środa, 2 lipca 2014

Krzywicka o typach sędziów, czyli cytaty dla prawników

Gdy czytałam reportaże sądowe Ireny Krzywickiej, zebrane w zbiorze „Sąd idzie”, towarzyszyły mi różne uczucia. Najczęściej zdumienie.
Że osoba niebędąca prawnikiem może być tak spostrzegawcza i tak umiejętnie wydobywać to, co istotne. Że taka osoba widzi często znacznie więcej niż ktoś, kto skupia się na literze prawa. Że mimo upływu lat, spora część poczynionych przez autorkę obserwacji jest nadal tak aktualna. 

„Wydaje mi się, że istnieją trzy zasadnicze typy sędziów grodzkich.
Sędzia-urzędnik – przeważnie młody człowiek, który tę funkcję uważa za pierwszy etap swojej kariery. Nie przejmuje się, nie wsłuchuje się zbytnio, śpieszy się. Jest dokładny, sumienny i choć sumaryczny, niczym jednak nie rażący, prawie automat, ale automat działający sprawnie.
Typ drugi: sędzia-sadysta. Tacy są prawie w każdym fachu, wymagającym zetknięcia z ludźmi, niesprawiedliwe więc byłoby obarczanie odpowiedzialnością za nich zawodu sędziowskiego. Bywają sadyści-nauczyciele, wojskowi, majstrzy, biuraliści, słowem różni. Sędzia-sadysta tym się wyróżnia od innych, że upaja się legalnością. Wszystko, co postanowi, jest przecież z góry przewidziane w kodeksie, wszystko ma sankcję prawną. Wolno mu, wolno, robi to, co mu wolno, a tym, co stoją za stołem – nie wolno. To go wprowadza w stan narkotycznego oszołomienia. Drobne torturki, jakie zadaje, to ostatecznie nic ważnego, jego szyderstwa, gromy nie są w gruncie rzeczy groźne, a jeżeli jaka nędzarka ugnie się pod ciężarem dziesięciu złotych grzywny, któż by mu robił zarzut z powodu tak śmiesznej sumy? To są sadyści w miniaturowym, kieszonkowym wydaniu. Ale oni awansują. Tak, niestety, awansują.
Czemu natomiast nie awansował ten oto starszy, już dobrze starszy sędzia, wysoki i zgarbiony, siwiejący, o smutnych, jakby załzawionych oczach? Z każdego jego ruchu wyziera dobroć jak kwiatek z pączka. To jest ten trzeci typ, bo i taki bywa. Z ust jego gęsto pada słowo „uniewinnić”, a jeżeli wymierza kary i grzywny, to z takim wahaniem, z takim bólem i wstrętem, że większe współczucie ogarnia dla niego niż dla skazanego.
Ach, jest podobno i czwarty typ: sędzia-głupiec. Tak słyszałam. Nadęty i senny, siedzi i nad niczym się nie zastanawia, nic go nie obchodzi, wyrokuje, jak popadnie, i namaszczonym tonem, wkładając biret, powiada: „sąd udaje się na naradę”, i samotny, nie zrozumiany i nie rozumiejący, wychodzi z sali. Ale, oczywiście, na własne oczy nigdy takiego sędziego nie widziałam.”      

15 komentarzy:

  1. Dziękować prządkom losu, do tej pory z sędzią miałem do czynienia raz, a tak to tylko w serialach i filmach fabularnych. No i książkach, rzecz jasna. I taki stan rzeczy wolałbym utrzymać :) Zwłaszcza po przeczytanym fragmencie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie Ci się nie dziwię - jeśli nie trzeba, nie ma się co pchać do sądu. Zwłaszcza że prawdziwy wygląda zupełnie, ale to zupełnie inaczej niż ten z seriali, filmów (zwłaszcza amerykańskich) oraz książek.
      Katalog sporządzony przez Krzywicką zawiera - niestety - prawdziwe dane, choć nie mogę powiedzieć, by był wyczerpujący. Nie jestem jednak pewna, czy brakujące typy są wyłącznie pozytywnymi bohaterami:(

      Usuń
    2. Młody byłem i nie miałem zmysłu obserwacji Krzywickiej, więc nie wiem na jaki rodzaj sędziego wówczas trafiłem. Jedyne co pamiętam, to policjanta wprowadzającego mnie do sali pod depo i z troską mówiącego: "Uwaga, schodek!!!" :P No dobra, szczegóły przy jakimś piwku/winku, oby się kiedyś trafiło :D

      Usuń
    3. Rany julek, czym jest sala pod depo? Ale troska istotnie rozczulająca:) Na szczegóły liczę, choć zarazem więcej niż pewna, że jeśli sama kiedyś nie wezmę tyłka (i rodziny) w troki i nie przyjadę w świętokrzyskie, to z opowieści przy piwku/winku nie nie będzie.

      Usuń
    4. Pod depo, czyli pod rączkę, ewentualnie pod mankiet :) No i nieustająco zapraszam, tym bardziej że mam nadzieję na przyszły sezon dysponować już jakimś własnym przytuliskiem :)

      Usuń
    5. Jeśli depo znaczy właśnie to, to albo u nas nie używa się takiego zwrotu, albo obracam się w niewłaściwych kręgach;)
      Nie to żebym się wpraszała - miałam na myśli raczej jakiś wypad w Góry Świętokrzyskie połączony ze spotkaniem na neutralnym gruncie. Jeśli jednak otworzysz na oścież wrota przytuliska (pewnie będzie słusznych rozmiarów:P), rozważy się i tę opcję:PP

      Usuń
    6. Rozmiary są skromne, ale po odpowiednim przetasowaniu myślę, że damy radę pomieścić grupkę gości. Na razie jednak jest to jeden wielki pieprznik, do którego wstyd kogokolwiek zapraszać :P A Góry Świętokrzyskie ładne :D

      Usuń
    7. Jak to skromne? Nie wiesz, że teraz obciachem jest wybudować dom o powierzchni użytkowej mniejszej niż 200 metrów? Ale rozumiem, że chociaż jest "w stylu prowansalskim", co?:P

      Usuń
    8. Zatem jest podwójnie obciachowy. Poproszę o emalię, to sama będziesz w stanie ocenić ogrom tego obciachu :P

      Usuń
  2. Ja spotkałam typ drugi. Pięknie go opisała Krzywicka, pewnie lepiej bym go nie ujęła. Myślę, że Krzywicka była bardzo błyskotliwa osobą i jako taka zdobyła własnie Boya. Ich romans trwał przez lata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uważam, że opis typu drugiego ociera się o genialność. "Upaja się legalnością" - trzy słowa, a w zasadzie więcej nie potrzeba.
      Szczerze Ci współczuję kontaktu z tym akurat typem. Mam wrażenie, że ujmując rzecz statystycznie miałaś pecha, choć mój ogląd pewnie też nie jest pełen. I choć rację ma Krzywicka, że tacy zdarzają się w każdym fachu, to jednak chciałoby się, by akurat w tym takich osób nie było w ogóle.
      Od kiedy przeczytałam "Sąd idzie" jestem Krzywicką zafascynowana. Do tej wiedziałam na jej temat niewiele, same ogólniki. Teraz na pewno pogłębię znajomość, kto wie, może i z Boyem przy okazji też?:)

      Usuń
  3. Agnieszka K.4 lipca 2014 17:13

    W moim krótkim (jeszcze ;)) życiu, trzy razy miałam do czynienia z sądami i sędziami. Wydaje mi się, że za każdym razem trafiałam na typ nr. 1 z tym że byli to sędziowie około 50 letni, więc nie do końca się zgadza. Ostatnio poza główną sędzią było jeszcze dwóch pobocznych (pomocniczy?), którzy zdawali się być zupełnie niezainteresowani tematem. Jeden tępo wpatrywał się w teczki akt, drugi przez większość czasu miał opuszczoną głowę (chyba drzemał ;))
    Po wakacjach znowu będę w sądzie, to zweryfikuje kolejny typ!

    Abstrahując od sędziów, ja zupełnie nie potrafię się odnaleźć na sali sądowej i za każdym razem czuję się jak uczniak. Czy wstać, czy już usiąść? Czy powiedzieć dzień dobry, czy nic nie mówić, czy na końcu do wiedzenia, czy dziękuję, czy nic? Na filmach i serialach życie sądowe wygląda inaczej... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krzywicka opisywała ówczesny sąd grodzki, więc miejsce, w którym zaczynało się karierę sędziowską. Gdyby jednak trafiła do innego, z pewnością miałaby podobne spostrzeżenia, choć pewnie właśnie wówczas rozszerzyłaby katalog typów:)
      Jeśli chodzi o sędziów pobocznych, to wszystko zależy od tego, gdzie byłaś. W rodzinnym, sądzie pracy i karnym rejonowym mogli to być po prostu ławnicy, czyli tzw. czynnik społeczny (vel "wazony", ale naprawdę nie wiem skąd wzięła się ta nazwa:P). Jeśli tak, to niestety możliwe, że jeden ucinał sobie drzemkę:( Gorzej, gdy byłaś w cywilnym okręgowym albo karnym okręgowym (zwłaszcza tego drugiego bym Ci nie życzyła) - tam powinno być trzech sędziów zawodowych i tego rodzaju obrazki nie powinny być widywane.

      Co do zachowania na sali sądowej - doskonale Cię rozumiem. Od dawna uważam, że koniecznym jest wprowadzenie do szkół (może do gimnazjum, a może do ponadgimazjalnych?) edukacji prawnej - właśnie po to, by oswajać ludzi z sądem i pokazywać, co kto może i powinien tam robić, jak się zachowywać. Sporo zależy też od sędziego - przewodniczącego posiedzenia. Jeśli zachowuje się normalnie (co wcale nie wyklucza zachowania godnego powagi sądu) i stronom, i świadkom jest łatwiej, a jeśli stawia na służbowość i legalność (typ drugi zawsze tak ma), większość osób czuje się zmrożona na wstępie. Niestety, zachowania na sali sądowej nie uczą w szkołach i na aplikacjach (a nawet jeśli to na marginesie marginesów), a i potem nikt nie zwraca na to należytej uwagi.

      Usuń
    2. Agnieszka K.8 lipca 2014 23:14

      Dzięki za wyjaśnienie. Byłam w sądzie rodzinnym. Wychodzi na to że skoro "wazony" (nazwa niesamowicie mnie ubawiła :D) były ławnikami, to panie, które wzięłam za ławników (ławniczki? ) musiały być biegłymi. Dobrze, że chociaż pani prokurator była wyraźnie rozpoznawalna.

      Usuń
    3. Nie chcę Cię martwić, ale wzmianka o biegłych i prokuratorze skłania mnie ku przypuszczeniu, że mogłaś być jednak w sądzie cywilnym (okręgowym). Co oznaczałoby, że tępo patrzący i drzemiący byli sędziami zawodowymi, niestety. Ławnicy siedzą zawsze za stołem sędziowskim, jako pełnoprawni sędziowie. Biegli albo z boku, albo z tyłu, na miejscu dla publiczności.

      Usuń