Kiedy
parę miesięcy temu pisałam o zbiorze rozmów Barbary Łopieńskiej z intelektualistami, ubolewałam nad brakiem następców tej wybitnej dziennikarki.
Ubolewanie
w zasadzie aktualne nadal; okazuje się jednak, że w tym tunelu coś jakby
świeci.
Redakcje,
z którymi Barbara Łopieńska była związana („Polityka”, „Res Publica Nowa”,
„Gazeta Wyborcza”, „Tygodnik Powszechny”, „Viva!”, „Twój Styl”, „Press”), od
roku 2004 przyznają nagrodę jej imienia. Jak twierdzą, chcą nagradzać
dziennikarstwo przenikliwe, błyskotliwe, nieagresywne, trudną sztukę
prowadzenia rozmowy.
źródło zdjęcia |
W
tym roku laureatem nagrody (już ładnych parę dni temu) został Przemysław
Wilczyński za opublikowaną w „Tygodniku Powszechnym” rozmowę z księdzem Janem
Kaczkowskim.
„Tygodnik
Powszechny” czytuję, choć mocno nieregularnie, czego powodem jest wyłącznie
brak czasu. Nie da się jednocześnie intensywnie pracować, wychowywać dzieci,
oporządzać domu, czytać książek, a do tego być na bieżąco z prasą. No dobrze,
oporządzać domu też się nie da, przerzucam na drugą stronę listy.
Nagrodzonej
rozmowy wcześniej więc nie czytałam; co więcej, nie znam dotychczasowych
dokonań pana Wilczyńskiego i nie mam na jego temat żadnego zdania.
Wcale
się jednak nie dziwię, że to właśnie jemu i właśnie za tę rozmowę (przeczytać można ją tutaj) przyznano nagrodę.
Przemysław
Wilczyński znalazł nie tylko znakomitego rozmówcę, ale i klucz do niego (czyż
nie to samo robiła Łopieńska?). Nie wykluczam przy tym, że ksiądz Kaczkowski
jest samograjem, kurą znoszącą złote jajka (słyszałam spory fragment rozmowy z
nim w radiu Tok fm, co skłania mnie ku twierdzeniu o prawdziwości takiej
tezy), jednak nawet takiego rozmówcę można „zepsuć”.
Wilczyński
jest pozornie nieobecny; jego pytania to w większości krótkie zdania, czasem
wręcz pojedyncze słowa: „Co było potem?”,
„Nie bał się Ksiądz?”, „To takie proste?” Pomimo to nie daje się
jednak swojemu rozmówcy zagadać, panuje nad rozmową, wytycza jej ramy, choć
jest przy tym ciągle otwarty. Nie jest agresywny, ale i zarazem nie przymilny.
I widać, że dobrze się do rozmowy przygotował.
To
niby niewiele, jednak zdarza się coraz rzadziej.
Jeśli
zaś o sens samej rozmowy idzie, myślę że jest ona potrzebna wielu ludziom,
dlatego dobrze, że teraz może przeczyta ją więcej osób niż wówczas, gdy została
opublikowana na łamach „Tygodnika…”
Mowa
jest bowiem między innymi o chorobie nowotworowej. O tym, jak rozmawia się na
ten temat z pacjentem, a jak rozmawiać się powinno. O tym, jak reaguje się na
diagnozę. O tym, co dalej. Dziś właśnie zaczęłam czytać „Chustkę” – choć
przeczytałam ledwie kilkadziesiąt stron, to przecież wiem jak rozwinie się ta opowieść i jak ciągle za mało mówi się o tych sprawach.
Mowa
jest jednak także o Kościele katolickim w Polsce, widzianym od środka. O tym,
że dyskryminuje, wyklucza: niepełnosprawnych, „głupszych”, starsze siostry
zakonne. Padają mocne słowa; sytuacja życiowa w jakiej znalazł się ksiądz
Kaczkowski jest z tego punktu widzenia komfortowa. To nie jest jednak kolejna z
rozmów oskarżycielskich dla samego oskarżania. Choć mowa o problemach bardzo
poważnych, choć korciłoby, aby odwrócić się na pięcie i pójść z dala od tego
wszystkiego.
Bo
to jest także – choć wcale nie wprost – rozmowa o wierze. Bardzo głębokiej.
Wierze, która przywraca nadzieję, której można zazdrościć. Zwłaszcza, gdy jest
się – jak ja – w paradoksalnie najtrudniejszym dla niej, przedpierwszokomunijnym
czasie.
„Sklepany
przez Kościół, kocham Kościół” – Przemysław Wilczyński rozmawia z księdzem
Janem Kaczkowskim. „Tygodnik Powszechny nr 48 z 25 listopada 2012 roku.
Opis przekazania księdzu informacji o glejaku jest porażający. Gdyby sytuacja miała miejsce 10 lat temu, byłoby to może dla mnie do przyjęcia, ale dzisiaj? W dobie równania do norm europejskich, procedur itp.? Że o zwykłym wyczuciu taktu nie wspomnę.
OdpowiedzUsuńCiekawie o chorobie mówił też Pilch w ostatnim, świątecznym TP, czytałaś może?
Mnie przeraża to, że takie historie przestały mnie dziwić; chyba w ramach słynnego zobojętnienia zawodowego:( To, co powinno być normą, jest wyjątkiem, za który jesteśmy gotowi całować po rękach. Mówić, pisać, tłuc do głów i potem od początku do samo. Za kilkanaście lat powinny być efekty.
UsuńPrzez świąteczny TP rozumiesz ten wielkanocny (czytałam) czy majówkowy (nie czytałam)? Jeśli wielkanocny, to "zapaść w analfabetyzm" wydaje mi się niezwykle trafną diagnozą stanu, osobiście zresztą bliską (choć z innych powodów).
Na dodatek wielu pacjentów nie widzi nic uwłaczającego w podobnych sytuacjach i ucisza tych, którzy protestują. Inna rzecz, że rozmowa z pacjentem terminalnie chorym jest trudna. Dla mnie, jako koleżanki, córki itp - też.
UsuńJakieś 10 lat temu będąc w Gdańsku poszłam obejrzeć gmach Akademii Medycznej. Na tablicy ogłoszeń była informacja o kursie dla studentów, którzy chcieliby nauczyć się rozmawiać z pacjentem terminalnie chorym właśnie. Był nawet zarys tematyki - moim zdaniem b. ciekawy, nawet dla zwykłego człowieka (patrz: ja). O dziwo, kurs organizowali jacyś zakonnicy, nie uczelnia.
Wywiad jest w majówkowym numerze TP, aż pobiegłam poń do kiosku, bo rzadko czytuję ten tygodnik. Gdyby trzeba było, służę skanem.
Uciszają, bo boją się że może być jeszcze gorzej. Do tego dochodzi oczywisty stres związany z chorobą, który potrafi sprawić, że zachowujemy się mniej racjonalnie niż zwykle.
UsuńA taka rozmowa oczywiście, że trudna. Dlatego powinien być to obowiązkowy element studiów lekarskich. A czy jest? Znasz odpowiedź; od czasu ogłoszenia, które widziałaś w Gdańsku wiele się nie zmieniło (info od dzieci znajomych, które studiują medycynę).
Co do wywiadu - w międzyczasie doczytałam gdzie jest. Dziękuję za ofertę (jak zwykle nieoceniona:)), ale moi rodzice prenumerują TP, więc zapuszczę żurawia w ich egzemplarz:)
Przy okazji: mąż sprezentował mi dziś "Poloneza na polu minowym", którego sama wcześniej (w ramach oszczędności) jednak wywaliłam z merlinowego koszyka. Musi być, że mam koniecznie przeczytać:))
Aniu, właśnie przeczytałam rozmowę z Pilchem i wydaje mi się, że akurat o chorobie znacznie ciekawiej pisał (mówił) w publikowanym cyklicznie na łamach TP Dzienniku, w tym we wspominanym przeze mnie numerze wielkanocnym. Ta rozmowa nie jest - przynajmniej dla mnie - niczym nowym i przełomowym (a wpisy w Dzienniku zrobiły na mnie takie wrażenie), choć oczywiście nie żałuję, że ją przeczytałam.
UsuńKiedyś kolega wspominał mi, że w stolicy uczy się rozmowy z pacjentem. U niego w grupie chyba nawet nagrywano stażystów, a potem omawiano. Jemu np. zarzucono, że nie potrafi nawiązać kontaktu podczas wywiadu wstępnego. To były naturalnie jakieś ogólne zajęcia, nie mam pojęcia, czy uwzględniano w nich rozmowy z pacjentami terminalnie chorymi.
UsuńMuszę sprawdzić, co było w numerze wielkanocnym, może go mam. Dla mnie ta rozmowa jest rzeczą nową, bo i ciekawie mówi o "pobłażaniu" chorobie i o córce.
Takich mężów powinno się sławić.;)
W razie gdybyś nie miała, zepnę się w sobie i spróbuję zeskanować i wysłać:))
UsuńA męża sławię przecież właśnie:) Na razie doszłam do rozmowy z Magdaleną Tulli i tak się zastanawiam, co mądrego będą mieli do powiedzenia ci coraz młodsi.
Sprawdzę, czy mam.
UsuńVarga ciekawie opowiada, bo dużo o sobie. Twardoch mnie coraz bardziej zaciekawia. A przy okazji młodych: czy czytałaś felieton Żulczyka w ostatniej, majówkowej Polityce? Lekko ciśnienie mi podskoczyło.
W Vargę nie wątpiłam, w Twardocha też w zasadzie nie, choć jestem ciekawa czy wymyślą coś, na co sama nie wpadłam. Punkt widzenia tych starszych, jako inaczej niż ja doświadczonych, z tego powodu bywa zdecydowanie bardziej zaskakujący (przynajmniej dla mnie).
UsuńCo do Żulczyka - jeszcze nie przeczytałam, ale ja zazwyczaj czytam prasę dopiero, gdy jest mocno nieświeża:( Dzisiaj sięgnę jednak po Żulczyka (jak do tej pory nie przepadam, drażni mnie manierycznością) i zobaczę, czy po lekturze i mi coś skoczy (na ciśnienie bym nie liczyła, bo mam z zasady i nieodwracalnie niskie, ale taki gul na przykład może się wykazać!:P)
Właśnie o tę manieryczność mi chodzi. Zaczekam cierpliwie na Twoje wrażenia.;)
UsuńAniu, jesteś pewna że to Żulczyk? Albo że w Polityce? Przejrzałam dokładnie, ale Żulczyka ni widu, ni dydu:( Witkowski tylko jest, ale raczej niczego nie podnosi (rzuciłam tylko okiem). Kiedyś Żulczyk pisał chyba coś w czymś, czego nie kupuję (Wprost albo Newsweeku); może o którąś z tych gazet Ci chodziło?
UsuńA widzisz, za dużo czasopism przeglądałam i mi się pomyliło. Okazuje się, że pisze teraz dla Przekroju, zajawka tu: http://www.przekroj.pl/artykul/999739-Drzacy-wrzask-Michala-Bajora.html
UsuńMuszę Ci to podesłać, pisze tam m.in. o M. Peszek.;) O skan z wielkanocnego TP poproszę, nie mam tego numeru.
Z zajawki na razie nie podoba mi się tytuł, ale powiedzmy, że to może być prowokacja. Postaram się dogrzebać, zobaczymy z jakim skutkiem, więc niewykluczone, że poproszę o podesłanie.
UsuńCo do tekstu z Tygodnika - dziś nie ma szans (przygotowania komunijne, sto pięćdziesiąta dziewiąta próba, te sprawy), tym bardziej że w domu nie mam skanera, ale postaram się jutro:)
Nie ma pośpiechu ze skanem, zaczekam.
UsuńTak, tytuł jest prowokacyjny, a reszta - cóż, sama ocenisz.;)
Przeczytałam cały wywiad. Zarówno sposób przeprowadzenia jak i rozmówca budzą szacunek. Kurcze nawet łezka mi spłynęła. Też odebrałam go, jak wyznanie wiary. Podziwiam siłę tego człowieka, który wie jak i wie ile. Jeśli kiedyś znalazłabym się a takiej sytuacji życzyłabym sobie takiej odwagi i spokoju. Bo tym, co w chorobie przeraża mnie najbardziej jest konieczność zmagania się nie z nią, a z chorą służbą zdrowia. Jak pewnie prawie każdy mam doświadczenia w tego typu zmaganiach (mój tata walczył prawie sześć lat i przezedł chyba wszystkie etapy i wszystkie rodzaje terapii a my wraz z nim). I mimo, że minęło już kilka lat chyba nadal nie potrafię się z tym zmierzyć. No, ale, żeby zakończyć optymistycznie jestem przed dwoma dniami majówki i mam nadzieję, że nie będzie lało, a jak będzie nawet lało, to będzie się czytało, czego nie wiem, czy mogę ci życzyć, bo wiem, że ciebie czeka za tydzień innego rodzaju przeżycie, ale jak sama piszesz DASZ RADĘ
OdpowiedzUsuńTakie przeżycia na długo zostają w środku. Mi trochę odpuściło dopiero po dziesięciu latach, co wcale nie oznacza, że zapomniałam. Myślę też, że dla chorego ważne jest, gdy ma skąd czerpać siłę, gdy jest coś głębokiego w co wierzy, na czym (bądź na kim) może się oprzeć.
UsuńCzasem wydaje mi się, że tak jak powinna być możliwość posiadania pierwszego dziecka "na próbę" (w sensie fantoma jakiegoś), po to aby przećwiczyć i nie trenować na żywym organizmie, tak samo powinno się "na próbę" przejść przez taką chorobę, gdyż każdy błędny krok (a stawia się ich wiele, niestety) może mieć nieodwracalne skutki.
Co zaś do majówki: zapraszam do nas! Ciepło, miło, słonecznie. Deszcz? Jaki deszcz? W związku z powyższym dziś wypieram myśli o przyszłym weekendzie i za chwilę ruszamy na bardzo przyjemną wycieczkę!:) Z czytaniem u mnie w związku z powyższym gorzej, ale nie można mieć przecież wszystkiego! I dam radę, oczywiście!:P
Zaległości mam wielkie w czytaniu blogów zaprzyjaźnionych...A tu jeszcze linki do ciekawych wywiadów... Jak ja to wszystko ogarnę?
UsuńNie ogarniesz, porzuć złudzenia:) U mnie to samo, a będzie jeszcze gorzej. Na razie napawam się wizją ostatniego dnia luzu od wszystkiego; od obowiązku czytania blogów i pisania na tychże także.
UsuńAha! I wszystkiego najlepszego imienniczce! (bo jakoś żadna jak dotąd nie sierpniowa:))
A ja sierpniowa! :-) Mam rozumieć, że Ty dziś świętujesz?? jeśli tak, to życzę mnóstwa WOLNEGO CZASU TYLKO DLA SIEBIE!
OdpowiedzUsuńNo pacz pani, jakżem się to nie wstrzeliła w kalendarz!:P Dziękuję za życzenia, przechowam je w stosownej szufladce aż do emerytury i wówczas z radością zużyję:))
Usuń