czwartek, 20 czerwca 2013

Nie jest dobrze, czyli jestem trendy

Zauważyłam, że ostatnio na blogach występuje trend polegający na informowaniu o tym, że nie jest dobrze.
Jako że tam gdzie trend, top i the best of, tam ja, natychmiast poczułam bezwzględną potrzebę poinformowania świata, że…
nie jest dobrze, oj nie.

Całe życie porządna i poukładana, teraz nie poznaję samej siebie.
Nie śpię zbyt wiele, nie czytam wcale (poza literaturą dla dzieci).
Nie pamiętam o niczym, czego sobie nie zapiszę, nie ustawiając jednocześnie przypomnienia w telefonie.
Nie sprzątam i nie gotuję, bo nie mam siły i czasu.
Widuję swoje dzieci głównie wieczorami, marząc o tym aby poszły już spać.

W ubiegłym tygodniu zapomniałam o zajęciach dydaktycznych, które prowadzę.

Parę dni temu usiłowałam sforsować szlaban w centrum handlowym. Nie chciał się podnieść, baran jeden. Na szczęście miły pan ze stojącego z tyłu samochodu zapytał delikatnie, czy jestem pewna, że opłaciłam bilet parkingowy. Nie opłaciłam.
Wrażenia z podchodzenia do stojących w kolejce do wyjazdu samochodów i proszenia ich kierowców o to, by zechcieli się uprzejmie cofnąć – bezcenne.

Wczoraj umówiłam się na pewne spotkanie. Przybyłam o czasie, jednak zastałam zamknięte drzwi. Zainterweniowałam telefonicznie. Po drugiej stronie słuchawki najpierw zapadła cisza, a potem padło nieśmiałe pytanie: a nie umawiałyśmy się na jutro?
Owszem, umawiałyśmy. Szkoda tylko, że zorganizowałam sobie wszystko tak, aby spotkać się wczoraj, nie zaś dzisiaj.
Dziś dwieście dwudziesta rocznica urodzin Aleksandra Fredry, o czym oczywiście nie wiedziałabym, gdyby nie Google Doodle.

Uczczę to święto małą parafrazą:
jeśli nie chcesz mojej zguby, szybciej urlop daj mi luby!

38 komentarzy:

  1. Ja bez urlopu tak się zachowuję. Nie chce mi się ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się chce, co z tego, kiedy nie mam jak:( Jeśli pracy nie ma - źle, jeśli jest jej za dużo - też źle. Nie można by trafić w środek?

      Usuń
    2. przegięcie albo w lewo, albo w prawo, niestety.

      Usuń
    3. Stańmy więc pośrodku i chwyćmy się za ręce! (upraszam o wybaczenie, ale o tej godzinie zaczynam bredzić)

      Usuń
  2. Dzieci są najbardziej kochane, kiedy śpią - mówi stara mądrość ludowa. Niedługo się wyprowadzą i nawet nie zadzwonią do matki, żeby powiedzieć, że nie chodzą głodne i obdarte. Wtedy się wyśpisz:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci nie przeszkadzają mi wcale, jeśli nie muszę myśleć o tym, że im szybciej pójdą spać, tym szybciej będę mogła usiąść do roboty, a im szybciej usiądę do roboty, tym szybciej będę mogła pójść spać. Ja lubię moje dzieci, jakbyś do tej pory nie zauważył:) (a zadzwonić na pewno nie zadzwonią, w ramach retorsji za ich aktualne lekceważenie)

      Usuń
    2. Skoro je jeszcze lubisz, to nie jest najgorzej :P Chmielewska napisała w autobiografii, że jak dzieci widzą, że rodzice rzetelnie harują, to robią się bezwonne i bezobsługowe, ale stwierdzam, że chyba trafiły jej się jakieś nietypowe egzemplarze.

      Usuń
    3. Jeśli dzieci robią się bezwonne i bezobsługowe, to znaczy że coś z nimi jest nie tak, jak dla mnie. Moje nie są przesadnie nachalne, chcą tylko aby jakkolwiek i choć trochę się nimi zająć:(

      Usuń
    4. dzieci są frapujące ogromnie, rankiem jak mam obudzić pięciolatkę i przygotować do przedszkola, nerwy mnie już biorą. Nie nadaję się na matkę.

      Usuń
    5. Zaciśnij zęby i postaw (jeśli chodzi o wstawanie) na młodsze potomstwo. U mnie ze Starszym były non stop awantury, Młodszy budzi się z pieśnią na ustach i promiennym uśmiechem.
      A na matkę nadajesz się tak samo, jak i ja, tyle że od bycia matką też czasem trzeba odpocząć.

      Usuń
    6. Nie pamiętam już kiedy miałam taki odpoczynek:)))
      Może ze Stasiem będzie lepiej, jest spokojniejszy i mniej porywczy niż Marysia. Ale jak na razie jej zachowanie mnie dobija.

      Usuń
    7. Czym prędzej zorganizuj więc opiekę ojca/babci/dziadka/kogosiętamdazłapać i zrób sobie choć parę godzin urlopu. Wiem po sobie, że wówczas poziom miłości do otaczającego świata od razu gwałtownie wzrasta:)
      A zachowanie dzieci? Cóż, najpierw jest bunt dwulatka, potem trzylatka, potem czterolatka, potem pięciolatka i tak jakoś się to turla aż do momentu, gdy się wyprowadzą...

      Usuń
  3. Oj, jak miło mi to czytać.... Piszesz o sobie czy o mnie? :-) Bez mojej komórki z przypominaczem i kalendarzem w laptopie dawno bym zapomniała o 90% spraw... A już gotowanie, sprzątania... czuję, ze to nie moja bajka :-)
    Dziś nie zawieźliśmy dziecka do ortodonty bośmy zapomnieli... itd, itp.
    Nie jest dobrze, oj nie jest... :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem pewna, czy teraz mi raźniej.
      Ja mam jeszcze trzy tygodnie do urlopu, a Ty? Liczę na to, że jakoś dociągnę, o ile mąż wcześniej nie złoży pozwu rozwodowego, a dzieci nie wyprowadzą się do dziadków. A potem... Ach, potem to będzie cudownie!

      Usuń
    2. A ja mam jeszcze 4 tygodnie do urlopu.... Ale nagrodą są 4 tygodnie WOLNEGO! Cieszę się i boję, bo wiadomo... Z dwójką dzieciaków urlop ma różne odcienie :-)

      Usuń
    3. Ja mam 5 tygodni - to będzie istna rozpusta!
      Odkąd dwa lata temu z przyczyn losowych wylądowałam na wakacjach sama z dwójką (o dwa lata młodszych niż teraz) dzieci i było super, nic nie jest mi straszne, więc może i odcienie różne, ale wszystkie tęczowe:)

      Usuń
  4. Ja chyba już nudna jestem, bo pisałam o tym kilka razy; jeszcze kilka lat temu było źle, z niczym nie nadążałam, urlopu nie brałam, itp, itd. Dziś okoliczności się nie zmieniły, ale ja się zmieniłam, zmieniłam podejście i priorytety i jest mi dobrze. Tylko chyba nie bardzo się mogę porównywać z zasadniczego powodu- braku dzieci. A że młyn w pracy taki, że zapominam, czy już sporządziłam dokument i sporządzam go po raz drugi :( to inna sprawa, pocieszam się, że nie ja jedna odliczam dni do końca miesiąca, kiedy padnę i będę spała trzy dni. Mylenie godzin/ dni spotkań, wizyt mam nagminnie (zanim zamknę drzwi od gabinetu lekarza już nie pamiętam na kiedy się umówiłam :() tyle, że nie wiem już, czy to nadmiar pracy, czy lat. I też nie miałabym nic przeciwko wypośrodkowaniu (żeby każdy miał pracę i czas na jej wykonanie).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pisałaś, pisałaś, ale jak widać, mało pojętna jestem. Ale urlopy biorę, więc może jest dla mnie nadzieja?
      Nienawidzę zbliżającego się końca półrocza. Jeszcze bardziej nienawidzę tego, że 1 lipca nie będzie wcale lepiej i wcale się nie wyśpię. Tu punkt dla Ciebie.
      Wiek chyba nie ma wiele do rzeczy, jeśli chodzi o takie zapominanie, jak to które jest naszym udziałem. Coraz bardziej skłaniam się bowiem ku teorii, że nasze mózgi zostały zaprojektowane w epoce 1.0, dlatego mają śmiesznie małą pojemność. W moim nie mieści się już absolutnie nic:(

      Usuń
    2. Nadzieja jak mówią umiera ostatnia, więc jak najbardziej nie będę pozbawiała cię ... nadziei. Gdyby mnie ktoś te kilka lat temu powiedział, że może być inaczej, że tydzień przed końcem tego piekła pojadę spokojnie, bez protestów i wyrzekania na 2 godziny na naradę do warszawy (spędzając 12 godzin w aucie), bez nerwów, kiedy ja to wszystko zrobię to nie tylko bym nie uwierzyła, ale jeszcze obraziła bym się na takiego osobnika a co bym sobie o nim pomyślała - nie wspomnę. Tak więc jest nadzieja :) No chyba, żeby nie ...:( Bo to na dwoje babka wróżyła. Ja się 1 lipca wyślę, ale na urlop idę dopiero w październiku :( i tylko się łudzę, że przez wakacje będę mogła pracować w takim tempie, w jakim pracowało pokolenie moich rodziców :)

      Usuń
    3. W wakacje ten plan może się powieść. Poza tym decydenci w większości na urlopach, więc nie nękają idiotycznymi pytaniami, na które odpowiedzieć trzeba zawsze na wczoraj.
      Do października bym nie dożyła, jestem tego pewna. Kiedy sobie przypomnę, że w czasach przeddzieciowych chodziłam na urlop zawsze po 15 sierpnia, wydaje mi się to opowieścią z gatunku s-f.

      Usuń
    4. No widzisz, jest coś coś, czym cię pocieszyłam- idziesz na urlop wcześniej niż dopiero w październiku i tego się trzymaj

      Usuń
    5. Gdybym miała czas, natychmiast zrobiłabym sobie taki kalendarz jak żołnierze służby zasadniczej albo więźniowie i codziennie odcinałabym jeden odcinek!
      Jeśli Ty będziesz potrzebowała pocieszenia przed październikiem, wal śmiało, postaram się odwdzięczyć i także wyciągnę pomocną dłoń!:P

      Usuń
    6. Ja co roku na trzy miesiące (100 dni) przed robię kalendarz urlopowy -liczę dni robocze i skreślam i właśnie uświadomiłam sobie, że mogę go sobie 1 lipca zrobić i skreślać dni:)- czyli już mnie pocieszyłaś, ale jakby co to adres znam :)Dobrej nocki życzę i spadam

      Usuń
    7. U mnie dni robocze, to też soboty i niedziele, więc może i dobrze, że nie mam czasu na robienie kalendarza.
      Zazdraszczam możliwości spadnięcia już. Ja dopiero za jakieś 1,5 godziny, jak dobrze pójdzie...

      Usuń
  5. Urlop? Buahahahahahahahaha!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A możesz rozwinąć? Jesteś już na urlopie i naśmiewasz się z nas, biednych? Jesteś w stanie przedurlopowym, wobec czego śmiejesz się potępieńczo? Przypadkiem opowiedziałam dowcip?

      Usuń
    2. Jestem w stanie niemaszansnaurlopowym, więc jest to typowy śmiech przez łzy. W dodatku w wakacje wezmę sobie na grab przedsięwzięcie, o którym już dziś wiem, że mnie pod każdym względem przerośnie. Słowem - lipa :(

      Usuń
    3. Ale jakżeż to tak? I żadnych preferencji urlopowych dla ojców dziatwy w wieku szkolnoprzedszkolnym?
      Jedno co dobre, to to że cienia nie powinno Ci zabraknąć: i lipa (siądź gościu, a odpocznij sobie), i grab (a pod grabem leży drab?:P)

      Usuń
    4. Długo by pisać. Zostawmy temat i przejdźmy do rzeczy milszych. Lipy zawsze mnie rozczulały i nawet ostatnio, na wycieczce rowerowej, rozsiadłem się pod jedną taką, olbrzymią i przyznać muszę, że w niczym mistrz Jan nie skłamał. Co prawda jeszcze nie pora na zapach kwiecia i pszczół brzęczenie, ale cień - piękności. Bardzo lubię też wierzby, a sentyment do nich wiedzie się z moich wakacyjnych pobytów u dziadków, bo rów posesji obsadzony był właśnie wierzbą białą. Z czasem część się zestarzała i wywróciła. Dwa pnie długo leżały, próchniejąc, wzdłuż wjazdu za dom i służyły jako czołgi, okręty i inne takie, dla okolicznej dziatwy. A grab to mi się jeno z "pancernymi" kojarzy. :D

      Usuń
    5. Ja brzoza, ja brzoza! Widzę że kolegę romantyczny nastrój naszedł, to czym prędzej listkami zaszumię i witkami pogłaszczę:)
      A taką wywróconą wierzbę, a nawet dwie, to chętnie widziałabym gdzieś w bliskiej okolicy. Dziatwa byłaby zachwycona, bo póki co musi wspinać się na jakąś nędzną dziką śliwkę.

      Usuń
    6. Jak już jesteśmy przy brzozie, to dodam, że zlikwidowano mi sklepik, w którym kupowałem pięciolitrowe banie oskoły z żurawiną :( W innym aspekcie mam brzozą przesyt :P

      Usuń
    7. Oskoły, powiadasz? Sprawdziłam, więc zrozumiałam, ale nie obiecuję że zapamiętam. Ale spożywanie oskoły w takich ilościach to dla zdrowotności czy przyjemności? Wyznam z cicha, że jakoś nie próbowałam...
      Co do przesytu brzozą - teraz będzie już chyba tylko lepiej. Ja na szczęście na brzozę nie kicham, za to nienawidzę tego drobnego cholerstwa, które rozsiewają po moim mieszkaniu, jeśli tylko choć na moment uchylę okno. Podobne emocje budzi we mnie chyba jeszcze tylko to białe z topoli:(

      Usuń
    8. I dla zdrowotności i dla przyjemności, bo świetnie gasi pragnienie. Ja zaś się przyznam, że mam ochotę wypróbować kwas chlebowy, ale u mnie na wiosce nie ma, a nie wiem który dobry ze sklepowych.
      Pisząc inny aspekt, miałem raczej na myśli martyrologię, ale aspekt alergiczny też działa na nerwy :P

      Usuń
    9. W ubiegłym roku namiętnie kupowałam jeden rodzaj kupnego kwasu, który był dobry, ale zdążyłam zapomnieć który:) Jeśli będę przy okazji w sklepie, w którym występował, to sprawdzę i dam znać, ale pamiętam, że był strasznie drogocenny:(
      O martyrologii nie pomyślałam, bo od pewnego czasu dla własnego zdrowia psychicznego przestałam zwracać uwagę na taki aspekt brzozy. Ale istotnie, przesyt pełen.

      Usuń
  6. O matkozcórką.
    Szczepienie mam na dzisiaj małej, na śmierć zapomniałam, właśnie sobie przypomniałam. Ale by było :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nosz normalnie, jeszcze trochę i uznam, że przyznając się do demencji, działam na chwałę ludzkości, a me słowa odwracają bieg nieuchronnych wydarzeń!:P
      (Szczepienia? Nie lubimy! Zwłaszcza ich aspektu finansowego)

      Usuń
    2. No działasz, działasz. Poszliśmy, zaszczepiliśmy, dwa wkłucia nasze i 120 zł nie nasze.
      Dzięki za tą notkę, hehe.

      Usuń
    3. Ach, to nic wielkiego! Robię tylko, co do mnie należy... - szepnęła skromnie, trzepocząc rzęsami.:P

      Usuń