wtorek, 14 stycznia 2014

Baranek Bronek i krowa Matylda, czyli o czym naprawdę są książki o zwierzątkach

Kiedy nie miałam jeszcze własnych dzieci, nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że bajki o zwierzątkach mogą być w rzeczywistości bajkami o dzieciach.

Odkąd mam własne dzieci, nie mam złudzeń.
Nie ma bajek o zwierzątkach. Są tylko alegoryczne bajki o potwornych, upiornych dzieciach, pisane przez ich rodziców, którzy w żaden inny sposób nie są w stanie odreagować traumatycznych przeżyć, jakie są ich udziałem każdego dnia. Rodzice owi występują w imieniu milczącego chóru innych rodziców, nieobdarzonych talentem literackim.


Jak się okazało, mam w domu - napisane przez dwie zupełnie różne osoby, zamieszkujące różne zakątki Europy - co najmniej dwie książki o Młodszym, występującym dla niepoznaki w przebraniu krowy (Matyldy) lub też baranka (Bronka). Oto dowody:

Od czasu, gdy Młodszy zaczął chodzić do przedszkola, wieczorne zasypianie nabrało w naszym domu zupełnie nowego znaczenia.
Uwielbiane przez panie przedszkolanki leżakowanie (nie, nie, dzieci nie leżakują, ależ skąd! one się tylko kładą grzecznie na materacykach!) skutkuje tym, że Młodszy (od urodzenia nie potrzebujący zbyt dużej ilości snu), o godzinie 22.00 jest rześki jak… baranek:


ewentualnie krowa:



Zaczyna wówczas robić tak:


a zaraz potem tak:

Kiedy nie pomaga, wybiera się na spacer:


Zazwyczaj do łazienki, gdzie nie zażywa jednak ciepłej kąpieli,


tylko robi siku. Raz. A potem jeszcze raz. I jeszcze raz. I na wszelki wypadek jeszcze raz.

Zawsze jednak kończy się to tak samo:


A kiedy, mniej więcej o północy, Młodszy wreszcie zasypia i Matce, już, już wydaje się, że i ona zaraz zaśnie, do akcji wkracza Starszy:


Co ciekawe, żadne z opisanych tu zdarzeń nigdy nie ma miejsca w czasie wakacji.
Może zdarzy się cud i w tym roku nadejdą one szybciej niż zwykle?

Rob Scotton „Baranek Bronek”, przełożył Jędrzej Polak. Vesper, Poznań 2010.
Alexander Steffensmeier „Krowa Matylda nie może zasnąć”, tłumaczyła Emilia Kledzik. Media Rodzina, Poznań 2013. 

55 komentarzy:

  1. To rzeczywiście macie wesoło. :) Może jakaś kołysanka podziałałaby usypiająco i relaksacyjnie?
    Ilustracje do Bronka jeszcze bardziej obłędne niż sądziłam, rewelacja! Matylda też owszem, owszem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kołysanka? Na mnie owszem, usypiająco, Młodszy pewnie zaczął by się domagać czegoś żwawszego:(
      Osobiście wolę Splotka od Bronka; pewnie dlatego, że Splotek grzecznie zasypia zaraz po położeniu się do łóżka.

      Usuń
  2. Baranka mamy i kochamy. Mamy też farta, bo w przedszkolu już nie ma leżakowania, ha! :)
    Krowy poszukamy, mamy jedną w zagrodzie, ale to nie ta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ w naszym przedszkolu też nie ma leżakowania, no skądże? Są przecież tylko materacyki! I dzieci wcale nie muszą spać na tych materacykach, a skądże! Mogą sobie po prostu leżeć i słuchać bajki. Albo muzyki. A że to są bajki z baaaardzo wolną akcją i baaaardzo spokojna muzyka, to i czasem przysną. A skoro przysypiają, oznacza to że tego potrzebują, więc CHOLERNA BABO (to do mnie), o co te pretensje?
      A w naszej zagrodzie obie krowy. Najwyższa pora na kolejne, zwłaszcza że w Niemczech wyszło już pięć albo sześć tytułów!

      Usuń
  3. Może pociesz się, że nie masz gapowatego Franklina na składzie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co chcesz od Franklina? Przynajmniej umie już zawiązać sobie buciki!:P

      Usuń
    2. Oraz liczyć do dziesięciu do przodu i do tyłu, miągwa jeden :P

      Usuń
    3. I nawet jeśli postępuje źle, to najpóźniej pięć stron dalej rozumie swój błąd i nigdy więcej już go nie popełnia. Faktycznie miągwa.
      Chociaż... Nie było chyba książki "Franklin kładzie się grzecznie spać"? Może więc i on?

      Usuń
    4. Było Franklin boi się ciemności, też o problemach z zasypianiem :P

      Usuń
    5. Jak było, to znaczy że na piętnastej stronie Franklin przestał się bać i od tej pory zaczął grzecznie zasypiać:( Miągwa:P

      Usuń
  4. Niektóre książki dla dzieci czytają i dorośli, ja nawet czasem mam na nie ochotę ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obie książki znakomicie nadają się i dla dorosłych - krowa Matylda chyba nawet bardziej:)

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Wyjątkowo wspólnota doświadczeń nie przynosi mi ulgi:( Chyba że znasz sposób, jak natychmiast zasnąć dziecko?

      Usuń
  6. Jako, że uznaję Twój wpis na temat tych dwóch książek za kongenialny, nie ukaże się u mnie planowany na bliżej nie określoną przyszłość, wpis o Matyldzie :D A z tym lecę na fejsia :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I potwierdzam jako empirycznie dowiedzione: Zawsze kończy się tak samo :D

      Usuń
    2. Już nie przesadzaj, po prostu właściwie zestawiłam parę obrazków:)
      A "tak samo" u nas oznacza jeszcze wypowiedzenie rytualnych słów: "mamoniemogęzasnąćbomamzadużełóżkomogęztobąspać?"

      Usuń
    3. Na tym właśnie polega genialność rozwiązania. Sztuczne Fiołki też dodają tylko linijeczkę, dwie tekstu, a jaki efekt :D
      U nas rytualne słowa brzmią: "Mamooooo, możesz ze mną pospać?!". To przed zasypianiem. Nieoczekiwane zmiany miejsc w środku nocy odbywają się bez dodatków werbalnych :D

      Usuń
    4. I tak to właśnie jest w tym życiu: jeden narobi się jak głupi i nikt go nawet po ramieniu nie poklepie, a inny machnie ręką z myszką raz czy drugi i już narody klękają! Ciężka praca nie popłaca, o!:P
      Takie słowa jak u Was do niedawna regularnie padały z ust Starszego. Po czym matka przykładała na chwilkę głowę na poduszce obok dziecka i nagle budziła się - rześka i wypoczęta, tyle że średnio świeżo wyglądająca - o drugiej w nocy. Dlatego teraz twardo mówię "nie. Po czym ganiam za dziećmi po całym domu do pierwszej...

      Usuń
    5. Kitek ma wybudzacza (moi), na wsparciu, a i tak są sytuacje, że po trzeciej próbie wyrwania z ramion Morfeusza, wybudzacz wzrusza ramionami i idzie pociupać w "Sleeping Dogs" :D

      Usuń
    6. U mnie było podobnie, z tym że nie chcę wiedzieć w co ciupał w tym czasie mój mąż:P Pewnie dlatego teraz na podobne propozycje twardo odpowiadam: "nie"...

      Usuń
  7. W przedszkolu Marysi po obiedzie, Panie im czytają książki. Wtedy przewalają się pod dywanie, siedzą jak chcą etc. W tym przedszkolu nie ma leżakowania i zmuszania do tego. Marysia codziennie około 21.00 śpi po lekturach (za to rześka jest już o 6.00, co nie oznacza zejścia wówczas z łóżka, z tym mam przeprawę). Staś o tej samej godzinie idzie spać i wstaje rano plus mała drzemka u niego jest jeszcze w dzień. Ale z Marysią przed erą przedszkola był "ubaw" - w łóżku 23.00 zazwyczaj. Byłam wypompowana na amen.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już pisałam Agnes: "ależ u nas też nikt dzieci nie zmusza do leżenia" Na szczęście Młodszy - któremu ciosam kołki na głowie ("i znów zasnąłeś na materacykach?") - postanowił wykorzystać fakt, że jest jak na razie w grupie jedynym dzieckiem, które ma już pięć lat, i - jako najstarszy - od tego poniedziałku wymusił (przy silnym wsparciu mamusi), że może się bawić w drugiej sali. Jest nadzieja!
      Moje dzieci z premedytacją były chowane na niezbyt ranne ptaszki (możliwość dłuższego pospania w sobotę jest na wagę złota!), pewnie więc dlatego normalną godziną kładzenia się do łóżek (nie mylić z zasypianiem) jest 21.30. A potem zaczyna się bal... Doskonale Cię więc rozumiem z tym wypompowaniem:(

      Usuń
    2. Moja wychodziła do drugiej grupy za karę :))) Jest w najstarszej grupie w przedszkolu - pięcio - i sześcio- latków. Oczywiście ma 5,5 i od września pierwsza klasa ku zgrozie mamusi, bo córeczka jest od cholery.
      Nie pamiętam już kiedy się obudziłam po 7.00. Nawet w soboty i w niedzielę mamy poranne pobudki niestety.

      Usuń
    3. Najstarsza grupa w przedszkolu to wiadomo! Dorośli prawie:) Zdanie o szkole urwałaś dość dramatycznie (niezupełnie wiem do czego przypasować cholerę), ale z pewnością będzie dobrze! Mój Starszy poszedł jako sześciolatek i ma się dobrze (choć pogadamy w październiku, gdy się okaże jak młodsze dzieci odnajdują się w czwartej klasie).
      Pobudek współczuję. Kiedy moi byli młodsi, weekendy obstawialiśmy na zmianę: w sobotę wstawał wcześnie mój mąż, a ja spałam, w niedziele - odwrotnie:)

      Usuń
  8. Dlatego stoczyłam długa i krwawą walkę w pierwszym przedszkolu Starszej, które chyba było jedynym przedszkolem w Berlinie, gdzie dzieci były kładzione spać. A potem przedszkole i tak zmieniliśmy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przedszkola zmienić nie bardzo mogę, bo jest to jedyne przedszkole, z którego dzieci mogą odbierać moi rodzice. Z innych musielibyśmy odbierać sami, co równałoby się założeniu sobie stryczka na szyję. Przy Starszym też toczyłam boje; skończyło się tak, że przez pierwszy rok był odbierany (przez dziadków) o 12.00, czyli przed leżakowaniem. Pewnie gdybym nie była odosobniona, coś by się zmieniło; większość rodziców uważa jednak, że mam nierówno pod sufitem (zwłaszcza, że chciałam jeszcze, aby dzieci myły zęby - wariatka po prostu!).

      Usuń
    2. Mycie zębów to absolutny standard tutaj. Dla mnie skandalem jest to, że nie można leżakowania dostosowac do potrzeb dzieci. U nas zadziałał atest od lekarza, i nagle się okazało, że na czas leżakowania Starsza może przebywać ze starszymi dziećmi, które nie leżakują. Polecam ten sposób:)

      Usuń
    3. Tak, pamiętam o tym, że niemiecki standard zębowy nie równa się polskiemu:( Póki co, mam nadzieję że sięganie po zaświadczenia lekarskie nie będzie konieczne. Od dnia piątych urodzin Młodszy twardo egzekwuje swoją starszakowatość i wiele wskazuje na to, że tak już zostanie.

      Usuń
    4. Czyli jako pięciolatek nie musi spać? W przedszkolu starszej musieli to 4 lat wlaśnie. U mnie ani jedno dziecko nie spało w tym wieku dawno.

      Usuń
    5. Na to wygląda, że granica wieku 5 lat została uznana za magiczne przekroczenie progu sypialnej dorosłości:) Z drugiej strony, rozumiem że jeśli w grupie byłoby sporo dzieci, przyprowadzanych przez rodziców o świcie (przedszkole jest czynne od 6.00), miałyby prawo być śpiące, nawet jako pięciolatki. Tylko czemu wrzucać wszystkie dzieci do jednego worka, pardon, śpiworka?

      Usuń
  9. Bronka znamy osobiście i pomimo braku leżakowania mamy podobnie... Tylko w roli siku występuje "bardzo chce mi się pić".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A owszem, "bardzo chce mi się pić" też się zdarza. A zaraz potem "bardzo chce mi się siku":P

      Usuń
  10. No tak, instytucje "przykrawają" dzieci do określonych wzorców, a potem rodzice ponoszą tego konsekwencje... wpis cudny :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie najbardziej poraża obłędna logika myślenia: "no przecież zasypia, czyli tego potrzebuje". A że potrzebuje też zasypiania przed 22.00, to już drobiazg, doprawdy.

      Usuń
  11. Oj, nie tylko o dzieciach te bajki, zapewniam.
    A wszystko przez te starcze drzemki popołudniowe ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale nie-dziecko chociaż samo się sobą zajmie! Chyba...
      Przypomniało mi się, jak w zamierzchłych czasach, kiedy też zdarzało mi się ucinanie popołudniowych drzemek, nie mogłam zasnąć któregoś wieczora. Przeczytawszy całą książkę, przypomniałam sobie, że pomaga ciepłe mleko. Wstałam więc i poszłam zagrzać je (w garnku, na kuchence gazowej). Pech chciał, że kiedy zapalałam gaz, płomień musnął rękaw mojego szlafroka, który (łatwopalne bydlę) natychmiast rozgorzał. Nie muszę dodawać, że po takiej dawce adrenaliny nie spałam już do rana?

      Usuń
  12. Jako szczęśliwe dziecko które nie chadzało do przedszkola nie musiałam leżakować i chwała Ci mamusiu za to, bo bym chyba nie zdzierżyła, co raczej nie uchroniło mamy od codziennej walki z zaganianiem do łóżka, tyle, że dziecię lubiło sobie wymyślać różne historyjki więc się po domu nie wałęsało. W ramach zapędów ciotczano -wychowawczych czytam mity chłopakom, dedykowane Mit o Midasie Piotrkowi, który coś bardzo kocha pieniążki i Mit o łobuzie Hermesie Wojtkowi. Wysłuchawszy jeden mówi mi, że fajno byłoby zostać Midasem i mieć tyyyyle złota, a drugi chętnie by popsocił przykładem Hermesa :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, z przekazów rodzinnych wiem, że mimo nie uczęszczania do przedszkola, także byłam dzieckiem niesypiającym. Do tego stopnia, że zaprowadzono mnie do lekarza, który orzekł, że trzeba dawać mi zabawki i zostawiać samą sobie. I też grzecznie bawiłam się przez pół nocy. Młodszy niestety odziedziczył po mnie tylko pierwsze pół tej historii:(
      Przypomniałaś mi, że już dawno miałam przeczytać moim chłopakom jakieś mity. A które czytacie?

      Usuń
    2. Grzegorza Kapsdeke -o ile nie przekręciłam nazwiska, bo pamięć nie ta a lenistwo nie pozwala podejść do półki z książkami :)

      Usuń
    3. Przekręcasz, przekręcasz:) Kasdepke:) Ja jestem lekko przesycona jego twórczością, ale nie mam w domu mitów dla dzieci innych autorów (a wiem, że takowe wydano w Polsce Dimitera Inkiowa i ostatnio Katarzyny Marciniak), a w mojej bibliotece są właśnie tylko te, więc pewnie też się na nich skończy.

      Usuń
    4. Przekręcam nagminnie :( i już się nawet tego nie wstydzę, choć czasami ktoś, kto mnie nie zna może nabrać złego mniemania na temat poziomu mojej edukacji, ale co tam... prywatnie niech nabiera, służbowo zachowuję większą ostrożność :)

      Usuń
    5. Na szczęście ja znam parę osób, które przekręcają tak jak Ty i wiem, że to taki defekt (coś jak niemożność odróżnienia prawej od lewej ręki), więc bez obaw, złego mniemania nie nabrałam:)
      Dla pocieszenia dodam, że gdyby ktoś chciał wyrabiać sobie zdanie na mój temat, patrząc na moją umiejętność podejmowania decyzji w prostych sprawach życia codziennego (kupić ten ser czy może tamten? a może jednak ten? nie, lepiej tamten!), czym prędzej wziąłby nogi za pas. Tymczasem w pracy nie mam najmniejszych problemów decyzyjnych, tyle że wyczerpuje mnie to na tyle, że z serem nie daję już rady. Ty masz pewnie tak samo z nazwiskami:)

      Usuń
    6. Mam podobne trudności z podjęciem decyzji o zakupie drobiazgu (np. sera:), kiedy już zakup np. biletu na samolot, czy telewizora nie wywołuje żadnych dylematów (jednego i drugiego dokonuję za pierwszym podejściem, a z serem czasami odwlekam decyzję do kolejnego sklepu :(). W pracy również jakoś łatwiej mi to przychodzi, może po zakup sera powinniśmy wysyłać innych.

      Usuń
    7. Cóż to za zbrodnicza godzina! (mam na myśli tę, o której zamieściłaś komentarz, nie tę, o której piszę sama:P)
      Z tym serem może faktycznie należałoby przemyśleć możliwość delegowania obowiązków, zwłaszcza że polskie sery i tak niespecjalnie różnią się smakiem...

      Usuń
  13. U nas w domu na szczęście w rolę Matyldy wciela się tylko mój mąż ;-) Młodszy zasypia przed 21 po wysłuchaniu lektury na dobranoc - uwielbiam go za to! Starszy to już facet który zasypia nieco później ale bezproblemowo.. Ojej, właśnie sobie uświadomiłam jakie mam szczęście! Dziękuję Ci za to Momarto! :-)
    Ale, ale... Splotek mieszka u mnie w ilości sztuk dwóch! Ostatnio Młodszy rano krzyczał - "Mamo! łóżko nie chce mnie puścić do przedszkola!! aaaa! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się Twym szczęściem i zazdraszczam ogromnie.
      U mnie Starszy owszem, nawet jeśli zasypia później (a zasypia), to radzi sobie sam. Gorzej, że - jak pokazałam na obrazku - natrętnie i niemal co noc lunatykuje, potrafiąc złazić z łóżka po kilka razy w nocy i z trudem dając się doń z powrotem zapędzić (a chichocze przy tym tak, że żaden ser czegoś takiego dotąd nie widział). Do kompletu powinnam więc jeszcze dołożyć świeżo przeczytaną wydaną przez Tako historię o Zombi, obsadzając samą siebie w tej - porannej - roli:(
      A Twoja opowieść o Splotku Młodszym tylko potwierdza słuszność mojej interpretacji! Nie ma bajek o zwierzątkach, o nie, nie!:)

      Usuń
  14. Krzysiul uwielbia Bronka. Na szczęście chodzi spać bez szemrania koło 20 (dopiero ostatnio zaczął protestować, ale to raczej na fali ogólnego negatywnego nastawienia do wszechświata), za to do spania potrzebuje: kocyk, dwie przytulanki takie niemowlęce ukochane, kotka, zebrę, misia, "Bronka" właśnie (małą pluszową owieczkę), trzy większe od niego pluszaki: żabę, psa i "wąża", dwa albo trzy auta (ostatnio króluje cysterna z BP), kubek z wodą przy łóżku, muzyczkę i czasem jeszcze niebieskie gwiazdki (taka lampka). To taki zestaw, który wrzucamy automatycznie, i wtedy już nie ma o co wołać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Około 20? Nie, nie chcę wiedzieć, o której wstaje:(
      A jeśli chodzi o wyposażenie łóżeczka, mam to samo. Z tym że Młodszy zapewnia aprowizację we własnym zakresie i stanowczo zabrania mi zaglądania pod swoją poduszkę. Co mi tam, dopóki nie śmierdzi, mogę nie zaglądać. Interweniuję tylko, gdy w nocy ląduje na ziemi, bowiem misie, tygryski, samochody, klocki, magnozety, latarki, śrubokręty oraz ukochana przytulna poduszka (80x80 cm, używana jako przytulanka) zajmują całą przestrzeń i dla niego nie starcza już miejsca. Wasz się jakoś mieści czy też zdarzają mu się eksmisje na bruk?:P

      Usuń
    2. Mieści się, bo: a) ma 2,5 roku i śpi w łóżku 90x180; b) przed pójściem spać wyciągamy auta, żeby się nie pokaleczył ;)
      Wstaje chwilę przed 6, czaaaasem chwilę po 6, ale umie się sam ładnie pobawić (chociaż już skumał, że może mnie wyciągnąć z łóżka na fikcyjne siku) i ja ostatnio mogę pospać do 7 spokojnie :) I cały wieczór wolny!

      Usuń
    3. No tak, wszystko jasne. Mój lat ma dwa razy więcej, ale ta proporcja nie została zachowana przy wymiarach łóżka, które jest niemal takie samo jak Wasze (marne 8 cm więcej długości się nie liczy).
      6:00? tak myślałam. Ja nad wolne wieczory bardziej przedkładam chyba niespieszne poranki w łazience (a przynajmniej w dni powszednie, bowiem w weekendy nie zwykłam pojawiać się w niej o tak barbarzyńskiej godzinie). Ale z punktu widzenia wschodnich filozofii, to Twojemu a nie mojemu stylowi życia należy przyklaskiwać. Tak więc - Ty będziesz zdrowsza i bez problemów odróżnisz yin od yang, za to ja będę bardziej wyspana:)

      Usuń
    4. Jak nie miałam dzieci to też bardzo rzadko wstawałam później niż o 7 :) Dla mnie to marnowanie czasu ;) Dlatego kończę dziergać pan Boba Budowniczego na jutro i lecę spać ;)

      Usuń
    5. Dla mnie wstawanie - chociaż raz w tygodniu - później niż o 7 nie jest marnowaniem czasu, a czynnością niezbędną dla podtrzymania funkcji życiowych. Nie da się długo funkcjonować, sypiając po pięć godzin na dobę, niestety.
      Dziergać Boba Budowniczego, powiadasz? No, no. Niestety, w moim przypadku prędzej Bob Budowniczy wydziergałby mnie (on zawsze da radę!) niż ja jego:(

      Usuń
    6. Miało być "pas Boba Budowniczego", widzisz, dla mnie pora już nie ta. Jak moja mama usłyszała, że szyję, wybuchnęła śmiechem. Ale najważniejsze, że dziecko zadowolone, choć jak będzie starszy będę się musiała bardziej postarać ;)

      Usuń
    7. Od czasu, gdy moja siostra zaczęła szydełkować kapę na łóżko, nic nie jest w stanie bardziej mnie zdziwić, więc i Boba przyjęłam z dobrodziejstwem inwentarza:) W każdym razie, nawet tylko szycie pasa chwali Ci się niezmiernie; ja pewnie czym prędzej podążyłabym na strony allegro, aby zobaczyć czy nikt przypadkiem takiego nie chce odsprzedać:(

      Usuń