Przedostatni dzień roku
szkolnego. Starszy – już prawie nie trzecioklasista, lat dziewięć - wychodzi ze
szkoły, objuczony książkami, pracami i workiem z butami na zmianę. Na twarzy
maluje mu się zaduma.
- Mamo, a czy Ty wiesz, że ja nie jestem zupełnie normalny? – raczej
stwierdza, niż pyta.
- Rany boskie, synu, dlaczego tak uważasz? – pytam, wstrząśnięta.
-
Bo wiesz – odpowiada powoli – tylko ja w klasie nie mam telefonu i nie jem
rogalików „7 Days”.
Omatkokochana! Moje też nie jedzą sewendejsów! Myślisz, że to trzeba leczyć? Terapia ogólnorodzinna?
OdpowiedzUsuńNie wiem, naprawdę. Dopiero wczoraj dowiedziałam się, że sewendajsy są niezbędnym elementem menu, więc jestem na etapie zbierania danych.
UsuńNa razie nurtuje mnie głównie to, czy pokolenie naszych dzieci będzie pokoleniem, które po osiągnięciu wieku 60 lat zaczyna świecić.
Skoro my nie świecimy od oranżady w foliowych torebkach, odpustowych lizaków i Czarnobyla, to naszym dzieciom też to nie grozi. W każdym razie póki nie zaczną konsumować sewendejsów pięć razy dziennie :D
UsuńNie wiem jak Ty, ale ja nie piłam takiej oranżady codziennie. Odpustowe lizaki także przydarzały się - jak sama nazwa wskazuje - raczej rzadko. Że nie zwrócę uwagi na częstotliwość wybuchów w Czarnobylu. Z tego natomiast, co mówił Starszy wynika, że 7 Days raz dziennie to absolutne minimum. Będą świecić, jak nic. Zwłaszcza, że zapijają go Coca-Colą.
UsuńNie wiem, jak Twoje, ale moje dzieci nie pijają gazowanych napojów. Sewendejsy też źli rodzice omijają podczas zakupów. Mogą świecić co najwyżej od przedawkowania dobranocek z kucykami. Natomiast wydajność oświetleniowa reszty małoletnich jakoś mnie nie interesuje. Ale ja cyniczny jestem.
UsuńSkoro Starszy mówi, że nie jest normalny, powinieneś się domyślić, że także nie pija gazowanych napojów (chyba że akurat jest w kinie, ale to się nie liczy:P) Mię bardziej martwi to, że naprawdę nie miałam pojęcia, że takie straszne paskudztwo może być na topie. I że nie wiem, jak to możliwe. Czy ci wszyscy rodzice w ogóle nie gotują i nie pieką? Przecież ktokolwiek, kto zjadł kiedykolwiek jakiś domowy wypiek, powinien pluć tym paskudztwem dalej niż widzi (jadłam raz w życiu, zaraz jak toto się pojawiło na rynku, więc czuję się uprawniona do wyrażania swojego zdania).
UsuńJakby to delikatnie ująć... Nie, nie pieką i nie gotują, skoro mogą kupić w Biedronce. I nie zawracają sobie głowy czytaniem składu. Osobista babcia moich dzieci ma tendencję do zwożenia im różności z tego źródła, bo przecież takie apetyczne i niedrogie. Wykonywanie rewizji toreb babcinych jest dość uciążliwe i zajmuje sporo czasu :(
UsuńA widzisz, nasza babcia nie ma takich ciągot. Może dlatego jestem taka zdziwiona.
UsuńA telefon Twoja Starsza ma?
Ma, odkąd kilka razy odwołano znienacka dwugodzinne zajęcia i dziecko koczowało bez sensu na świetlicy. Bo przecież szkoła nie będzie dzwonić do rodziców z takiego powodu. Nie jest to jednak wypasiony smartfon, to tak uprzedzając kolejne pytanie :P
UsuńDziecko przeżyło ten straszny pobyt w świetlicy, jak sądzę? Nie oszukujmy się, taki powód do kupienia mu telefonu to żaden powód. I żeby nie było: poważnie rozważam to, żeby jednak kupić Starszemu ten telefon.
UsuńI może się mylę, ale to chyba nie jest normalne, że każdy dziewięciolatek musi mieć telefon, bo inaczej świat się kończy.
Umrzeć - nie umarło, ale po co ma się wycierać po placówce, skoro ktoś mógł ją odebrać? A teraz wraca sama z placówki, więc kontakt jest niezbędny. W innej sytuacji raczej by komórki nie miała. Poza tym albo nasze dziecko nic nam nie mówi o najnowszych trendach wśród małoletnich, albo trafiliśmy w dziwną grupę rówieśniczą, ale nie odczuwamy presji karmienia sewendejsami i kupowania gadżetów. Być może za 20 lat się okaże, że się dziecię nabawiło kompleksów przez naszą niefrasobliwość w tej kwestii.
UsuńMój wraca sam z placówki bez telefonu. I żyje. I nie uważam, że kontakt jest niezbędny. Wystarczy, że zadzwoni, jak dotrze do domu. Nie dajmy się zwariować i uwiązać. Czym innym jest twierdzenie, że jest to wygodne (a jest), a czym innym, że niezbędne (a nie jest).
UsuńI nie wierzę w to, że u Was jest inaczej. Dzieci moich koleżanek i kolegów, będące w rozmaitym wieku i chodzące do rozmaitych placówek, wszystkie mówią to samo. Może zamiast sewendejsów je się u Was inne paskudztwo, ale komórki na pewno mają wszyscy. Ja tam bym ją przycisnęła:)
Chyba nie twierdziłem, że jest niezbędne?
UsuńA dziecka przyciskać nie zamierzam. Jak czegoś bardzo chce, to sama z siebie wydusza, w pozostałych przypadkach mamy do czynienia z przelotną fanaberią. Stroje ma tak jak wszystkie dzieciaki, z Pepco, a przybory szkolne z Oszona, poważniejszych problemów psychicznych nie powinno jej to więc sprawiać :P Chociaż przejście do czwartej klasy może zmienić sytuację.
Jeden komentarz wyżej, zdanie drugie. "Niezbędny" stoi jak byk.
UsuńA akurat w Pepco strojów nie kupuję. Zarówno ze względów ideologicznych (tj. przez wzgląd na małe chińskie, hinduskie i inne takie rączki), jak i pragmatycznych (po dwóch praniach do wyrzucenia, a dziecko po piątym założeniu tego czegoś zaczyna świecić).
O czwartej klasie nic mi nie mów. Poważnie się bowiem obawiam, że mój wyluzowany syn się w niej nie odnajdzie.
Niezbędny jest kontakt, a trudno chodzić z gołębiem pocztowym w tornistrze :P
UsuńMałe chińskie rączki szyją, jak sądzę, 98 procent garderoby dostępnej na rynku. Czytałem "No logo", wiem, że nie powinienem popierać wyzysku itepe, ale lajf is brutal, szczególnie że w okolicznych szmateksach wybór poważnie się skurczył. Do wyrzucenia po dwóch praniach jest w zasadzie wszystko, jeśli nie z powodu ogólnego zeszmacenia, to z powodu niespieralnych plam.
Nie wykręcaj kota ogonem. Co odnosi się zarówno do telefonu, jak i chińskich rączek.
UsuńI to ja jestem matką dwóch chłopców, którzy łażą po drzewach i zakopują się po szyję w piaskownicy. Z porządnych ubrań porządnymi środkami wszystko można sprać. No, prawie wszystko:P
Raczej nie ubierasz chłopców w subtelne pastele, które po zakopaniu się w piaskownicy przestają być subtelne i pastelowe i nic im nie jest w stanie przywrócić pierwotnego odcienia :P
UsuńNie pogrążaj się. Widziałeś kiedyś w Pepco subtelne pastele?:P
UsuńNie bądź taka drobiazgowa :P Można wyczaić czasem coś nie fluorescencyjno-brokatowego.
UsuńA tak na marginesie, to dotarła Krzywicka. Przezornie nie kartkowałem jeszcze.
Będę drobiazgowa tak długo, jak długo się nie przyznasz. Pamiętaj, że mam wprawę:P
UsuńMiło ze strony Krzywickiej, że taka punktualna. I jak to: nie kartkowałem? Widzisz jaka to cienizna - godzinka i po krzyku!:P
Powiedz mi, do czego mam się przyznać, to zaoszczędzimy sobie przesłuchań :D
UsuńWiem, że cienizna, chociaż ciężar gatunkowy zapewne posiada spory. Chwilowo jednak przebywam w ogarniętym kryzysem Zawierciu, więc Krzywicka poczeka.
No jak to do czego? Do tego, że to ja mam rację!:)
UsuńCo Ty czytasz o tym Zawierciu, bo mam pustkę w głowie (nieco tylko zapełnioną wrażeniem, że powinnam wiedzieć o co chodzi)?
To, że masz rację, jest elementem fundamentalnym dla naszych wymian zdań. I nie śmiem z tym polemizować :P
UsuńReportaż Wrzosa o Zawierciu, może jeszcze nie czytałaś po prostu.
No:D
UsuńA Wrzosa czytałam, ale doszukiwałam się podtekstów. Trzeba było napisać, że siedzisz w antologii. Poza tym, cóż to za reportaż - chwilka lektury i już można chwycić za Krzywicką. Zaraz po Wrzosie będzie zresztą doskonale pasował "Proces Blachowskiego" - oba tworzą bardzo spójną całość i dają dobry ogląd na tamten świat.
A nie nie, żadnego rozdrabniania się. Dojadę do końca pierwszego tomu. A to, że tkwię w antologii, to chyba oczywiste :P Okropnie to uzależniające.
UsuńNie wiem czy oczywiste, bo ja tak nie mogę. Czytam jeden reportaż i natychmiast mam galopadę myśli na temat tego, co muszę przeczytać i z czym mi się to kojarzy. I wiem, że jeśli nie zrobię tego od razu, nie zrobię tego pewnie nigdy. Dlatego będę pewnie ją czytać aż do końca świata i jeszcze jeden dzień dłużej:)
UsuńI przeczytaj z Krzywickiej chociaż tego Blachowskiego, dobrze ci radzę!
Jak widzę, Koleżanka się delektuje i analizuje, podczas gdy ja chyba po prostu zaliczam :P Ale stos tego, co muszę przeczytać, rośnie, bo dotarła też Konopnicka.
UsuńTo nic nowego, że koleżanki się delektują, a koledzy zaliczają, prawda?:P
UsuńMarne widoki ma ten Twój stos. Jedyna nadzieja w tym, że nie będą już więcej wydłużać wieku emerytalnego.
To było brutalne :P
UsuńNa widoki stosu zapatruję się bardziej optymistycznie, dam radę do emerytury.
Jestem dwa tygodnie przed urlopem. To czas mojej największej krwiożerczości i brutalności. Dziś mało nie wywlekłam z samochodu pryszczatego młodzieńca, który zajechał mi bezczelnie drogę, a od walenia się w czoło (w celu pokazania mu jakim jest idiotą) własnoręcznie i samodzielnie nabiłam sobie guza. Radzę więc: strzeż się!
UsuńDo emerytury, dobre sobie! A na którym to dopiero roku kolega jest w antologii i ile książek już kolega kupił? Nieoceniona matematyka podpowiada, że jesteś bez szans!:P
No popatrz, ja też dwa tygodnie przed urlopem, a jestem jak kwiatuszek na tafli jeziora. Pomijając sceny brutalne przy naganianiu dzieciątek do mycia zębów :) Sama myśl o wakacjach działa kojąco.
UsuńRok mam 1931, kupił 3, zdobył 2, więc nie przesadzajmy.
Żeby pozostać przy wodnych skojarzeniach, to ja przypominam tylko piranię, niestety. Wszystko przez to, że mam wrażenie, że nie dożyję urlopu, gdyż wcześniej wykorkuję z nadmiaru. Jak co roku zresztą.
UsuńRok 1931, przybyło 5, ubyło 0. Faktycznie, pełen optymizm!:P
Pirania? No tak, w tym coś jest, faktycznie :PP
UsuńUbyło 50 procent antologii, znaczy pierwszego tomu, uważam, że to świetny wynik :)
Pamiętaj, że piranie atakują znienacka, ale jak już się dorwą do ofiary, to trudno jej uciec. Kiedyś Cię dopadnę!
UsuńTaaak. Antologia jest oczywiście jednym z tych kilkuset tomiszczy, które od wieków kurzą się na Twoich półkach, nie przybyła Ci ani trochę, to przecież oczywiste.
Sprytnie nabyłem ją w wersji elektronicznej, więc się nie kurzy i właściwie nie przybyła :D
UsuńRzeczywiście. Punkt dla Ciebie. Drugi dostaniesz, gdy na Twoim egzemplarzu pojawi się autograf Redaktora:D
UsuńChyba za słabo nakłułem Twoje ego :P
UsuńNo weź, kto by nakłuwał biedną slabą kobietę dwa tygodnie przed urlopem?:P
UsuńHmm, pirania i biedna słaba kobieta w jednym ciągu komentarzy:P Typowo kobieca konsekwencja.
UsuńBo każda kobieta ma wiele twarzy, bo nawet pirania miewa chwile słabości - dorzucić jeszcze parę złotych myśli?
UsuńZamiast rzucać te perły przede mnie, lepiej je spisz i wydaj :P
UsuńDobry pomysł! Wydam praktyczny poradnik w wersji kieszonkowej. Nie mogę się tylko zdecydować czy dla kobiet, czy dla piranii.
UsuńWydaj dwa, nie ma się co ograniczać.
UsuńSpotkania autorskie w Puszczy Amazońskiej mogą być jednak wyczerpujące i dostarczyć nazbyt wielu wrażeń. To wymaga dłuższego przemyślenia!
UsuńAle jakaż byłaby to okazja do oderwania się od męczącej codzienności :)
UsuńPamiętaj, że przy okazji mogłoby mi się oderwać też parę innych rzeczy:(
UsuńCzasem warto coś poświęcić :)
UsuńChyba więc poświęcę moją dobrze zapowiadającą się karierę...
UsuńTo będzie bardzo trendy, rzucić pracę, żeby oddać się samorealizacji nad Amazonką :)
UsuńMiałam na myśli karierę autorki poradników:P Ale proszę bardzo, Ty możesz wykorzystać mój pomysł - Amazonka wzywa!
UsuńChyba jestem za mało piraniowaty na Amazonkę :P
UsuńA cóż za problem zmienić target? Aligatory też czekają na swój poradnik!:P
UsuńAligatory, powiadasz? Missisipi, jazz nowoorleański, wudu i Księżniczka i żaba? Brzmi lepiej :)
UsuńBez Disney'a brzmiałoby jeszcze lepiej, ale rozumiem, że ta estetyka jest Ci niezbędna do życia:P
UsuńMa się rozumieć.
UsuńHa, to mamy tak samo. Moje dziecko, też kończy trzecią klasę, lat 8 i pół już zarejestrowało, że nie ma telefonu i nie chce go mieć, nie ma telewizora, nie ma żadnej konsoli, nie gra na komputerze i wcale mu tego wszystkiego nie brakuje. A co to jest sevendays nie wie ani dziecko, ani mama:) Welcome to the club:)
OdpowiedzUsuńZupełnie tak samo to nie mamy. Mój ma telewizor (ostatnio jednak prawie nie używa, nie licząc oglądania meczów MŚ) oraz przenośną konsolę (która, po pierwszym szale ciągłego używania, teraz leży i się kurzy) i trochę stęka, że chciałby telefon. Na szczęście tylko trochę i snu z powiek mu to nie spędza. Wszystko zależy od rodziców, choć całkowite izolowanie dziecka od najnowszych technologicznych wynalazków też nie wydaje mi się dobre.
UsuńRozszerz ostatnie zdanie:) Spotkałam się już z opinią, że źle wychowuje dzieci, bo nie nadrobią już nigdy braków komputerowych i innych... Aczkolwiek całkowitej izolacji nie mają, bo wiedzą, co to telewizor i iPad:)
UsuńMiałam na myśli to, że skoro posługiwanie się komputerem i internetem jest w dzisiejszych czasach niezbędne, nie jest dobrze, gdy trzyma się dziecko całkiem z dala od takich wynalazków. Rzecz raczej w tym, by nie traktować wszystkich nowinek jak diabłów wcielonych, a pokazać, że świat się na nich nie kończy, a prawdziwe życie toczy się w realu, nie w przestrzeni wirtualnej.
UsuńMoje dzieci nie wiedza co to iPad:P
Moi czerpią ze zdobyczy techniki i chemii spożywczej pełnymi garściami (oprócz gazowańców, które od wielkiego dzwonu). Poza tym jednak biegają za piłką, głaszczą koty, lepią błotnopiaskowe baby u dziadków i jedzą babcine gofry i jagodzianki. I tym się pocieszam :)
OdpowiedzUsuńSłusznie:) Babcinego gofra też bym zjadła (jagodziankę sama na szczęście umiem zrobić)!
UsuńJeśli chodzi o jagodzianki, to mimo całego szacunku jaki żywię dla kulinarnej maestrii babci Krysi, jagodzianki zaprzyjaźnionej babci Heleny, to po prostu niebo w gębie, małmazje itepe :D
UsuńPoza tym zgadzamy się chyba, że jest dla naszych pociech nadzieja? Choć objawy uzależnienia od elektroniki niestety zauważam. Niestety przykład idzie z góry :(
Nie szczuj. Dziś na rynku nie było jagód, a do lasu o tej godzinie, o której kończę pracę, nie ma sensu jechać:(
UsuńOj, idzie, idzie. Moje młodsze dziecko wprawdzie ciągle uważa, że zawsze gdy siedzę przy komputerze, to ciężko pracuję, ale Starszy zaczyna podejrzewać, że prawda może być całkiem inna:P
Eee, sam na siebie ukręciłem bicz i chyba dziś ruszę za jagodami. Jak nie znajdę, to pozostaje nadzieja, że wypieki będą na niedzielnej imprezce urodzinowej wnuczki babci Heleny :D Tylko jak żyć do tego czasu :(
UsuńCo do przykładu, to ja już kilka razy złapałem się na udzielaniu rady Starszemu, żeby oderwał się od lapka zza tablecika. Ech :(
Ja dziś nie miałam czasu, by szukać. Ale to może i dobrze, bo i tak nie miałabym czasu, by upiec. Ale jutro, kto wie?:)) (na niedzielną imprezkę do babci Heleny nikt mnie, niestety, nie zaprosił:P)
UsuńUuu, widzę, że u kolegi już trzecie stadium. U mnie - jak chcę wierzyć - ciągle drugie (bo żeby pierwsze, to nie powiem).
Pocieszam się myślą, że przynajmniej nie dzwonię do dziecka do drugiego pokoju, żeby je o czymś poinformować, bo i taką scenę już widziałem. To chyba stadium nieoperacyjne :P
UsuńO matko! Zdecydowanie, tego się nie da wyleczyć. A na leczenie paliatywne szkoda pieniędzy.
UsuńNormalność nigdy nie była wyznacznikiem normalności, mamy takich przykładów sporo. Bardzo fajnie, że nie pozwolono synowi na wciągnięcie się w cywilizacyjne "must have". Dzieci tracą tyle swojego czasu na techniczne zabawki..
OdpowiedzUsuńKlasyk kabaretu twierdził, że "kiedyś normą był ogół, a nie margines", ale czasy się zmieniły, niestety.
UsuńOd czasu napisania przeze mnie tego posta upłynęło trochę czasu, syn nieco się wciągnął. Ciągle mam jednak nadzieję, że nie jest tak źle, jak mogłoby być.