Dość dawno temu, w pewien poranek
dreptał po dróżce dinozaur Danek.
Dokąd tak dreptał? Dreptał do Dąbków,
bo w Dąbkach mieszkał doktor od ząbków.
Od pewnego czasu mam przeczucie,
że w najbliższej przyszłości kolejki do doktorów od ząbków będą wiły się kilometrami.
Nie tylko w Dąbkach.
Tak
jak kiedyś znakiem rozpoznawczym człowieka zza naszej wschodniej granicy był
garnitur złotych zębów, tak już teraz znakiem rozpoznawczym polskiej dziatwy
jest szereg tkwiących w jamie ustnej czarnych pieńków.
Gdy
od kilku dni słucham rodziców dzieci w wieku przedszkolnym, lamentujących nad
tym, że oto ich trzy, cztero i pięciolatkom odbiera się niepowtarzalną szansę
rozwoju poprzez uniemożliwianie organizowania w przedszkolach nauki
angielskiego, karate czy tańca towarzyskiego, po głowie tłucze mi
się natrętnie tylko jedno pytanie: „a zęby dziś dzieciom umyliście?!”
Kiedy, będąc kilka dni temu na zebraniu w przedszkolu u Młodszego, wysłuchiwałam
piętnastominutowej przemowy pani dyrektor o tym dlaczego dzieci w przedszkolu nie
powinny myć zębów (w skrócie: „bo to zabiera tyle czasu, że nie zdążymy
zrealizować programu”), nie zgrzytałam zębami tylko dlatego, że dentysta mi
zabronił.
„- Długo pan doktor dyndał na daszku?
- Rano mnie wsadził tam drab z
Damaszku!
- To istny diabeł! Drwił ze mnie,
dręczył,
dokuczał, darł się, dogryzał, męczył!
- Ale dlaczego był taki srogi?
- Bo, według niego, jestem za drogi…”
Ach,
ileż to ja się już nasłuchałam opowieści matek dzieci o spróchniałych zębach,
nawet nie podejrzewających, że mentalnie niczym się nie różnią od wspomnianego
wyżej draba z Damaszku!
Że
to genetyczne, że nie ma sensu leczyć teraz, bo to tak drogo wychodzi, a
przecież i tak zaraz te zęby wypadną.
Naszemu
dentyście co roku jeden z producentów past do zębów sponsoruje akcję
bezpłatnych przeglądów u kilkulatków. W grę wchodzi także rozdawanie
uczestnikom gratisowych past i szczoteczek do zębów, połączone z nauką
prawidłowego mycia zębów. Z roku na rok, mimo intensywnej reklamy,
zainteresowanie jest jednak coraz mniejsze. Jednocześnie z roku na rok wzrasta
liczba dzieci przyprowadzanych do niego w dramatycznym, gdy o
uzębienie idzie, stanie. Dodam jeszcze, że po obejrzeniu zębów Młodszego (4,5
roku i ani kawałka próchnicy) pan dentysta długo milczał, po czym wyznał, że
ostatni raz takie zęby u dziecka w takim wieku widział około dwóch lat temu.
„Odtąd za darmo w co drugi wtorek
rodzinkę Danka leczył doktorek.
A dinozaury drżały z uciechy
i rozdawały lśniące uśmiechy.”
Niestety,
obawiam się że na lśniące uśmiechy dla niektórych może być już za późno. Może
jednak, gdyby zorganizować akcję „Cała Polska myje zęby dzieciom”, udałoby się
uratować chociaż te maluchy, które właśnie się urodziły?
Małgorzata Strzałkowska "D jak dinozaur", ilustracje Beata Batorska. Hachette Livre Polska, Warszawa 2007.
Niestety, w życiu nic proste nie jest i mimo tytanicznej pracy rodziców i braku problemów z mlecznym uzębieniem, jeden ząb Starszego rozstał się z nim w dramatycznych okolicznościach typu ropień :-(
OdpowiedzUsuńWiesz Bazylu, ja nie zamierzam udawać że znam się na zębach i nie wykluczam, że możliwe są problemy od nas niezależne (sama mam milion pięćset, z czego milion zależnych od moich rodziców w dzieciństwie, trzysta takich, za które jestem odpowiedzialna samodzielnie, zaś dwieście jakichś takich co się przyplątały same z siebie). Chodzi mi tylko o to, że - do cholery! - dzieciom trzeba myć zęby!
UsuńToteż się myje. A zamiast wierszy p. Strzałkowskiej jako motywatora używa odcinka "Było sobie życie" o zębach właśnie. Potem przez tydzień jest akcja Ząbek bez napraszania :D
UsuńTa seria działa motywująco na całokształt, moi po jej obejrzeniu zaczęli nawet jakby chętniej i częściej myć ręce:) Co nie zmienia tego, że moim zdaniem jest to ta sytuacja, w której czasem może sprawdzić się wyłącznie terror i rozumiany dosłownie zamordyzm:P
UsuńTaka też jest i nasza linia. W ramach oswajania terroru dokonałem dziś zakupu elektrycznego gadżetu do szorowania kłów, mając nadzieję, że powiew technologii przyciągnie braci do łazienki :P
UsuńNasz dentysta nie poleca elektrycznych gadżetów (coś robią nie tak, jak powinny, ale nie pamiętam co:P), choć wyznam że swego czasu też zastosowałam ten patent:)
UsuńZa późno. Ale nic to, najwyżej wrócimy do manuala samym sobie pozostawiając zabawy oralem :P
UsuńŻe niby w pewnym wieku i z pewnym stażem trzeba szukać aż takich pretekstów?:P
Usuń(z grzecznych i nadających się dla dzieci elektrycznych gadżetów dentysta zalecał irygator: znakomita zabawa dla tych, którzy lubią wycierać łazienkę!)
Kończmy tę wymianę piłek, bo nieuchronnie zmierzamy do tego rodzaju dygresji, które nie przystoją pod wpisem o książce, bądź co bądź, dla dzieci :D Irygator brzmi intrygująco, ale skutecznie ostudziłaś mój zapał resztą zdania :P
UsuńProszę bardzo, ja wprawdzie tylko starałam się nadążyć za kolegą, ale już kładę rączki na klawiaturze i piszę wyłącznie urzędowe i okrągłe zdania (nuda, panie, ale co zrobić?:P)
UsuńIrygator brzmi moim zdaniem lepiej niż faktycznie wygląda i działa; niewątpliwie jednak dzieciom dostarcza wielu wrażeń i atrakcji:)
Bo byś przeczytała Greya i byłoby: hulaj dusza, piekła nie ma, a tak ... :(
UsuńPowariowaliście z tym Greyem, jak rany, najpierw ZWL, teraz Ty. Ja i bez niego mam wystarczająco urozmaicone życie, dziękuję więc uprzejmie, ale chętnie przeczytam Twoją recenzję:P
UsuńObyś nie wypowiedziała w złą godzinę, bo mnie korci zobaczyć cóż to sprawiło, że mi żonę zabrało na trzy dni, bo tyle zajęło jej połknięcie trzech tomów :P
UsuńNo widzisz, jak się dobrze składa? Pretekst idealny, powiedziałabym:) Po "Wuju Oswaldzie" koniecznie musisz zapodać coś na drugą nóżkę!:P
UsuńA ja się pochwalę, że mleczne Starszej dotarły do etapu wypadania bez próchniczo, za to uszczerbione wskutek upadku ze zjeżdżalni:P Młodsza chwilowo trzyma tradycję i obie lubią chodzić do dentysty:)
OdpowiedzUsuńPatrząc na to, co jedzą i piją dwu-, trzylatki okoliczne dziwię się, że w ogóle jakieś uzębienie mają.
Za to wierszyk Strzałkowskiej należy do moich ulubionych z tej serii.
Uszczerbienia się nie liczą, sama mam kunsztownie dosztukowaną jedynkę!:) (nie, to nie mąż, to własna matka; nie, to nie były rękoczyny, tylko przypadek:PP)
UsuńTu nie chodzi tylko o to, co dzieci jedzą (choć to makabra jest jakaś, istotnie), ale o to, że ich rodzice nie widzą potrzeby, by myć im zęby minimum dwa razy dziennie! Służę cytatami z przedszkolnego zebrania, na którym panowało pełne zrozumienie dla tłumaczeń pani dyrektor.
U mnie "D jak dinozaur" także na podium:) Zastanawiam się, na ile to zasługa jakości wierszyka, a na ile tego, że był jednym z pierwszych (co do anakondy też mamy zgodność, o ile pamiętam).
U nas w kwestii mycia zębów terror-horror-marmelada, jak pisał Janusz Przymanowski, nie ma przebacz. Mnie się wydawało, że podejście "mleczne to i tak wypadną" odchodzi do lamusa i u rodziców, i u dentystów.
UsuńOwszem, w kwestii anakondy też się zgadzamy, akurat ze Strzałkowską jestem na bieżąco, bo Młodsza odkrywa biblioteczkę Starszej siostry i zawłaszcza całą serię.
Odnośnie drugiego twego zdania wypowiem się tak: "cha, cha, cha!" Chyba dawno nie rozmawiałeś z rodzicami dzieci posiadających zęby mleczne, doprawdy! Aha, i rozmowy przebiegają niezależnie od poziomu wykształcenia tychże rodziców: czy podstawowe, czy wyższe, pierdzielą (przepraszam, ale jest po dwudziestej drugiej, więc mogę) takie same głupoty.
UsuńMy z serią trochę do tyłu, bo Młodszy przerobił całą już rok temu, ale zamierzam znów ruszyć do boju!:P
W zasadzie to nie pamiętam, czy w ogóle zęby mleczne były tematem jakichkolwiek prowadzonych przeze mnie rozmów:P
UsuńZ serii mam do odkrycia fascynujące tomiki o uistiti i temu podobne, bo Starsza już nimi pogardziła.
I tym właśnie różnią się matki dzieciom od ojców dzieciom: o ile matki rozprawiają o zębach, kupach i ubrankach, o tyle ojcowie skupiają swą uwagę na Heideggerze i być-albo-nie-być:P
UsuńPo uistiti było jeszcze całkiem sporo dalszych części (niestety, większość w wersji Naginowskiej), więc pole do eksploracji macie duże. Zazdraszczam:)
Tak, tak, tatusiowie wyłącznie o Heideggerze:P Nagin mnie zniechęca, ale się przełamię, żeby poczytać dziecku rymowankę o Unii Europejskiej:)
UsuńStarałam się naprawić złe wrażenie po moich wcześniejszych szowinistycznych wystąpieniach; mam nadzieję że tym razem czujesz się usatysfakcjonowany:P
UsuńNa Twoim miejscu przełamywałabym się na czym innym niż na książeczce o Unii - nie dość że Nagin, to jeszcze i sam wierszyk mocno na siłę. Tej części nie lubię.
Grubymi nićmi szyte to naprawianie:P Unia mnie nie pociąga, ale chociaż raz by warto przeczytać.
UsuńWybacz, ale mam tylko solidne, choć owszem, grubawe nici, niezbędne matkom chłopców do codziennego cerowania skarpetek! Rozumiem jednak, że jako ojciec księżniczek z pewnością jesteś przyzwyczajony do jedwabnej przędzy...
UsuńOwszem, jedwabie, złote nitki, brokaty i cekiny:))
UsuńObawiam się, że nie jestem w stanie wysubtelnieć w taki właśnie połyskliwy i świecący sposób:(
UsuńPróbuj, może w końcu się uda:)
UsuńI naprawdę myślisz, że taka połyskliwa i świecąca, to ciągle będę ja?:P
UsuńJeśli pod tą połyskliwością nadal będziesz się czuła sobą, to chyba tak :D
UsuńTa Twoja złota myśl z pewnością szturmem obali dotychczasowe kanony logicznego myślenia!:P
UsuńA myślisz, że logika tu w czymś pomoże?
UsuńLegitymując się solidnym prawniczym wykształceniem, uważam że logika jest dobra na wszystko. No, prawie wszystko:P
UsuńZ tak logicznym tokiem myślenia raczej nie masz szans na brokatową księżniczkę, bo jak uwierzysz we wróżkę chrzestną?
UsuńNie w takie rzeczy wierzę, więc mogę uwierzyć i we wróżkę chrzestną:P
Usuńo widzisz, to jednak szanse rosną.
UsuńWątpię, aby akurat ta jaskółka uczyniła wiosnę. Nawet jak się przypudruję i wyświecę, to i tak przy pierwszym nadgryzieniu wyjdzie na jaw, że to tombak:(
UsuńKrólewicze nie nadgryzają, w każdym razie nie na pierwszym balu. A potem to już jest po ślubie i królewicz nie ma nic do gadania:P
UsuńZnam takich, którzy stwierdzą, że w ten oto sposób wyszło szydło z worka, jeśli chodzi o powód mojego bardzo wczesnego zamążpójścia. Ale to zazdrośnicy, nie wierz im!:P
UsuńTo dość powszechna teoria i często słuszna:P Ale skoro piszesz, że zawistnicy Cię szkalują, to rzecz jasna na pewno nie o to chodzi:))
UsuńI tej wersji się trzymajmy:P
UsuńWierszyk po prostu fantastyczny! :)
OdpowiedzUsuńNie jest też dobrze ze zgryzem, nie pamiętam, żeby kiedykolwiek tylu gimnazjalistów miało na zębach aparaty co teraz. Jest wręcz na nie moda. W sumie to dobry znak, że rodzice bardziej zaczęli się o to troszczyć, choć z tego co wiem, dostanie się do dobrego ortodonty to proces żmudny i kosztowny.
Wierszyk jest znacznie dłuższy i zapewniam, że przez to tylko nadrabia na fantastyczności:) W razie potrzeby, mogę pożyczyć, choć jednocześnie uprzedzam, że od niedawna, wskutek nadmiernej eksploatacji, mam egzemplarz pt. każda kartka żyje własnym życiem (ZWL ratuj, Ty znasz super sposoby:))
UsuńZgryz to inna bajka (mi, na ten przykład, nie napada:P). Z rozmów z moim dentystą (super facet, naprawdę!) wynika jednak, że bywa i tak, że większość za dużą kasę leczy zgryz, podczas gdy próchnica szaleje...
Należy zaopatrzyć się w klej introligatorski i starannie skleić blok książki, a potem ścisnąć pod stosem ciężkich książek. Po wyschnięciu wkleić w okładkę i znów ścisnąć. Mam wrażenie, że muszę urządzić jakieś szkolenie dla domorosłych introligatorów:PP
UsuńNic nie rozumiem!:( Blok książki? Skleić? A potem wkleić w okładkę? A nie można od razu wkleić?
UsuńTo ja na to szkolenie zapisuję się jako pierwsza! I poproszę o rabat w ramach "first minute"!:P
Będziesz miała rabat first minute,a może nawet wykupisz lekcje dodatkowe:P
UsuńRozumiem z tego, że udzielenie rabatu łączy się z koniecznością obniżenia poziomu zajęć w ramach podstawowego kursu, tak aby prowadzący wwyszedł na swoje?:P
UsuńNa kursie podstawowym podwyższę wymagania, aby konieczne stało się wykupienie korepetycji, o.
UsuńMomarto, bardzo Ci dziękuję, ale z tego, co wiem, Strzałkowska jest intensywnie obecna w biblioteczce moich bratanków.
UsuńKrótki kurs introligatorski na blogu - i to ze zdjęciami - autorstwa Zacofanego w lekturze to jest świetny pomysł i zaznaczam, że mówię serio. Z góry dziękuję za założenie, że to jest wersja dla opornych. :)
A przeszedł mi kiedyś przez głowę pomysł na taki kurs, tylko że to wymagałoby masy zdjęć, a mnie się nie chce ich robić :PP Będą długie zimowe wieczory, to pomyślę dokładniej. Bo tytuł już mam:D
UsuńDo zdjęć zaangażuj Starszą, na pewno jej się spodoba. W imieniu wielu osób zainteresowanych proszę, żeby to było jak najszybciej. Wieczory jesienne też są długie. :)
UsuńMam też pomysł na odcinek drugi: co zrobić z książką obrzydliwie cuchnącą. Gdzieś w komentarzach są rozsypane perły Twojej mądrości na ten temat i warto by było je zebrać do kupy, okraszając fotosami. :)
Moje sposoby na swąd nie okazały się w pełni skuteczne, więc tę dziedzinę wiedzy muszę jeszcze pozgłębiać :P
UsuńTrochę boję się tego tytułu, ale mimo wszystko oczekuję w napięciu!:P Zwłaszcza, że chętnie poczytalibyśmy o dinozaurze, a w jego aktualnym stanie zdrowia nie jest to możliwe.
UsuńCo do swądu - potwierdzam nieskuteczność proponowanych mi dotychczas metod, choć nie wykluczam, że ZWL zna po prostu wyłącznie subtelne i delikatne metody, niesprawdzające się w tak ciężkich przypadkach jak moje:P
Bo, niestety, książki zawilgocone, nadpleśniałe albo intensywnie przeniknięte dymem papierosowym należałoby komisyjnie palić, żeby nie zagrażały zdrowym egzemplarzom. Dezynfekcja w profesjonalnej komorze trochę kosztuje, a potem książki też nie pachną fiołkami.
UsuńWiększość tych, z którymi mam problem, można opisać pierwszymi dwoma przymiotnikami. Zaczynam się zresztą poddawać w tej nierównej walce: nie dalej jak wczoraj przytargałam do domu reprint "Brzechwy dzieciom" z ilustracjami Szancera, wystawiając zabytkowy egzemplarz za drzwi.
UsuńI słusznie.
UsuńMoże i słusznie, ale cierpię niezmiernie, ilekroć sobie przypomnę, że ja, tymi ręcami, książkę, za drzwi!...
UsuńJa niedawno ze trzy w strzępach wrzuciłem do wora na makulaturę, cierpiąc, a kilka niepotrzebnych oddałem do pudła z gratisami w bibliotece, licząc, że może nikt nimi w piecu nie napali.
UsuńTrochę mi lepiej:) Co nie zmienia tego, że jak nad tym głębiej pomyśleć, to należałoby czym prędzej grupowo udać się na jakąś psychiatryczną kurację.
UsuńAle mamy się terapeutyzować, żeby chętniej wyrzucać, czy wręcz przeciwnie?
UsuńTo pierwsze. W drugim osiągnęłam absolutne mistrzostwo.
UsuńA ja myślałam, że Was zęby bolą od czytania Strzałkowskiej i stąd ten zębowy temat. ;)
OdpowiedzUsuńTo ja się pochwalę przy okazji, że mojej najstarszej wszystkie mleczaki wypadły bez cienia próchnicy, a młodszy póki co idzie w jej ślady. Nie wiem, czy to od regularnego szorowania (pastę do zębów zużywają w hurtowych ilościach), czy po prostu zadziałała genetyka. Generalnie w naszym domu nikt nie dorabia dentystów.
Od czytania Strzałkowskiej zęby nie bolą, a wręcz przeciwnie:))
UsuńJak na razie wszystko wskazuje na to, że ci co czytają dzieciom, myją też im zęby (a przynajmniej tak twierdzą:P). Jakby ktoś chciał napisać pracę doktorską na ten temat, zapraszam:)
U mnie genetyka nie mogła zadziałać, bo i ja, i mąż regularnie zasilamy dentystyczną kieszeń. Czyli, musi być że chodzi o mycie.
To zależy kogo. Ja Strzałkowskiej nie trawię. :)
UsuńRozumiem, acz nie podzielam uczuć. Czasem (często) potrzebujemy prostych i sympatycznych wierszyków, które mają i rym, i rytm.
UsuńTeraz jestem ciekawa jej serii o Zielonym o Nikim.
O Zielonym i Nikim, oczywiście:)
UsuńA u Młodszego w przedszkolu zęby myją! o! A w domu to niestety muszę go wołami zaciągać by umył... kręci, udaje, że niby już umył - bla, bla
OdpowiedzUsuńI płacze nad swym losem "Mycie zębów jest nuudne". On woli czytać :-)
Cóż, najwyraźniej w tym przejawia się wyższość przedszkoli w miastach wojewódzkich nad przedszkolami w miastach ledwie powiatowych:)
UsuńNie rozumiem jednak dlaczego czytanie i mycie zębów przedstawiasz jako alternatywę rozłączną. Zapraszam do nas, codziennie (rano i wieczorem) odbywają się pokazy czytania podczas mycia zębów:))
To nie moja wersja.. On nie lubi myć zębów i mówi, że jest zmęczony i chce już iść do łóżka i czytać... Ale pracuję nad tym :-)
OdpowiedzUsuńTo ja nie wiem. Może on myje, a Ty mu w tym czasie czytasz? Bo odwrotnie to chyba bez sensu. I może myć nad miską, leżąc w łóżku, oczywiście:P
UsuńDzisiaj jestem chora i zła, toteż nic więcej z siebie nie wykrzeszę. W razie więc gdyby i ta propozycja nie zyskała Waszego uznania, czuj się pozostawiona samej sobie. Pamiętaj jednak, że przy pierwszej okazji zajrzę Młodszemu w głąb jamy ustnej!:P
ha! Dziś umył bez wykrętów! Czyżby podejrzewał, że na jego temat głośno już w blogosferze?? ;-)
UsuńAle zwykle stoję przy nim, śpiewam, opowiadam i takie tam... "Szczotka, pasta, kubek ciepła woda..." tra la la la
Z czerwonym nochalem, pozdrawia Cię pociągająca M...
Cieszę się, że Młodszy stanął na wysokości zadania:)
UsuńA o nochalu nawet mi nie mów; obawiam się że jutro rano zużyję cały puder, a i tak będę wyglądać niczym Rudolf:( To co, po aspirynce i spać?
hehe, jaka aspirynka! Każdy wie, że katar nie leczony trwa tydzień a leczony tylko 7 dnia (czy jakoś tak).
UsuńA wracając do zębów, dziś podczas ich mycia Młodszy zapytał: Mamo, jak to jest: psy nie myją zębów i im się zęby nie psują?
Chłopak ewidentnie szuka sposobu i argumentów, że jednak myć nie warto! :-)
I tu się zdziwisz! Aspirynka plus pseudoefedrynka = jest nieźle. Wprawdzie jestem nieco przygłucha, bo katar najwyraźniej przesunął mi się do uszu, ale przynajmniej na zewnątrz nic nie widać:P
UsuńMłodszy istotnie, główkuje całą parą, zuch chłopak! Proponuję, żebyś w ramach odpowiedzi zaprowadziła go do około dziesięcioletniego psa - niech trochę na niego poziaje (pies na Młodszego, a nie odwrotnie - to ważne!:P), a potem powiedz mu, że jak nie będzie mył zębów, to za pięć lat będzie miał identyczny oddech:)
ha! A wiesz, że też ten eksperyment przyszedł mi do głowy! Nasz pies liczy lat 12 i jego oddech zwala z nóg :-)
UsuńOdmłódź trochę psa, albo znajdź innego na potrzeby pokazu - siedmioletnia perspektywa jest dla pięciolatka zdecydowanie zbyt odległa:)
Usuńmy przed wyborem przedszkola jeszcze stoimy, ale już wiem, że pytanie o mycie zębów muszę dopisać do listy pytań (bo nie wpadłabym chyba na to, że dzieci mogą zębów po posiłkach w przedszkolach nie myć). O jacie, niby XXI wiek a czasem gorzej jak w średniowieczu!
OdpowiedzUsuńNiestety, z rozmów ze znajomymi odnoszę wrażenie, że te przedszkola, w których myje się zęby po posiłkach są w zdecydowanej mniejszości. Większość uznaje to za nowomodną fanaberię, przy pełnym poklasku ze strony sporej części rodziców.
UsuńMam jednak nadzieję, że to tylko taki lokalny folklor, a w pozostałej części Polski jest bardziej normalnie:)
I to kolejny aspekt, za który wolę moją nową ojczyznę od starej. Praktycznie nie znam dziecka z zepsutymi zebami tu. Zęby w przedszkolu myją, regularnie przychodzi wróżka zębowa z krokodylem, który urządza teatrzyk o myciu zębów, rozdaje szczoteczki, pasty, pieczątki na rękę i kolorowanki. Ja moich naganiać nie muszę, starszą to wręcz pilnuję, żeby za długo nie myła, młodszemu ososbiście szoruję uzębienie:)
OdpowiedzUsuńTo może zrobimy tak, że w chwilach zwątpienia w nową ojczyznę będziesz dawała cynk, a ja wtedy będę pisać stosowne posty?:P
UsuńNóż mi się w kieszeni otwiera, jak czytam to, co napisałaś, przy czym nie zamierzam zarzynać Niemców, a raczej własnych rodaków. U nas jeszcze duużo wody w Wiśle (u mnie zaś raczej w Odrze) upłynie, zanim większość dorosłych uświadomi sobie istnienie prostego związku przyczynowego pomiędzy myciem zębów dzieciom a całą resztą.
Nie ma sprawy:) Zakłądam, że są Niemcy, którzy mycie zębów olewają, aczkolwiek ja takowych nie spotykam. A jeszcze w temacie, spotkałam się tutaj z bardzo mocnym uświadamianiem na temat próchnicy butelkowej/smoczkowej, w stylu nie usypianie dziecka przy butelce itp. W Polsce widziałam standardowo dzieci śpiące w wózku z wściekle kolorową butelką z jakimś sokiem w buzi. W ogóle zresztą w Polsce regały pełne są róznych soków dla dzieci, tutaj tego nie ma.
UsuńJa kiedyś dla rozrywki liczyłam zęby przychodzącym do mnie ludziom (pełen przekrój społeczny); szybko mi się znudziło, bowiem rzadko wychodziłam poza dziesięć, góra piętnaście. Mam więc wrażenie, że być może są Polacy, którzy nie olewają mycia zębów (sobie i dzieciom), ale ja spotykam takich nader rzadko:(
UsuńO próchnicy butelkowej nawet mi nie mów, bo jak o tym myślę, od razu charakter mi się pogarsza.
Z tymi soczkami to ciekawe, co piszesz o ich braku w Niemczech (a przynajmniej nie w takiej ilości jak u nas). Mam bowiem wrażenie, że u nas większość osób uważa, że jest to coś najlepszego co mogą zrobić, jeśli chodzi o żywienie dzieci, w sensie dostarczenia im zdrowych składników i witamin.
Spotkałam się z tym w Polsce, gdy moje dzieci były małe, nawet na forach panowało przekonanie, że sok to konieczność. W Polsce udezra mnie zawsze w marketach nieprzebrana ilośc soków w kolorwych butelkach, często z dziubkiem. Moje dzieci pełne fascynacji pędzą po nie, po czy po kilku łykach odkladają, bo nie sa w stanie wypić tych ulepków. W Niemczech za to woda i Apfelschorle królują, czyli sok jabłkowy zmieszany z wodą. Ja nawet z Polski nie znałam zwyczaju rozcieńczania soków (mam na myśli te z kartonu, a nie te samodzielnie robione) wodą.
UsuńKtoś jednak w Niemczech chyba pije te wszystkie soczki i słodkie napoje gazowane, które przecież też, tak samo jak w Polsce, wypełniają półki?
UsuńPrawda o naszym odżywianiu (i żywieniu dzieci) pewnie leży gdzieś pośrodku, choć u nas, jeśli chodzi o dzieci, średnia jest z pewnością znacznie gorsza niż w Niemczech. Ja w każdym razie soki rozcieńczam od zawsze, o!:))
Jasne, ale jak pisze tych soków jest o niebo miej. Ja piję nałogowo colę zero na przykład.
UsuńU mnie starsza soków nie pije, a młodszy lubi słodkie więc dostaje tylko Apfelschorle, albo pijemy babcine soki z wodą:)
Na szczęście, jako maniak ekstra mocnej czarnej herbaty, jestem wolna od skłonności ku słodkim napojom:) A upodobania moich dzieci dokładnie odwrotne: Młodszy preferuje wodę, zaś Starszy soki (czemu jestem winna osobiście).
Usuń