Opatrzenie
książki przedmową zazwyczaj powoduje, że w mojej głowie powstają najgorsze
podejrzenia.
Zasadniczo
w grę wchodzą dwie sytuacje:
a)
autor, bądź
wydawca uważają dzieło za tak trudne i hermetyczne, a czytelników za tak
głupich, że uważają, iż tylko w ten sposób uda się zepchnąć ich (czytelników)
na właściwe tory myślowe. Te przedmowy zwykle napisane są bardzo mądrym
językiem, pełnym przypisów i cytatów.
b)
autor, bądź
wydawca nie są pewni, czy znajdzie się ktokolwiek, kto zechce sięgnąć po
książkę, która nie jest najwyższych lotów, dlatego myślą, że nie zaszkodzi jej
lekkie podrasowanie. Te przedmowy zwykle roją się od wykrzykników i
przymiotników.
Przedmowa,
którą Jan Wróbel poprzedził wydany drukiem zbiór swoich opowiadań, nie mieści
się w żadnej z tych dwóch kategorii. Najchętniej przytoczyłabym ją tu w
całości, bowiem znakomicie oddaje moje odczucia zarówno przed, jak i po
lekturze.
Jan
Wróbel pisze bowiem tak:
„Opowiadanie
kryminalne, jako gatunek, trąci myszką, prawda? Fado, blues, komedia romantyczna,
Kaczor Donald (i w ogóle komiksy), cyrk i filmy Barei też trącą myszką, a
przecież mają wielbicieli w każdym pokoleniu Polaków. Nasze życie bez opowiadań
kryminalnych byłoby uboższe. Nikt, komu bliskie są zgrabne zbrodnie, nie może
pozostawać obojętny wobec straszliwej groźby zaginięcia całego gatunku
wyniesionego kiedyś tak wysoko przez Arthura Conan Doyle’a.
A
tak mogłoby się stać, gdybyśmy nie byli czujni. W dobie powszechnej promocji
diety i homeopatii w księgarniach królują kryminały tak opasłe, że trudno je
samemu przytachać do domu. W wielotomowych morderstwach prym wiodą psychopaci,
gwałciciele, ludożercy i wyznawcy wampirycznych sekt. Wszystko bardzo pięknie,
ale w sercu miłośnika kryminału jest też miejsce dla starego, dobrego
kamerdynera zapraszającego do biblioteki na kawę i rozstrzygnięcie Zagadki
Przesuniętego Barometru itp. To świat, który nie może zaginąć.”
W
rzeczy samej.
Nie
pamiętam co było pierwszym kryminałem, jaki wpadł mi w rękę, ale jestem pewna,
że była to któraś z krótkich form. Być może wspomniany Conan Doyle, a może
drukowane w latach sześćdziesiątych w „Przekroju” króciutkie zagadki kryminalne
(moi dziadkowie dysponowali opasłym tomiszczem, w którym zebrane były bodajże
dwa roczniki „Przekroju” z tego czasu). Potem przyszedł czas na Agathę Christie
i niebieskie zeszyty z serii „Ewa wzywa 07” . I owszem, przeżyłam też okres fascynacji grubymi księgami w czarnych okładkach, kryjącymi w sobie pochodzące ze Skandynawii najmroczniejsze z
mrocznych opowieści o wynaturzeniach i potwornościach, o jakich nie słyszałam
nawet na zajęciach z medycyny sądowej. Okres ów jednak nadspodziewanie szybko
minął i raczej już nie wróci (od roku nie jestem w stanie przemóc się nawet dla
Hakana Nessera).
Co
innego owe małe, krótkie, leciutkie historyjki. Historyjki, w których owszem,
niezbędnym elementem jest uśmiercenie jakiegoś nieszczęśnika, jednak jego krew
nigdy nie bryzga, a już na pewno nigdy nie ochlapuje choćby czubków butów
dystyngowanego detektywa w meloniku. Rozkosz, relaks i przyjemność w jej
najczystszej postaci.
Opowiadania
autorstwa Jana Wróbla (i jeśli wierzyć przedmowie – jego córki, Małgorzaty) nie
są może arcydziełem w omawianym gatunku, jednak bardzo porządne rzemiosło to
także coś, czym nie należy gardzić.
Niektóre
lapidarne, ledwie kilkustronicowe, inne dłuższe (co oznacza: około dwudziestronicowe),
osadzone w polskich realiach - zarówno przaśnych, jak i ekskluzywnych, choć niekiedy i za granicą (jak w przypadku dziejącego się w Hiszpanii "Pięknego morderstwa"), zabawne („Sławny
detektyw”), ale także wstrząsające („Cień matki”, niestety dość mocno przypominający
mi znane zawodowo historie). Czyta się szybko i przyjemnie, choć równie szybko
też zapomina (ale to regularnie zdarza mi się też w przypadku książek Agathy
Christie, więc nie zamierzam czynić z tego zarzutu). Większość historii
przesiąknięta jest specyficznym poczuciem humoru Wróbla, którego z tego właśnie
powodu zaliczam do jednego ze swoich ulubionych publicystów. W czasie takim jak
teraz, kiedy nie nadążam z gonieniem w kółko w celu złapania własnego ogona i
odliczam dni do urlopu, jest on jedną z niewielu występujących w mediach osób,
które mnie nie denerwują, a wręcz działają kojąco.
Próbka
stylu? Proszę bardzo, oto fragment opowiadania „Zbrodnia doskonała,
rehabilitacja”, według mnie bezsprzecznie pióra Jana Wróbla (autor nie zdradza,
które z opowiadań napisał on, a które jego córka):
„Rozmarzyłem się. Naprawdę pomocny
gadżet to byłby anihilitator żon. Powiedzmy szafa umieszczona w miejskim parku,
koło fontanny. Żona robi się zgorzkniała, marudna, czy, he, he, niewierna…
Idziesz z nią na spacer i wśród odświeżającego deszczyku maleńkich kropel
wciskasz dwa razy pewien guzik i psyt, nie ma żony. Wonderfull.
Nie, jednak nie wonderfull, ciało musi
zostać. Inaczej sąd będzie dziesięć lat „Wzywał do stawiennictwa…” i nici ze
spadku. Bez sensu. Na każdym kroku komplikacje.”
I
naprawdę nie chodzi tylko o to, że autor rozbraja mnie dogłębną znajomością
sądowych procedur i realiów. Decydujące znaczenie ma bowiem raczej to, że jest
człowiekiem z natury uśmiechniętym, także wówczas, gdy pochyla się nad nieboszczykiem.
Dlatego liczę też na to, że nie będzie żywił do mnie urazy, gdy wyznam że jego
książkę nabyłam tylko dlatego, że była objęta całkowitą i totalną przeceną. Tanio,
bowiem bo tanio, ale uzyskał w ten sposób zamierzony, jak sądzę, efekt finalny w postaci całkiem zadowolonego czytelnika.
Jan
Wróbel „Zbrodnia doskonała”. Świat Książki, Warszawa 2011.
Czytuję książki z reguły najtańsze, ale nie są to książki najgorsze. W przypadku Wróbla, jak widzę, to się sprawdza. A że Wróbel w pamięć nie zapada? "Wczoraj mocno się zdziwiłam, kiedy na swoim własnym blogu odkryłam, że czytałam "Klin" Chmielewskiej,, nawet notkę krótka popełniłam, a głowę bym dała, że powieści nie znam.
OdpowiedzUsuńZa link dziękuję, skrzętnie odnotowałam.
Na razie trzymam się więc nieźle - te książki, które opisałam na blogu w miarę pamiętam, ale mam wrażenie, że jest to związane wyłącznie z młodym wiekiem bloga, nie zaś z geniuszem mej pamięci:) "Klin" natomiast pamiętam bardzo dobrze - był to pierwszy "dorosły" kryminał Chmielewskiej jaki przeczytałam, a jego ekranizacja jest jednym z moich ulubionych polskich filmów.
UsuńA kto te zagadki rozwiązuje? Urocza starsza dama o bogatym doświadczeniu życiowym czy nadęty Belg z pretensjonalnym wąsem? :)
OdpowiedzUsuńPostać detektywa nie jest kluczowa, większość opowiadań nie jest pisana z tego punktu widzenia (choć w ostatnim, ze znakomitym - naprawdę! - zakończeniem, pojawia się ktoś w rodzaju Poirot). Pojawiają się też nasi rodzimi policjanci kryminalni, ale część historii śledzimy wyłącznie z perspektywy uczestników zdarzeń.
UsuńE, no jak tak można. Dobry detektyw to podstawa sukcesu:)
UsuńAle z drugiej strony - ileż tak można? Poza tym mam wrażenie, że ilość dostępnych charakterów się wyczerpała i każdy następny literacki detektyw będzie już tylko marną imitacją, któregoś z wielkich poprzedników.
UsuńDobra imitacja nie jest zła, ale pola do popisu też nieco zostało.
UsuńW takim razie pisz, pisz - chętnie poczytam!:P
UsuńTo dopiero byłoby wtórne :P
UsuńPamiętam, jak w wieku 10-12 lat, zainspirowana twórczością Ani z Zielonego Wzgórza, pisywałam liczne opowiadania o miłości. Ich świeżość i oryginalność pozostawiała bardzo wiele do życzenia, jednak mam wrażenie, że gdyby teraz przyszło mi napisać cokolwiek (wszystko jedno - o miłości, czy o nieboszczykach), byłoby jeszcze gorzej. Tym bardziej należy się więc pochylić nad Twórcą i pogłaskać go po głowie, a nie wybrzydzać nad brakiem detektywa!:P
UsuńJa nie umiałem nic wymyślić nawet przy wypracowaniach o wakacyjnej przygodzie. I wcale nie wybrzydzam, tylko uściślam swoją wiedzę o dziele jako potencjalny czytelnik.
UsuńNadmiar wiedzy o dziele bywa, że szkodzi:) Sądzę, że przeżyjesz bez tej lektury, ale jeśli wpadnie Ci przypadkiem w ręce, nie musisz od razu odrzucać ze wstrętem - tak bym to ujęła:)
UsuńRozumiem, gdyby się mi podczas wakacji zabrakło lektury, a to leżało w namiocie z tanią książką, to brać bez wstrętu:)
UsuńNa skierowanie pozycji do namiotu z tanią książką są pewnie spore szanse, a na wakacje nada się jak znalazł, więc uważnie się rozglądaj!
UsuńSpoko, taki namiot obowiązkowym wyposażeniem każdej nadmorskiej miejscowości urlopowej :D
UsuńSwoją drogą, to fascynujące czemu tak jest? Czemu nieczytający naród na urlopie pragnie akurat gofrów i książek? Bo chyba pragnie, skoro faktycznie wszędzie rozstawiają te namioty, często zresztą po kilka w jednej miejscowości - gdyby im się nie opłacało, raczej by ich nie stawiali.
UsuńA wiesz, to faktycznie zagadka. I one, te namioty, są nieźle zaopatrzone nie tylko w pociągowo-plażowe czytadła i krzyżówki panoramiczne. Ja tam zrobiłem całkiem przyjemne zakupy w takim miejscu. Może więc jednak naród czyta? Niekoniecznie smażąc się na plaży, ale potem przy gofrach, chociaż to nieładnie czytać przy jedzeniu:)
UsuńSkłaniałabym się raczej ku wersji, że naród traktuje to jako tanią podpałkę do grilla. Jakoś nie przypominam sobie gdziekolwiek w Polsce tłumów z książkami w ręku - nieważne, czy na plaży, czy przy gofrze.
UsuńNiezależnie jednak od powyższego, w tym roku sama też zamierzam wyruszyć na łowy - stan świadomości w porównaniu z latami poprzednimi nieco mi się zmienił, więc może nabędę tanio kolejne tomy, z którymi nie będę wiedziała co zrobić (w sensie znalezienia dla nich jakiegokolwiek miejsca gdziekolwiek; w minionym tygodniu zajęłam bowiem ostatnie miejsca leżące).
Podpałka kosztuje 2 zł i nie trzeba się męczyć z darciem papieru, więc chyba nie o to chodzi. W każdym razie też mam zamiar jakiego zaskórniaka zorganizować i poszaleć na taniosze, tym bardziej że lato ponoć ma być średnio piękne.
UsuńJak nie o to, to już nie wiem o co, ale w wersję z czytaniem za nic w świecie nie uwierzę!
UsuńA z tymi informacjami o lecie to mnie nie denerwuj, bo już w ubiegłym roku na wakacjach krajowych było umiarkowanie fajnie (jeśli chodzi o pogodę) i drugiego takiego roku z rzędu nie zniosę!
Ja tam biorę sweter i dużo książek:) A może namioty z tanią książką to takie wyrafinowane pralnie pieniędzy? :P
UsuńStopień wyrafinowania jest chyba zbyt wysoki jak na przeciętną przestępczą głowę, co?:P
UsuńOdmawiam zabierania swetrów! Odmawiam zabierania kaloszy! U mnie będzie ciepło i słonecznie, a u Ciebie jak tam sobie chcesz, o.
Sweter zawsze sobie możesz kupić na miejscu, u górala:)) A o poziomie przeciętnych głów przestępczych nie mam pojęcia, może w tym biznesie z książkami siedzą ci błyskotliwsi??
UsuńZważywszy na siłę ewentualnych argumentów, którymi trzeba byłoby przekonywać urzędników skarbowych (ależ panie kontrolerze, czemu pan nie wierzy, że w tym miesiącu sprzedałam książki za 10 milionów złotych?), byłby to pomysł godny przestępców niczym z "Drobnych cwaniaczków" Allena:)
UsuńA swetrów od górala to już chyba nad polskim morzem nie ma... No, chyba że od chińskiego górala - to co innego!:P
Myślę, że pan kontroler, otrzymawszy stosowną dolę w reklamówce, nie czepiałby się zbytnio detali, doprawdy :P
UsuńJa tam nie wiem, ale moim zdaniem nad polskim morzem można znaleźć wszystko, pewnie więc i górala ze swetrami i oscypkami. Trzeba tylko troszkę poszukać, a nie od razu import wspomagać:)
Dola, jak rozumiem, w naturze? Chińscy górale ze stoiska obok dorzuciliby pewnie po parze ciepłych skarpet i oscypku:)
UsuńDola raczej w szeleszczących banknotach ukrytych w szeleszczącej reklamówce :P Plus oscypek :)
UsuńMyślę, że szkalujesz kontrolerów i kontrolerki skarbowe. Dola w banknotach? Na pewno są ponad to, natomiast gdyby połasili się na reklamówkę książek, to każdy sąd nie tylko, że by ich uniewinnił, ale i postawił za przykład społeczeństwu!:P
UsuńAle za reklamówkę książek to się nie opłaca. Furgonetkę, to owszem.
UsuńWstrętny materialista! Tu nie o ilość idzie, a o jakość i ideę. Poza tym nawet Ty nie upchałbyś nigdzie furgonetki książek!:P
UsuńSpoko wodza, przyślij mi tylko tę furgonetkę :))
UsuńJa? Zapomniałeś, że mam nieposzlakowany charakter? Mogę Ci tylko ewentualnie dać namiary na kogoś, kto popełnia przestępstwo karnoskarbowe i próbuj, może uda Ci się doprowadzić do pierwszej w dziejach korupcji przy użyciu furgonetki książek!:P
UsuńWolałbym nie mieć kontaktów ze światem przestępczym, zwłaszcza karnoskarbowym :P Jeszcze bym miał US na głowie.
UsuńŚmiem twierdzić, że świat przestępców karnoskarbowych niemal pokrywa się ze zwykłym światem. Mamy takie przepisy, że niemal na każdego coś by się znalazło, choćby działał jak najbardziej nieświadomie. Nie naciskam jednak, nie chcesz tej furgonetki książek, to nie!
UsuńOstro stawiasz sprawę:P Nie to, żebym nie chciał furgonetki książek, ale psuć sobie dla niej dobre stosunki z US? Od trzech lat się nie czepiali przy okazji rozliczeń, szkoda stracić :PP
UsuńZaprawdę powiadam Ci: nie znasz dnia, ani godziny. Oni są jak G.R.R.Martin - gdy wydaje Ci się, że już, już jest dobrze, nagle bach! Bierz furgonetkę póki możesz, dobrze radzę:P
UsuńSpędzę teraz noc bezsennie, przewracając się w pościeli, gryziony dylematem. To było okrutne :(
UsuńAle dylemat co załadować do furgonetki, czy też, czy zastosować instytucję czynnego żalu i przyznać się do błędów w rozliczeniu (nieważne, że uważasz, że ich nie ma - są na pewno!) zanim Oni przyjdą?:P
UsuńZawsze jednak możesz też sięgnąć po jakiś klasyczny kryminał, którego kojąca treść z pewnością szybciutko ukołysze Cię do snu:)
Dylemat, czy związać się ze światem przestępczym w zamian za książki, czy raczej zachować życzliwą neutralność US :P
UsuńMam nadzieję, że noc okazała się tylko częściowo bezsenna, a przede wszystkim, że sprowadziła złote rozwiązanie nękających Cię egzystencjalnych problemów:P
UsuńSpałem jak zabity, znaczy dylemat jest zupełnie nieistotny:P
UsuńTak mi się wydawało, ale wczorajszy zapał dyskusyjny nieco przytępił naturalną i właściwą mi bystrość umysłu!:PP
UsuńWonderfull przez dwa "l" to taki żart ze strony autora?;)
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, przepisałam jak było. Drugie "l" nie robi wrażenia niezbędnie potrzebnego w kontekście całokształtu historii, więc może równie dobrze to żarcik ze strony korekty?
UsuńMam nadzieję.;)
UsuńJa również:)
UsuńJa ciągle trwam w przesycie klasycznym kryminałem i to mimo, że od pamiętnego maratonu z Christie minęło już parę latek :D
OdpowiedzUsuńA ja ciągle uważam, że kiedy człowiekowi smutno i źle i w ogóle do dupy, to powinien wziąć albo Musierowicz, albo właśnie klasyczny kryminał. A te opowiadania, z uwagi na ich objętość, sprawdzają się dodatkowo w sytuacji, gdy człowiekowi podstępnie co chwilę dobę skracają i nie jest w stanie skupić się na niczym dłuższym niż dwadzieścia stron.
UsuńPrzeczytaj kryminał nieklasyczny, a zaraz potem klasyczny, na przykład Saszę Hady.
UsuńJa na razie chandrę odsunąłem niedzielną wycieczką rowerową i udziałem w turnieju siatkówki (masz pozdrowienia od moich zakwasów), ale jakby przylazła, to na podorędziu mam Wawrzyńca. O, albo zrobię powtórkę najlepszych kawałków "Dożywocia". Wystarczy myśl o "Ręce do góry, alleluja!" i już poziom dobrego humoru idzie w górę :D No, ale kto co lubi, bo wiadomo, że jeden ogórki ... :P
UsuńI Ty kusisz Saszą? Ale i tak chyba poczekam, aż pojawi się w mojej bibliotece, bo na półce z kryminałami nie wcisnę już choćby najcieńszej pozycji.
UsuńBazyl: Wawrzyńca? A "Dożywocie" owszem, chętnie, ale żeby od razu powtórki na poprawę nastroju? Albo zakwasy? O nie, nie! To Ty idź w te ogórki, a ja pędzę w buraki (bo druga część sugerowanego porzekadła jakoś umiarkowanie mi pasuje).
UsuńTEGO Wawrzyńca. Dostępnego również w wersji książkowej (x2).
UsuńPierwsze moje skojarzenie pobiegło właśnie do tego Wawrzyńca, a zaraz potem do Wawrzyńca Wspaniałego. Widzę jednak, że stawiasz na współczesność, nie zaś klasykę.
UsuńRazy dwa? Masz dwa egzemplarze tej samej książki, czy Wawrzyniec jest taki płodny?
Wiki prawdę Ci powie :P
UsuńOkej. Rozumiem, że jak jest w Wikipedii to jest prawdziwym Gościem, co to i Literaturę umie stworzyć?:P To Ty sprawdzaj czy umie, a ja idę do buraków:)
UsuńA nie, nie. Ja tylko uściśliłem, że Wawrzyniec popełnił był dwie pełnowymiarowe knigi. I nie, nie jest to Literatura, mimo obecności Wawrzyńca w Wiki. Ale za to jest to takie pisanie, że jeśliby śmieszność pozycji liczyć ilością OwKŚnP (Osunięć w Konwulsjach Śmiechu na Podłogę), to obie jego książki są w mojej ścisłej czołówce :D Chodzenie do buraków, to, mam nadzieję, w celach kulinarnych? :P
UsuńOczywiście, że w kulinarnych - botwinka, mniam, mniam!:P Muszę rzucić okiem na Wawrzyńca, aby zobaczyć czy u mnie też wystąpią objawy, czy też może objawi się kolejna nasza rozdzielność odczuciowa?
UsuńSaszę mogę pożyczyć, jakbyco :)
OdpowiedzUsuńDzięki! Jeśli uporam się z zalegającym w okolicach mojego łóżka olbrzymim stosem książek pożyczonych nie pamiętam już kiedy i od prawie nie pamiętam już kogo, niewykluczone że się uśmiechnę:) Zważywszy jednak na aktualne okoliczności przyrody, w których męczę jednego nieszczęsnego Scotta Carda już chyba trzeci tydzień, raczej nie nastąpi to prędko...
UsuńJasne. Życzę powodzenia, hehe. Też mam taki stosik :)
UsuńJa chciałam być sprytna i dlatego układałam te książki koło łóżka, żeby były pod ręką i same pchały się do czytania. Nie wzięłam jednak pod uwagę tego, że nie mam stu rąk, psiakrew!:P
Usuń