poniedziałek, 10 marca 2014

A. Bahdaj "Wielki wyścig", czyli jak nie okazałam się najwolniejszym ślimakiem

„- Tego jeszcze nie było – powiedziała sroka Matylda do starej żaby Kumkiewiczowej. Proszę sobie wyobrazić, ślimaki urządzają wielki wyścig.
- Co też pani mówi? – zdziwiła się ogromnie Kumkiewiczowa. – Ślimaki urządzają wyścig? Jeszcze nigdy nie słyszałam o czymś podobnym. Skandal!
- Boki można zrywać, moja pani. A najśmieszniejsze to, że pierwszą nagrodę otrzyma ten, kto ostatni przyjdzie na metę.”

- Rany boskie! Zawody tylko dla kobiet? Tysiąc bab w jednym miejscu?! Dobrze, że mi mówisz, będę omijał w niedzielę Jasne Błonia! – zawołał mój kolega z pracy, gdy powiedziałam mu o wczorajszych zawodach.

- Nie, nie. To nie dla mnie, nie lubię takich imprez. – powiedziała moja koleżanka, kiedy usiłowałam namówić ją do wspólnego startu (jej mąż, który narzeka, że nigdy tu o nim nie piszę, nic nie powiedział, gdyż z uwagi na płeć do niczego go nie namawiałam).

- I ty tak dobrowolnie czy w pracy wam kazali? – pytali z niedowierzaniem współimprezowicze, kiedy w sobotę około północy, w stanie absolutnej trzeźwości, tłumacząc się startem w zawodach, opuszczałam miejsce, gdzie hucznie obchodzono Dzień Kobiet.


„- Nic mi nie pomoże – westchnął żałośnie [ślimak Pafnucy]. – Od urodzenia jestem w gorącej wodzie kąpany i zawsze się spieszę.
- Hm… zastanowiła się Kumkiewiczowa – a gdybyś tak zaraz po starcie ukrył się pod liściem i czekał, aż wszyscy miną metę?
- Nie, moja droga! – oburzył się Pafnucy. – Mam swój honor. Wolę przegrać, ale uczciwie.
- To przegrywaj, jeśli nie chcesz mnie słuchać – rozgniewała się stara Kumkiewiczowa i poszła zdrzemnąć się nad strumyk.

Kiedy sprawdzałam w internecie czasy najlepszych zawodniczek startujących w zawodach na dystansie, na jakim odbywały się zawody (5 kilometrów), nie miałam złudzeń. Podium nie dla mnie, ani indywidualnie, ani drużynowo. Pozostawała walka o honor, o to, by dzieci nie musiały oglądać matki finiszującej pół godziny po najlepszych zawodniczkach.
Oczywiście, znaleźli się tacy (nie będę wytykać palcami), którzy życzliwie doradzali kopanie wilczych dołów lub dźganie rywalek końcówką kija.
Puściłam ich rady mimo uszu, a przez ostatnie dwa tygodnie trenowałam niezwykle intensywnie, zaciskając zęby i tłumacząc sobie, że nawet zakwasy można polubić.

Nad strumykiem, przy wielkim kamieniu zebrało się już stu zawodników, a może i więcej. Każdy chciał zdobyć pierwszą nagrodę, a najbardziej Onufry, bo Onufry był zarozumiały i lubił się chwalić. To dopiero okazja! Gdy wygra, będzie mógł bębnić po całym lesie:
Patrzcie, jestem najpowolniejszym ślimakiem w całym lesie, a może na całym świecie!

źródło zdjęcia
W minioną niedzielę, w samo południe, w centralnym miejscu Szczecina zebrało się ponad dziewięćset kobiet w różnym wieku. Blisko siedemset biegaczek oraz dwie i pół setki maszerujących z kijami. Co najmniej połowa w otoczeniu gromady dopingujących, także dzieci. Jeśli choćby co czwartej tuż przed startem dziecko, jak mi, szepnęło do ucha: „Mamo, wygraj!”, łatwo sobie wyobrazić, jak bardzo było podkręcone sportowe napięcie.
A wszystko w niezwykle wiosennych okolicznościach przyrody.

„Starterem był stary ślimak Bonifacy.
- Tylko bez sztuczek! – ostrzegał zawodników, gdy stanęli na starcie. – Każdy rusza uczciwie i jak najwolniej stara się dojść do mety. Startujecie na sygnał kukułki.
Za chwilę kukułka trzy razy zakukała na dębie i stu zawodników ruszyło ze startu.”

źródło zdjęcia
Szczerze powiedziawszy, nie pamiętam jak brzmiał sygnał startowy. Wiem, że przypadkowo zajęłam znakomitą pozycję, dzięki czemu uniknęłam na starcie śmierci wskutek stratowania lub zakłucia.
- Spokojnie, nie pchajcie się, i tak was przepuszczę! – usłyszałam za plecami głos zażywnej pani w średnim wieku, która postanowiła podejść do rywalizacji na luzie. Niestety, nie wszystkie uczestniczki jej uwierzyły.

Każdy starał się iść jak najwolniej, jak najbardziej po ślimaczemu. A najbardziej chciał oczywiście Onufry. Gdy tylko znaleźli się w gęstej trawie, skrył się pod liściem paproci.
- Gdzie jesteś, Onufry? – zawołał zdyszany Pafnucy.
- Ach, mówię ci – jęknął – kolka mnie złapała i nie mogę iść dalej.
- Zrób trzy głębokie wdechy, to ci minie.
- Nie mogę złapać tchu. Muszę chwileczkę odsapnąć – westchnął żałośnie, schował się jeszcze głębiej i udawał, że go nie ma.

Najwyraźniej na każdych zawodach musi znaleźć się jakiś Onufry, a z jego braku – Onufrzyca. Słyszałam już o tym wcześniej, ale tym razem na własne oczy zobaczyłam, że niektórym tak bardzo zależało na dobrym wyniku, że zdarzało im się podbiegać (mimo że zasadniczo to nie ta dyscyplina), skracać sobie drogę, albo też zachodzić ją innym.
Pal je sześć i ich wyniki też. Ja wiem, że uczciwie maszerowałam, wypluwając przy tym płuca. I moja mama też. I 95% innych zawodniczek również.

Kończył się wielki wyścig ślimaków. Kto żyw spieszył pod stary dąb na metę. Już niemal wszyscy zawodnicy ukończyli wyścig.
Ostatni sunął Onufry.
- Brawo, Onufry! Brawo, zwycięzca! – oklaskiwały go tłumy. (…)
Gdy minął już metę, z zielonych trybun zerwały się jeszcze huczniejsze brawa, jeszcze głośniejsze oklaski. Onufry był pewien, że to jego oklaskują, więc zrobił jeszcze ważniejszą minę i kłaniał się wszystkim.
Nagle tuż za sobą zobaczył Pafnucego.(…)
- Brawo, Pafnucy! Brawo, zwycięzca! – rozległy się z trybun radosne okrzyki.
Pafnucy był bardzo wyczerpany. Zdawało się, że nigdy nie dojdzie do mety. Wreszcie jednak doszedł, a gdy minął metę, padł zemdlony.

Na naszym biegu szczęśliwie omdleń nie było, choć momentami niewiele brakowało.
Ja w każdym razie pobiłam wszelkie życiowe rekordy i na mecie ze zdumieniem odkryłam, że pokonałam trasę w tempie, które przed startem wydawało mi się absolutną abstrakcją. Ciekawych informuję, że zmieściłam się w pierwszej czterdziestce, moja mama – pani, było nie było, po sześćdziesiątce – ukończyła marsz mniej więcej w połowie stawki, zaś drużynowo (matka i córka) zajęłyśmy miejsce w pierwszej dziesiątce (brzmi dumnie, dopóki nie doda się, że startowało ledwie dwadzieścia drużyn).



Dziękuję za wszystkie trzymane kciuki! Ten medal jest także dla Was!
A teraz niedobra wiadomość: w przyszłym roku też startuję! Trenować zaczęłam od dzisiaj, więc lepiej już zacznijcie dbać o swoje kciuki!

Adam Bahdaj "Wielki wyścig", ilustrował Ignacy Witz. Nasza Księgarnia, Warszawa 1967.

28 komentarzy:

  1. No to szapoba :) A outfit dali bardzo gustowny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję, ciężko na te ukłony zapracowałam! Wczoraj rozpierała mię duma aż pod sufit. Dziś poszłam do roboty i mi trochę zdechło:(
      Outfit w sensie koszulek?

      Usuń
    2. W sensie:P Do pracy było wziąć medal i świecić po oczach wredolom. Albo walić po łbach.

      Usuń
    3. Koszulka spodobała mi się od pierwszego wejrzenia, jako dopasowana do mojej ogólnej kolorystyki. Wprawdzie z uwagi na temperaturę nieco popsuła mi się kompozycja stroju (było tak gorąco, że nic innego poza krótkim rękawem nie wchodziło w grę), ale błękit mych ócz i tak został korzystnie podkreślony:P
      Dziś jeszcze jestem w nastroju fair play, ale jutro chyba faktycznie zapakuję medal do torebki!

      Usuń
    4. Taki medal ma swoją wagę przetargową, wykorzystaj koniecznie :)

      Usuń
    5. Obeszło się bez. To słońce dobrze działa na wszystkich, nawet na tych, którym pozornie nic nie jest w stanie pomóc:))

      Usuń
  2. Gratuluję! A to jednak bieg czy marsz? Czy nazwa sobie, a praktyka sobie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Nazywało się to bieg (kobiet), ale było podzielone na dwie grupy (startujące i mierzone oddzielnie): bieg i nordic walking. Jak ktoś szedł, nie powinien biegać w trakcie, i odwrotnie. Było różnie.

      Usuń
  3. Gratulejszyn! Napisałem jeszcze parę zdań, ale mi blogger zżarł :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat, akurat. Napisałam Ci dłuższą odpowiedź, ale też mi zeżarło!:P

      Usuń
    2. Kobieto małej wiary. Napisałem, że ja to pewnie bym siadł na rowie i przepuścił wszystkich. W LO przez takie nieżyciowe podejście do tematu pierwszeństwa w dnie targowe wracałem do domu ostatnim PKSem :P

      Usuń
    3. Życzliwość i dobre wychowanie to jedno, a ambicja i żądza sukcesu to drugie. Tym razem wygrało drugie:)
      A w dni targowe mogłeś się przecież zabrać na stopa furmanką!:)

      Usuń
  4. Jako osoba nieznosząca biegać od czasów szkolnych (dziękuję ci, szkoło) gratuluję. Zazdroszczę głównie chęci, choć widzę po sobie, że nawet mój rozleniwiony organizm zaczyna domagać się dawki ruchu. I chyba jest to wręcz szok osobowościowy, bo moje myśli idą ku zajęciom z gimnastyki. To zupełnie nie w moim stylu.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój rozleniwiony organizm kopnął mnie w dupę tak mocno, że - jak widać - dostałam niezłego rozpędu:P A trochę ruchu pasuje naprawdę do każdego stylu!
      Szkoła ciągle niestety nie jest miejscem, w którym wszystkie dzieci łapałyby ruchowego bakcyla, choć wydaje mi się, że coś pomału zaczyna się zmieniać. Pewnie lepiej będzie jak teraźniejsze, już nieco rozruszane, dzieci zaczną mieć swoje dzieci.

      Usuń
    2. Mnie też się wydaje, że zmiany idą ku dobremu, choć akurat nie w większej ilości godzin WF-u w szkole dopatrywałabym się poprawy.;( Poza tym sport jest lepiej promowany niż kiedyś, nawet w małych miejscowościach.

      Usuń
    3. Jak dla mnie istnieje ścisła zależność pomiędzy rosnącą w szkolnym programie nauczania liczbą godzin religii a malejącą liczbą godzin wuefu. A przecież w zdrowym ciele zdrowy duch, przez co powinno się rozumieć także i duszę!:P
      Z tą promocją sportu nie jest chyba aż tak cudnie. Chyba że masz na myśli piłkę kopaną, to owszem - orliki w (niemal) każdej gminie robią swoje!

      Usuń
  5. Gratulacje!
    Rozumiem Twa dumę! To zdowa duma sportowca, który sam zapracował na zwycięstwo!
    Od kilku lat kibicuję mojej bliskiej koleżance. Pracuje na dwa etaty, ma rodzinę, do tego biega w maratonach. A my rodzinnie wychodzimy na ulicę i jej kibicujemy - zabieramy grzechotki, tamburyna, trąbki. Wspaniały klimat! I dzieje się coś tak dziwnego przy corocznym starcie, że pobija ona wszelkie życiówki! Co rok jest lepsza! Czego i Tobie życzę :** Brawo dla Mamy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki!
      Ma duma jest wielka niczym balon reklamowy! A do tego nie powoduje chęci klapnięcia na tyłek i stwierdzenia, że teraz to sobie odpocznę, tylko daje dodatkowy napęd. Świetne uczucie, a do tego całkiem za darmo!:)
      Grupowe kibicowanie to fajna sprawa. Ja na trasie miałam kilka dopingujących grupek, z czego jedną dziecięco-rodzinną i naprawdę chociażby dla nich było warto:))
      A moja mama jest wielka! Dzięki za należne jej oklaski!

      Usuń
  6. Cudnie! Gratulacje dla obu zawodniczek! :))
    Solennie obiecuję trzymać kciuki też za rok - jak widać pomogło! ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy i za gratulacje, i za obietnicę! Bez kciuków nie poszłoby tak dobrze, to jasne!:P

      Usuń
  7. Zdopingowana pięknym przykładem zrobiłam dziś 10 przysiadów (ojojoj, ojojoj). Podziwiam i oczywiście zazdroszczę nie tyle wyniku (choć i tego też) co udziału, zmobilizowania się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bo tak od razu na głęboką wodę się rzucać, to niedobrze! Ja przysiadów nie mogę, bo strzelam kolanami tak, że wszystkie okoliczne ptaki padają zemdlone ze strachu. Najgorzej jest zacząć (dlatego przydaje się ktoś namolny, kto będzie Cię ciągnął za rękaw), potem już idzie siłą rozpędu!

      Usuń
  8. Jak byś tak zechciała być namolna i wirtualnie popędzać to proszę bardzo, wypróbujemy siłę twego oddziaływania w porównaniu z moim lenistwem i asertywnością :) (mieszanka wybuchowa lenistwo w tej dziedzinie 10, asertywność 1)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczę co da się zrobić:) I patrz pani, do czego to doszło - ja, która od siódmej klasy SP miałam zwolnienie z wuefu, teraz namawiam innych do sportu!

      Usuń
  9. Eeee a ja i tak uważam, że wzięłaś udział w wyścigu tylko dla tego, bo chciałaś zrobić wpis o książce "Wielki wyścig" :-)
    Mnie nie zapytałaś czy pobiegnę, ale pewnie spodziewałaś się odpowiedzi: Nie, nie , to nie dla mnie...

    A tak serio! Gratuluję po raz kolejny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie, nie! Kolejność była odwrotna: wiedząc że będę chciała napisać o zawodach, wykonałam olbrzymią (naprawdę!) pracę, najpierw umysłową, a potem poszukiwawczą, by znaleźć książkę, która będzie dobrym pretekstem do snucia opowieści o moich wyczynach!
      No nie zapytałam, pardon:( Ale wkrótce będą przyjmować zapisy na kolejny rok - wtedy się nie wywiniesz!

      Usuń
  10. Najwolniejszym ślimakiem jestem ja, bo dopiero teraz melduję się z gratulacjami - uprasza się o wybaczenie! Spóźnione, ale szczere! Jestem pełna podziwu dla Ciebie i Twojej Mamy :-). I w przyszłym roku też będę trzymać kciuki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyczaiłaś się pod listkiem i tyle!:P Zarówno za gratulacje, jak i kciuki dziękuję i zapewniam, że treningi przed przyszłorocznymi zawodami już trwają! Dziś przeszłyśmy 11 km!:)

      Usuń