Zdarzają
się książki, które uważam za dobre, ale do których nie chcę wracać.
Niektóre
są grube, inne cienkie; część z nich czyta się szybko, pozostałe zaś w pocie i
znoju.
Są
też dobre filmy, których nie byłam w stanie obejrzeć w całości, gdy oglądałam je
po raz pierwszy i stanowczo wykluczam możliwość jakiejkolwiek powtórki.
Mimo takiego podobieństwa sytuacji, okazuje się, że o ile nie mam problemu z tym, by wyjść z kina w trakcie źle na mnie działającego seansu, o tyle wpływające na mnie w taki sam sposób
książki zawsze czytam do końca. Dlaczego?
Pewnie
z tego samego powodu, dla którego książki czytała Jill Sloper, formalnie
zatrudniona przez wydawcę Garpa, Johna Wolfa, jako sprzątaczka, faktycznie
jednak pełniąca rolę najważniejszego w całym wydawnictwie krytyka literackiego.
Dlaczego
przeczytałaś tę książkę? – pyta Jill zdumiony John Wolf, ta zaś odpowiada:
„- Rany – Jillsy jakby się litowała
nad Johnem Wolfem, że jest tak beznadziejnie głupi. – Czasami to się
zastanawiam, czy pan zna te książki, które pan wydaje – potrząsnęła głową. – A
czasami myślę sobie, dlaczego to pan wydaje książki, a ja myję klozety. Tyle,
że już wolę szorować klozety, niż czytać te pana książki. Rany, rany.
- Ale skoro ci się ta książka tak nie
podobała, to po co ją w ogóle czytałaś, Jillsy?
- Po co – po to, po co czytam inne:
żeby się dowiedzieć, co dalej.
John Wolf patrzył na nią w osłupieniu.
- Prawie we
wszystkich książkach nic się nie dzieje – powiedziała Jillsy. Rany, panu mam to
mówić? A w innych to się po prostu wie, co będzie dalej, więc też ich nie
trzeba czytać. Ale ta książka, ta książka jest taka stuknięta, że człowiek wie,
że coś się stanie, ale ni diabła nie może zgadnąć co. Człowiek sam musi być
stuknięty, żeby się domyślił, co dalej – zakończyła Jillsy.
- Aha, to
znaczy, że ją przeczytałaś, żeby się tego dowiedzieć, tak? – zapytał Wolf.
- No, a
jaki może być inny powód do przeczytania książki?”
Chylę czoła przed mądrością Jill Sloper, gdyż nie
potrafiłabym lepiej niż ona wytłumaczyć, dlaczego dobrnęłam do końca „Świata
według Garpa”.
Książki, która początkowo ciekawiła mnie jako historia o –
wydawało mi się – mocno ekscentrycznej kobiecie, która przez całe życie
dobrze wie, czego chce i tego się trzyma. W miarę lektury zaczęło mi się jednak wydawać, że
nacisk został położony raczej na problemy, jakie rodzą się w relacji matki z synem.
Wkrótce po raz kolejny zmieniłam zdanie i doszłam do wniosku, że jest to przede wszystkim opowieść o pisarzu i o tym,
czym jest pisanie, zwłaszcza we współczesnym świecie.
Potem zaś zaczęły rodzić się demony i mniej więcej w
połowie okazało się, że przeczytanie każdej kolejnej strony przychodzi mi z
coraz większym trudem.
[Garp] „poszedł
do pokoju Walta i z kolei przyglądał się małemu. Napawał się tak bliskim
widokiem dziecka. Położył się koło niego czując jego świeży oddech; przypomniał
sobie moment, w którym oddech śpiącego Duncana stał się po dorosłemu nieświeży.
Było to dla Garpa nieprzyjemne przeżycie, kiedy wkrótce potem, jak Duncan
skończył pięć lat, stwierdził, że jego oddech podczas snu jest jakiś zakisły, a
nawet z lekka cuchnący. Jak gdyby już się w nim rozpoczął proces rozkładu,
powolnego umierania. Wtedy po raz pierwszy zdał sobie sprawę ze śmiertelności
swojego syna.”
Kompletnie nie pamiętam, co sobie myślałam, kiedy
czytałam tę książkę po raz pierwszy. Było to lata świetlne temu, miałam wtedy
kilkanaście lat i – jak sądzę teraz – nie miałam pojęcia o co chodzi w tym
życiu. Teraz pewnie też ze stanem mojej życiowej świadomości mogłoby być
lepiej, ale przynajmniej znacznie się podszkoliłam. Jestem też aktualnie o parę lat
starsza niż Garp, a jego życiorysem i przeżyciami można by wszak obdzielić co
najmniej kilku ludzi.
Historia życia Garpa jest bardzo prawdziwa, choć też
i przerysowana. Jest w niej miejsce na różnoraką miłość, sporo seksu, jeszcze
więcej książek, szereg namiętności i pasji, zaś najwięcej chyba śmierci.
Przeczytałam ją do końca, bo chciałam dowiedzieć
się, co będzie dalej. Mam nadzieję, że długo tego nie zapomnę i nie przyjdzie mi do głowy, by przeczytać ją ponownie.
John Irving „Świat według Garpa”, przełożyła Zofia
Uhrynowska-Hanasz. Czytelnik, Warszawa 1994.
Miałem taki okres w życiu, późnolicealny, gdy mówiliśmy Garpem i pisaliśmy Garpem. Cytatami jak z rękawa. Bo to przede wszystkim była książka zabawna, chociaż o trudnych sprawach, ale to nam do głowy przyszło później. Mnie na pewno. Co prawda daleko mi do paranoi Garpa w kwestii dzieci, ale doskonale go rozumiem. Z demonami bym nie przesadzał, ale nie czytałem tego od dawna, może by się jakieś pojawiły.
OdpowiedzUsuńW każdym razie to jedna z moich ulubionych książek i jedna z najlepszych książek Irvinga.
To już kolejny raz, gdy wydaje mi się, że chodziłeś do liceum w jakimś dziwnym, nieznanym mi świecie. Choć może to tylko dlatego, że w mojej klasie była przewaga umysłów ścisłych, a rozprawiano niemal wyłącznie o komputerach i prawach fizyki:P
UsuńTeż uważam, że to jedna z najlepszych książek Irvinga, który - moim zdaniem - w miarę upływu lat psuje się coraz bardziej. Ale żeby ulubiona? Brr!
Moje demony grasowały nie tylko wokół dzieci, choć faktycznie, przede wszystkim tam. Cóż, każdy ma takie demony, na jakie sobie zasłużył; Ty widocznie byłeś bardziej grzeczny niż ja:P
W dziwny świecie? Bo czytaliśmy książki? Human do czegoś zobowiązywał, a poza wszystkim, to Irving był niewyczerpanym źródłem powiedzonek na każdą okazję :D
UsuńIrving się zepsuł wcześnie, do pięciu jego książek mogę wracać, reszta jest jednorazowego użytku. Co mi przypomina, że mam dwie nieprzeczytane:)
Teraz zacznę się zastanawiać, jakie to Furie Cię ścigają, skoro niewinny Garp je obudził:P
No tak, ja nie chodziłam do klasy humanistycznej, to pewnie dlatego:) I choć część osób z mojej klasy na pewno czytała inne książki niż podręczniki do fizyki, to jednak nie przypominam sobie jakichkolwiek dyskusji na ich temat.
UsuńNie pamiętam ile książek Irvinga przeczytałam, ale jeśli chodzi o późniejsze, to określenie "jednorazowego użytku" pasuje do nich idealnie. Trochę szkoda, choć z drugiej strony, może i dobrze, zważywszy na ich grubość i to, ile czasu traci się na lekturę takich opasłych dzieł:P
Niewinny Garp? Czy na pewno pamiętasz kim był główny bohater?:P
A to nie jest tak, że on pisze jedną, coraz gorszą książkę? Seks, niedźwiedzie, zapasy i co tam jeszcze było? :P
UsuńZdaje się, że tak właśnie jest:) Ja na szczęście z tego, co czytałam, pamiętam tylko "Regulamin tłoczni win", a tam wyjątkowo jest o czym innym oraz częściowo "Zanim Cię znajdę", a z tej książki utkwiły mi w pamięci głównie tatuaże:))
UsuńMomarto: no kim był, poza tym, że histerykiem i świetnie gotował. No pocudzołożył sobie czasem, akurat tego w nim nie lubiłem:P
UsuńBazyl: najpierw napisał (czy raczej, najpierw wydali w Polsce) pięć lepszych, gdzie się tak koszmarnie nie powtarzał, i to są te, któe lubię. A reszta faktycznie, seks, zapasy, niedźwiedzie i wiedeńskie prostytutki:P I fabuły coraz bardziej pogięte.
Ale mimo wszystko raz na jakiś czas lubię. Pewnie dla zapasów :P
UsuńMyślałem, że prędzej dla niedźwiedzi:P
UsuńZWL: przyznaj, że cudzołożący (trochę? Hm.) Garp nie jest taki znów niewinny, prawda? Do tego jest obsesyjny i osłowato uparty. Parę innych negatywnych cech też jeszcze dałoby mu się wyciągnąć.
UsuńBazyl: pot, smród i baaardzo bliski kontakt z drugim człowiekiem płci nieodmiennej? No, no. Ja chyba wolałabym niedźwiedzie:P
Momarto, no nie przesadzaj z tymi Garpowymi grzeszkami doprawdy:P
UsuńToteż poprzestałam na podaniu tylko kilku przykładów, choć mogłam wyliczyć ich jeszcze dużo więcej:P
UsuńAle ogólnie fajny chłop był z niego.
UsuńFajny to chyba nie najwłaściwsze słowo (właśnie się zacukałam, zastanawiając się, czy pisze się to razem, czy osobno, zgroza! A jeszcze większą zgrozą jest to, że nie jestem pewna prawidłowej odpowiedzi). Na pewno jednak był niezwykle interesującym człowiekiem, o skomplikowanej osobowości. I dobrze gotował, faktycznie, co znacznie poprawia jego notowania w moich oczach:)
UsuńO widzisz:) A mógł być takim marudnym Ryśkiem z Moravii:D
UsuńA wiesz, że dzięki temu porównaniu od razu zyskał w moich oczach? Cudowny ten Garp, doprawdy!:D
UsuńNo proszę, wszystko jest więc względne, grunt, żeby znaleźć dobry punkt odniesienia :P
UsuńAż dziwne, że do tej pory żaden mężczyzna, który nie zyskuje wystarczającego uznania w oczach kobiety, na której mu zależy, nie wpadł na to, aby obdarowywać ją egzemplarzem "Pogardy"!
UsuńW charakterze podręcznika postępowania czy w charakterze zanudzacza?
UsuńW charakterze tła, na którym zalety mężczyzny rozbłysną wreszcie z całą ich prawdziwą siłą.
UsuńMyślisz, że to podziała? Prędzej rzucą w absztyfikanta egzemplarzem ze złości, że je obdarza wątpliwymi dziełami literackimi, a biedak straci resztki szans.
UsuńNo ja nie sprawdzę czy to zadziała, ale wszystko przed Tobą!:P
UsuńOddałem książkę do biblioteki, więc na szczęście nie mogę jej podsunąć doświadczalnie żonie:P
UsuńZona to chyba docenia ten diament i złoto, które ma na co dzień, czyż nie?:P
UsuńOczywiście, ale mimo to nie zamierzam zmieniać jej opinii za pomocą kiepskich lektur :)
Usuń@momarta /Ze zwieszoną głową/ No dobra, masz mnie, dla seksu :P
UsuńZWL: naszym zdaniem lektura kiepska, ale z tego co podglądałam jednym okiem u Ani, jesteśmy w zdecydowanej mniejszości.
UsuńBazyl: uprasza się o używanie mniej dwuznacznych zdań, albowiem już docierają do mnie krytyczne uwagi na temat mojego internetowego prowadzania się, a w taki sposób sprowadzasz mnie wręcz na dno rynsztoka:PP
Momarto, a od kiedy to przejmujemy się zdaniem większości?
UsuńJa się nie przejmuję, ale pamiętam też, jeśli piąta kolejna napotkana osoba mówi, że jesteś brudny, to zamiast się obrażać, warto zerknąć w lusterko:P
UsuńPrzesąd jakiś :D
UsuńI dlatego wytłukłeś wszystkie lusterka?:P
UsuńŻeby mieć siedem lat nieszczęścia? :P
UsuńAle dlaczego Ciebie?? Sam sobie daję świadectwo. I w ogóle zamiast się cieszyć, że nie rozwinąłem wątku o seks zapaśnika z niedźwiedziem ... :P
UsuńZWL: choć takiemu argumentowi pozornie nie można odmówić słuszności, to jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w takim sposobie rozumowania coś szwankuje:P
UsuńBazyl: pewnie, wy wszyscy jesteście tacy sami. U siebie grzeczni, poważni i Kitkochwalący (przynajmniej niektórzy), a jak trafiają na cudzy teren, to szerzą spustoszenie:P Ale oczywiście się cieszę, nawet nie wiesz jak bardzo!:PP
Momarto, Ty to we wszystkim byś chciała logikę widzieć :)
UsuńTylko dlatego, że kiedy życie jest logiczne, znacznie łatwiej jest je znosić:)
UsuńMuszę to przemyśleć :D
UsuńI co?
UsuńTo ja się cieszę, bo w niektórych miejscach za takie dwuznaczności co to Ty wiesz, a ja nagminnie produkuję, to zaraz organizują akcję w stylu: "Jontek, łap za widły ..." :D
UsuńU Momarty może świadomość feministyczna bardziej tolerancyjna jest :D
UsuńZWL: dzisiaj nie. Dzisiaj jestem bardzo wku.. feministką, więc od tego momentu zacznę jedynie znacząco pochrząkiwać, usuwając w ten bezpieczny sposób nadmiar emocji i nie kierując ich w Waszą stronę.
UsuńBazyl: patrz wyżej. Dziś nie wykluczam wszczęcia poszukiwań wideł. Ale z całą pewnością poradzę sobie bez Jontka!
To ja idę sobie uprawiać szowinizm w inne miejsce :)
UsuńJeśli koniecznie musisz uprawiać akurat szowinizm, to faktycznie tak będzie lepiej dla nas wszystkich.
UsuńNie muszę koniecznie szowinizmu, ale doświadczenie mnie uczy, że wku... kobiecie lepiej zejść z drogi, bo nawet najniewinniejsza uwaga może doprowadzić do jatki :D
UsuńWiesz, gdybyś na przykład miał jakieś przemyślenia na temat faktycznej przydatności oceny stanu zdrowia wg skali EDSS u chorych z SM dla potrzeb orzekania o niezdolności do pracy, to chętnie bym się z nimi zapoznała i zamiast jatki zyskałbyś moją wdzięczność:PP
UsuńChyba mnie przeceniasz, ale dzięki że spytałaś:)
UsuńTonący brzytwy się chwyta, ale jak widać - czasem nadaremnie:(
UsuńPrzykro mi, że Cię zawiodłem :P
UsuńO rety, taki będziesz już na zawsze?:P
UsuńNie, tylko do czasu, aż Ci przejdzie :P
UsuńTo teraz ja muszę przemyśleć, czy utrzymywanie wizerunku feministycznej Furii będzie mi się bardziej opłacało, czy może niekoniecznie:P
UsuńNie będę nic sugerował, żeby nie wpływać na Twoją decyzję :P
UsuńJil i wydawca - boski dialog. Chyba się go nauczę na pamięć:-)
OdpowiedzUsuńPrawda? Też mnie zachwycił od pierwszego wejrzenia:) Zaczęłam też z większym zainteresowaniem niż wcześniej przyglądać się naszym biurowym paniom sprzątaczkom, ale jak na razie u żadnej w kieszeni fartucha nie dostrzegłam książki:(
UsuńPierwszy Irving w życiu i zdecydowanie najlepszy. Niby zabawny, ale mówi o ciekawych sprawach. Najciekawsze dla mnie wątki to relacja matka - syn oraz przemiany społeczne. Tak jak piszesz, powieść jest przerysowana, ale uważam, że jej niegdysiejsza sława była zasłużona.;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie, trzeba pamiętać o tym, że to, co wydaje nam się oczywiste dzisiaj, nie było wcale oczywiste trzydzieści pięć lat temu, kiedy ta książka została wydana. Mimo przerysowania większość rzeczy, które Irving wówczas obśmiał, nadal - niestety - kwalifikuje się do tego, by zrobić z nimi to samo.
UsuńA zabawność tej książki dostrzegałam tylko do połowy; potem śmiech wiązł mi w gardle.
O matko. Nie chcę tego powtarzać. Ani żadnego z Iringów, które zdarzyło mi się zaliczyć przed 20-stką. a co Cię w ogóþle skłoniło do powrotu? nie mów, że niemogłaś sobie przypomnieć początku:)?
UsuńNo widzisz jaka jesteś mądra, w odróżnieniu ode mnie! Ja to teraz też wiem, a ponieważ zapisałam, mam nadzieję, że nie zapomnę.
UsuńPoczątek pamiętałam, owszem (jest raczej z gatunku niezapomnianych), ale potem zeżarło mi całą istotę.
A do powrotu skłonił mnie nasz kolega ZWL, zapewniający że warto powtórzyć tę lekturę (było to bodajże w kontekście relacji rodzicielsko-dziecięcych). Ech, niby wiem że wrażliwość męska i kobieca różnią się, ale zdarza mi się o tym zapominać:(
Widzę, że zwalanie na mnie nieudanych lektur wchodzi w modę? :PP
UsuńPo pierwsze, nie napisałam że jest to nieudana lektura. Po drugie, nie wiem, kto jeszcze na Ciebie i co zwalił, ale proszę mnie z nimi nie łaczyć:P
UsuńGarp jako pierwsza książka Irvinga był niesamowitą przygodą. Natomiast potem bałam się go już czytać. I to i śmo i owo, niestrawnie duża ilość grzybów w barszczu.
UsuńPytanie czy bez tych grzybów ten barszcz nie byłby za cienki. Oraz pytanie gdzie Zacofany chodził do liceum, ale to już insza kwestia ;)
W Warszawie, na Pradze :)
UsuńChyba zacznę pobierać opłaty za pośrednictwo w ustalaniu istotnych faktów z życia ZWL!:P
UsuńDo Garpa te grzyby nawet pasują, i to mimo tego że część to trujaki. Potem jednak faktycznie, bez z góry upatrzonego dawcy wątroby ani rusz:)
To był wabik. Dalsze szczegóły po wysłaniu SMS-a za 7,38 pln :P
UsuńAż strach pomyśleć ile będzie kosztował sms w sprawie numeru buta!:P
UsuńStawka bez zmian. Ewentualnie w razie zwiększonego zainteresowania otworzę jakąś infolinię 7,38 pln/min.
UsuńZ Vatem, czy bez?:P
UsuńZ :P
UsuńDaj spokój, ale zdzierasz! A procent dla mnie uwzględniłeś?
UsuńProcent? No wiesz?! Ostatecznie w ramach promocji zdradzę Ci gratis numer buta :D
UsuńCzy Ty mnie aby nie obrażasz?
UsuńObrażać? No skąd, myślałem po prostu, że chcesz mnie obdarować paputkami własnoręcznie wydzierganymi na szydełku albo co :P
UsuńProszę mnie nie łączyć również z grupą składającą Ci bałwochwalcze hołdy i gotową do dziergania paputków:P
UsuńNiestety, dotąd nie dostałem ani jednej pary paputków, widać jakaś rachityczna ta grupa:P
UsuńOgłoś u siebie na blogu, że potrzebujesz paputków, na pewno zostaniesz nimi zasypany. Tu docierają tylko najbardziej wytrwałe fanki:PP
UsuńKiedy właśnie paputków nie potrzebuję, potrzebuję lajków w konkursie :P Co zresztą ogłosiłem na blogu :D
UsuńZ lajkami też proszę mnie nie łączyć!:D
UsuńGdzieżbym śmiał :D
UsuńZawsze się się zastanawiałam, dlaczego przeczytałam tę książkę, a w zasadzie dlaczego jej nie skończyłam. Parę akapitów z Twojej recenzji mogłabym zacytować jako swoje, ale kto chce wiedzieć, co o książce myślę, niech jeszcze raz przeczyta "nieperfekcyjną notkę". Nie zrezygnowałam jednak z przeczytania książki. Zdobyłam swego czasu nowy egzemplarz, którego złote litery na czerwonej "skurkowanej" okładce złośliwie szczerzą kły. Kiedyś przeczytam raz jeszcze. Zrobię to dla Jill Sloper ;)
OdpowiedzUsuńO tyle, na ile zdążyłam poznać Jill Sloper, wydaje mi się, że nasze poświęcenia i hołdy nie robiłyby na niej większego wrażenia. Co najwyżej ciaśniej owinęłaby się rurą od odkurzacza:)
UsuńKiedy już dojrzejesz do ponownej lektury, daj znać - będę Cię zdalnie wspierać moralnie!:P
Pamietam szum wokól tej ksiazki, i zachwyty. Przeczytałam, ale w zbyt mlodym wieku i jak dla mnie, wtedy ten szum byl troche na wyrost.
OdpowiedzUsuńPytanie co rozumiesz przez "zbyt młody wiek"? Sam Irving dał podobno tę książkę najpierw do przeczytania swojemu dwunastoletniemu synowi, uznając najwyraźniej że niemal żaden wiek nie jest zbyt młody na taką lekturę. Jak dla mnie, było to dość odważne posunięcie:)
UsuńA szumu wokół książki nie pamiętam; może do mojej części kraju nie dotarły?:P