Kiedy
chodziłam do trzeciej klasy szkoły podstawowej, moją lekturą szkolną były „Dzieci z
Bullerbyn”. W domu miałam żółte, pękate wydanie, liczące z pewnością grubo
ponad dwieście stron.
Całość
połknęłam w oka mgnieniu. I potem jeszcze raz. I jeszcze raz.
Kiedy
do trzeciej klasy szkoły podstawowej chodziła moja młodsza siostra, „Dzieci z
Bullerbyn” nadal były lekturą. I choć siostra darzyła czytanie znacznie
mniejszą miłością niż ja, pochłonęła całą książkę w równie szybkim, o ile nie
szybszym tempie. A potem znów. I znów. I znów.
(Na
marginesie: nigdy jej nie wybaczę, że przez to rozpadła nasz
żółty, pękaty egzemplarz!)
Kiedy
do trzeciej klasy szkoły podstawowej dotarł Starszy, zatroszczono się o to, aby
zanadto się nie zmęczył. „Dzieci z Bullerbyn”? Och nie, wezwijcie egzorcystę!
Czy ktoś widział bowiem, żeby zmuszać maluchy (słowo-klucz!) do takiego czytelniczego wysiłku? To pomysł
iście szatański!
„Piątka
z Zakątka” to pozycja pozornie należąca do tej samej kategorii co „Dzieci z
Bullerbyn”.
Pozornie,
bowiem tak jak człowiek po zakończeniu diety jest kim innym, niż przed jej
rozpoczęciem, tak samo i na książce każda dieta wywiera niezatarte piętno.
Fakt,
„Piątka z Zakątka” schudła w sposób imponujący. Nie ma nawet jak wcisnąć tytułu
na jej grzbiecie!
Ci
jednak, którzy stosowali choćby – nie przymierzając - dietę Dukana, dobrze wiedzą, że skutki uboczne potrafią wyjść na jaw dopiero po długim
czasie.
Krystyna
Drzewiecka w swojej książce (będącej pierwszą z serii) wykorzystała lindgrenowski
patent. Narratorem opowieści jest bowiem trzecioklasista, Krzyś Paszkowski
(pokażcie mi trzecioklasistę, który powie o sobie: ”Krzyś”!), który opowiada o
codziennym życiu swoim oraz czwórki pozostałych członków bandy (dwie
dziewczynki, jeden chłopiec i jeden jamnik). Myliłby się jednak ten, kto
uważałby iż tytułowy „Zakątek” to odpowiednik Bullerbyn, czyli – przekładając
na język potoczny – zabitej dechami dziury, w której pozornie nie dzieje się
nic interesującego, a jednak dzieje się bardzo wiele. Zakątek to bowiem nazwa
ulicy na warszawskim Żoliborzu, toteż i perypetie głównych bohaterów są raczej
wielkomiejskie.
Kiedy
czytałam „Dzieci z Bullerbyn”, a było to ledwie dwa lata temu (tak, zaatakowałam
nimi Starszego, gdy miał ledwie sześć lat, więc jeśli ciągle nie ma egzorcysty,
to pokropcie mnie chociaż wodą święconą!), nie miałam problemów z wyobrażeniem
sobie, że narratorka ma siedem lat. Kiedy natomiast czytałam „Piątkę z
Zakątka”, co chwilę łapałam się na tym, że zastanawiam się, czy czytam opowieść
dziewięciolatka, czy może raczej czterdziestolatka ubranego w krótkie spodenki.
Pozornie bowiem historii nic nie dolega, autorka stara się wczuć w sposób
myślenia dziecka, jednak co jakiś czas pojawia się zgrzyt.
Kiedy
bowiem Krzyś opowiadał mamie o „blebuśnym” dniu, nie miałam wątpliwości, że to
słowo nigdy nie zagościło w ustach żadnego dziewięciolatka.
Z
kolei, gdy w trzecim rozdziale pojawił się wątek komunii i występującego w
formie prezentu roweru górskiego, zastanawiałam się czy jednak nie lepiej
byłoby poczytać o życiu w szwedzkiej zagrodzie kilkadziesiąt lat temu. Wówczas
przynajmniej nikt nie dziwiłby się brakiem tabletu i konsoli.
Wreszcie
najważniejsze. Opowieści z Bullerbyn dotyczyły po prostu życia. Życia, w którym
dzieci, owszem chodziły do szkoły, ucząc się różnych rzeczy, jednak najciekawiej
spędzały czas poza nią. Kiedy rozmawiam z moim, jak najbardziej
dwudziestopierwszowiecznym Starszym, odnoszę wrażenie, że – choć twierdzi, że
szkoła nie jest zła – to tak samo jak Lisa, Lasse, Bosse i pozostała trójka
dzieci z Bullerbyn uważa, że prawdziwe życie zaczyna się dopiero po opuszczeniu szkolnych progów.
Tymczasem
większość myśli Krzysia z Zakątka krąży wokół szkoły i tego, co tam się działo. Nawet
bowiem, gdy jest w domu, często nawiązuje do tego, co też powiedziała „Pani”.
Jak łatwo się domyślić, przy okazji naucza czytelników. A to o Powstaniu Warszawskim (w
wersji martyrologiczno-patriotycznej), a to o pięciu sławnych Polakach (trzy,
cztery, kto zgadnie, którzy to?). Z uwagi jednak na objętość książki oraz
długość rozdziałów (przeciętnie dwie, trzy strony, w tym ilustracje) nie mogłam
oprzeć się wrażeniu, że zamiast podręcznika czytam średniej jakości bryk.
Oczywiście,
książka ma też zalety. Jest bowiem w zasadzie dowcipna – Starszy przynajmniej
kilka razy głośno chichotał, a kilka scen (bynajmniej nie tych dotyczących
szkoły i faktów historycznych) mocno utkwiło mu w pamięci.
Dość
sympatyczne są też ilustracje – trochę w stylu Mikołajka, a trochę zbliżone do
kreski jednego z moich ulubionych ilustratorów, Gwidona Miklaszewskiego.
Odkąd
jednak w piątkowej „Gazecie Wyborczej”, w artykule poświęconym „Przekrojowi”
przeczytałam cytat z Mariana Eile, który miał powiedzieć: „Dobre pismo robi się
przeciwko czytelnikom, o stopień wyższe niż czytelnicy. Oni się powoli
podciągają i kochają swój tygodnik”, nie mogę się oprzeć chęci dokonania
parafrazy.
Bo
dobrą książkę dla dzieci też robi się o stopień wyższą niż one. One naprawdę
się podciągną i taką książkę będą kochać aż do starości.
I
nie chcę być złym prorokiem, ale mam wrażenie, że jeśli mój syn będzie swoim
dzieciom podsuwał jakieś książki, to nie będzie to „Piątka z Zakątka”, o której
wówczas słuch już całkiem zaginie, lecz „Dzieci z Bullerbyn”.
Krystyna
Drzewiecka „Piątka z Zakątka”, ilustracje Piotr Zwierzchowski. Wydawnictwo
JustLuk, Warszawa 2009.
Czy oglądaliście ekranizację "Dzieci z Bullerbyn"? Są chyba dwie części. Bardzo jestem ciekawa, czy udało się oddać klimat powieści. Kiedyś zastanawiałam się nad tymi filmami, po czym okazało się, że już wykupione. :(
OdpowiedzUsuńTytuł "Piątka z Zakątka" kojarzy mi się z "Piątką z ulicy Barskiej", może to kolejne zapożyczenie pomysłu. :)
PS
Nie zapytam o jamniczka na okładce, nie zapytam o jamniczka na okładce, nie zapytam o jamniczka na okładce... :D
Niestety, my z ekranizacji jesteśmy słabi:( Widzieliśmy jedynie parę odcinków bardzo starej Pippi, poza tym - jeśli chodzi o Lindgren, ale i nie tylko - nędza. Chyba jednak bałabym się ją obejrzeć - to trochę jak z Anią z Zielonego Wzgórza (na marginesie, wzmiankowaną w Piątce z Zakątka, jako ... film), która na zawsze musi zostać taka, jaką wyobraziłam ją sobie, gdy pierwszy raz czytałam książkę.
Usuń"Piątki z ulicy Barskiej" nie czytałam, więc nie mam pojęcia, czy to zapożyczenie, czy nie, ale myślę sobie, że podobnych motywów w literaturze jest wiele. Jedni umieją zrobić jednak na tej podstawie cuda, drudzy zaś niekoniecznie.
PS. Jak to możliwe, że nie zapytałaś o jamniczka?:D Specjalnie dla Ciebie wzmiankowałam w poście, że to jeden z członków bandy, ale dorzucę teraz, że wabi się Bobik:))
Całkowicie się z Tobą zgadzam, ekranizacja "Ani..." jest sympatyczna, ale moich oczekiwań nie spełniła zupełnie, tak samo zresztą jak odtwórczyni głównej roli. Z drugiej strony filmowa Pippi jest świetna, więc może przy okazji przetestuję też "Dzieci z Bullerbyn", choć książkowy pierwowzór podniósł poprzeczkę bardzo, bardzo wysoko.
UsuńWcześniej zapomniałam napisać, że kiedyś natknęłam się w internecie na gotowce z "Dzieci z Bullerbyn", jakieś prace domowe, a konkretnie to był chyba plan wydarzeń, co mnie po prostu poraziło, bo oznacza, że dzieci już na początku podstawówki korzystają z takich "pomocy". :(
Właśnie nieśmiało liczyłam na dodatkowe wzmianki o jamniczku. :)
Jeśli już przetestujesz i rezultat będzie pomyślny, to daj znać, może i my się wtedy skusimy? Wprawdzie mała czcionka niżej pisze, że film jest ok, ale nie wiem, czy możemy jej ufać, skoro jest uprzedzona do wersji pisanej?:P
UsuńO gotowcach nic mi nie mów. Kiedy widzę słowa źródłowe, po jakich co niektórzy wchodzą na mój blog, włos mi się na głowie jeży. Już dziś miałam kilkanaście chętnych osób do zapoznania się z "piątka z zakątka streszczenie". I nie uwierzę w to, że to ośmiolatki wpisują takie hasła do wyszukiwarki!
O jamniczku mogę jeszcze napisać, że jest mądry i odważny, ale to chyba uważasz za oczywiste?:)
Czyham na ten film od pewnego czasu, więc jeśli zdobędę, na pewno podzielę się wrażeniami.
UsuńMasz rację, w wyszukiwarkowych zapytaniach często są bardzo dziwne rzeczy tego typu i faktycznie to mogą być próby "pomocy" ze strony rodziców. Przyzwyczajanie dzieci do takich bryków od maleńkości to po prostu porażka. :( Oto co między innymi znalazłam dziś u siebie (zapis oryginalny): "jak napisac wiersz o muchomorze" i "podsumowanie opisu buby"
Tak, Bobik wydaje się typowym przedstawicielem rasy. :)
Ja mam tak samo: "Dynastia Miziołków - dokładne streszczenie" i hit absolutny "napisz pamiętnik jaskiniowca".
UsuńMoże się łudzę, ale czasem myślę sobie, że gdyby dostępność tych książek była większa (czyli gdyby jak za starych dobrych czasów w każdej bibliotece szkolnej było około 10-15 egzemplarzy danej lektury), to może chociaż niektórzy rodzice nie uciekaliby się do takich chwytów? I proszę, napiszcie że mam rację!:P
UsuńZWL: o "Dynastii Miziołków" nawet sobie pomyślałam, jako o książce w jakiś tam sposób podobnej do "Piątki z Zakątka". I choć daleka jestem od podzielania Twoich zachwytów na jej temat (jest niezła, ale uważam że dość mocno się już zestarzała), to ostatecznie doszłam do wniosku, że to zupełnie inna, wyższa liga:)
Momarto: zestarzała się dla współczesnych jedenastolatków, ale w końcu ja jeszcze pamiętam lata 90. :)) A literacko to zdecydowanie kilka pięter wyżej.
UsuńPatrz pan, ta mgła jakaś punktowa, na dole nadal nic nie widzę, ale tu dojrzałam komentarz zagubiony w akcji:) Zgadzam się z diagnozą, zwłaszcza że też (jeszcze?) pamiętam lata 90-te. Mam jednak wątpliwości, czy aby na pewno Miziołkowie są przyjaźni współczesnym dzieciom i czy nie lepiej byłoby wstawić w miejsce tej lektury jakąś inną (to tak w związku z utyskiwaniem małej czcionki na nieustanne majstrowanie w kanonie lektur).
UsuńNie jest źle, skoro chociaż punktowo się przeciera:P W kwestii Miziołków w spisie lektur jest mi wszystko jedno, to dzieło da się zastąpić co najmniej paroma innymi i różnicy nie będzie.
UsuńA myślałam, że dobrego imienia tego akurat dzieła będziesz bronił własną piersią do krwi ostatniej...:P
UsuńDo krwi ostatniej to się mogę o Nad Niemnem bić, nie o poczytajkę dla dzieci :P
UsuńO "Nad Niemnem" to nie ze mną, podobnie jak o "Chłopów", ale jakbyś chciał rzucić ciepłe słowo pod adresem "Krzyżaków", to natychmiast jestem gotowa do bitki!:PP
UsuńZa "Krzyżaków" umierał nie będę, nader irytująca galeria typów :P
UsuńTrochę szkoda, tak lubię chrzęst krzyżackich szyszaków!:P
UsuńA jeszcze bardziej lubisz, jak Ci się pawie pióra do stóp rzuca, hę?
UsuńCzy ja wyglądam na mdłą blond dziewicę?:P A poza tym pawie pióra przynoszą nieszczęście!
UsuńNa mdłą to na pewno nie, co do reszty się nie wypowiadam:P A pawie pióra to pech wyłącznie w teatrze :)
UsuńA cóż my teraz robimy, jak nie gramy, hę?:P
UsuńGramy? Przecież prowadzimy dyskusję na najwyższym poziomie merytorycznym i z wykorzystaniem pełnej gamy środków retorycznych!
UsuńTo ja trochę pogram, a Ty poprowadź dyskusję, tylko zabieraj mi stąd tego pawia, i to już!:P
UsuńPrzecież nikt tu żadnego pawia nie wypuszczał:P
UsuńJeszcze, jeszcze! (Mam wrażenie, że merytoryczny poziom dyskusji trochę Ci się omsknął, ale ja dziś w ogóle gorzej widzę:P)
UsuńTo pewnie przez tę mgłę tam w dole te zakłócenia w widzeniu:P
UsuńAlbo też - by trzymać się Sienkiewicza - przez bielmo na oczach:P
UsuńCzym prędzej więc zapisz się do okulisty, bielmo wcześnie wykryte jest wyleczalne :P
UsuńMoże i tak, ale całkiem mi z nim dobrze:)
UsuńCóż, wybiórcze bielmo może być wygodne :D
UsuńNie zapominaj też, że jako dobry pracownik staram się za wszelką cenę upodobnić do Szefowej!:D
UsuńNie zatnij się tym mieczem po omacku :P
UsuńBez obaw, ostatnio ćwiczę i w dzień, i przez większą część nocy!
UsuńPochwały godne, choć - jak sądzę - już nie premii od bezpośrednich zwierzchników?
UsuńAch, ty materialisto! To przecież ku chwale Ojczyzny, nie wiesz?:P
UsuńMyślałem, że ku chwale Ojczyzny to tylko u mnie :P
UsuńDo Lirael- jamniczek na okładce to jak mniema piąty bohater książeczki.
OdpowiedzUsuńDzieci z Bullerbyn to zdecydowanie lektura uniwersalna, czytałam kilka razy, przeczytała moja siostra, która także czyta (delikatnie mówiąc) zdecydowanie mniej i mniej chętnie (a dzieci połknęła gładko), przeczytała je nawet moim siostrzeńcom, co uważam za niezwykłe osiągnięcie (jej, że przeczytała, dzieci, że wysłuchały i polubiły). Bardzo ładny cytat o podciąganiu się, moja znajoma powiedziała mi kiedyś, iż wyszła za faceta, który ją ciągnie w górę (w sensie intelektualnym) i też bardzo mi się to spostrzeżenie spodobało. Mam też nadzieję, że nie dopadną mnie skutki uboczne diety, którą z powodzeniem stosuję i nie dotyczy ona odchudzania książek, a generalnie wyraża się w znanym żp. Pozdrawiam niedzielnie.
Dieta ŻP (aktualnie stosowana również i przeze mnie, tyle że pod nazwą NŻT:P) nie ma skutków ubocznych, poza powrotem do zdroworozsądkowego sposobu odżywiania i uchronieniem się przed koniecznością wymiany garderoby na nowe (większe) rozmiary)! Myślę więc, że możemy spać spokojnie:)
UsuńJeśli chodzi o przekładanie cytatu na życie i związki, to ja niestety znam i przykłady odwrotne, gdy fajna osoba wiązała się z kimś beznadziejnym i stopniowo coraz bardziej rezygnowała z marzeń i dążeń, poprzestając na "byle by było". Niestety więc, żadna recepta nie jest tą uniwersalną.
Również pozdrawiam, zwłaszcza że u nas niezwykle optymistycznie i słonecznie, aż człowiek prawie zapomina, że jutro ten straszny dzień na "pe":)
Skutek diety żp. wyraża się jednak koniecznością wymiany garderoby, z tym, że na numer-dwa mniejszą :) ale to sama radość. A odwrotnych przypadków i ja znam (o matko, i o niestety i o zgrozo) parę.
UsuńTak, wymiana garderoby w tę stronę to wyłącznie sama radość, a jaki znakomity pretekst, by udać się na zakupy!:)) Niestety, ja od ładnych paru lat obracam się w zasadzie w granicach jednego rozmiaru (bardziej lub mniej tylko rozciągniętego), a psychicznie czuję potrzebę odbycia usprawiedliwionego porządnego wyjścia do sklepu i powrotu w stanie obładowania:P
UsuńMomarto: i ja miałem pisać o "Piątce", chociaż byłbym dużo zjadliwszy od Ciebie. Na szczęście, miałem mnóstwo pracy i przeczytałem dzieło we fragmentach, w tym ten o powstaniu warszawskim (no dno, po prostu dno). Starsza przeczytała w pół godziny, orzekła, że niezłe i na tym temat zakończyła, a ja nie drążyłem.
OdpowiedzUsuńA Dzieci z Bullerbyn przerobiliśmy dwa razy w wieku pięciu lat. Niestety, Starsza nie przejawia ochoty do samodzielnej powtórki. Ale dojrzeje, już ja się postaram:) O pani Drzewieckiej zaś najlepiej jak najszybciej zapomnień. U nas teraz na tapecie przygody liścia jesiennego ("O czym to?" "O liściu" - a ponoć to jakaś filozofująca powiastka o nieskończonym cyklu życia:).
Tak coś pamiętam, że jakiś czas temu zgrzytnąłeś zębami w stronę pani Drzewieckiej, ale skoro nie doczekałam się rozwinięcia zgrzytu, musiałam wziąć sprawy we własne ręce!:P
UsuńMnie smuci nie tyle jakość twórczości autorki (a bo to mało kiepskich książek napisano?), co to że osoby odpowiedzialne za tworzenie programów nauczania uważają, że są one właściwą i odpowiednią lekturą. To jest dopiero dno, zwłaszcza w sytuacji, gdy na rynku tyle znakomitych pozycji!
O liściu to ja też napiszę! Wprawdzie jeszcze nie przeczytałam, a tylko rzuciłam okiem, ale to wystarczyło, by powziąć silne postanowienie nie zostawienia tego odłogiem. Będzie w okolicy Wszystkich Świętych; chwilowo planuję post mocno porównawczy (mam już do omówienia co najmniej trzy inne pozycje dotyczącego tego tematu) i zapewniam, że bez względu na to, co jeszcze znajdę książka (miano na wyrost, doprawdy!) pana Buscaglia zajmie wcale nie zaszczytne ostatnie miejsce!
No niestety, nie zebrało mi się na pełnowymiarowe zgrzytanie, szczególnie że pani w bibliotece zgrzytała na nasz widok i domagała się zwrotu lektury:)
UsuńZ tegorocznej listy lektur znam dwa tytułu - Andersena i Kubusia Puchatka - a Starsza zdążyła już pochłonąć Strzałkowską. To o liściu przejrzałem, nie sądzę, żeby było to szalenie szkodliwe, ale też i żadna rewelacja. Trochę tylko zdębiałem na wieść, że na przykładzie liścia ma się oswajać dzieci z umieraniem. Na przykładzie Starszej już widzę, że raczej się nie udało:P Chyba że pomoże pogłębiona analiza w klasie (buahahaha).
Ciekawi mnie wielce, ileż to w Waszej bibliotece jest egzemplarzy tej boskiej książeczki? U nas są dwa i w szkolnej też dwa. I tak jest z każdą kolejną lekturą w tym roku. Dramat. Ok, akurat te książki nie są drogie i stać mnie na to, by je kupić, ale naprawdę nawet te 14 złotych umiałabym lepiej wydać!
UsuńStrzałkowską przeczytaliśmy w ubiegłym roku, na fali zachwytów po pierwszej części "Raju na ziemi" i uważam, że też jest przyzwoita, choć nie rozumiem, dlaczego koniecznie trzeba było powielać tę samą autorkę, w niemal takiej samej formie jak już znana dzieciom z klasy drugiej.
Co zaś do liścia - to może być niezły sposób, by oswajać dzieci z umieraniem. Ale po pierwsze, nie w tym wieku, zaś po drugie, nie w tej formie. A o pogłębionej analizie - o ile nauczyciel realizuje wyłącznie "Lekturnik" faktycznie należy zapomnieć. Strona 14: zadanie dla trzecioklasisty - "wybierz jeden liść i pokoloruj go na jasnozielony kolor". Rewelacja po prostu i przełom dydaktyczny, jak dla mnie!
Nie wiem, jak w szkolnej, w publicznej są min. trzy egzemplarze. Plus kontynuacja, ale ominiemy szerokim łukiem.
UsuńMam dziwne wrażenie, że autorom podręczników brakuje pomysłów, a Strzałkowska jest bezpieczna, ekologiczna (o ile dobrze pamiętam temat), no po prostu samograj. I niech sobie będzie, chociaż osobiście cieszyłem się na Dzieci z Bullerbyn i ich brak mnie lekko zszokował.
W kwestii umierania liść się nie sprawdzi, szczególnie że panienki widywały już martwe myszy, ptaki, rozjechane żaby i tego rodzaju uroki życia wiejskiego. O jakości lekturnika nie wspominaj, na szczęście po zeszłorocznych wrażeniach tegorocznego nie przeglądałem i nie zamierzam.
Kontynuacja i kontynuacja kontynuacji, i ... My też ominiemy:)
UsuńMnie brak Dzieci nie zaszokował, bo program nauczania w latach wcześniejszych pozwolił mi się domyśleć, w którą stronę zmierzamy. Mam wrażenie, że nieco ambitniejsze pod względem lektur jest wydawnictwo Nowa Era, tutaj znalazłam ich spis lektur do III klasy. Są i Dzieci, i Anaruk z Grenlandii:P
O liściu więcej pary z gęby nie puszczę, bo stracę element postowego zaskoczenia!
O jakości podręczników mojego dziecka pisał nie będę, bo wprawia mnie ten temat w przygnębienie i zastanawiam się, co przedstawiciel handlowy obiecał szkole, że zgodziła się na ten konkretny wariant podręcznikowy.
UsuńLiść kazałem dziecku oddać do biblioteki, ale może zdążę przeczytać, zanim książeczka zniknie z domu, więc podyskutujemy sobie merytorycznie :)
Nie wiem na jakiej teraz odbywa się to zasadzie, ale u nas w całym mieście wszystkie podstawówki korzystają z tych samych podręczników.
UsuńMerytorycznie podyskutujemy? Ho, ho, to będzie nowa jakość w naszych komentarzach:P Pamiętaj jednak, że musisz być przygotowany do odpowiedzi nie tylko z jednej quasi-funeralnej lektury!
U nas jest jedna szkoła, więc z unifikacją nie ma problemów.
UsuńKiedyś musimy zacząć być merytoryczni, nie można w nieskończoność bić piany. Jeśli się mam przygotować, to przydałby mi się spis lektur:P
No przestań, nie mogę tak zupełnie się odkryć! Na razie myślę o dwóch skandynawskich (zwłaszcza jedna nie powinna być zagadką), ale też o jednej polskiej:)
UsuńCzy skandynawska jest autorki na L? Reszty nawet nie próbuję zgadywać, bo albo to są rzeczy tak oczywiste, że o nich nie pomyślę, albo nowomodne, więc pewnie nawet o nich nie słyszałem :)
UsuńWidzisz jak Ci dobrze poszło?:) A dwie pozostałe nie są ani nowomodne, ani oczywiste (to tak dla utrudnienia i zaciekawienia). Rety, już zaczynam się martwić, jak napisać tego posta, aby wszystko w nim zmieścić!
UsuńKurcze, to akurat tej pani L nie czytałem, biedny miś :(
UsuńPosta napiszesz w dwóch częściach, dasz radę :P
Jaki tam biedny, masz miesiąc na nadrobienie braków!:)
UsuńPost w dwóch częściach to nie dla mnie, puenta się wtedy rozmywa. Ale coś wymyślę, niewątpliwie (właśnie znalazłam kolejną polską książkę na ten temat, zupełnie świeżą, ale nie wiem, czy chcę inwestować)!
Możesz pisać metodą powieści odcinkowej, cliffhangerem na końcu pierwszej części:)
UsuńCzyżby ta nowość to Dziewczynka z parku Kosmowskiej?
Zważywszy na tematykę planowanego posta, cliffhanger wydaje się być jak najbardziej na miejscu:) A nawet jak spadnie, to i tak zmartwychwstanie, w końcu żyjemy w katolickim kraju:P
UsuńKosmowska? Nie, nie! Mimo usilnych starań Lirael, jakoś mnie do niej nie ciągnie.
Moja żona "Bubą" średnio zachwycona, ale "Dziewczynka" wydawała się dość przyzwoita, tyle że nie miałem nastroju i oddałem do biblio. Potrenuj zawieszanie postów, skoro nie ma obaw, że nie odżyją w następnym odcinku:P
UsuńWtrącę się z małym sprostowaniem. :) Po "Ukraince" do Kosmowskiej w wersji dla dorosłych wręcz zniechęcam, a "Bubę" polecam wyłącznie jako niewymagający zbyt wiele od czytelnika, sympatyczny, pogodny odstresowywacz, źródło zachwytu to na pewno nie jest. Czytałam pozytywne recenzje "Dziewczynki z parku", ale dla mnie Kosmowska pisząca o rzeczach tragicznych okazała się niestrawna, więc podchodzę nieufnie.
UsuńLirael: toteż ja podrzuciłem żonie "Bubę" jako lekki odstresowywacz, najwyraźniej jednak minął się z oczekiwaniami:( Sam jestem lepszej myśli, mam zamiar się niedługo zabrać za "Bubę".
UsuńW "Dziewczynce" są bardzo ładne ilustracje, głównie dla nich wziąłem tę książkę, ale początek mnie lekko zdołował, więc odłożyłem.
~ Zacofany w lekturze
UsuńW żadnym razie nie narzucam entuzjazmu dla "Buby", po prostu przykro mi, że trochę przeze mnie żona zmarnowała czas. :( Teraz będę się martwić, czy Tobie "Buba" choć trochę bardziej się spodoba. Mam nadzieję, że tak.
Mój problem z "Dziewczynką z parku" polega też na tym, że ona mi się na pierwszy rzut oka stanowczo zbyt mocno kojarzy z tą książką .
Lirael: absolutnie nie rób sobie wyrzutów z powodu tego braku entuzjazmu. Jeśli Cię to pocieszy, to uznanie zyskuje mniej więcej jednak na trzy lub cztery moje własne propozycje. Ten typ po prostu tak ma:D
UsuńDopiero dziś zerknęłam na stronę w.a.b., żeby zobaczyć o czym dokładnie jest Dziewczynka z parku. Nie wiem jak treść, ale Emilia Dziubak w roli ilustratorki to gwarancja jakości. Nie wiem też, czy skojarzenia z drzewem kawek są uprawnione, trzeba byłoby zajrzeć do środka - w końcu śmierć rodzica to temat, o którym można pisać na bardzo wiele sposobów. I myślę jeszcze, że skoro pani Kosmowska nie sprawdziła się jako autorka poważnych książek dla dorosłych, to nie musi to oznaczać, że takie same książki dla dzieci wyjdą jej tak samo źle.
UsuńUff, ale się zmęczyłam tym wymądrzaniem:P
A mój mąż też zwykle prycha na to, co mu podsuwam jako niezłą - moim zdaniem - lekturę. To może jakaś małżeńska prawidłowość, albo co?:P
~ Zacofany w lekturze
UsuńDzięki. :) Ciekawe, jak Ty odbierzesz "Bubę".
~ Momarta
Napisałam "na pierwszy rzut oka", więc mam nadzieję, że nikt nie potraktuje moich słów jako kalumnię :) Faktem jest, że tytuły brzmią bardzo podobnie, co przy zbliżonej tematyce we mnie budzi skojarzenia. Tylko tyle.
Nie przekreślam Kosmowskiej jako autorki książek o smutnej tematyce - ja się sparzyłam i napisałam o nieufności. Jej powieści nieustannie otrzymują jakieś nagrody, więc są osoby, które się nimi zachwycają.
Momarto: bo oni to robią specjalnie i złośliwie. Żeby było na przekór i ich na wierzchu. Z tą lekturą znaczy:) Ile to już razy usłyszałem, że przesadzam z entuzjazmem. Prawie jak od Ciebie :))
UsuńLirael: pożyjemy, zobaczymy, teraz już nie mogę odkładać w nieskończoność:)
Lirael: myślę, że ciepłe słowa jakie już napisałaś pod adresem pani Kosmowskiej, pisząc o Bubie, wystarczą by wiedzieć, że daleka jesteś od ciskania w jej stronę kalumniami:) Ale dzięki tej wymianie zdań postanowiłam sprawdzić na własne oczy, czy książka się do czegoś nada - właśnie zarezerwowałam ją w bibliotece (odkrywając w niej przy okazji przebogatą ofertę książek autorki, nie wiem czy nie wszystkich jakie kiedykolwiek napisała).
UsuńZWL: ja bym raczej szła w stronę tych przeciwieństw, co się przyciągają. A poza tym, jakież ubogie byłyby małżeńskie biblioteki, gdyby obojgu małżonkom podobało się to samo:)
Momarto: z tą biblioteką to masz rację, ile razy chciałem coś oddać do wymiany, to słyszałem, że nie, bo to przecież fajne:P Ostatni raz całkiem niedawno, przy Podatku Wójtowicz:PP
UsuńMnie czasem zdumiewają książkowe prezenty, jakie dostaję od własnego męża. Zazwyczaj są to pozycje, które samodzielnie obeszłabym szerokim łukiem, najlepiej jeszcze zamykając oczy. O dziwo jednak dość często okazuje się, że nawet da się to przeczytać, a czasem nawet, że jest całkiem niezłe:)
UsuńA nie nie. U nas w kwestii prezentów książkowych dla mnie obowiązuje zasada "Żadnych własnych pomysłów". Własną białą ręką sporządzam wykazy interesujących mnie prezentowo lektur, co przydaje się zwykle całej rodzinie bliższej i dalszej :P
UsuńTrochę nuda, nie?:P A gdzie element zaskoczenia? A gdzie dreszcz emocji? A gdzie miejsce na namiętności (zalewającą falę szczęścia, gdy książka będzie trafiona lub niepohamowaną złość, gdy dostaje się szmirę)? Przemyśl to, mówię Ci:)
UsuńElement zaskoczenia miałem trenowany w dzieciństwie i wczesnej młodości, dziękuję, postoję. Z elementem zaskoczenia to mogę piżamę dostać albo skarpetki:P
UsuńChyba nie wyszło tak źle, skoro wyszedłeś na ludzi i dalej czytasz?
UsuńWytrwałe fanki już z pewnością przystąpiły do dziergania skarpetek w łosie oraz bałwanki!:P
w tamtych czasach przydawała mi się każda książka, teraz mam ich taką masę, że trudno się w ciemno wstrzelić w coś przyzwoitego:P
UsuńA skarpetki w łosie i bałwanki bardzo chętnie:)
Jeśli kiedykolwiek przyjdzie mi do głowy pomysł, by Cię czymś obdarować, będę pamiętała: książki - nie, łosie - tak. A jelenie (na rykowisku) wchodzą w grę?:P
UsuńJelenie tak, ale tylko na skarpetkach. Albo na granatowym swetrze w norweski wzór, o.
UsuńMój drogi, Mark Darcy był tylko jeden. Umiesz chociaż zrobić minę jak Colin Firth?:P
UsuńA pan Darcy chodził w takich sweterkach? Taka mina Colina Firtha wychodzi mi dość często: http://www.romanceroundtable.com/wp-content/uploads/2010/09/colin2.jpg Może być?
UsuńTo był cios poniżej pasa! Ja pracować muszę, a nie wzdychać i klikać jeszcze raz, i jeszcze raz:P Jeśli naprawdę umiesz zrobić taką minę, to może nawet i wydziergam Ci własnoręcznie ten sweterek, niech stracę (w życiu nie wydziergałam sweterka, a szaliczki zawsze wychodziły krzywe)!
UsuńI pewnie, że pan Darcy chodził; pojawił się w nim zresztą na jakimś przyjęciu, co tylko trochę zaszkodziło mu na atrakcyjności:)
Nawet mogę ręką w taki sposób fontaź poprawiać (czy raczej suwak od polara, ale to wszystko jedno:P). I tak, chcę taki sweterek jak CF: http://www.urbanmoms.ca/juice/Colin-Firth-reindeer-sweater-Bridget-Jones-Diary.jpg :D
UsuńNo weź, jaki polar?! Tylko fontaź! Bez fontazia nie będzie sweterka, nie ma mowy!
UsuńA na Twoim zdjęciu ze sweterkiem CF ma zupełnie inną minę niż tę właściwą, znacznie gorszą. O, tutaj wygląda w nim znacznie lepiej!:P
Dobra, może być fontaź, mnie bez różnicy. A taką minę, jak na Twoim zdjęciu, to mam w permanencji :)
UsuńPopędziłabym po druty, ale nie mam na stanie:( Mam nadto niejasne przeczucia, że Twoje opowieści to tylko czcze przechwałki:P
UsuńTy tu nie pisz o przeczuciach, tylko się przyznaj, że nawet jakbyś miała druty, to sweter z łosiem leży poza Twoim zasięgiem i szukasz wykrętu:PP
UsuńJeśli chcę, potrafię być niezwykle zawzięta. Dla Colina bym wydziergała, dla Ciebie zaś... Hm. Czy możemy wrócić do tej rozmowy kiedy indziej?:P
UsuńAle możemy wrócić później. Okolice Gwiazdki będą OK?
UsuńStrasznie u mnie głośno, bo wiercą. Co mówiłeś?:P
UsuńAch, wiercą? Biedulko, TO NAPISZĘ CI DRUKOWANYMI LITERAMI, ŻE DO TEMATU WRÓCIMY W OKOLICACH GWIAZDKI:P
UsuńI mgła straszna, widoczność ograniczona do 5 centymetrów. Nic nie widzę! Ratunku! Oby do Gwiazdki opadła!:P
UsuńTo nie mgła, tylko nieudolnie stawiana zasłona dymna, musisz potrenować :P
Usuń~ Momarta
UsuńNadciągają kolejne tytuły, w zapowiedziach widziałam jej nową książkę. Tempo dynamiczne. Bardzo jestem ciekawa, jak Ci się spodoba "Dziewczynka...".
PS
Czy już widziałaś tę książkę? :)
Może to taki nowy trend w polskiej literaturze? Pisanie na akord?
UsuńTeż jestem ciekawa, mam tylko nadzieję że aktualny jej czytelnik odda ją w miarę szybko do biblioteki i zdążę z lekturą na początek listopada.
A "tę książkę" nie tylko widziałam, ale i macałam i jestem niezwykle zachwycona! Nabędę ją czym prędzej, jak tylko pokonam olbrzymią przeszkodę w postaci konieczności przespacerowania się na Zamek Książąt Pomorskich (oddalony od mojego miejsca pracy o 150 metrów w linii prostej), gdzie się ją sprzedaje:)
My też - skuszeni okładką - mamy Piątkę z Zakątka. Jednak jeszcze nie czytaną...
OdpowiedzUsuńDzieci z Bullerbyn za to uwielbiane i pamiętane przeze mnie, czytane klika razy przez Najstarszą, przez Starszego raz (niewielką wadą było to, że narratorem jest dziewczyna ;). Pora chyba poczytać Młodszemu :))
Okładka (ale i ilustracje wewnątrz, choć już tylko czarno-białe, nie zaś kolorowe) jest zdecydowanie kusząca, toteż wcale się Wam nie dziwię, zwłaszcza że w moim wydaniu wzmiankują na niej i o tym, że książką otrzymała nagrodę przyznawaną przez dziecięce jury.
UsuńU nas żeńska narratorka w Dzieciach z Bullerbyn Starszemu nie przeszkadzała ani trochę, mam więc nadzieję że z Młodszym będzie podobnie (już nie mogę się doczekać, kiedy będę mu to mogła przeczytać!:P).
No proszę, a jak zwykle na przekór przyznam się, że kiedy w drugiej klasie kazano mi przeczytać "Dzieci z Bullerbyn" (mówicie że w trzeciej? może i tak) poczułam się mocno upokorzona taką dziecinadą, chyba nawet bardziej niż "Naszą mamą czarodziejką" i do tej pory "Dz. z B." omijam szerokim łukiem. Najstarsza przeczytała (w trzeciej klasie mówicie?) z pokorą, a może nawet z przyjemnością. Młodszy póki co poprzestał na filmie (szwedzka adaptacja nawet, nawet), bo matka mu książki nie przeczytała ani razu. Co się jednak odwlecze to nie uciecze (trzecie klasa przed nami). A "Piątki" nie znamy. Może to i lepiej.
OdpowiedzUsuńZasiałaś we mnie ziarno wątpliwości - byłam stuprocentowo przekonana, że to było w trzeciej klasie, ale teraz lekko zwątpiłam. Jeśli znajdę u rodziców zdezelowany egzemplarz z dzieciństwa (a jest tam na pewno, pytanie tylko gdzie), to sprawdzę!
UsuńTeż uważam, że ośmio- czy dziewięciolatek to już duże dziecko, może nawet za duże, by w tym właśnie wieku pierwszy raz sięgać po tę książkę - sama pierwszy raz przeczytałam ją znacznie wcześniej, w trzeciej klasie miałam więc tylko powtórkę z powtórki i nie mam pojęcia jak odebrałabym ją, gdybym nie znała jej wcześniej. Dlatego też i Starszemu zaserwowałam ją odpowiednio wcześniej:)
Problem się jednak rozwiąże, bo przynajmniej część dzieci nie pozna Dzieci z Bullerbyn nigdy - ani w trzeciej klasie (chwilowo będę się upierać przy tej wersji), ani w drugiej, ani w zerówce. Tylko czy o takie wyjście z sytuacji nam chodziło?
Dzieci z Bullerbyn czytałam w podstawówce jakieś 20 razy. Potem czytałam czteroletniemu Młodemu i bardzo się ucieszyłam, że przerabiali tę książkę. Nie mów, że nagle dwa lata później zniknęła z listy lektur??
OdpowiedzUsuńZe słowami Mariana Eile zgadzam się w pełni i chyba sobie gdzieś zapiszę, bo masz rację, to się odnosi nie tylko do tygodników.
Od jakiegoś czasu czytam dzieciom codziennie (Młoda jeszcze rok temu nie chciała czytania. Nudziła się, a Młody od dawna czyta sam. Ale podjęłam kolejną próbę i zrobił się z tego cowieczorny rytuał.) i wybieram raczej stare baśnie, albo bajki które znam z własnego dzieciństwa. Długie, czasem zawiłe, z niedzisiejszym słownictwem. Chwilami martwię się, że one się tymi zawiłościami znudzą, ale to wydumany problem, dzieciaki SIĘ PODCIĄGAJĄ ;)
p.s. uwielbiam Twoje teksty.
aha. czy to wydanie Twoje ukochane to było to: http://bi.gazeta.pl/im/27/df/dd/z14540583Q,Ksiazke--Dzieci-z-Bullerbyn--napisala-Astrid-Lidgr.jpg bo moja tak :)))
UsuńAle to było biblioteczne, nie własne, niestety.
Zaczynając od końca: tak, dokładnie to samo! Aż łza się w oku kręci! To, które kupiłam teraz niby też ma ilustracje Ilon Wikland, niby to też Nasza Księgarnia, ale nie mogę znieść tej koszmarnej okładki!
UsuńNie mam pojęcia czy Dzieci z Bullerbyn zniknęły z wszelkich list lektur, bo teraz zdaje się, że w klasach I-III obowiązuje wolna amerykanka i do każdego zestawu podręczników (czytaj: zależy jakiego wydawcę wybierze Ci szkoła) obowiązuje inna lista lektur szkolnych. Niewykluczone więc, że są jakieś dzieci, które nadal muszą to czytać w szkole (ratujcie maluchy!:P); z tego co napisała wyżej zo (mała czcionka) wynikałoby, że tak właśnie jest.
Czytałam Twój post o książkach dla dzieci z trudnym słownictwem:) i nawet pod jego wpływem wyciągnęłam na światło dzienne swój egzemplarz "Na jagody" Konopnickiej. To działa dokładnie tak, jak napisałaś; widzę to bardzo dobrze, zwłaszcza że ja czytam dzieciom codziennie od zawsze i niemal bez żadnych przerw.
ps. dzięki! i wzajemnie:)
A może jest tak, że więcej krzywdy wyrządzi lektura niedostosowana do wieku niż jej brak? Może nauczyciele powinni się pogodzić z tym, że jeżeli rodzice nie przeczytali jakiejś książki 5-latkowi nie warto tego odgrzebywać z 8-latkiem? Nie chcę oczywiście brać wszystkich pod jedną kreskę, ale to nieszczęsne "Bullerbyn" tkwi we mnie jak zadra przez całe życie. Stawianie poprzeczki wyżej jest mi bardziej bliskie.
UsuńTo całkiem możliwe. Przypomniał mi się w związku z tym fragment listu Tolkiena zamieszczonego onegdaj w Płaszczu zabójcy, o tutaj. Tolkien pisał wprawdzie raczej o sytuacji odwrotnej, gdy za określone książki bierze się zbyt młody odbiorca, ale z powodzeniem daje się to przerobić w odwrotną stronę.
Usuńkażdą tezę da się jakoś udowodnić, ale nie każda jest prawdziwa ;) tak mi się jakoś nasunęło, jako że bajki z powodzeniem czytam jako dorosły człowiek i nadal dają radę.
Usuńa ta nowa okładka rzeczywiście boli. my mamy inną, ale też się z tą starą równać nie może. jakaś taka jaskrawa...
O możliwości udowodnienia każdej tezy kto jak kto, ale ja jako bardzo praktykujący prawnik wiem wszystko:P
UsuńJeśli o baśniach mowa, to napomknę tylko, że dziś byłam z dziećmi w teatrze na "Małej syrence" i za chwilę zamierzam zapakować się do łóżka z Andersenem pod pachą:)) Tak, baśnie dają radę, zdecydowanie!
Z okładkami Nasza Księgarnia ma ostatnio jakiś problem; zdecydowanie najlepiej wychodzą im te, które zdobią ichnie wersje de luxe.
Chciałam coś napisać, ale tylko się załamałam i zabrakło mi słów. Zanim moje dzieci dotrą do szkoły, czytanka w elementarzu będzie szczytem możliwości przeciętnego ucznia...
OdpowiedzUsuńPS Ja też znałam Dzieci z Bullerbyn zanim poszłam do szkoły. I dzieciom też przeczytam wcześniej.
Niestety, obawiam się że w tę właśnie stronę zmierzamy. Jak już wszystkie maluchy zostaną uratowane (wiem, że się powtarzam, ale w końcu mam prawo do swoich małych obsesji, czyż nie?:P), w trzeciej klasie będą co najwyżej na etapie "Ala ma kota".
UsuńMoja mała obsesja to grzebanie w kanonie lektur. Nie rozumiem odświeżania kanonu, wywalania klasyki literatury, którą znają pokolenia, okrajania, uzupełniania itp. Martwię się, że moja córka dotarła do piątej klasy, nie ucząc się na pamięć poezji, nie znają zasad recytacji, nie umiejąc omówić prostego wiersza. Nie wiem do czego to doprowadzi. Czy po maturze będzie znała kanon literatury, nie mówię, że światowej, ale chociaż polskiej...
UsuńTrochę odświeżania kanonowi z pewnością nie zaszkodzi, ale pytanie czy teraz w ogóle jeszcze istnieje coś takiego jak kanon lektur?
UsuńZakładając jednak, że jest nim mniej więcej to, co czytaliśmy my, to owszem, wywaliłabym z niego parę pozycji, w tym wszystko autorstwa Sienkiewicza:) Nie rozumiem jednak tak samo jak i Ty pędu ku odświeżaniu. Owszem, jest mnóstwo znakomitych współczesnych książek, ale nie wszystkie są lepsze niż ich klasyczne poprzedniczki. Że nie wspomnę już o tym, że warto najpierw poznać klasykę, aby móc odróżnić świeżą i wartościową książkę od marnego naśladownictwa.
A jeśli chodzi o recytację, to mój syn w drugiej klasie uczył się na pamięć wybranego wiersza Tuwima, więc jest lepiej niż u Ciebie:)
A propos wykazu lektur fragment rozporządzenia men z 2008:
OdpowiedzUsuń"Dla klas I–III szkoły podstawowej nie wskazuje się jakichkolwiek tytułów, gdyż to sam nauczyciel, znając swoich uczniów, najlepiej się orientuje, które pozycje dzieci przeczytają z zainteresowaniem i o których będą chciały rozmawiać. Nauczyciel, w porozumieniu z nauczycielem bibliotekarzem, powinien ponadto uwzględniać nowości na rynku wydawniczym, co zostało umożliwione przez brak spisu ograniczającego się do pozycji klasycznych."
W starszych klasach kanon lektur już jest, ale poloniści mają dość dużą swobodę wyboru tytułów. Wydany we wrześniu komunikat omawia ogólnie zasady doboru lektur.
UsuńStąd duże różnice pomiędzy poszczególnymi szkołami, a nawet klasami tej samej szkoły.
Dzięki, zainspirowałaś mnie do pogrzebania w przepisach:) Rozporządzenia z 2008 roku zdaje się, że nie ma, ale jest takie z 27.08.2012r. w sprawie podstawy programowej. W załączniku nr 2, w części poświęconej edukacji wczesnoszkolnej idzie tam tak:
Usuń"Ważnym celem edukacji polonistycznej jest rozwijanie u dzieci zamiłowania do czytelnictwa poprzez słuchanie pięknego czytania i rozmawianie o przeczytanych utworach oraz korzystanie z bibliotek (np. biblioteki szkolnej). Dobór utworów ma uwzględnić następujące gatunki literatury dziecięcej: baśnie, bajki, legendy, opowiadania, wiersze, komiksy - przy wyborze należy kierować się realnymi umiejętnościami czytelniczymi dzieci, a także potrzebami wychowawczymi i edukacyjnymi. Dzieci powinny uczyć się na pamięć wierszy, fragmentów prozy, tekstów piosenek itp."
Nie muszę dodawać, że natychmiast dodałam ten akt prawny do "ulubionych"?!:P Ciekawe, czy osoby odpowiedzialne za dobór lektur umieją czytać ze zrozumieniem?
Rozporządzenie z 23 grudnia 2008 (opublikowane w styczniu)
UsuńBIP MEN
Założenia bardzo dobre, a jak w praktyce, to zależy od konkretnego nauczyciela...
Tak, to chyba nie pierwszy raz MEN nie nadąża za rzeczywistością, a BIP okazuje się czymś, co trzeba mieć, ale niekoniecznie aktualizować.
UsuńTo rozporządzenie nie obowiązuje od 1.09.2012r. i zostało zastąpione właśnie przez to rozporządzenie, które podałam (Dziennik Ustaw z 2012r. poz. 977).
Oczywiście, że wszystko zależy od nauczyciela, ale zazwyczaj korzystają oni z gotowych zestawów lekturowych proponowanych przez wydawcę podręczników. A tu jest jak widać.
A bardzo możliwe, że zostało zastąpione, ja już nie wnikałam. :) Ale ten komunikat/wyjaśnienie ad Pana Tadeusza mówi właśnie o 2008. Nie będę się wczytywać, wolę książkę ;)
UsuńNauczyciel nie musi korzystać sztywno z podręcznika, zwykle tak jest wygodniej, ale to dotyczy głównie wypisów, wierszy itp krótszych form. Moje większe i mniejsze stwory póki co miały 4-6 lektur wybranych rocznie i omawianych niezależnie od podręcznika, nawet wtedy nie nosili go, tylko lekturkę.
Też bym wolała książkę, ale drugim okiem i tak muszę grzebać w przepisach, tyle że innych, więc tak machnęłam dla równowagi:)
UsuńTwoje stwory miały, zdaje się, spore szczęście. Choć generalnie uważam poziom, jaki prezentuje nauczycielka Starszego za wysoki, to jednak zarówno ona, jak i pozostali nauczyciele edukacji wczesnoszkolnej w tej szkole, ograniczają się wyłącznie do lektur proponowanych przez wydawcę podręcznika, a i to nie wszystkich (to ostatnie, to może i dobrze o nich świadczy?:))
Jako, że ciemną stronę mocy już obgadaliście do szczętu, to ja bym chciał tylko dodać rzecz zupełnie niezwiązaną z tematem. Na 90%, w kwietniu przyszłego roku, będziemy w biblio gościć PAWŁA BERĘSEWICZA!!! :D
OdpowiedzUsuńPS. Którego Ciumkowie, dodam, by jednak jakąś nić nawiązania do dyskusji znaleźć, w której bądź odsłonie mogliby zostać lekturą :)
Gratuluję sukcesu i trzymam kciuki, by wszelkie fatumy i z przykrościąinformujemy aż do kwietnia trzymały się z dala od Was i Autora! A dla dzieci będzie za darmo czy też - jak u nas - po uiszczeniu opłaty?
UsuńI zgadzam się z nicią nawiązania. Może założymy klub aktywistów działających pod hasłem: Ciumkowie do tornistrów, Beręsewicz na listę lektur!?:P
Dzięki za życzenia i oby się sprawdziły. Dla dzieci oczywiście za free, bo mam nadzieję na sponsoring IK :) Ja na razie zasugeruję zapoznanie dzieci z twórczością gościa. Wiesz, metoda małych kroczków :) Ale do klubu się, jakby co, piszę :D
UsuńDobrze tym dzieciom z takim organizatorem! A zapoznawanie z twórczością sugeruj, jak najbardziej - u nas przyniosło to znakomite rezultaty!
UsuńTrzeba będzie jakieś klubowe transparenty wymalować, cholera panie, a ja mam dwie lewe ręce. Może by tak jednak kasować u Was za wstęp? Wejście na spotkanie - jeden transparent, wejście plus możliwość ustawienia się w kolejce po autograf - jeden transparent i konieczność udziału w pikiecie pod MENem!:P
Przecież wiesz, że transparenty spadłyby na rodziców, a jak rodzic ma coś zrobić, to ... sala świeciłaby pustkami, więc wolę nie :) A propos MEN. Wczoraj przyszedł do mnie skonfundowany Bartek z prośbą przy pracy domowej. Zadanie wymagało znalezienie w SO trzech wyrazów zaczynających się na konkretną literę i przepisanie ich do zeszytu ćwiczeń. Niby nic, gdyby nie fakt, że te litery to: a, ą, b, c, ć.
UsuńĄ, ąciec! Doprawdy przesadzasz! To było ćwiczenie na kreatywność!:P
UsuńZwL stwierdził, że to specjalnie takie podchwytliwe. Ja obstawiałem Ąckiego, ale w słowniku nie było :P
UsuńTo na pewno dlatego, że macie stary słownik!
UsuńZapewniam Cię jednak, że mój Starszy, jako słynny na cały świat miszcz ordografji, na pewno znalazłby mnóstwo słów na "ą"! (Wczoraj znalazł np. całkiem sporo takich na "ó", że przywołam tylko "ólicę" i "ól")
Świetny wpis. Będę na pewno tu częściej.
OdpowiedzUsuń