niedziela, 29 września 2013

K. Drzewiecka "Piątka z Zakątka", czyli że odchudzanie nie zawsze wychodzi na dobre

Kiedy chodziłam do trzeciej klasy szkoły podstawowej, moją lekturą szkolną były „Dzieci z Bullerbyn”. W domu miałam żółte, pękate wydanie, liczące z pewnością grubo ponad dwieście stron.
Całość połknęłam w oka mgnieniu. I potem jeszcze raz. I jeszcze raz.

Kiedy do trzeciej klasy szkoły podstawowej chodziła moja młodsza siostra, „Dzieci z Bullerbyn” nadal były lekturą. I choć siostra darzyła czytanie znacznie mniejszą miłością niż ja, pochłonęła całą książkę w równie szybkim, o ile nie szybszym tempie. A potem znów. I znów. I znów.
(Na marginesie: nigdy jej nie wybaczę, że przez to rozpadła nasz żółty, pękaty egzemplarz!)

Kiedy do trzeciej klasy szkoły podstawowej dotarł Starszy, zatroszczono się o to, aby zanadto się nie zmęczył. „Dzieci z Bullerbyn”? Och nie, wezwijcie egzorcystę! Czy ktoś widział bowiem, żeby zmuszać maluchy (słowo-klucz!) do takiego czytelniczego wysiłku? To pomysł iście szatański!

„Piątka z Zakątka” to pozycja pozornie należąca do tej samej kategorii co „Dzieci z Bullerbyn”.
Pozornie, bowiem tak jak człowiek po zakończeniu diety jest kim innym, niż przed jej rozpoczęciem, tak samo i na książce każda dieta wywiera niezatarte piętno.


Fakt, „Piątka z Zakątka” schudła w sposób imponujący. Nie ma nawet jak wcisnąć tytułu na jej grzbiecie!
Ci jednak, którzy stosowali choćby – nie przymierzając - dietę Dukana, dobrze wiedzą, że skutki uboczne potrafią wyjść na jaw dopiero po długim czasie.

Krystyna Drzewiecka w swojej książce (będącej pierwszą z serii) wykorzystała lindgrenowski patent. Narratorem opowieści jest bowiem trzecioklasista, Krzyś Paszkowski (pokażcie mi trzecioklasistę, który powie o sobie: ”Krzyś”!), który opowiada o codziennym życiu swoim oraz czwórki pozostałych członków bandy (dwie dziewczynki, jeden chłopiec i jeden jamnik). Myliłby się jednak ten, kto uważałby iż tytułowy „Zakątek” to odpowiednik Bullerbyn, czyli – przekładając na język potoczny – zabitej dechami dziury, w której pozornie nie dzieje się nic interesującego, a jednak dzieje się bardzo wiele. Zakątek to bowiem nazwa ulicy na warszawskim Żoliborzu, toteż i perypetie głównych bohaterów są raczej wielkomiejskie.

Kiedy czytałam „Dzieci z Bullerbyn”, a było to ledwie dwa lata temu (tak, zaatakowałam nimi Starszego, gdy miał ledwie sześć lat, więc jeśli ciągle nie ma egzorcysty, to pokropcie mnie chociaż wodą święconą!), nie miałam problemów z wyobrażeniem sobie, że narratorka ma siedem lat. Kiedy natomiast czytałam „Piątkę z Zakątka”, co chwilę łapałam się na tym, że zastanawiam się, czy czytam opowieść dziewięciolatka, czy może raczej czterdziestolatka ubranego w krótkie spodenki. Pozornie bowiem historii nic nie dolega, autorka stara się wczuć w sposób myślenia dziecka, jednak co jakiś czas pojawia się zgrzyt.
Kiedy bowiem Krzyś opowiadał mamie o „blebuśnym” dniu, nie miałam wątpliwości, że to słowo nigdy nie zagościło w ustach żadnego dziewięciolatka.
Z kolei, gdy w trzecim rozdziale pojawił się wątek komunii i występującego w formie prezentu roweru górskiego, zastanawiałam się czy jednak nie lepiej byłoby poczytać o życiu w szwedzkiej zagrodzie kilkadziesiąt lat temu. Wówczas przynajmniej nikt nie dziwiłby się brakiem tabletu i konsoli.

Wreszcie najważniejsze. Opowieści z Bullerbyn dotyczyły po prostu życia. Życia, w którym dzieci, owszem chodziły do szkoły, ucząc się różnych rzeczy, jednak najciekawiej spędzały czas poza nią. Kiedy rozmawiam z moim, jak najbardziej dwudziestopierwszowiecznym Starszym, odnoszę wrażenie, że – choć twierdzi, że szkoła nie jest zła – to tak samo jak Lisa, Lasse, Bosse i pozostała trójka dzieci z Bullerbyn uważa, że prawdziwe życie zaczyna się dopiero po opuszczeniu szkolnych progów. 
Tymczasem większość myśli Krzysia z Zakątka krąży wokół szkoły i tego, co tam się działo. Nawet bowiem, gdy jest w domu, często nawiązuje do tego, co też powiedziała „Pani”. Jak łatwo się domyślić, przy okazji naucza czytelników. A to o Powstaniu Warszawskim (w wersji martyrologiczno-patriotycznej), a to o pięciu sławnych Polakach (trzy, cztery, kto zgadnie, którzy to?). Z uwagi jednak na objętość książki oraz długość rozdziałów (przeciętnie dwie, trzy strony, w tym ilustracje) nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że zamiast podręcznika czytam średniej jakości bryk.

Oczywiście, książka ma też zalety. Jest bowiem w zasadzie dowcipna – Starszy przynajmniej kilka razy głośno chichotał, a kilka scen (bynajmniej nie tych dotyczących szkoły i faktów historycznych) mocno utkwiło mu w pamięci.
Dość sympatyczne są też ilustracje – trochę w stylu Mikołajka, a trochę zbliżone do kreski jednego z moich ulubionych ilustratorów, Gwidona Miklaszewskiego.

Odkąd jednak w piątkowej „Gazecie Wyborczej”, w artykule poświęconym „Przekrojowi” przeczytałam cytat z Mariana Eile, który miał powiedzieć: „Dobre pismo robi się przeciwko czytelnikom, o stopień wyższe niż czytelnicy. Oni się powoli podciągają i kochają swój tygodnik”, nie mogę się oprzeć chęci dokonania parafrazy.
Bo dobrą książkę dla dzieci też robi się o stopień wyższą niż one. One naprawdę się podciągną i taką książkę będą kochać aż do starości.
I nie chcę być złym prorokiem, ale mam wrażenie, że jeśli mój syn będzie swoim dzieciom podsuwał jakieś książki, to nie będzie to „Piątka z Zakątka”, o której wówczas słuch już całkiem zaginie, lecz „Dzieci z Bullerbyn”.

Krystyna Drzewiecka „Piątka z Zakątka”, ilustracje Piotr Zwierzchowski. Wydawnictwo JustLuk, Warszawa 2009. 

119 komentarzy:

  1. Czy oglądaliście ekranizację "Dzieci z Bullerbyn"? Są chyba dwie części. Bardzo jestem ciekawa, czy udało się oddać klimat powieści. Kiedyś zastanawiałam się nad tymi filmami, po czym okazało się, że już wykupione. :(
    Tytuł "Piątka z Zakątka" kojarzy mi się z "Piątką z ulicy Barskiej", może to kolejne zapożyczenie pomysłu. :)
    PS
    Nie zapytam o jamniczka na okładce, nie zapytam o jamniczka na okładce, nie zapytam o jamniczka na okładce... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, my z ekranizacji jesteśmy słabi:( Widzieliśmy jedynie parę odcinków bardzo starej Pippi, poza tym - jeśli chodzi o Lindgren, ale i nie tylko - nędza. Chyba jednak bałabym się ją obejrzeć - to trochę jak z Anią z Zielonego Wzgórza (na marginesie, wzmiankowaną w Piątce z Zakątka, jako ... film), która na zawsze musi zostać taka, jaką wyobraziłam ją sobie, gdy pierwszy raz czytałam książkę.
      "Piątki z ulicy Barskiej" nie czytałam, więc nie mam pojęcia, czy to zapożyczenie, czy nie, ale myślę sobie, że podobnych motywów w literaturze jest wiele. Jedni umieją zrobić jednak na tej podstawie cuda, drudzy zaś niekoniecznie.
      PS. Jak to możliwe, że nie zapytałaś o jamniczka?:D Specjalnie dla Ciebie wzmiankowałam w poście, że to jeden z członków bandy, ale dorzucę teraz, że wabi się Bobik:))

      Usuń
    2. Całkowicie się z Tobą zgadzam, ekranizacja "Ani..." jest sympatyczna, ale moich oczekiwań nie spełniła zupełnie, tak samo zresztą jak odtwórczyni głównej roli. Z drugiej strony filmowa Pippi jest świetna, więc może przy okazji przetestuję też "Dzieci z Bullerbyn", choć książkowy pierwowzór podniósł poprzeczkę bardzo, bardzo wysoko.
      Wcześniej zapomniałam napisać, że kiedyś natknęłam się w internecie na gotowce z "Dzieci z Bullerbyn", jakieś prace domowe, a konkretnie to był chyba plan wydarzeń, co mnie po prostu poraziło, bo oznacza, że dzieci już na początku podstawówki korzystają z takich "pomocy". :(
      Właśnie nieśmiało liczyłam na dodatkowe wzmianki o jamniczku. :)

      Usuń
    3. Jeśli już przetestujesz i rezultat będzie pomyślny, to daj znać, może i my się wtedy skusimy? Wprawdzie mała czcionka niżej pisze, że film jest ok, ale nie wiem, czy możemy jej ufać, skoro jest uprzedzona do wersji pisanej?:P
      O gotowcach nic mi nie mów. Kiedy widzę słowa źródłowe, po jakich co niektórzy wchodzą na mój blog, włos mi się na głowie jeży. Już dziś miałam kilkanaście chętnych osób do zapoznania się z "piątka z zakątka streszczenie". I nie uwierzę w to, że to ośmiolatki wpisują takie hasła do wyszukiwarki!
      O jamniczku mogę jeszcze napisać, że jest mądry i odważny, ale to chyba uważasz za oczywiste?:)

      Usuń
    4. Czyham na ten film od pewnego czasu, więc jeśli zdobędę, na pewno podzielę się wrażeniami.
      Masz rację, w wyszukiwarkowych zapytaniach często są bardzo dziwne rzeczy tego typu i faktycznie to mogą być próby "pomocy" ze strony rodziców. Przyzwyczajanie dzieci do takich bryków od maleńkości to po prostu porażka. :( Oto co między innymi znalazłam dziś u siebie (zapis oryginalny): "jak napisac wiersz o muchomorze" i "podsumowanie opisu buby"
      Tak, Bobik wydaje się typowym przedstawicielem rasy. :)

      Usuń
    5. Ja mam tak samo: "Dynastia Miziołków - dokładne streszczenie" i hit absolutny "napisz pamiętnik jaskiniowca".

      Usuń
    6. Może się łudzę, ale czasem myślę sobie, że gdyby dostępność tych książek była większa (czyli gdyby jak za starych dobrych czasów w każdej bibliotece szkolnej było około 10-15 egzemplarzy danej lektury), to może chociaż niektórzy rodzice nie uciekaliby się do takich chwytów? I proszę, napiszcie że mam rację!:P

      ZWL: o "Dynastii Miziołków" nawet sobie pomyślałam, jako o książce w jakiś tam sposób podobnej do "Piątki z Zakątka". I choć daleka jestem od podzielania Twoich zachwytów na jej temat (jest niezła, ale uważam że dość mocno się już zestarzała), to ostatecznie doszłam do wniosku, że to zupełnie inna, wyższa liga:)

      Usuń
    7. Momarto: zestarzała się dla współczesnych jedenastolatków, ale w końcu ja jeszcze pamiętam lata 90. :)) A literacko to zdecydowanie kilka pięter wyżej.

      Usuń
    8. Patrz pan, ta mgła jakaś punktowa, na dole nadal nic nie widzę, ale tu dojrzałam komentarz zagubiony w akcji:) Zgadzam się z diagnozą, zwłaszcza że też (jeszcze?) pamiętam lata 90-te. Mam jednak wątpliwości, czy aby na pewno Miziołkowie są przyjaźni współczesnym dzieciom i czy nie lepiej byłoby wstawić w miejsce tej lektury jakąś inną (to tak w związku z utyskiwaniem małej czcionki na nieustanne majstrowanie w kanonie lektur).

      Usuń
    9. Nie jest źle, skoro chociaż punktowo się przeciera:P W kwestii Miziołków w spisie lektur jest mi wszystko jedno, to dzieło da się zastąpić co najmniej paroma innymi i różnicy nie będzie.

      Usuń
    10. A myślałam, że dobrego imienia tego akurat dzieła będziesz bronił własną piersią do krwi ostatniej...:P

      Usuń
    11. Do krwi ostatniej to się mogę o Nad Niemnem bić, nie o poczytajkę dla dzieci :P

      Usuń
    12. O "Nad Niemnem" to nie ze mną, podobnie jak o "Chłopów", ale jakbyś chciał rzucić ciepłe słowo pod adresem "Krzyżaków", to natychmiast jestem gotowa do bitki!:PP

      Usuń
    13. Za "Krzyżaków" umierał nie będę, nader irytująca galeria typów :P

      Usuń
    14. Trochę szkoda, tak lubię chrzęst krzyżackich szyszaków!:P

      Usuń
    15. A jeszcze bardziej lubisz, jak Ci się pawie pióra do stóp rzuca, hę?

      Usuń
    16. Czy ja wyglądam na mdłą blond dziewicę?:P A poza tym pawie pióra przynoszą nieszczęście!

      Usuń
    17. Na mdłą to na pewno nie, co do reszty się nie wypowiadam:P A pawie pióra to pech wyłącznie w teatrze :)

      Usuń
    18. A cóż my teraz robimy, jak nie gramy, hę?:P

      Usuń
    19. Gramy? Przecież prowadzimy dyskusję na najwyższym poziomie merytorycznym i z wykorzystaniem pełnej gamy środków retorycznych!

      Usuń
    20. To ja trochę pogram, a Ty poprowadź dyskusję, tylko zabieraj mi stąd tego pawia, i to już!:P

      Usuń
    21. Przecież nikt tu żadnego pawia nie wypuszczał:P

      Usuń
    22. Jeszcze, jeszcze! (Mam wrażenie, że merytoryczny poziom dyskusji trochę Ci się omsknął, ale ja dziś w ogóle gorzej widzę:P)

      Usuń
    23. To pewnie przez tę mgłę tam w dole te zakłócenia w widzeniu:P

      Usuń
    24. Albo też - by trzymać się Sienkiewicza - przez bielmo na oczach:P

      Usuń
    25. Czym prędzej więc zapisz się do okulisty, bielmo wcześnie wykryte jest wyleczalne :P

      Usuń
    26. Może i tak, ale całkiem mi z nim dobrze:)

      Usuń
    27. Cóż, wybiórcze bielmo może być wygodne :D

      Usuń
    28. Nie zapominaj też, że jako dobry pracownik staram się za wszelką cenę upodobnić do Szefowej!:D

      Usuń
    29. Nie zatnij się tym mieczem po omacku :P

      Usuń
    30. Bez obaw, ostatnio ćwiczę i w dzień, i przez większą część nocy!

      Usuń
    31. Pochwały godne, choć - jak sądzę - już nie premii od bezpośrednich zwierzchników?

      Usuń
    32. Ach, ty materialisto! To przecież ku chwale Ojczyzny, nie wiesz?:P

      Usuń
    33. Myślałem, że ku chwale Ojczyzny to tylko u mnie :P

      Usuń
  2. Do Lirael- jamniczek na okładce to jak mniema piąty bohater książeczki.
    Dzieci z Bullerbyn to zdecydowanie lektura uniwersalna, czytałam kilka razy, przeczytała moja siostra, która także czyta (delikatnie mówiąc) zdecydowanie mniej i mniej chętnie (a dzieci połknęła gładko), przeczytała je nawet moim siostrzeńcom, co uważam za niezwykłe osiągnięcie (jej, że przeczytała, dzieci, że wysłuchały i polubiły). Bardzo ładny cytat o podciąganiu się, moja znajoma powiedziała mi kiedyś, iż wyszła za faceta, który ją ciągnie w górę (w sensie intelektualnym) i też bardzo mi się to spostrzeżenie spodobało. Mam też nadzieję, że nie dopadną mnie skutki uboczne diety, którą z powodzeniem stosuję i nie dotyczy ona odchudzania książek, a generalnie wyraża się w znanym żp. Pozdrawiam niedzielnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dieta ŻP (aktualnie stosowana również i przeze mnie, tyle że pod nazwą NŻT:P) nie ma skutków ubocznych, poza powrotem do zdroworozsądkowego sposobu odżywiania i uchronieniem się przed koniecznością wymiany garderoby na nowe (większe) rozmiary)! Myślę więc, że możemy spać spokojnie:)
      Jeśli chodzi o przekładanie cytatu na życie i związki, to ja niestety znam i przykłady odwrotne, gdy fajna osoba wiązała się z kimś beznadziejnym i stopniowo coraz bardziej rezygnowała z marzeń i dążeń, poprzestając na "byle by było". Niestety więc, żadna recepta nie jest tą uniwersalną.
      Również pozdrawiam, zwłaszcza że u nas niezwykle optymistycznie i słonecznie, aż człowiek prawie zapomina, że jutro ten straszny dzień na "pe":)

      Usuń
    2. Skutek diety żp. wyraża się jednak koniecznością wymiany garderoby, z tym, że na numer-dwa mniejszą :) ale to sama radość. A odwrotnych przypadków i ja znam (o matko, i o niestety i o zgrozo) parę.

      Usuń
    3. Tak, wymiana garderoby w tę stronę to wyłącznie sama radość, a jaki znakomity pretekst, by udać się na zakupy!:)) Niestety, ja od ładnych paru lat obracam się w zasadzie w granicach jednego rozmiaru (bardziej lub mniej tylko rozciągniętego), a psychicznie czuję potrzebę odbycia usprawiedliwionego porządnego wyjścia do sklepu i powrotu w stanie obładowania:P

      Usuń
  3. Momarto: i ja miałem pisać o "Piątce", chociaż byłbym dużo zjadliwszy od Ciebie. Na szczęście, miałem mnóstwo pracy i przeczytałem dzieło we fragmentach, w tym ten o powstaniu warszawskim (no dno, po prostu dno). Starsza przeczytała w pół godziny, orzekła, że niezłe i na tym temat zakończyła, a ja nie drążyłem.
    A Dzieci z Bullerbyn przerobiliśmy dwa razy w wieku pięciu lat. Niestety, Starsza nie przejawia ochoty do samodzielnej powtórki. Ale dojrzeje, już ja się postaram:) O pani Drzewieckiej zaś najlepiej jak najszybciej zapomnień. U nas teraz na tapecie przygody liścia jesiennego ("O czym to?" "O liściu" - a ponoć to jakaś filozofująca powiastka o nieskończonym cyklu życia:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak coś pamiętam, że jakiś czas temu zgrzytnąłeś zębami w stronę pani Drzewieckiej, ale skoro nie doczekałam się rozwinięcia zgrzytu, musiałam wziąć sprawy we własne ręce!:P
      Mnie smuci nie tyle jakość twórczości autorki (a bo to mało kiepskich książek napisano?), co to że osoby odpowiedzialne za tworzenie programów nauczania uważają, że są one właściwą i odpowiednią lekturą. To jest dopiero dno, zwłaszcza w sytuacji, gdy na rynku tyle znakomitych pozycji!
      O liściu to ja też napiszę! Wprawdzie jeszcze nie przeczytałam, a tylko rzuciłam okiem, ale to wystarczyło, by powziąć silne postanowienie nie zostawienia tego odłogiem. Będzie w okolicy Wszystkich Świętych; chwilowo planuję post mocno porównawczy (mam już do omówienia co najmniej trzy inne pozycje dotyczącego tego tematu) i zapewniam, że bez względu na to, co jeszcze znajdę książka (miano na wyrost, doprawdy!) pana Buscaglia zajmie wcale nie zaszczytne ostatnie miejsce!

      Usuń
    2. No niestety, nie zebrało mi się na pełnowymiarowe zgrzytanie, szczególnie że pani w bibliotece zgrzytała na nasz widok i domagała się zwrotu lektury:)
      Z tegorocznej listy lektur znam dwa tytułu - Andersena i Kubusia Puchatka - a Starsza zdążyła już pochłonąć Strzałkowską. To o liściu przejrzałem, nie sądzę, żeby było to szalenie szkodliwe, ale też i żadna rewelacja. Trochę tylko zdębiałem na wieść, że na przykładzie liścia ma się oswajać dzieci z umieraniem. Na przykładzie Starszej już widzę, że raczej się nie udało:P Chyba że pomoże pogłębiona analiza w klasie (buahahaha).

      Usuń
    3. Ciekawi mnie wielce, ileż to w Waszej bibliotece jest egzemplarzy tej boskiej książeczki? U nas są dwa i w szkolnej też dwa. I tak jest z każdą kolejną lekturą w tym roku. Dramat. Ok, akurat te książki nie są drogie i stać mnie na to, by je kupić, ale naprawdę nawet te 14 złotych umiałabym lepiej wydać!
      Strzałkowską przeczytaliśmy w ubiegłym roku, na fali zachwytów po pierwszej części "Raju na ziemi" i uważam, że też jest przyzwoita, choć nie rozumiem, dlaczego koniecznie trzeba było powielać tę samą autorkę, w niemal takiej samej formie jak już znana dzieciom z klasy drugiej.
      Co zaś do liścia - to może być niezły sposób, by oswajać dzieci z umieraniem. Ale po pierwsze, nie w tym wieku, zaś po drugie, nie w tej formie. A o pogłębionej analizie - o ile nauczyciel realizuje wyłącznie "Lekturnik" faktycznie należy zapomnieć. Strona 14: zadanie dla trzecioklasisty - "wybierz jeden liść i pokoloruj go na jasnozielony kolor". Rewelacja po prostu i przełom dydaktyczny, jak dla mnie!

      Usuń
    4. Nie wiem, jak w szkolnej, w publicznej są min. trzy egzemplarze. Plus kontynuacja, ale ominiemy szerokim łukiem.
      Mam dziwne wrażenie, że autorom podręczników brakuje pomysłów, a Strzałkowska jest bezpieczna, ekologiczna (o ile dobrze pamiętam temat), no po prostu samograj. I niech sobie będzie, chociaż osobiście cieszyłem się na Dzieci z Bullerbyn i ich brak mnie lekko zszokował.
      W kwestii umierania liść się nie sprawdzi, szczególnie że panienki widywały już martwe myszy, ptaki, rozjechane żaby i tego rodzaju uroki życia wiejskiego. O jakości lekturnika nie wspominaj, na szczęście po zeszłorocznych wrażeniach tegorocznego nie przeglądałem i nie zamierzam.

      Usuń
    5. Kontynuacja i kontynuacja kontynuacji, i ... My też ominiemy:)
      Mnie brak Dzieci nie zaszokował, bo program nauczania w latach wcześniejszych pozwolił mi się domyśleć, w którą stronę zmierzamy. Mam wrażenie, że nieco ambitniejsze pod względem lektur jest wydawnictwo Nowa Era, tutaj znalazłam ich spis lektur do III klasy. Są i Dzieci, i Anaruk z Grenlandii:P
      O liściu więcej pary z gęby nie puszczę, bo stracę element postowego zaskoczenia!

      Usuń
    6. O jakości podręczników mojego dziecka pisał nie będę, bo wprawia mnie ten temat w przygnębienie i zastanawiam się, co przedstawiciel handlowy obiecał szkole, że zgodziła się na ten konkretny wariant podręcznikowy.
      Liść kazałem dziecku oddać do biblioteki, ale może zdążę przeczytać, zanim książeczka zniknie z domu, więc podyskutujemy sobie merytorycznie :)

      Usuń
    7. Nie wiem na jakiej teraz odbywa się to zasadzie, ale u nas w całym mieście wszystkie podstawówki korzystają z tych samych podręczników.
      Merytorycznie podyskutujemy? Ho, ho, to będzie nowa jakość w naszych komentarzach:P Pamiętaj jednak, że musisz być przygotowany do odpowiedzi nie tylko z jednej quasi-funeralnej lektury!

      Usuń
    8. U nas jest jedna szkoła, więc z unifikacją nie ma problemów.
      Kiedyś musimy zacząć być merytoryczni, nie można w nieskończoność bić piany. Jeśli się mam przygotować, to przydałby mi się spis lektur:P

      Usuń
    9. No przestań, nie mogę tak zupełnie się odkryć! Na razie myślę o dwóch skandynawskich (zwłaszcza jedna nie powinna być zagadką), ale też o jednej polskiej:)

      Usuń
    10. Czy skandynawska jest autorki na L? Reszty nawet nie próbuję zgadywać, bo albo to są rzeczy tak oczywiste, że o nich nie pomyślę, albo nowomodne, więc pewnie nawet o nich nie słyszałem :)

      Usuń
    11. Widzisz jak Ci dobrze poszło?:) A dwie pozostałe nie są ani nowomodne, ani oczywiste (to tak dla utrudnienia i zaciekawienia). Rety, już zaczynam się martwić, jak napisać tego posta, aby wszystko w nim zmieścić!

      Usuń
    12. Kurcze, to akurat tej pani L nie czytałem, biedny miś :(
      Posta napiszesz w dwóch częściach, dasz radę :P

      Usuń
    13. Jaki tam biedny, masz miesiąc na nadrobienie braków!:)
      Post w dwóch częściach to nie dla mnie, puenta się wtedy rozmywa. Ale coś wymyślę, niewątpliwie (właśnie znalazłam kolejną polską książkę na ten temat, zupełnie świeżą, ale nie wiem, czy chcę inwestować)!

      Usuń
    14. Możesz pisać metodą powieści odcinkowej, cliffhangerem na końcu pierwszej części:)
      Czyżby ta nowość to Dziewczynka z parku Kosmowskiej?

      Usuń
    15. Zważywszy na tematykę planowanego posta, cliffhanger wydaje się być jak najbardziej na miejscu:) A nawet jak spadnie, to i tak zmartwychwstanie, w końcu żyjemy w katolickim kraju:P
      Kosmowska? Nie, nie! Mimo usilnych starań Lirael, jakoś mnie do niej nie ciągnie.

      Usuń
    16. Moja żona "Bubą" średnio zachwycona, ale "Dziewczynka" wydawała się dość przyzwoita, tyle że nie miałem nastroju i oddałem do biblio. Potrenuj zawieszanie postów, skoro nie ma obaw, że nie odżyją w następnym odcinku:P

      Usuń
    17. Wtrącę się z małym sprostowaniem. :) Po "Ukraince" do Kosmowskiej w wersji dla dorosłych wręcz zniechęcam, a "Bubę" polecam wyłącznie jako niewymagający zbyt wiele od czytelnika, sympatyczny, pogodny odstresowywacz, źródło zachwytu to na pewno nie jest. Czytałam pozytywne recenzje "Dziewczynki z parku", ale dla mnie Kosmowska pisząca o rzeczach tragicznych okazała się niestrawna, więc podchodzę nieufnie.

      Usuń
    18. Lirael: toteż ja podrzuciłem żonie "Bubę" jako lekki odstresowywacz, najwyraźniej jednak minął się z oczekiwaniami:( Sam jestem lepszej myśli, mam zamiar się niedługo zabrać za "Bubę".
      W "Dziewczynce" są bardzo ładne ilustracje, głównie dla nich wziąłem tę książkę, ale początek mnie lekko zdołował, więc odłożyłem.

      Usuń
    19. ~ Zacofany w lekturze
      W żadnym razie nie narzucam entuzjazmu dla "Buby", po prostu przykro mi, że trochę przeze mnie żona zmarnowała czas. :( Teraz będę się martwić, czy Tobie "Buba" choć trochę bardziej się spodoba. Mam nadzieję, że tak.
      Mój problem z "Dziewczynką z parku" polega też na tym, że ona mi się na pierwszy rzut oka stanowczo zbyt mocno kojarzy z tą książką .

      Usuń
    20. Lirael: absolutnie nie rób sobie wyrzutów z powodu tego braku entuzjazmu. Jeśli Cię to pocieszy, to uznanie zyskuje mniej więcej jednak na trzy lub cztery moje własne propozycje. Ten typ po prostu tak ma:D

      Usuń
    21. Dopiero dziś zerknęłam na stronę w.a.b., żeby zobaczyć o czym dokładnie jest Dziewczynka z parku. Nie wiem jak treść, ale Emilia Dziubak w roli ilustratorki to gwarancja jakości. Nie wiem też, czy skojarzenia z drzewem kawek są uprawnione, trzeba byłoby zajrzeć do środka - w końcu śmierć rodzica to temat, o którym można pisać na bardzo wiele sposobów. I myślę jeszcze, że skoro pani Kosmowska nie sprawdziła się jako autorka poważnych książek dla dorosłych, to nie musi to oznaczać, że takie same książki dla dzieci wyjdą jej tak samo źle.
      Uff, ale się zmęczyłam tym wymądrzaniem:P
      A mój mąż też zwykle prycha na to, co mu podsuwam jako niezłą - moim zdaniem - lekturę. To może jakaś małżeńska prawidłowość, albo co?:P

      Usuń
    22. ~ Zacofany w lekturze
      Dzięki. :) Ciekawe, jak Ty odbierzesz "Bubę".

      ~ Momarta
      Napisałam "na pierwszy rzut oka", więc mam nadzieję, że nikt nie potraktuje moich słów jako kalumnię :) Faktem jest, że tytuły brzmią bardzo podobnie, co przy zbliżonej tematyce we mnie budzi skojarzenia. Tylko tyle.
      Nie przekreślam Kosmowskiej jako autorki książek o smutnej tematyce - ja się sparzyłam i napisałam o nieufności. Jej powieści nieustannie otrzymują jakieś nagrody, więc są osoby, które się nimi zachwycają.

      Usuń
    23. Momarto: bo oni to robią specjalnie i złośliwie. Żeby było na przekór i ich na wierzchu. Z tą lekturą znaczy:) Ile to już razy usłyszałem, że przesadzam z entuzjazmem. Prawie jak od Ciebie :))

      Lirael: pożyjemy, zobaczymy, teraz już nie mogę odkładać w nieskończoność:)

      Usuń
    24. Lirael: myślę, że ciepłe słowa jakie już napisałaś pod adresem pani Kosmowskiej, pisząc o Bubie, wystarczą by wiedzieć, że daleka jesteś od ciskania w jej stronę kalumniami:) Ale dzięki tej wymianie zdań postanowiłam sprawdzić na własne oczy, czy książka się do czegoś nada - właśnie zarezerwowałam ją w bibliotece (odkrywając w niej przy okazji przebogatą ofertę książek autorki, nie wiem czy nie wszystkich jakie kiedykolwiek napisała).

      ZWL: ja bym raczej szła w stronę tych przeciwieństw, co się przyciągają. A poza tym, jakież ubogie byłyby małżeńskie biblioteki, gdyby obojgu małżonkom podobało się to samo:)

      Usuń
    25. Momarto: z tą biblioteką to masz rację, ile razy chciałem coś oddać do wymiany, to słyszałem, że nie, bo to przecież fajne:P Ostatni raz całkiem niedawno, przy Podatku Wójtowicz:PP

      Usuń
    26. Mnie czasem zdumiewają książkowe prezenty, jakie dostaję od własnego męża. Zazwyczaj są to pozycje, które samodzielnie obeszłabym szerokim łukiem, najlepiej jeszcze zamykając oczy. O dziwo jednak dość często okazuje się, że nawet da się to przeczytać, a czasem nawet, że jest całkiem niezłe:)

      Usuń
    27. A nie nie. U nas w kwestii prezentów książkowych dla mnie obowiązuje zasada "Żadnych własnych pomysłów". Własną białą ręką sporządzam wykazy interesujących mnie prezentowo lektur, co przydaje się zwykle całej rodzinie bliższej i dalszej :P

      Usuń
    28. Trochę nuda, nie?:P A gdzie element zaskoczenia? A gdzie dreszcz emocji? A gdzie miejsce na namiętności (zalewającą falę szczęścia, gdy książka będzie trafiona lub niepohamowaną złość, gdy dostaje się szmirę)? Przemyśl to, mówię Ci:)

      Usuń
    29. Element zaskoczenia miałem trenowany w dzieciństwie i wczesnej młodości, dziękuję, postoję. Z elementem zaskoczenia to mogę piżamę dostać albo skarpetki:P

      Usuń
    30. Chyba nie wyszło tak źle, skoro wyszedłeś na ludzi i dalej czytasz?
      Wytrwałe fanki już z pewnością przystąpiły do dziergania skarpetek w łosie oraz bałwanki!:P

      Usuń
    31. w tamtych czasach przydawała mi się każda książka, teraz mam ich taką masę, że trudno się w ciemno wstrzelić w coś przyzwoitego:P
      A skarpetki w łosie i bałwanki bardzo chętnie:)

      Usuń
    32. Jeśli kiedykolwiek przyjdzie mi do głowy pomysł, by Cię czymś obdarować, będę pamiętała: książki - nie, łosie - tak. A jelenie (na rykowisku) wchodzą w grę?:P

      Usuń
    33. Jelenie tak, ale tylko na skarpetkach. Albo na granatowym swetrze w norweski wzór, o.

      Usuń
    34. Mój drogi, Mark Darcy był tylko jeden. Umiesz chociaż zrobić minę jak Colin Firth?:P

      Usuń
    35. A pan Darcy chodził w takich sweterkach? Taka mina Colina Firtha wychodzi mi dość często: http://www.romanceroundtable.com/wp-content/uploads/2010/09/colin2.jpg Może być?

      Usuń
    36. To był cios poniżej pasa! Ja pracować muszę, a nie wzdychać i klikać jeszcze raz, i jeszcze raz:P Jeśli naprawdę umiesz zrobić taką minę, to może nawet i wydziergam Ci własnoręcznie ten sweterek, niech stracę (w życiu nie wydziergałam sweterka, a szaliczki zawsze wychodziły krzywe)!
      I pewnie, że pan Darcy chodził; pojawił się w nim zresztą na jakimś przyjęciu, co tylko trochę zaszkodziło mu na atrakcyjności:)

      Usuń
    37. Nawet mogę ręką w taki sposób fontaź poprawiać (czy raczej suwak od polara, ale to wszystko jedno:P). I tak, chcę taki sweterek jak CF: http://www.urbanmoms.ca/juice/Colin-Firth-reindeer-sweater-Bridget-Jones-Diary.jpg :D

      Usuń
    38. No weź, jaki polar?! Tylko fontaź! Bez fontazia nie będzie sweterka, nie ma mowy!
      A na Twoim zdjęciu ze sweterkiem CF ma zupełnie inną minę niż tę właściwą, znacznie gorszą. O, tutaj wygląda w nim znacznie lepiej!:P

      Usuń
    39. Dobra, może być fontaź, mnie bez różnicy. A taką minę, jak na Twoim zdjęciu, to mam w permanencji :)

      Usuń
    40. Popędziłabym po druty, ale nie mam na stanie:( Mam nadto niejasne przeczucia, że Twoje opowieści to tylko czcze przechwałki:P

      Usuń
    41. Ty tu nie pisz o przeczuciach, tylko się przyznaj, że nawet jakbyś miała druty, to sweter z łosiem leży poza Twoim zasięgiem i szukasz wykrętu:PP

      Usuń
    42. Jeśli chcę, potrafię być niezwykle zawzięta. Dla Colina bym wydziergała, dla Ciebie zaś... Hm. Czy możemy wrócić do tej rozmowy kiedy indziej?:P

      Usuń
    43. Ale możemy wrócić później. Okolice Gwiazdki będą OK?

      Usuń
    44. Strasznie u mnie głośno, bo wiercą. Co mówiłeś?:P

      Usuń
    45. Ach, wiercą? Biedulko, TO NAPISZĘ CI DRUKOWANYMI LITERAMI, ŻE DO TEMATU WRÓCIMY W OKOLICACH GWIAZDKI:P

      Usuń
    46. I mgła straszna, widoczność ograniczona do 5 centymetrów. Nic nie widzę! Ratunku! Oby do Gwiazdki opadła!:P

      Usuń
    47. To nie mgła, tylko nieudolnie stawiana zasłona dymna, musisz potrenować :P

      Usuń
    48. ~ Momarta
      Nadciągają kolejne tytuły, w zapowiedziach widziałam jej nową książkę. Tempo dynamiczne. Bardzo jestem ciekawa, jak Ci się spodoba "Dziewczynka...".
      PS
      Czy już widziałaś tę książkę? :)

      Usuń
    49. Może to taki nowy trend w polskiej literaturze? Pisanie na akord?
      Też jestem ciekawa, mam tylko nadzieję że aktualny jej czytelnik odda ją w miarę szybko do biblioteki i zdążę z lekturą na początek listopada.
      A "tę książkę" nie tylko widziałam, ale i macałam i jestem niezwykle zachwycona! Nabędę ją czym prędzej, jak tylko pokonam olbrzymią przeszkodę w postaci konieczności przespacerowania się na Zamek Książąt Pomorskich (oddalony od mojego miejsca pracy o 150 metrów w linii prostej), gdzie się ją sprzedaje:)

      Usuń
  4. My też - skuszeni okładką - mamy Piątkę z Zakątka. Jednak jeszcze nie czytaną...
    Dzieci z Bullerbyn za to uwielbiane i pamiętane przeze mnie, czytane klika razy przez Najstarszą, przez Starszego raz (niewielką wadą było to, że narratorem jest dziewczyna ;). Pora chyba poczytać Młodszemu :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okładka (ale i ilustracje wewnątrz, choć już tylko czarno-białe, nie zaś kolorowe) jest zdecydowanie kusząca, toteż wcale się Wam nie dziwię, zwłaszcza że w moim wydaniu wzmiankują na niej i o tym, że książką otrzymała nagrodę przyznawaną przez dziecięce jury.
      U nas żeńska narratorka w Dzieciach z Bullerbyn Starszemu nie przeszkadzała ani trochę, mam więc nadzieję że z Młodszym będzie podobnie (już nie mogę się doczekać, kiedy będę mu to mogła przeczytać!:P).

      Usuń
  5. No proszę, a jak zwykle na przekór przyznam się, że kiedy w drugiej klasie kazano mi przeczytać "Dzieci z Bullerbyn" (mówicie że w trzeciej? może i tak) poczułam się mocno upokorzona taką dziecinadą, chyba nawet bardziej niż "Naszą mamą czarodziejką" i do tej pory "Dz. z B." omijam szerokim łukiem. Najstarsza przeczytała (w trzeciej klasie mówicie?) z pokorą, a może nawet z przyjemnością. Młodszy póki co poprzestał na filmie (szwedzka adaptacja nawet, nawet), bo matka mu książki nie przeczytała ani razu. Co się jednak odwlecze to nie uciecze (trzecie klasa przed nami). A "Piątki" nie znamy. Może to i lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zasiałaś we mnie ziarno wątpliwości - byłam stuprocentowo przekonana, że to było w trzeciej klasie, ale teraz lekko zwątpiłam. Jeśli znajdę u rodziców zdezelowany egzemplarz z dzieciństwa (a jest tam na pewno, pytanie tylko gdzie), to sprawdzę!
      Też uważam, że ośmio- czy dziewięciolatek to już duże dziecko, może nawet za duże, by w tym właśnie wieku pierwszy raz sięgać po tę książkę - sama pierwszy raz przeczytałam ją znacznie wcześniej, w trzeciej klasie miałam więc tylko powtórkę z powtórki i nie mam pojęcia jak odebrałabym ją, gdybym nie znała jej wcześniej. Dlatego też i Starszemu zaserwowałam ją odpowiednio wcześniej:)
      Problem się jednak rozwiąże, bo przynajmniej część dzieci nie pozna Dzieci z Bullerbyn nigdy - ani w trzeciej klasie (chwilowo będę się upierać przy tej wersji), ani w drugiej, ani w zerówce. Tylko czy o takie wyjście z sytuacji nam chodziło?

      Usuń
  6. Dzieci z Bullerbyn czytałam w podstawówce jakieś 20 razy. Potem czytałam czteroletniemu Młodemu i bardzo się ucieszyłam, że przerabiali tę książkę. Nie mów, że nagle dwa lata później zniknęła z listy lektur??
    Ze słowami Mariana Eile zgadzam się w pełni i chyba sobie gdzieś zapiszę, bo masz rację, to się odnosi nie tylko do tygodników.
    Od jakiegoś czasu czytam dzieciom codziennie (Młoda jeszcze rok temu nie chciała czytania. Nudziła się, a Młody od dawna czyta sam. Ale podjęłam kolejną próbę i zrobił się z tego cowieczorny rytuał.) i wybieram raczej stare baśnie, albo bajki które znam z własnego dzieciństwa. Długie, czasem zawiłe, z niedzisiejszym słownictwem. Chwilami martwię się, że one się tymi zawiłościami znudzą, ale to wydumany problem, dzieciaki SIĘ PODCIĄGAJĄ ;)
    p.s. uwielbiam Twoje teksty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aha. czy to wydanie Twoje ukochane to było to: http://bi.gazeta.pl/im/27/df/dd/z14540583Q,Ksiazke--Dzieci-z-Bullerbyn--napisala-Astrid-Lidgr.jpg bo moja tak :)))
      Ale to było biblioteczne, nie własne, niestety.

      Usuń
    2. Zaczynając od końca: tak, dokładnie to samo! Aż łza się w oku kręci! To, które kupiłam teraz niby też ma ilustracje Ilon Wikland, niby to też Nasza Księgarnia, ale nie mogę znieść tej koszmarnej okładki!
      Nie mam pojęcia czy Dzieci z Bullerbyn zniknęły z wszelkich list lektur, bo teraz zdaje się, że w klasach I-III obowiązuje wolna amerykanka i do każdego zestawu podręczników (czytaj: zależy jakiego wydawcę wybierze Ci szkoła) obowiązuje inna lista lektur szkolnych. Niewykluczone więc, że są jakieś dzieci, które nadal muszą to czytać w szkole (ratujcie maluchy!:P); z tego co napisała wyżej zo (mała czcionka) wynikałoby, że tak właśnie jest.
      Czytałam Twój post o książkach dla dzieci z trudnym słownictwem:) i nawet pod jego wpływem wyciągnęłam na światło dzienne swój egzemplarz "Na jagody" Konopnickiej. To działa dokładnie tak, jak napisałaś; widzę to bardzo dobrze, zwłaszcza że ja czytam dzieciom codziennie od zawsze i niemal bez żadnych przerw.
      ps. dzięki! i wzajemnie:)

      Usuń
    3. A może jest tak, że więcej krzywdy wyrządzi lektura niedostosowana do wieku niż jej brak? Może nauczyciele powinni się pogodzić z tym, że jeżeli rodzice nie przeczytali jakiejś książki 5-latkowi nie warto tego odgrzebywać z 8-latkiem? Nie chcę oczywiście brać wszystkich pod jedną kreskę, ale to nieszczęsne "Bullerbyn" tkwi we mnie jak zadra przez całe życie. Stawianie poprzeczki wyżej jest mi bardziej bliskie.

      Usuń
    4. To całkiem możliwe. Przypomniał mi się w związku z tym fragment listu Tolkiena zamieszczonego onegdaj w Płaszczu zabójcy, o tutaj. Tolkien pisał wprawdzie raczej o sytuacji odwrotnej, gdy za określone książki bierze się zbyt młody odbiorca, ale z powodzeniem daje się to przerobić w odwrotną stronę.

      Usuń
    5. każdą tezę da się jakoś udowodnić, ale nie każda jest prawdziwa ;) tak mi się jakoś nasunęło, jako że bajki z powodzeniem czytam jako dorosły człowiek i nadal dają radę.
      a ta nowa okładka rzeczywiście boli. my mamy inną, ale też się z tą starą równać nie może. jakaś taka jaskrawa...

      Usuń
    6. O możliwości udowodnienia każdej tezy kto jak kto, ale ja jako bardzo praktykujący prawnik wiem wszystko:P
      Jeśli o baśniach mowa, to napomknę tylko, że dziś byłam z dziećmi w teatrze na "Małej syrence" i za chwilę zamierzam zapakować się do łóżka z Andersenem pod pachą:)) Tak, baśnie dają radę, zdecydowanie!
      Z okładkami Nasza Księgarnia ma ostatnio jakiś problem; zdecydowanie najlepiej wychodzą im te, które zdobią ichnie wersje de luxe.

      Usuń
  7. Chciałam coś napisać, ale tylko się załamałam i zabrakło mi słów. Zanim moje dzieci dotrą do szkoły, czytanka w elementarzu będzie szczytem możliwości przeciętnego ucznia...

    PS Ja też znałam Dzieci z Bullerbyn zanim poszłam do szkoły. I dzieciom też przeczytam wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, obawiam się że w tę właśnie stronę zmierzamy. Jak już wszystkie maluchy zostaną uratowane (wiem, że się powtarzam, ale w końcu mam prawo do swoich małych obsesji, czyż nie?:P), w trzeciej klasie będą co najwyżej na etapie "Ala ma kota".

      Usuń
    2. Moja mała obsesja to grzebanie w kanonie lektur. Nie rozumiem odświeżania kanonu, wywalania klasyki literatury, którą znają pokolenia, okrajania, uzupełniania itp. Martwię się, że moja córka dotarła do piątej klasy, nie ucząc się na pamięć poezji, nie znają zasad recytacji, nie umiejąc omówić prostego wiersza. Nie wiem do czego to doprowadzi. Czy po maturze będzie znała kanon literatury, nie mówię, że światowej, ale chociaż polskiej...

      Usuń
    3. Trochę odświeżania kanonowi z pewnością nie zaszkodzi, ale pytanie czy teraz w ogóle jeszcze istnieje coś takiego jak kanon lektur?
      Zakładając jednak, że jest nim mniej więcej to, co czytaliśmy my, to owszem, wywaliłabym z niego parę pozycji, w tym wszystko autorstwa Sienkiewicza:) Nie rozumiem jednak tak samo jak i Ty pędu ku odświeżaniu. Owszem, jest mnóstwo znakomitych współczesnych książek, ale nie wszystkie są lepsze niż ich klasyczne poprzedniczki. Że nie wspomnę już o tym, że warto najpierw poznać klasykę, aby móc odróżnić świeżą i wartościową książkę od marnego naśladownictwa.
      A jeśli chodzi o recytację, to mój syn w drugiej klasie uczył się na pamięć wybranego wiersza Tuwima, więc jest lepiej niż u Ciebie:)

      Usuń
  8. A propos wykazu lektur fragment rozporządzenia men z 2008:
    "Dla klas I–III szkoły podstawowej nie wskazuje się jakichkolwiek tytułów, gdyż to sam nauczyciel, znając swoich uczniów, najlepiej się orientuje, które pozycje dzieci przeczytają z zainteresowaniem i o których będą chciały rozmawiać. Nauczyciel, w porozumieniu z nauczycielem bibliotekarzem, powinien ponadto uwzględniać nowości na rynku wydawniczym, co zostało umożliwione przez brak spisu ograniczającego się do pozycji klasycznych."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W starszych klasach kanon lektur już jest, ale poloniści mają dość dużą swobodę wyboru tytułów. Wydany we wrześniu komunikat omawia ogólnie zasady doboru lektur.
      Stąd duże różnice pomiędzy poszczególnymi szkołami, a nawet klasami tej samej szkoły.

      Usuń
    2. Dzięki, zainspirowałaś mnie do pogrzebania w przepisach:) Rozporządzenia z 2008 roku zdaje się, że nie ma, ale jest takie z 27.08.2012r. w sprawie podstawy programowej. W załączniku nr 2, w części poświęconej edukacji wczesnoszkolnej idzie tam tak:
      "Ważnym celem edukacji polonistycznej jest rozwijanie u dzieci zamiłowania do czytelnictwa poprzez słuchanie pięknego czytania i rozmawianie o przeczytanych utworach oraz korzystanie z bibliotek (np. biblioteki szkolnej). Dobór utworów ma uwzględnić następujące gatunki literatury dziecięcej: baśnie, bajki, legendy, opowiadania, wiersze, komiksy - przy wyborze należy kierować się realnymi umiejętnościami czytelniczymi dzieci, a także potrzebami wychowawczymi i edukacyjnymi. Dzieci powinny uczyć się na pamięć wierszy, fragmentów prozy, tekstów piosenek itp."
      Nie muszę dodawać, że natychmiast dodałam ten akt prawny do "ulubionych"?!:P Ciekawe, czy osoby odpowiedzialne za dobór lektur umieją czytać ze zrozumieniem?

      Usuń
    3. Rozporządzenie z 23 grudnia 2008 (opublikowane w styczniu)
      BIP MEN

      Założenia bardzo dobre, a jak w praktyce, to zależy od konkretnego nauczyciela...

      Usuń
    4. Tak, to chyba nie pierwszy raz MEN nie nadąża za rzeczywistością, a BIP okazuje się czymś, co trzeba mieć, ale niekoniecznie aktualizować.
      To rozporządzenie nie obowiązuje od 1.09.2012r. i zostało zastąpione właśnie przez to rozporządzenie, które podałam (Dziennik Ustaw z 2012r. poz. 977).
      Oczywiście, że wszystko zależy od nauczyciela, ale zazwyczaj korzystają oni z gotowych zestawów lekturowych proponowanych przez wydawcę podręczników. A tu jest jak widać.

      Usuń
    5. A bardzo możliwe, że zostało zastąpione, ja już nie wnikałam. :) Ale ten komunikat/wyjaśnienie ad Pana Tadeusza mówi właśnie o 2008. Nie będę się wczytywać, wolę książkę ;)
      Nauczyciel nie musi korzystać sztywno z podręcznika, zwykle tak jest wygodniej, ale to dotyczy głównie wypisów, wierszy itp krótszych form. Moje większe i mniejsze stwory póki co miały 4-6 lektur wybranych rocznie i omawianych niezależnie od podręcznika, nawet wtedy nie nosili go, tylko lekturkę.

      Usuń
    6. Też bym wolała książkę, ale drugim okiem i tak muszę grzebać w przepisach, tyle że innych, więc tak machnęłam dla równowagi:)
      Twoje stwory miały, zdaje się, spore szczęście. Choć generalnie uważam poziom, jaki prezentuje nauczycielka Starszego za wysoki, to jednak zarówno ona, jak i pozostali nauczyciele edukacji wczesnoszkolnej w tej szkole, ograniczają się wyłącznie do lektur proponowanych przez wydawcę podręcznika, a i to nie wszystkich (to ostatnie, to może i dobrze o nich świadczy?:))

      Usuń
  9. Jako, że ciemną stronę mocy już obgadaliście do szczętu, to ja bym chciał tylko dodać rzecz zupełnie niezwiązaną z tematem. Na 90%, w kwietniu przyszłego roku, będziemy w biblio gościć PAWŁA BERĘSEWICZA!!! :D
    PS. Którego Ciumkowie, dodam, by jednak jakąś nić nawiązania do dyskusji znaleźć, w której bądź odsłonie mogliby zostać lekturą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję sukcesu i trzymam kciuki, by wszelkie fatumy i z przykrościąinformujemy aż do kwietnia trzymały się z dala od Was i Autora! A dla dzieci będzie za darmo czy też - jak u nas - po uiszczeniu opłaty?
      I zgadzam się z nicią nawiązania. Może założymy klub aktywistów działających pod hasłem: Ciumkowie do tornistrów, Beręsewicz na listę lektur!?:P

      Usuń
    2. Dzięki za życzenia i oby się sprawdziły. Dla dzieci oczywiście za free, bo mam nadzieję na sponsoring IK :) Ja na razie zasugeruję zapoznanie dzieci z twórczością gościa. Wiesz, metoda małych kroczków :) Ale do klubu się, jakby co, piszę :D

      Usuń
    3. Dobrze tym dzieciom z takim organizatorem! A zapoznawanie z twórczością sugeruj, jak najbardziej - u nas przyniosło to znakomite rezultaty!
      Trzeba będzie jakieś klubowe transparenty wymalować, cholera panie, a ja mam dwie lewe ręce. Może by tak jednak kasować u Was za wstęp? Wejście na spotkanie - jeden transparent, wejście plus możliwość ustawienia się w kolejce po autograf - jeden transparent i konieczność udziału w pikiecie pod MENem!:P

      Usuń
    4. Przecież wiesz, że transparenty spadłyby na rodziców, a jak rodzic ma coś zrobić, to ... sala świeciłaby pustkami, więc wolę nie :) A propos MEN. Wczoraj przyszedł do mnie skonfundowany Bartek z prośbą przy pracy domowej. Zadanie wymagało znalezienie w SO trzech wyrazów zaczynających się na konkretną literę i przepisanie ich do zeszytu ćwiczeń. Niby nic, gdyby nie fakt, że te litery to: a, ą, b, c, ć.

      Usuń
    5. Ą, ąciec! Doprawdy przesadzasz! To było ćwiczenie na kreatywność!:P

      Usuń
    6. ZwL stwierdził, że to specjalnie takie podchwytliwe. Ja obstawiałem Ąckiego, ale w słowniku nie było :P

      Usuń
    7. To na pewno dlatego, że macie stary słownik!
      Zapewniam Cię jednak, że mój Starszy, jako słynny na cały świat miszcz ordografji, na pewno znalazłby mnóstwo słów na "ą"! (Wczoraj znalazł np. całkiem sporo takich na "ó", że przywołam tylko "ólicę" i "ól")

      Usuń
  10. Świetny wpis. Będę na pewno tu częściej.

    OdpowiedzUsuń