Kiedy
całkiem niedawno czytałam u Bazyla entuzjastyczną relację ze spotkania pani
Agnieszką Frączek z jej młodocianymi czytelnikami, mogłam tylko pozazdrościć.
Teraz z satysfakcją mogę zdać własne sprawozdanie, którego mottem będzie: ludzie, zróbcie wszystko żeby
wasze dzieci mogły spotkać się z pisarzem!
O
książkach Pawła Beręsewicza pisałam już tu i tu. Istnieje wysokie
prawdopodobieństwo, że napiszę jeszcze o kilku (tam i ówdzie), zwłaszcza że
większość pozycji jego autorstwa wydaje się być przeznaczona dla dzieci powyżej
dziesiątego roku życia (mniej więcej).
Lubię
w jego książkach to, że małego czytelnika traktuje poważnie i – jako jeden z
nielicznych – nie popada w dydaktyzm. Mam też wrażenie, że dobrze się bawi
pisząc.
Niewątpliwie
nie bez znaczenia jest to, że ma własne dzieci, a do tego praktykę dydaktyczną.
Myślę jednak, że najważniejsze jest to, iż lubi to, co robi.
Krótko
przed spotkaniem przeczytałam w mocno zaległej „Polityce” artykuł o tym, jak
spotkania autorskie widzą sami autorzy. Wnioski nie były entuzjastyczne: ciężka
praca, pot i znój. Podobnie wypowiadała się też onegdaj Młoda Pisarka.
Może
i tak jest; nie wiem, nie jestem pisarką. Wydaje mi się jednak, że bycie
pisarzem dziecięcym i młodzieżowym to – przynajmniej pod tym względem – sama
przyjemność.
Podczas
spotkania, które odbyło się w szkole Starszego, usiadłam sobie na samym końcu,
za wszystkimi dziećmi – uczniami klas drugich i trzecich. I nie mogłam się
zdecydować: patrzeć na Autora czy na dzieci? To było naprawdę niesamowite
przeżycie – blisko setka dzieci, niemal każde dzierży w dłoni książkę i każde
na wskroś podniecone i przejęte.
Przyznaję,
byłam sceptyczna. Nie podobało mi się to, że za spotkanie dzieci będą musiały
zapłacić (na szczęście panie wychowawczynie rozegrały to sprytnie i pokryły
należność z pieniędzy „klasowych”). Zastanawiałam się, co dzieci z tego
zrozumieją, skoro z rozmów z ich rodzicami oraz mojego blogowego zaplecza
wynika jasno, że w domach generalnie się nie czyta, a lektury (także i w
drugiej klasie) próbuje się opędzić jakimś brykiem. Okazało się jednak, że
można spróbować coś zrobić – tydzień wcześniej szkoła (a właściwie jedna,
niezwykle zdeterminowana nauczycielka) zorganizowała kiermasz książek autora,
podczas którego można było kupić niemal wszystko, co napisał, po bardzo okazyjnych cenach. Pełną parą pracowała też biblioteka, a nauczyciele w klasach
podczytywali dzieciom to i owo. Efekt? Dzieci naprawdę wiedziały o co chodzi, a
nawet mam wrażenie że większość z nich naprawdę przeczytała którąś z książek.
Oczywiście,
nie udałoby się odnieść sukcesu, gdyby nie sam Autor, który mimo zmęczenia
(trzy dni spotkań w szkołach pod rząd) umiał idealnie wczuć się w rolę.
Nie
było drętwo i nudno. Było śmiesznie i zachęcająco. Nawet jeśli pan Beręsewicz
podczas spotkania jedynie powtarzał (po raz setny) wcześniej wyćwiczone
kwestie, nie dawał po sobie poznać, że tak jest. Idealnie udawało mu się wejść w
interakcje z młodą publicznością, w perfekcyjny sposób udawał zaciekawienie i
zainteresowanie ich pytaniami, które niewątpliwie słyszał co najmniej po raz
tysięczny. Uniknął przy tym prostego schlebiania ich gustom oraz
infantylizowania.
Było
naprawdę fantastycznie!
Nie
miałam jeszcze okazji rozmawiać z kolegami i koleżankami mojego syna, bowiem
przez ostatnie dni byłam zupełnie gdzie indziej. To, co widziałam od zaplecza,
tchnie jednak optymizmem. Dzieci w tym wieku są tak otwarte i chłonne, że
czasem naprawdę wystarczy impuls, by popchnąć je na dobrą drogę.
Czytanie
naprawdę nie szkodzi! Czytanie pomaga, otwiera, ubogaca!
Drogie
Ministerstwo i Wy, wszelcy inni Decydenci! Pomyślcie, naprawdę o tym, czy by
nie spróbować podążać taką właśnie drogą. Zamiast likwidować szkolne
biblioteki, spróbujcie je wzmacniać. A że doinwestujecie przy okazji polskich autorów
książek dla dzieci, to naprawdę nic nie szkodzi!
Fajnie poczytać taką notkę.
OdpowiedzUsuńJeszcze fajniej było tam być!:))
UsuńU Starszej była ostatnio Ewa Chotomska - dziecko wróciło zadowolone z książką z autografem i na dodatek zaczęło tę książkę czytać, co przy ograniczonym repertuarze tolerowanych lektur jest sukcesem. Ostatni akapit w pełni popieram!
OdpowiedzUsuńU nas autografy też były (jak widać na załączonym obrazku) -Starszy w związku z powyższym właśnie kończy "Tajemnicę człowieka z blizną":)
UsuńA co do popierania akapitów - szkoda, że jesteśmy tak mało znaczącym i nie mającym zbyt dużej siły przebicia marginesem:((
Pocieszmy się, że może nie tylko nas dwoje popiera ten akapit:) Mnie zasmuciła tylko wiadomość, że moje dziecko było jedynym z klasy, które dostało pieniądze na kupienie książki. I nie sądzę, żeby u sporej części jej koleżanek i kolegów w grę wchodziły kwestie finansowe.
UsuńA właśnie u nas było inaczej, co mną wstrząsnęło do głębi. Panie wprawdzie przygotowały przezornie kartki, na których można było poprosić o autograf, ale co najmniej 70% dzieci miało ze sobą książki! Myślę, że ważna była ta kolejność: najpierw robimy kiermasz i zachęcamy dzieci, mówiąc im o tym i czytając fragmenty, a dopiero po jakimś czasie spotykamy się z autorem (przez tydzień, jaki upłynął od kiermaszu do spotkania, część dzieci przeczytało kupione książki).
UsuńNo to rzeczywiście wszystko lepiej zorganizowane. U nas tylko wzmianka przy informacji wklejonej do dzienniczka, że będzie można coś kupić. Nie przypuszczam też, żeby było jakieś przygotowanie na lekcjach.
UsuńKiedy wybierałam szkołę dla Starszego, kierowałam się głównie tym, jacy są nauczyciele klas I-III. Mówiono mi wówczas, że w tej właśnie szkole są najlepsi w okolicy, że naprawdę im się chce. Teraz mogę z całą stanowczością stwierdzić, że te opowieści nie były ani trochę przesadzone!
UsuńA u nas, jak w każdej monopolistycznej placówce, nikomu się nic nie chce, a jak przypadkiem się chce, to go za nóżki łapią, żeby za wysoko nie podskakiwał.
UsuńA to niby my jesteśmy prowincją!:P W naszym mieście są cztery szkoły podstawowe (plus filie); w gminie chyba łącznie osiem albo dziewięć i wiem jeszcze o co najmniej jednej, w której coś się dzieje. Do tego są zajęcia sportowe, rajdy, wyjazdy do teatru, planetarium - i to wszystko w ramach publicznej oświaty, bez konieczności wydatkowania jakichś bajońskich sum (tyle co na wstępy i bilet autobusowy, a i to nie zawsze). Tylko klimat trochę nie za bardzo:(
UsuńZamieszkujesz metropolię, jednym słowem, a nie gminę 9 tys. mieszkańców. Czynniki oficjalne wychodzą z założenia, że do stolicy mamy tak blisko dotowaną komunikacją miejską, że one już nie muszą ukulturalniać i dbać:P
UsuńMieszkańców jakieś cztery razy więcej, ale bliskość dużego miasta (pół godziny autobusem do centrum) też mogłaby skłaniać rzeczone czynniki do lenistwa, a jakoś im się chce. Chcesz się przeprowadzić?:P
UsuńA macie tam wyścigi konne?
UsuńNo tak, punkt dla was. Ze zwierzątek mogę zaproponować tylko nietoperze, w dużej ilości. Może by się i dało skłonić je do ścigania, kto wie?:P
UsuńTylko nietoperze to chyba wolą po ciemku, a jaka z tego radocha dla widzów? :D
UsuńNo, jakby tak każdego widza wyposażyć w okulary noktowizyjne, to dałoby radę. Chyba. Gorzej ze scenerią, bo ostatnio widywałam je albo na mało atrakcyjnych terenach przemysłowych, albo koło naszego śmietnika:(
UsuńŚmietnik odpada, ale tereny postindustrialne nadal są modne:)
UsuńU nas do tego jeszcze zabytkowe (druga wojna światowa)! Rozważ, naprawdę:) Tylko nie wiem, czy Autor drugi raz przyjedzie...
UsuńO widzisz, to może lepiej siedzieć tutaj, może przyjedzie do nas, skoro u was już był:P
UsuńTo argument nie do odparcia, tym bardziej że do was ma rzut beretem. Trudno, choć jestem przekonana, że dopiero we dwójkę stworzylibyśmy prawdziwą grupę czytelniczego nacisku, silną na tyle, że nawet nietoperze i konie zaczęłyby czytać!:P
UsuńZ pewnością, a już na pewno konie! Ale, niestety, musimy orać ugory indywidualnie - u mnie Starsza czyta drugi raz zbiorczy tom Koszmarnego Karolka (10 opowiadań!). Zdaje się, że na tym nie poprzestanie:P
UsuńZuch dziewczyna! A jaki sprytny Ojciec!:P
UsuńSądzisz, że w ramach rewanżu teraz ja powinnam zaatakować swoje dziecko Hanią Humorek?
U nas fascynacja Karolkiem także trwa nadal, choć przybiera formy niepokojące. Starszy ostatnio przyniósł z biblioteki książeczkę ze zbiorem karolkowych dowcipów. Sam przeczytał ją już z dziesięć razy, z czego dwa razy mi na głos. To było ciężkie przeżycie, ale czego się nie robi dla dzieci!
Ojciec sprytnie podsunął dziecięciu jedną z Karolkowych ilustracji, rzucając konspiracyjnie "Zobacz, jaki śmieszny obrazek" :D Usłyszałem: "No to weź to, OSTATECZNIE". Dumny jestem z siebie okrutnie. Za to nie wiem, czy Hania podziała na płeć męską. Siusiająca ropucha mogłaby się spodobać Starszemu, ale ogólna wymowa dzieła niekoniecznie, bo chyba Hania zawsze jest górą nad chłopakami:P
UsuńO, to może być problem. Choć, z drugiej strony, mają Matkę, Która Rządzi, więc może Starszy i Hanię przełknie?:P A z ojcowskiego punktu widzenia, jak wypada zestawienie tych dwóch książek?
UsuńKarolka nie zdążyłem zgłębić, bo Starsza nie wypuszcza z rąk:P Obie wydają się ohydnie niepedagogiczne, w Hani siusiajaca ropucha, w Karolku wiersz o rzyganiu:P
UsuńJa o rzyganiu jeszcze nie czytałam, ale reszta to samo życie. A że niepedagogiczne? Cóż, a my to niby lepsi?:P Jak już wypuści z rąk, to sprawdź i zdaj sprawozdanie, proszę!
UsuńWcale nie narzekam na niepedagogiczność:) Jak tylko dorwę KK i poczytam, to zdam relację.
UsuńMy tu podsuwamy dzieciom niepedagogiczne Karolki, a powinniśmy popierać Karolki pedagogiczne: http://aros.pl/ksiazka/karolek-i-stokrotki
UsuńAj! Z naciskiem na "pięknie ilustrowana":PP To może wy przeczytajcie, a my będziemy was popierać w odczuciach, co?
UsuńOstatnio myślę sobie, że gdyby za moich czasów były Koszmarne Karolki, albo Hanie Humorek, egal, to miałabym w życiu dużo prościej, a na pewno me zmarszczki od napinania byłyby znacznie mniejsze...
Już z drżeniem oczekujemy komunijnego zalewu dewocyjną masakrą literacką, więc pięknie ilustrowanego Karolka w stokrotkach sobie odpuścimy. A wiesz, że mam tę samą myśl w kwestii Karolka? Najwyraźniej niepedagogiczność tych książek wpływa najpierw na rodziców:))
UsuńU nas chyba się obejdzie bez masakry. Muszę tylko wykazać się stuprocentową odpornością psychiczną podczas spotkań z siostrą katechetką, która chyba ma prowizję od ilości sprzedanych egzemplarzy.
UsuńA co do Karolka, to my jesteśmy po prostu sfrustrowani i gdzieś musimy odreagować. Autorzy tych książek pewnie mieli tak samo, tylko byli jeszcze bardziej sfrustrowani - tak bardzo, że aż musieli coś napisać:) Mi jak na razie pomogły trzy dni nad morzem, w oderwaniu od wszystkiego i wśród - jak się okazało - ludzi, których lubię (niektórych oczywiście). Może więc dożyję do emerytury, kto wie?:P
Ja się boję pomysłowości zaproszonych gości:P Niby wszystko ustalone, ale na bank ktoś wyskoczy z czymś okolicznościowym i będziemy się cieszyć, jeśli będzie to tylko bombonierka z motywem liturgicznym:))
UsuńZdecydowanie autorzy tych Karolków i Hań odreagowują napomnienia, by nie trzymali łokci na stole i degenerują młode pokolenia. Na trzy dni nad morzem nie mam szans, więc może też coś napiszę niewychowawczego.
U nas gości bardzo mało i wszyscy się mnie boją, więc przynajmniej tutaj mamy luz:))
UsuńA niewychowawcze pisz, pisz - obiecuję, że kupię i obsmaruję na blogu;) Następnym razem dam ci może jednak cynk o wyjeździe, co?:P
U nas też mało, ale i tak wszystkich zastraszyć nie zdołam, szczególnie stadka ciotecznych babć, co to wiedzą lepiej:P W kwestii niewychowawczego muszę pomyśleć, przecież nie splagiatuję Karolków:)
UsuńPomyśl, bo plagiatu nie wybaczę:) Możesz też frustrować się nadal, oczywiście:P
UsuńA w okolicach komunii i innych tego typu imprez wysławiam pod niebiosa niezbyt liczną rodzinę!
Na moją frustrację najlepsza byłaby pepesza plus licence to kill:) Mała rodzina ma zalety, poza Bożym Narodzeniem, kiedy ogranicza to liczbę otrzymywanych prezentów:))
UsuńFakt, że urodziłam się w Dzień Dziecka, od niemowlęctwa przyzwyczaił mnie do tego, że życie jest brutalne i inni dostają więcej prezentów niż ja. Z Bożym Narodzeniem więc sobie radzę:)
UsuńCo zaś do pepeszy - nie polecam. Nawet z licencją. Może lepiej jogging?:P
Jogging? Proszę nie rozśmieszać publiki. Skoro nie pepesza, to poproszę absolutnie własną taflę jeziora do unoszenia się w pozycji lotosu. Tak na dwa tygodnie i nikogo w zasięgu wzroku, a posiłki pięć razy dziennie podają anieli. Tylko żeby to były obfite i urozmaicone posiłki, najlepiej pizza i frytki:P
UsuńTak, wy tak macie. Aniołom trochę się skrzydła mogą utłuścić, chciałam zauważyć. Proponuję jednak przy okazji koniecznie też wspomóc Skarb Państwa - doświadczenie mówi mi, że to klucz do sukcesu! A ponieważ przeczytałam już ze dwa Koszmarne Karolki, to chromolę zdanie opinii publicznej na ten temat:)
UsuńPiórka się aniołkom oczyszczą, jak będą się przebijać przez chmurki:P Poza tym niebiańskie frytki powinny być beztłuszczowe, chociaż dawać wrażenie skąpania w oleju. Wino mszalne też mogą przynosić, nie widzę przeciwskazań:P
UsuńA potem będziesz narzekał na pogorszenie klimatu i kwaśne deszcze!
UsuńWino mszalne? Daj spokój i w takim razie, naprawdę, lepiej idź na ten jogging;)
Aniołu to chyba nie wypada nic innego przynosić, nie? A mnie wystarczy, nie jestem wymagający.
UsuńAnioły bywają i upadłe, ale proszę bardzo, możesz poprzestać na standardowej obsłudze. Tylko potem nie narzekaj, że nie pomogło.
UsuńJak nie pomoże, to się będę martwił.
UsuńTfardość twa przeraża mnie. Zdecydowanie widać, że jesteś przed lekturą Karolków, a może nawet - kto wie? - ukradkiem poczytałeś sobie o stokrotkach.
UsuńNie dalej jak wczoraj wkopałem trzy kępki stokrotek w ogródku :P
UsuńTrzy to mało, ale rozumiem że anioły o tłustych skrzydełkach będziesz zwabiał gdzie indziej:)Ja natomiast dziś chętnie pożyczyłabym pepeszę, a najlepiej jakiś zgrabny zestaw małego pirotechnika:(
UsuńZacytuję klasyka: "Co zaś do pepeszy - nie polecam. Nawet z licencją. Może lepiej jogging?:P" Co do stokrotek, to liczę, że się rozrosną:)
UsuńJoggingu nie mogę, bo lekarz zabronił, choć bardzo żałuję. Zostały szachy, więc sam rozumiesz, że pepesza jest bardziej na miejscu:P
UsuńA klasyk klasykiem, ale wczoraj byłam jeszcze z rozpędu zrelaksowana, a dziś mi bezpowrotnie przeszło:(
Jak to punkt widzenia zależy od punktu zrelaksowania:P Szachy są niezłe, szczególnie jak się gwizdnie drewnianą planszą w ścianę:)
UsuńOj, zależy, zależy. Wczoraj świat był piękny, a dziś obrzydliwy:(
UsuńZegar szachowy lepszy, bo cięższy:P Mam jeszcze ze dwa w domu i nie wykluczam, że w tym tygodniu jeden właśnie w tym celu wykorzystam.
Nie muszę przypominać o usunięciu odcisków palców, prawda?
UsuńŻe niby z zegara? Ale o własną ścianę będę rzucać, to chyba nie muszę, co? A pepesze biorę do rąk wyłącznie w rękawiczkach z cielęcej skóry!:P
UsuńJak w ścianę, to nie musisz:) Myślałem, że zamierzasz dokonać uboju tym zegarem:P
UsuńUbój chętnie, ale żeby miał sens, musiałby przybrać rozmiary hekatomby, przy której zwykłe wytarcie odcisków nie wystarczy do zachowania anonimowości. Potrzebuję więcej czasu na dopracowanie szczegółów:)
UsuńTylko pepesza w takim razie, wpadasz, pociągasz serią po wsiech i wypadasz. Podczas śledztwa zeznajesz, że zatrzasnęłaś się w łazience i to ci uratowało życie:D
UsuńCzyżbyś tłumaczył ostatnio jakąś amerykańską sensację?:P Widziałeś ty kiedyś łazienki w polskich instytucjach użyteczności publicznej? Tam się zamknąć porządnie nie można, a co dopiero zatrzasnąć!
UsuńO pardą, w naszych budżetówkowych łazienkach można się nie tylko zamknąć, ale i wręcz przeżyć atak atomowy:P
UsuńNa naszą prowincję nie dotarła jeszcze najnowsza moda sikania wyłącznie po uprzednim zaczipowaniu:P Zatrzymaliśmy się w pół kroku między sławojką a zwykłą, niedostępną dla osób trzecich (a nawet choćby i drugich) toaletą.
UsuńA ponoć u was bliżej Zachodu niż u nas:P
UsuńTo przez ten wiatr od morza! Wywiewa wszelkie nowinki i miesza ludziom w głowach, przy czym kobietom we włosach:P
UsuńNależy się odciąć od morza ekranem z płótna żaglowego. Na płótnie można wymalować krzepiące hasła:P
UsuńJakieś propozycje haseł? Bo "dyfuzor i zamykana toaleta dla każdej kobiety!" raczej odpada.
UsuńMyślałem o czymś niezobowiązującym, "Żeby kraj rósł w siłę, a ludziom żyło się dostatniej" :P
UsuńAha. To ja jeszcze przemyślę!:P
UsuńO kolorystyce też pomyśl:)
UsuńTym razem przezornie nie zapytam o sugestie:) Ja ostatnio tylko energetyzujący pomarańcz (i nie ma to nic wspólnego z Winterson), ale boję się, że w skali masowej dłuższa ekspozycja może doprowadzić do zamieszek i rozruchów, czego konsekwencją będzie dalsza dewastacja już i tak zdewastowanych toalet...
UsuńRaczej jakaś kojąca zieleń w takim razie:)
UsuńJeśli butelkowa, to w zasadzie czemu nie?:P
UsuńAle pełnobutelkowa, czy pustobutelkowa? :P
UsuńZdecydowanie pełnobutelkowa! Tylko taka wprawia w stan euforii i podniecenia. Pustobutelkowa raczej przeciwnie.
UsuńTy się nigdy nie męczysz, co?:P
Tylko przy monotonnych pracach fizycznych:P
UsuńTak tylko pytałam, żeby podtrzymać konwersację...
UsuńDobra, już się zamykam w sobie:P
UsuńNo ależ! Doprawdy! Tylko nie mów, że wziąłeś to do siebie?!
UsuńNo wiesz, może chciałaś obiad w spokoju zjeść, nie odrywając się co chwila do moich komciów:P
UsuńObiad? O tej porze? Ja dziś do nocy z roboty nie wyjdę.
UsuńAle jeśli zaczniesz pisać "komcie", to daję słowo, że cię zablokuję!:P
Blogspot nie daje takich możliwości, mogłabyś co najwyżej oczy przymykać na moje komc... znaczy subiektywne opinie o sprawach przedstawianych na Twoim blogu:P
UsuńBlogspot może i nie daje, ale moje możliwości są niczym nieograniczone!:P
UsuńO, to już się boję:P
UsuńW zasadzie słusznie. W końcu muszę wreszcie zadbać o swoją reputację i odbudować wizerunek osoby rzeczowej, konkretnej i do bólu merytorycznej:P
UsuńTrochę późno na dbanie i odbudowywanie, weszłaś w blogosfercię i łatwo się z tego nie wyplączesz:D
UsuńNie dramatyzuj - jedno ostre cięcie i będzie po bólu! A ileż czasu wszyscy odzyskamy!:)
UsuńWięcej czasu na sprzątanie i pielenie ogródka?
UsuńNa pracę ku chwale ojczyzny, oczywiście!
UsuńTo mnie nie kręci:P
UsuńWłaśnie widzę. Bo pielenie to już co innego, nie?:P
UsuńPewnie, przynajmniej pożyteczne i efekty od razu widać:P
UsuńJeśli to miało być wprowadzenie rzeczowego i merytorycznego elementu do naszej dyskusji, to muszę się zastanowić, czy właśnie o taki efekt mi chodziło.
UsuńA pielenie nie jest przypadkiem monotonną pracą fizyczną?:P
Ja zwykle mam dość, zanim się stanie monotonna:P
UsuńNo niemożliwe! Naprawdę?:P (zawsze chciałam być jak Mariusz Szczygieł, dzięki!)
UsuńProszę uprzejmię.
UsuńA umiesz zrobić tak, żebym mogła być choć przez chwilę jak Monica Belucci?:P
UsuńMyślę, że mam w garażu sprężynę, z której możesz sobie wykonać takie nakrycie głowy: http://www.naergilien.info/planned/asterix-e-obelix-2-15.jpg
UsuńWiedziałam, że na Ciebie mogę liczyć! Idę dopracowywać makijaż:)
UsuńKonieczność opłacania takich spotkań przez dzieci to jedyny ponury akcent, poza tym tekst tchnie ogromnym optymizmem i chwała Ci za to!
OdpowiedzUsuńCzy Wasza miejska biblioteka też organizuje takie wydarzenia? U nas są, ale rzadko. Na pewno uczestnicy nie muszą nic płacić.
Rozmawiałam na ten temat - rozbija się jak zwykle o papierologię i o to, że nauczyciele zostają zostawieni sami ze wszystkim, nie ma nikogo, kto mógłby im pomóc w wypełnianiu jak należy kwitów, wobec czego robią tyle, ile umieją i chcą robić sami.
UsuńNasza miejska biblioteka też działa całkiem prężnie; mam wrażenie, że spotkania z jakimś autorem są co najmniej raz na pół roku (i faktycznie za darmo). To jednak inny rodzaj spotkania, poza tym wiele osób nie wpada na to, by tam w ogóle zajrzeć. Może w mniejszych miejscowościach (kilkutysięcznych) ma to większy sens; w takich miastach jak nasze i większych, stawiałabym głównie na biblioteki szkolne.
Właśnie zajrzałam na stronę Miejskiej Biblioteki Publicznej w Lublinie (ok. 350 tysięcy mieszkańców) pod kątem wizyt autorów książek dla dzieci i młodzieży i widzę, że nie jest źle. Dowiedziałam się, że 16 IV jedną z filii (i to na obrzeżach miasta) odwiedził Dariusz Rekosz, a 11 IV było spotkanie z Anną Onichimowską.
UsuńBiblioteczne spotkania na pewno są mniej popularne niż szkolne, ale chyba wtedy odchodzi cała papierkowa robota, bo to wszystko odbywa się w ramach działalności filii. Może warto byłoby porozmawiać z paniami z Waszej biblioteki i poprosić o uwzględnienie potrzeb najmłodszych czytelników? Zapewne jakieś kryteria obowiązują przy wyborze gości zapraszanych na takie spotkania. Gdyby przyjechał ktoś ciekawy, dzieci mogłyby pójść całą klasą do biblioteki miejskiej. Widziałam, że takie imprezy często odbywają się przed południem.
Panie starają się właśnie głównie pod kątem najmłodszych (bo o autorach dla starszych czytelników szkoda mówić, ostatnio była Pani-Jestem-Chodzącym-Dramatem), ale pojemność biblioteki ograniczona, a i reklama jakoś nie bardzo. Ale masz rację, porozmawiam i podpytam.
UsuńJeśli zaś chodzi o Lublin, to nie macie powodu do narzekań. Z Dariuszem Rekoszem też chętnie bym się spotkała:)
Coś bym napisał mądrego, ale moja alergia przybrała takie rozmiary, że jedyne o czym jestem w stanie myśleć, to jak tu nie zasmarkać sobie koszulki :(
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się, jeśli napiszesz coś głupiego, to idealnie wpiszesz się w prowadzoną wyżej dyskusję z ZWL, więc wal śmiało!:P
UsuńWcześnie zaczynasz z tą alergią; ja zazwyczaj dopiero w połowie maja i są to najgorsze trzy tygodnie w każdym roku:(
A ja przekornie, bardzo merytorycznie i bardzo po polsku, poutyskuję, że czemu ja cholera nie mieszkam w Puławach. Przynajmniej w tym tygodniu :D
UsuńAle masz całkiem blisko (w odróżnieniu ode mnie, choć ja mam tam, zdaje się, nawet jakąś rodzinę). I P. Beręsewicz też będzie! Pomysł znakomity - jak widać, jeśli się chce to można.
UsuńSzkoda, że J. Gugała będzie mówił tylko o jakiejś politycznej książce, zamiast wziąć ze sobą cały Zespół Reprezentacyjny:) W końcu w ich tekstach też jest literatura, i to jaka!
"Całkiem blisko" jest oczywiście kwestią względną i zawsze "dla chcącego nic trudnego", ale przyznasz, że terminy mocno ograniczające możliwości, a i godzinowo do luftu :(
UsuńJa ZR odkryłem niedawno i znam głównie z przeuroczych przekładów Brassensa.
Przyznaję:)
UsuńZR to dla mnie przede wszystkim Brassens (choć Sefarad też niezgorszą płytą była)! Uwielbiam, a znam już od dość dawna (trafiło się ślepej kurze).
Mój osobisty debeściak, TU w naprawdę wyjebistym składzie. Ale oczywiście "Dzielna Margot" czy "Goryl" też wymiatają. Jak tak spojrzeć, to w sumie nie ma na tych brassensowych płytach słabizn :D
UsuńWłaśnie dlatego, że nie ma słabizn, ja nie mam ulubionego kawałka z tej płyty, albo inaczej: ulubiony kawałek zmiennym jest:) Ale "Króla" wolę chyba w wersji oryginalnej (choć ten skład istotnie powala).
UsuńAle masz na myśli wersję oryginalną czy oryginalny oryginał? :P Ja Zespół poznałem dzięki sąsiadowi, który za ścianą grał na pudle i wyciągał "goryyyyyyla" :D
UsuńMimo całej mojej sympatii do Brassensa i odczuwanego w sposób naturalny podniecenia językiem francuskim, wybieram wersję oryginalną:) Po prostu bardzo lubię, jak członkowie ZR śpiewają, i tyle.
UsuńSąsiada zazdroszczę. Mój słucha tylko kawałków "spod celi", ze szczególnych uwzględnieniem tych, w których jest coś o tym, co należy zrobić z policją (nie zacytuję, bo nie ma 22.00).
Sąsiad swego czasu nasączał nas przez ścianę klasyką bardowską: Kaczmarski, Okudżawa, Wysocki, ale ostatnio poszedł był w chów króli i dnie całe spędza na ranczu :D
UsuńPS. Ja to francuskim lubię się podniecać poprzez utwory śpiewane przez Piaf. Tam to "r" dźwięczy tak, że kryształy strzelają :)
Najpierw kraciaste koszule, gitara i protest songi, a potem zwierzęta futerkowe? Aż strach pomyśleć, jaki może być następny krok!:P
UsuńTak, to errrotycznie brzmiące "r", to podobno prawdziwy postrach męskich serc:))
Może go zawczasu ostrzec? :D
UsuńKoniecznie!:)
UsuńWłaśnie przypomniałeś mi, że miałam zaatakować dzieci tą serią! Wcześniej był eksperyment z Barankiem Shaun, który niestety się nie powiódł, ale nie wolno tracić nadziei!
Baranek nie podszedł? Dziwne. U mnie triumfy święcą "Sąsiedzi". Dawno nie słyszałem takich wybuchów śmiechu :D
UsuńTeż uważam, że to dziwne. Nic to, może jeszcze mi się dzieci rozwiną? "Sąsiadów" dawno nie oglądaliśmy, ale to też niezły pomysł (o ile uda mi się wciąć pomiędzy któryś z licznych odcinków kolejnych serii "Był sobie...")
UsuńŻeby Ci nie było przykro chciałbym Cię poinformować, że Starszego w ogóle nie ciągnie do książek :P
UsuńI tam, przykro! Sama sobie mogę oglądać w końcu. A na Starszym przetestuj "Rady nie od parady" (gdybym zaczynała od "Hobbita" też by mnie nie ciągnęło:P).
UsuńBez szans. Przynajmniej dopóki nie zepsuje się pogoda. Teraz to orlik, orlik i jeszcze raz ... No co? :)
UsuńW końcu ruch to zdrowie, a od czytania książek dostaje się garba - opinia społeczna w pełni pochwala Wasz wybór!:P Na nasz orlik nie idzie się dopchać, niestety.
UsuńZapraszamy. U nas mimo obłożenia przez treningi, po 18 luz. a właściwie brykalnia dla najmłodszych :D
UsuńU nas luźniej właśnie wcześniej, po 18.00 idzie mecz za meczem, w wykonaniu młodzieży w wieku 18+, przy akompaniamencie tekstów, których nie powstydziłby się nawet mój sąsiad. Chętnie skorzystalibyśmy więc z oferty, ale daleko jakby:(
UsuńU nas podczas fachowych treningów jest co prawda czynnik dyscyplinujący (trener doszedł do 20 pompek za bluzg), ale panowie stają się tylko coraz bardziej przypakowani :P Zresztą, czy niechodzenie na orlika uchroni uszy chłopaków przed tekstami, o których tu mowa? Wątpię.
UsuńOczywiście, że nie uchroni, zwłaszcza że codziennie słyszą własnego sąsiada, który gdy nas widzi, oczywiście natychmiast przeprasza, rzucając: "O k..., sąsiadko, sory, nie zauważyłem krasnali!". Poza tym nie uważam akurat przeklinania za najgorszą rzecz na świecie, o ile stosuje się je z umiarem i w sytuacjach adekwatnych (czyli np. w pracy:P) Uwierz mi jednak, że na orliku panuje wyłącznie nadmiar, a że mecze raczej towarzyskie, to czynnika dyscyplinującego brak.
UsuńSuper ten tekst o spotkaniach autorskich :-) Przypomina mi się pewne spotkanie w EMPIKU. Mowa o książce dla dzieci w wieku 7 -10 lat. Na spotkaniu dzieci ok. 5-6 lat spędzone przez Panie nauczycielki. "Cy to Pani napisała Boba Budowniczego?" 'Nie odpowiada autorka". "A kucyka Pony?" - pyta jakaś dziewczynka. :-) Nie ma to jak przypadkowa publika!
OdpowiedzUsuńCo do spotkania w szkole Twego syna to tylko pozazdrościć. Do szkoły mego Starszego nie zajrzał... szkoda..To Wy nie mieszkacie w Szczecinie? Czy mieszkacie w mieście na literę G czy na S? :-)
Dlatego nie lubię spotkań w takich miejscach - więcej gapiów niż czytelników. Ciekawe, czy autorka (która nie napisała Boba Budowniczego i kucyków Pony:P) jest tą, o której myślę?:)
UsuńPodobno nie jest tak łatwo namówić Autora na takie spotkanie, musi wszak ostrożnie dawkować siebie, aby nie doszło do zatrucia z powodu nadmiaru. Zdaje się jednak, że w ubiegłym roku (a może 2 lata temu?) był w Szczecinie, jednak nie wiem gdzie.
Co do lokalizacji - pudło po dwakroć:) Ale bliżej nam do "S" niż "G" (w każdym razie, alfabetycznie rzecz ujmując).
To ja lecę po mapę województwa póki co a co do autorki to TA autorka właśnie z tych co to woli unikać spotkań... Tak już ma od urodzenia, że nie lubi dużych skupisk ludzkich. Tacy to mają ciężko, bo od autorów naprawdę teraz wiele się wymaga. Napisał książkę, to teraz niech się cieszy, że go ktoś zaprasza na spotkanie. A doprawdy nie dla wszystkich to jest to, o czym marzą... Niektórzy wolą sobie siedzieć w domu i pisać... albo czytać... :-)
UsuńNa szczęście na kiermaszach zazwyczaj pusto i głucho, to Autorka wypocznie:) Na takim spotkaniu, jak to w szkole Starszego z pewnością by się jej jednak podobało.
UsuńJa też zasadniczo nie przepadam za skupiskami, choć musiałam się przyzwyczaić (na szczęście moje spotkania innego rodzaju) i ostatecznie, nawet polubiłam. Jeśli uda się zapanować nad salą (oczywiście bez krwi i nadmiernego używania przemocy:P), to odczucia są doprawdy bezcenne!:)
Ale oczywiście pochylam się nad ciężką dolą Autorów i głaszczę ich po spracowanych od wysiłku głowach:))
Starsza przyniosła z biblioteki dwa tomiki dowcipów KK. Zaczynam rozumieć Twój punkt widzenia:P Chociaż w życiu przy żadnej książce się tak nie obśmiewała.
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Zaciśnij zęby, dasz radę!:Pamiętaj, że pracujesz na brak zmarszczek u ukochanego dziecka!:P Ja po ostatnich kilku dniach z limitem 4 godzin snu na dobę, po obejrzeniu się w lustrze, dopisałam do listy pt. "dlaczego moi rodzice byli toksyczni" właśnie to, że nie podsuwali mi ówczesnych odpowiedników Karolków. Strzeż jej więc, aby nie podzieliła mego losu!
Usuń