W
czasach, w których zaczynałam moją przygodę z fantastyką, przodującymi jej
wydawcami w Polsce byli Prószyński i Supernowa. Miałam wtedy mnóstwo czasu,
toteż czytałam znaczną część tego, co wydawali, a że byłam młodsza i mniej
krytyczna niż teraz, podobało mi się niemal wszystko.
Były
to także te czasy, kiedy nazwiska kolejnych autorów kojarzyły mi się wyłącznie
z ich książkami; nie kierowałam się żadnymi uprzedzeniami, co – choć staram się
tego nie robić – teraz niekiedy mi się zdarza.
Zastanawiam
się, jak obecnie odebrałabym wydawane wtedy przez Supernową wczesne powieści Marcina Wolskiego i Rafała
Ziemkiewicza. W owych czasach bowiem bardzo mi się podobały, zwłaszcza zaś „Agent dołu”
(Wolskiego) i „Pieprzony los kataryniarza” (Ziemkiewicza).
Cóż,
sporo się zmieniło. O ile Wolskiego przestałam czytać, gdyż doszłam do wniosku,
że powoli i nieuchronnie popada w coraz większą grafomanię, o tyle Ziemkiewicz
zaczął mnie irytować sobą, co rzutowało na mój odbiór jego książek.
Nie
mam więc pojęcia w jaki sposób i dlaczego weszłam w posiadanie „Ogni na
skałach” jego autorstwa, ale mam wrażenie, że gdyby nie stosikowe losowanie,
raczej do tej pory tkwiłyby gdzieś w kącie.
I
nie uważam, abym miała wówczas czego żałować.
Mdła.
Taki przymiotnik nasuwa mi się jako najlepiej charakteryzujący tę lekturę.
W
opowieści tkwił potencjał (choć przed jej napisaniem trzeba było odpowiedzieć
na pytanie, jak ją poprowadzić, by nie popaść we wtórność), można było liczyć
także na rzesze czytelników złaknionych pojawienia się w polskiej literaturze
godnego następcy Wiedźmina (mniej więcej w tym samym czasie Jarosław Grzędowicz
powołał do życia też Vuko Drakkainena), słowem: sukces murowany.
Pewnie
dlatego na okładce pierwszego wydania, i to nie dodruku, wydawca napisał
optymistycznie: „BESTSELLER”.
Hm.
Jeśli do setek, o ile nie tysięcy wykupujących książkę czytelników zaliczyć i
takich jak ja, można powiedzieć, że się udało. Pytanie tylko, czy o taki
właśnie sukces chodziło.
Początkowo
idzie nieźle. Pojawia się główny bohater, odpowiednio tajemniczy i waleczny
Żegost, który „bywał jako zaciężnik i
ochotnik w bitwach” (oj!), gustuje raczej w winie niż piwie (dobra nasza!),
jest szybki i zwinny, a do tego obdarzony znakomitym instynktem. Już w
pierwszym rozdziale padają też pierwsze trupy, pojawia się i mroczna tajemnica,
i ukłon w stronę tych, którzy oczekują, że będzie o miłości. Po czym wszystko
zdycha.
O
ile dość dobrze pamiętam to, co działo się w pierwszym rozdziale (książkę
czytałam niecałe dwa miesiące temu), o tyle zawartość wszystkich kolejnych
(może poza ostatnim) pogrążyła się w mrokach mojej niepamięci. To chyba
niedobrze, zważywszy na fakt, że może i mam sklerozę, ale jeszcze nie aż tak
galopującą.
W
środku zaś niby się dzieje – jest wyprawa, są dalsze trupy, pojawia się Ona, w grę
ewidentnie wchodzi też magia, zaś nasz bohater co i rusz wymyka się śmierci; brakuje jednak napięcia, przez co czytelnikowi ciężko wykrzesać z siebie zainteresowanie lekturą. Być może dlatego, że w zasadzie połowie książki wie już
jak mniej więcej historia się zakończy oraz jak potoczą się losy poszczególnych postaci.
Na
okładce książki (nie mogłam się powstrzymać, czytanie blurbów to chyba
uzależnienie) wydawca zamieścił opinię m.in. Jacka Dukaja, jakoby miała to być
„fantasy dla wyrastających z fantasy”,
odbijająca „w konwencji baśni (…) prawdy psychologii”.
Niewykluczone
więc, że wszystko to moja wina, że ciągle jeszcze nie dorosłam i w świecie
fantasy zachowuję się niczym przedszkolak. Jeśli jednak tak, to poproszę panią,
by codziennie czytała mi „Ognie na skałach” podczas leżakowania. Dobranoc.
Rafał
A. Ziemkiewicz „Ognie na skałach”, ilustracje Dominik Broniek. Fabryka Słów,
Lublin 2005.
Wczesne powieści Wolskiego wciąż mają swój urok, a Agent dołu to w ogóle wymiata. Niestety, potem autor zasłynął Polskim Zoo i popadł we wtórność, więc zarzuciłem znajomość. Ale to i owo z jego klasyków sobie nawet powtarzam czasem. A panią przedszkolankę poproś, żeby Ci czytała raczej Antybaśnie:P
OdpowiedzUsuń"Agent dołu" tak życzliwie tkwi w mojej pamięci, że boję się sięgnąć po niego powtórnie, aby nie popsuć sobie dobrych wspomnień. Jeśli chodzi o twórczość Wolskiego, Polskie zoo to pikuś; spróbowałbyś poczytać którąś z powieści podobno sensacyjnych, masakra!
UsuńAntybaśnie jako lektura podczas leżakowania odpadają - na ile pamiętam, są zbyt mało usypiające, a w leżakowaniu chodzi przecież o to, żeby zasnąć i żeby pani miała święty spokój, czyż nie?:P
Agenta powtarzałem wielokrotnie, traci się niespodziewane zakończenie, ale i tak zabawa przednia:)
UsuńAntybaśnie faktycznie efektu usypiającego nie dadzą, niech Ci pani Kanta poczyta :P
Zamiast Kanta wystarczą "Ognie na skałach", w każdym razie poczynając od połowy drugiego rozdziału:)
UsuńMoże więc wrócę do Agenta. Kiedyś. Mam wrażenie, że podobało mi się też "Według świętego Malachiasza", choć pewna nie jestem i kompletnie nic nie pamiętam, poza tytułem:(
Tak sobie też pomyślałam, że Wolski pasowałby do dyskusji pod ostatnim postem u Lirael - płodność doprawdy imponująca, niestety niewiele poza tym.
Malachiasz też niezły. Co do wartości książek Wolskiego, to nie chce mi się schodzić z krzesła i liczyć, ale to, co mam na półce bez wątpienia jest bardzo przyjemną lekturą humorystyczno-sensacyjną, on się popsuł pod koniec lat 90., wszystko wcześniejsze jest jak najbardziej strawne.
UsuńJa zostawiłam tylko to, co wydawała jeszcze Supernowa, całą resztę (z rozpędu kupiłam parę książek) oddałam. Pamiętam jak dziś co sobie pomyślałam po przeczytaniu "Miejsca dla dwojga", ale nie zacytuję, bo to niecenzuralne:P
UsuńJa się zniechęciłem na etapie ostatnich książek dla Supernovej, Pies w studni już mnie ominął. W drodze po herbatkę zatrzymałem się przy półce, mam jakieś 10-12 niezłych Wolskich.
UsuńJak dla mnie to tylu niezłych nie napisał, może masz dublety?:P
UsuńPsa w studni mam, ale kompletnie nic nie pamiętam. Chyba muszę przemyśleć stopień zaawansowania mojej sklerozy; kto wie, może i jest galopująca?
Nie każ mi jeszcze tytułów wypisywać, ale skoro jeszcze stoją na mojej półce, to musi coś w nich być, szczególnie że większość czytałem po kilka razy:) Taki Matriarchat albo Świnka - bardzo przyjemne rzeczy.
UsuńMatriarchat i Świnka to zdaje się słuchowiska - jeśli tak liczysz pozycje, to faktycznie uzbiera się 10 czy 12:)
UsuńZastanawiam się jak to możliwe, żeby z inteligentnego autora, piszącego fajne rzeczy, stać się osobą, która klepie, jedna za drugą, grafomańskie wtórności?
Nie wiem, czy najpierw były słuchowiska, czy teksty, ale czyta się świetnie, to są inteligentne i zabawne rzeczy. Po dwudziestej którejś powieści mało kto nie wpada we wtórność i nie zaczyna powielać własnych pomysłów, a jak jeszcze do tego dojdzie polityka, to już w ogóle.
UsuńTa wtórność to moim zdaniem bardziej w stosunku do czyichś, a nie swoich dzieł. A to jedno jest polskim "Dniem szakala", a to drugie polskim Danem Brownem, przy czym o ile pierwowzory czyta się nieźle, o tyle przy dziełach MW zęby bolą.
UsuńBardziej chodzi mi właśnie o tę inteligencję, której też autorowi nie odmawiam. Jak mu się udaje tak bardzo ukrywać jej istnienie? To doprawdy zadziwiające.
Pożegnałem się z MW, kiedy zaczął zjadać własny ogon, może dopiero potem przeszedł do zjadania cudzych:P Ewakuowałem się w porę, zachowując miłe wspomnienia i kilka fajnych książek na półce. Taką za to Ekspiację mam na półce od lat równo siedmiu i niedawno wystawiłem do wymiany, żeby sobie nie psuć wrażeń.
UsuńUkrywanie inteligencji nie jest chyba bardzo trudne, szczególnie jeśli się bardzo chce:D
Postępowanie z Ekspiacją ze wszech miar słuszne, mnie wielce zniesmaczyła.
UsuńNie wiem czy masz jakieś osobiste doświadczenia związane z ukrywaniem inteligencji, ale ja, mimo że czasem bardzo się staram, nie umiem przejść z etapu udawania blondynki do udawania głupiej blondynki. Ale to być może mój defekt osobniczy:(
A widzisz, znaczy miałem nosa co do Ekspiacji:)
UsuńTak myślę, czy mi się zdarzyło udawać brak inteligencji, czy raczej dochodziło do samoistnego obnażania jej braku, hmm:P i już wiem, na szkoleniu BHP, które trwało sześć godzin, bardzo starannie mi się udało ukryć wszelki ślad inteligencji.
Czyżby przejawiło się to w tym, że robiłeś notatki?:P
UsuńTeż. Ale poza tym starałem się unikać zadawania pytań (bo to oznaka inteligencji, prawda?) i nie skłaniać pana do przedłużania wywodów. Widać mi się udało, bo machnął ręką na wyjaśnianie mi kwestii dopuszczalnych ciężarów przenoszonych sporadycznie i włączył film o pierwszej pomocy:P
UsuńE, jak dla mnie jesteś w tym zakresie tak samo zdefektowany jak ja, bowiem wykazałeś się w ten sposób wyłącznie sprytem i doświadczeniem życiowym, a nie brakiem inteligencji.
UsuńA filmy o pierwszej pomocy uwielbiam pasjami.
W życiu nie wykazałem się życiowym sprytem, więc dzięki za komplement. Film był z końca lat 80., kręcony w stylu serialu "W labiryncie", miodzio:D
UsuńTakie filmy są najlepsze:) Niestety, u nas na ostatnim szkoleniu prezentowano wyłącznie nowoczesne wersje, do tego niekiedy zagraniczne:(
UsuńU nas skansen kompletny, stare wideo i telewizor niemalże Rubin :)
Usuńniezly byl wcozraj w Swiat sie kreci...bardzo ciekawy temat poruszyl..fajny program
UsuńZWL: to niesprawiedliwe, nasz pan behapowiec jest stanowczo zbyt nowoczesny, bo urządził coś w rodzaju multimedialnego pokazu. Tym samym odpadła ostatnia przyczyna, dla której gotowi byliśmy wytrzymać podczas całej imprezy.
UsuńAnonimowy: niestety, nie oglądam telewizji, ale nie przypuszczam, by jakiekolwiek publiczne wystąpienia pana Ziemkiewicza mogły obecnie wzbudzić moje zainteresowanie.
U nas skansen, że się powtórzę. Pan urządził niedawno godzinną pogadankę o podnoszeniu ciężarów zamiast rozesłać wszystkim wytyczne mailem:P Technika szwankuje.
UsuńSzczerze powiedziawszy, zamiast mojego nowoczesnego pokazu wolałabym godzinną pogadankę, gdyby tylko jednocześnie zapewniono mi w pracy takie warunki, o jakich tak płomiennie opowiadają behapowcy. Nie mam przy tym wygórowanych oczekiwań: ot, wystarczyłoby wyprofilowane, a nie rozpadające się krzesło oraz możliwość ułożenia rąk podczas pisania na klawiaturze w pozycji ergonomicznej:P
UsuńSię zachciewa, doprawdy:P U nas profilowane fotele są, co prawda, ale takiego sortu, żeby za wygodnie nie było, a podkładki pod mysz z oparciem dla nadgarstka mus sobie kupić we własnym zakresie.
UsuńI tak oto objawił nam się idealny przykład nierównego traktowania w zatrudnieniu: nam puszczają nowoczesne filmiki, na których jest wszystko (chcą nas wkurzyć, jak nic), a wam stare, na których nie ma nic (dopieszczają was, pokazując że mogło być gorzej, a tu proszę, jaki dobry pracodawca!)
UsuńDobry pracodawca zainteresowałby się tym, że szkolenie BHP trwa osiem bitych godzin, chociaż mogłoby się zakończyć po dwóch.
UsuńO nie, nie, mój drogi. Pretensje nie do pracodawcy, a do ustawodawcy, który określa ramy szkoleń bhp. I tak powinieneś się cieszyć, że jako pracownik administracyjno-biurowy łapiesz się na takie jednodniowe, nie zaś dwudniowe, jak niektórzy nieszczęśnicy.
UsuńDobra, cieszę się:P
UsuńCieszę się, że otworzyłam Ci oczy na prawdziwą prawdę. Tylko co ja z tego będę miała?:P
UsuńSatysfakcję moralną rzecz jasna:P
UsuńTakiej właśnie odpowiedzi się po Tobie spodziewałam. Nic to, za 15 lat wezmę swoją satysfakcję moralną pod pachę i przywlokę się do Ciebie, żebyś spróbował wygładzić mi nią garba, którego się przez ten czas niewątpliwie nabawię na moim nieergonomicznym stanowisku pracy.
UsuńGarba to się dostaje od ciężkiej pracy, a nie od niewinnego mebla:P Wnioski wyciągnij sama:D
UsuńPóki co, ja od ciężkiej pracy po nocach dostaję tylko worów pod oczami. Jak sięgną pleców, będą mogły robić i za garba:( I daruj sobie wniosek o treści "idź spać", bo nie ręczę za siebie.
UsuńJestem ostatnią osobą, która kazałaby Ci iść spać. Robota musi być zrobiona, niestety. Też tak mam, tylko wory pod oczami jakoś mnie omijają:P
UsuńNo tak, nie można być jednocześnie i pięknym, i inteligentnym:P
UsuńJeśli kiedykolwiek osiągnę stan, w którym moja robota będzie "zrobiona", pospieszę donieść, ale nie sądzę, aby nastąpiło to w tym stuleciu...
A nie pociesza Cię myśl, że do emerytury coraz bliżej, choć nadal 30 lat? :))
UsuńJeśli podejść do tego filozoficznie, to owszem, budujący jest fakt, że oto mam pewien stały, niezmienny punkt w swoim życiu:P
UsuńW taki dzień, jak dziś, to tylko podchodzić filozoficznie :P
UsuńJeśli chodzi Ci o pogodę, to u nas filozoficznie było wczoraj, zaś dziś jest tak, że nic, tylko natychmiast brać sprawy w swoje ręce!:P
UsuńBrać sprawy we własne ręce? W sensie, że za łopaty i do odśnieżania? :P U nas ta filozofia zapowiada się na dłużej:D
UsuńW sensie, że świeci słońce i teoretycznie człowiekowi powinny skrzydła urosnąć. Niestety, moje zostały skutecznie podcięte przez wizję obowiązkowego uczestnictwa w dzisiejszym festynie przedszkolnym (nienawidzę!)
UsuńCzymże jest wizja festynu w porównaniu z wizją trzecioklasistki, która wróci do domu z pierwszą pałą w życiu za brak pracy domowej? To będzie epokowe wydarzenie połączone z piętrową histerią, gdy superrodzice przeprowadzą pogadankę o odpowiedzialności i przestawieniu się wreszcie w tryb szkolny:P
UsuńNie to żebym się licytowała, ale ja już we wtorek byłam w szkole wezwana w pilnym trybie przez zaniepokojoną panią wychowawczynię ("czy on w domu też taki rozkojarzony? czy pani czasem pyta go, co mają zadane? czy on też nie słucha, co pani do niego mówi?"). W razie potrzeby służę więc konspektem stosownej pogadanki:PP
UsuńPodejrzewam całkowity brak motywacji wywołany zmianą wychowawczyni. A konspekt poproszę, mam nadzieję, że jest w nim odpowiednia ilość grzmiących okrzyków i szantażu:P
UsuńGrzmiące okrzyki? Szantaż? W XXI wieku, w czasach wysypu publikacji na temat psychologii stosowanej?
UsuńNic z tych rzeczy, oczywiście. Kojącym głosem zapewniasz dziecko, że jesteś, wspierasz, kochasz i wszystko rozumiesz, po czym na zakończenie dobitnie i bardzo wyraźnie oświadczasz, że dajesz mu 3 dni, a w razie braku poprawy urządzasz szlaban na komputer, telewizor i konsolę:PP
A co jeżeli dziecko już ma skonfiskowany szósty tom Kosika i do odwołania ma nie być prowadzane do biblioteki? (swoją drogą, doczekałem się - brak wyjścia do biblioteki najdotkliwszą z kar:PP) Zostają już tylko kojące zapewniania o wsparciu, a za kulisami zastrzyki z nerwosolu :(
UsuńTylko uważajcie z tym nerwosolem, bo po przedawkowaniu możecie nadmiernie zobojętnieć i zaniedbać dziecko wychowawczo:P
UsuńU mnie niestety od czasu wakacji dziecko trzeba zmuszać do samodzielnej lektury (czyt.: kojącym głosem zachęcać, by sięgnęło po książkę, przytaczając szereg rzeczowych argumentów), wobec czego konfiskata książki zostałaby niewątpliwie potraktowana jako zachęta do jeszcze większego głuchnięcia, ślepnięcia i posiadania pędu ku wiedzy wiadomo gdzie:(
Konfiskata lektury stanowiła broń ostatniej szansy w walce o naukę tabliczki mnożenia do pięćdziesięciu:P Bo dziecię zostawione samopas z kretesem przewaliło sprawdzian. A teraz nawet 4x9 jej niestraszne.
UsuńMuszę kupić więcej nerwosolu, skoro jest szansa na zobojętnienie :D
Z czym jak z czym, ale z mnożeniem Starszy nie ma problemów. Najlepiej zaś wychodzi mu mnożenie kwoty kieszonkowego przez ilość zaległych dni:(
UsuńA jeśli chodzi o nerwosol, to może lepiej przed zażyciem przeczytaj ulotkę, co? (Ja tak tylko w trosce o dobro Twojej rodziny, jako podstawowej komórki społecznej:P)
Kieszonkowe nie jest wypłacane, to może stąd kłopoty z mnożeniem, hmmm... Nerwosol się stosuje na nerwice okresu przekwitania, to jak raz pasuje :P
UsuńOddaj szybko dziecku Kosika i wypłać kieszonkowe wraz z odsetkami oraz zadośćuczynieniem za straty moralne, zobaczysz jak od razu podciągnie się z matmy!
UsuńA o fragment ulotki chodziło mi raczej inny, ale cóż, z pewnością Ty lepiej znasz swoje potrzeby:P
Chwilowo jednak pozostanę przy szantażowaniu nieoddaniem lektury, dziecku za bardzo zależy na poznaniu ciągu dalszego, żeby się opierało:P
UsuńA co do nerwosolu, to jeśli myślimy o tym samym fragmencie ulotki, to badania kliniczne nad lekiem musiały pójść do przodu, bo niegdyś takich ostrzeżeń nie było:P
Rób jak chcesz, ale pamiętaj że odsetki stale rosną, a i ich kapitalizacja nie jest wykluczona!:P
UsuńNajwyraźniej kiedyś za treść ulotki były odpowiedzialne wyłącznie żony nadmiernie aktywnych mężów, teraz zaś zlecono jej opracowanie drugiej stronie:P
U nas kieszonkowe w ogóle nie było wprowadzone, więc karne odsetki nam nie grożą:P Kiedyś się piło brom, teraz nerwosol, to się nazywa postęp medycyny:D
UsuńJak na moje oko, właśnie skoro kieszonkowego nie wprowadzono, to tym bardziej grożą wam odsetki. Ale spoko, nie karne, tylko ustawowe:)
UsuńO takim wykorzystaniu bromu szczerze powiedziawszy do tej pory nie słyszałam. Od dziś będę jednak zupełnie inaczej patrzyła na wierszyk o Stasiu Pytalskim; ten Brzechwa to chyba faktycznie nie dla dzieci...
W zamierzchłych czasach ponoć żołnierzom do zupy dolewano bromu:P
UsuńInternet mówi, że to czasy to nie takie znowu zamierzchłe. Myślisz, że teraz niezbędnym składnikiem żołnierskiej grochówki stał się nerwosol?:P
UsuńNerwosol za łatwo wywąchać, pewnie dalej w użytku brom z zapasów po Układzie Warszawskim:))
UsuńTak, w ten sposób dałoby się nawet wiele wytłumaczyć. Skutki uboczne zażywania przeterminowanego bromu, i tyle. Ta afera korupcyjna w wojsku, o której teraz donoszą media, z pewnością jest jednym z nich.
UsuńMoże w ramach afery wyprzedali ten brom, stąd te niepokoje :P
UsuńTo na pewno zmasowana akcja wrogich służb zmierzająca do eksterminacji narodu polskiego!:P
UsuńBez wątpienia, trzeba dać odpór :D
UsuńBędę trzymać za Ciebie kciuki; ja mam kategorię "D".
UsuńJa coś koło tego, w sam raz, żeby oddział partyzancki założyć:P
UsuńI jesteś pewien, że tego właśnie potrzebuje naród polski?:P
UsuńJakaś część na pewno. I obawiam się, że może to być całkiem pokaźna część:(
UsuńJak pokaźna część, to ja chyba nie dam rady. Zwłaszcza, że zima idzie i niekoniecznie chciałabym spędzić ją w lesie:P
UsuńBo na zimę zajmuje się kwatery w stodole u zaprzyjaźnionego gospodarza, z wyszynkiem, wiktem i opierunkiem :D
UsuńTaak, zakwaterowanie w stodole powinno sprzyjać powodzeniu tej akurat partyzanckiej misji:P
UsuńStodoła jest dobra na wszystko :P
UsuńNajpierw misja partyzancka, a potem naprędce trzeba przerabiać stodołę na dom weselny? To rzucałoby nowe światło na ten polski trend architektoniczny:P
UsuńOd zawsze wiejskie wesela odbywały się po stodołach, że choćby Nad Niemnem przywołam, więc jest to nie tylko trend, ale wręcz piastowska tradycja :P
UsuńI od razu widać, które z nas ma solidne historyczne wykształcenie!:P
UsuńTak, tak, historię stodół i ich wykorzystania od czasów prehistorycznych mam w małym palcu:P
UsuńRozumiem, że właśnie temu tematowi zamierzasz poświęcić rozprawę habilitacyjną?:PP
UsuńJest to jakaś koncepcja, szczególnie że w dzieciństwie bawiłem się w stodole dziadka, więc temat mi bliski :P
UsuńJa bawiłam się na strychu, ale podejrzewam, że w to samo:P
UsuńGdy rozprawa będzie już gotowa, to proszę ująć mnie - jako inspiratorkę - w przypisach!
Myśmy się bawili w chowanego i skoki z siana:P
UsuńBędziesz miała osobne podziękowania pod koniec wstępu, jak to bywa w pracach naukowych.
Tak, tak, my też w chowanego:)) I w Tarzana, bo na strychu wisiały sznury do suszenia prania.
UsuńOsobne podziękowania? Już nie mogę się doczekać, te 10-15 lat powinno zlecieć jak z bicza strzelił!:P
Tyle się zejdzie, bo mus dzieci usamodzielnić, ale za to dzięki własnym doświadczeniom odpadną dodatkowe badania terenowe:P
UsuńNo nie wiem, warto byłoby zakończyć pracę efektownym nawiązaniem do współczesności. Przypominam, że za te 10-15 lat własne doświadczenia będą miały około pół wieku:P
UsuńCzyli już będą źródłem historycznym. To i kwerenda źródłowa odpadnie. Same korzyści z tych stodół:))
UsuńZawsze twierdziłam, że podstawą sukcesu jest własne bogate doświadczenie życiowe!
UsuńAlbo umiejętne żerowanie na cudzym, przedstawianym jako własne :P
UsuńE, to zawsze kiedyś rypnie. U mnie w komentarzach przejdzie, ale na habilitację może być za mało:P
UsuńHeh, jakie profesury w tym kraju oparte są na cudzych doświadczeniach! Jedna habilitacja to w ogóle umknie w tłoku:P
UsuńPisać na okładce pierwszego wydania, że to bestseller, to już hucpa.
OdpowiedzUsuńPan Rafał A. Ziemkiewicz chyba poszukuje gatunku dla siebie: fantasy, powieść obyczajowa ("Ciało obce" dość mi się podobało), polityczna... Ma rozmach.;)
Oj tam, od razu hucpa. Pozytywne nastawienie i tyle:))
Usuń"Ciało obce" mam od kilku miesięcy w domu, wciśnięte przez kolegę, który twierdzi, że absolutnie muszę to przeczytać. Na razie nie mogę się zmusić, ale skoro piszesz, że da rady, to może spróbuję.
Nie wiem czy Ziemkiewicz poszukuje gatunku; ostatnio mało mnie interesuje to, co pisze. Kiedyś kojarzył mi się niemal tylko z fantastyką, teraz niestety tylko z chamstwem.
Da rady, powiedziałabym, że czyta się nawet dobrze.
UsuńMnie ten pan też nie interesuje, Ciało przeczytałam tylko dzięki namowom przyjaciółki, dawne dzieje. Czasem docierają do mnie w łże-prasie odpryski jego postulatów - nie sposób przejść koło tego obojętnie.
W takim razie porzucę planowany wariant przeczytania streszczenia i oddania książki bez jej czytania, za to z jednoczesnym wypowiedzeniem paru gładkich zdań:)
UsuńBędzie gruba kreska, ale źle nie jest. Trafiły się nawet zabawne fragmenty.
UsuńTo może nawet uda mi się przeczytać ją (i oddać) w tym roku?:)
UsuńJa RAZa czytywałem raczej niefantastycznego, a i to bez specjalnych uniesień. Jeśli chodzi o "Ciało ...", to jeśli kilka moich słów pomoże Ci podjąć decyzję, to proszę :D
UsuńI bądź tu mądry, człowieku:( Wygląda na to, że ulotność dzieł RAZa jest ich cechą charakterystyczną i wyróżniającą.
UsuńWzmianka o wątku politycznym bardzo silnie odrzuca mnie jednak od tej książki. W razie czego, mogę przedstawić koledze Twoje wrażenia z lektury jako własne?:P
Oczywiście, że możesz. Ale ewentualne psioczenie na poziom opinii przyjmujesz na własną klatę, bo ja strasznie źle znoszę krytykę :D
UsuńPsioczenie jest jak w banku, chyba że wyrażę opinię bezsprzecznie entuzjastyczną, a nie sądzę że byłoby to możliwe, nawet gdybym osobiście przeczytała dzieło. Z potoku słów wyłowię więc tylko te nacechowane pozytywnie i je właśnie przekażę, choćby miały to być wyłącznie spójniki!:P
UsuńJa poznałam tego pana wyłącznie poprzez cytaty zachwyconych blogerek, które w mojej ocenie wystawiły mu jak najgorsze świadectwo. I choć generalnie staram się dawać ludziom drugą szansę to poziom agresji, napastliwości i chamstwa wyklucza ugruntowane przyzwyczajenia. Marcina Wolskiego i jego 60-tkę na godzinę wspominam z sympatią i nostalgią, te występy o posmaku podziemia, te kasety magnetofonowe cudem zdobyte, kojarzę jego osobę z Federowiczem, Kryszakiem, Zaorskim. Niestety pewna przypadkowa wypowiedź po latach w szklanym okienku spowodowała, iż oddzieliłam grubą kreską Wolskiego z czasów kabaretu 60-minut na godzinę, od dzisiejszego Marcina Wolskiego. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNiestety, w pełni podzielam Twoje zdanie. W przypadku najnowszej twórczości obu tych autorów odnoszę wrażenie, że są czytani i zachwalani niejako "z klucza", tj. przez sympatyków określonej opcji politycznej. O ile jednak np. w przypadku Rymkiewicza widzę pole do dyskusji na temat walorów literackich jego dzieł, o tyle w tych dwóch przypadkach widzę tylko czarną dziurę.
Usuń(No, teraz wreszcie mam u siebie komplet stałych komentatorów, hura!:))
Cała przyjemność po naszej stronie :) Komentować twoje wpisy to sama radość
Usuń