czwartek, 13 grudnia 2012

List do Świętego, czyli ostatnia deska ratunku


Drogi Święty Mikołaju!

Wprawdzie wiem, że nie istniejesz, ale nie zaszkodzi spróbować, zwłaszcza że jesteś moją ostatnią instancją, a byłam przez ostatni rok grzeczna.
Ok, prawie grzeczna. Ale to też się liczy.

źródło zdjęcia: http://www.santaclauslive.com

Ponieważ zbliżają się Święta, a jak dotąd nie życzyłam sobie niczego szczególnego (bo te stosy książek oraz niezbędnie mi potrzebne nowe sukienki, sztuk trzy, nie powinny być traktowane jako prezenty, nieprawdaż?), ośmielam się zwrócić się do Ciebie z mą prośbą, licząc na Twoją świętą sprawiedliwość, nakazującą Ci obdarować każdego tym, czego pragnie najbardziej.
Abyś należycie zrozumiał wagę mej prośby, najpierw muszę Ci jednak skrótowo przedstawić zaszłości ostatnich dwóch dni.

Wczoraj.
Starszy (lat 7 i prawie pół) wyszedł ze szkoły z niespotykaną dotąd u niego miną. Trochę zadowolony kot, trochę spłoniona pannica lat naście.
- Czy wszystko w porządku, synku? – zapytałam kontrolnie.
- Taaak, mamo. Tak. – odparł.
Po chwili jednak dodał: - Mamo? A ile można mieć zakochanych?
- Zakochanych? – wykrzyknęłam. – A co to są „zakochane”?
- No wiesz, takie dziewczyny – wyjaśnił.
Moja czujność wzrosła. Dokonałam błyskawicznej analizy posiadanych danych i – niby od niechcenia - zadałam szybkie pytanie:
- A ile ich masz?
- Eee, no, chyba cztery – odparł, drapiąc się po głowie. – Ale to chyba za dużo, nie? – dodał po chwili.
- Myślę, że masz rację – odparłam powoli, gdy już odzyskałam mowę.
- No, i dlatego dziś z jedną zerwałem – wyjaśniał niewzruszenie dalej. – Ale chyba muszę zerwać jeszcze z jedną, nie?
- A co to znaczy, że z nią „zerwałeś” – zapytałam, pozornie spokojnie, jednak każdy mięsień mego ciała drgał i łkał.
- No wiesz, powiedziałem jej, że nie może być już we mnie zakochana – oświadczył Starszy tonem, w którym pobrzmiewało zdegustowanie moją niewiedzą.
- Aha, no faktycznie – odparłam szybko. Po chwili jednak pogrążyłam się do reszty – A skąd Ty właściwie wiesz, że te dziewczyny są w Tobie zakochane? – zapytałam.
- No mamo! No przecież jak one się ciągle do mnie przytulają i chcą mnie całować, to wiadomo, prawda?! – wykrzyknął z oburzeniem.
Prawda.

I widzisz, święty Mikołaju, ja nawet nie chcę, żebyś mi wyjaśniał jak to się dzieje, że dzieci lat siedem (i prawie pół) się zakochują, przytulają, całują i zrywają ze sobą. Nie, nie. To wyjaśnię sobie sama. Może. Kiedyś. Teraz chcę Ci tylko opisać jeszcze jedno zdarzenie.

Dzisiaj.
Młodszy (lat prawie cztery). Dziubuś mamusi. Mała przytulanka o okrągłych oczętach i dziecięco pulchnych rączkach. Jak dobrze, że jest taki malutki, cmok, cmok.
Idzie do przedszkola z Ojcem.
Wchodzą do szatni. Tam już przebierają się dwie koleżanki z grupy.
- Cześć !!! – krzyczą jedna przez drugą.
Młodszy nie zaszczyca ich spojrzeniem.
- Dzień dobry, dziewczynki – Ojciec próbuje stanąć na wysokości zadania. Niestety, dziewczynki nie zaszczycają go spojrzeniem.
- Mamo, mamo – jedna z dziewczynek szarpie swoją mamę za rękaw. – To jest właśnie ten kolega, w którym się zakochałam! – wyznaje dramatycznym szeptem.

Popołudniu w domu.
- Synku, a co to były za koleżanki rano w szatni? – Ojciec próbuje wysondować głębokość problemu.
- No takie, koleżanki. – nie chce współpracować Młodszy.
- A one Cię lubią? – Ojciec nie daje za wygraną.
- No. Bajdzo. – cedzi informacje Młodszy. – Cały czas chcą się ze mną bawić i mnie całować – łaskawie dodaje.

I oto, drogi Święty Mikołaju, doszliśmy do sedna.
Bardzo, ale to bardzo, bardzo Cię proszę: zrób coś z tymi dziewczynami! Niech one nie bałamucą moich małych chłopczyków!!! Bo ja rozumiem, że kiedyś tam, za parę lat, jak już będą mieli pryszcze, ale teraz??? Ja absolutnie nie jestem gotowa!

Dasz radę. Wierzę w Ciebie!
I pamiętaj, że ten pierniczek, który znalazłeś na talerzyku szóstego grudnia, to ja upiekłam! 

37 komentarzy:

  1. Sześć synowych to jednak za dużo na przeciętną teściową, chociaż ty pewnie będziesz teściową nadprzeciętną:PP Myślę, że to dobrze, że chłopcy zaczęli Cię przyzwyczajać do tego w młodym wieku, za 20 lat odetchniesz z ulgą, że każdy przyprowadzi Ci do domu tylko po jednej, zamiast takiego stadka:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, teściową na pewno będę nadprzeciętną. Wszystkie dowcipy o wrednych teściowych będą blade przy moich wyczynach!
      Natomiast co do ilości narzeczonych: skąd wiesz, że przyprowadzą tylko po jednej, ha?! A jak im tak zostanie?! A jak się pogłębi?! Otchłań mej rozpaczy jest ogromna...

      Usuń
    2. Po jednej przyprowadzą, bo sądzę, że z mlekiem matki wyssali znajomość stosownych paragrafów o bigamii:PP Chyba że będą to stada nieślubnych narzeczonych:))

      Usuń
    3. Wyssali też z pewnością wiedzę o tym, że czyn karalny w jednym miejscu niekoniecznie jest uznawany za takowy w innym miejscu. W czasach dzisiejszej wszechogarniającej migracji, cóż to więc za problem przenieść się do jakiegoś innego, poligamicznego społeczeństwa? Choć trop z nieślubnymi narzeczonymi jest równie prawdopodobny... Nie ma rady, tu tylko Święty Mikołaj może pomóc!:P

      Usuń
    4. Może powinnaś też poszukać wsparcia u Pani Mikołajowej:P

      Usuń
    5. A jest takowa? I jeszcze rodzi się pytanie czy Mikołaj z Mikołajową mają małe Mikołajątka? Bo to tylko serce matki może zrozumieć!(święty Mikołaj to co innego, on jako święty rozumie sam z siebie:P)

      Usuń
    6. Mają duuuużo dzieci, które pracują w fabryce zabawek :P

      Usuń
    7. A, to Ty o chińskim Mikołaju. Nie, nie, ja piszę do naszego, tego z Laponii - on nie wyzyskuje dzieci, tylko trolle:) (skrzaty? aniołki? cholera, jak to było?)

      Usuń
    8. Dobrze, że nie użyłaś "wykorzystuje", bo zrobiłoby się jeszcze mniej mikołajowo :P

      Usuń
    9. Wykorzystywanie elfów i trolli to rasizm:) I niewolnictwo.

      Usuń
    10. I zboczenie międzygatunkowe :)

      Usuń
    11. Toteż ja chciałam poprzestać na Mikołaju saute!:P

      Usuń
    12. Ale ja nie wiem, czy Mikołaj poprzestałby na saute:P

      Usuń
    13. :D A tak w ogóle jestem oburzona - jak tak można szargać reputację Świętego! Te ludzie, panie, to one już, te ludzie, żadnych świętości nie mają!

      Usuń
    14. Wszystko wina amerykańskiej kultury masowej, panie tego:P

      Usuń
    15. Sugerujesz, że zamiast próbować przekupić go pierniczkiem, powinnam raczej postawić Coca-Colę?

      Usuń
    16. A idź ty, tfu, szargać sobie u siebie! Tu porządne ludzie piszą!
      (nigdy nie lubiłam Milki:P)

      Usuń
  2. Muszę porozmawiać z siostrą, ile jej się kroi potencjalnych synowych (dwójka bliźniaków lat siedem i prawie pół). Oficjalnie od dawna bowiem wiadomo, że chłopcy mają jedną wspólną żonę, którą jest ich babcia a nasza mama. Powoduje to zabawne komplikacje, kiedy rozmawiamy, że dzieci idą do swoejej żony. A tu proszę, to może być tylko przykrywka. Swoją drogą szybko dziś te dziewczyny zaczynają, kiedy ja miałam lat 3, czy nawet siedem i prawie pół wyznawałąm miłość jedynie ojcu, z którym chciałam się "ożenić" chowając mamę za firanką, aby w tej radosnej ceremoni nie zawadzała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam wrażenie, że to trochę szybko - zwłaszcza w przypadku Młodszego.
      Moje pierwsze miłosne wspomnienia związane są z wiekiem lat ośmiu, kiedy to zakochałam się w koledze klasy, niejakim Zbyszku. Z mojej strony była to miłość czysto platoniczna, jednak uczynna koleżanka doniosła Zbyszkowi, który czym prędzej, na lekcji podesłał mi karteczkę z wyznaniem miłości. Szło tam tak:
      "Kohana ... (tu me imię)! Koham Ciebie szczeże. Zbyszek"
      Odkochałam się natychmiast, gdyż wrażliwość ortograficzną wyssałam z mlekiem matki:(

      Usuń
    2. Przypomina mi to cytowaną przez Magdalenę S -anegdotkę- Nie mogę rżyć bez pani. To zrżyj pan sam. :)

      Usuń
  3. Dziubuś, ha, skąd ja to znam! A Starszy w miarę monogamiczny. Ba! Trzyma się nawet jednej rodziny, z tym tylko, że rok temu to była inna siostra :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że zmienia narzeczone (nawet w ramach jednej rodziny, niech będzie) by mnie nie ruszało, ale ta ich ilość? Najwyraźniej są zbyt ładni (to po mamusi:P), wobec czego pozostaje mi niecierpliwie czekać na pryszcze...

      Usuń
    2. Ja to i tak zawsze jestem stawiany przez kumpla, ojca dwóch córek, do pionu. Za każdym razem kiedy ktoś wspomina o dziedzicu, on ze stoickim spokojem klaruje, że do niego to zięciowie będą z wódką przychodzić, a ty (ojcze chłopca/ów) na wódkę będziesz dawał :D

      Usuń
    3. Nie byłabym tego taka pewna - jak widać na załączonym obrazku, teraz role tak jakby się odwracają. Może nie z wódką, ale z przepisem na ciasto albo z własnoręcznie zrobioną robótką (tfu!), to teraz panny będą się sznurem ustawiać:P

      Usuń
    4. Tylko co ja zrobię z przepisem na ciasto (o robótce nie wspominając)? A wódki zawsze się można napić :D

      Usuń
    5. Może znajdziesz jakąś pannicę, co to z wódką do Matki Młodego przyjdzie, a Matka może odleje ci kielicha, kto wie?:P

      Usuń
  4. Ho, ho, ho! - zapewne odpisze Mikołaj. :) Nieźle, ale za kilka lat to dopiero będzie się działo.
    Kiedy byłam w pierwszej klasie podstawówki, jeden z kolegów miał zwyczaj podbiegać do dziewczynek i znienacka je całować. Ja też padałam ofiarą tych wyuzdanych psot. Po roku kolega przeniósł się do innej szkoły i słuch o nim zaginął. Teraz czuję się dziwnie, kiedy oglądam go w lokalnych mediach w charakterze naukowego autorytetu. Ciekawe, czy młodzieńcze wybryki miały wpływ na rozwój kariery.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Licząc media za media: nie miały, bo się udziela.
      Licząc lokalne media za media lokalne: nie miały, bo bez ekscesów brylowałby teraz w mediach o zasięgu ogólnokrajowym, a kto wie, może i światowym?
      Wizja tego, co będzie się działo za kilka lat, osłabia mnie już teraz...

      Usuń
  5. O, łał! Nieźle sobie chłopięta zaskarbiły panny. A przy okazji mamy, wygląda, potomstwo z tych samych roczników, znaczy 2005 i 2009, tylko moje chyba młodsze, bo oboje w listopadzie świat oglądali:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po napisaniu listu Starszy był na wycieczce klasowej i sytuacja się znacznie pogorszyła. Zamiast redukować liczbę zakochanych nieco ją bowiem powiększył...
      A roczniki owszem, te same:) Moje faktycznie starsze, przy czym Młodszy prawie o rok, bo urodził się 2 stycznia (matka dała radę przenosić ciążę, żeby nie robić dziecku pod górkę już w dniu urodzin:P)

      Usuń
    2. No to u mnie oboje mają pod górkę, i na dodatek ja też, bo wszyscy jesteśmy z końcówki roku:)
      Dziś podpytałam starszą i się okazało, ze kolega z klasy jej miłość wyznał....

      Usuń
    3. Jeśli kolega z klasy jej wyznał miłość, to idzie po bożemu, jak za czasów nas, starych matek:) A czy zapytałaś aby, czy ona sama przypadkiem nie wyznała miłości jakiemuś koledze?

      Usuń
  6. Syn ma powodzenie od najmłodszych lat widzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko na to wskazuje. Teraz pozostaje tylko obserwować, czy fala jest raczej wznosząca (tego nie zniosę), czy może opadająca (oby!)

      Usuń
  7. :-) Dobre, dobre! A u mnie jakoś odwrotnie sprawy się układają. Młodszy interesuje się płcią piękną a Starszy nieco mniej. CO prawda to klasa 3 i dostrzega tylko dziewczyny - kumpelki, pozostałe które bawią się jeszcze kucykami Pony omija wielkim łukiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kucyki Pony w 3 klasie? Myślałam, że to szybciej mija.
      Mój Starszy w zasadzie też nie interesuje się płcią piękną. To płeć piękna interesuje się nim, a on jedynie łaskawie nie protestuje:))

      Usuń