Niniejszy post w żadnym wypadku nie
został zainspirowany rozmowami ze Starszym na temat tego, co dzieje się u niego
w szkole!
Drogie Dzieci i ich Rodzice!
W
tym miejscu znajdziecie kompendium wiedzy na temat lektury przewidzianej w
klasie II szkoły podstawowej pt. „120 przygód Koziołka Matołka” (nie podajemy
nazwisk autorów, bo są strasznie długie i dzieci i tak nie zapamiętają).
Wychodząc
naprzeciw Waszym oczekiwaniom, przygotowaliśmy mały bryk, dzięki któremu Wasze
dzieci w 5 minut dowiedzą się o co w książce chodzi, a zaoszczędzony czas będą
mogły poświęcić innym, bardziej przydatnym i nowoczesnym rzeczom.
Dla
lepszego przyswojenia wiedzy przebieg zdarzeń w książce zostanie przedstawiony w
punktach:
1. Koziołek wyrusza
Celem
podróży jest miasteczko Pacanów, w którym Koziołek zamierza podkuć się na
próbę.
2. Koziołek wędruje
Długo.
Idzie przez 120 obrazków, spotykając po drodze różne zwierzęta (np.
niedźwiedzia, jeża, wilka), ludzi oraz zwiedzając różne kraje, jak np.
Afganistan, Chiny, Indie.
3. Koziołek nie dociera do celu.
Niestety,
koziołek kończy podróż w Warszawie zamiast w Pacanowie, jednak w przyszłości
zamierza dalej wędrować. Na szczęście zostało to opisane już w kolejnych księgach,
których nie trzeba czytać, gdyż nie są lekturą.
Poniżej wersja rozszerzona, WYŁĄCZNIE
dla zainteresowanych.
1.
Wydawać by się mogło, że kiedy dziecko jest w drugiej klasie i jeszcze nie
zdążyło się zrazić do czytania (bo dopiero zaczyna), nie ma szans, żeby nie
zainteresowało się Koziołkiem Matołkiem.
Drodzy
Rodzice: dziecko się na pewno nim nie zainteresuje, jeśli ściągniecie mu z
Internetu tekst w PDF.
Uwaga! Integralną częścią tej książki są ilustracje!
Kornel Makuszyński figę by odniósł, a nie sukces, gdyby nie Marian
Walentynowicz, który tak genialnie go wyrysował. Jeśli już natomiast drukujecie
na bogato - z ilustracjami – to zwróćcie uwagę czy aby na pewno macie kolorową
drukarkę. Wydruki czarno-białe są raczej biedne.
Marginalnie
tylko wspomnimy, że w zasadzie to nieładnie tak ściągać pirackie wersje
książek. Ściąganie ich dla dzieci jest wręcz bardzo nieładne.
Aha!
Kreskówka o Koziołku Matołku nie jest wierną ekranizacją książki! Ba, jedynie
luźno do niej nawiązuje. Owszem, jest znakomita (zwłaszcza muzyka i lektor –
Wiesław Michnikowski), jednak mimo wszystko proponujemy seans po lekturze, nie
zaś zamiast niej.
2.
Jeśli nie lubicie dużo czytać, pomyślcie: to tak naprawdę nie jest książka,
lecz komiks! (Uwaga dla bardzo zainteresowanych: podobno jeden z pierwszych w
Polsce! Uwaga dla bardzo zainteresowanych: nie komiks, a parakomiks).
Nie
trzeba więc bardzo dużo czytać, czasem nawet trafi się znany już ze Spidermana
zwrot, jak np. „Bum! Bum!”.
Poza
tym jest do rymu: koziołek – matołek, blisko – wilczysko, szpony – strony. Phi!
Sami byście tak napisali. Może niekoniecznie ośmiozgłoskowcem, ale od razu lżej
na sercu, prawda?
3.
Niezależnie od poglądów, każdy znajdzie tu coś dla siebie:
a)
osoby o poglądach konserwatywnych: Koziołek Matołek jest prawdziwym Polakiem.
Na co dzień przechadza się w biało-czerwonym stroju, a chociaż podróżuje po całym
świecie (a nawet i po kosmosie!), gdzie widzi rozmaite cuda i styka się z wielkim bogactwem, serce
zawsze ciągnie go do polskiej ziemi. Wyraźna jest też jego skłonność ku płci
pięknej – po nieudanych próbach wżenienia się w arystokrację, ostatecznie wziął
za żonę bardzo piękną kozę (o czym jednak dowiadujemy się dopiero w książce o
przygodach małpki Fiki-Miki).
b)
osoby o nowoczesnym światopoglądzie: choć Koziołek skłania się ku opisanym
wyżej tradycyjnym wartościom, to jednak jest szczery, otwarty i chętny do
pomocy wobec każdego napotkanego na swej drodze stworzenia. Najlepszym jednak
dowodem jego postępowości niech będzie ten oto obrazek!
c)
osoby z natury wesołe: niewątpliwie znajdą w Koziołku bratnią duszę. Choć
bowiem spotyka go wiele strasznych przygód, z obcięciem głowy na czele, zawsze
wychodzi z nich cało, obracając okrutne wspomnienia w żart. Niespecjalnie też
bierze wszystkie zdarzenia do siebie i choć pozostaje w tym bardzo naiwny, nie
budzi politowania, a wyłącznie sympatię.
Gdyby był choć trochę mądrzejszy,
mógłby pewnie tak oto streścić swoje życiowe zasady:
„począłem uprawiać naiwną filozofię żywioną
dobroczynnym kłamstwem i upartym przekonaniem, że z bliźnim należy się dzielić
jedynie chlebem i radością, a przenigdy sarmacką krępą smutku i czarną polewką
zwątpienia”.
Niestety,
mądrzejszy nie jest, więc zamiast niego takie zdanie musiał wyrazić jego
twórca, Kornel Makuszyński („Kartki z kalendarza”).
d)
osoby z natury smutne: na pewno się rozweselą. Mają na to całe cztery księgi, a
jeśli to nie pomoże (niemożliwe!), mogą poprawić jeszcze trzema księgami przygód małpki Fiki-Miki. Śmiech ogarniający czytelników przy lekturze nie jest przy tym pusty,
czy głupi, o nie! Jest to śmiech, który może stać się sposobem na życie –
przygody Matołka pokazują bowiem, że pozytywne nastawienie do życia oraz
serdeczność wobec innych zawsze zaprocentują.
Całą
zaś resztę, jeszcze być może nieprzekonaną, niech zachęcą te oto słowa Wandy
Borudzkiej, autorki krytycznej recenzji, opublikowanej w roku 1934 w „Wiadomościach Literackich”
(cytuję za Hubertem Ronek, autorem znakomitej pracy magisterskiej na temat
Koziołka Matołka):
„Są to przygody nie tylko matołka, ale
przede wszystkim dla matołków. Dobrze wiemy jak dzieci za tą książką szaleją i
ile stąd przyjemności doznaje nakładca. Mimo to jest to brukowiec w typowej
postaci. Jeśli nie seksuologiczne mordy, włamania, kradzieże, to przynajmniej
skoki do środka ziemi, padanie na łeb do wody, obcinanie i porastanie bród,
nade wszystko zaś (…) dowcipy związane z funkcją siadania (kleszcze raka w
ogonie itp.).(…) Ruch jest w interesie – podróże na gwiezdnych ogonach,
przerzucanie się z jednej części świata do drugiej, kraksy samochodowe i różne
wywijasy tego koźlego głuptaka. Zakończenie sielskie anielskie nie ratuje
sprawy, dowcip zaś (pomysłowy tylko miejscami) przyprawia dzieci o ból brzucha
ze spazmatycznego rechotu. (…)
Niezrozumiałe jest natomiast dlaczego
ten bydlak ma obnażony tors anemicznego ojca rodziny, zabierającego się do
mycia górnego dekoltu. Czy nie można go było zbliżyć do naturalniejszej
postaci? Pomysł przybierania zwierzęcia w czerwone majtki znamy dobrze z
pocztówek ubiegłego stulecia. Tak też przyozdabiano tresowane pieski w starych
numerach kabaretowych. Uczciwy, zdrowy pies zdarłby z siebie tę rzecz z
obrzydzeniem. Kozioł również, uczyniwszy właściwy mu użytek z rogów na tych, co
go powołali do absurdalnych wyczynów.”
Kornel
Makuszyński i Marian Walentynowicz „Przygody Koziołka Matołka” Oficyna
Wydawnicza G&P, Poznań.
Kornel
Makuszyński i Marian Walentynowicz „Awantury i wybryki małej małpki Fiki-Miki”
Oficyna Wydawnicza G&P, Poznań.
Momarto, jak zwykle wyśmienity tekst! Uwielbiam Cię czytać.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam parskając i chichocząc, ale i ze wzruszeniem, bo przepadałam za koziołkiem w dzieciństwie. Ilustracja podkreślająca nowoczesne walory światopoglądowe - rewelacja! :D Fragment miażdżącej recenzji Wandy Borudzkiej muszę sobie zapisać. :)
Mam nadzieję, że o małpce Fiki-Miki też napiszesz.
Dziękuję za miłe słowa, krzepiące zwłaszcza z uwagi na fakt, iż tworzeniu tekstu towarzyszył znój, pot i łzy:)
UsuńRecenzja W. Borudzkiej też mnie zachwyciła. Jest nieco dłuższa, choć wydaje mi się, że najlepsze fragmenty zacytowałam. Całość w podanym we mnie linku - strony 74-75.
O małpce nie planowałam pisać, bo nie wiem, czy umiem teraz napisać o niej w świeży sposób. Może kiedyś?
A ja absolutnie protestuję, że takie przydatne opracowania krytyczne ukazują się już PO omówieniu rzeczonej lektury w klasie, przez co musieliśmy ją przeczytać w całości. Nawet dwa razy. Sami, bez nijakiego wsparcia:((
OdpowiedzUsuńPrzykro mi niezmiernie, jednak żywię przekonanie, że daliście radę bez uszczerbku na zdrowiu:) Na pocieszenie wyobraź sobie, że my przeczytaliśmy dwa razy wszystkie cztery księgi (teraz, bo w przeszłości czytaliśmy je już co najmniej kilka razy), a do tego poprawiliśmy małpką Fiki-Miki. Jak się okazało, taka ilość jest już szkodliwa. Odczuł to Starszy, który z rosnącym zdumieniem obserwował swoich kolegów i koleżanki z klasy, nijak nie mogąc ułożyć zdarzeń w logiczny ciąg.
UsuńMyślę, że dyskusja o lekturze zyskałaby na rumieńcach, gdyby Starsza wiedziała o seksuologicznych mordach i brukowcu w typowej postaci. Ponieważ w styczniu mają być omawiane wiersze Tuwima, to prosiłbym o zamieszczenie z wyprzedzeniem stosownych wskazówek interpretacyjnych :)
UsuńPo długich wahaniach ostatecznie ja także nie zapoznałam Starszego z wspomnianymi fragmentami recenzji:)
UsuńU nas Tuwim w grudniu, bo w tym roku pani jest wyjątkowo na bieżąco. Obawiam się jednak, że za wiele tu nie zdziałam - w końcu już wszyscy wiedzą, co myśleć o Murzynku Bambo! Na pewno wcześniej będzie jednak o legendach - już teraz więc myśl o właściwych sposobach ich odczytania, bo pewnie akurat właśnie to przerabiacie:).
Już dawno po legendach, ale chętnie poznam niekonwencjonalne linie interpretacyjne:) U nas z powodu braku lektur w bibliotekach następują skoki i przeskoki w kolejności lektur.
UsuńU mnie pani przestała się tym przejmować. Legendy np. przeczytała dzieciom w klasie na głos (kilka pominęła), gdyż rodzice oświadczyli, że absolutnie nigdzie nie ma tej książki. Oznaczało to jedynie, że nie było jej w szkolnej bibliotece, bo w miejskiej jest jakieś 15 egzemplarzy. Próbowałam nieśmiało co niektórym o tym napomykać, ale dałam sobie spokój, widząc że nie mają ochoty tego się dowiedzieć... Dno.
UsuńMy się posiłkowaliśmy dowolny wydaniem legend, bo Chotomskiej też nie było. Resztę nabyłem hurtem i nie zamierzam polegać na bibliotece szkolnej, która ma chyba zapasy Czuka i Heka, a nie Kasdepkego:P
UsuńU nas biblioteka szkolna też słabiutko - każdej lektury po jednej sztuce. Trudno się jednak dziwić, skoro przekrój lektur zmienił się tak diametralnie ledwie 2 albo 3 lata temu.
UsuńA akurat brakiem książek Grzegorza Kasdepke bym się nie martwiła. Po "Co to znaczy" mam do niego wstręt, który utrzyma się jeszcze długo!
A ja mam obojętny stosunek do autora, Pozytywka mnie nie porwał, a Ostrożnie i Z piaskownicy świat nie czytałem, Starsza sobie sama poradziła:P
UsuńMnie też Pozytywka nie zachwycił, ale Starszego i owszem. Ostrożnie może być, choć wydaje mi się, że dla młodszych dzieci (my czytaliśmy już chyba 3 razy, pierwszy raz ze dwa lata temu). Z piaskownicy nie znam, ale sądząc po tytule, siedmio-, a nawet ośmiolatki też niekoniecznie są docelową grupą wiekową.
UsuńPrzy kolejnym spotkaniu z "Ostrożnie..." zamierzam zlecić Starszemu samodzielną misję lekturową - tak będzie lepiej dla nas wszystkich.
Mnie się też obie na oko wydały dość przedszkolne, ciekawe więc, co robią w lekturach dla klasy II?
UsuńSądząc po tym, ile czytają dzieci w klasie u Starszego, może autorzy podręcznika po prostu postanowili zacząć pracę u podstaw i nadrobić lekturowe zaległości? Jak dla mnie, za mało jednak w tych pozycjach potworów, wojowników, kucyków i księżniczek...
UsuńTia, chyba nawet z Perraulta wybrali te najmniej inwazyjno-potworne:)) Na szczęście lektury pozaszkolne wybieramy fajniejsze.
UsuńMy też, choć akurat legendy Chotomskiej uważam za bardzo trafny i dobrze ukierunkowujący wybór. Całkowicie zapomniałam o takich książkach, a Starszemu bardzo się spodobały.
UsuńMnie ciekawi też po co komu "Pięciopsiaczki"? Z całym szacunkiem do Chotomskiej (zdaje się, że mamy jej nadreprezentację, podobnie jak Kasdepke), ale napisała parę lepszych rzeczy. No, chyba że chodziło o pretekst do omówienia stosunku do zwierząt, ale wtedy pewnie znalazłoby się parę innych, lepszych pozycji.
A owszem, Pięciopsiaczki nijakie, ale może chodziło o liczenie do pięciu? :PP
UsuńO tym tropie nie pomyślałam, choć jego trafność wręcz poraża:P
UsuńMnie już nic nie zdziwi w szkole współczesnej:PP
UsuńA dziwi Cię pozytywnie czy negatywnie?
UsuńChyba bardziej negatywnie, ale w ogólnym rozliczeniu jest nijako:(
UsuńJa na razie szkołę jako taką odbieram pozytywnie; zmiany które w niej zaszły od naszych czasów są tylko na plus. Niepokoi mnie jedynie dążenie do schematyzowania odpowiedzi (macie te same domowniczki, więc powinieneś wiedzieć co mam na myśli) i nie pałam radością na myśl o zmianach w klasie IV, bo wtedy - jak twierdzą wszyscy wokół - podobno wraca stare pełną gębą.
UsuńJa narzekam na bałagan i brak informacji dla rodziców, na szczęście dziecku nikt w rozwoju nie przeszkadza, a czasem nawet i pomoże, choć bardziej przez pomyłkę niż systemowo:)) Mnie razi nie tyle schematyzm odpowiedzi, co schematyzm oceniania: za proste zdanie dostaje się tyle samo punktów co za podrzędnie złożone z wyszukanym słownictwem. No ale niech sobie dziecko ćwiczy podrzędnie złożone dla własnego rozwoju, a nie dla punktów:P
UsuńI tu widać gołym okiem różnice płci. Moje dziecko ani myśli tworzyć zdania podrzędnie złożone - jeszcze mu się ręka zmęczy i co wtedy? Im mniej, tym lepiej, im szybciej, tym cudowniej, a że Matka zgrzyta? Phi.
UsuńStarsza się wykazuje w najmniej spodziewanych momentach, najchętniej właśnie wtedy, jak jej nikt nad głową nie stoi:)
UsuńU mnie to bez znaczenia, cała para idzie w kombinowanie, jak tu się za bardzo nie narobić:( A nad głową nie stoję, bo jestem mądrą Matką, która wcześnie zrozumiała, że takie zachowanie prowadzi prosto do wspólnego odrabiania lekcji z 18latkiem:P
UsuńO właśnie, właśnie:P Mieliśmy takie dwa przykłady w okolicy, to teraz już tylko dyskretnie zaglądamy czy i jak zrobione:P
UsuńJa dodam jeszcze zaglądanie w celu wyciągnięcia za fraki Młodszego, który zawsze ma właśnie w tym czasie mnóstwo niecierpiących zwłoki problemów, które rozwiązać może tylko Starszy...
UsuńI wyrywanie z małych łapek podkradzionej linijki, gumki do ścierania z małych ząbków... klasyka.
UsuńTak, straty w gumkach są największe:P U nas nie pomogło nawet założenie własnego piórnika z Jego gumką - ta Starszego ma i tak zawsze lepsze walory smakowe.
UsuńA kredka, której aktualnie używa siostra jest właśnie teraz pilnie potrzebna... Człowiek się rozwija jako mediator :D
UsuńMoże Ty jako mediator; ja tylko chrypnę:(
UsuńJa też nie prowadzę mediacji na migi :P
UsuńJa najwyraźniej zużywam pokłady łagodności i cierpliwości w pracy. Terror, tylko terror może nas uratować!
UsuńMnie żona nie pozwala wprowadzać terroru, niestety. Ponoć to źle robi na dziecięce duszyczki :(
UsuńMoja mama, która wychowała dwie córki, też początkowo przekonywała mnie, że dzieciom wszystko można spokojnie wytłumaczyć i że nie rozumie, czemu czasem tak strasznie krzyczę. Tak. To było zanim lepiej poznała swoje wnuki. Teraz uważa, że dzieciom w zasadzie można wszystko spokojnie wytłumaczyć, ale czasem na niektóre to trzeba krzyczeć:P
UsuńPS. Duszyczki moich synów mają się znakomicie, moje gardło gorzej.
Ja jestem tyran i szantażysta, i choleryk:P I to mimo tego, że na tle znajomych dzieci mamy dwa anioły.
UsuńTwój wizerunek jawi mi się jako nieco niespójny, ale niech ci będzie:P
UsuńJa oczywiście też mam w domu anioły. Upadłe.
Niespójny, powiadasz? To muszę popracować nad autokreacją:P
UsuńBardzo dziękuję - dowiedziałam, że istnieje coś takiego, jak parakomiks, nawet sobie wyguglowałam, co to takiego i czym się różni od komiksu.
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie:) Kliknij sobie jeszcze na pracę pana Huberta, to dowiesz się wielu innych interesujących rzeczy (o parakomiksie też tam szeroko).
UsuńREWELACYJNY tekst. Ja na razie tylko tyle, bo w biegu, ale ja tu jeszcze wrócę i nakręcę komentarzową koniunkturę :D
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowo:) Nie mów mi o byciu w biegu - ja chwilowo jestem dostępna wyłącznie w dzikim galopie!
UsuńMoje ukochane książeczki z dzieciństwa i jeszcze o Małpce Fiki-Miki.)
OdpowiedzUsuńJak widać, są to bajki ponadczasowe i świetnie dające sobie radę także i w XXI wieku. Ja też w dzieciństwie je lubiłam, pomimo że dysponowałam tylko wydaniem w formie rozpadających się kartonowych zeszytów; tym bardziej cieszę się teraz, że spodobały się i moim dzieciom.
Usuń