Im człowiek starszy, tym
częściej myśli.
Ja myślę na przykład o tym,
po co.
Po co robię to, co robię i
czy ma to sens.
Nie
mam złudzeń. Gdyby np. wybuchła wojna, szlag by mnie trafił w pierwszej
kolejności. Nieprzydatna. Nie uszyje, nie wyleczy, tylko myśleć potrafi. Won.
Emigracja
w zasadzie też nie dla mnie. Wyuczyłam się tak znakomicie, że nadaję się tylko
do pracy w RP. Z zagranicznych ofert pracy najbardziej dopasowany do mojego
profilu wykształcenia byłby zmywak. W drugiej kolejności ściera.
Pociesza
mnie czasem to, że w ciągu dotychczasowego życia udało mi się robić tyle
różnych rzeczy (zmywak i ściera też nie są mi obce), iż dałabym radę.
Zebrałabym w sobie siły i nauczyłabym się czegoś nowego. I to nawet pomimo tego,
że za chwilę będę oglądać „Czterdziestolatka” nie jako serial o starych
ramolach, tylko o ludziach w moim wieku (nie myślałam, że dożyję takiego momentu).
Czasem
zaczynam też myśleć o tym, co po mnie zostanie.
Może
innym jest to od początku obojętne, może niektórym przychodzi to z wiekiem. Jeśli tak, do mnie
jeszcze nie przyszło.
Może
to próżność, nie wykluczam, ale chciałabym żeby coś po mnie zostało.
Maria
Peszek śpiewa, że nie chce mieć dzieci i z tego, co śpiewa (oraz co mówi tu i
ówdzie) wynika, że dobrze rozumie czym to pachnie. Odważna kobieta. Ja w
chwilach głębokiego niepokoju pocieszam się bowiem tym, że „przecież mam
dzieci”. Zreprodukowałam się; umrę, ale momarciana cząstka zostanie. Uff.
Zdarza
mi się też pocieszać tym, że – póki jestem w RP – mam w ręku realne narzędzia
do wywierania wpływu na życie innych ludzi. Staram się robić z nich jak
najlepszy użytek i łudzę się, że może przez to, iż w taki a nie inny sposób
poprzestawiam trybiki, świat stanie się może choć trochę lepszy. Nie mam jednak
i nigdy nie uzyskam namacalnego dowodu na to, że tak właśnie jest.
Być
może coś wisi w listopadowym powietrzu, że takie myśli krążą. Kiedy kliknęłam
dziś na kombajn zakurzonej, zobaczyłam że ona też pływa w podobnym nurcie.
Nie
wiem czemu u niej tak. Wiem, czemu u mnie.
Mam
wstydliwe upodobanie.
Czytam
mianowicie nekrologi we wszystkich gazetach, jakie mi wpadną w ręce. Nie wiem
dlaczego i akurat nad tym nie zamierzam się zastanawiać. Przyjęłam tę swoją
przypadłość z dobrodziejstwem inwentarza. Mąż się przyzwyczaił.
Nekrologi
zazwyczaj są okropne. Pisane na pokaz lub „bo wypada”. Oschłe, oficjalne. Czasem nawet to rozumiem, bo jak można zmieścić w czarnej ramce człowieka?
Redagowałam nekrologi dwóch osób, bardzo mi bliskich. Były do bani; może dlatego że mnie wtedy za bardzo i zbyt niespodziewanie bolało?
Wczoraj
przeczytałam inny.
Nie
znałam profesora Niemca, nie słyszałam o nim.
Tego
nekrologu ogromnie mu jednak zazdroszczę.
„Dziękujmy za te wszystkie dzieci
rozsiane po Polsce, które, dorastając, będą najprawdziwszą pamiątką po Tomku”
Nie
wiem, kto napisał to zdanie, ale uważam, że udało mu się ująć najpiękniejszą
prawdę o Człowieku, któremu udało się życie.
Tekst piękny i chwytający za serce, ale przy listopadowych nastrojach proponuję jednak na jakiś czas odstawić nekrologi.
OdpowiedzUsuńNa dzisiejszy wieczór proponuję natomiast coś takiego . :) Pędzę skompletować strój, z kapturkiem włącznie.
Odstawienie nekrologów nie wchodzi w grę - to silniejsze ode mnie. Chyba, że odstawiłabym prasę papierową w ogóle, wtedy przyszłoby samo:)
UsuńStrój zachwycający - bez kapturka istotnie, niepełny.
Nie czytam nekrologów. Ten jest piękny.
OdpowiedzUsuńPiękny nekrolog - jednak nie oksymoron.
UsuńOj! Muszę zrobić coś wesołego.
OdpowiedzUsuńOj! Ja zrobiłam, ale - w mordę - nie wyszło.
UsuńByłam dziś z dziećmi w teatrze lalek na spektaklu dla dzieci od lat 4 pod mylącym tytułem "Kum i Plum".
Okazało się, że to o tym co w życiu najważniejsze, i co to jest szczęście i gdzie je znaleźć...
Znikąd pomocy:)
To ja może po prostu poczekam aż przyjdzie grudzień, co?
Ja poszedłem tropem guciamal i wczoraj zalałem spirytem pigwę. Część w cukrze z poprzedniego roku i część świeżą po odcedzeniu pierwszego nalewu. Za dwa tygodnie Wielkie Mięszanie i po pół roku okaże się czy dotrzymałem słowa kumplom od siatki i "będzie bardziej wytrawna" :D
UsuńPół roku? Toż to wieczność cała (żeby utrzymać się w funeralnym klimacie:P)!
UsuńAle uwierz mi, warto uzbroić się w indiańską cierpliwość (choć pewnie część Indian na wieść o wodzie ognistej, miałaby w odwłoku akurat tę, przypisywaną im nagminnie, cechę) :D
UsuńPewnie warto... Ja co roku obiecuję sobie zrobienie jakiejś nalewki i potem zawsze okazuje się, że jest już za późno.
UsuńPoza tym odkąd zlikwidowano strefy wolnocłowe na promach, skończyło się dojście do taniego i nietrującego spirytusu, co znacznie zmniejszyło zapał tutejszej ludności do produkcji napojów wyskokowych:P
Przypomniało mi się teraz, że w którymś Wańkowiczu ("Szczenięcych latach"?) było dużo i cudownie na temat nalewek.
Monopol. Dialog z moim udziałem jako kupującego.
Usuń- Poproszę pół litra spirytusu.
- A do czego panu?
- A do naleweczki.
- Bo jest nalewkowy, taki 62%.
Wystarczyło wymowne spojrzenie i pan sięgnął po butlę z zieloną etykietą, komentując:
- Czyli dla przyjaciółek żony pan nie robi?
Urocze. Faktycznie, 62% w sam raz dla słabych kobiet, ba, może i jakiś niemowlak się skusi?
UsuńTakie myśli towarzyszą chyba każdemu myślącemu człowiekowi- po co to wszystko, co po nas zostanie, no omnis moriar. Dzisiaj jednak polecam podobnie, jak Lirael coś wesołego. Takie myśli zdecydowanie lepiej snuje się podczas pięknej, słonecznej, letniej pogody. Ja może nie czytam nekrologów, bo w ogóle nie czytam gazet (nie oglądam, nie słucham... czasami zajrzę do internetowych newsów)ale lubię czytać napisy na nagrobkach, gdzie z rzadka w jednym krótkim wpisie rodzina/znajomi/przyjaciele starają się zawrzeć życie człowieka. Wpis króciutki, a czasami mówi tak wiele.
OdpowiedzUsuńSłonecznej niedzieli bez ciężkich i ważkich rozważań życzę
Słoneczna niedziela to nie tutaj:( Od 1,5 tygodnia mgła i mgła, i kap i chlup. Nic, tylko pić i wyć.
UsuńKiedyś też czytałam napisy na nagrobkach, ale od paru lat mi minęło. Może ludność Pomorza Zachodniego mniej poetycka niż ci z Trójmiasta, ale niczego godnego uwagi nie widziałam już od bardzo, bardzo dawna. Za to złote aniołki, i owszem, w ilościach hurtowych.
A zatem polecam nalewkę wiśniową, żurawinową, pigwową lub inną ową :) Słoneczna niedziela nie dotarła i do Trójmiasta i dzisiaj cały dzień spowity był mgłą, szary i ponury. A ja kocyk, naleweczka, pan V.Hugo, muzyczka - oj tak lubię. A jeszcze wczoraj depresyjka i misięnicniechce. Jest zatem nadzieja
UsuńU mnie niedziele nie bywają tak przyjemne, jak u Ciebie. Z jednej strony nadrabianie braków w życiu rodzinnym, ale z drugiej, stale rosnąca nerwowość wywołana faktem, że niestety zawsze w weekend zabieram do domu pracę i ostatnio nigdy nie udaje mi się z nią obrobić wcześniej niż w niedzielny wieczór, a wręcz noc:( Czy chcę, czy nie chcę, misięnicniechce nie wchodzi więc w grę, co można teoretycznie zapisać po stronie plusów... Po stronie minusów - spożywanie napojów wyskokowych raczej niewskazane; nie wiem jak Tobie, ale mi szkodzi na wydajność i jakość pracy:P
UsuńMnie też szkodzi alkohol, ale od czasu, kiedy usłyszałam, że praca po godzinach oznacza złą organizację czasu pracy i obniżono mi ocenę pracowniczą z tego powodu przestałam pracować po pracy (nadgodziny oraz co gorsza praca w weekendy). Jeszcze w tym roku wykorzystywałam zaległy urlop związany z tymi nadgodzinami (tyle ich było, że nie było kiedy skorzystać). Teraz mam więcej czasu dla siebie i jestem zdrowsza; stresy, nerwy, wieczne zmęczenie to czas przeszły. W tej chwili prędzej zdecyduję się na strajk włoski, niż zostanie po godzinach. I dziękuję mojej szefowej, że tak mnie wtedy oceniła, bo choć sobie zrobiła pod górkę (wystosowałam oficjalną ekspiację, że przyrzekam, że to się więcej nie powtórzy) mnie nie mogła sprezentować piękniejszego podarunku. A i Tobie radziłabym to samo. Moi znajomi z twojej branży są na silnych lekach antydepresyjnych z powodu "nadużywania" pracy po pracy.Wiem, że łatwo się mówi i wiem, że nie łatwo to zmienić, sama długo z tym walczyłam, może potrzeba silnego bodźca. Więc jeśli możesz to przyjmij tę radę od starszej koleżanki, a jak nie to idę się bujać :)
UsuńDziękuję za troskę (w celu bujania mogę Cię skierować wyłącznie na huśtawkę, o ile lubisz:P), ale nie jest ze mną tak źle:)
UsuńZasadniczo mam czas pracy "określony wymiarem zadań", a zadań mam dramatycznie dużo, ale zaliczyłam już stan przesadny, z realną wizją rozwodu, co podziałało niezwykle trzeźwiąco. Teraz zaś - jako matka dzieciom - często korzystam z tego, że sama reguluję sobie godziny pobytu w tzw. zakładzie i naprawdę rzadko jestem tam 8 godzin (za co winę ponosi polska oświata, zmuszająca do odbierania dzieci z placówek do godziny 16.00:P). A że kiedyś tę robotę trzeba zrobić, a ponadto czasem (ostatnio bardzo często) zdarza się spiętrzenie? Cóż, takie życie.
Co nie znaczy, że to lubię:) Jak polubię, niezwłocznie doniosę, prosząc Cię jednocześnie o wymierzenie porządnego kopniaka!
Trochę orientuję się w specyfice twojej pracy; kończyłam ten sam kierunek i mam wielu znajomych w tej branży :) Co do ewentualnego kopniaka- masz to jak w banku :) Co do huśtawki - dawno się nie bujałam - więc dla rzetelnej odpowiedzi - pójdę wypróbować przy pierwszej nadarzającej się okazji, np. kiedy zakład będzie bardzo mnie potrzebował - ja pójdę się pobujać :).
UsuńSkoro tego nie lubisz- to jest dla Ciebie nadzieja - bo ja to zaczynałam lubić, nawet wydawało mi się, że taka jestem niezastąpiona :)
Na ra
Z punktu widzenia historyka nekrologi i ogłoszenia drobne to świetne źródła, ale w taką pogodę lepszy zdecydowanie jest kącik ogłoszeniowy:)
OdpowiedzUsuńKącik ogłoszeniowy nie przejdzie; moje wewnętrzne ja domaga się funeraliów. Latem też.
UsuńNie, nie chcę o tym porozmawiać:P
W ramach funeraliów zakończenie Pana Wołodyjowskiego się sprawdza:P
UsuńDziękuję Ci bardzo, od razu mi lepiej:DD
UsuńBędąc młodą dziewczynką, czytywałam to sobie na głos (w ramach ćwiczeń dramatycznych i przygotowania do wykonywania zawodu aktorki:P), zalewając się nieustannie potokiem łez, co nieco osłabiało dramatyzm sceny.
Ale potoki łez całkowicie zrozumiałe i dodają autentyczności :)
UsuńTeraz niestety strumień łez przynależny tej lekturze wysechł. Patetyczni i niemożebnie durni bohaterowie (durność odnosi się do końcówki)obecnie wywołują u mnie wyłącznie warkot.
UsuńNo aż nie wierzę, żeby warczeć na szlachetnych idealistów:P Ale fakt, jak on mógł tę Baśkę nieszczęsną zostawić:)
UsuńBaśka Baśką, ale - że zacytuję tekst z naszej ulubionej płyty: "lepszy żywy obywatel, niż martwy bohater" :))
UsuńMomarto - Tyś mi siostrą w czytaniu nekrologów! Może nie czynię tego bardzo regularnie, ale jak już czytam gazety, to zawsze na nekrologi popatrzę.
OdpowiedzUsuńI też mam podobne myśli do Twoich często, o tym, co po sobie zostawię ...
To budujące, że jest nas więcej:)
UsuńTak, jak wyżej napisała Gucia, takie myśli chyba muszą przyjść do głowy każdemu, kto ma więcej lat niż 20. Być może w słonecznej Toskanii zdarzają się one jej mieszkańcom rzadziej, ale już np. Skandynawowie to dopiero mają przechlapane!
Gdyby płacili za myślenie...oj, pławiłabym się w luksusach ;)Tak, też chciałabym coś po sobie pozostawić, niekoniecznie dzieci. Czasami mam wrażenie, że strasznie się guzdram, a czas przecież tak szybko leci. I ta świadomość, że się nie zdąży...deprymująca.
OdpowiedzUsuńPewnie jak się chce, to się zdąży. Niektórzy ponoć umierają w poczuciu spełnienia. Nikt jednak nie powiedział, że to proste, s ponadto czasem guzdranie jest tak kuszące...
UsuńHowԁy just wanted to givе you a quick
OdpowiedzUsuńheаԁs uρ. The words іn
your сontent sеem tο bе гunning
off the screen іn Sаfari. I'm not sure if this is a formatting issue or something to do with browser compatibility but I thought I'd pοѕt
to let you κnow. Thе layout look greаt though!
Hope you gеt the isѕue solved soon. Kudos
Ηerе is my web ρage ... hcg weight loss side effects
My web page > hcg supplies