niedziela, 16 czerwca 2013

J. Wróbel "Zbrodnia doskonała", czyli o bardzo porządnych trupach

Opatrzenie książki przedmową zazwyczaj powoduje, że w mojej głowie powstają najgorsze podejrzenia.
Zasadniczo w grę wchodzą dwie sytuacje:
a)     autor, bądź wydawca uważają dzieło za tak trudne i hermetyczne, a czytelników za tak głupich, że uważają, iż tylko w ten sposób uda się zepchnąć ich (czytelników) na właściwe tory myślowe. Te przedmowy zwykle napisane są bardzo mądrym językiem, pełnym przypisów i cytatów.
b)     autor, bądź wydawca nie są pewni, czy znajdzie się ktokolwiek, kto zechce sięgnąć po książkę, która nie jest najwyższych lotów, dlatego myślą, że nie zaszkodzi jej lekkie podrasowanie. Te przedmowy zwykle roją się od wykrzykników i przymiotników.


Przedmowa, którą Jan Wróbel poprzedził wydany drukiem zbiór swoich opowiadań, nie mieści się w żadnej z tych dwóch kategorii. Najchętniej przytoczyłabym ją tu w całości, bowiem znakomicie oddaje moje odczucia zarówno przed, jak i po lekturze.
Jan Wróbel pisze bowiem tak:
         „Opowiadanie kryminalne, jako gatunek, trąci myszką, prawda? Fado, blues, komedia romantyczna, Kaczor Donald (i w ogóle komiksy), cyrk i filmy Barei też trącą myszką, a przecież mają wielbicieli w każdym pokoleniu Polaków. Nasze życie bez opowiadań kryminalnych byłoby uboższe. Nikt, komu bliskie są zgrabne zbrodnie, nie może pozostawać obojętny wobec straszliwej groźby zaginięcia całego gatunku wyniesionego kiedyś tak wysoko przez Arthura Conan Doyle’a.
         A tak mogłoby się stać, gdybyśmy nie byli czujni. W dobie powszechnej promocji diety i homeopatii w księgarniach królują kryminały tak opasłe, że trudno je samemu przytachać do domu. W wielotomowych morderstwach prym wiodą psychopaci, gwałciciele, ludożercy i wyznawcy wampirycznych sekt. Wszystko bardzo pięknie, ale w sercu miłośnika kryminału jest też miejsce dla starego, dobrego kamerdynera zapraszającego do biblioteki na kawę i rozstrzygnięcie Zagadki Przesuniętego Barometru itp. To świat, który nie może zaginąć.”

W rzeczy samej.
Nie pamiętam co było pierwszym kryminałem, jaki wpadł mi w rękę, ale jestem pewna, że była to któraś z krótkich form. Być może wspomniany Conan Doyle, a może drukowane w latach sześćdziesiątych w „Przekroju” króciutkie zagadki kryminalne (moi dziadkowie dysponowali opasłym tomiszczem, w którym zebrane były bodajże dwa roczniki „Przekroju” z tego czasu). Potem przyszedł czas na Agathę Christie i niebieskie zeszyty z serii „Ewa wzywa 07”. I owszem, przeżyłam też okres fascynacji grubymi księgami w czarnych okładkach, kryjącymi w sobie pochodzące ze Skandynawii najmroczniejsze z mrocznych opowieści o wynaturzeniach i potwornościach, o jakich nie słyszałam nawet na zajęciach z medycyny sądowej. Okres ów jednak nadspodziewanie szybko minął i raczej już nie wróci (od roku nie jestem w stanie przemóc się nawet dla Hakana Nessera).
Co innego owe małe, krótkie, leciutkie historyjki. Historyjki, w których owszem, niezbędnym elementem jest uśmiercenie jakiegoś nieszczęśnika, jednak jego krew nigdy nie bryzga, a już na pewno nigdy nie ochlapuje choćby czubków butów dystyngowanego detektywa w meloniku. Rozkosz, relaks i przyjemność w jej najczystszej postaci.

Opowiadania autorstwa Jana Wróbla (i jeśli wierzyć przedmowie – jego córki, Małgorzaty) nie są może arcydziełem w omawianym gatunku, jednak bardzo porządne rzemiosło to także coś, czym nie należy gardzić.
Niektóre lapidarne, ledwie kilkustronicowe, inne dłuższe (co oznacza: około dwudziestronicowe), osadzone w polskich realiach - zarówno przaśnych, jak i ekskluzywnych, choć niekiedy i za granicą (jak w przypadku dziejącego się w Hiszpanii "Pięknego morderstwa"), zabawne („Sławny detektyw”), ale także wstrząsające („Cień matki”, niestety dość mocno przypominający mi znane zawodowo historie). Czyta się szybko i przyjemnie, choć równie szybko też zapomina (ale to regularnie zdarza mi się też w przypadku książek Agathy Christie, więc nie zamierzam czynić z tego zarzutu). Większość historii przesiąknięta jest specyficznym poczuciem humoru Wróbla, którego z tego właśnie powodu zaliczam do jednego ze swoich ulubionych publicystów. W czasie takim jak teraz, kiedy nie nadążam z gonieniem w kółko w celu złapania własnego ogona i odliczam dni do urlopu, jest on jedną z niewielu występujących w mediach osób, które mnie nie denerwują, a wręcz działają kojąco.
Próbka stylu? Proszę bardzo, oto fragment opowiadania „Zbrodnia doskonała, rehabilitacja”, według mnie bezsprzecznie pióra Jana Wróbla (autor nie zdradza, które z opowiadań napisał on, a które jego córka):
„Rozmarzyłem się. Naprawdę pomocny gadżet to byłby anihilitator żon. Powiedzmy szafa umieszczona w miejskim parku, koło fontanny. Żona robi się zgorzkniała, marudna, czy, he, he, niewierna… Idziesz z nią na spacer i wśród odświeżającego deszczyku maleńkich kropel wciskasz dwa razy pewien guzik i psyt, nie ma żony. Wonderfull.
Nie, jednak nie wonderfull, ciało musi zostać. Inaczej sąd będzie dziesięć lat „Wzywał do stawiennictwa…” i nici ze spadku. Bez sensu. Na każdym kroku komplikacje.”

I naprawdę nie chodzi tylko o to, że autor rozbraja mnie dogłębną znajomością sądowych procedur i realiów. Decydujące znaczenie ma bowiem raczej to, że jest człowiekiem z natury uśmiechniętym, także wówczas, gdy pochyla się nad nieboszczykiem. Dlatego liczę też na to, że nie będzie żywił do mnie urazy, gdy wyznam że jego książkę nabyłam tylko dlatego, że była objęta całkowitą i totalną przeceną. Tanio, bowiem bo tanio, ale uzyskał w ten sposób zamierzony, jak sądzę, efekt finalny w postaci całkiem zadowolonego czytelnika.

Jan Wróbel „Zbrodnia doskonała”. Świat Książki, Warszawa 2011.   

62 komentarze:

  1. Czytuję książki z reguły najtańsze, ale nie są to książki najgorsze. W przypadku Wróbla, jak widzę, to się sprawdza. A że Wróbel w pamięć nie zapada? "Wczoraj mocno się zdziwiłam, kiedy na swoim własnym blogu odkryłam, że czytałam "Klin" Chmielewskiej,, nawet notkę krótka popełniłam, a głowę bym dała, że powieści nie znam.
    Za link dziękuję, skrzętnie odnotowałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie trzymam się więc nieźle - te książki, które opisałam na blogu w miarę pamiętam, ale mam wrażenie, że jest to związane wyłącznie z młodym wiekiem bloga, nie zaś z geniuszem mej pamięci:) "Klin" natomiast pamiętam bardzo dobrze - był to pierwszy "dorosły" kryminał Chmielewskiej jaki przeczytałam, a jego ekranizacja jest jednym z moich ulubionych polskich filmów.

      Usuń
  2. A kto te zagadki rozwiązuje? Urocza starsza dama o bogatym doświadczeniu życiowym czy nadęty Belg z pretensjonalnym wąsem? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postać detektywa nie jest kluczowa, większość opowiadań nie jest pisana z tego punktu widzenia (choć w ostatnim, ze znakomitym - naprawdę! - zakończeniem, pojawia się ktoś w rodzaju Poirot). Pojawiają się też nasi rodzimi policjanci kryminalni, ale część historii śledzimy wyłącznie z perspektywy uczestników zdarzeń.

      Usuń
    2. E, no jak tak można. Dobry detektyw to podstawa sukcesu:)

      Usuń
    3. Ale z drugiej strony - ileż tak można? Poza tym mam wrażenie, że ilość dostępnych charakterów się wyczerpała i każdy następny literacki detektyw będzie już tylko marną imitacją, któregoś z wielkich poprzedników.

      Usuń
    4. Dobra imitacja nie jest zła, ale pola do popisu też nieco zostało.

      Usuń
    5. W takim razie pisz, pisz - chętnie poczytam!:P

      Usuń
    6. Pamiętam, jak w wieku 10-12 lat, zainspirowana twórczością Ani z Zielonego Wzgórza, pisywałam liczne opowiadania o miłości. Ich świeżość i oryginalność pozostawiała bardzo wiele do życzenia, jednak mam wrażenie, że gdyby teraz przyszło mi napisać cokolwiek (wszystko jedno - o miłości, czy o nieboszczykach), byłoby jeszcze gorzej. Tym bardziej należy się więc pochylić nad Twórcą i pogłaskać go po głowie, a nie wybrzydzać nad brakiem detektywa!:P

      Usuń
    7. Ja nie umiałem nic wymyślić nawet przy wypracowaniach o wakacyjnej przygodzie. I wcale nie wybrzydzam, tylko uściślam swoją wiedzę o dziele jako potencjalny czytelnik.

      Usuń
    8. Nadmiar wiedzy o dziele bywa, że szkodzi:) Sądzę, że przeżyjesz bez tej lektury, ale jeśli wpadnie Ci przypadkiem w ręce, nie musisz od razu odrzucać ze wstrętem - tak bym to ujęła:)

      Usuń
    9. Rozumiem, gdyby się mi podczas wakacji zabrakło lektury, a to leżało w namiocie z tanią książką, to brać bez wstrętu:)

      Usuń
    10. Na skierowanie pozycji do namiotu z tanią książką są pewnie spore szanse, a na wakacje nada się jak znalazł, więc uważnie się rozglądaj!

      Usuń
    11. Spoko, taki namiot obowiązkowym wyposażeniem każdej nadmorskiej miejscowości urlopowej :D

      Usuń
    12. Swoją drogą, to fascynujące czemu tak jest? Czemu nieczytający naród na urlopie pragnie akurat gofrów i książek? Bo chyba pragnie, skoro faktycznie wszędzie rozstawiają te namioty, często zresztą po kilka w jednej miejscowości - gdyby im się nie opłacało, raczej by ich nie stawiali.

      Usuń
    13. A wiesz, to faktycznie zagadka. I one, te namioty, są nieźle zaopatrzone nie tylko w pociągowo-plażowe czytadła i krzyżówki panoramiczne. Ja tam zrobiłem całkiem przyjemne zakupy w takim miejscu. Może więc jednak naród czyta? Niekoniecznie smażąc się na plaży, ale potem przy gofrach, chociaż to nieładnie czytać przy jedzeniu:)

      Usuń
    14. Skłaniałabym się raczej ku wersji, że naród traktuje to jako tanią podpałkę do grilla. Jakoś nie przypominam sobie gdziekolwiek w Polsce tłumów z książkami w ręku - nieważne, czy na plaży, czy przy gofrze.
      Niezależnie jednak od powyższego, w tym roku sama też zamierzam wyruszyć na łowy - stan świadomości w porównaniu z latami poprzednimi nieco mi się zmienił, więc może nabędę tanio kolejne tomy, z którymi nie będę wiedziała co zrobić (w sensie znalezienia dla nich jakiegokolwiek miejsca gdziekolwiek; w minionym tygodniu zajęłam bowiem ostatnie miejsca leżące).

      Usuń
    15. Podpałka kosztuje 2 zł i nie trzeba się męczyć z darciem papieru, więc chyba nie o to chodzi. W każdym razie też mam zamiar jakiego zaskórniaka zorganizować i poszaleć na taniosze, tym bardziej że lato ponoć ma być średnio piękne.

      Usuń
    16. Jak nie o to, to już nie wiem o co, ale w wersję z czytaniem za nic w świecie nie uwierzę!
      A z tymi informacjami o lecie to mnie nie denerwuj, bo już w ubiegłym roku na wakacjach krajowych było umiarkowanie fajnie (jeśli chodzi o pogodę) i drugiego takiego roku z rzędu nie zniosę!

      Usuń
    17. Ja tam biorę sweter i dużo książek:) A może namioty z tanią książką to takie wyrafinowane pralnie pieniędzy? :P

      Usuń
    18. Stopień wyrafinowania jest chyba zbyt wysoki jak na przeciętną przestępczą głowę, co?:P
      Odmawiam zabierania swetrów! Odmawiam zabierania kaloszy! U mnie będzie ciepło i słonecznie, a u Ciebie jak tam sobie chcesz, o.

      Usuń
    19. Sweter zawsze sobie możesz kupić na miejscu, u górala:)) A o poziomie przeciętnych głów przestępczych nie mam pojęcia, może w tym biznesie z książkami siedzą ci błyskotliwsi??

      Usuń
    20. Zważywszy na siłę ewentualnych argumentów, którymi trzeba byłoby przekonywać urzędników skarbowych (ależ panie kontrolerze, czemu pan nie wierzy, że w tym miesiącu sprzedałam książki za 10 milionów złotych?), byłby to pomysł godny przestępców niczym z "Drobnych cwaniaczków" Allena:)
      A swetrów od górala to już chyba nad polskim morzem nie ma... No, chyba że od chińskiego górala - to co innego!:P

      Usuń
    21. Myślę, że pan kontroler, otrzymawszy stosowną dolę w reklamówce, nie czepiałby się zbytnio detali, doprawdy :P
      Ja tam nie wiem, ale moim zdaniem nad polskim morzem można znaleźć wszystko, pewnie więc i górala ze swetrami i oscypkami. Trzeba tylko troszkę poszukać, a nie od razu import wspomagać:)

      Usuń
    22. Dola, jak rozumiem, w naturze? Chińscy górale ze stoiska obok dorzuciliby pewnie po parze ciepłych skarpet i oscypku:)

      Usuń
    23. Dola raczej w szeleszczących banknotach ukrytych w szeleszczącej reklamówce :P Plus oscypek :)

      Usuń
    24. Myślę, że szkalujesz kontrolerów i kontrolerki skarbowe. Dola w banknotach? Na pewno są ponad to, natomiast gdyby połasili się na reklamówkę książek, to każdy sąd nie tylko, że by ich uniewinnił, ale i postawił za przykład społeczeństwu!:P

      Usuń
    25. Ale za reklamówkę książek to się nie opłaca. Furgonetkę, to owszem.

      Usuń
    26. Wstrętny materialista! Tu nie o ilość idzie, a o jakość i ideę. Poza tym nawet Ty nie upchałbyś nigdzie furgonetki książek!:P

      Usuń
    27. Spoko wodza, przyślij mi tylko tę furgonetkę :))

      Usuń
    28. Ja? Zapomniałeś, że mam nieposzlakowany charakter? Mogę Ci tylko ewentualnie dać namiary na kogoś, kto popełnia przestępstwo karnoskarbowe i próbuj, może uda Ci się doprowadzić do pierwszej w dziejach korupcji przy użyciu furgonetki książek!:P

      Usuń
    29. Wolałbym nie mieć kontaktów ze światem przestępczym, zwłaszcza karnoskarbowym :P Jeszcze bym miał US na głowie.

      Usuń
    30. Śmiem twierdzić, że świat przestępców karnoskarbowych niemal pokrywa się ze zwykłym światem. Mamy takie przepisy, że niemal na każdego coś by się znalazło, choćby działał jak najbardziej nieświadomie. Nie naciskam jednak, nie chcesz tej furgonetki książek, to nie!

      Usuń
    31. Ostro stawiasz sprawę:P Nie to, żebym nie chciał furgonetki książek, ale psuć sobie dla niej dobre stosunki z US? Od trzech lat się nie czepiali przy okazji rozliczeń, szkoda stracić :PP

      Usuń
    32. Zaprawdę powiadam Ci: nie znasz dnia, ani godziny. Oni są jak G.R.R.Martin - gdy wydaje Ci się, że już, już jest dobrze, nagle bach! Bierz furgonetkę póki możesz, dobrze radzę:P

      Usuń
    33. Spędzę teraz noc bezsennie, przewracając się w pościeli, gryziony dylematem. To było okrutne :(

      Usuń
    34. Ale dylemat co załadować do furgonetki, czy też, czy zastosować instytucję czynnego żalu i przyznać się do błędów w rozliczeniu (nieważne, że uważasz, że ich nie ma - są na pewno!) zanim Oni przyjdą?:P
      Zawsze jednak możesz też sięgnąć po jakiś klasyczny kryminał, którego kojąca treść z pewnością szybciutko ukołysze Cię do snu:)

      Usuń
    35. Dylemat, czy związać się ze światem przestępczym w zamian za książki, czy raczej zachować życzliwą neutralność US :P

      Usuń
    36. Mam nadzieję, że noc okazała się tylko częściowo bezsenna, a przede wszystkim, że sprowadziła złote rozwiązanie nękających Cię egzystencjalnych problemów:P

      Usuń
    37. Spałem jak zabity, znaczy dylemat jest zupełnie nieistotny:P

      Usuń
    38. Tak mi się wydawało, ale wczorajszy zapał dyskusyjny nieco przytępił naturalną i właściwą mi bystrość umysłu!:PP

      Usuń
  3. Wonderfull przez dwa "l" to taki żart ze strony autora?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia, przepisałam jak było. Drugie "l" nie robi wrażenia niezbędnie potrzebnego w kontekście całokształtu historii, więc może równie dobrze to żarcik ze strony korekty?

      Usuń
  4. Ja ciągle trwam w przesycie klasycznym kryminałem i to mimo, że od pamiętnego maratonu z Christie minęło już parę latek :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja ciągle uważam, że kiedy człowiekowi smutno i źle i w ogóle do dupy, to powinien wziąć albo Musierowicz, albo właśnie klasyczny kryminał. A te opowiadania, z uwagi na ich objętość, sprawdzają się dodatkowo w sytuacji, gdy człowiekowi podstępnie co chwilę dobę skracają i nie jest w stanie skupić się na niczym dłuższym niż dwadzieścia stron.

      Usuń
    2. Przeczytaj kryminał nieklasyczny, a zaraz potem klasyczny, na przykład Saszę Hady.

      Usuń
    3. Ja na razie chandrę odsunąłem niedzielną wycieczką rowerową i udziałem w turnieju siatkówki (masz pozdrowienia od moich zakwasów), ale jakby przylazła, to na podorędziu mam Wawrzyńca. O, albo zrobię powtórkę najlepszych kawałków "Dożywocia". Wystarczy myśl o "Ręce do góry, alleluja!" i już poziom dobrego humoru idzie w górę :D No, ale kto co lubi, bo wiadomo, że jeden ogórki ... :P

      Usuń
    4. I Ty kusisz Saszą? Ale i tak chyba poczekam, aż pojawi się w mojej bibliotece, bo na półce z kryminałami nie wcisnę już choćby najcieńszej pozycji.

      Usuń
    5. Bazyl: Wawrzyńca? A "Dożywocie" owszem, chętnie, ale żeby od razu powtórki na poprawę nastroju? Albo zakwasy? O nie, nie! To Ty idź w te ogórki, a ja pędzę w buraki (bo druga część sugerowanego porzekadła jakoś umiarkowanie mi pasuje).

      Usuń
    6. TEGO Wawrzyńca. Dostępnego również w wersji książkowej (x2).

      Usuń
    7. Pierwsze moje skojarzenie pobiegło właśnie do tego Wawrzyńca, a zaraz potem do Wawrzyńca Wspaniałego. Widzę jednak, że stawiasz na współczesność, nie zaś klasykę.
      Razy dwa? Masz dwa egzemplarze tej samej książki, czy Wawrzyniec jest taki płodny?

      Usuń
    8. Okej. Rozumiem, że jak jest w Wikipedii to jest prawdziwym Gościem, co to i Literaturę umie stworzyć?:P To Ty sprawdzaj czy umie, a ja idę do buraków:)

      Usuń
    9. A nie, nie. Ja tylko uściśliłem, że Wawrzyniec popełnił był dwie pełnowymiarowe knigi. I nie, nie jest to Literatura, mimo obecności Wawrzyńca w Wiki. Ale za to jest to takie pisanie, że jeśliby śmieszność pozycji liczyć ilością OwKŚnP (Osunięć w Konwulsjach Śmiechu na Podłogę), to obie jego książki są w mojej ścisłej czołówce :D Chodzenie do buraków, to, mam nadzieję, w celach kulinarnych? :P

      Usuń
    10. Oczywiście, że w kulinarnych - botwinka, mniam, mniam!:P Muszę rzucić okiem na Wawrzyńca, aby zobaczyć czy u mnie też wystąpią objawy, czy też może objawi się kolejna nasza rozdzielność odczuciowa?

      Usuń
  5. Saszę mogę pożyczyć, jakbyco :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Jeśli uporam się z zalegającym w okolicach mojego łóżka olbrzymim stosem książek pożyczonych nie pamiętam już kiedy i od prawie nie pamiętam już kogo, niewykluczone że się uśmiechnę:) Zważywszy jednak na aktualne okoliczności przyrody, w których męczę jednego nieszczęsnego Scotta Carda już chyba trzeci tydzień, raczej nie nastąpi to prędko...

      Usuń
    2. Jasne. Życzę powodzenia, hehe. Też mam taki stosik :)

      Usuń
    3. Ja chciałam być sprytna i dlatego układałam te książki koło łóżka, żeby były pod ręką i same pchały się do czytania. Nie wzięłam jednak pod uwagę tego, że nie mam stu rąk, psiakrew!:P

      Usuń