Czasami
zdarza się coś, co sprawia, że dostrzegamy rzeczy, których nie widzimy na co
dzień, gdyż są zbyt oczywiste.
Że
dzieci rosną i nie są już małymi, niesamodzielnymi stworkami, którym możemy
narzucać swoje pomysły, lecz całkiem odrębnymi bytami, z własnym zdaniem i
własnym życiem.
Że
my się starzejemy i niekoniecznie możemy robić to wszystko, co robiliśmy
kiedyś, bo albo nie wypada, albo za bardzo strzyka nam tu i ówdzie.
Że
ci, którzy byli od zawsze obok nas, od tak dawna, że przestaliśmy doceniać ich
obecność, któregoś dnia po prostu odeszli i już nigdy nie wrócą.
Trzy
ostatnie jak dotąd tomy „Jeżycjady” wzięłam ze sobą na wakacje, uznając że
znakomicie sprawdzą się w pierwszych dniach urlopu, gdy potrzebuję przede
wszystkim miło spędzić czas, nie zastanawiając się zbytnio nad każdym
przeczytanym słowem. W tej roli sprawdziły się znakomicie, choć jak się okazało dopiero teraz, jest w nich i sporo do zastanawiania.
„Czarna
polewka” to opowieść o uczuciowych perypetiach najmłodszego jak na razie
pokolenia Borejków – dzieci Gabrysi: Róży i Laury Pyziak, ale też i ich brata,
Ignacego Grzegorza Stryby. Tytuł zwiastuje, że droga ku "żyli długo i szczęśliwie" będzie wyboista, zwłaszcza że w tym odcinku kucharzem – mającym w menu wyłącznie zupę dla
niechcianych absztyfikantów – jest wyjątkowo jak na siebie stanowczy nestor
rodu, Ignacy Borejko.
Rolę
tytułowej „Sprężyny” z osiemnastej części serii wzięła natomiast
na siebie córka Idy Borejko, dziewięcioletnia już Łucja Pałys. Faszerowana –
jak wszyscy w tej rodzinie – łaciną, postanawia zostać prawdziwym „spiritus movens”, czyli w tłumaczeniu jej dziadka – sprężyną wydarzeń. Niezależnie
od niej na podobny pomysł wpada też i sam dziadek, Ignacy Borejko, odkrywający w
sobie powołanie do nowej roli życiowej - swata. W centrum zdarzeń ponownie
znajdzie się też Laura Pyziak, choć w dość dobitny sposób przypomni o sobie
również jej matka, Gabrysia.
Wreszcie „McDusia”, czyli pałająca niezdrową miłością do wysokokalorycznych potraw córka Kreski i prawnuczka profesora Dmuchawca, Magda. Przez dziesięć ostatnich dni roku 2009, kiedy to rozgrywa się akcja książki, przyjrzymy się między innymi przygotowaniom do ślubu Laury, gościnnym występom mojego ulubionego bohatera, Bernarda Żeromskiego oraz będziemy mogli uczestniczyć w duchowej przemianie Ignacego Grzegorza Stryby z lelosia i miągwy w prawie prawdziwego mężczyznę.
Tyle niezdradzającego niczego istotnego streszczenia, dalej będę jednak trochę spojlerować.
Dla
mnie – a jak wynika z rozmów z moimi koleżankami, które tak jak ja wzrastały z
kolejnymi tomami „Jeżycjady”, nie tylko dla mnie – najważniejszy w tej książce
okazał się być wątek profesora Dmuchawca. Postaci, która nigdy nie była
pierwszoplanową, a mimo to od pierwszej części stanowiła ważny element całego cyklu.
Profesor jest już bardzo schorowany i po prostu stary, oczywiste jest więc to,
że nie będzie żył wiecznie. Można jednak wiedzieć, że coś nastąpi i mimo to być
tym zaskoczonym, a przede wszystkim zasmuconym.
McDusia
w zasadzie nie znała swojego pradziadka (jak z typową dla siebie złośliwością
zauważyła Ida Borejko: „częściej niż
pradziadek widywał cię McDonald’s luba McDusiu”), a nawet wtedy, kiedy u
niego przez jakiś mieszkała, nie umiała "złapać z nim kontaktu". Jest bardzo młodą osóbką, która nie
żywi sentymentów, patrzy w przyszłość, nie
zaś w przeszłość.
Można
zarzucać tej części – podobnie zresztą, jak i poprzednim – że jest
sentymentalna i oderwana od rzeczywistości. Że autorka przedobrzyła, że ileż
można i że to już nie to samo, co pierwsze tomy, nie ta atmosfera, nie ci bohaterowie.
Tak,
to zdecydowanie nie jest to samo. Wszystko się zmienia, my też i nasz świat,
otaczający nas ludzie również, czy tego chcemy, czy nie. Nie mam pojęcia, jak
odbierają tę książkę osoby, które przeczytały tylko kilka ostatnich
przypadkowych części „Jeżycjady” i które są raczej w wieku Laury czy Józia
Pałysa, niż którejś z córek Mili i Ignacego. Być może jednak faktycznie, bliższa będzie im mcdusina skłonność do frytek, niż moja do sentymentów.
Niewykluczone więc, że dla osób młodszych ta książka będzie o czymś innym niż dla mnie. A czuję to zwłaszcza dziś, kiedy musiałam pożegnać kogoś, kto był w moim
życiu od bardzo dawna i o kim od pewnego czasu dobrze wiedziałam, że wkrótce umrze. Mimo braku zaskoczenia sytuacją, odczuwam podobny smutek jak ci, którzy w książce żegnali profesora Dmuchawca.
Tak samo jak oni wiem też, że ślad który zostaje po tych, którzy odeszli, nie jest widoczny dla wszystkich. A nawet tym, którzy go widzą, będzie się coraz bardziej zacierał, przysłaniany stopniowo przez szereg nowych zdarzeń, nowych postaci.
Tak samo jak oni wiem też, że ślad który zostaje po tych, którzy odeszli, nie jest widoczny dla wszystkich. A nawet tym, którzy go widzą, będzie się coraz bardziej zacierał, przysłaniany stopniowo przez szereg nowych zdarzeń, nowych postaci.
Dlatego,
tak samo jak w życiu, trochę boję się następnego odcinka.
Małgorzata Musierowicz „Czarna polewka”, „Sprężyna”, „McDusia”.
Wydawnictwo Akapit Press.
Ja się boję już McDusi, i tak sobie nieszczęsna leży i czeka na przypływ odwagi:P Zastanawiam się, czy Jeżycjada ma nowych czytelników, czy to już tylko starzy ją czytają, zgrzytając zębami z powodu dziwnych przemian bohaterów.
OdpowiedzUsuńMyślę, że nie ma się czego bać; mam zresztą wrażenie że "Sprężyna" jest dużo od niej słabsza, bo zdecydowanie bardziej romantycznie ckliwa (ileż można pisać i czytać mniej więcej to samo?).
UsuńStawiałabym raczej na starych czytelników, choć moja koleżanka twierdzi, że jej piętnastoletnia córka czyta kolejne tomy razem z nią. Pytanie tylko, na ile robi to z czytelniczej potrzeby, a na ile po to, by sprawić przyjemność mamie?:P
Ja się formalnie boję, bo dzisiejsi Borejkowie zwyrodnieli, że tak to brutalnie ujmę, i w każdej chwili można dostać w głowę czymś dziwnym: poglądem, dialogiem etc. które kiedyś byłyby nie do pomyślenia. Ale przeczytać, przeczytam, właśnie planuję razem z powtórką Sprężyny, bo nieco wypadłem z obiegu.
UsuńNiezupełnie wiem co masz na myśli, pisząc o zwyrodnieniu. Chodzi ci o nowych, czy starych przedstawicieli rodu?
UsuńJa tam jakiejś szczególnej zmiany poglądów nie dostrzegam, według mnie autorka jest pod tym względem od początku dość konsekwentna. W przypadku McDusi kilka osób "ostrzegało" mnie przed występującymi ich zdaniem w książce manifestacjami - byłam więc w czasie lektury czujna, ale uważam, że przesadzali. Co nie zmienia tego, że pole do dyskutowania o tym, czy to jest dobra książka jest niewątpliwie szerokie.
Chodzi mi o ojca Borejkę, począwszy od awantury o zmywarkę:) Na manifestacje jestem dość odporny.
UsuńOjciec Borejko się starzeje, a na starość człowiekowi charakter z reguły się pogarsza:) Mimo wyjaśnień nadal więc zwyrodnienia nie widzę.
UsuńTrochę gwałtownie mu się pogorszył:P Dlatego planuję się cofnąć, żeby potwierdzić swoją diagnozę.
UsuńW Sprężynie ojciec B. akurat się stara, gwałtowniej i dziwniej zachowywał się w Czarnej polewce. Ale diagnozuj, diagnozuj, a nuż dojdziesz do jakichś przełomowych wniosków?:P
UsuńW Polewce był straszny, ale nie chce mi się tak głęboko sięgać.
UsuńJak robić wiwisekcję, to porządnie; w przeciwnym razie wyniki diagnozy będą zafałszowane!:P
UsuńNo tak, racja. Zacznę od Szóstej klepki:P
UsuńO to, to!:P Cóż to dla Ciebie, po powtórce Harry'ego Pottera masz wprawę!
UsuńJasne. Dziewiętnaście tomów wymaga zaledwie dziewiętnastu wolnych wieczorów:)
UsuńI w ten to obrazowy sposób dowiedziałeś się jak ciężką pracę muszą wykonać prokuratorzy, zanim wniosą do sądu porządny i dobrze umotywowany akt oskarżenia. I dlaczego tyle mamy wyroków uniewinniających...
UsuńTo co? Umarzamy postępowanie przeciwko ojcu Borejko?:P
Pozwolisz, że na ogólnym forum nie będę się wypowiadał o ciężkiej pracy prokuratorów:P Ale właśnie zrobiłaś ze mnie pieniacza procesowego, przystąpię do zbierania dowodów i postaram się dobrze umotywować akt oskarżenia:)
UsuńPrawdziwy pieniacz procesowy nie kłopocze się porządnym motywowaniem swoich twierdzeń. Ważne jest, aby a) była jakaś akcja; b) dużo, dużo, bardzo dużo pisać.
UsuńPowyższe cenne, oparte wyłącznie na osobistym doświadczeniu rady, potraktuj proszę jako mój wkład w Twój przyszły post nt. ojca Borejko:P
Czyli nie będę prawdziwym pieniaczem :( Chociaż może to dobrze, bo ponoć pieniactwo jest jednym z objawów schizofrenii.
UsuńEee, lipa! Za szybko się poddajesz. Spróbowałbyś chociaż:P
UsuńMoże uspokoję Cię, gdy dodam, że pieniactwo bywa też znakomicie kontrolowane i sterowane; wówczas o schizofrenii nie może być mowy (choć w większości przypadków taka diagnoza niestety się nasuwa, jako oczywista).
Nawet jakbym się bardzo uparł, to by mi nie wyszło. Nie znoszę, jak się coś dzieje i nie znoszę pisać dużo, dużo (i bez sensu). Taki głupi charakter wzmocniony przez doświadczenie:P Więc będzie zwięźle i z umotywowaniem, najwyżej sprawa upadnie:D
UsuńNiech będzie. Trzeba więc czym prędzej poszukać obrońcy, bo ojciec Borejko zasłużył chyba na coś więcej niż obrona z urzędu. Ja zaś będę - oczywiście - bezstronnym sądem:D
UsuńMyślę, że obrońców to mu nie zabraknie:P
UsuńProcedura dopuszcza maksymalnie trzech, ale spróbujemy ją w takim razie naciągnąć. Ty zaś w takiej sytuacji będziesz musiał się dwoić, a nawet troić!:P
Usuńliczę na to, że skaptuję jakiegoś oskarżyciela posiłkowego, to się chyba tak nazywa?
UsuńBrawo, brawo, widzę że profesjonalnie podchodzisz do sprawy!:P Obawiam się, że rokowania Ignacego nie są najlepsze:(
UsuńZe względu na podeszły wiek i tak chyba odsiadywać nie pójdzie.
UsuńEjże, to mi wygląda na próbę niedozwolonego wpływania na niezawisły sąd! Upominam pana, panie prokuratorze!:P
UsuńNo gdzieżbym śmiał wpływać, skądże. To raczej próba sondowania ugody:P
UsuńJak na prokuratora jesteś jakoś mało krwiożerczy:P No, chyba że podejmowanie takich prób jest podyktowane zwykłym lenistwem, wówczas wszystko w porządku:D
UsuńW życiu prokuratora nie chodzi chyba o to, żeby być szczególnie pracowitym, co?
UsuńNie czuję się kompetentna, by wiążąco odpowiedzieć na to pytanie, ale ci prokuratorzy, których znałam i którzy byli pracowici już dawno odeszli z zawodu, bo nie wytrzymali nerwowo...
UsuńJa w tamtym roku pod choinkę dostałam 16. część Jeżycjady.
UsuńTeraz mam już 7 książek M.Musierowicz. I uważam że komentarze typu wypaliła się, to nie ta Jeżycjada co kiedyś te są ironiczne i przykre.To po co te osoby kupują i czytają te książki?!
Jak są tacy hop siup to niech sami napiszą taki długi cykl. Niech się z tym zmierzą. Czasy się zmieniają więc i styl pisania się zmienia.
Wierna czytelniczka Weronika lat 14.
Każdy ma prawo do swojego punktu widzenia, Ty również, Weroniko. Czasami jednak zdarza się, że już nie zachwyca, choć chciałoby się, aby nadal zachwycało, tak samo jak wówczas, gdy miało się 14 lat. I chyba lepiej to powiedzieć głośno niż udawać, że wszystko jest w porządku.
UsuńTo dobrze jednak, że Tobie się podoba. Zapamiętaj to i sprawdź za 20 lat, czy nadal będziesz myślała tak samo. Ja czasem boję się takich prób; między innymi dlatego do dzisiaj nie sięgnęłam ponownie po moją ulubioną (w czasie gdy byłam w mniej więcej Twoim wieku) część "Brulion Bebe B."
Sądziłam, że Mcdusia będzie ostatnim tomem jeżycjady. Kiedyś przecież trzeba skończyć, pomijam że najsensowniej było to zrobić gdzieś w okolicach "Kalamburki". Niestety Musierowicz nie ma umiaru. Szkoda. Jeżycjada przypomina od dłuższego czasu brazylijski tasiemiec.
OdpowiedzUsuńBo to jest ten typ powieści, rodzaj sagi rodzinnej - rodzą się przecież kolejne dzieci, które mają własne perypetie i problemy, i to wokół nich obraca się akcja kolejnych opowieści.
UsuńJa rzuciłam Jeżycjadę w kąt ładnych parę lat temu, na etapie bodajże "Imienin"; miałam jej wtedy serdecznie dość i nie rozumiałam - tak jak Ty teraz piszesz - po co autorka w to brnie. Wróciłam w ubiegłym roku, gdy koleżanka wpakowała mi pod pachę wszystkie nowo wydane tomy, łącznie ze świeżą wtedy McDusią. I nie żałuję, choć nie zamierzam bronić jak niepodległości tezy, że to wielka literatura jest. Myślę jednak, że tych kolejnych części nie będzie dużo, w każdym razie autorka wysyła moim zdaniem takie sygnały.
Kalamburka to był czas najwyższy, żeby całość ładnie zamknąć i nie niszczyć legendy:P
UsuńZ punktu widzenia literackiego niewątpliwie macie rację, ale to chyba nie o to w tym cyklu chodzi. Poza tym, żeby nie niszczyć legendy, to trzeba byłoby skończyć raczej w okolicach "Córki Robrojka", ewentualnie przeskakując do "Kalamburki", z pominięciem "Imienin" i "Tygrysa i Róży".
UsuńJa narzekam, ale nie myślcie, że nie chwytam zaborczo każdego tomu zaraz po premierze. Przyznam nawet, że "Mcdusia" się autorce bardzo udała. Co nie przeszkadza mi twierdzić, że dla serii byłoby lepiej, gdyby skończyła się kilka lat temu. Musierowicz traci z wiekiem świeżość spojrzenia na nowe pokolenie, a może tylko się sugeruję.
UsuńTeż wydaje mi się, że spośród ostatnich części "McDusia" jest jedną z lepszych. I też nie przekonuje mnie portret najmłodszego pokolenia (Ignacy Grzegorz Stryba, brr!). Co nie zmienia tego, że czasem potrzebuję poczytać o takich nieżyciowych i nieświeżych postaciach i ich życiu jak z innej planety:)
UsuńPrzede wszystkim bardzo współczuję Ci dzisiejszego pożegnania. Mocno przytulam, bo w takiej sytuacji słowa raczej się nie sprawdzają.
OdpowiedzUsuńMimo zastrzeżeń, którym obiektywnie przyznaję słuszność, i tak z bijącym sercem czekam na kolejny tom Jeżycjady i kompulsywnie krążę jak sęp nad stroną Musierowicz, czyhając na wiadomości o "Wnuczce do orzechów". :)
Dziękuję:) Na szczęście nie było dzisiejsze, tylko wczorajsze, więc funeralny nastrój pomału ustępuje.
Usuń"Wnuczkę..." też pewnie przeczytam, choć na razie o niej tylko widu (okładkę), a słychu ani, ani:P
Jeżycjadę zaczęłam czytać w podstawówce, sentymenty istnieją, potrafię wiele tej serii wybaczyć ;)
OdpowiedzUsuńDlatego bardzo urocze jest dla mnie, jak bardzo oderwane od rzeczywistości są te najnowsze części serii. Czy młodzi ludzie zachowują się tak, jak pisze o nich Pani M.? Nie. Czy rozmawiają ze sobą takim językiem? Tym bardziej nie :)
Ale nie szkodzi, bo dla mnie to jest właśnie w jej ksiązkach najpiękniejsze. Niby XXI wiek, a jakoś bliższy moim o wiele starszym siostrom i mamie, kiedy wszystko było bardzo "przyzwoite"...
A przynajmniej tak sobie te ich czasy wyobrażam.
I zawsze, najbardziej na świecie lubiłam Tygrysa. Więc co się upłakałam na tych ostatnich częściach, to moje ;D
"tak sobie te czasy wyobrażam" może być tu kluczowe:)
UsuńNiesamowite jest to, że kiedy myśli się o Jeżycjadzie, na język od razu pchają się takie słowa jak właśnie "urocze", czy "doprawdy". Doprawdy, już choćby dlatego warto ją czytać!:PP
Ja chyba za mocno swego czasu utożsamiałam się ze starszymi bohaterkami (najbardziej z Bebe, w sumie nie wiem dlaczego, pewnie przez Damba:P), dlatego perypetie młodszego pokolenia nie wzbudzają we mnie aż takich emocji. Ale dla lubiących Tygrysa ostatnie części rzeczywiście mogą być wyciskaczem łez:)
Doprawdy, owszem.
Usuń(tu wstaw jakąś sentencję po łacinie)
;)
[o, o, ja się nie wyrzeknę już, że jestem psychofanką tę uroczej serii, bo jak ostatnio pojechałam do Poznania pierwszy raz w życiu to gdzie poszłam? No, na Teatralkę. Nie mogłam się powstrzymać.]
Sentencji łacińskich wstawiać nie będę, bowiem znam wyłącznie takie nie na temat (np. "mater semper certa est, pater quem nuptiae demonstrant"), a lektura Aureliusza cały czas tylko w planach:)
UsuńTakie psychofanki jak Ty wydają się być stosunkowo niegroźne - gdybyś nawiedziła lokatorów z Roosevelta 5, o, wtedy byłoby się nad czym zastanawiać!:P
No to za zdrowie profesora. I wszystkich tych, którzy odeszli.
OdpowiedzUsuńNajgorsze jest to, że powinno się to robić z uśmiechem, a to trudne.
UsuńJuż będąc poważnym panem dotarłem do "Idy ..." i sklęsłem. W sumie nie wiem czemu, bo cztery przeczytane tomy, dość mi się podobały.
OdpowiedzUsuńMężczyźni czytający Jeżycjadę to dla mnie zjawisko trudne do pojęcia. Do tej pory wiedziałam tylko o dwóch takich: koledze ze studiów i ZWL:) Za cztery tomy i tak masz więc u mnie miejsce na podium!:P
UsuńDodaj do tego mojego kolegę ze studiów. I profesora Raszewskiego :P
UsuńOk, profesor Raszewski dostanie podium ex aequo z którymś z was, ale kolegę na pewno wymyśliłeś:)
UsuńA serio, to naprawdę trudno mi zrozumieć, co może przyciągać mężczyzn do tej serii; mój mąż na przykład krzywi się na sam widok okładek:(
Z kolegą (i koleżankami) urządzaliśmy konkursy na rozpoznanie cytatów z dowolnego tomu Jeżycjady:P
UsuńDoprawdy nie wiem, czemu Mąż się krzywi, okładki, szczególnie z pierwszych wydań, bardzo estetyczne. Powiedz mu na zachętę, że jest parę kawałków o łowieniu ryb, bo on chyba wędkuje?:P
Zanim dojdzie do tych kawałków o rybach (on z tych co chętniej łowią, niż czytają o łowieniu), wcześniej z nudów kilka razy rzuci dziełem o ścianę. Jako więc że mam sentyment do moich pierwszych wydań, pozwól że nie wypróbuję Twojej dobrej rady.
UsuńW pierwsze zdanie nie wierzę tak samo jak w tego kolegę!:P No bo - w zasadzie - za co Ty lubisz Jeżycjadę?
No jak to za co? Za poczucie humoru. Zacząłem chichotać przy pierwszym akapicie Szóstej klepki i tak mi zostało:) bo chyba nie podejrzewasz mnie, że interesowały mnie romansowe przygody nastolatek (no może poza Anielą)?
UsuńChyba wygrzebię "Szóstą klepkę" i sprawdzę, co tam jest takiego śmiesznego w pierwszym akapicie, bo nie pamiętam:)
UsuńPoczucie humoru rozumiem, ale nie myślałam że jest go aż tyle, by przetrwać romansowe perypetie nastolatek. Te Anieli podobały Ci się pewnie dlatego, że romantyzmu nie ma w niej za grosz; nie to, co u pozostałych, nad których przeżyciami roniłam potoki łez mych czystych i rzęsistych, współ z nimi czując:PP
Wygrzeb, wygrzeb i pomyśl, że Bobcio mógłby być Twoim - jako matki - dopustem bożym:PP
UsuńZ romansami nie przesadzajmy, w nadmiarze romansowość występuje dopiero w Idzie, bo bohaterka egzaltowana, reszta jest bardziej zrównoważona.
O matko, widzę że powtórka musowa, bowiem z pierwszych tomów po głowie kołaczą mi się tylko jakieś strzępy, a to że spore, jest marną pociechą:(
UsuńNie wiem, może ja byłam egzaltowaną nastolatką, ale miałam wrażenie, że każda część była niemal wyłącznie o uczuciach, miłości i szukaniu drugiej połowy, i ja oczywiście doskonale odnajdywałam się w rozterkach większości romantycznie usposobionych postaci:)
Zamiast odpowiedzi :D - TUTAJ
UsuńNo dobra, dobra, poddaję się, bo chwilowo macie przewagę liczebną:)
UsuńJeśli chodzi o ryby i wędkowanie, to pelno tłustych węgorzy można znaleźć w Czaplinku w Idzie sierpniowej:-)
OdpowiedzUsuńIda sierpniowa to najwiecej razy przeczytana cześć Jezycjady przeze mnie, gdyż byla pierwszą i długo jedyną ksiażką Musierowicz posiadaną na własność.Kiedy mialam chandrę zawsze pomagała:-)Fragmenty znałam na pamieć. Poczucie humoru Musierowiczowej plus dobro i ciepło płynace z jej ksiażek zawsze działało krzepiąco.
Z Jeżycjada jestem na bieżąco, odwiedzam stronę autorki."Stara" Jeżycjada kończy się dla mnie na Nutrii i Nerwusie, a kolejne tomy to juz " Nowa" Jezyciada, zdecydowanie nierówna.
Co do trzech ostatnich tomów, to McDusia mnie rozczarowała, i nie chodzi mi o to, ze Musierowicz usmiercila Dmuchawca, a jego "Duch" unosi się na kolejnych stronach...Nie chce wytykać wszystkiego, ale to jest pierwsza ksiązka, kiedy ani razu sie nie usmiechnełam (nie wspominam o smiechu), a czasem zgrzytalam zębami, pomimo ogromnej sympatii dla autorki , no i mojej wierności czytelniczej.Nie godzę się na to, że przywolana juz tu w tytule- Ida, która zawsze była ironiczna i kąśliwa,w McDusi jest chamska,to karykatura dawnej postaci.
McDusia jest tytułową postacią, jednak w książce tego nie widać, brakuje wątku przewodniego, jak we wczesniejszych tomach.Odnoszę wrazenie, ze ksiązka jest "posklejana", niespójna, eh...
Śmiałam sie jak Laura w Spręzynie jezdziła rowerem tam i z powrotem z sosną kosmatą na bagazniku, bawil mnie Ignacy Borejko dający rekuzy absztyfikantom swoich wnuczek w Czarnej polewce,natomiast w McDusi niestety nie podoba mi sie nawet tytuł:-(.
Wybacz Momarto za taki komentarz przydlugi, ale mnie poniosło.
Dzięki informacji o Czaplinku (kompletnie nie pamiętam!) Ida sierpniowa wysunęła się na czoło listy części Jeżycjady, co do których istnieje cień szansy, że mój mąż się skusi na lekturę:)
UsuńWydaje mi się, że w przypadku naszych roczników podział na "starą", udaną i "nową", nienajlepszą Jeżycjadę jest nierozerwalnie związany z tym, że nowe części ukazywały się wtedy, gdy mieliśmy już więcej niż naście lat.
Bardzo możliwe też, że gdybym czytała na bieżąco każdą kolejną część, robiąc w międzyczasie powtórki wcześniejszych, miałabym odczucia podobne do Twoich. Kiedy jednak w ciągu ostatniego roku przeczytałam po kolei wszystkie nieznane mi wcześniej (lub kompletnie zapomniane) książki, zaczynając od "Córki Robrojka", górę wzięły sentymenty i radość z ponownego zetknięcia się z tym dobrem i ciepłem, o których napisałaś wyżej. Być może dlatego skłonna jestem wybaczyć autorce więcej niż Ty:))
A przydługie komentarze u mnie zawsze mile widziane!:)
Kiedy myślę o Jeżycjadzie robi mi się ciepło na sercu.. Rodzina Borejków zapadło głęboko w moje serce, mimo że przeczytałam tylko 6 części i jakoś potem "odpadłam z gry", na "Brulionie Bebe B." Wciąż się zastanawiam dlaczego nie czytałam dalej... Ostatnio wpadła mi w ręce "McDusia" i może jestem bezkrytyczna ale "weszłam" w ten ich świat na nowo, z zaciekawieniem i znów zalała mnie jakaś dziwna fala ciepła, która idzie z tych książek. Sporo się tam u nich pozmieniało, świat się zmienił... Ale podobało mi się!
OdpowiedzUsuń19 tomów! Nie wiem czy uda mi się nadrobić zaległości ale jak tylko się da, będę wracała... Bo Musierowiczową lubię i już!
Wrażeń z lektury McDusi po takim przeskoku i pominięciu wszystkiego, co zdarzyło się w międzyczasie nie jestem sobie w stanie wyobrazić. To pewnie przez moje zawodowe doświadczenie, które uczy, że pomijanie środka zazwyczaj źle się kończy!:P
UsuńTe czytelnicze zaległości nadrabia się dość szybko i przyjemnie, choć kilkanaście wieczorów trzeba mimo wszystko wygospodarować...