Ostatnimi
czasy blog wyewoluował mi z lekka w stronę ekshibicjonistyczno-patetyczną, toteż gdy chodzi o kreowanie się na niezwykle mądrą
literaturoznawczynię, rok 2013 mogę spisać na straty.
Korzystając
więc z okazji, że oto zamieszczam ostatni post w tymże roku, dam jeszcze raz
upust targającym mną złym skłonnościom.
Kiedy
jeszcze byłam grzecznym dzieckiem płci żeńskiej, przyjęłam do wiadomości, że
należy myć.
Najczęściej
ręce, nieco rzadziej zęby i całe ciało, zaś najrzadziej podłogi (najlepiej w
sobotę).
W
miarę jak dorastałam, dowiedziałam się także, że warto jest dodatkowo ścierać na
mokro kurze (mniej więcej tak samo często jak podłogi), prać (teoretycznie
rzadziej, ale praktycznie częściej) oraz ogólnie utrzymywać ład i porządek
(niby wystarczy tylko dwa razy do roku, przed świętami, ale tak naprawdę jest
to proces permanentny).
O
ile jednak myłam grzecznie i regularnie ciało przede wszystkim z uwagi na pogłoski, jakobym brudna nigdy miała nie znaleźć męża, jak przytrafiło się to Butenkowemu
Kopciuszkowi (wiem, że to już było, także u Aine, ale tego obrazka dla
mnie nigdy dosyć!),
o
tyle sama nie wiem, co skłaniało mnie do regularnego dbania o czystość w
mieszkaniu.
Z
całą pewnością nie była to książka „Brud”, bowiem powstała zupełnie niedawno.
Na
trzydziestu pięciu stronach jej twórcy – autorka tekstu Olga Woźniak i
ilustrator Patryk Mogilnicki – przedstawili szereg mrożących krew w żyłach
informacji na temat potworów czających się w otaczającym nas świecie.
Im on brudniejszy, tym więcej potworów, rzecz to jasna.
Sporo
dowiemy się więc o kurzu i sposobach jego usuwania, a jeszcze więcej o brudzie
na ciele. Większość tych informacji dla dorosłego nie stanowi żadnej nowości
(może poza tą o najbrudniejszym pępku świata), ale niejednemu dziecku zmrożą
krew (miejmy nadzieję, czystą) w żyłach. Podane naukowym, ale zrozumiałym
językiem, okraszone ciekawostkami oraz nietypowymi (głównie z uwagi na
kolorystykę) ilustracjami, mogą okazać się cenniejszym wkładem w proces
uhigieniczniania małoletnich niż wielokrotne strzępienie języka przez rodzica.
O ile oczywiście czytanie książki będzie odbywać się cyklicznie i po wielekroć,
tak aby prezentowane w niej treści dobrze się utrwaliły.
Ze
swojej strony muszę jednak wyrazić ubolewanie nad pominięciem szeregu istotnych
danych dotyczących na przykład ilości i rodzaju bakterii mieszczących się w
kozach z nosa. Skoro jest o kupie, powinno być i o kozach, to oczywiste. A
przynajmniej jest takowe dla matki dwóch notorycznie dłubiących w nosie synów.
Myli
się jednak ten, kto sądzi, że ekshibicjonizm tego posta będzie sprowadzał się
do wyznań na temat rogatych zwierzątek. W zanadrzu mam bowiem dużo bardziej
mrożącą krew w żyłach historię, ujawniającą brudną stronę mojej osobowości.
Otóż,
gdy przed Świętami podpierałam się nosem, usiłując jednocześnie okazać się
Pracownikiem Roku (czytaj: zakończyć przed świątecznym urlopem wszystkie pilne
sprawy), wytwarzającą przedświąteczną atmosferę Matką Roku (czytaj: pieczenie
pierniczków, klejenie łańcuchów) oraz Żoną Roku (nie pytajcie), okazało się, że
nijak nie da się być jednocześnie także Perfekcyjną Panią Domu Roku. Chociaż
bowiem mąż prawie regularnie odkurza i jeszcze bardziej prawie regularnie myje
podłogi (PPD powinna do perfekcji mieć opanowane także delegowanie obowiązków), to jednak od czasu do czasu warto byłoby poodkładać na swoje miejsce
to, co przewędrowało całkiem gdzie indziej, a także pozbyć się grubej na palec szarej warstwy
kurzu, ozdabiającej wszystkie półki i stojące na nich przedmioty. Niestety, dobry wynik w tej ostatniej konkurencji uznałam za całkiem niepriorytetowy, wskutek czego nie przebrnęłam
nawet przez kwalifikacje.
I
nie byłoby w tym nic godnego uwagi, gdyby nie fakt, że pewnej przedświątecznej nocy zostałam świadkiem bicia rekordu temperatury własnej,
wynoszącego dotąd w moim domu 40,2°C. Gdy okazało się, że żaden środek przeciwgorączkowy nie działa na Młodszego (bo on to był tym śmiałkiem), obkładając go lodem rozejrzałam się wokół, uświadamiając sobie, że oto trzeba będzie chyba za
chwilę wezwać pogotowie. Widok nie był budujący.
Wyglądało
tam bowiem tak:
oraz
tak:
tak, w tym łóżeczku nikt nie śpi już od dawna, ale gdzie znajdę praktyczniejszy składzik? |
a
także tak: o nie, tego nie pokażę!
Wtedy
najpierw pomyślałam sobie, że ależ jak to, nie można tu wpuścić nikogo obcego,
nawet z pogotowia, bo CO SOBIE O MNIE POMYŚLĄ?!, a zaraz potem zaczęłam
intensywniej mrozić Młodszego. Jemu pomogło od razu, a mi dopiero teraz.
Dlatego
też niniejszym chciałabym uroczyście złożyć sobie najlepsze noworoczne
życzenia.
Życzę
sobie, aby w Nowym Roku spłynęła na mnie mądrość bycia wyrozumiałą dla siebie
samej, połączona z umiejętnością cieszenia się z tego, że życie – choć może i
brudne – jest piękne i generalnie dobrze sobie z nim radzę!
A
skoro Olga Woźniak w „Brudzie” napisała, że „Na szczęście nie wszyscy dorośli lubią sprzątać. Niektórzy wolą badać
brud i zostają naukowcami”, to dodatkowo życzę sobie, abym odkryła u siebie żyłkę naukowca.
I
Wam również życzę tego samego, o ile już nie jesteście szczęśliwymi twórcami doktoratu z brudologii.
Olga
Woźniak „Brud”, ilustracje Patryk Mogilnicki. Wydawnictwo Hokus-Pokus, Warszawa
2012.
Odpowiadając na pytanie - z racji stażu życiowego osiągnęłam już najwyższe tytuły naukowe z zakresu brudologii (spokojnie profesura).
OdpowiedzUsuńBaaardzo dziękuję za życzenia, bo wreszcie po latach dowiaduję się, że nie tylko ja tak mam!!!
Jakoś w moim otoczeniu nikt się głośno nie przyznawał do tego, a koleżanki to same PPD w najlepszym wydaniu na co dzień.
Brudna strona mojej osobowości towarzyszy mi całe życie na własnym gospodarstwie i nie dała się wyczyścić z biegiem lat. Nie zliczę, ile razy przeżywałam identyczną sytuację: "nie można tu wpuścić nikogo obcego, nawet z pogotowia, bo CO SOBIE O MNIE POMYŚLĄ?!". W momencie, gdy raz już musiałam wpuścić, bo mąż był stanie nie do opisania, z obłędem w oku ok. 3 w nocy przerzucałam sterty gratów do drugiego pokoju.W pozostałych przypadkach chorzy musieli wyzdrowieć samodzielnie, "bo przecież jest nieposprzątane".
Z noworocznym pozdrowieniem :)
Ela
Cieszę się, że post okazał się być budujący i wyzwalający:) A i mi od razu lżej. Podejrzewam, że gdyby Młodszy nie dał się wymrozić i musiałabym jednak wezwać to pogotowie, robiłabym dokładnie to samo (w sensie przerzucania gratów i gorączkowego ścierania kurzu). Mam więc nadzieję, że w Nowym Roku uda mi się załapać choćby na studia magisterskie, dzięki którym będę mogła spokojnie i z godnością znosić brud wszelaki.
UsuńMoje koleżanki dzielą się na dwie grupy: takie, które mają brudno (bo nie dają rady upchać w ciągu doby jeszcze sprzątania) i w zasadzie się tego wstydzą oraz takie, które mają czysto, bowiem delegowały obowiązki na suto opłacane panie sprzątające. Takich, które mają czysto, bo same dają radę pracować, zajmować się dziećmi i sprzątać, nie znam.
Kochana, nadmierne sprzątanie może sprzyjać alergiom, nadmierne użycie środków chemicznych zatruwa środowisko, itp. Poza tym podobno brudne dzieci = szczęśliwe dzieci; zaś lśniący dom nie = szczęśliwa matka :)
OdpowiedzUsuńOczywiście przesada w żadną stronę nie jest dobra i tego się trzymajmy w Nowym Roku!
Wszystkiego dobrego!
Wszystko prawda, jednak dlaczego odkąd - olbrzymim wysiłkiem - jednak jakoś ogarnęłam dom przed świętami (choć nie ukrywam, że gdyby nie konieczność przyjęcia gości, pewnie aż tak bym się nie zmobilizowała), czuję się znacznie lepiej, hę? Nie mam jednak złudzeń, że jak tylko wrócę do pracy, i dom wróci do stanu pierwotnego. Wtedy przypomnę sobie jednak pierwsze zdanie Twojego komentarza i może jakoś pociągnę:P
UsuńJestem zdania, że mała porcja brudu nikomu nie zaszkodzi (choć z kurzem akurat różnie bywa). Jak to mawiano u nas na obozie: brud najgorszy do dwóch centymetrów, później sam odpada.;)
OdpowiedzUsuńCo do sprzątania - b. podobało mi się zdanie ukraińskiej sprzątaczki w Polsce, która dzieliła pracodawców na pedantów i tych bardziej skupionych na rozwoju osobistym.;) Cóż, jestem z tych rozwijających się.
Podpisuję się pod Twoimi życzeniami: bądźmy dobrzy także dla siebie.;)
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!
W takim razie do mojej listy zarzutów wobec własnych rodziców dopisuję i ten, że nie wysyłali mnie na obozy - może byłabym teraz zdrowsza psychicznie?:P
UsuńTeż dobrze zapamiętałam sobie ten fragment wypowiedzi pani sprzątającej, postanawiając do końca życia trzymać się tej wersji. Jak jednak widać, postanowienie postanowieniem, a to co siedzi Ci głęboko w głowie i tak bierze górę.
Myślę, że gdyby wokół nas żyli ludzie, którzy są dobrzy dla siebie samych i dają sobie prawo do bycia niedoskonałymi, nasze życie publiczne i społeczne wyglądałoby zupełnie inaczej.
Najlepszego!
Kurz jest po to, żeby sobie poleżał, zaś mycie nóg - życia wróg!
OdpowiedzUsuńA co do wnętrzarskich fotografii, to u nas stoi bardzo podobne łóżeczko, w którym obie panny przespały (łącznie) może z dziesięć godzin, za to znakomicie od lat ośmiu sprawdza się jako skrzynia na ubrania do prasowania. Także teges, żadne pogotowie w grę nie wchodzi :D
Nowego, bardzie uporządkowanego roku życzę :) Sobie też.
Niestety, przy większych warstwach i dwójce niezwykle ruchliwych dzieci, kurz leżeć nie chce, tylko wzbija się tumanami:(
UsuńWyznaniem o łóżeczku zdjąłeś mi kamień z serca. Co ktoś do nas przychodzi, to nie może wyjść z podziwu, że je widzi, a kątem oka dostrzegam, że w ich wzroku widać pogardę. Nie wiem, może wszyscy poza czytelnikami tego bloga faktycznie wszystko od razu porządkują i wyrzucają?
Ciekawe, czy Nowy spełni pokładane w nim nadzieje. Mam jednak nadzieję, że zmiany będzie wprowadzał stopniowo:)
No wiesz, ja przed świętami oczyściłem sobie biureczko z hałdy starych lektur:) I tyle.
UsuńA łóżeczko jest superprzydatne i już się zastanawiamy, jak sobie damy radę bez niego w przyszłości. Chyba że zostanie na stałe :)
U mnie na biureczko nie starczyło już pary, ale to i tak najmniejszy problem, bowiem hałda piętrzy się głównie na stoliku nocnym w sypialni. I jak się piętrzyła, tak piętrzy się nadal, tyle że teraz jakby miała równiejsze brzegi oraz była ciut mniej przykurzona:P
UsuńMówisz, żeby zostawić łóżeczko? Hm, trzeba to przemyśleć, zwłaszcza że nasze ma dodatkowo szufladę, w której trzymam takie rzeczy, które-nie-wiem-gdzie-upchać-a-przecież-nie-wyrzucę-nie-ma-mowy.
Ta szuflada to już dawno nam się urwała, taka załadowana :P Może owinąć łowickimi pasiakami i udawać, że to posagowy kufer?
UsuńWy możecie łowickimi, a ja czym? Przecież nie hakenkreuzami, nie?:(
UsuńMacie tam jakąś brandenburską sztukę ludową chyba? :P
UsuńOwszem. Kupię ze dwa gipsowe krasnale i dołożę żabkę, co pluje wodą z pyska (pyska? co ma żaba, rety?), będziemy czuli się jeszcze bardziej jak w domu.
UsuńPomyśleć, co by się działo, gdyby te Brandenbury i Prusaki nas ze szczętem podbiły, by się człowiek ruszyć nie mógł przez te krasnale :P Żaba ma jamę :)
UsuńJa czasem myślę, że produkcja krasnali została uruchomiona właśnie jako forma obrony przed wrogim zajęciem, ale sprawa się rypła, bo wróg nie poznał się na dowcipie:P
UsuńJamę? Nie, no co Ty, na pewno nie jamę.
Żona po biol-chemie mówi, że żaba ma otwór gębowy :P
UsuńNic nie ujmując wiedzy zony, jakoś tego nie widzę. Bo co, zaklęty królewicz mówi do królewny: "i pocałuj mnie teraz w otwór gębowy?". Nie ma mowy!:P
Usuńksiążę robi słodki dzióbek i nie potrzeba żadnych terminów anatomicznych :P
UsuńMnie tam jednak mimo wszystko trzeba byłoby do cmoknięcia w taki "słodki dzióbek" bardziej zachęcić...
UsuńWedług mojej wiedzy żaby mówią: Daj buzi:P
UsuńZawsze cieszyłam się, że nie mieszkam na terenach podmokłych, ale teraz moja radość jeszcze jakby wzrosła. Dużo razy to słyszałeś?:P
UsuńOd zaczarowanego księcia? Chyba nie jestem w ich typie, bo ni razu :P
UsuńTak myślałam, ale chciałam uniknąć pytań bezpośrednich. Skoro jednak nalegasz, to proszę: a dużo razy prosiłeś?:P
UsuńA co ja się będę jakichś żabich książąt o buziaki prosił :P
UsuńTeraz to nie, ale kiedyś? Każdy kiedyś był ropuchą, nie ma się czego wstydzić:P
UsuńJa to byłem co najwyżej brzydkim kaczątkiem, ale mi przeszło :P
UsuńOsobiście wolę kaczątka, nawet brzydkie, od łabędzi. Strasznie złośliwe i szczypliwe bestie.
UsuńTo ja już jestem złośliwą bestią i szczypliwą :P
UsuńEee, opowieści na ten temat są nieco przesadzone. Być może nie zakończyłeś jeszcze procesu metamorfozy:P
UsuńUuuu, to jak już definitywnie ją zakończę, to drżyjcie narody :P
UsuńOczekuję w napięciu, ostrząc w międzyczasie język:P
UsuńJeszcze bardziej wyostrzysz?
UsuńNie chcę poddać się bez walki, a poza tym co chwilę mi się strzępi, gdy gadam po próżnicy na temat dłubania w nosie:(
UsuńI obgryzania pazurów :P
UsuńA nie, na szczęście to nie moja trauma. Mam nadzieję, że autorzy "Brudu" uwzględnią powyższą konstruktywną wymianę zdań podczas przygotowywania drugiego wydania i usuną te haniebne luki w treści dzieła!:P
UsuńNiestety, jedna dłubie, druga obgryza :P Autorzy niech koniecznie uwzględnią :D
UsuńTo by tłumaczyło, dlaczego Twoja przemiana w najbardziej szczypliwego łabędzia świata przebiega tak wolno, biedaku Ty:P
UsuńTrzeba by szybko jakiś list do autorów napisać, może zmieszczą to jeszcze na liście noworocznych postanowień!
Mam nadzieję, że im przejdzie, a wtedy zmetamorfozuję się w oszałamiającym tempie :P
UsuńZ tym tempem to uważaj - nie jest przyjemnie uszczypnąć się we własny ogon.
UsuńO mnie się nie martw, ja sobie radę dam :P
UsuńW ramach genderu podbierasz kobietom ich piosenki?:P
UsuńOf course, równouprawnienie to równouprawnienie :D
UsuńRozumiem więc, że pójdziesz też do kina z Wackiem lub Wickiem?:P
UsuńZ Pankrackiem :)
UsuńJeśli w piątek, to będzie się kręcić!:P
UsuńMiejmy nadzieję, bo wszystkie buzie już roześmiane:P
UsuńTo dobrze rokuje na cały nowy rok:)
UsuńO kozach nie ma?! No to trochę nie rere. A z kurzem trzeba walczyć, bo większa warstwa potrafi przesłonić oczko kamery w kinect i z grania nici :P Wszystkiego średnio czystego w Nowym i szampańskiej mimo przeciwności :D
OdpowiedzUsuńNie rere? Nie meme bym rozumiała, ale nie rere??
UsuńA jak ktoś nie ma kinecta, to nie musi walczyć? Dobrze zrozumiałam przekaz, czy znów wychodzą na brak moje braki w wykształceniu?:P
Szampańska będzie z pewnością, dzięki. Ja tam w ogóle nie jestem fanką Sylwestrów, więc aż tak bardzo nie rozpaczam, że będzie jak zawsze (czyli rodzinnie).
I wzajemnie, rzecz jasna!
Nie to, że nie musi, ale zakurzony kinect daje +5 do motywacji, a zakurzona półka już nie.
UsuńPS. Nie meme, to ja bym z kolei nie zrozumiał. U nas jest rere :)
Jak dziecko zaczyna szlaczki na kurzu i wychodzą bardzo ładne i wyraźne, to motywacja też rośnie. W pierwszej kolejności do tego, by dać mu szmatę do już i tak brudnej ręki:P
UsuńDziecko w szale sprzątania może być straszniejsze niż zwierzęta z Jumanji. Wiem co mówię, bo już kilka razy sprzątałem po "sprzątaniu" :D
UsuńU mnie jakoś dają radę (co nie znaczy, że potem nie muszę dyskretnie poprawiać), natomiast każdorazowo drętwieję, gdy tylko usłyszę: "mamo, pomogę ci piec babeczki!". Oznacza to bowiem, że za chwilę usłyszę (jak tylko odetkam sobie ucho i zakończę wykasływanie małych białych drobinek z własnego układu oddechowego): "ojej, przepraszam, trochę za mocno wymieszałem tę mąkę".
UsuńGeneralne porządki wyglądają u moich synów tak, że wypirzają wszystko na środek pokoju (bo będą układać), siadają przy stercie jak nie przymierzając Smaug na złocie i przeglądają zbiory. Po chwili przeglądanie zmienia się w zabawę, po której nie mają już sił na uprzątnięcie uczynionego w międzyczasie bajzlu :)
UsuńU mnie podobnie, ale - w kluczowym momencie - jednak inaczej. Kluczowy moment to ostatni przecinek (wcześniej różnice ograniczają się tylko do dodatkowego wznoszenia okrzyków: "patrz, znalazłem!" "hura, a myślałem, że się na zawsze zgubiło!"). Pod koniec imprezy wkracza jednak Straszna Matka, po czym Starszy (to porządne dziecko jest, naprawdę) zaczyna szybciutko sprzątać, zaś Młodszy (to urodzony kombinator z kolei) z okrzykiem "ojej, muszę kupę!", pędzi do łazienki.
UsuńSłowem, brak u nas Strasznej Matki :D
UsuńW ostateczności może być i Straszny Ojciec, ale Ty masz podobno odwrotne noworoczne postanowienie, więc czarno to widzę.
UsuńNo, niestety. Na razie kiepsko idzie, ale nie chciałbym tej kiepskości eskalować :(
UsuńNic nie mów. Dziś po raz kolejny byłam Jeszcze Bardziej Straszną Matką, która kłapie jadaczką przez całą drogę do szkoły. Dobrze, że jedziemy tylko trzy minuty:(
UsuńSpuśćmy zatem na tę odnogę komentarzy zasłonę milczenia :)
UsuńJeśli zasłona będzie odpowiednio brudna, to nawet uda się dzięki temu zręcznie powrócić do punktu wyjścia.
UsuńŁóżeczko po Marysi i Stasiu sprzedałam, bo i tak nie było używane. nie wiem jak ludzie to robią, że dzieci tam śpią, nam się nie udało dwa razy. u mnie walą się wszędzie zabawki, których przybyło jeszcze po świętach. Mam dwie kanapy z ekoskóry, z tym, że skóra odeszła, i kanapy wyglądają jak w rodzinie patologicznej ostatniego szczebla. Niestety z wizyty u znajomych w święta, gdzie wszystko ma swoje miejsce wróciłam przygnębiona, bo jednak marna ze mnie gospodyni domowa.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego w Nowym!
My w takim razie jesteśmy jednymi z tych, którym się prawie udało. Starszy w łóżeczku zasypiał i spał mniej więcej do północy, po czym wędrował do nas. I tak dłuuuugo. Młodszy dopóki był karmiony piersią miał tak samo, ale natychmiast po odstawieniu mąż się zbiesił (w sumie słusznie) i wdrożył łóżeczkowy dryl. Młodszy zaakceptował go w zasadzie bez mrugnięcia okiem; tak bardzo, że trzeba było fortelami przekonywać go do przeniesienia się z łóżeczka na "dorosłe", własne łóżko.
UsuńPróba wyobrażenia sobie Twoich kanap wywołała u mnie atak śmiechu:) Ja zastanawiam się, jak przetrwa moja siostra - właścicielka nowoczesnego wnętrza, skomponowanego stylowo i ze smakiem, wyposażona m.in. w białą kanapę. Kto wie, może uda się jej zostać pierwszą w historii świata matką małego dziecka z nadal białą kanapą?:P
A wrażeniami z wizyty się nie przejmuj - na pewno tamta gospodyni też w ostatniej chwili sprzątała z wywieszonym jęzorem, tylko po to, żeby dobrze wypaść w Twoich oczach!:)
U nas ze spaniem masakra. Długo by pisać. Zazdroszczę, że dzieciaki śpią same.
UsuńJeżeli chodzi o wizytę - to tak jest za każdym razem i zawsze - co więcej zabawki są pochowane i moje dzieci nie mają zazwyczaj się czym bawić. Poza tym mieszkają z rodzicami.
Myślę, że to kwestia odpowiedniej motywacji. U nas wystarczyło, że Młodszy kilka razy zrobił tak i klamka zapadła:) Chociaż pewnie gdyby to tylko ode mnie zależało, to do tej pory gnietlibyśmy się w czwórkę.
UsuńZnam taki jeden przypadek, z tą różnicą że mieszkają sami. Porządek idealny, a dziecko może bawić się tylko jedną zabawką na raz i nie może wziąć drugiej, dopóki nie odłoży pierwszej na miejsce. Zalecam unikanie dalszych odwiedzin, tak będzie lepiej dla was wszystkich (poza ich biednymi dziećmi, ale nic na to nie poradzisz).
Momarto, ja Ci życzę, sięgając po Andrzeja Bobkowskiego, "pasji życia" i ciekawych lektur. A co do bałaganu, kurzu i reszty- perfekcyjna pani domu nie istnieje. Ma panie sprzątaczki do pomocy ;)
OdpowiedzUsuńchaber73
Bardzo dobre takie życzenia, dziękuję. Myślę, że nie zaszkodzi też ich odwzajemnić:)
UsuńPewnie dałoby się i bez pań sprzątających, ale trzeba by sprzątanie uczynić jednym z sensów swego życia. A to, jeśli nastąpi, to tylko po moim trupie!
Też dziękuję :) I oby nigdy sprzątanie nie było sensem Twojego życia ;)
UsuńTo chyba jeszcze lepsze życzenia od tych pierwszych:P
UsuńMomarto, znam kilka PPD ale one albo mają duże dzieci, albo nie pracują albo.... nie czytają ;-)
OdpowiedzUsuńJa w każdym razie wracając od nich, zawsze mam zły humor przekraczając próg naszego zagraconego i zakurzonego i zasierściuchowanego (pies!) mieszkania. Osobiście uważam, że aby nie psuć sobie humorów należy spotykać się tylko poza domem. My home is my castle! Tylko nie wiem co z pogotowiem.... hmmm
W każdym razie życzę sobie i Tobie w tym roku wielu ciekawych spotkań poza domem, dystansu do czynności zwanej sprzątaniem i wielu stosów książek!
ps. łóżeczko to rzeczywiście świetny mebel do przechowywania różnych rzeczy.:-)
Obawiam się, że ja nie rokuję poprawy nawet wówczas, gdy moje dzieci będą już duże:( Chociaż, kto wie, może do tego czasu przeczytam już wszystkie interesujące mnie książki i z nudów zajmę się sprzątaniem?:P
UsuńZa życzenia ciekawych spotkań poza domem dziękuję. Nie jestem jednak pewna, czy powinnam odwzajemniać, zwłaszcza te dotyczące stosów, bowiem zdaje się, że nie narzekasz na ich brak. Ze swojej strony życzyłabym sobie jeszcze, aby udało się nam po raz kolejny zsynchronizować zegarki (to tak w związku z ciekawymi spotkaniami poza domem), bo coś ostatnio jesteśmy strasznie opóźnione:)
PS. Nawet o tym nie myśl!
Pamiętam krążącą w mojej rodzince opowiastkę o żonie kuzyna, nazywanej przez porządną poznańską część rodziny fleją, a to z tej racji, że o porządek nie dbała tylko całymi dniami czytała książki. :) Jako dziewczynka mocno przejęłam się określeniem fleja i starałam, aby nie przylgnęło do mnie. No cóż, nie wszystko układa się tak, jakbyśmy sobie tego życzyli; od jakiegoś czasu zaczęłam twierdzić, że sprzątam, po to aby żyć, a nie żyję po to, aby sprzątać, w związku z tym, nie wpuszczam do domu osób, których wcześniej nie zaprosiłam, coby się nie musieć wstydzić. Dwa razy w tym roku udało mi się doprowadzić mieszkanie do perfekcji (i wcale nie były to święta, ale zaproszeni goście) i muszę przyznać, że też poczułam się wtedy lepiej, jakoś tak lekko. Chciałabym umieć nad tym zapanować (nad chaosem, jaki wokół siebie rozsiewam), bo wydaje mi się, że taka umiejętność organizacji czasu (kiedy robi się coś systematycznie nie wymaga to wiele czasu- oczywiście abstrahuję tutaj od sytuacji, kiedy w domu są dzieci, bo wtedy niczego się nie da ogarnąć) mogłaby się przełożyć i na inne dziedziny życia. Ale jak piszą poprzedniczki bądzmy dobre dla siebie i nie zamieniajmy życia w jakąś bezproduktywną próbę zostania perfekcyjnymi w jakiejkolwiek dziedzinie. Życzę dobrego roku (z mniejszym lub większym artystycznym, lub poza artystycznym nieładem).
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy o samym kuzynie (który przecież mógł też chwycić za ścierę i posprzątać), ktoś mówił, że jest flejem? To chyba dobry przykład na to, że koniecznym jest przytulanie gendera:P
UsuńJa niestety w dzieciństwie byłam rozdarta pomiędzy porządnym protestanckim wzorcem jednej babci ("jak ja wychodziłam za mąż, to przyszła teściowa sprawdzała palcem czy garnki od spodu są czyste!"), a nieporządnym drugiej (zdaje się, że wypisz wymaluj jak Twoja "fleja") i teraz mam:(
Z pewnością systematyczne dbanie o porządek przynosiłoby efekty. Cóż jednak zrobić, kiedy gdy w tygodniu wracam z pracy, mając do wyboru zajęcie się dziećmi i zajęcie się szmatą, wybieram to pierwsze, a regularnie pracuję (w domu) także i w soboty, i niedziele?
Dzięki za życzenia:) Oby nasz nieład prowadził nas tylko na dobre, choć może i zakurzone ścieżki!
Czy kuzyn był flejem? - skądże, w tej części rodziny od sprzątania były kobiety, oni byli od spraw ważniejszych, z których nawiasem mówiąc średnio się wywiązywali, ale to już inna historia.
UsuńTeściowa mojej mamy też paluszkiem sprawdzała u swojej młodej synowej , czy nie ma kurzu na futrynach drzwi, na co mój tata zareagował błyskawicznie przeprowadzając test białej rękawiczki u swojej mamusi (jako zawodowy wojskowy wiedział, gdzie szukać, aby znaleźć). :) Bardzo mi się reakcja tatusia spodobała (babci z oczywistych względów już nie). Czy garnki są czyste od spodu? to ciekawe zagadnienie. Zawsze sprzątam mieszkanie przed przyjściem siostrzeńców- a jak zapytasz po co- odpowiem ci, że bladego pojęcia nie mam, bo po ich wyjściu ja padam na twarz, a mieszkanie wymaga gruntownego remontu. Pozdrawiam
Jakoś niespecjalnie mnie dziwi Twoja odpowiedź na moje pytanie.
UsuńReakcja Twojego taty znakomita i choć pozornie wydawać by się mogło, że nieco zbyt radykalna (bo jakżeż tak można coś takiego zrobić własnej mamusi?), to jednak mam wrażenie, że są sytuacje, w których pomóc mogą tylko radykalne środki. A tak zaliczała się właśnie do takich:)
Mam nadzieję, że Twoi siostrzeńcy są już pod wystarczającym wpływem gendera i nie przychodzi im na myśl, by zerkać na spody garnków. A Ty koniecznie musisz spróbować opanować jakoś żądzę olśniewania ich porządkiem, im szybciej, tym lepiej!:P
Momarto, po pierwsze mamy identyczne pudełka, te w bordowo-brązowe paseczki, ale nasze są ponadgryzane przez psią zgraję. :) Kupiliśmy tak tymczasowo ze 3 lata temu. :D
OdpowiedzUsuńPo drugie niedługo spotkamy się z naszym przyjacielem, który pracuje w pogotowiu i zasięgnę informacji u źródeł, czy w czasie takich wizyt ktokolwiek zwraca uwagę na kurz na półkach, ale mam silne przeczucie, że wcale nie. :)
Po trzecie i najważniejsze: uściski i buziaki z okazji Nowego Roku!
Ja w pudełkach trzymam głównie ubrania po Starszym, które w przyszłości będzie nosił Młodszy, można więc powiedzieć, że też są tymczasowe (znikną pewnie za 10 lat, gdy Młodszy zbuntuje się przeciwko donaszaniu odzieży po bracie).
UsuńZnajomy z pogotowia pewnie wiele o kurzu nie powie, za to o pudłach i workach, o które się potyka w cudzych mieszkaniach, i owszem:P Serio jednak mówiąc, sądzę że widuje znacznie gorsze obrazki - koleżanka, która niedawno szukała mieszkania, twierdzi że nawet w piwnicy ma większy porządek niż większość osób, które wystawiają mieszkania na sprzedaż i wpuszczają do nich oglądających.
Ściskam i cmokam wzajemnie!:)
Nic nie wiadomo, może lekki vintage będzie odpowiadał Młodszemu. A na pudełka i tak na pewno znajdziecie jakieś ciekawe zastosowanie. :)
UsuńCiekawe, czy mimo bałaganu w mieszkaniach wystawianych na sprzedaż koleżanka wyczuwała zapach pieczonego chleba - podobno to sprytny trick psychologiczny, który znacznie zwiększa prawdopodobieństwo sprzedaży nieruchomości. :)
Co do znajdowania zastosowań - nie wątpię. Prędzej pudełka rozpadną się ze starości, niż okaże się, że nie ma czego do nich chować:(
UsuńO pieczonym chlebie nic nie mówiła. Sądząc jednak po szeregu przytaczanych przez nią detali ( które pominę, przez wzgląd na słabe nerwy czytelników tego bloga), sprzedający zapominali nawet o tak prostym tricku, jak umycie siebie samych.
Momarta dużo serdecznosci w Nowym Roku! A na zdjęciu po pierwsze zoabczyłam książkę Rowling, a potem dopiero coś innego:)
OdpowiedzUsuńDziękuję i wzajemnie!:) I jak to dobrze, że nawet w bałaganie znajdzie się dla każdego coś miłego!:P
Usuń(Rowling leży w gronie książek, które już przeczytałam, a teraz wypadałoby coś o nich napisać, zanim się do reszty zakurzą)
Czekam więc z niecierpliwością na recenzję! Uściski!
UsuńMam nadzieję, że recenzja powstanie, bo ostatnio nie jest to wcale takie oczywiste. Ale obiecuję przynajmniej się postarać:)
UsuńBardzo krzepiący post.
OdpowiedzUsuńCukier na moje warstwy kurzu.
Zazwyczaj się nie odzywam, ale napełniona noworocznymi choć nierealnymi postanowieniami w poruszonym temacie, pragnę podziękować ;-)
Obawiam się jednakowoż, że taki pocukrzony kurz będzie jeszcze trudniej usunąć:(
UsuńW każdym razie, pozostając w biegu między ścieraniem kurzu stamtąd a zowamtąd (rety, goście idą!), przyjmuję podziękowania, zapewniając iż - mimo wszystko i ciągle nadal - łączę się w kurzu.
O dłubaniu w nosie, bąkach, beknięciach i innych niezbędnych do życia obrzydliwościach będzie dalszy ciąg :) Pozdrawiam noworocznie i miło mi, że "Brud" może działać terapeutycznie :)
OdpowiedzUsuńOlga Woźniak
A, to bardzo się cieszę, że i sami Państwo Autorostwo rozumieją, że ów ciąg dalszy jest niezbędny! Ze swojej strony zachęcam do prowadzenia prac twórczych w szybkim tempie, tak abym mogła przedstawić dzieło targetowi, zanim dorośnie!:)
UsuńA działanie terapeutyczne książki - jak widać po szerokim odzewie komentujących, w tym czynieniu przez nich niezwykle intymnych i brudnych wyznań - jest niezaprzeczalne! Chyba nie od rzeczy byłoby, żeby zgłosić się do NFZ - może wpisze dzieło na listę leków refundowanych?
Serdecznie pozdrawiam!