktorze Nesbo. Nauczony złym doświadczeniem z jakimś polskim cyklem, podczas czytania którego stawały mi włosy na głowie, teraz książki, co do których mam wątpliwość czytam wpierw sam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My zasadniczo książek z glutami i glutach czytamy bardzo mało, wręcz wcale. W tym jednak przypadku wcale nie żałuję, że MoWi udało się przełamać mój opór. A Nesbo niespecjalnie mnie przekonuje jako pisarz dla dorosłych; czemu więc miałby przekonać mnie jako autor książek dla dzieci?

      Usuń
    2. Ja tam Hole'a dość polubiłem i ciągle sobie obiecuję, że doń wrócę, ale siakoś tak ... Natomiast nie lubię Läckberg i jej książki dla dzieci też omijałem, więc rozumiem :D

      Usuń
    3. Nawet nie próbuję sobie wyobrazić jak strasznie dramatycznie beznadziejna musi być dziecięca książka Lackberg, nie mówiąc już o podjęciu próby podania jej dzieciom!

      Usuń
    4. Nie musisz sobie wyobrażać. Można poczytać opinie innych :D W tej chwili zresztą ten problem jest już chyba poza mną, bo mi chłopstwo wyrosło :D

      Usuń
    5. Rzuciłam okiem na opinie i uważam, że zrobiłam aż nadto. Sądzę więc, że nie musisz się zbytnio kłopotać tym, że brakuje Ci odbiorców dzieła:)

      Usuń
    6. Nie kłopotam. Do biblio dotarło prawie 80 nowych książek dla dzieci :)

      Usuń
    7. Prawie 80? O matko! Zazdraszczam! (choć tak naprawdę to nie wiem kiedy mielibyśmy to wszystko przeczytać. Liczba nieprzeczytanych książek dla dzieci w moim własnym domu zaczyna niebezpiecznie zbliżać się do trzycyfrowej...)

      Usuń
    8. Dostaliśmy dotację, więc było szaleństwo :P A domowych mam mało (nikt nie chce mi dać dotacji), więc na spokojnie przerabiamy w czasie rzeczywistym. No i Starszemu nie chce się czekać na głośne czytanie z Młodszym i jak go coś wciągnie po pierwszym rozdziale, to bierze knigę i kończy sam :) Ale chciałbym mieć Wasz dylemat (trzycyfrowej??!!).

      Usuń
    9. Ja też bez dotacji, ale najwyraźniej nie potrzebuję, skoro nie przerabiam tego, co zakupuję. Niestety, ciągle przerabianie to polega na tym, że muszę sama kłapać paszczą, bo młodzież sama z siebie garnie się raczej słabo. I tak, owszem, trzycyfrowej. Nie mam czasu, by policzyć dokładnie, ale czuję i widzę, że jeśli nawet jeszcze nie dobiliśmy do setki zaległości, to jesteśmy bardzo blisko:(

      Usuń
    10. uff, a martwiłam się, że mam coś nie tak z głową, bo ciągle dokupuję nowe książki i nie nadążam. Przerobiłam stadium spania po 4h i zasypiania w połowie zdania, co po kilku dniach skończyło się na EKG... latka lecą :-( "infrastruktura" wydajniejsza już nie będzie :-).
      Dzięki za Kapitana Majtasa- poszukam.... Moja starsza (8) już patrzy na mnie podejrzliwie, bo zatowarowałam ją co najmniej na rok (1,5 ?) ...(właśnie do pełnego koszyka dorzuciłam jeszcze Wakułę- dzięki za podpowiedź).
      Przy okazji tematów fizjologicznych - co sądzicie o "Psiej kupie" Kwon Jeon-Saeng? Koreańska przypowieść o szacunku i sensie istnienia. Niby ok, dzieciom się spodobało, zrozumiały przekaz, ale dla mnie trochę patetyczna. Personifikacja psiej kupy jest z jednej strony urocza, ale trochę dziwna. A...... to znowu ja (ta od koziołka :-))

      Usuń
    11. Ja wachluję trzema kartami WBP i trzema GBP (która nie ustępuje ofertą tej pierwszej) i w ten sposób mam półkę książek do czytania z Młodszym, bo Starszy poszedł już w swoją własną, czytelniczą "długą" (kończy V tom "Baśnioboru" i czyta przy śniadaniu, co sprawia, że mi się cisną wyrazy, ale kurczę, kto z nas jest bez winy ..., więc milczę :P ). Nie mam jakiejś wielkiej potrzeby posiadania, a nasz księgozbiór (duży i mały), jest skromną ilościowo zbieraniną przypadkowych zakupów. Ale dobrze mi z tym. Doskonale wpisuje się w moje chaotyczne życie :D Z bliskich fizjologii chłopakom bardzo podobały się "PUPY".

      Usuń
    12. Ja jak na razie zapisana jestem (plus dwójka dzieci także) do dwóch filii biblioteki w moim poprzednim mieście. Spoglądam jednak tęsknie i w stronę Książnicy Pomorskiej, i w stronę filii szczecińskich. Być może rozwiązałoby to moje problemy pt. skąd wziąć kasę na te wszystkie fajne książki dla dzieci oraz: gdzie trzymać te wszystkie fajne książki dla dzieci. Obawiam się jednak, że problem trzeci czyli: "kiedy przeczytać te wszystkie fajne książki dla dzieci" tylko by się pogłębił, toteż na razie nie odważyłam się na pogłębienie więzi z bibliotekami.
      Starszy niestety samodzielnie czyta słabo, w sensie: niechętnie. Pochłonął w zasadzie tylko Jędrka (Skarżycki i Leśniak), reszta idzie mu jak krew z nosa. Nawet Wakuła, do którego ostatecznie się zabrał i który - jak twierdzi - bardzo mu się podoba, ale więcej niż dwa rozdziały dziennie jakoś nie czyta. W tym tempie daleko nie zajedziemy:(
      A z fizjologicznych znam tylko kreta, któremu ktoś narobił na głowę i chyba na tym poprzestanę.

      Usuń
    13. Poprzednie było do Bazyla, bo wydawało mi się, że drugi komentarz jest w innym miejscu, więc proszę o wybaczenie faux pas. Teraz nadrabiam:)
      Z szukaniem Majtasa będzie słabo - najprędzej chyba w jakichś światłych bibliotekach, bo na allegro były (teraz nie sprawdzałam) tylko w jakiejś zabójczej cenie. Z Wakuły polecam jeszcze wspomnianego wyżej (choć nie z tytułu) "Jagiełłę pod prysznicem". Zalecam jednak ostrożność i umiar, bo z doświadczenia wiem, że zachłyśnięcie się polecankami na blogach zawsze kończy się tak samo. Pustką w portfelu.
      "Psiej kupy" nie znam. Wschodnie podejście do życia jest jednak zupełnie inne niż nasze i nie jestem pewna, czy jestem gotowa na odbiór. Moje geny pochodzą jednak raczej z zachodniej strony Odry niż z wschodniej...

      Usuń
  4. Historie o "glutach, kupach i gaciach" przemawiają również do przedszkolaków płci dziewczyńskiej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz, to jest już cenna informacja badawcza!

      Usuń
  5. Przetestuje na płci żeńskiej w podobnym wieku i dam znać. u nas humor fekalny itp trzyma się dobrze i wszelkie Doktory Proktory i Radki Szkaradki są lubiane.

    Agnieszka K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Radkach Szkaradkach w życiu nie słyszałam! A wyników testowania jestem ciekawa - koleżanki Starszego zdają się preferować nieco inną tematykę książek (w każdym razie te, które cokolwiek czytają).
      PS. I pamiętam o weekendzie, ale nie mam czasu pomyśleć. Odezwę się na priv!

      Usuń
  6. U nas tematyka wszelaka. Najczęściej obyczajowo - przygodowa, ale dobrze się ma przyrodnicza, detektywistyczna no i fekalna właśnie ;)
    A znacie niedawny wypust Zakamarków "Antykwariat pod błękitnym lustrem" i "Trzynasty gość"? Moja dziesięciolatka bardzo chwali. Wreszcie Zakamarki wydały też coś dla starszych.

    A w sprawie weekendu - czekam :)
    Agnieszka K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Antykwariat" przeczytany przez Starszego (przeze mnie nie) i przyjęty z zadowoleniem. "Trzynastego gościa" jeszcze nie czytał. Chwilowo najbardziej gustuje w opowieściach wojennych (najlepiej o czołgach), a jeśli nie wojennych, to chociaż krwistych i z "momentami". Staram się więc nie wybiegać moimi prognostyczno-czytelniczymi myślami zbyt daleko do przodu...

      Usuń
  7. Jako matka męska powinnam się orientować w tak wysublimowanej literaturze chłopięcej, a tu nic. Echo we mnie wpadło i obija się o ścianki. Sama chciałabym przeczytać! Jestem tylko trochę większym chłopcem.
    Supermajtas pluszankowy piękny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę lubisz o glutach i kupach? I o tym napisałaś konkursową książkę?! (czytałam Twój post, ale nie miałam czasu i siły, by cokolwiek napisać. Trzymam jednak kciuki. Nawet za gluty i kupy:P)
      Tak na poważnie jednak, pocieszę Cię: ja też nie słyszałam dotąd i nie słyszałabym pewnie nadal, gdyby nie wspomniana wyżej koleżanka MoWi. Twój Mat jest wprawdzie starszy niż mój Starszy, ale i tak jesteś usprawiedliwiona, bo Majtas ukazywał się gdy Mat absolutnie nie był dla niego targetem, toteż skąd mogłaś wiedzieć, nieprawdaż?
      Supermajtas jest tak naprawdę w całości moim autorskim tworem (nawet białe gacie też moje:P). Zazwyczaj w takim stroju (tyle że we własnych, a nie moich, gaciach) ganiają po domu moje własne dzieci (ok, wspólne z mężem, ale i tak moje). Jak jednak pewnie rozumiesz, niespecjalnie chcę znaleźć ich zdjęcia na stronach z pornografią dziecięcą:(

      Usuń
    2. Już się zdenerwowałam, że nosisz gacie w rozmiarze XXS! Ale wiesz, mam takiego wielkiego misia w domu i moje gacie byłyby w sam raz! Ale oczywiście zdjęcia nie zamieszczę, masz rację, jeszcze bym wylądowała na stronach zoofilskich!
      No wisz, z tymi glutami, w końcu każda matka chłopców musi być chłopakiem. W książce co prawda nie ma kup, ale przecisnął się jeden bąk :)

      Usuń
    3. Co do gaci: bez obaw, one są misiokurczliwe! Poza tym, choć może na zdjęciu nie widać, miś jest naprawdę duży (niech ląduje na stronie zoofilskiej, trudno).
      Uwaga na temat matek chłopców ze wszech miar trafna. Bąki też puszczam:P
      I tak sobie teraz pomyślałam, że do ogłoszenia wyników to chyba jeszcze kupa czasu. No trudno, zdrętwieję, a nie puszczę!

      Usuń