środa, 8 sierpnia 2012

Nudy na pudy czyli "Biała królowa" Philippa Gregory


Kiedyś, dawno, dawno temu (będzie jak obszył ze 20 lat:)) bardzo lubiłam książki historyczne.
Tak miałam.
Gdy inni czytali poważne i „topowe” pozycje, dzięki którym mogą teraz w swoich wpisach na blogach zamieszczać mądre wtręty typu: „pamiętam, że wspominał o tym już Joyce”, albo: „wydaje mi się, że podobny motyw przewijał się u Cortazara”, ja byłam lekko z tyłu, a już na pewno nie w tej epoce. Kiedy dostałam w prezencie „Jesień średniowiecza”, uważałam że niebiosa się przede mną rozstąpiły. Książki Pawła Jasienicy znałam na wyrywki. Roczniki „Mówią wieki” leżące u moich dziadków były doszczętnie zaczytane.
Cóż. Wszystko mija. Nieużywana wiedza zanika, niepodsycany płomień zainteresowań przygasa. Kiedy na pierwszym roku studiów (bynajmniej nie historycznych) zaliczyłam poprawkę z historii Polski, wiedziałam że coś się skończyło.
Jednakowoż stara miłość nie rdzewieje! Gdy zaczęłam widywać tu i ówdzie zachęcające recenzje książek pani Philippy Gregory, pomyślałam sobie: „spróbuję”. Anglia, wiek XV czy XVI – czemu nie (ach ten Henryk VIII i jego żony!). Wprawdzie zamierzałam zacząć od innej pozycji, ale po czterech miesiącach bezowocnego oczekiwania na nią w bibliotece wzięłam co było.
A wystarczyło pomyśleć czemu nie było chętnych…


Akcja książki „Biała królowa” rozgrywa się w latach 1464-1485 w Anglii. To okres Wojny Dwóch Róż (hurra, hurra, coś mi się przypomina) między Yorkami a Lancasterami (hurra po raz kolejny, wiem o co chodzi). Główną bohaterką jest Elżbieta Grey (po mężu) lub Woodville (z domu), jej rodzina oraz mąż – król Edward IV York (tu moja historyczna pewność siebie nieco osłabła. 20 lat to jednak kupa czasu). I dalej po kolei: na 473 stronach od spotkania młodych głównych bohaterów zakończonego wybuchem uczucia aż po schyłek ich życia (lub nawet śmierć jak w przypadku niektórych…). Od Yorków, Lancasterów, Tudorów, Burgundów i innych „-ów” roi się każda strona; imiona się powtarzają, numerowanie kolejnych Edwardów czy Ryszardów niewiele pomaga, a do tego kobiety naprzemiennie występują raz pod nazwiskami panieńskimi, raz pod „mężowskimi” – im więcej miały mężów, tym lepiej. Uff!
Pani Gregory jest przedstawiana wszędzie jako znakomita historyczka, a według notki wydawcy na okładce „cechą charakterystyczną jej pisarstwa jest wielka dbałość o szczegół, wynikająca z zamiłowania do historii i poczucia odpowiedzialności w pracy zarówno badacza, jak i pisarza”. No niewątpliwie. Tylko ja bym miała jedną prośbę: zdecydujmy się, czy piszemy powieść historyczną, przeładowaną szczegółami, z bogatą bibliografią pokazującą jak bardzo się napracowaliśmy, czy może chcemy stworzyć miłą, wciągającą książkę, która do tego przemyci do naszej pamięci parę historycznych faktów?
Trzeba naprawdę talentu, by porwać książką, której fabuła jest znana od początku do końca (bo przecież tak dokładnie ją oparliśmy na faktach!). Trzeba mieć to coś, by zaintrygować, pomimo że wiemy, iż główny bohater za chwilę umrze, a snuty właśnie plan – oś intrygi - legnie w gruzach. Według mnie autorce tego zabrakło; ok, dopuszczam też myśl, iż może jednak to ma (bo przecież nakłady jej książek skądś się chyba wzięły?), ale w tej książce zapomniała to ujawnić…
473 strony, z czego pierwsze 100 w miarę wciągnęło, potem kolejnych 200 ciągnęło się niemiłosiernie. Około strony 300 nastąpiło ożywienie, by w okolicy strony numer 400 zdechnąć. Nudy, rany, nudy! Czy ktoś może mi podać tlen?
I jeszcze jedno. Nudząc się przy lekturze, miałam czas, by myśleć o tym, co mi w niej nie pasuje. To, co opisałam wyżej jest ważne, owszem, ale najważniejsze jest co innego. Absolutny brak poczucia humoru. I nie chodzi tu o salwy śmiechu nad kolejnymi kartkami (to byłoby raczej ciężko przeprowadzić, zważywszy na ilość trupów), ale o błysk, mrugnięcie okiem do czytelnika, nadanie lekkości. Niby autorka próbuje, wprowadzając wątek czarów, magii i opowieści o bogince wody Meluzynie, ale to takie grubo ciosane, oj grubo.

Jaki z tego morał? Jak chcesz poczytać o Yorkach i żeby było trochę faktów, i trochę nie, i trochę śmiesznie, i trochę strasznie, sięgnij po Szekspira!
A pani Gregory już serdecznie dziękuję.

"Biała królowa" Philippa Gregory; Wydawnictwo "Książnica"

49 komentarzy:

  1. Się uśmiałem:)) Gdzie nie splunąć Gregory jako objawienie, jako autorka bestsellerów, wszędzie pilnie poszukują, zabijają się, podniecają, że atmosfera, że epoka, że bogate detale:P Za to z powieściami historycznymi w ogóle miałem odwrotnie niż Ty: nie przepadałem, już wolałem jakieś wspomnienia albo popularne opracowanie, przez Huizingę nie przebrnąłem do dziś, mimo trzech podejść i kierunkowego wykształcenia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Jesień ..." przeczytana na studiach, kupiona parę lat temu, stoi na półce jak wyrzut sumienia (podobnie jak Zimbardo). I masz rację, wiedza nieużywana zanika, bo mnie, mimo pięciu lat studiów, York kojarzy się już bardziej z kynologią niż historią :(

      Usuń
    2. No widzisz, ale w ogóle ją przeczytałeś, mnie blokowało w pierwszym rozdziale, chociaż ponoć następne lepsze:) Coś czuję, że wyciągnę na wierzch i niech leży jak wyrzut sumienia:P

      Usuń
    3. Przeczytałem, ale jedyne co mi się dziś z "Jesienią ..." kojarzy to tekst z "Pulp Fiction" :P

      Usuń
    4. Gdyby dziś mnie pchali w stronę Huizingi, pewnie zapierałabym się wszystkimi kończynami. Możliwości percepcyjne (przynajmniej moje) są odwrotnie proporcjonalne do wieku. Toteż, Bazylu, i tak gratulacje, że byłeś aż tak bohaterski żeby kilka lat temu choćby kupić to wiekopomne dzieło (mój egzemplarz nie wiedzieć czemu nie przeprowadził się wraz ze mną od moich rodziców...)
      O skojarzeniach historycznych, czy raczej ich braku, pisać nie będę, bo to ma być blog "absolutnie nieperfekcyjna", a nie "absolutnie beznadziejna kretynka".
      Odnośnie pani Gregory to mnie ciekawią jeszcze tylko "Kochanice króla" - że niby czemu to zekranizowali? Ale z lekturą to się wstrzymam, aż taka ciekawa nie jestem. Może w Wielkim Poście, jeśli nie znajdę lepszego sposobu na umartwianie się?

      Usuń
    5. Swoją drogą aż dziw, że nikt nie wznowił Jesieni z okładką filmową :PP

      Usuń
    6. Ja myślę, że prace już trwają, tylko o tym nie wiemy:)

      Usuń
    7. Teraz to już dawno po herbacie:)) A co do Kochanic - to za sam tytuł należy się ekranizacja:)

      Usuń
    8. @momarta Z bohaterstwem, to raczej nie miało wiele wspólnego. Raczej z próbą udowodnienia sobie czegoś i odrobiną snobizmu. Bo któż nie lubi się popisywać mądrymi książkami. Choćby tylko na półce :)

      Usuń
    9. Hm, w pewnych kręgach (i wcale nie niższych, nie, nie!) podziw można wzbudzić już w ogóle posiadając książki. A jak się ich ma więcej niż 100, to szok wywołany tym faktem odbiera mowę i wzrok, w związku z czym zapewniam Cię, że ci, którzy oglądali twe półki i tak nie doczytali tytułu (a jak doczytali, to i tak nic im nie powiedział). No, chyba że Bazylowe kręgi różnią się od momartowych, to przepraszam i szacun, panie Bazyl, szacun, naprawdę!
      A te wszystkie książki, co masz, to naprawdę przeczytałeś? :PP

      Usuń
    10. "A te wszystkie książki, co masz, to naprawdę przeczytałeś?" Na to pytanie znakomitą odpowiedź znalazł Eco:) "To wszystko lektura na najbliższe dwa tygodnie, przeczytane trzymam na uniwersytecie".

      Usuń
    11. Znam, znam i stosuję, tyle że zamiast "uniwersytet", wstawiam co innego:) Na gości, których należy się szybko pozbyć działa lepiej niż przypalone ciasto!

      Usuń
    12. Jakoś dawno nikt mi nie dał okazji, żeby tego użyć, ludzie są nieużyci okropnie:(( A specjalnie część biblioteki jest zaraz przy wejściu, żeby nikt nie przegapił:PP

      Usuń
    13. Moje kręgi są antyksiążkowe, a i mój księgozbiór nie przekracza chyba setki. Dziwne? Być może. Ale wyjaśnieniem niech będzie bezpośrednia bliskość doskonale zaopatrzonej biblioteki. Ja sam nie jestem bibliofilem. Po prostu lubię czytać książki. Nie muszę ich mieć ;)
      PS. Kurczę, czas kończyć, bo się strasznie uzewnętrzniam. Momarto, trzeci wpis, a ja takie konfesje. Pogratulować :D

      Usuń
    14. ZWL: jakbyś był strasznie sfrustrowany, to mogę Ci podesłać paru pewniaków. A koszty delegacji pokryjesz?
      U mnie na topie jest mama kolegi mojego syna z klasy, nauczycielka zresztą (na szczęście ich nie uczy): "ojej, tyle książek? A po co Ci one?"
      Bazyl: strzeż się, strzeż. Jeszcze chwila, a znajdziesz się na pierwszej stronie w serwisie Pudelek! Ale to nie teraz, bo ja, ludzie, muszę pracować!!!!

      Usuń
    15. Nic nie będę pokrywał, szczególnie że muszę pokryć koszty nowego regału:PP Poszukam nowych znajomych i będę ich szokował znienacka tymi tonami papieru:))
      Wszyscy muszą popracować:(

      Usuń
  2. A wracając do moich skromnych zasobów, to ja nie mam ton książek, bo jestem po prostu przyzwoity człek. Na potwierdzenie cytat z czytanego właśnie "Ślepego szczęścia" JCh (miał ozdobić wpis, ale niech tam):
    - To jacyś przyzwoici ludzie, mają o wiele mniej książek. Dwa pudła wystarczyły, nie to co u was...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znów nie trafiłem z odpowiedzią w wątek :(

      Usuń
    2. Po kilku przeprowadzkach rozumiem doskonale punkt widzenia Januszka:)

      Usuń
    3. Tobie, Bazylu, wybaczę wszystko:)
      A co do ozdabiania wpisu: możemy udawać, że mamy galopującą sklerozę i jak go zamieścisz u siebie, to zachwycimy się od nowa, chcesz?
      Zaś co do meritum: jak tak sprawę stawiasz, to ja jestem rynsztok i to taki najpośledniejszy. Na usprawiedliwienie dodam, że to obciążenie genetyczne, więc nie powinnam zarażać i możesz ze mną blogowo obcować...

      Usuń
    4. Jakby ZWL się nie wepchał, to ja bym trafiła w wątek, a tak podzieliłam los Bazyla!

      Usuń
    5. @momarta Udawać?! To nie macie??!! A udawanych zachwytów proszę nie udawać ;)

      Usuń
    6. Zachwycimy się szczerze nawet powtórzonym cytatem:) Dawaj to Ślepe szczęście:P

      Usuń
    7. Nie no, chwila. Jest jeszcze w czytaniu :)

      Usuń
    8. Nie no, weź, na trzy godziny czytania całego interesu:PP

      Usuń
    9. Bazyl się delektuje i wypisuje co smakowitsze cytaty, co by we właściwym momencie (np. o 9:39)dźgnąć nas nimi!
      ZWL: nie zachęcaj tak tym krótkim czasem czytania (ja bym stawiała, że jak się przysiądzie, to i krócej), bo jeszcze zdejmę z półki i znów z nieukrywaną radością przeczytam, a po raz kolejny panie w bibliotece mi książek już nie przedłużą!

      Usuń
    10. Jak dla kogo. Wbrew pozorom setki przerzuconych stron nie sprawiły, że czytam szybciej niż w 2 klasie podstawówki. Ot, kolejny mit upadł. Kończę, bo ostanę się nagi jak jaki Apollo. Nawet listka braknie :)

      Usuń
    11. A ja tam za Ślepym nie przepadam, to mi się powtarzać nie chce:) Spojrzę sobie na książkę oczami Bazyla, o:D

      Usuń
  3. Philippa (choć akurat nie ta), była dla mnie o tyle dobra, że w ogóle ją przeczytałam (ostatnio z czytadłami z półki pop niespecjalnie mi idzie). Znudzona też nie byłam, pewnei dlatego, i ż co chwila komuś głowę ucinali, więc nie można było powiedzieć, że nic się nie dziejePPP.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, ja też zaznaczyłam, że trup się gęsto ściele. Pytanie tylko: co z tego?
      Za "czytadła z półki pop" chyba niejeden by się oburzył; zasadniczo ta autorka funkcjonuje przecież jako wręcz wybitna twórczyni powieści historycznych. Ja zapał straciłam na długo, choć zyskałam inspirację, o czym wkrótce :)

      Usuń
  4. Hmm, nie wiem, czy powinnam komentować ;), bo nie czytałam nic tej pani, ale przyznam się, że ekranizację tu wspomnianą oglądałam, a jakże. Głownie i właściwie jedynie dla Erica Bana odtwarzającego króla Henryka, ach! że sobie tak westchnę na samo wspomnienie (i chyba udam do koleżanki po pożyczkę kolejną tejże ekranizacji w postaci płyty dvd).

    Ale ja nie o tym chciałam, ja chciałam o tym, co mnie się ostatnio przy innej podobnej okazji przypomniało - o "Dynastii Morlandów" Cynthii Harrod-Eagles. To fabularyzowana historia Anglii od Wojny Dwóch Róż właśnie, ale! autorka głównymi bohaterami uczyniła rodzinę Morlandów, co pozwoliło dodać ten element zaskoczenia i niepewności, jak to się wszystko skończy. Niestety w Polsce wydano tylko kilka tomów z całej 24-tomowej sagi, ale moim zdaniem warto ich poszukać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eric Bana, mmmm!:)To może i pójdę drogą uczniów szkół wszelkich i zamiast przeczytać lekturę, obejrzę film?
      "Dynastia Morlandów" to też może być ciekawy trop, zwłaszcza że niechcący właśnie wciągnęłam się w Wojnę Dwóch Róż. Fakt,że wydano tylko kilka tomów, a nie 24, to tylko zachęta! Po wysysającym G.R.Martinie uważam, że im mniej, tym lepiej, bo więcej czasu pozostaje na inne lektury (a nie, że siedzisz tylko nad jedną, bardzo długą i upiornie wciągającą opowieścią)

      Usuń
    2. Idź tą drogą i koniecznie daj znać, no wiesz, jak tam Ci się film spodobał, jak scenografia, rekwizyty, stroje i takie tam, yhym, (no wiadomo, że tylko Eric się tam liczy ;)

      Co do DM, jak będziesz poszukiwać, to pamiętaj, że były u nas dwa wydania - jedno 5 pierwszych tomów pięknie wydane w twardych oprawach przez Świat Książki, drugie - trochę bardziej skomplikowane, bo pierwsze 5 tomów rozbili każdy na dwie części, czyli w sumie 10 plus potem wyszły już jednotomowe od 11 do chyba 15, To drugie ma koszmarne harlequinowate okładki, ale nie zrażaj się, bo książki warte moim zdaniem przeczytania. Planuję kiedyś powtórkę :)

      Usuń
    3. W mojej bibliotece na temat tej pozycji głucha cisza. W Merlinie tylko "Dynastia Miziołków", ale to raczej o czym innym. Za to na allegro, ojejej! Wersję "harlequinową" warto kupić dla samych okładek (po czym upchnąć gdzieś głęboko). Jesteś pewna, że to właśnie tę książkę miałaś na myśli?:P

      Usuń
    4. Weź tych Miziołków, nie pożałujesz:))

      Usuń
    5. Tak naprawdę to od dawna mam ich na oku, ale ponieważ żeby nie umrzeć przywalona nadmiarem lektur takie książki czytam tylko razem z dziećmi, to czeka, biedaczka, gdzieś na końcu kolejki...

      Usuń
    6. Twój na pewno, dziećmi bym się nie przejmował, najwyżej szybciej usną, jak nie będą nic rozumieć:PP

      Usuń
    7. Momarto - jak pomyślę, że miłośniczki harlequinów nabyły właśnie te książki i jakie rozczarowanie musiały potem przeżyć, to się zaczynam zastanawiać, czy to nie było celowe działanie :)))

      Kolejność to - "Gniazdo", "Czarna Róża", "Książątko", "Owoc dębu", "Czarna perła", "Długi cień", "Rycerz", "Dziewica", "Nawałnica", "Splątana nić".

      Usuń
  5. No proszę - w zrecenzowanej książce brak poczucia humoru, a tu - w komentarzach - można pęknąć ze śmiechu :-))) Naprawdę się ubawiłam, czytając Waszą dyskusję ;-) A na Philippę "poluję" od dłuższego czasu, bo same pozytywne recenzje do tej pory czytałam. Tym bardziej sprawdzę, czy też będę potrzebowała tlenu z nudów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ubawiony gość tego bloga, to krok w stronę naprawy świata:)
      A tak serio, to przetestuj panią Gregory, przetestuj, tylko przezornie zacznij od innej pozycji... I daj znać jak poszło; w razie czego - zreanimujemy!

      Usuń
  6. Witam wszystkich:)
    Przypadkiem zauważyłam temat Dynastii Morlandów.Właśnie szukałam informacji o dalszych częściach sagi.Niestety z tego co wyczytałam,kolejnych części nie można u nas kupić:(
    Wielka szkoda ponieważ pokochałam z całego serca Morlandów.Obecnie kończę czytać 15 tom,zostało mi już niewiele kartek.I tak niestety zostanę pozostawiona z niedosytem i ciekawością "co dalej"?Ach szkoda,wielka szkoda.
    Lubiącym takie zamierzchłe historyczne czasy polecam serię "Obca" Diany Gabaldon.Kolejna wciągająca seria od której nie można się oderwać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przypadkiem trafiłam na ten wpis, co za ulga, myślałam, że jestem jedyną osobą na świecie, której nie przypadła do gustu jej pisanina :) Nie doczytałam pierwszej książki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co czytałaś? Ja cały czas łudzę się jeszcze, że może "Biała królowa" to wypadek przy pracy, a reszta jest fascynująca i porywająca, ale jakoś nie mogę się zmusić, żeby to sprawdzić:)

      Usuń
    2. Coś tam z księżniczką w tytule. 100 stron z kawałkiem chyba... Wcześniej nie spotkałam się z żadną negatywną recenzją, więc się wahałam, czy przerwać czytanie, ale w końcu uznałam, że szkoda mi czasu na zmuszanie się do czegokolwiek (no, jeszcze żeby to był Joyce albo Tołstoj... ale tak...).

      Usuń
    3. Wiesz, nigdy nie wiadomo kiedy światu objawi się nowy Tołstoj, a głupio jest być w gronie tych, którzy się na nim nie poznali:) W przypadku pani Gregory gotowa jestem jednak założyć razem z Tobą Klub Głupoli, gdyż wiele wskazuje na to, że więcej można stracić na braku karty członkowskiej, niż na jej posiadaniu!

      Usuń