poniedziałek, 22 kwietnia 2013

"Bajki w zielonych sukienkach" i "Draka Ekonieboraka", czyli dwie strony tego samego ekologicznego medalu


Kiedy jakiś czas temu wzięłam do ręki jedną ze szkolnych lektur mojego syna – książkę Anny Mikity „Bajki w zielonych sukienkach” – od razu wiedziałam kiedy i jak o tym napiszę.


Dzień Ziemi jest znakomitą okazją, by porozmawiać o ekologii dla dzieci. A zwłaszcza o tym, że nie jest wcale łatwo sprawić, by zainteresowały się tym, jak żyją i co po sobie zostawiają.

Można bowiem rozmawiać o tym tak, jak proponuje pani Mikita, czyli – uwaga, będzie bez znieczulenia – bez większego sensu i w sposób niedostosowany do odbiorcy.
Rozumiem, że wydawnictwo MAC Edukacja, z którego podręczników korzysta Starszy, dba o swoje finanse i dlatego jeden miesiąc postanowiło przeznaczyć na promowanie lektury wyprodukowanej własnym sumptem. Nie rozumiem jednak, czemu muszą na tym cierpieć dzieci.
Drugoklasiści w kwietniu (kiedy według planu powinni czytać „Bajki w zielonych sukienkach”) to dzieciaki ośmio lub dziewięcioletnie. Nie bawią się w piaskownicy, nie oglądają bajek na Mini Mini i uporczywie stają na palcach, by innym wydawało się, że chodzą co najmniej do czwartej klasy.
Z tego też powodu atakowanie ich infantylnymi historyjkami z góry skazane jest na niepowodzenie.
Założenie niby słuszne: krótkie opowiastki (bo dzieciom teraz przecież tak trudno się skupić na czymś dłuższym), pogrupowane tematycznie (tytuły poszczególnych części to: „Poszanowanie zasobów Ziemi”, „Śmieci, odpady i inne zanieczyszczenia”, „Zakupy i zdrowe odżywianie”, „Podróżowanie” oraz „Ochrona przyrody”). W środku jednak historie o stokrotkach, ścigających się Jogurtach Naturalskich i Drewnianych Wróżkach. Do tego niezbyt ciekawe (odpadłam po dwóch trzecich) i mało zrozumiałe. A ilustracje? Hm, mam wrażenie że takie kotki, jak te prezentowane obok nie są czymś, co ośmiolatki lubią najbardziej.

Tymczasem o tym samym można zupełnie inaczej.


Emilia Dziubak do spółki z Elizą Saroma-Stępniewską i Iwoną Wierzbą popełniły książkę, którą po pierwsze przyjemnie wziąć do ręki (przepięknie wydana!), zaś po drugie i kolejne, miło przeczytać. Jest wprawdzie dokładnie o tym samym, o czym było w "Bajkach w zielonych sukienkach", czyli o tym że: należy oszczędzać wodę, sprzątać po psie, nie kupować za dużo, wyłączać urządzenia elektryczne kiedy nie są potrzebne oraz segregować śmieci, ale  z jedną, niezwykle istotną różnicą. Otóż młody odbiorca jest traktowany adekwatnie do  jego potrzeb. Jest więc śmiesznie i zwięźle, ale kiedy trzeba, także rzeczowo i poważnie.


Wierszyki o perypetiach Ekonieboraka, które przytrafiają mu się wyłącznie dzięki własnej bezmyślności, przeplatane są bowiem niezwykle merytorycznymi informacjami, które dzięki sposobowi podania z pewnością przemówią do wyobraźni czytających. Bo czy ktoś wiedział na przykład, że na wywóz kup pozostawionych na ulicach przez warszawskie psy, potrzeba w ciągu roku 657 wagonów kolejowych?
Konkret, żart i zachwycające ilustracje. Wystarczy, by po lekturze zostało znacznie więcej niż znudzenie i zażenowanie. Także tematem.

O ekologii trzeba mówić, także dzieciom. Moi synowie są akurat przeze mnie indoktrynowani od niemowlęctwa (choć mamy parę grzeszków na sumieniu, nie przeczę), jednak mimo to nie uważam, aby nie mogli dowiedzieć się jeszcze czegoś nowego, czegoś o czym być może sama nie wiem i do czego się nie stosuję, choć powinnam. 
Zmuszanie dzieci do czytania takich książek jak „Bajki w zielonych sukienkach”, to jednak wylewanie – nomen omen – dziecka z kąpielą. Szkody mogą być przy tym znacznie poważniejsze niż te powstałe wskutek rzucenia papierka na ulicę, bo nie tylko nie zachęci się nikogo do dbania o środowisko, ale i skutecznie odstraszy od czytania książek.
Czego nikomu dziś, w kończącym się Dniu Ziemi, ale też w jutrzejszym Dniu Książki, nie życzę.

Anna Mikita „Bajki w zielonych sukienkach”, rysunki Tomasz Kozłowski. Grupa Edukacyjna S.A., Kielce.
Emilia Dziubak, Eliza Saroma-Stępniewska, Iwona Wierzba „Draka Ekonieboraka”. Wydawnictwo Albus, Poznań 2012.

51 komentarzy:

  1. Demoniczny jamniczek, dane statystyczne i zdawkowo rzucona uwaga o mandacie działają na wyobraźnię. Niestety, z naszych obserwacji wynika, że mało kto się tym przejmuje. :( Ostatnio widziałam w pewnej sieciowej księgarni, która rozszerza ofertę, stosowne woreczki w gustownych pojemniczkach, więc może sytuacja się poprawi. U nas na osiedlu jest dramatycznie, a pionierski widok męża lub mnie, zbierających kupki po naszych pupilkach, w innych właścicielach psów wywołuje konsternację, tudzież potrzebę nerwowych wyjaśnień, dlaczego oni tego nie robią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz, że to jamniczek? Długość faktycznie sugerowałaby tę rasę, ale ta demoniczność zbiła mnie z tropu:)
      Jeśli chodzi o sprzątanie po psach, moim zdaniem w naszym kraju sytuacja może zmienić się wyłącznie na skutek wprowadzenia terroru i zwiększenia stopnia demoniczności, nie tylko pośród jamników. Wprowadzenie stylowych pojemniczków do oferty księgarni raczej sytuacji nie poprawi; może gdyby dawali je w gratisie do każdej paczki papierosów, albo puszki piwa coś by drgnęło:(

      Usuń
    2. Tak mi jakoś jamniczkowato wygląda, ale u mnie to normalne. :)
      Mam nadzieję, że postęp dotrze u nas również we wstydliwe rejony. Gratisy na pewno wywołałyby furorę, ale obawiam się, że wbrew intencjom producenta woreczki byłyby wykorzystywane w charakterze praktycznych minireklamówek.

      Usuń
    3. :) Ja z kolei mam problem z dostrzeganiem mniejszych psów, bo po dotychczasowych doświadczeniach kynologicznych wydaje mi się, że Prawdziwy Pies powinien być takiego wzrostu, aby można go było pogłaskać bez zginania kolan:)
      Co zaś do woreczków - może nie byłoby tak źle. Wystarczyłoby wrzucić do środka mały starter:P

      Usuń
    4. Nasze szetlandki niestety nie spełniają kryterium, jamniczy ród też się nie łapie. :(
      Startery wywołałyby sensację! A może warto byłoby uruchomić punkty wymiany: za każdą zebraną kupkę jakiś bonus piwno-tytoniowy. :)

      Usuń
    5. Jeszcze chwileczkę, jeszcze momencik, a wspólnie napiszemy prawdziwy biznesplan, którego wdrożenie przyniesie nam zaszczyty (bo uratujemy trawniki) i profity:))

      Usuń
    6. Biorąc pod uwagę głęboko ekologiczne przesłanie tego przedsięwzięcia, możemy liczyć na obfite dotacje i zainteresowanie mediów! :)

      Usuń
    7. Niestety, obawiam się że wśród głosów entuzjastycznych znajdą się i takie, które będą twierdzić, że coś tu śmierdzi...

      Usuń
  2. Mikita nie porywa, faktycznie. Natomiast posuwa się koleżanka do nieuprawnionych uogólnień: "Nie bawią się w piaskownicy, nie oglądają bajek na Mini Mini i uporczywie stają na palcach, by innym wydawało się, że chodzą co najmniej do czwartej klasy." - jeszcze byś się zdziwiła:PP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Nie porywa" jest nadmiernym komplementem. Zaś co do uogólnień, może i tak, ale nawet jeśli to wszystko robią, to tylko wtedy, kiedy nikt nie patrzy:)

      Usuń
    2. W każdym razie odstaje poziomem od reszty lektur, nawet nie wiem, czy Starsza to przeczytała do końca. Znudzenie Mini Mini wiąże się z polityką programową stacji polegającą na tłuczeniu w kółko tych samych 12 odcinków kucyków:P

      Usuń
    3. Mój nie przeczytał i nawet okiem nie mrugnęłam. Z tematyki ekologicznej miał wcześniej "Raj na Ziemi" Strzałkowskiej i nieustająco trującą mamuśkę, więc starczy:) A polityka programowa Mini Mini istotnie interesująca - nie wiem jak kucyki, ale swego czasu każdy z odcinków Ciekawskiego George'a był obejrzany po 15 razy.

      Usuń
    4. Starsza zeznała, że prawie przeczytała, ale są tam jakieś głupoty typu rozmowa zabawek w śmietniku. Mini Mini ze wszystkim ma tak samo, niestety, chyba musimy jakiś inny program wypatrzeć.

      Usuń
    5. No właśnie. Myślę, że gdybyś przesłuchał Starszą po odebraniu przyrzeczenia w formie uroczystej, pękłaby do reszty i ujawniła, że "prawie" oznacza "prawie wcale nie":P
      A z innym programem może być kłopot. My ostatnio jedziemy na płytach i zasobach internetowych.

      Usuń
    6. Dziecko jest pilne i pewnie doczyta, ale nie będę się upierał, bo ekologicznie wyszkolone i teraz tresuje Młodszą na okoliczność marnowania wody:P

      Usuń
    7. Podetknij pilnemu dziecku czym prędzej Koszmarnego Karolka, zanim nie będzie za późno! Taka pilność szkodzi, nie mówiąc już o tym, że botoks do wygładzania zmarszczek od napinania strasznie drogi:P

      Usuń
    8. KK w wersji zbiorowej 10 w jednym przeczytany już ze dwa razy minimum, jutro lecimy po następne:P Takie bajki w sukienkach dziecko macha w godzinkę, więc o napinaniu się mowy nie ma.

      Usuń
    9. Napinanie nie od objętości pozycji, tylko od tego że "trzeba doczytać". Ja mam ykhm, ykhm lat i ciągle nie mogę sobie poradzić z nabytym w dzieciństwie przekonaniem o konieczności takiego doczytywania bzdetów.

      Usuń
    10. Spoko, udam, że zapomniałem przypomnieć o doczytaniu:P

      Usuń
    11. W razie gdybyś zapomniał, że miałeś zapomnieć, rzuć okiem na kotki powyżej:P

      Usuń
    12. Do kotków chyba nie doszedłem przy czytaniu - wydrukuję sobie w dużym formacie i powieszę w widocznym miejscu jako memento:P

      Usuń
    13. Nie doszedłeś przy czytaniu książki czy mojego posta?:P Kotkom brakuje tylko łopat w łapkach, dla zwizualizowania obranej przez autorkę metody przekazywania dzieciom pedagogicznych treści.

      Usuń
    14. Przy książce, Twoje posty czytuję od początku do końca :P

      Usuń
    15. Już zaczęłam obmyślać chytry test sprawdzający pilność twą:PP

      Usuń
    16. Pierwszym elementem będą podstępnie ulokowane przecinki:P (pójdzie jak z płatka, bo ostatnio mam przecinkowy kryzys)

      Usuń
    17. Niedoczekanie, żebym Ci przecinki sprawdzał :P

      Usuń
    18. A kto mówi o sprawdzaniu? Ale proszę bardzo, pierwszy etap możesz pominąć, masz u mnie fory:PP

      Usuń
    19. Dziś nic z tego, mózg mi się przegrzał:(

      Usuń
  3. U mnie nieborak zadziałał na Starszego wybiórczo. Co prawda kubki po jogurtach są myte i odkładane do torby na plastik, ale ciągle, niepilnowany, potrafi puścić w kanał 50l bojler ciepłej wody za jednym posiedzeniem :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wszystko od razu, z pewnością przyjdzie czas że będzie ojcu wydzielał w kubeczku wodę do golenia:P
      A kubeczków po jogurtach nie myjemy - to na pewno taki plastik, który wrzuca się do pojemników?

      Usuń
    2. Tu może być problem, bo tata nie lubi farfoclów wymieszanych z pianą, pływających w kubku i woli maltretować baterię, puszczając w wodę w celu spłukania. Kubeczki można, przynajmniej u nas :)

      Usuń
    3. To może chociaż nalewaj wodę do kilku kubeczków po jogurcie?:P

      Usuń
    4. I znów je myć? To chyba nie byłoby bardzo eko :P Za to nie mam terenówki :)
      PS. Jak tak dalej pójdzie, to nie zostanie mi do opisania żaden z dziecięcych tytułów. Muszę coś przedsięwziąć :)

      Usuń
    5. Do tej pory było odwrotnie, więc nie narzekaj:)
      Nie masz terenówki? Naprawdę?! No wiesz! Może chociaż rower górski?:P

      Usuń
    6. Kurka, jak na złość, crossa :)

      Usuń
    7. To się chyba nazywa: obnażyć się do gołej ramy?:P

      Usuń
    8. Jakiej gołej. Pokrytej gustownym, acz delikatnie porysowanym podczas kilku upadków i transportu na dachu peża, lakierem :)

      Usuń
    9. No właśnie, a przecież nie od dziś wiemy, że najlepszy efekt można uzyskać nie dzięki dosłowności, a tylko dzięki odkryciu tego i tamtego tu i ówdzie:)
      "Peża"? A myślałam, że tylko ja w tym kraju mam jeszcze samochód bez wspomagania kierownicy (choć marka inna)!:P

      Usuń
    10. O, przepraszam! Moja czterystaszósteczka, mimo że leciwa, to jak najbardziej wspomaganie posiada :)

      Usuń
    11. Wiedziałam, że jednak tylko ja!:( A zdaje się, że wyszła nam kolejna różnica nomenklaturowa - w moich rejonach pod określeniem "peż" pojawia się niekiedy poczciwy Polonez (i nie pytaj mnie, skąd się to wzięło, bo też nie widzę w tym za grosz sensu). Przepraszam więc Szanownego i Luksusowego Pana Kierowcę!:P

      Usuń
    12. Luksusy to w leksusach :P

      Usuń
    13. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia - z mojego punktu (brak abs-u, wspomagania, cud że są cztery koła i kierownica, no i ja, oczywiście!)jesteś luksusowy wręcz niezmiernie:PP

      Usuń
    14. Czy na swoje usprawiedliwienie mogę podnieść fakt, że mam strasznie upierniczoną przez dzieci tapicerkę i podrapany, od czasu kiedy wjechałem w studnię, przód :)

      Usuń
    15. O tapicerce nawet mi nie mów; gdyby nie było mi wszystko jedno czym jeżdżę, chyba bym się swojej wstydziła:) Podrapany na studni przód? No, trochę lepiej, lepiej!:P

      Usuń
    16. To długa historia :) I purchla mi się na dachu pokazała. Malutka, bo malutka, ale zawsze :)

      Usuń
    17. Przedmioty martwe tak mają - Ciebie napadła studnia, a mnie złośliwe i barierki, przemieszczające się ukradkiem celem zmylenia kierowcy:P Purchla leci pewnie na (prawie) nagą ramę, z którą ma przyjemność, dlatego zdecydowała się na coming out!:)

      Usuń
  4. Odkryłam, że ta książka (Draka) jest podwójnie wpisana w katalogu biblioNETki. Zupełnie nieoczekiwanym efektem tej notki może być uporządkowanie tego kawałka katalogu, hehe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozostaje mi wyłącznie cieszyć się Twoim odkryciem. Ku chwale katalogu!:P

      Usuń
  5. chciała bym kupić bajki w zielonych sukienkach. może ktoś ma na sprzedaż proszę o kontakt mój tel 664062668

    OdpowiedzUsuń