31
października o godzinie 0:53 obudził mnie dźwięk informujący o nadejściu smsa.
Podirytowana (pobudka była zaplanowana na 5.30, a położyłam się ledwie
dwadzieścia minut wcześniej) nacisnęłam poduszkę na głowę.
Irytacja.
Zapamiętaj to uczucie.
Proza
Andrzeja Sapkowskiego jest w moim domu traktowana z dużym szacunkiem.
Najdobitniejszym tego przejawem jest to, że książki tego autora jako jedyne
dysponują sporą ilością miejsca na półce, bowiem w zasadzie nie wiadomo, jakie
inne tomy mogłyby dostąpić zaszczytu stania obok, albo – jak w przypadku
wszystkich pozostałych półek – przed lub za nimi.
Wiedźmin
pojawił się w moim życiu w zasadzie równocześnie z moim mężem (wtedy jeszcze
niemężem) i – w odróżnieniu od niego – od razu podbił moje serce. Myślę, że nie
będzie przesadą stwierdzenie, że ta - jak się szybko okazało, wspólna -
fascynacja lekturowa nie pozostała bez znaczenia dla podjęcia przez nas oboje (mnie
i męża, nie mnie i Wiedźmina) decyzji o założeniu podstawowej komórki
społecznej.
Potem
było jak w każdym małżeństwie. Po okresie euforii, podsycanym przez pojawianie się
kolejnych tomów, nastał czas znużenia, czy wręcz separacji.
Próby
ponownego ożywienia uczuć kończyły się lepiej („Narrenturm”) lub gorzej
(„Żmija”; im prędzej o tym zapomnimy, tym lepiej będzie dla naszego związku).
Gdzieś w tyle głowy ciągle tkwiło jednak przekonanie, że oto już natrafiłam na
tego jedynego prawdziwego bohatera mojego życia i wszystkie ewentualne dalsze
związki będą tylko popłuczynami.
Dlatego
kiedy okazało się, że oto, nagle i niespodziewanie, On wraca („kochanie, wiem
że nie było mnie przez czternaście lat, ale nie mogłem zdecydować się, które
zapałki kupić”), bez zastanowienia rzuciłam się w jego ramiona.
Błąd.
Dojrzałe
kobiety myślą, zanim się rzucą.
Irytacja.
Gdybym
nie kupiła „Sezonu burz” w przedsprzedaży („jeśli kupisz dziś, książkę
dostarczymy jeszcze w październiku”), nie zostałabym w środku nocy obudzona
smsem, informującym że oto natychmiast mogę pobiec do najbliższego paczkomatu w celu
odebrania książki. Nie pobiegłam i już to powinno było dać mi do myślenia. Bo kiedyś bym pobiegła.
Gdybym
pomyślała logicznie, wpadłabym na to, że to, co było, już nie wróci. A On, ten
dowcipny, przewrotny, cyniczny, inteligentny i znający łacinę On, przez lata,
jakie upłynęły od jego pogrzebu (po 10 latach prawo stało po mojej stronie;
mogłam legalnie i ostatecznie uznać go za zmarłego) stał się już tylko legendą,
idealnym wyobrażeniem samego siebie.
Ale
kobiety, które kochają, nie myślą logicznie.
Irytacja.
Tej
lekturze to uczucie towarzyszyło w sposób niemal permanentny.
Z
jednej strony widzę bowiem, że to on. Rozpoznaję – prawda, że chwilami, ale
zawsze – znajome rysy, dowcip, ironię, żart. Z drugiej jednak, nie mogę wyzbyć
się myślenia o tym, że przez te czternaście lat zmieniłam się tak bardzo, że
teraz potrzeba czegoś więcej, bym przestała się dąsać i znów otworzyła dla
niego swoje serce. I kiedy widzę, że on się nie stara, bardzo mnie to irytuje.
Ok,
dostałam w przeprosinowym bukiecie parę informacji. Gdzie byłem, z kim i dlaczego stało się tak a nie inaczej. Kiedy jednak zdmuchnęłam świece i zapaliłam elektryczne
światło, zobaczyłam że bukiecik podwiędły, wzięty ani chybi z wystawki, a nie
szyty na miarę.
Może
gdybym była młodsza, poprzestałabym na blasku świec. Pech chciał, że przez tych czternaście lat
zdążyłam się wyleczyć z romantyczności.
Będę szczera.
Poszłam
z nim do łóżka, owszem. Zarwałam noc. Jedną. Wystarczy.
Było miło.
Bywaj.
Bo owszem, coś się kończy, a coś się zaczyna. Ale nie w tym przypadku.
Nasza historia,
Geralcie, definitywnie dobiegła już końca.
Andrzej
Sapkowski „Sezon burz”. Supernowa, Warszawa 2013.
Tak, tak ... miłość jest ślepa ale małżeństwo przywraca jej wzrok :-)
OdpowiedzUsuńNiestety, upływ czasu robi swoje i po paru latach znów zaczynasz potrzebować okularów. Najchętniej różowych:)
UsuńTak bardzo mi przykro, kiedy czytam niepochlebne recenzje o najnowszych przygodach Wiedźmina, tak strasznie przykro...
OdpowiedzUsuńProponuję więc zamiast kolejnej recenzji przeczytać książkę. Będzie miło. A czy Wasza miłość przetrwa? Się okaże.
UsuńJa się zawiesiłem przed "Narrenturm" i zastanawiam się czy się odwieszać :) I boje się tylko, żebym nie musiał pisać o najnowszym Lynchu tego, co Ty napisałaś o "Sezonie ..." :(
OdpowiedzUsuńJa "Narrenturm" też nie doczytałam, ale nie dlatego że mi się nie podobało, tylko nagle czas, w którym czytałam okazał się bardzo nie bardzo na tę książkę. I ciągle jakoś nie mogę się zebrać.
UsuńBoję się zapytać, ale nie zamierzasz chyba brać Lyncha do łóżka?:P
Do łóżka jak do łóżka, ale jak zrobi na mnie dobre wrażenie, to będę go brał nawet do kibla :P
UsuńOj, wkraczasz na grunty zarezerwowane dla tych, co lubią perwersyjnie, by nie użyć słowa "dewiacyjnie":( Mam nadzieję, że w ewentualnym poście wynurzysz się jednak ponad poziom kloaki.
UsuńRzadko kiedy sięgam po skatologiczne (jejku, zaraziłem się tymi trudnymi słowami po wiadomym wpisie u Marlowa) frazy, a i nadzieję, że rzecz będzie dobra, mam wielką, więc może obędzie się bez, wybacz, gównianego tekstu :D
UsuńPS. Zmieńmy może temat :P Ja Sagę wciągnąłem nosem i do dziś pamiętam oczekiwanie na kolejne tomy (od matury po koniec studiów). Kurczę, to przecież było przed nocnymi kolejkami po Pottera :D
Nie pomyślałam o tym, ale faktycznie, kolejne części sagi przypadły na taki właśnie okres i w moim życiu; tylko opowiadania były nieco wcześniej. Tym bardziej ciężko teraz odnaleźć się, bez tej atmosferęy radosnego i - nie oszukujmy się - mimo wszystko beztroskiego napięcia. Zwłaszcza że mnie ominęło już i stanie w kolejkach po Pottera.
UsuńA mnie się Wiedźmin przestał podobać po trzecim tomie, więc mogłem spać spokojnie przez te wszystkie lata. A i teraz mogę :)
OdpowiedzUsuńZa to okładka dzieła świadczy o tym, że wydawnictwo, pewne, że i tak ma bestseller, nie zainwestowało w grafika. Poniekąd zrozumiałe, ale dwa nagie miecze??
Trzeci tom odnosisz do kolejnych tomów cyklu ("pentalogii", jak uporczywie powtarza pan Sapkowski)? Moim zdaniem najlepsze są opowiadania, a jeśli chodzi o cykl, to faktycznie dwie pierwsze części są bezkonkurencyjne, potem trochę słabiej, ale moim zdaniem też nieźle.A
UsuńAbstrahując zaś od (wątpliwej) urody okładki, to zamieszczenie na niej dwóch mieczy ma sens. Nie tylko Krzyżacy i Jagiełło się nimi posługiwali:P
Mam wrażenie, że cykl był tyle razy przepakowywany, że nikt już nie wie, który tom jest który. Na pewno Pani Jeziora się załapała do tej gorszej części. Najbardziej mi się zresztą podobał maleńki tomik chyba z kilkoma opowiadankami wydawnictwa Reporter, jedyny jaki mam zresztą.
UsuńPamiętam, że W nosił dwa miecze, ale żeby tak od razu je na okładkę? :P Gdzie miejsce na tajemnicę, niedopowiedzenie, grę wyobraźni? :)
Nie mam pojęcia, co działo się z cyklem, bowiem dysponuję wyłącznie pierwszymi wydaniami i nie interesowało mnie to, kto i jak później to wydaje. I doskonale wiem, który tom jest który:)
UsuńDo tego maleńkiego tomiku też mam duży sentyment; w pierwszym opowiadaniu występuje zresztą nie Geralt a Korin, co później obrosło wieloma sugestiami i pomysłami na temat tego któż zacz. Szukałam go wczoraj, ale gdzieś się zapodział, bidulek (a kiedy ostatni raz go widziałam, cały był rozpadnięty).
Powiedzmy, że wokół mieczy w tej książce kręci się intryga. Co zresztą niewiele zdradza, więc walnięcie ich na okładkę też jest bez znaczenia.
I powiedz mi, która polska współcześnie wydawanej książka klasyfikowana jako fantastyka miała okładkę pozostawiającą miejsce na tajemnicę i grę wyobraźni? Ja sobie nie przypominam.
Ja też czytałem to białe, rozpadające się wydanie, ale kolejność starannie wyparłem, za to dokładnie wiem, gdzie jest mój Wiedźmin. Żadnego Korina nie pamiętam, ale w końcu to nie ja się kochałem w W. :P
UsuńOkładki fantastyki faktycznie walą po oczach , czyżby wielbiciele fantastyki nie mieli dość wyobraźni, żeby sobie to i owo dośpiewać samodzielnie? :P
Sformułowanie "kochać się w Wiedźminie" ani trochę nie oddaje złożoności uczucia, które żywię. Żywiłam. Sama nie wiem. Pójdę posiedzieć nad grobem i powpatruję się w stare zdjęcia, może mi się rozjaśni:P
UsuńWielbiciele fantastyki nie narzekają na brak wyobraźni; to wydawcy cierpią na brak gotówki na honoraria, względnie nie umieją odeprzeć ataku węży, co to im w kieszeniach siedzą.
Ubierz się ciepło, siedzenie nad grobem o tej porze roku może się skończyć katarem. Albo napadem korzonków :P
UsuńJa myślę, że to węże kuszą do dawania takiej tandety na okładki. Ale od tego są wężami :)
Potraktujemy to jako test dla tej miłości. Obawiam się jednak, że ja, On, katar i korzonki, to - jako już nawet nie trójkąt - za wiele, i któreś będzie musiało odejść:P
UsuńZ pewnością każdy z mężczyzn - redaktorów naczelnych takich wydawnictw ma już upatrzoną Ewę, na którą zrzuci całą winę!
Ja wiem, jak się ta Ewa nazywa: Kryzys :P
UsuńDie Kryzys? Wszystko jasne, znów Niemcy nas biją!:P
UsuńMus chwytać te dwa nagie miecze i hajda na Germańca :P
UsuńI widzisz, w ten to sposób wpłynęliśmy na okładkową głębię (jednak jest!).
UsuńMam nadzieję, że nas podczas bitwy nie wytłuką te malownicze pioruny :D
UsuńJa, jak na prawdziwą, otoczoną kłębem perfumowej woni, kobietę przystało, zamierzam stać z boku i czarować. Mogę przy okazji rzucić i na Ciebie jakieś piorunochronne zaklęcie, co mi tam:P
UsuńZaklęcie sobie odpuść, znając moje szczęście, trafiłabyś mnie centralnie :P
UsuńHm, w takim razie mogę jeszcze piszczeć głośno: "Za-co-fa-ny, za-co-fa-ny, dołóż mu, aaaaaaa!" Jeśli wespnę się odpowiednio wysoko w tonacji G-dur, wszystkie pioruny uciekną:P
UsuńTo ja poproszę o służbowy hełm z nausznikami chroniącymi przed hałasem :P
UsuńA służbową fufajkę, znaczy się, zbroję, masz?
UsuńWyfasuję przez walką. A po walce liczę na zupę regeneracyjną z wkładką mięsną.
UsuńAle o ekwiwalent pieniężny za używanie własnej odzieży chyba wystąpisz?
UsuńMam to wpisane w umowie o pracę :D
UsuńŁe, najemnik? To nie wiem, jak będzie z tą ochroną. Ja popieram tylko indywidualistów:P
UsuńTakaś wybredna? To se sama Germańca bij, piorunami.
UsuńNie to nie, pójdę do Peruna, mam blisko.
UsuńI do Swarożyca na Rugii :)
UsuńDo Swarożyca to dopiero, gdy akcja z Perunem się nie powiedzie i trzeba będzie wziąć tego Niemca i rozpalić razem z nim domowe ognisko:P
UsuńNo to Darz Bór. Czy Darz Perun raczej.
UsuńI teraz nie wiem, czy dobrze mi życzysz, czy raczej niekoniecznie:(
UsuńJa Ci zawsze dobrze życzę, ale z Perunem to śliska sprawa:)
UsuńBardziej niż na śliskość, w tym akurat przypadku liczę na jego błyskotliwość. I żeby nie robił wiele hałasu o nic:)
UsuńOn sobie lubi pohuczeć:P Sprawdź, co powinnaś przywlec na ofiarę.
UsuńMyślę, że "Sezon burz" razem z jego okładką będzie w sam raz (po czym padła, rażona gromami ciskanymi przez zagorzałych fanów AS).
UsuńEch. I co ja mam zrobić.. Wygląda na to, że podobieństwo przeżyć i decyzji życiowych ;) mogą sprawić, że i ja tak zareaguję. I teraz wpadłam w potrzask decyzyjny. Ponoć stara miłość nie rdzewieje, ale..ale.. może się z niej wyrasta?
OdpowiedzUsuńJak to co robić? Czytać! A potem spojrzeć na to, co przyniósł ze sobą Geralt i albo wykopać go za drzwi (zachowując jednak wspomnienia wspólnej nocy), albo przytulić do łona i razem leczyć rany:)
UsuńSwego czasu szykowałem się na Sapkowskiego ale przypadkiem trafiłem na "Wiedźmina" w TV - mimo, ze kręcony w moim rodzinnym mieście (bo nie powiem - zamku) i rewirach, które bardzo lubię zrobił na mnie był rozczarowujący w zestawieniu z tymi wszystkimi "och i ach", które słyszałem na temat książki, tak że sobie odpuściłem. I z tego co piszesz wygląda na to, że słusznie bo to chyba jedna z tych książek, które mają swój czas, który niestety bezpowrotnie przemija.
OdpowiedzUsuńŁączenie filmu (wszystko jedno - kinowego czy telewizyjnego) z tym cyklem to niewybaczalny błąd. Teraz już nie pamiętam, czy z kina wyszłam, czy jednak dotrwałam do końca, ale było to jedno z bardziej żenujących przeżyć filmowych, jakie mi się kiedykolwiek zdarzyło.
UsuńDlatego na Twoim miejscu zaryzykowałabym kiedyś wiedźmińskie opowiadania. Ich lekkość, erudycyjność i dowcip mogłyby Ci się spodobać. Choć głowy nie dam:)
Po takim dictum z Twojej strony jest jednak cień nadziei dla "Wiedźmina". Piszesz o opowiadaniach a ja sądziłem, sam nie wiem czemu, że to cykl powieści :-)
UsuńDołączę z boku i podzielę zdanie momarty. O filmie i serialu (zwłaszcza) należy zapomnieć, a już o styropianowym smoku i innych rodzimych FXach, to lepiej w ogóle nic nie wiedzieć :D Gdyby wybierać kinematograficzną kiszkę ostatniego dwudziestolecia "W" spokojnie mógłby powalczyć o podium :)
UsuńMarlow: ja mam opowiadania wydane pod tytułami "Ostatnie życzenie" i "Miecz przeznaczenia". Gdzie i pod jakim tytułem są one wydawane teraz, nie mam pojęcia. Zasadniczo można to traktować jako cykl, ale sam Sapkowski mocno podkreśla odrębność pięcioksiągu. Na pewno jednak jeśli okaże się, że opowiadania u Ciebie nie chwycą, będziesz wiedział że nie ma sensu sięgać po cykl.
UsuńBazyl: Z serialu widziałam ze dwa odcinki, ale odniosłam wrażenie, że był odrobinę (ale to doprawdy subtelna różnica) mniej żenujący niż film w wersji kinowej. Pamiętam to pełne napięcia oczekiwanie na pojawienie się smoka; pamiętam również dźwięki wydawane przez widzów w kinie, tuż po tym gdy wreszcie go ujrzeli:)
Które z nich (chyba że jakieś trzecie) poleciłabyś jako specialite de la maison? Widziałem tylko kawałek serialu w TV i mimo, że wszystko co jest kręcone na zamku w Malborku z definicji jest the best :-) to tym razem zapłakałem gorzkimi łzami. Poziom jak nie przymierzając "Znaku orła" czy "Przyłbic i kapturów", tak że nie dociągnąłem do końca odcinka. A jeśli serial jest lepszy od wersji kinowej to chyba powinni zwracać w kasach za bilety.
UsuńPoleciałabym chyba po bożemu, łatwiej będzie Ci wczuć się w klimat. Czyli pierwszy pełen, nie zaś próbkowy, zbiór opowiadań, jaki się ukazał: "Ostatnie życzenie".
UsuńSwego czasu zarówno film, jak i serial zostały tak gruntownie schłostane biczami krytyki, że wszystko, cokolwiek bym teraz napisała, będzie tylko popłuczynami. W każdym razie: dno dna. Jedno natomiast było znakomite (w filmie na pewno, nie wiem jak w serialu) - muzyka. Mam w domu płytę i co jakiś czas z przyjemnością słucham. Ale to Ciechowski, więc wiadomo:)
@momarta Masz rację. Po prostu jak sobie przypomniałem, to z wrażenia to "zwłaszcza" postawiłem nie przy tym filmie :( A wracając na grunt literacki, to mam ochotę popróbować Meekhanu Wegnera :)
UsuńJa też mam ochotę, i to coraz większą. Z nowych nazwisk (walor nowości jest tu oczywiście względny, dla mnie jednak to nowe osoby) na razie zaopatrzyłam się jednak tylko w Kańtoch; Wegner pójdzie na drugi rzut.
UsuńDzięki - spróbuję ale na Twoją odpowiedzialność - jakby co :-)
UsuńNapisałabym, że po odejściu od bloga reklamacji nie uwzględnia się, ale co mi tam. Będę dzielna, nawet gdy będziesz ciskał gromami niczym Perun:)
UsuńJakaś epidemia na świetne posty, czy co. W każdym razie ten (nie uchybiając innym twoim wpisom) bardzo, bardzo smakowity. Mimo, że temat zupełnie mi obcy, tzn. Wiedźmin, Sapkowski, fantasy a nie temat uczuć i to złożonych do pisarza-twórcy- kreatora wyobraźni. Zastanawiam się tylko, czy dziś (w moich latach) zdolna byłabym polecieć o pierwszej w nocy (zakładając, że niemal codziennie wstaję o 5.15) do paczko-matu po jakąkolwiek książkę. Chyba raczej nie, ale po płytę z musicalem (oczywiście jednym z mojego katalogu the best) całkiem możliwe.
OdpowiedzUsuńJak o tym pomyśleć, to ja już do bardzo niewielu rzeczy jestem zdolna. Albo może bym i była zdolna, ale nie mam siły być. Ciesz się więc, że pobiegłabyś chociaż po płytę:)
UsuńA jeśli to epidemia, to bardzo się cieszę, że ja nieszczepiona:))
Dopuszczam możliwość rozczarowania się, ale dam szansę tej miłości ;-). Dla Wiedźmina może nie wszystko, ale na pewno wiele.
OdpowiedzUsuńCo do filmu - kiedy wyszłam z kina, usilnie wierzyłam, że on dlatego jest kijowy, bo poskracany, i że serial będzie znacznie lepszy. Jakże srogi zawód mnie czekał... Swoją drogą to też pewne mistrzostwo: żeby mając za podstawę znakomitą prozę, dobrą obsadę, niegłupio wybrane plenery - tak spaprać temat... ;-(
Dlatego napisanie i wydanie tej książki z pewnością było inwestycją stosunkowo niskiego ryzyka. Takich jak my będzie więcej:)
UsuńTeraz już nie pamiętam, w czym tkwił największy problem jeśli chodzi o nieudaną ekranizację; obawiam się, że we wszystkim po trochu, choć niewątpliwie znaczący był udział efektów inaczej specjalnych.
Myśląc nielogicznie również zamówiłam, ale nie dostałam sms-a 31.10, ale tylko dlatego, że bardzo inteligentnie podałam nr telefonu domowego zamiast komórki.. Email poszedł do spamu i efekt był taki, że odbierałam paczkę w oddziale Inpostu - bez pewności, że ją dostanę, bo wysyłający zamiast wpisać dane odbiorcy podał tylko email (nie mój w dodatku).
OdpowiedzUsuńPrzeczytać przeczytam na pewno, ale mnie zmartwiłaś...
Pogratulować, pogratulować:D Jakbym jednak wiedziała, że będą mnie budzić w środku nocy, też podałabym nr stacjonarny.
UsuńZaczynam odczuwać lekkie wyrzuty sumienia, zwłaszcza że i własny mąż po przeczytaniu tego posta popatrzył na mnie z wyrzutem. Może dodam więc, że to nie jest zła książka, na pewno nie. Ale jeśli mam wszczynać całą upierdliwą procedurę uchylenia uznania W. za zmarłego, muszę być naprawdę przekonana co do tego, że warto. A jakoś nie jestem.
:-))) Dobrze, że nic mnie z nim nie łączy bo kto wie, może byłabym zazdrosna? Albo wyzwała Cię na pojedynek? A tak... Tylko się pośmiałam i odetchnęłam z ulgą, że nie dałam mu się nigdy uwieść. Nie lubię rozczarowań. ha!
OdpowiedzUsuńPrawdziwa miłość zawsze łączy się z rozczarowaniami, więc jeśli nie książkowo, to z pewnością życiowo dobrze wiesz o czym mówię:)
UsuńA na pojedynek można mnie wyzywać, bardzo proszę. Trzeba się jednak liczyć z tym, że przedstawię wiarygodne i niepodważalne zwolnienie lekarskie!:P
Jestem świeżo po lekturze. Czytając, cały czas miałam w głowie Twoje rozczarowanie. I tak sobie myślę, że może to nie Wiedźmin jest gorszy niż kiedyś, ale po prostu my się zmieniliśmy przez tych naście lat i nie zadowala nas to, co dawniej wręcz oczarowywało. Mój tata przed lekturą "Sezonu burz" odświeżył sobie wszystkie poprzednie tomy. Pytałam, czy jego zdaniem nowa część odbiega jakoś drastycznie od poprzednich. Nie odniósł takiego wrażenia.
OdpowiedzUsuńNa pewno to my się zmieniliśmy (ja w każdym razie na pewno), ale nie sądzę aby (a przynajmniej nie w tym kontekście) była to zmiana na gorsze. Poza tym, nie oszukujmy się, od tamtego czasu przeczytałam nie jedną i nie dwie dobre książki z tego gatunku co Wiedźmin, mam więc dużo szerszą niż wcześniej skalę porównawczą.
UsuńPoza tym jednak wcale nie dziwi mnie reakcja Twojego taty. On jest przecież mężczyzną, a więc już z definicji mniej działały na niego Geralcie uroki:)
Nie napisałaś natomiast nic o tym, jak Ty odebrałaś tę książkę. Było miło czy może jednak fantastycznie?
Sama przyznajesz, że masz teraz szersze spojrzenie. Może jednak gdybyś to dziś a nie wtedy zaczęła czytać serię, Twoje wrażenia z poprzednich tomów również byłyby mniej entuzjastyczne...
UsuńMnie "Sezon burz" nie poraził, chociaż nie zgadzam się też z opiniami, że to książka dedykowana młodocianym fanom gier o Wiedźminie. No, ale ja nigdy nie miałam tak emocjonalnego stosunku do głównego bohatera, więc nie oczekiwałam cudów ;).
Może, a może nie? To jedna z rzeczy, których nie dowiemy się nigdy:) W każdym razie, mój mąż który podszedł do "Sezonu burz" z dużo większą wyrozumiałością niż ja, też twierdzi że różnica pomiędzy starszymi tomami (a zwłaszcza opowiadaniami) jest wyraźna (na niekorzyść Sezonu, oczywiście).
UsuńŁączenie tej książki z fanami gry komputerowej jest o tyle uprawnione, że spora część czytelników to zarazem gracze. Przy czym nawet ci młodociani nie muszą być głupawi, jeśli o to chodziło:P
I nie, ja też nie oczekiwałam cudów. Ale jeśli już mamy odkręcać uznanie za zmarłego, to przydałyby się niedpodważalne dowody, że on to on, nie zaś tylko poszlaki.