czwartek, 2 maja 2013

Nagroda imienia Barbary Łopieńskiej, czyli jest nadzieja


Kiedy parę miesięcy temu pisałam o zbiorze rozmów Barbary Łopieńskiej z intelektualistami,  ubolewałam nad brakiem następców tej wybitnej dziennikarki.
Ubolewanie w zasadzie aktualne nadal; okazuje się jednak, że w tym tunelu coś jakby świeci.

Redakcje, z którymi Barbara Łopieńska była związana („Polityka”, „Res Publica Nowa”, „Gazeta Wyborcza”, „Tygodnik Powszechny”, „Viva!”, „Twój Styl”, „Press”), od roku 2004 przyznają nagrodę jej imienia. Jak twierdzą, chcą nagradzać dziennikarstwo przenikliwe, błyskotliwe, nieagresywne, trudną sztukę prowadzenia rozmowy.

źródło zdjęcia
W tym roku laureatem nagrody (już ładnych parę dni temu) został Przemysław Wilczyński za opublikowaną w „Tygodniku Powszechnym” rozmowę z księdzem Janem Kaczkowskim.
„Tygodnik Powszechny” czytuję, choć mocno nieregularnie, czego powodem jest wyłącznie brak czasu. Nie da się jednocześnie intensywnie pracować, wychowywać dzieci, oporządzać domu, czytać książek, a do tego być na bieżąco z prasą. No dobrze, oporządzać domu też się nie da, przerzucam na drugą stronę listy.
Nagrodzonej rozmowy wcześniej więc nie czytałam; co więcej, nie znam dotychczasowych dokonań pana Wilczyńskiego i nie mam na jego temat żadnego zdania.
Wcale się jednak nie dziwię, że to właśnie jemu i właśnie za tę rozmowę (przeczytać można ją tutaj) przyznano nagrodę.

Przemysław Wilczyński znalazł nie tylko znakomitego rozmówcę, ale i klucz do niego (czyż nie to samo robiła Łopieńska?). Nie wykluczam przy tym, że ksiądz Kaczkowski jest samograjem, kurą znoszącą złote jajka (słyszałam spory fragment rozmowy z nim w radiu Tok fm, co skłania mnie ku twierdzeniu o prawdziwości takiej tezy), jednak nawet takiego rozmówcę można „zepsuć”.
Wilczyński jest pozornie nieobecny; jego pytania to w większości krótkie zdania, czasem wręcz pojedyncze słowa: „Co było potem?”, „Nie bał się Ksiądz?”, „To takie proste?” Pomimo to nie daje się jednak swojemu rozmówcy zagadać, panuje nad rozmową, wytycza jej ramy, choć jest przy tym ciągle otwarty. Nie jest agresywny, ale i zarazem nie przymilny. I widać, że dobrze się do rozmowy przygotował.
To niby niewiele, jednak zdarza się coraz rzadziej.

Jeśli zaś o sens samej rozmowy idzie, myślę że jest ona potrzebna wielu ludziom, dlatego dobrze, że teraz może przeczyta ją więcej osób niż wówczas, gdy została opublikowana na łamach „Tygodnika…”
Mowa jest bowiem między innymi o chorobie nowotworowej. O tym, jak rozmawia się na ten temat z pacjentem, a jak rozmawiać się powinno. O tym, jak reaguje się na diagnozę. O tym, co dalej. Dziś właśnie zaczęłam czytać „Chustkę” – choć przeczytałam ledwie kilkadziesiąt stron, to przecież wiem jak rozwinie się ta opowieść i jak ciągle za mało mówi się o tych sprawach.
Mowa jest jednak także o Kościele katolickim w Polsce, widzianym od środka. O tym, że dyskryminuje, wyklucza: niepełnosprawnych, „głupszych”, starsze siostry zakonne. Padają mocne słowa; sytuacja życiowa w jakiej znalazł się ksiądz Kaczkowski jest z tego punktu widzenia komfortowa. To nie jest jednak kolejna z rozmów oskarżycielskich dla samego oskarżania. Choć mowa o problemach bardzo poważnych, choć korciłoby, aby odwrócić się na pięcie i pójść z dala od tego wszystkiego.
Bo to jest także – choć wcale nie wprost – rozmowa o wierze. Bardzo głębokiej. Wierze, która przywraca nadzieję, której można zazdrościć. Zwłaszcza, gdy jest się – jak ja – w paradoksalnie najtrudniejszym dla niej, przedpierwszokomunijnym czasie.

„Sklepany przez Kościół, kocham Kościół” – Przemysław Wilczyński rozmawia z księdzem Janem Kaczkowskim. „Tygodnik Powszechny nr 48 z 25 listopada 2012 roku.

20 komentarzy:

  1. Opis przekazania księdzu informacji o glejaku jest porażający. Gdyby sytuacja miała miejsce 10 lat temu, byłoby to może dla mnie do przyjęcia, ale dzisiaj? W dobie równania do norm europejskich, procedur itp.? Że o zwykłym wyczuciu taktu nie wspomnę.
    Ciekawie o chorobie mówił też Pilch w ostatnim, świątecznym TP, czytałaś może?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie przeraża to, że takie historie przestały mnie dziwić; chyba w ramach słynnego zobojętnienia zawodowego:( To, co powinno być normą, jest wyjątkiem, za który jesteśmy gotowi całować po rękach. Mówić, pisać, tłuc do głów i potem od początku do samo. Za kilkanaście lat powinny być efekty.
      Przez świąteczny TP rozumiesz ten wielkanocny (czytałam) czy majówkowy (nie czytałam)? Jeśli wielkanocny, to "zapaść w analfabetyzm" wydaje mi się niezwykle trafną diagnozą stanu, osobiście zresztą bliską (choć z innych powodów).

      Usuń
    2. Na dodatek wielu pacjentów nie widzi nic uwłaczającego w podobnych sytuacjach i ucisza tych, którzy protestują. Inna rzecz, że rozmowa z pacjentem terminalnie chorym jest trudna. Dla mnie, jako koleżanki, córki itp - też.
      Jakieś 10 lat temu będąc w Gdańsku poszłam obejrzeć gmach Akademii Medycznej. Na tablicy ogłoszeń była informacja o kursie dla studentów, którzy chcieliby nauczyć się rozmawiać z pacjentem terminalnie chorym właśnie. Był nawet zarys tematyki - moim zdaniem b. ciekawy, nawet dla zwykłego człowieka (patrz: ja). O dziwo, kurs organizowali jacyś zakonnicy, nie uczelnia.
      Wywiad jest w majówkowym numerze TP, aż pobiegłam poń do kiosku, bo rzadko czytuję ten tygodnik. Gdyby trzeba było, służę skanem.

      Usuń
    3. Uciszają, bo boją się że może być jeszcze gorzej. Do tego dochodzi oczywisty stres związany z chorobą, który potrafi sprawić, że zachowujemy się mniej racjonalnie niż zwykle.
      A taka rozmowa oczywiście, że trudna. Dlatego powinien być to obowiązkowy element studiów lekarskich. A czy jest? Znasz odpowiedź; od czasu ogłoszenia, które widziałaś w Gdańsku wiele się nie zmieniło (info od dzieci znajomych, które studiują medycynę).
      Co do wywiadu - w międzyczasie doczytałam gdzie jest. Dziękuję za ofertę (jak zwykle nieoceniona:)), ale moi rodzice prenumerują TP, więc zapuszczę żurawia w ich egzemplarz:)
      Przy okazji: mąż sprezentował mi dziś "Poloneza na polu minowym", którego sama wcześniej (w ramach oszczędności) jednak wywaliłam z merlinowego koszyka. Musi być, że mam koniecznie przeczytać:))

      Usuń
    4. Aniu, właśnie przeczytałam rozmowę z Pilchem i wydaje mi się, że akurat o chorobie znacznie ciekawiej pisał (mówił) w publikowanym cyklicznie na łamach TP Dzienniku, w tym we wspominanym przeze mnie numerze wielkanocnym. Ta rozmowa nie jest - przynajmniej dla mnie - niczym nowym i przełomowym (a wpisy w Dzienniku zrobiły na mnie takie wrażenie), choć oczywiście nie żałuję, że ją przeczytałam.

      Usuń
    5. Kiedyś kolega wspominał mi, że w stolicy uczy się rozmowy z pacjentem. U niego w grupie chyba nawet nagrywano stażystów, a potem omawiano. Jemu np. zarzucono, że nie potrafi nawiązać kontaktu podczas wywiadu wstępnego. To były naturalnie jakieś ogólne zajęcia, nie mam pojęcia, czy uwzględniano w nich rozmowy z pacjentami terminalnie chorymi.

      Muszę sprawdzić, co było w numerze wielkanocnym, może go mam. Dla mnie ta rozmowa jest rzeczą nową, bo i ciekawie mówi o "pobłażaniu" chorobie i o córce.

      Takich mężów powinno się sławić.;)

      Usuń
    6. W razie gdybyś nie miała, zepnę się w sobie i spróbuję zeskanować i wysłać:))
      A męża sławię przecież właśnie:) Na razie doszłam do rozmowy z Magdaleną Tulli i tak się zastanawiam, co mądrego będą mieli do powiedzenia ci coraz młodsi.

      Usuń
    7. Sprawdzę, czy mam.
      Varga ciekawie opowiada, bo dużo o sobie. Twardoch mnie coraz bardziej zaciekawia. A przy okazji młodych: czy czytałaś felieton Żulczyka w ostatniej, majówkowej Polityce? Lekko ciśnienie mi podskoczyło.

      Usuń
    8. W Vargę nie wątpiłam, w Twardocha też w zasadzie nie, choć jestem ciekawa czy wymyślą coś, na co sama nie wpadłam. Punkt widzenia tych starszych, jako inaczej niż ja doświadczonych, z tego powodu bywa zdecydowanie bardziej zaskakujący (przynajmniej dla mnie).
      Co do Żulczyka - jeszcze nie przeczytałam, ale ja zazwyczaj czytam prasę dopiero, gdy jest mocno nieświeża:( Dzisiaj sięgnę jednak po Żulczyka (jak do tej pory nie przepadam, drażni mnie manierycznością) i zobaczę, czy po lekturze i mi coś skoczy (na ciśnienie bym nie liczyła, bo mam z zasady i nieodwracalnie niskie, ale taki gul na przykład może się wykazać!:P)

      Usuń
    9. Właśnie o tę manieryczność mi chodzi. Zaczekam cierpliwie na Twoje wrażenia.;)

      Usuń
    10. Aniu, jesteś pewna że to Żulczyk? Albo że w Polityce? Przejrzałam dokładnie, ale Żulczyka ni widu, ni dydu:( Witkowski tylko jest, ale raczej niczego nie podnosi (rzuciłam tylko okiem). Kiedyś Żulczyk pisał chyba coś w czymś, czego nie kupuję (Wprost albo Newsweeku); może o którąś z tych gazet Ci chodziło?

      Usuń
    11. A widzisz, za dużo czasopism przeglądałam i mi się pomyliło. Okazuje się, że pisze teraz dla Przekroju, zajawka tu: http://www.przekroj.pl/artykul/999739-Drzacy-wrzask-Michala-Bajora.html
      Muszę Ci to podesłać, pisze tam m.in. o M. Peszek.;) O skan z wielkanocnego TP poproszę, nie mam tego numeru.

      Usuń
    12. Z zajawki na razie nie podoba mi się tytuł, ale powiedzmy, że to może być prowokacja. Postaram się dogrzebać, zobaczymy z jakim skutkiem, więc niewykluczone, że poproszę o podesłanie.
      Co do tekstu z Tygodnika - dziś nie ma szans (przygotowania komunijne, sto pięćdziesiąta dziewiąta próba, te sprawy), tym bardziej że w domu nie mam skanera, ale postaram się jutro:)

      Usuń
    13. Nie ma pośpiechu ze skanem, zaczekam.
      Tak, tytuł jest prowokacyjny, a reszta - cóż, sama ocenisz.;)

      Usuń
  2. Przeczytałam cały wywiad. Zarówno sposób przeprowadzenia jak i rozmówca budzą szacunek. Kurcze nawet łezka mi spłynęła. Też odebrałam go, jak wyznanie wiary. Podziwiam siłę tego człowieka, który wie jak i wie ile. Jeśli kiedyś znalazłabym się a takiej sytuacji życzyłabym sobie takiej odwagi i spokoju. Bo tym, co w chorobie przeraża mnie najbardziej jest konieczność zmagania się nie z nią, a z chorą służbą zdrowia. Jak pewnie prawie każdy mam doświadczenia w tego typu zmaganiach (mój tata walczył prawie sześć lat i przezedł chyba wszystkie etapy i wszystkie rodzaje terapii a my wraz z nim). I mimo, że minęło już kilka lat chyba nadal nie potrafię się z tym zmierzyć. No, ale, żeby zakończyć optymistycznie jestem przed dwoma dniami majówki i mam nadzieję, że nie będzie lało, a jak będzie nawet lało, to będzie się czytało, czego nie wiem, czy mogę ci życzyć, bo wiem, że ciebie czeka za tydzień innego rodzaju przeżycie, ale jak sama piszesz DASZ RADĘ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie przeżycia na długo zostają w środku. Mi trochę odpuściło dopiero po dziesięciu latach, co wcale nie oznacza, że zapomniałam. Myślę też, że dla chorego ważne jest, gdy ma skąd czerpać siłę, gdy jest coś głębokiego w co wierzy, na czym (bądź na kim) może się oprzeć.
      Czasem wydaje mi się, że tak jak powinna być możliwość posiadania pierwszego dziecka "na próbę" (w sensie fantoma jakiegoś), po to aby przećwiczyć i nie trenować na żywym organizmie, tak samo powinno się "na próbę" przejść przez taką chorobę, gdyż każdy błędny krok (a stawia się ich wiele, niestety) może mieć nieodwracalne skutki.

      Co zaś do majówki: zapraszam do nas! Ciepło, miło, słonecznie. Deszcz? Jaki deszcz? W związku z powyższym dziś wypieram myśli o przyszłym weekendzie i za chwilę ruszamy na bardzo przyjemną wycieczkę!:) Z czytaniem u mnie w związku z powyższym gorzej, ale nie można mieć przecież wszystkiego! I dam radę, oczywiście!:P

      Usuń
    2. Zaległości mam wielkie w czytaniu blogów zaprzyjaźnionych...A tu jeszcze linki do ciekawych wywiadów... Jak ja to wszystko ogarnę?

      Usuń
    3. Nie ogarniesz, porzuć złudzenia:) U mnie to samo, a będzie jeszcze gorzej. Na razie napawam się wizją ostatniego dnia luzu od wszystkiego; od obowiązku czytania blogów i pisania na tychże także.
      Aha! I wszystkiego najlepszego imienniczce! (bo jakoś żadna jak dotąd nie sierpniowa:))

      Usuń
  3. A ja sierpniowa! :-) Mam rozumieć, że Ty dziś świętujesz?? jeśli tak, to życzę mnóstwa WOLNEGO CZASU TYLKO DLA SIEBIE!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pacz pani, jakżem się to nie wstrzeliła w kalendarz!:P Dziękuję za życzenia, przechowam je w stosownej szufladce aż do emerytury i wówczas z radością zużyję:))

      Usuń