Zauważyłam, że ostatnio na
blogach występuje trend polegający na informowaniu o tym, że nie jest dobrze.
Jako
że tam gdzie trend, top i the best of, tam ja, natychmiast poczułam bezwzględną
potrzebę poinformowania świata, że…
nie jest dobrze, oj nie.
Całe życie porządna i
poukładana, teraz nie poznaję samej siebie.
Nie śpię zbyt wiele, nie
czytam wcale (poza literaturą dla dzieci).
Nie
pamiętam o niczym, czego sobie nie zapiszę, nie ustawiając jednocześnie
przypomnienia w telefonie.
Nie sprzątam i nie gotuję,
bo nie mam siły i czasu.
Widuję swoje dzieci głównie
wieczorami, marząc o tym aby poszły już spać.
W ubiegłym tygodniu
zapomniałam o zajęciach dydaktycznych, które prowadzę.
Parę
dni temu usiłowałam sforsować szlaban w centrum handlowym. Nie chciał się
podnieść, baran jeden. Na szczęście miły pan ze stojącego z tyłu samochodu
zapytał delikatnie, czy jestem pewna, że opłaciłam bilet parkingowy. Nie
opłaciłam.
Wrażenia
z podchodzenia do stojących w kolejce do wyjazdu samochodów i proszenia ich
kierowców o to, by zechcieli się uprzejmie cofnąć – bezcenne.
Wczoraj
umówiłam się na pewne spotkanie. Przybyłam o czasie, jednak zastałam zamknięte
drzwi. Zainterweniowałam telefonicznie. Po drugiej stronie słuchawki najpierw
zapadła cisza, a potem padło nieśmiałe pytanie: a nie umawiałyśmy się na jutro?
Owszem,
umawiałyśmy. Szkoda tylko, że zorganizowałam sobie wszystko tak, aby spotkać
się wczoraj, nie zaś dzisiaj.
Dziś
dwieście dwudziesta rocznica urodzin Aleksandra Fredry, o czym oczywiście nie
wiedziałabym, gdyby nie Google Doodle.
Uczczę
to święto małą parafrazą:
jeśli nie
chcesz mojej zguby, szybciej urlop daj mi luby!
Ja bez urlopu tak się zachowuję. Nie chce mi się ....
OdpowiedzUsuńMi się chce, co z tego, kiedy nie mam jak:( Jeśli pracy nie ma - źle, jeśli jest jej za dużo - też źle. Nie można by trafić w środek?
Usuńprzegięcie albo w lewo, albo w prawo, niestety.
UsuńStańmy więc pośrodku i chwyćmy się za ręce! (upraszam o wybaczenie, ale o tej godzinie zaczynam bredzić)
UsuńDzieci są najbardziej kochane, kiedy śpią - mówi stara mądrość ludowa. Niedługo się wyprowadzą i nawet nie zadzwonią do matki, żeby powiedzieć, że nie chodzą głodne i obdarte. Wtedy się wyśpisz:P
OdpowiedzUsuńDzieci nie przeszkadzają mi wcale, jeśli nie muszę myśleć o tym, że im szybciej pójdą spać, tym szybciej będę mogła usiąść do roboty, a im szybciej usiądę do roboty, tym szybciej będę mogła pójść spać. Ja lubię moje dzieci, jakbyś do tej pory nie zauważył:) (a zadzwonić na pewno nie zadzwonią, w ramach retorsji za ich aktualne lekceważenie)
UsuńSkoro je jeszcze lubisz, to nie jest najgorzej :P Chmielewska napisała w autobiografii, że jak dzieci widzą, że rodzice rzetelnie harują, to robią się bezwonne i bezobsługowe, ale stwierdzam, że chyba trafiły jej się jakieś nietypowe egzemplarze.
UsuńJeśli dzieci robią się bezwonne i bezobsługowe, to znaczy że coś z nimi jest nie tak, jak dla mnie. Moje nie są przesadnie nachalne, chcą tylko aby jakkolwiek i choć trochę się nimi zająć:(
Usuńdzieci są frapujące ogromnie, rankiem jak mam obudzić pięciolatkę i przygotować do przedszkola, nerwy mnie już biorą. Nie nadaję się na matkę.
UsuńZaciśnij zęby i postaw (jeśli chodzi o wstawanie) na młodsze potomstwo. U mnie ze Starszym były non stop awantury, Młodszy budzi się z pieśnią na ustach i promiennym uśmiechem.
UsuńA na matkę nadajesz się tak samo, jak i ja, tyle że od bycia matką też czasem trzeba odpocząć.
Nie pamiętam już kiedy miałam taki odpoczynek:)))
UsuńMoże ze Stasiem będzie lepiej, jest spokojniejszy i mniej porywczy niż Marysia. Ale jak na razie jej zachowanie mnie dobija.
Czym prędzej zorganizuj więc opiekę ojca/babci/dziadka/kogosiętamdazłapać i zrób sobie choć parę godzin urlopu. Wiem po sobie, że wówczas poziom miłości do otaczającego świata od razu gwałtownie wzrasta:)
UsuńA zachowanie dzieci? Cóż, najpierw jest bunt dwulatka, potem trzylatka, potem czterolatka, potem pięciolatka i tak jakoś się to turla aż do momentu, gdy się wyprowadzą...
Oj, jak miło mi to czytać.... Piszesz o sobie czy o mnie? :-) Bez mojej komórki z przypominaczem i kalendarzem w laptopie dawno bym zapomniała o 90% spraw... A już gotowanie, sprzątania... czuję, ze to nie moja bajka :-)
OdpowiedzUsuńDziś nie zawieźliśmy dziecka do ortodonty bośmy zapomnieli... itd, itp.
Nie jest dobrze, oj nie jest... :-)
Nie jestem pewna, czy teraz mi raźniej.
UsuńJa mam jeszcze trzy tygodnie do urlopu, a Ty? Liczę na to, że jakoś dociągnę, o ile mąż wcześniej nie złoży pozwu rozwodowego, a dzieci nie wyprowadzą się do dziadków. A potem... Ach, potem to będzie cudownie!
A ja mam jeszcze 4 tygodnie do urlopu.... Ale nagrodą są 4 tygodnie WOLNEGO! Cieszę się i boję, bo wiadomo... Z dwójką dzieciaków urlop ma różne odcienie :-)
UsuńJa mam 5 tygodni - to będzie istna rozpusta!
UsuńOdkąd dwa lata temu z przyczyn losowych wylądowałam na wakacjach sama z dwójką (o dwa lata młodszych niż teraz) dzieci i było super, nic nie jest mi straszne, więc może i odcienie różne, ale wszystkie tęczowe:)
Ja chyba już nudna jestem, bo pisałam o tym kilka razy; jeszcze kilka lat temu było źle, z niczym nie nadążałam, urlopu nie brałam, itp, itd. Dziś okoliczności się nie zmieniły, ale ja się zmieniłam, zmieniłam podejście i priorytety i jest mi dobrze. Tylko chyba nie bardzo się mogę porównywać z zasadniczego powodu- braku dzieci. A że młyn w pracy taki, że zapominam, czy już sporządziłam dokument i sporządzam go po raz drugi :( to inna sprawa, pocieszam się, że nie ja jedna odliczam dni do końca miesiąca, kiedy padnę i będę spała trzy dni. Mylenie godzin/ dni spotkań, wizyt mam nagminnie (zanim zamknę drzwi od gabinetu lekarza już nie pamiętam na kiedy się umówiłam :() tyle, że nie wiem już, czy to nadmiar pracy, czy lat. I też nie miałabym nic przeciwko wypośrodkowaniu (żeby każdy miał pracę i czas na jej wykonanie).
OdpowiedzUsuńNo pisałaś, pisałaś, ale jak widać, mało pojętna jestem. Ale urlopy biorę, więc może jest dla mnie nadzieja?
UsuńNienawidzę zbliżającego się końca półrocza. Jeszcze bardziej nienawidzę tego, że 1 lipca nie będzie wcale lepiej i wcale się nie wyśpię. Tu punkt dla Ciebie.
Wiek chyba nie ma wiele do rzeczy, jeśli chodzi o takie zapominanie, jak to które jest naszym udziałem. Coraz bardziej skłaniam się bowiem ku teorii, że nasze mózgi zostały zaprojektowane w epoce 1.0, dlatego mają śmiesznie małą pojemność. W moim nie mieści się już absolutnie nic:(
Nadzieja jak mówią umiera ostatnia, więc jak najbardziej nie będę pozbawiała cię ... nadziei. Gdyby mnie ktoś te kilka lat temu powiedział, że może być inaczej, że tydzień przed końcem tego piekła pojadę spokojnie, bez protestów i wyrzekania na 2 godziny na naradę do warszawy (spędzając 12 godzin w aucie), bez nerwów, kiedy ja to wszystko zrobię to nie tylko bym nie uwierzyła, ale jeszcze obraziła bym się na takiego osobnika a co bym sobie o nim pomyślała - nie wspomnę. Tak więc jest nadzieja :) No chyba, żeby nie ...:( Bo to na dwoje babka wróżyła. Ja się 1 lipca wyślę, ale na urlop idę dopiero w październiku :( i tylko się łudzę, że przez wakacje będę mogła pracować w takim tempie, w jakim pracowało pokolenie moich rodziców :)
UsuńW wakacje ten plan może się powieść. Poza tym decydenci w większości na urlopach, więc nie nękają idiotycznymi pytaniami, na które odpowiedzieć trzeba zawsze na wczoraj.
UsuńDo października bym nie dożyła, jestem tego pewna. Kiedy sobie przypomnę, że w czasach przeddzieciowych chodziłam na urlop zawsze po 15 sierpnia, wydaje mi się to opowieścią z gatunku s-f.
No widzisz, jest coś coś, czym cię pocieszyłam- idziesz na urlop wcześniej niż dopiero w październiku i tego się trzymaj
UsuńGdybym miała czas, natychmiast zrobiłabym sobie taki kalendarz jak żołnierze służby zasadniczej albo więźniowie i codziennie odcinałabym jeden odcinek!
UsuńJeśli Ty będziesz potrzebowała pocieszenia przed październikiem, wal śmiało, postaram się odwdzięczyć i także wyciągnę pomocną dłoń!:P
Ja co roku na trzy miesiące (100 dni) przed robię kalendarz urlopowy -liczę dni robocze i skreślam i właśnie uświadomiłam sobie, że mogę go sobie 1 lipca zrobić i skreślać dni:)- czyli już mnie pocieszyłaś, ale jakby co to adres znam :)Dobrej nocki życzę i spadam
UsuńU mnie dni robocze, to też soboty i niedziele, więc może i dobrze, że nie mam czasu na robienie kalendarza.
UsuńZazdraszczam możliwości spadnięcia już. Ja dopiero za jakieś 1,5 godziny, jak dobrze pójdzie...
Urlop? Buahahahahahahahaha!
OdpowiedzUsuńA możesz rozwinąć? Jesteś już na urlopie i naśmiewasz się z nas, biednych? Jesteś w stanie przedurlopowym, wobec czego śmiejesz się potępieńczo? Przypadkiem opowiedziałam dowcip?
UsuńJestem w stanie niemaszansnaurlopowym, więc jest to typowy śmiech przez łzy. W dodatku w wakacje wezmę sobie na grab przedsięwzięcie, o którym już dziś wiem, że mnie pod każdym względem przerośnie. Słowem - lipa :(
UsuńAle jakżeż to tak? I żadnych preferencji urlopowych dla ojców dziatwy w wieku szkolnoprzedszkolnym?
UsuńJedno co dobre, to to że cienia nie powinno Ci zabraknąć: i lipa (siądź gościu, a odpocznij sobie), i grab (a pod grabem leży drab?:P)
Długo by pisać. Zostawmy temat i przejdźmy do rzeczy milszych. Lipy zawsze mnie rozczulały i nawet ostatnio, na wycieczce rowerowej, rozsiadłem się pod jedną taką, olbrzymią i przyznać muszę, że w niczym mistrz Jan nie skłamał. Co prawda jeszcze nie pora na zapach kwiecia i pszczół brzęczenie, ale cień - piękności. Bardzo lubię też wierzby, a sentyment do nich wiedzie się z moich wakacyjnych pobytów u dziadków, bo rów posesji obsadzony był właśnie wierzbą białą. Z czasem część się zestarzała i wywróciła. Dwa pnie długo leżały, próchniejąc, wzdłuż wjazdu za dom i służyły jako czołgi, okręty i inne takie, dla okolicznej dziatwy. A grab to mi się jeno z "pancernymi" kojarzy. :D
UsuńJa brzoza, ja brzoza! Widzę że kolegę romantyczny nastrój naszedł, to czym prędzej listkami zaszumię i witkami pogłaszczę:)
UsuńA taką wywróconą wierzbę, a nawet dwie, to chętnie widziałabym gdzieś w bliskiej okolicy. Dziatwa byłaby zachwycona, bo póki co musi wspinać się na jakąś nędzną dziką śliwkę.
Jak już jesteśmy przy brzozie, to dodam, że zlikwidowano mi sklepik, w którym kupowałem pięciolitrowe banie oskoły z żurawiną :( W innym aspekcie mam brzozą przesyt :P
UsuńOskoły, powiadasz? Sprawdziłam, więc zrozumiałam, ale nie obiecuję że zapamiętam. Ale spożywanie oskoły w takich ilościach to dla zdrowotności czy przyjemności? Wyznam z cicha, że jakoś nie próbowałam...
UsuńCo do przesytu brzozą - teraz będzie już chyba tylko lepiej. Ja na szczęście na brzozę nie kicham, za to nienawidzę tego drobnego cholerstwa, które rozsiewają po moim mieszkaniu, jeśli tylko choć na moment uchylę okno. Podobne emocje budzi we mnie chyba jeszcze tylko to białe z topoli:(
I dla zdrowotności i dla przyjemności, bo świetnie gasi pragnienie. Ja zaś się przyznam, że mam ochotę wypróbować kwas chlebowy, ale u mnie na wiosce nie ma, a nie wiem który dobry ze sklepowych.
UsuńPisząc inny aspekt, miałem raczej na myśli martyrologię, ale aspekt alergiczny też działa na nerwy :P
W ubiegłym roku namiętnie kupowałam jeden rodzaj kupnego kwasu, który był dobry, ale zdążyłam zapomnieć który:) Jeśli będę przy okazji w sklepie, w którym występował, to sprawdzę i dam znać, ale pamiętam, że był strasznie drogocenny:(
UsuńO martyrologii nie pomyślałam, bo od pewnego czasu dla własnego zdrowia psychicznego przestałam zwracać uwagę na taki aspekt brzozy. Ale istotnie, przesyt pełen.
O matkozcórką.
OdpowiedzUsuńSzczepienie mam na dzisiaj małej, na śmierć zapomniałam, właśnie sobie przypomniałam. Ale by było :D
Nosz normalnie, jeszcze trochę i uznam, że przyznając się do demencji, działam na chwałę ludzkości, a me słowa odwracają bieg nieuchronnych wydarzeń!:P
Usuń(Szczepienia? Nie lubimy! Zwłaszcza ich aspektu finansowego)
No działasz, działasz. Poszliśmy, zaszczepiliśmy, dwa wkłucia nasze i 120 zł nie nasze.
UsuńDzięki za tą notkę, hehe.
Ach, to nic wielkiego! Robię tylko, co do mnie należy... - szepnęła skromnie, trzepocząc rzęsami.:P
Usuń