Młodszy i Starszy od pewnego czasu weszli w trudniejszy
okres.
Młodszy staje się coraz bardziej samodzielny i myślący.
Nie jest już bezkrytycznie wpatrzony w brata, zdarza się mu mieć własne zdanie.
Starszy, spychany powoli z
piedestału, bywa, że reaguje nerwowo.
-Ja wcale nie chciałem mieć
brata! – słyszę coraz częściej.
Dziś.
Starszy krąży wokół lodówki.
W lodówce spoczywa skarb.
Ostatnie opakowanie nabytego u niemieckich sąsiadów cud miód deserku:
żarówiastej galaretki (z okazji majówki mogli wybrać sobie coś z bardzo
niezdrowej żywności).
Galaretki były cztery. Starszy
wcześniej pożarł dwie, Młodszy jedną.
Starszy liczyć umie dobrze.
- Mamusiu, zjem tę ostatnią
galaretkę, żeby się nie popsuła, dobrze? – szczebiocze przymilnie.
- To galaretka Młodszego.
Zapytaj go, jeśli się zgodzi, będziesz mógł zjeść. – odpowiadam (nie ze mną
te numery, Starszy!).
Starszy nonszalanckim krokiem podąża w stronę Młodszego,
zajętego zabawą w gaszenie pożaru.
- Słuchaj, tam w lodówce leży
taka stara galaretka, no wiesz, ta co ją kupiliśmy w sobotę. Nie będziesz jej
jadł, nie? – zagaja.
- Będę. – krótko odpowiada
Młodszy, nie przerywając zabawy.
- No co ty?! Ale ona jest
bardzo niezdrowa, wiesz? A małe dzieci nie mogą jeść takich niezdrowych rzeczy.
Chyba nie chcesz iść do szpitala, co? – troskliwie zapytuje Starszy.
- Nie. – odpowiada
Młodszy.
- No właśnie. To ja ją lepiej
zjem, dobra? – z satysfakcją wyjawia puentę Starszy.
- Nie. – słyszy w
odpowiedzi od mistrza lapidarnych wypowiedzi.
Przyczajona w kuchni, oczekuję
nieuchronnego wtargnięcia Starszego i kolejnego monologu z refrenem: „ja
nie chciałem mieć brata!”
Tymczasem Starszy, owszem,
wkracza, ale powoli, pogrążony w głębokiej zadumie.
- Wiesz mamo? – zwraca się
do mnie, a w jego głosie pobrzmiewa jakby nutka podziwu. – Ten mój brat, to
on już chyba przestał być bezrozumny.
U mnie niestety jest równanie w dół i to Starszy próbuje powrócić przy pomocy Młodszego do beztroskich czasów sprzed szkoły, kiedy nie było odrabiania lekcji, a tylko niczym nieskrępowany fan. Młodszy zaś to twardy zawodnik i, przynajmniej jeśli chodzi o słodycze, nie jest bynajmniej bezrozumny. A ta w ogóle to ROTFL :)
OdpowiedzUsuńA myślisz, że mi się już język nie wystrzępił od tłumaczenia, że to wcale nie jest niesprawiedliwe, że Młodszy nie musi i dlaczego Starszy musi? A Młodsi zazwyczaj są twardsi i sprytniejsi (co przyznaję ze smutkiem, bom Starsza).
UsuńPrzyznaję. Płowowłosy cherubinek potrafi być straszny w egzekwowaniu swoich praw. A Starszy doprowadza mnie do stanów wysokiego ryzyka zdrowotnego swoim: "Ale on nie musi ...", więc proszę o przyjęcie do klubu i pomoc psychologiczną :P
UsuńLegitymacja właśnie się drukuje. Co zaś do pomocy, udzielam wyłącznie doraźnej: zimne piwko czy gin z tonikiem?
UsuńNie chciałbym wydziwiać jako nowoprzyjęty członek, ale jarzębiak z sokiem żurawinowym, to moje ostatnie odkrycie :P Dziś w ramach oczyszczania czakr mała pętelka na rowerze, no, chyba że przyleje :D
UsuńPętelki to ja niestety teraz tylko na szyję (oby do soboty, oby do soboty!), ale jarzębiak + żurawina brzmi na tyle kwaśno, że chyba powinnam się bliżej zainteresować:P No patrz, i już jest korzyść z klubu! Nie ma to jak wymiana doświadczeń!:))
UsuńMnie ostatnio alkohol szkodzi, ale żarówiastą galaretkę bym zjadł:)
UsuńUzupełnialibyśmy się idealnie: mi szkodzą żarówiaste galaretki:PP
UsuńA aby przybliżyć galaretkowe wrażenia smakowe, zacytuję konsumenta: "mamusiu, to jest coś najpyszniejszego co jadłem do tej pory w życiu!"
O proszę. To ja też chcę, tym bardziej:)
UsuńZ chemicznych wsadów, to u nas szał ostatnio robiło TO :)
Usuń@ZwL Ale każdy alkohol? Nie może być :)
Ostatnio tolerancja sięgnęła jednego piwa, ale warunki meteo były bardzo korzystne :))
UsuńZWL: Mam do Ciebie słabość, więc zamiast pracować, ryłam w sieci:( Znalazłam! Takie o! Może znajdziesz gdzieś w kraju, bo wysyłka pocztą raczej nieodwracalnie zaszkodzi produktowi (mimo szczerych chęci!).
UsuńJeśli zaś o sprawę braku możliwości idzie, proponuję wystawienie honorowej klubowej karty kombatanta.
Bazyl: nie wiem, czy jestem aż tak złą/dobrą (niepotrzebne skreślić) matką, by zdecydować się na sięgnięcie po te cuda. Mam nadzieję, że nie eksponują ich zbytnio w sklepach!
Dziękuję Koleżance:) Takie cuda z czerwienią koszenilową i zielenią brylantową bez trudu dostępne nawet na naszej wsi:P
UsuńNa pewno nie Takie! Jak mawia moja babcia (z domu Mueller): co niemieckie, to niemieckie!:PP
Usuńkiedy właśnie mi się wydaje, że Mueller; chyba że jakaś polska mutacja produkowała:P U nas przy drodze ze stolycy co chwila stolyk, a na stolyku "oryginalna chemia z Niemiec". Może i galaretki mają:P Też chemia w końcu.
Usuń@momarta Myślisz, że jakby je ustawić za stertą otrębów, to te szelmy nie zdołałyby wyniuchać? O matko małej wiary! Oko pięciolatka, jeśli chodzi o wypatrywanie na półkach najgorszego (ale jakże smacznego i widowiskowego) syfu żywnościowego, jest porównywane do teleskopu Hubble'a :D
UsuńZWL: chemia jak najbardziej chemiczna, bowiem w naszej lodówce jakby bardziej jasno było! Nie upieram się, może te Muellerowskie macki sięgają i Polski (choć, i znów zacytuję babcię: "bo oni w tej Polsce to mają gorszy skład!"). Na co dzień omijam takie rzeczy ze wstrętem, więc mogło mi umknąć:P
UsuńBazyl: nie doceniasz skutków tresury i stosowania chińskiej diety od niemowlęctwa! Wypatrzeć może i wypatrzą, ale zanim napomkną, trzysta razy skalkulują, czy aby na pewno im się to opłaci!:P
niezłe :-)
OdpowiedzUsuńBo my w ogóle jesteśmy nieźli:)
UsuńJako dziecko nigdy nie ośmieliłam się wyrazić głośno swojego żalu, ale przez lata nie mogłam pogodzić się z faktem, że w pewnym momencie pojawiła się siostra.;(
OdpowiedzUsuńA mi ten żal jakoś umknął, naprawdę! Różnica wieku 4,5 roku, więc powinno coś boleć, ale jakoś obeszło się bez. W każdym razie nie mnie bolało, tylko ją (niedobrą siostrą byłam, może to takie nieuświadomione odreagowanie?:P)
UsuńŻal był powodowany metodami wychowawczymi rodziców typu: ustąp, bo jesteś starsza. A siostra umiejętnie wykorzystywała sytuację.;(
UsuńDlatego sama gryzę się w język, ile razy chcę powiedzieć coś w tym stylu. Nakłanianie do ustępstw to moja specjalność, ale może niekoniecznie tylko z uwagi na wiek (w którąkolwiek stronę:P).
UsuńB. lubię przysłuchiwać się negocjacjom moich siostrzenic. Rodzice przyzwyczaili je do załatwiania sprawy między sobą i wkraczają tylko w chwilach krytycznych, a te, o dziwo, pojawiają się rzadko.
UsuńNatomiast co do galaretki, miałam ostatnio podobną sytuację z czekoladą na gorąco: pięciolatka po zjedzeniu piany poszła się bawić i o świecie zapomniała, siedmiolatka przyszła, wypiła jednym ciągiem resztę swojej i wzięła się za siostrzaną. Postraszyłam ją, że będzie ryk i wtedy odkupi siostrze z własnych pieniędzy (w kawiarni byłyśmy). Cwaniara poszła do młodszej, zapytała ją, czy będzie jeszcze piła swoją porcję (której już przecież nie było), bo ona chętnie ją wypije. Zgodę na szczęście uzyskała, więc rozeszło się po kościach (i układzie pokarmowym;), ale oniemiałam na taki tupet.;( Pocieszam się, że z taką kreatywnością nie zginie.
Bo Wasza Młodsza jeszcze bezrozumna, dlatego się zgodziła:))
UsuńMój mąż ma kiepskie doświadczenia ze stosowaną przez jego rodziców techniką załatwiania spraw przez dzieci samodzielnie, dlatego stosujemy z ostrożnością (choć czasem oczywiście trzeba, bo inaczej się nie da). Ech, czemuż to tego na studiach nie uczą?
Jest resocjalizowana - kiedyś na podobne pytania zawsze odpowiadała przecząco.;)
UsuńMyślę, że obecni młodzi rodzice mają i tak lepiej niż nasi, którzy wychowywali dzieci "po omacku". Dzisiaj wiele się pisze i mówi o metodach wychowawczych, jeśli ktoś chce, czegoś się dowie. Chociaż nauczyciele i wychowawcy pewnie i tak inaczej widzą ten problem.;(
Moja koleżanka twierdzi, że powinno się wprowadzić egzaminy na rodzica i dopiero po ich zdaniu dawać zgodę na rozmnażanie.;)
Dzisiaj to panuje chaos informacyjny. Jedni mówią to, drudzy coś zupełnie innego, a wszyscy najmądrzejsi na świecie. Inna sprawa czy rodzice chcą w ogóle korzystać z jakiejkolwiek wiedzy. Moja szkoła proponowała rodzicom uczestnictwo w kursie z udziałem psychologów. Chętnych nie było wielu.
UsuńPrzyklaskuję pomysłowi - takie kursy na rodzica powinny być w szkołach na porządku dziennym, zakończone egzaminem, a jakże.
UsuńA opowieść o galaretkach genialna, uśmiałam się do łez :-)
Pytanie tylko, co będzie jeśli rodzice egzamin obleją? Poprawka, a potem komis?:P
UsuńI miło nam, że mogliśmy Cię uśmiać:)
Witam Ciebie bardzo serdecznie i wiosennie.Miło i przyjemnie tu u Ciebie.Jeśli pozwolisz rozgoszczę się na dłużej.Ciebie w wolnej chwili zapraszam w odwiedziny do Dobrych Czasów.Pozdrawiam majowo i kolorowo.J.
OdpowiedzUsuńZostawianie tylu identycznych komentarzy w takich ilościach (na tylu blogach) podpada chyba pod pracę w akordzie?
UsuńSiostra wyćwiczyła tak, że nie dość, że żaden nie ruszy tego co brata, to i swojego nie ruszy bez pytania o pozwolenie. Moja zaś siostra urodziła się dekadę później, co mnie bardzo ucieszyło i cieszyło tak przez jakieś siedem lat, do czasu, aż nie zaczęła mi podskakiwać:)mnie- starszej...
OdpowiedzUsuńMoi, jak widać, też nie ruszają:) Ale zapytać warto, czyż nie?
UsuńA miłość siostrzana i braterska musi chyba zawsze przejść przez etap szorstkości; rzeczą rodziców jest jednak tak wychować dzieci, aby ten etap okazał się tylko przejściowy.
hehe - jakbym swoich chłopaków słyszała! Mój Starszy też wciąż nie może uwierzyć, że ten malutki braciszek (a gu gu gu) robi się coraz mądrzejszy i nie tak łatwo go przechytrzyć. Ale w sumie trzymają sztamę i to jest baardzo budujące dla nas:-) "Mamo to ja dziś poczytam bratu i go uśpię, dobrze?:- proponuje Starszy i zamykają się w pokoju. A potem lepiej już nie sprawdzać co tam się dzieje :-)
OdpowiedzUsuńA co do galaretek to Starszy odkąd wie co to jest KOSZENILA sprawdza każde opakowanie jogurtu i galaretki i odmawia spożycia w/w. W waszej galarecie była???
U nas usypianie ciągle zarezerwowane dla rodziców, ale z pewnością kiedyś nadejdzie ten moment, gdy też zostaniemy wykopsani za drzwi. Na razie wcale mi do niego niespieszno.
UsuńZ unikaniem koszenili nie jest łatwo, mam wrażenie że dodają ją prawie do wszystkiego. Na szczęście w przypadku naszej galaretki Alois Mueller na piśmie oświadczył, że posłużył się tylko i wyłącznie barwnikiem roślinnym:)) (kolejny argument dla mojej babci: co niemieckie, to niemieckie!:P)