Jest
wiele przesłanek nakazujących, by przyjąć za pewnik, że w najbliższym czasie
będę pisać głównie o książkach dla dzieci.
Wszystkich,
którzy w tym miejscu oczekują wyznań i wyjaśnień co najmniej na poziomie Kalicińska-Karpowicz uprzejmie przepraszam, ale powody tego stanu rzeczy
zachowam dla siebie. A literatura dla dzieci to też literatura, czasem nawet
znacznie lepsza niż ta „dorosła” i niejeden dorosły może się z niej sporo
nauczyć. (To tak pod rozwagę dla tych, którzy po przeczytaniu „dla dzieci” chcą
kliknąć „zamknij”.)
W
każdym razie, mamy jesień.
Jesień
dziwną raczej.
Zazwyczaj
o tej porze moje kozaki już od dawna były wyciągnięte z pawlacza. W tym roku ciągle
biegam zaś w półbucikach (a kupiłam sobie takie ładne kozaki, doprawdy, jak tak
można?!).
Zazwyczaj
o tej porze moja ulubiona płyta Cheta Bakera rzęziła już i charczała od
nadmiaru powtórzeń. W tym roku zaś ciągle kurzy się gdzieś na półce.
Zazwyczaj
o tej porze dni były mgliste i ciemne, drzewa już nagie i ponure. Tymczasem ten
październik ciągle promienny i słoneczny, zaś las złocisty.
No
i grzybów w tym roku znacznie więcej niż zazwyczaj o tej porze.
Bohdana
Butenko wielbię niemal od urodzenia.
Być
może przez „Androny”, może przez „Muchy Króla Apsika”, a być może dlatego, że jestem
obdarzona nieodkrytym dotąd przez naukowców genem butenkowatości?
Niezależnie
jednak od powodów tego stanu rzeczy, wieść o dwóch nowych książkach Mistrza Butenki
nie mogła w moim domu pozostać bez echa.
Widząc
swoich poddanych, którzy chodzą do lasu i wracają z koszykami pełnymi grzybów,
postanawia, że zrobi to samo.
Jednak,
gdy mamy władzę, możemy stworzyć sobie iluzję tego, że nad wszystkim panujemy.
Dokładnie
tak, jak zrobił to król Pafnucy, który wysłał heroldów ze stosownym
obwieszczeniem, a
następnie oczekiwał na jego efekty.
Kiedy zaś i te zawiodły, przydała się umiejętność wywracania kota ogonem i udawania, że to, co wydarzyło się za naszymi plecami i bez naszej wiedzy, jest naszą wyłączną zasługą.
I choć ostatecznie okazało się, że król Pafnucy został gdzieś daleko w lesie, to jednak nie mam wątpliwości, że do takich jak on należy przyszłość naszego świata.
O
którym nie mam najlepszego zdania.
Bohater drugiej z nowowydanych książeczek, niejaki Krasnoludek, jest całkowitym przeciwieństwem Pafnucego.
Znacznie niżej niż król urodzony i nienawykły do zaszczytów,
pokornie znosi swój los.
Choć całe życie uczciwy i porządny, nie może liczyć na nagrody i pochwały. Zamiast tego znienacka dowiaduje się o nagłej eksmisji na bruk.
Jako
zaradny krasnoludek postanawia jednak czym prędzej wziąć sprawy w swoje ręce,
wykazując się jednocześnie kreatywnością.
Niestety, te dwie cechy charakteru nie zawsze okazują się pomocne, a życie zamiast okazywać się lekkie, łatwe i przyjemne, bez skrępowania pokazuje swoją brutalną stronę.
Okazuje się jednak, że nawet wtedy, gdy myślimy, że to już koniec i nie może spotkać nas nic dobrego, może zdarzyć się cud.
Zapytacie może: i co w tym takiego nadzwyczajnego? Czym tu się zachwycać? Ot, historia jakich wiele.
Odpowiem,
że niezupełnie.
Przed
nami cały listopad. Pamiętajmy o Krasnoludku; może z nim będzie nam lżej?
Bohdan
Butenko „Grzyby i król” oraz „Krasnoludek”. Wydawnictwo Dreams Lidia Miś-Nowak,
Rzeszów 2013.
Wczoraj na wieczornym psim spacerku spotkałam sąsiadkę, która obwieściła mi, że właśnie wraca z działki na wsi i ma cały koszyczek grzybów (tu nastąpiła prezentacja), co ponoć pod koniec października jest zjawiskiem szokującym.
OdpowiedzUsuńIlustracje Butenki towarzyszą mi od dzieciństwa, choć stopień zachwytu bywa różny, zawsze poprawiają mi humor.
Błagam nawet nie wypowiadaj słowa "listopad", bo dostaję dreszczy. :(
Właśnie, właśnie. Ja wprawdzie nie mam czasu na grzybobrania, a do tego grzybiarka ze mnie marna (jeśli grzyb nie zawoła "tu jestem!", to prędzej go rozdepczę, niż znajdę), ale tegoroczna anomalia jest na tyle duża, że nawet ja ją dostrzegam:)
UsuńDreszcze są chyba nieodłącznym listopadowym elementem. Proponuję więc zawczasu zaopatrzyć się w podręcznego krasnoludka oraz duuużo imbiru!
A co Wy macie do listopada? Że chmurki i humorki? Czy raczej gubicie parasolki? :) Ja tam lubię listopad, bo to oznacza, że coraz bliżej do ferii świątecznych i przez tydzień nie trzeba kursować na linii dom-placówki szkolno-wychowawcze:D
UsuńCieszymy się Twoim szczęściem, jednak ja przynajmniej uczucia nie podzielam. Zimno, mokro, ciemno i znikąd nadziei. Masakra! A chyba najgorsze jest to, że wyjeżdżam do pracy po ciemku i po ciemku wracam. Do tego na ślepo, bo kiedy pada, dostrzeżenie spacerującego poboczem pieszego odzianego w czarną kurtkę bez odblasków, graniczy z cudem:(
UsuńNo tak, tak, w mojej strefie czasowo-klimatycznej wstaję, gdy jest jasno i kładę się, gdy jest jasno :P Co do pieszych, to czy od nowego roku nie wchodzą jakieś przepisy dotyczące odblasków?
UsuńNo najwyraźniej mieszkasz w innej strefie czasowo-klimatycznej, skoro listopad Cię nie boli!
UsuńCo do przepisów, nie mam pojęcia. Ale nawet jeśli, to oczywiście, tak, tak, już widzę jak wiejski naród masowo rzuca się do igieł i nici, by podoszywać sobie odblaski!
U nas lokalna policja urządziła parę razy akcję rozdawania wiejskiemu ludowi kamizelek odblaskowych i o dziwo wiele osób w nich jeździ. Znaczy praca u podstaw daje rezultaty.
UsuńJeździć, owszem, więcej osób jeździ rowerem w odblaskowych kamizelkach. Zauważ jednak, że mówiłam o pieszych. W tym o takich w mieście, którym się wydaje, że samochód hamuje w miejscu, a patrz pan, jak jest mokro i leżą liście, to nawet jak jedzie czterdziestką, ni cholery nie da rady!
UsuńA fakt, przegapiłem, ale u nas akurat zmorą są babiny na nieoświetlonych ukrainach, Unia pozwoliła wychodnikować nawet te kawałki drogi gdzie mieszkają tylko zające, więc naród nie łazi byle gdzie.
UsuńCiekawe, czy jakby zrobić referendum wśród zajęcy, to głosowałyby za czy przeciw Unii?:P Jakbym znała jakiegoś posła, natychmiast podrzuciłabym mu taki pomysł, patrząc na to, co dzieje się ostatnio, powinien chwycić!
UsuńCiekawe, czy są jakieś unijne wytyczne co do upraw kapusty, bo to by mogło skłonić zające do udziału w referendum.
UsuńSą z pewnością; unia ma wytyczne na wszystko! Obawiam się jednak, że akurat te wytyczne są powiązane z działaniami zmierzającymi do zwiększenia poziomu dzietności w krajach UE, a to podziałałoby tylko na co bardziej konserwatywne zające.
UsuńMyślałem, że UE stawia raczej na bociany, a nie kapustę, przynajmniej w kwestii dzietności:P Młody organizm w powijakach położony w błotnistej bruździe może zachorować, a u bociana cicho, ciepło:)
UsuńKle, kle, kle, faktycznie, zwłaszcza jak brodzi po błocku w poszukiwaniu żab! Mnie poza tym uczyli, że dzieci biorą się z kapusty, czyli są zawinięte w jej liście niczym gołąbek, ale to też najwyraźniej zabobon z innej strefy czasowo-klimatycznej:P
UsuńW naszej strefie bociany:P W kapuście to tylko gąsienice bielinka kapustnika się znajdują :D
UsuńBiorąc pod uwagę to, że aktualnie nie pałam miłością do okolicznej ludności, która zapewniła mi trzeci z rzędu brak weekendu, napisałabym, że to wiele tłumaczy, ale zaraz będzie że jestem cyniczna i złośliwa, więc zmilczę:P
UsuńNa pewno, gdyby okoliczną ludność przynosił bocian, byłaby mniej upierdliwa:P
UsuńNawykłaby, że trzeba siedzieć cicho, bo jak bocian zdzieli dziobem, to...! Ech.
UsuńO to to:P Zdzieli i wstrzyma żaby na śniadanie, spokój byłby jak złoto :P
UsuńŻe to się człowiek w takim poprawnym ustroju urodził! Jakby chociaż na weekend można było go zmieniać na taki dziobozdzielający, od razu pokochałabym nawet listopad!
Usuńuwielbiam kreskę Butenko, teraz staram się moje dziecko do niego przekonać ( zaczynamy od Panny Kreseczki). A ja się bardzo cieszę, że teraz będzie dużo o książkach dla dzieci- znaczy będę tu częstym gościem:)
OdpowiedzUsuńPanna Kreseczka faktycznie wydaje się dobra na początek. Chronologicznie też chyba plasuje się gdzieś w czołówce.
UsuńI cieszę się, że choć jedna osoba nie będzie narzekać na moje "zdziecinnienie":)
Butenkowość mam we krwi.W moim przypadku od ANDRONÓW się zaczęło. Dziękuję za te dwa tytuły, dziś wysyłam zamówienie na książki w pewnym dyskoncie, więc dopiszę je niezwłocznie do listy. A co do kozaków... Całą sobotę przeszukiwałam swoje mieszkanie i nie ma, nie ma! Zniknęły mi dwie pary kozaków! Naprawdę dobrze je schowałam i teraz tylko módlmy się żeby zima nas nie zaskoczyła! :-)
OdpowiedzUsuńMy nie drogowcy, więc zaskoczeń być nie powinno:) Ja niestety bardzo dobrze wiem, gdzie schowałam ubiegłoroczne (a chyba nawet i dwuletnie?) kozaki i na samą myśl o tym, że mam się tam dostać, wyciągając po drodze setki i tysiące różnych rzeczy zrobiło mi się tak słabo, że czym prędzej pobiegłam kupić nowe:P
UsuńI nie chcę Cię martwić, ale zamówienia książkowe mają to do siebie, że pączkują, więc zamów czym prędzej, ciesząc się, że tylko dwóch Butenków dopisałaś do listy:)
Nie kracz, jeszcze się nachodzisz w kozakach i będziesz przeklinać zimę, jak wszyscy w maju tego roku ;)
OdpowiedzUsuńA "Maska lwa" kończy się tak samo :)
No wiem, wiem, tak tylko z cicha jęknęłam:) (ale naprawdę fajne kozaki sobie kupiłam!:P)
Usuń"Maski lwa" nie znam; przeglądałam ją tylko na stoisku Tako i z tego co pamiętam, podobieństwo dotyczy tylko tego zakończenia. Ale może za mało się wczytałam.
Tak, tylko zakończenie, historia jest zupełnie o czym innym.
UsuńWszystko jedno o czym; ważne żeby się dobrze kończyła:) Przynajmniej teraz, latem może kończyć się inaczej.
UsuńZabutenkowany! W ogóle, to wydaje mi się, że stara szkoła prostej kreski, to jest to, co lubię najbardziej. Te wszystkie postmodernizasją, artisimą grą i inne sztuki wizualne na kiju, to dla mnie, prostego chłopka roztropka, za wysokie progi. A już wydawanie prawie pięciu dych za duże żółte koło czy niebieski prostokąt na dwie kartki, nie mieści się w mej zaściankowej łepetynie :P
OdpowiedzUsuńAle kupujesz taką książkę z kołem i prostokątem i do końca życia nie musisz kupować nic innego. Za każdym razem opowiadasz nową historyjkę :P
UsuńPrzemówiłeś do finansowej części mojego przaśnego jestestwa. Zawsze to taniej niż Malewicz :P
UsuńMalewicza se sam możesz na ścianie walnąć, wystarczy próbka czarnej farby:) A ile interpretacji mógłbyś potem gościom przedstawić, przy każdej wizycie inną:P
UsuńI o to chodzi, o to chodzi! :D
UsuńCo do prezentacji dzieł sztuki dla gości się nie wypowiem, bowiem moi goście po ścianach nie patrzą, skupiając się głównie na talerzach:P Natomiast jeśli chodzi o twórczość dla dzieci, to trzeba by jednak rozważyć, czy faktycznie zadowolić się zyskiem finansowym związanym z możliwością nieskończonego eksploatowania jednej tylko książeczki, czy też wziąć pod uwagę możliwość doznania szkód moralnych wywołanych przez przymus wymyślania codziennie czegoś innego o tym samym wciąż kwadracie? Ja chyba wolę sięgnąć głębiej do portfela!:)
UsuńI ja myślałam, że październik jesień zapowiada i na wakacje jesienne z założenia założyłam jesienną kurtkę i buty i spłynęłam potem w letnim upale Rzymskich ulic. I cóż, z tego, że o książkach dla dzieci, skoro ciekawie. Nie klikam zamknij. Czytam i wtrącam te swoje grosiki, mimo kompletnej nieznajomości tematu.
OdpowiedzUsuńO rzymskich upałach słyszałam od osób, które przed chwilą dosłownie tam były. Zawsze wiedziałam, że urodziłam się o 1000 km za daleko (patrząc od strony równika, oczywiście!).
UsuńCieszę się, że dziecinne tematy Cię nie odstraszają. I oczywiście cieszę się, że szczęśliwie wróciłaś:)