sobota, 22 września 2012

Konopnicka i Lutczyn, czyli przy sobocie o praniu





„Pucu! Pucu! Chlastu! Chlastu!
Nie mam rączek jedenastu,
Tylko dwie mam rączki małe,
Lecz do prania doskonałe.”







Są rzeczy, o których nie mówią kobietom w szkole rodzenia.
Jedną z nich jest to, że fakt bycia Matką pociąga za sobą także dalej idącą przemianę.
W Szopa Pracza.

źródło zdjęcia: Wikipedia

Odkąd jestem Matką, jedną z ważniejszych czynności jaką zawsze mam do wykonania w domu jest Pranie.
Czynność tę trzeba wykonywać permanentnie, gdyż choćby jednodniowa przerwa powoduje gwałtowne spiętrzenie się stosów brudnej odzieży oraz powstanie przeciążeń na sznurach. Trzeba więc stale zachowywać czujność i pustą pralkę, dbając jednocześnie o stałą dostępność miejsca do suszenia.

„ Umiem w cebrzyk wody nalać,
Umiem wyprać... No... I zwalać,
Z mydła zrobię tyle piany,
Co nasz kucharz ze śmietany...”

Piorę, więc jestem; jestem, więc piorę.
Segreguję, przewracam na lewą stronę, rozwijam pracowicie zwinięte w maciupeńki kłębuszek skarpetki (w tym miejscu jako jedyna kobieta wśród trzech mężczyzn oczekuję wyrazów głębokiego współczucia), namaczam, zapieram, płuczę.

„I wypłuczę, i wykręcę,
Choć mnie dobrze bolą ręce.
Umiem także i krochmalić,
Tylko nie chcę się już chwalić!”

Integralną częścią prania jest też niestety wieszanie oraz – co gorsza – ściąganie i składanie oraz (tu apogeum nieszczęścia) prasowanie.
O ile przy tym ostatnią z tych czynności można spokojnie delegować na Ojca, o tyle trzy poprzednie muszą być wykonane osobiście przez Matkę, bowiem - jak uczy doświadczenie – pranie powieszone przez Ojca, a następnie przez niego ściągnięte i złożone, pomimo włożenia przezeń w te czynności całego serca i maksimum dobrej woli, okazuje się być absolutnie nieprasowalnym i nadaje się tylko do ponownego wyprania w celu rozprostowania.

„- A u pani? Jakże dziatki?
Czy też brudzą się manatki?
- U mnie? Ach! To jeszcze gorzej:
Zaraz zdejmuj, co się włoży!
Ja i praczki już nie biorę,
Tylko co dzień sama piorę!(…)”

Żebym choć miała pralkę „z okienkiem”! Wówczas przy okazji prania mogłabym być może ukoić skołatane nerwy, wpatrując się melancholijnie w kręcącą się, otuloną pianą odzież.  
Ba! Czasem tęsknie myślę nawet o czasach przedpralkowych, kiedy to kobiety szły prać nad rzekę. Fakt, jak posłuchać takiej Amalii Rodrigues, kiedy śpiewa o praniu nad rzeką Tag (La vava no rio, lavava") można zwątpić w przyjemność doznań (prałam i marzłam, i płakałam), ale zarazem można zobaczyć i dobre strony – możliwość bycia we wspólnocie kobiet, wykorzystania tego czasu na marzenia, śpiew, pragnienia.
To już nie te czasy, nie ten rytm życia.


Skąd o tym teraz?
Po pierwsze: kiedy piszę te słowa, jest sobota, a więc czas zintensyfikowania czynności pralniczych.
Po drugie: znalazłam starą książkę, którą dostałam jako dziecko. Sądzę, że dano mi ją dlatego, iż nikt z dorosłych jej nie przeczytał, oceniwszy najwyraźniej wyłącznie po tytule i radosnym obrazku na okładce, że się nada.


Pamiętam, że jako dziecko oglądałam ją tysiące razy, każdorazowo tak samo chichocząc. Teraz zastanawiam się, czy aby na pewno wiedziałam z czego się śmieję.
Jest to zbiór rysunków kilku wybitnych polskich rysowników: Bohdana Butenki, Antoniego Chodorowskiego Jerzego Flisaka, Szymona Kobylińskiego, Zbigniewa Lengrena, Zygmunta Zaradkiewicza i mojego ulubionego Edwarda Lutczyna.
Jak napisał w przedmowie Szymon Kobyliński, miała być to w założeniu „książka adresowana do rodziców i wychowawców, zawierająca zbiór dowcipów rysunkowych wybitnych polskich grafików-satyryków, przedstawiających różnorodne sytuacje wychowawcze, ukazane w krzywym zwierciadle.”
Kiedy teraz, po wielu latach ponownie obejrzałam te rysunki, myślę że ich twórcy może i nie zawsze mieli na myśli owe „sytuacje wychowawcze”, ale na pewno stworzyli coś, co ani trochę się nie zestarzało, pomimo że i dzieci, i ich rodzice całkiem inni.

rys.: Antoni Chodorowski

A kiedy doszłam do Edwarda Lutczyna, uświadomiłam sobie, że będąc dzieckiem nie znałam przytoczonego wyżej wiersza Marii Konopnickiej. Poznałam go dopiero niedawno, kiedy przez przypadek trafiła w moje ręce książeczka wydawnictwa Wilga.
O ile jednak Konopnicka, jak zwykle trąca dydaktycznym smrodkiem (gdyż wbrew pozorom jej wierszyk nie jest o dorosłych, tylko krzewi prawidłową postawę matek-praczek wśród młodocianych posiadaczek lalek), o tyle Edward Lutczyn idealnie rozpoznał moje obecne nastroje. Jego rysunek jest o mnie!
I nawet minę, kiedy piorę, mam taką samą…


„Żarty o dzieciach i dorosłych” Nasza Księgarnia, Warszawa 1980
Maria Konopnicka „Pranie”, wydawnictwo Wilga

20 komentarzy:

  1. Ależ się uśmiałam, choć to trochę śmiech przez łzy. Nie jestem matką, ale jestem kobietą, co oznacza, iż prozaiczna czynność prania nie jest mi obca. A właśnie w tej chwili jest ona szczególnie dotkliwą, gdyż padła mi pralka, a ja wróciłam z wakacji, co oznacza całą furę prania. Proszę cię nie waż się nawet marzyc o czasach przed-pralkowych. Ponieważ dopadło mnie choróbsko nie mam siły na pójście do sklepu i zakupienie maszyny piorącej, w związku z czym stoję na umywalką i piorę, piorę, piorę, piorę........ a kiedy skończę, tego nie wie nikt. Umywalka malutka, miejsca do suszenia niewiele, na balkonie zimno... Pucu, pucu, chlastu, chlastu i ja nie mam rączek jedenastu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i widzisz, a tak zadzwoniłabyś do mnie, ja rzuciłabym wszystko, skrzyknęła kupę koleżanek i poszłybyśmy z kijankami nad Radunię, co by doświadczyć wspólnoty:)) Ty, oczywiście, opatulona w szalik i z termosem z herbatą z rumem; my z samym rumem...
      Żartowałam oczywiście, choć nic nie jest takie jednowymiarowe - dzięki pralkom dużo zyskałyśmy, ale też coś straciłyśmy.
      A aktualnego stanu nie zazdroszczę. Może pranie zechce poczekać?

      Usuń
    2. To może w ramach wspólnoty skrzyknęłabym parę koleżanek, które by tymi kijami wymłóciły moje pranie, a ja w tym czasie pod pierzynką i z termoforkiem, z gorącą herbatką z rumem prześledziłabym, co tam nowego na blogach. Pranie nie bardzo chce czekać, bo jutro trzeba wyjść z domu, a w piżamce raczej nie wypada, no i trochę byłoby zimno. A psik.

      Usuń
    3. No, tak dobrze to nie ma - jak wspólnota, to wspólnota, żadnego wyłamywania się z pierzynką:)
      Jeśli jesteś garderobianą minimalistką, to faktycznie możesz mieć obecnie problem (mnie to nie dotyczy... A może by tak jakieś L-4?

      Usuń
  2. Poprę Guciamal w kwestii czasów przedpralkowych:PP Poczytaj sobie cudnej urody opis pralni paryskiej u Zoli "W matni", to ci przejdzie tłuczenie koszul kijanką na przybrzeżnych kamieniach:P Tam się "wspólnota kobiet" bynajmniej nie zachowywała wspólnotowo, to jakiś mit lansowany przez wyznawczynie gender:P Przy okazji, nie wiem, czy wiesz, ale ostatnio się okazało, że niechęć do czynności domowych to wina feministek, być może Ciebie też ta zaraza dotknęła: http://www.pudelek.pl/artykul/42935/rozenek_polki_nie_sprzataja_przez_feministki/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś poczytam, ale nie rzucaj się tak do gardła, drogi - jak sądzę - niepiorący mężczyzno:P (jeśli piorący, to z góry przepraszam, ale osobiście nie znam takiego żadnego, więc nie wierzę w istnienie takowych)
      A z panią Perfekcyjną, to sio mi stąd i to już! Raz w życiu zobaczyłam 10 minut jej programu i było to jedno z najdziwniejszych dziesięciu minut w moim życiu...

      Usuń
    2. Nie wiem, czy jestem piorący:P Umiem nastawić w pralce dowolny program i nie wrzucam czerwonej bluzeczki do białego. I sprawdzam kieszenie przed wrzuceniem do pralki:D I nie zapominam o waniszu:PP

      Usuń
    3. Cóż za szczęście, że z góry przeprosiłam:P Sądzę że podanie powyższych danych (z wytłuszczeniem informacji o waniszu) w anonsie matrymonialnym wywołałoby lawinę zgłoszeń:PP To tak tylko w ramach luźnych spostrzeżeń...

      Usuń
    4. Obawiam się, że moja żona tak łatwo nie odda takiego pralniczego skarbu jak ja:PP

      Usuń
    5. I wcale się jej nie dziwię:P Cóż za mądra kobieta!

      Usuń
  3. Oprócz obiecanego kiedyś uwarzenia kociołka zupy chętnie przyjadę z misją pralniczą, bo akurat nie reaguję wstrętem. Gorzej z prasowaniem. :(
    Rysunki Lutczyna bardzo lubię i żałuję, że ostatnio rzadko widuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, ja też tak jakoś ostatnio nie za bardzo sobie przypominam, abym cokolwiek Lutczyna gdzieś widziała. Bo np. Bohdan Butenko ma się całkiem przyzwoicie i chwała wydawcom za to. Ale Lutczyn? Na szczęście mam w domu jeszcze parę archiwaliów, więc mogę popaść oczy.
      A co do misji pralniczej, to obawiam się, że musiałaby wiązać się z przeprowadzką na stałe - co z tego, że doraźnie wszystko się upierze, jak natychmiast młodzież pobrudzi dwa razy tyle? :(

      Usuń
    2. Niestety, znalazłam tylko zdawkową notkę w Wikipedii. :(
      Jeśli przeprowadzka wiązałaby się faktycznie z transformacją w Szopa Pracza, czemu nie? Idzie zima i takie puchate futerko będzie jak znalazł. :)

      Usuń
    3. Poszperałam trochę i okazuje się, że pan Lutczyn ciągle aktywnie krąży po kraju. Poza tym w 2010 wydał coś takiego: http://www.bosz.com.pl/index.php?s=karta&id=318.
      No,i przypomniałam sobie, że dzieciaki mają świeżynkę "Kurczę blade" z Babaryby z jego ilustracjami! Czyli nie jest aż tak źle (co nie oznacza, że nie mogłoby być lepiej).
      O korzyściach w postaci futerka, płynących z bycia Szopem Praczem faktycznie nie pomyślałam:)

      Usuń
  4. Uwielbiam prać. No co poradzę, uwielbiam i nawet już te skarpetki ścierpię. Rozwieszać muszę sama, mąż nie rozwiesza, on wrzuca na sznurek, ech. Zdejmować też muszę sama, on nie zdejmuje, on zrzuca ze sznurka (ale i tak jest jednym z najlepszych mężów na świecie).
    Prawidłowe wieszanie i zdejmowanie w dużej części ELIMINUJE prasowanie! :)
    Nie lubię prasować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co do pracza, szopa: przypomniał mi się śliczny fragmencik, czy to było w "Smażonych zielonych pomidorach"? Otóż dzieci dawały zaprzyjaźnionemu szopowi krakersiki, szop leciał je umyć do starej patelni wypełnionej wodą, specjalnie dla szopa, po czym krakersiki nikły, a dzieci padały ze śmiechu widząc zdumioną minę szopa.
      :D

      Usuń
    2. To może ja jakaś nietypowa jestem z tym nielubieniem? Ale poczekam jeszcze chwilę, jak Ci kolejny "brudzacz" podrośnie i zobaczę, czy Twój entuzjazm trochę nie osłabnie...

      Opowieść o szopie boska - widomy znak, że nadmiar prania jednak szkodzi:P

      Usuń
  5. Z prac domowych pranie lubię najbardziej, prasowanie też, bo przy okazji jakiś film obejrzę i nie żal mi czasu marnować. A rozwieszanie odpada, bo mam suszarkę, aczkolwiek także tutaj nie warto wysyłać męża do wyjmowania z niej prania, bo można prać od nowa:) Za Lutczynem nie przepadam ale okładka książki wydawnictwa Wilga ilustracją rzuciła mnie na kolana:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o serię "Klasyka polska", to w dziedzinie ilustracji Wilga ma naprawdę spore osiągnięcia. Konkurentów do pierwszego miejsca w kategorii "najstraszniejszy potworek" jest aż nadto...

      Co do prania, wychodzi na to, że jestem osamotniona w swych odczuciach. Niedobra gospodyni domowa, niedobra! Prasowanie tolerowałam do czasu, do kiedy można było przy nim oglądać jedyne coś, co w ostatnich latach oglądałam, czyli kolejne odcinki "Gotowych na wszystko". Niestety, po definitywnym finale i tę szczątkową motywację szlag trafił:(

      Usuń